niedziela, 27 marca 2011

XX. Naprawi się... xD

Udało nam się jakoś w miarę wytłumaczyć mamie Bieebsa. Patrzyła na mnie bardzo podejrzliwie jak to opowiadałam jej jak w czasie kiedy JB był w łazience poszłam na dół, bo mi się nudziło, a on siedział tam strasznie długo i uznałam, że wrócę zanim jeszcze wyjdzie.
Dziwiła się trochę, że poszłam z mokrą głową… Ale nie miała nic na nas. Byliśmy niewinni.
Na pewno mogła podejrzewać nas o jakiś spisek z Kennym i wgl, ale jakoś nic nie mówiła. To dobrze.
Kiedy (wreszcie) sobie poszła Justin poszedł po suszarkę, podłączył ją obok mnie i zdmuchnął mnie dosłownie.
Zaśmiałam się.
-Wysuszyć ci włosy? – spytał uśmiechnięty.
-Spoko.
Zaczął je suszyć.
Robił to tak delikatnie…
-Już – wyszczerzył się kiedy skończył.
-Ci też wysuszyć? – zaśmiałam się.
Dotknął swoich włosów.
-One to już chyba wyschły…
Wzięłam od niego suszarkę i dmuchnęłam mu prosto w twarz.
Uciekł.
Chciałam za nim pobiec, ale zapomniałam, że kabel jest taki krótki i wyrwałam go z kontaktu. Zrobiłam wielkie oczy.
Wyrwałam go razem z gniazdkiem.
Justin wybuchnął śmiechem.
Popchnęłam go.
-Może da się to jakoś przykleić… - podniósł pozostałości kontaktu. Próbował przyczepić go z powrotem.
Zabawne.
-Masz może klej? – wyszczerzył się.
Spojrzałam na niego przymrużonymi oczami.
Podszedł do mnie i pocałował w usta.
-Nie martw się. Naprawimy.
Westchnęłam i też nie powstrzymałam śmiechu.
-Matko. Robimy tu rozróbę już pierwszego dnia… - skomentowałam.
-Poprawka. TY robisz – wyszczerzył się, ale kiedy poczuł moje mordercze spojrzenie poprawił się – Ok. Niech ci będzie… ROBIMY.
Uśmiechnęłam się słodko.
Ktoś zapukał do pokoju.
Spojrzeliśmy na siebie spanikowani.
Podparłam się o ścianę tak, żeby zasłonić zepsute gniazdko.
Justin poszedł otworzyć.
-Tak? – spytał dziewczyny stojącej za drzwiami.
Ta zrobiła wielkie oczy i zaczęła się drzeć.
Justin westchnął i uśmiechnął się do niej.
-Ciii… - poprosił – Bo zaraz zbiegnie się cała obsługa hotelowa… Coś konkretnego chciałaś?
Dziewczyna ciężko oddychała.
-Ej, może to dziwnie zabrzmi, ale masz klej? – spytał jej Bieber, a ja nie powstrzymałam kolejnego napadu śmiechu.
Dziewczyna dopiero teraz mnie zauważyła. Zmierzyła mnie lodowatym wzrokiem.
No cóż…
Justin patrzył na nią wyczekująco.
-Nie mam… Zrobisz sobie ze mną zdjęcie?
Bieber wziął od niej komórkę i zrobił to o co dziewczyna go poprosiła.
-A potrafisz może naprawiać kontakty? – zapytał inteligentnie Justin.
Zakryłam dłonią usta, żeby znowu nie zacząć się śmiać.
-A co? – spytała.
Odsunęłam się, a Bieber wskazał jej zepsute gniazdko.
-Właśnie w tej sprawie przyszłam… Mama prosiła mnie, żebym spytała, czy u was też nie ma prądu… - powiedziała już bardziej opanowanym tonem.
Skrzywiłam się.
-Kochanie… Chyba spowodowałaś jakieś zwarcie… - powiedział do mnie rozbawiony JB.
-Kurde. Trzeba było nie uciekać – pokazałam mu język.
-Ale ja byłem suchy, no! – zaśmiał się.
Dziewczyna dziwnie na nas patrzyła.
Nie dziwię się jej szczerze mówiąc…
-Nie podkablujesz, co? Przekupię cię troszkę… Chcesz bilety na mój koncert? – dziewczyna pisnęła – Ale dostaniesz je tylko jak nic nie powiesz o tym, że rozwaliliśmy kontakt. Taki mały szantażyk.
Wyciągnął 2 bilety na swój koncert z plecaka i podał fance.
Jej uśmiech był szeroki na całą twarz.
Rzuciła mu się na szyję.
Uśmiechnął się.
-Tylko pamiętaj… Nigdy niczego tu nie widziałaś… Przyszłaś, spytałaś się o prąd i poszłaś. Zapamiętasz?
Pokiwała głową.
Pocałował ją delikatnie w policzek (!), powiedział, że musi naprawić kontakt i zamknął drzwi.
-I co teraz? – spytał rozbawiony.
-Ymm…
-Uciekamy? – zaproponował.
Zaśmiałam się.
-Dobry pomysł.
Do pokoju wbiegła Pattie.
Justin rzucił się na kontakt, ale nie zdążył zasłonić zanim go zauważyła.
-CO WY TU ROBILIŚCIE?!?! – wrzasnęła.
Ups.
-Nic takiego… Suszyliśmy włosy i jak wyciągaliśmy ten no… kabel z prądu to gniazdko się urwało… - tłumaczył JB.
Byłam mu strasznie wdzięczna, że mówił MY.
Pattie pokręciła załamana głową.
-Ale to się naprawi… - obiecał Bieber.
Mama uniosła brwi.
Justin wyszczerzył się przepraszająco.
-To pójdźcie powiedzieć w obsłudze hotelowej, że wyrwaliście gniazdko.
JB się skrzywił.
-A nie możesz ty powiedzieć?
-Nie. Nie mogę. WY zrobiliście, WY naprawicie – oznajmiła bezlitośnie Pattie.
Justin złapał mnie za rękę i poszliśmy jak na ścięcie.
-Yyy… Przepraszam? – powiedział Justin do Wrednej Babki. Spojrzała na nas – Gniazdko wypadło ze ściany…
-Co?!
-No… to co pani usłyszała…
Była wściekła, ale nic nie powiedziała. Zadzwoniła gdzieś i po dziesięciu minutach zjawił się jakiś gościu, który (jak się okazało) miała naprawić kontakt.
Obyło się bez większego wyżywania się na nas.
Uff.
Kiedy już zamieszanie z brakiem prądu i naprawianiem kontaktu się skończyło zauważyłam, że mam 10 nieodebranych połączeń. 5 od rodziców, 2 od Ann, 1 od mojego brata i 2 od jakiegoś zastrzeżonego…
Postanowiłam do nich oddzwonić, żeby się nie martwili.
Zaczęłam od rodziców. Zapewniłam ich, że wszystko jest dobrze i żeby się nie martwili.
Zadzwoniłam do Jake’a, ale nie odbierał…
Następnie wykręciłam nr do Ann. Rozgadałyśmy się i opowiedziałam jej o wszystkim… Prawie nie przestawała śmiać się przez całą rozmowę.
Justin cały ten czas leżał na kanapie obok mnie i siedział na TT.
Zerknęłam mu przez ramię na ekran.
-Co robisz? – zaciekawiłam się.
Spojrzał na mnie.
-Obczajam nasze zdjęcie jak się całujemy. Wszyscy piszą, że to fotomontaż – zaśmiał się – Myślisz, że to prawda? Wygląda realnie…
-Co?!
Rozbawiona zerknęłam na zdjęcia i komentarze pod nim.
-Wow. Taa… Na 100% fotomontaż – roześmiałam się
-A co ty na to, żebyśmy zrobili sobie jakieś fajne zdjęcie i JA je wstawię na swoje TT?
Uśmiechnęłam się.
-Chyba wolę nie… Chcę jeszcze trochę pożyć…
Przytulił mnie czule.
-Przecież cię nie zabiją… – zapewnił – Chyba.
-Nie dzięki.
Zaśmiał się.
-Ale żartuję przecież. Nie dam cię skrzywdzić – pocałował mnie soczyście w usta – Chcę już noc…
Spojrzałam na niego, a on się wyszczerzył.
-Masz jakieś plany co do nocy?? – spytałam podejrzliwie.
-Może… - powiedział tajemniczo.
Mój telefon się odezwał.
-Tak?
Po drugiej stronie usłyszałam wrzask.
On był taki autentyczny…
Słyszałam histeryczny płacz.
Zszokowało mnie to tak, że nie byłam w stanie się rozłączyć.
JB spojrzał na mnie zaniepokojony.
Otrząsnęłam się trochę.
-Tak?
-Uważaj. Dobrze ci radzę – usłyszałam męski głos.
-Ok. A kto mówi? – udawałam, że się nie boję. Szkoda, że tylko udawałam…
-To nieistotne.
-Coś zdaje mi się, że jednak tak.
-Pyskata.
-Bo co?
-Uważaj.
-Grozisz mi?
-Tak.
-A można wiedzieć czemu?
Cisza.
-Mowę ci odebrało?
Osoba po drugiej stronie słuchawki zaśmiała się sucho.
-Nie. Ale ci odbierze jak nie przestaniesz mieć takiej niewyparzonej gęby.
-Ale o co chodzi? Czemu mam uważać? Na co? Co zrobiłam?
-Sama sobie odp.
-Jak?
-To już nie moja sprawa.
-Co chcesz mi zrobić?
-A chcesz się przekonać?
-Nie. A mam jakiś wybór?
Znowu śmiech.
-Pamiętaj jedno: UWAŻAJ.
Sygnał się urwał.
Dopiero teraz zauważyłam, że się trzęsę.
Justin objął mnie bez słowa.
-Co jest? – spytał troskliwie – Kto dzwonił?
-Nie wiem… Znowu ktoś sobie ze mnie żartował…
Uniósł brwi.
-Ale jesteś przerażona…
-Zdaje ci się.
Spojrzał na mnie smutno.
-Powiedz mi o co chodzi, mała.
W moich oczach nie wiedzieć czemu pojawiły się łzy.
-Jakbym wiedziała to bym ci powiedziała…
Zamyślił się.
-Masz ochotę na romantyczną kolację w McDonaldzie? – zapytał trafnie zmieniając temat.
Spojrzałam na niego nieprzekonana.
-Z tymi wszystkim ludźmi, którzy będą się na nas gapić, robić zdjęcia i zadawać pytania??
-Hmm… No dobra. Zły pomysł. To zamówimy McDonald do domu – wyszczerzył się i sięgnął po telefon – Kenny? Kupisz nam coś w McDonaldzie? Nie. Nie wiem gdzie tu jest McDonald… A może się kogoś spytaj? Proooszę… No weź! Co??? Jak to Scooter przyjeżdża? Po co już dzisiaj? Ok. Ale czemu nie mogę jeść w McDonaldzie? No ej!
Kenny chyba się rozłączył.
Justin zrobił zbolałą minę.
-Co jest? – spytałam.
-Nic. – powiedział i uderzył pięścią w kanapę.
-No co? – powtórzyłam pytanie.
-No nic!
Zdziwiłam się, że podniósł głos.
Westchnął i podparł głowę na rękach.
Chciałam coś powiedzieć, ale się powstrzymałam. Jak nie chcę mówić to niech nie mówi. Bez łaski.
Wstałam z zamiarem wyjścia.
Podniósł głowę.
-Co robisz? – spytał.
-Bo ja wiem…
-Idziesz?
-No…
-Ponieważ…?
-No nie wiem… Nie chcesz mi odp, krzyczysz na mnie…
Spojrzał mi w oczy.
-Przepraszam… Zostań. Po prostu… - westchnął – Czasem chciałbym mieć normalne życie…
Przytuliłam go.
-TAK wyglądając nigdy nie będziesz miał – zaśmiałam się.
-Co zrobić – też się zaśmiał – A jutro koncert… - zagryzł wargę.
Uśmiechnęłam się.
-A dzisiaj noc...
Wyszczerzył się od ucha do ucha.
-Też na nią czekasz?




Bahahaha. Czekacie na noc ? xD Byłyście już na NSN? <3

czwartek, 24 marca 2011

XIX. I co teraz?!

Szliśmy dalej wolnym krokiem w stronę hotelu.
W pewnym momencie zerwał się mocny wiatr i zaczął padać deszcz. To stało się tak nagle, że nawet nie zdążyliśmy zareagować. To była największa ulewa jaką przeżyłam. W ciągu 10 sekund wszystko na mnie było mokre.
Wiało akurat od strony, w którą szliśmy i nie bardzo mogliśmy nawet otworzyć oczy.
Justin złapał moją dłoń i najszybciej jak pozwalał nam na to wiatr pobiegliśmy do hotelu. Dobrze, że został już tylko mały kawałek drogi.
Dopadliśmy roześmiani wejścia.
Przed drzwiami hotelu był niewielki daszek.
Justin spojrzał mi czule w oczy, odgarnął mi z twarzy całkowicie mokre włosy i pocałował namiętnie.
Wejście do hotelu było przezroczyste, a więc wolałam nie myśleć o tym kto na nas patrzy…
Przemoczeni weszliśmy do środka.
-Przepraszam! – powiedziała Wredna Babka.
Śmialiśmy się głośno i jej nie usłyszeliśmy.
-EJ, WY!!! – wrzasnęłam.
Obróciliśmy się na nią zdziwieni.
-Moczycie mi cały hotel!
Zaśmiałam się, a Justin udał skruszonego.
-Ale to nie nasza wina, że na dworze pada… Co mamy zrobić pani zdaniem? – spytał Bieber.
Spojrzała na nas morderczym wzrokiem. Zrobiła się czerwona ze wściekłości.
Uniosłam ironicznie brwi.
-To możemy już iść do naszego pokoju? – zapytał JB.
Nie odp, więc poszliśmy.
-Ale z niej dzi… - powstrzymał się zanim skończył słowo.
Spojrzałam na niego i wywróciłam oczami.
-Tak. Jest nią. Naprawdę nie przejdzie ci to przez gardło?? – spytałam z niedowierzaniem.
Uśmiechnął się do mnie uroczo.
-Taa… - powiedziałam, a on musnął mój policzek. - Wystarczyłoby zwykłe NIE, ale…
Pocałował mnie czule w usta.
-Ekhm.
Spojrzeliśmy w stronę, z której dobiegł dźwięk.
Bieber się skrzywił.
Niedaleko nas stała jego mama.
-Hej… - powiedział.
-Jesteście cali mokrzy! – zauważyła.
-No co ty… - skomentował Justin.
Spojrzała na niego smutno.
-Przepraszam, mamo za wcześniej… Nie chciałem, żeby tak wyszło, ale… - nie skończył.
Mama uśmiechnęła się czule.
-Nie szkodzi. Przytuliłabym cię, ale jesteś cały mokry…
Bieber się zaśmiał, wziął mnie za rękę i poszliśmy się przebrać.
Weszliśmy do naszego pokoju.
-To kto idzie pierwszy do łazienki? – spytałam, a on spojrzał na mnie co najmniej tak jak bym powiedziała mu, że widziałam UFO.
-A nie idziemy razem?
Uśmiechnęłam się niepewnie.
-No nie wiem…
Złapał moją dłoń i lekko pociągnął mnie w stronę łazienki. Nie opierałam się. W końcu jesteśmy parą…
Justin przekręcił zamek w drzwiach i zaczął się rozbierać. Ściągnął spodnie i bokserki…
Nieświadomie zagryzłam wargi.
Zanim otrząsnęłam się z oniemienia zaczął wkładać już suche spodnie.
Spojrzał na mnie z szelmowskim uśmiechem.
-Nie rozbierasz się? – spytał.
Zaczęłam zdejmować spodnie, a on zdążył założyć już suchą bluzkę.
Podparł się o ścianę i gapił się na mnie bezkarnie z szerokim uśmiechem na ustach.
Do naszego pokoju w pewnym momencie weszła mama Biebera.
-Justin! Jesteście tu??
-Ku*wa. Jak coś… Myliśmy zęby… - szepnął i wyszczerzył się, ale trochę niepewnie.
Pomyślałam sobie, że jak mama Justina przyłapie nas razem w łazience to może być dla mnie koniec trasy chociaż tak naprawdę to nic takiego tu nic robiliśmy...
JB ostro nad czymś myślał. Trzeba było szybko coś wykombinować…
Nacisnęła na klamkę z drugiej strony.
Serce zaczęło mi strasznie walić.
Justin szybkim ruchem wskazał mi, żebym schowała się za drzwiami.
-Już idę, mamo – powiedział i otworzył.
Pattie spojrzała na niego podejrzliwie.
-A gdzie Jenn? – spytała.
-A nie ma jej tu? – udał zdziwienie.
Rozejrzał się po pokoju.
-Jak wchodziłem do łazienki to jeszcze była…
Na razie dobrze mu szło, ale nie mogę zapeszać.
-Pewnie zaraz wróci – powiedział Bieber.
-Dobrze. To pójdę do łazienki.
Justin zrobił wielkie oczy.
Chyba coś podejrzewała.
-A poczekaj jeszcze chwile – pędem wbiegł do łazienki przed mamą i zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
-Justin! O co chodzi?!
Kurde.
-O nic. Po prostu musiałem…
Pattie głośno westchnęła. Chyba biła się z myślami. Bo jak oskarży Justina o siedzenie ze mną w łazience, a to okaże się nieprawdą to go zrani… Dobrze, że była delikatna.
-Możesz pójść do swojej łazienki, mamo. To jeszcze trochę potrwa… - powiedział Bieber z łazienki.
-Poczekam.
Justin spojrzał na mnie spanikowany.
Rozglądał się po całej łazience, ale nie było nigdzie miejsca gdzie mogłabym się schować…
-A może wyskoczę przez okno? – zaproponowałam szeptem.
Uśmiechnął się.
-Taa… No chyba, że umiesz latać. Kurde. Chyba będziemy musieli jej o tym powiedzieć… - westchnął – A ona sobie pomyśli, że nie wiadomo co robiliśmy, a my się tylko przebieraliśmy…
-Mam pomysł! – powiedziałam uniesionym szeptem.
-Wal.
-Napisz do Kenny’ego, żeby ci pomógł i wywabił twoją mamę z pokoju. On zrozumie.
-Kocham cię! Jesteś genialna! – przytulił mnie.
Po chwili jego ożywienie minęło.
-Ale ja nie mam telefonu…
Skrzywiłam się.
-A ja jego numeru… A Chris ma?
-A co to ma do rzeczy?
-No ma, czy nie ?
Kiwnął głową.
Napisałam do Christiana, żeby przysłał mi nr Kenny’ego i że to pilne.
Po minucie dostałam wiadomość.
Dzięki Bogu!
Napisaliśmy do niego, a Kenny zrobił to o co go prosiliśmy. Wyciągnął mamę z pokoju, żeby pokazać jej coś w swoim… Dobre.
Jak tylko wyszła wyskoczyliśmy z łazienki.
-I co mam powiedzieć jak spyta gdzie byłam?
-Hmm… - zastanowił się Bieber – Powiedz, że byłaś się spytać tej ‘uroczej’ babki z recepcji gdzie… jest jakiś fajny sklep z ciuchami.
-A co jak spyta co mi powiedziała?
-Powiesz, że nie udzieliła ci odp - wyszczerzył się - Mama uwierzy. Ta recepcjonistka jest naprawdę okropna...



Hah. No i kolejny rozdział już dzisiaj, żebyście nie musiały dłużej czekać ;* Jak Wam się podoba to zostawcie komentarz ;) <3

środa, 23 marca 2011

XVIII. To jest trudne...

Zaczęłam się martwić. Justin wybiegł z domu już 5 godz. temu.
Naprawdę.
Pattie odchodziła od zmysłów. Chciała zadzwonić na policję.
-Przestań – poprosiłam ją – Nie martw się. Pójdę go poszukać.
Złapałam coś do założenia na siebie jakby było mi zimno i poszłam do drzwi.
-Ale…
-Tak? – odwróciłam się do niej.
-Idź. Mam nadzieję, że go znajdziesz…
Uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco i wyszłam.
Nie szukałyśmy go wcześniej, bo miałyśmy nadzieję, że pobędzie trochę sam, pomyśli i wróci…. Może by wrócił, ale nie zamierzam dłużej czekać. Nie mam kompletnie co bez niego robić, a Pattie ciągle się żali i denerwuje o niego.
Zeszłam na dół, do recepcji.
Spojrzałam na nieprzyjemną babkę, która dała nam klucza.
Posłała mi lodowate spojrzenie.
Zignorowałam to i podeszłam do niej z ciepłym uśmiechem.
-Przepraszam. Czy widziała może, czy Justin wychodził? – spytałam jej.
-Bieber?
-No.
-Nie mogę udzielić ci takiej informacji.
-Bo…?
-Nie mogę mówić takich rzeczy pierwszym, lepszym ludziom. Nawet nie wiem czy go znasz i czy nie jesteś rozhisteryzowaną fanką.
Uniosłam brwi.
-Wyglądam na rozhisteryzowaną fankę? – spytałam, a ona kiwnęła lekko głową. Nienawidziłam babki – Mniejsza… Przecież pani widziała jak razem wchodziliśmy.
-Nie przypominam sobie.
Ona się ze mnie nabija, czy jak?!
-Ku*wa, to ważne – nie wytrzymałam.
Uniosła głowę z wyższością.
-Bo zawołam ochronę.
Uśmiechnęłam się szyderczo.
-Proszę bardzo. I co pani im powie? Że przeklęłam w miejscu publicznym, czy co?
Babka spojrzała na mnie wzrokiem zabójcy.
-To powie mi pani, czy nie? – powtórzyłam pytanie spokojnie.
-Wyszedł – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
-Uprzejmie dziękuję – posłałam jej ‘promienny’ uśmiech i wyszłam z hotelu.
Stanęłam przed wejściem.
Rozejrzałam się.
Gdzie on mógł pójść…
Starałam się myśleć jak on… Gdzie mogłabym pójść zła na cały świat… Poszłabym przed siebie. Tylko, żeby można było gdzieś usiąść w spokoju….
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy: park.
Poszłam w jego stronę.
Szłam powoli i przyglądałam się wszystkim osobom jakie spotkałam po drodze, żeby nie przegapić przypadkiem jego…
Kiedy już straciłam nadzieję zobaczyłam go.
Siedział sam na ławce w najbardziej odludnionym miejscu.
Patrzył smutno przed siebie.
Podeszłam wolno do niego.
-Można? – spytałam.
Nie odp, ale i tak usiadłam.
-Jak mnie znalazłaś? – spytał po chwili milczenia. W jego głosie słychać było tłumiony płacz.
-Tak jakoś czułam, że tu będziesz… Też bym w takim momencie przyszła właśnie w to miejsce…
Nawet na mnie nie spojrzał.
-Siedzisz tu od 5 godz? – zapytałam.
Pokręcił głową.
-Nie do końca… Trochę chodziłem… - westchnął – Nie mam ochoty wracać do hotelu…
Objęłam go lekko.
-To jest takie trudne… - zaczął – Mama ostatnie wgl mnie nie rozumie i ciągle się czepia… Od razu naskoczyła na mnie, że dałem nr jakiejś fance, a wcale tego nie zrobiłem… - głos mu drżał. Przestał mówić, żeby się nie rozpłakać – A tata… Go nigdy nie ma. Nawet w Kanadzie praktycznie go ze mną nie było.
Niepowstrzymana łza spłynęła po jego policzku.
Przytuliłam go czule.
Obok nas przeszło kilka osób przyglądających się nam z ciekawością.
Miałam ochotę pokazać im środkowy palec, ale dałam sobie spokój, bo dosyć szybko nas minęli.
-Czuję się żałośnie – powiedział pociągając nosem – Ostatnio wszystko mnie przerasta…
Pogładziłam go delikatnie po policzku.
-Będzie dobrze – szepnęłam.
Uśmiechnął się cierpko.
-Nie nie będzie. Wiesz ile razy już to słyszałem?
Spojrzałam w jego przepełnione smutkiem oczy.
-Chyba wgl mu na mnie nie zależy… - powiedział z bólem.
-Przestań. Na pewno zależy.
-Tak?! To dlaczego nie dzwoni do mnie, nie pisze, nie przyjeżdża. W urodziny składa mi życzenia dopiero jak mama mu przypomni… Wiem, bo słyszałem. Nie przyjeżdża na moje urodziny pod byle pretekstem, obiecuje, że gdzieś zabierze w zamian… Ja wierzę mu jak dziecko, a on i tak nigdy tego nie robi…. To boli. Cholernie boli… – wziął głęboki oddech – A jak zadzwoni albo przyjedzie to cieszę się tak, że nawet nie potrafię być na niego zły. Wierzę, że teraz już będzie dobrze, a on znowu o mnie zapomina – przełknął łzy – Ostatnio jak do mnie zadzwonił to… tak bardzo się ucieszyłem, że po prostu sobie tego nie wyobrażasz… A okazało się, że nie dzwoni do mnie tylko z jakąś sprawą do mamy… Czułem się jakby ktoś wyrwał mi serce. Ale nie mówię mu o tym… Nie ma pojęcia jak cierpię z jego powodu. A powinien to zauważyć!! W końcu jest moim pieprzonym ojcem!!! – krzyknął przez łzy.
Nie wiedziałam co powiedzieć… Nie miałam wcześniej pojęcia, że to dla niego takie trudne…
Spojrzał na mnie smutno.
-No dobra. Czas wziąć się w garść – uśmiechnął się z trudem i podał mi rękę, żeby pomóc mi wstać z ławki.
Przytuliliśmy się czule.
-Ok. Idziemy – złapał moją dłoń i poszliśmy w kierunku hotelu.
-A kaptur? – przypomniałam mu.
Westchnął i założył go na głowę.
-Czasem nienawidzę być sławny…
Pocałowałam go delikatnie w usta.
-I pomyśleć, że przez całą podstawówkę miałem cię pod nosem – powiedział.
Wybuchłam śmiechem.
Uśmiechnął się.
-Kurde. I co ja teraz zrobię? Rozwaliłem mojego ukochanego iPhone’a…
Ledwo powstrzymałam się przed kolejnym wybuchem śmiechu.
Spojrzał na mnie i pokręcił głową.
-Ja tu cierpię, a ty się śmiejesz… - powiedział z wyrzutem uśmiechając się do mnie.
-Wcale się nie śmieje – musnęłam jego policzek.
-Może od razu bym tu gdzieś nowego kupił?
Spojrzałam na niego dziwnie.
-No co? – spytał rozbawiony.
-Nic – powiedziałam – Po prostu rozwala mnie to, że możesz sobie rzucać iPhonami…
Tym razem on wybuchnął śmiechem.
-No nie do końca mogę…
Uśmiechnęłam się do niego.
Objął mnie ręką, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.




Yo. ;D Dziękuję za wszystkie propozycje do dalszych rozdziałów <3 Ale z Was zboki... xD

Jak się Wam podoba to komentujcie :) <3

Special for Susan :***

poniedziałek, 21 marca 2011

XVII. Londyn

Już od godz. byliśmy w podróży. Samolot wystartował o 22.46.
Siedziałam obok Justina. Ciągle trzymaliśmy się za ręce.
Bieber w pewnym momencie zaproponował, żebyśmy posłuchali muzyki. Dał mi jedną słuchawkę, a drugą wziął dla siebie.
Siedzieliśmy objęci, słuchają piosenek.
W słuchawkach nagle zaczął lecieć utwór Rihanny „S & M”.
Justin zaczął się wygłupiać i udawać, że śpiewa.
Patrzyłam na niego rozbawiona.
Hmm… Nie tylko ja.
Rozejrzałam się. Uwaga wszystkich była skupiona na nas.
Szturchnęłam go i pokazałam ruchem ludzi.
Skrzywił się i machnął ręką.
-Olej ich. W końcu się znudzą. Wyobraź sobie, że ich tu nie ma i jesteśmy sami. Czuj się swobodnie. Niech ten lot będzie przyjemny – musnął mój policzek.
Pokiwałam głową.
-Ok. Spróbuję…
Uśmiechnął się.
Ziewnęłam.
-Jesteś zmęczona? – spytał.
-Tak minimalnie…
-To może się prześpij?
Byliśmy zaopatrzeni w 2 poduszki. Jedną JB położył na swoich kolanach.
Położyłam na niej głowę, a on głaskał delikatnie moje włosy.
Zasnęłam momentalnie.
Kiedy się obudziłam Justin przytulony do mnie spał z głową opartą na mnie.
Nie chciałam go budzić i starałam się nie ruszać, ale i tak to zauważył.
-Już nie śpisz? – przetarł oczy.
Pokiwałam głową.
Uśmiechnął się zaspany. Spojrzał na zegarek.
-To trochę pospaliśmy…
Też zerknęłam na godz.
-Wow… Ale w sumie nie dziwię się nam – roześmiałam się.
Też się uśmiechnął.
Bieber wyjrzał przez okno samolotu.
-Ładny widok – powiedział.
Spojrzałam. Był niesamowity.
-Śpimy dalej? – wyszczerzył się Justin – Te strefy czasowe nieźle dadzą się odczuć i będziemy na miejscu strasznie zmęczeni…
-Ja teraz nie zasnę – stwierdziłam – Ale ty możesz spać – uśmiechnęłam się.
-Nie… Jak ty nie będziesz to ja też…
-Przestań. Naprawdę śpij.
-A nie obrazisz się?
-No co ty! – uśmiechnęłam się – Branoc.
Pocałował mnie w usta i znowu zasnął.
Siedziałam i myślałam nad wszystkim… Dużo czasu zajęło mi myślenie o tym jak zmieniło się moje życie po poznaniu Justina… i o tym jak się jeszcze zmieni…
Nie wiedziałam, że zasnęłam, ale uświadomiłam to sobie jak podchodziliśmy do lądowania. Justin już nie spał.
Uśmiechnął się do mnie.
-A jednak zasnęłam… - powiedziałam.
-I dobrze. Przynajmniej będziesz mniej zmęczona.
-Jest 12:03? – zrobiłam wielkie oczy.
-Aha. Te strefy…
-Hah.
Na lotnisku czekała na nas Pattie z Kennym.
Bieber rzucił się im w objęcia.
Też nieśmiało się przywitałam.
Mama Justina zmierzyła mnie zaciekawionym wzrokiem od dołu do góry.
Uśmiechnęła się.
-Jenn, tak? – spytała.
Kiwnęłam głową.
-Miło mi cię poznać – podała mi rękę.
Denerwowałam się trochę…
JB właśnie zamierzał założyć na głowę kaptur, gdy zbiegli się paparazzi.
-Justin! Justin! – dało się słyszeć ze wszystkich stron.
-Ku*wa – zaklął cicho JB, założył kaptur i ze spuszczoną głową poszedł na przód.
Pattie chyba usłyszała, bo posłała mu karcące spojrzenie.
Zaraz zbiegły się fanki.
Ze wszystkich stron błyskały flesze i było słychać „Justin! Justin!”. Justin to, Justin tam to.
To było nie do wytrzymania. Nie można było usłyszeć własnych myśli. Zaczęło kręcić mi się w głowie.
JB chyba zauważył, że niepewnie idę. Spojrzał na mnie i kiedy zobaczył jaka jestem blada objął mnie ręką.
-Źle się czujesz? – szepnął.
Pokiwałam głową. Jego głos słyszałam jakby z oddali.
Zamrugałam oczami. Wzięłam głęboki oddech i zrobiło mi się trochę lepiej.
Justin patrzył na mnie troskliwie.
Powoli wszystko się uspokajało. Wrzaski przestały mi się wydawać takie głośne i przestało mi być tak słabo.
Dziewczyny ciągle wołały, żeby JB zrobił sobie z nimi zdjęcie, ale on trzymał mnie…
-Idź – powiedziałam.
-Co?
-No zrób sobie z nimi zdjęcie jakieś jedno – uśmiechnęłam się.
Też się uśmiechnął i poszedł do fanek.
Szybko pstryknął sobie z kilkoma fotkę i poszliśmy dalej.
Kiedy paparazzi zauważyli do jakiego samochodu zmierzamy szybko go okrążyli.
Justin zdenerwowany przepchnął się przez nich i popchnął jednego tak, że ten wpadł na inny samochód.
Nigdy nie widziałam go takiego wściekłego.
Otworzył przede mną drzwi samochodu i wsiedliśmy wszyscy.
Paparazzi nie dawali za wygraną i dalej stali przy samochodzie uniemożliwiając nam wyjazd.
To było straszne.
Widziałam nieraz takie akcje w Internecie, ale na żywo było milion razy gorzej…
Bieber próbował ruszyć, ale oni nie chcieli się przesunąć. Trąbił i powoli jechał, ale oni nie zamierzali się przesunąć.
Justin musiał uważać, żeby nikogo nie przejechać.
-Ku*wa, ku*wa, ku*wa – mówił zdenerwowany JB powoli wyjeżdżając z parkingu.
-Justin! – upomniała go Pattie.
Nie zareagował na słowa mamy.
Udało nam się.
Wyjechaliśmy.
Paparazzi jeszcze jakiś czas za nami biegli, ale wiedzieli, że nie mają szans i sobie odpuścili.
-Justin… Mamy jeden problem… - powiedziała Pattie.
-Jaki?
-W hotelu, którym będziemy mieszkać pokoje zamówiliśmy jeszcze zanim było wiadomo, że będzie z nami Jenn…
Bieberowi zabłysły oczy.
-I niestety będę musiał spać z nią? – spytał z nadzieją w głosie.
-Justin – upomniała go lekko rozbawiona.
-Będę? – zagryzł wargę.
Pattie westchnęła.
-Ale, żebyście mi tam nic w nocy nie wyprawiali…
Bieber nie powstrzymał się i wybuchnął śmiechem.
Pattie posłała mu mordercze spojrzenie.
-Pewnie, że nic nie będziemy ‘wyprawiali’ – zapewnił rozbawiony.
Ta wiadomość bardzo poprawiła mu humor.
-Tylko nie wiemy co na to Jenn… - spojrzała na mnie – Możesz spać z Justinem?
-Mogę… - odp.
JB się wyszczerzył.
-To będzie noc – westchnął rozmarzony, a Pattie trzepnęła go w głowę.
-Ej! Bo spowodujesz wypadek, mamo – jęknął.
Kenny się zaśmiał, a Bieber spojrzał na niego z ‘wyrzutem’.
Do hotelu dojechaliśmy bez problemów.
Uff. Nie było tu dużo ludzi.
Justin miał czapkę, kaptur i szedł z pochyloną głową.
Podeszliśmy do recepcji.
Kobieta, która nas obsługiwała była bardzo nieprzyjemna.
Dostaliśmy klucze.
Weszliśmy.
Justin zrzucił kaptur i rozejrzał się.
-Milusio – stwierdził rozbawiony – To my z Jenn śpimy tu, tak? – wskazał pokój z większym łóżkiem.
Pattie kiwnęła głową.
-Początkowo ja miałam tu spać, ale wy nie zmieścicie się w jednoosobowym łóżku…
-To jednoosobowe też jest spore… - stwierdził Bieber – Ale wolimy spać w większym – wyszczerzył się do mnie.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Co taka cicha dzisiaj jesteś? – spytał i objął mnie czule – Ciągle kiepsko się czujesz? – musnął mój policzek.
-Jest ok. – zapewniłam go.
W rzeczywistości nie czułam się za ciekawie, ale nie chciałam go martwić.
Pattie patrzyła się na nas.
Justin uśmiechnął się do niej zniewalająco.
Wywróciła oczami i poszła się rozpakować.
-Rozejrzymy się po okolicy? – zaproponował JB.
-Jasne. A nie boisz się? – spytałam.
-Nie – odp uśmiechnięty.
-Nigdzie nie pójdziecie – wtrąciła się Pattie – Chyba, że z Kennym.
-Czemuu? – spytał zawiedziony Bieber.
-Już o tym rozmawialiśmy. To niebezpieczne.
Justin wywrócił oczami.
-Taa… To zostajemy – powiedział z obrażoną miną i usiadł na łóżku.
Wziął do ręki swojego iPhone’a i zrobił wielkie oczy.
-Co?! 5000 nieodebranych połączeń i…3856 wiadomości?! – westchnął – Znowu trzeba zmienić nr…
Zerknęłam nie wierząc na wyświetlacz jego telefonu.
-Wow – tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
-No co ty – powiedział z sarkazmem.
-Justin… Ile razy mam ci mówić, żebyś nie dawał swojego prywatnego nr żadnej fance? – spytała poirytowana mama Biebera.
-Ku*wa – zaklął Justin i wstał z zamiarem pójścia do łazienki.
Pattie złapała go mocno za ramię.
-Nie mów tak! – powiedziała patrząc mu w oczy.
-Ok. – zgodził się – Ale puść mnie.
-Nie. Oddaj mi telefon. Zmienię ci nr i oddam za 5 dni.
-Nie – powiedział stanowczo.
-Tak, Justin. Ile razy musimy to przerabiać?
Bieber spojrzał na mamę i patrząc jej w oczy rzucił telefonem o ścianę.
Zszokowało mnie to.
Telefon rozpadł się na części.
Pattie uderzyła go w twarz.
Nawet nie mrugnął.
-Justin. Co się z tobą dzieje? – spytała niemal łagodnie.
Nie odp tylko wyszedł i trzasnął drzwiami.
Mama podparła głowę na ręce.
-I co ja mam teraz robić? – zwróciła się do mnie – Myślałam, że jak od siebie odpoczniemy i on odpocznie od sławy to zacznie zachowywać się lepiej… Ostatnio tak bardzo się zmienił…
-Może będzie dobrze – powiedziałam – Po prostu jest zmęczony podróżą...



Jak Wam się podoba to komentujcie i jak macie pomysły to piszcie Wasze sugestie co do nowych rozdziałów :D <3

sobota, 19 marca 2011

XVI. Piosenka.

Do szkoły dotarłam z Justinem bez żadnych problemów w postaci paparazzi.
-To hej – powiedziałam pod szkołą.
-Pa, mała – przytulił mnie czule.
Poszłam na lekcje.
W szkole fakt, że spałam 4 godz. dawał o sobie znać. Na lekcjach wgl nie mogłam się skupić i musiałam się naprawdę pilnować, żeby nie zasnąć. Na dodatek paskudnie bolała mnie głowa. Na piątej lekcji nauczycielka zauważyła, że jestem blada i kazała mi pójść do pielęgniarki.
Pielęgniarka stwierdziła, że nie mam gorączki i nic nie wskazuje na to, że jestem chora. Kazała mi wrócić na lekcje. I dobrze. Nie chcę być chora. MUSZĘ polecieć z Justinem do Londynu.
Dzisiejszego dnia chłopak z mojej klasy pobił się z jakimś innym, którego znałam tylko z widzenia… Lali się w łazience i zanim ktoś doniósł nauczycielom mój kolega z klasy ledwo trzymał się na nogach, a ten drugi… No cóż… Nie był w lepszym stanie… Nikt nie wiedział o co poszło, a chłopacy za nic nie chcieli się przyznać. Ciekawe…
Na siódmej lekcji, którą była biologia w pewnym momencie zrobiło mi się ciemno przed oczami i… obraz się urwał.
Obudziłam się w domu. Obok mnie, na krześle siedział Justin z głową opartą na rękach.
-Yo – powiedziałam, a on się przestraszył.
Uśmiechnął się do mnie czule.
-Obudziłaś się – ucieszył się.
Też uśmiechnęłam się słabo.
-Co jest tak ogółem? – spytałam.
-Zemdlałaś w szkole. Nauczyciel zadzwonił po twoich rodziców. Oni zawieźli cię do szpitala, gdzie lekarze stwierdzili, że nic ci nie będzie, niedługo się obudzisz i mogą cię wziąć do domu. Wtedy zadzwonili do mnie. Strasznie się przestraszyłem o cb i pognałem do waszego domu. No i to chyba na tyle… Usiadłem tu sobie i czekałem aż do nas wrócisz.
Przytuliłam się do niego.
-Kooocham cię – powiedziałam.
Uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w usta.
-Ja cb też, kochanie – jak tylko słyszałam to w jego ustach czułam się szczęśliwa – Może powiem twoim rodzicom, że się ocknęłaś.
Poszedł ich zawiadomić i zaraz wrócił z moim tatą, mamą i bratem.
-Mówiłem, że będzie żyła – wyszczerzył się Jake – Hej, młoda.
-Cześć – uśmiechnęłam się – Ale mogę dzisiaj jechać z Justinem do Londynu, prawda? – spytałam przerażona.
Mam spojrzała na mnie czule.
-Tak. Możesz, ale pod warunkiem, że masz siłę… Lekarz powiedział, że zemdlałaś z przemęczenia… Ale wiemy ile dla cb znaczy ten wyjazd.
-Dam radę – uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
Bieber wyszczerzył się szczęśliwy.
-No to może zostawimy was samych… - odezwał się brat i wyszedł z pokoju, z rodzicami.
-Mam coś dla cb – powiedział Justin.
Sięgnął do kieszeni.
Wyjął z niej małe pudełeczko.
Podał mi.
Otworzyłam uśmiechnięta.
Była w nim srebrna zawieszka w kształcie serca. Taka na moją bransoletkę.
-Pomyślałem, że może ci się spodoba… Jest taka zwyczajna, ale określa to, co do cb czuję…
Przytuliłam się do niego.
-Dziękuję – szepnęłam.
Objął mnie.
Siedzieliśmy tak przytuleni.
-Najchętniej nigdy bym cię nie puszczał… - powiedział Bieber.
Odsunęłam się od niego minimalnie i spojrzałam mu w oczy.
Uśmiechnął się i musnął moje usta. Zrobił to jeszcze raz i zaczął mnie namiętnie całować.
Ciągle denerwowałam się, że ktoś nagle wejdzie do pokoju, ale nie chciałam przestawać…
Wplątał ręce w moje włosy…
W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi.
Spojrzeliśmy na siebie.
Skrzywiłam się.
Poprawiłam włosy,
-Proszę.
Do pokoju weszła Ann.
-Już dobrze się czujesz? – spytała troskliwie.
-Yhm. Dzięki, że pukasz – uśmiechnęłam się.
Wybuchła śmiechem.
-Wiedziałam, że jak jesteście w pokoju we dwójkę to nie wypada mi tak po prostu wejść…
JB się wyszczerzył.
-Przyszłabym do cb wcześniej, ale miałam lekcje… Strasznie się o cb martwiłam… - mówiła do mnie przyjaciółka.
-Kochana jesteś – powiedziałam.
-A jedziesz do Londynu?
Pokiwałam głową.
Ann jakby posmutniała, ale zaraz przywołała uśmiech na swoją twarz.
-No to możecie kontynuować to na czym skończyliście, a ja sobie popatrzę – wyszczerzyła się.
Zaśmiałam się.
-Ta jasne.
-Czemuuu nie? – spytała.
Spojrzałam na Justina.
-Bo nie całujemy się na pokaz – powiedział rozbawiony Bieber.
-A to pech… - westchnęła Ann.
-Kto się całuje? – Jake zajrzał do pokoju przez uchylone drzwi.
-Teraz nikt. Nie podsłuchuje się – pokazałam mu język.
-Uważaj sobie – powiedział ‘groźnie’ – Jak się czujesz?
-Całkiem spoko – odp.
-To miło. Ok. To w takim razie się zmywam i wam nie przeszkadzam Romeo & Juliet.
Uśmiechnęłam się lekko.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy.
-Ej! Co jest?? – spytałam zniecierpliwiona – Co robimy? – wyszczerzyłam się.
Bieber się zaśmiał.
-Powinnaś odpoczywać…
-A tam – chciałam się podnieść, ale Justin delikatnie mnie przytrzymał.
-Musisz odpoczywać… Chcesz znowu zemdleć? Jak ci się coś stanie to nie będziesz mogła pojechać…
Spojrzałam na niego zadziornie i wstałam szybko z łóżka.
Złapał mnie, wziął na ręce jak małe dziecko i położył delikatnie z powrotem.
Ann chichotała.
-Ale jesteś… - powiedziałam ‘obrażona’.
Pocałował mnie delikatnie w usta.
Wywróciłam oczami.
-To co mądralo będziemy teraz robić jak nie pozwalasz mi się podnosić?
-Możemy pośpiewać – wyszczerzył się.
-Ok. Śpiewaj. Nigdy jeszcze nie słyszałam cię na żywo – zaśmiałam się.
Bieber zagryzł wargę.
-Napisałem coś dla cb… - powiedział nieśmiało.
-Nie żartuj! – zawołałam rozpromieniona – Śpiewaj.
Usiadłam i wlepiałam w niego gały.
Zaśmiał się.
-No śpiewaj!! Czekaj… Jake ma gitarę… JAKE!!!! – zawołałam.
-Ta? – spytał wchodząc do pokoju.
-Daj Justinowi gitarę to mi pośpiewa – wyszczerzyłam się.
Kiwnął głową i zaraz wrócił z gitarą.
Podał ją Bieberowi i wyszedł.
-Coś jakiś kiepski humor ma mój ukochany braciszek… - stwierdziłam.
Justin rozsiadł się z gitarą i zaczął grać.
Piosenka była piękna.
Słowa sprawiały, że przez całą nie przestawałam się uśmiechać.
-I jak? – spytał, gdy skończył grać.
Pisnęłam i rzuciłam mu się na szyję.
-Podoba ci się? – spytał roześmiany.
-Pytanie!! Zakochałam się w niej! – pocałowałam go w usta.
Uśmiechnął się szeroko.
-Matko. Zachowuję się dzisiaj jakbym miała co najmniej ADHD, a ponoć zemdlałam z wyczerpania – zaśmiałam się i spojrzałam na Justina – Ty dajesz mi energię.
Wyszczerzył się.
-Jak elektrownia?
Uśmiechnęłam się.
-Tak dokładnie – stwierdziłam rozbawiona – O. A teraz zagraj Baby i będziemy we trójkę śpiewać – wyszczerzyłam się do Ann. Obie znałyśmy tę piosenkę na pamięć.
Bieber się zgodził i co najmniej godzinę wygłupialiśmy się przy śpiewaniu.
-Ślicznie śpiewasz – powiedział do mnie kiedy skończyliśmy.
-Ha. Nie żartuj!
-Nie żartuję – powiedział – Bardzo mi się podoba twój głos.
-Oj, przestań.
-Matko. Czemu mi nie wierzysz?
-Bo ja wiem… Lubię się z tobą droczyć.




Jeśli się podoba to zostawcie komentarz :)

czwartek, 17 marca 2011

XV. Zbieg okoliczności?

Obudziłam się o 4:00. Przekręcałam się z boku na bok. Nie byłam w stanie zasnąć… Wow. 4 godz. snu… Ale lepsze niż nic.
Wstałam. Wiedziałam, że nie mam szans zasnąć. Było mi słabo.
Otworzyłam okno i wzięłam głęboki wdech.
Od razu zrobiło mi się lepiej. Tylko pytanie co będę robić przez jakieś 2 godz. zanim zacznę szykować się do szkoły…
Spojrzałam na komórkę. Właśnie dostałam sms'a.
„Śpisz?” – Justin.
To dziwne…
„Nie. A Ty? xD”
„Właśnie śpię, jak widać… Naprawdę nie śpisz??? Nie myślałem, że odp.”
„Niespodzianka ;D Nie mogę totalnie zasnąć…”
„A spałaś chociaż trochę?”
„No. Gdzieś 4 h”
„Ja też coś koło tego… Hah. To dziwne, że budzimy się w tym samym czasie…”
„No trochę…”
„:)”
„Haha. Nie dziwię się, że masz niewyobrażalne rachunki za telefon, jak marnujesz sms'y na emotikony ;P”
„Moim zdaniem to nie marnowanie :P Co Ty na to, żebym do Cb przeszedł? Poszlibyśmy na romantyczny spacer o wschodzie słońca…”
Uśmiechnęłam się. Spodobał mi się ten pomysł.
„Ok. Czekam.”
Pobiegłam szybko do łazienki ubrać się i przyszykować.
Po dosyć krótkim czasie Bieber zapukał w okno mojego pokoju.
Wyszłam.
Przytuliliśmy się na powitanie.
Justin chwycił delikatnie moją rękę.
Poszliśmy przed siebie wolnym krokiem.
JB spojrzał mi w oczy.
-Ciągle nie mogę dojść do tego jaki mają kolor… - stwierdził.
Uśmiechnęłam się.
-Ale jeśli ktoś go odgadnie to tą osobą będę ja – obiecał.
Położyłam głowę na jego ramieniu, a on objął mnie jedną ręką w pasie.
-Ale tu cicho w porównaniu ze środkiem dnia… - dumał Bieber.
-Aha – przyznałam mu rację.
Szliśmy w milczeniu napawając się swoją obecnością.
-Nie jesteś już na mnie zła, prawda? – spytał Justin.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Chyba nie…
Przytulił mnie mocniej.
-Przepraszam, że za wami poszliśmy…
-Spoko… Nic takiego się nie stało, ale wolałabym, żebyś pozwolił mi gdzieś, kiedyś samej pójść…
Uśmiechnął się i czule pocałował mnie w usta.
-Obiecuję.
Obok nas przeszła jakaś babcia i uśmiechnęła się serdecznie.
Spojrzeliśmy na siebie z Justinem.
Też się uśmiechnęliśmy.
-Czyli dzisiaj do Londynu… Fajnie będzie – powiedział JB.
-Na pewno. Już się nie mogę doczekać… - trochę posmutniałam.
-Ej. Co jest? – spytał troskliwie.
-Nic. Tylko boję się, że z zazdrości rzucę się na jakąś z twoich fanek… Albo one dla odmiany na mnie – skrzywiłam się, a on wybuchnął śmiechem.
-To nie jest wcale śmieszne – popchnęłam go lekko.
Wyszczerzył się.
-Jak to nie?
Posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Ok. Nie jest – musnął mój policzek.
Westchnęłam.
-Teraz wszystko jest takie proste… Jesteśmy jak para normalnych nastolatków, z normalnymi problemami, a w Londynie zacznie się już na nowo twoje życie gwiazdy…
Justin spochmurniał.
-Nie myślmy teraz o tym. Napawajmy się tymi chwilami, a nie martwmy na zapas.
Pokiwałam głową.
-Zimno ci? - spytał Justin w pewnym momencie.
Tak. Było.
Nie czekając na odpowiedź zdjął swoją bluzę i okrył mnie nią.
-A ci nie będzie zimno? - zapytałam.
Pokręcił przecząco głową.
-Ty mnie ogrzejesz - powiedział i przytulił mnie.
-Może już zawracajmy powoli, co? Jak rodzice i brat się obudzą to będą się o mnie martwić.
-Ok. – zgodził się Bieber.
Szliśmy wolnym krokiem.
-Co powiesz na to, żebyś na koncercie w Londynie była moją One Less Lonely Girl? – wyszczerzył się Justin.
-Chętnie – uśmiechnęłam się – Nie chcę mi się iść do szkoły…
-Ale pomyśl sobie, że to już ostatni raz przed tygodniową przerwą – powiedział JB.
-No… To tak jakby trochę lepiej brzmi…
Jego ręka z moich pleców powędrowała trochę niżej.
W pierwszym momencie chciałam zareagować i kazać mu ją zabrać, ale dałam sobie spokój. Niech się cieszy. Spojrzałam tylko na niego i szliśmy dalej.
W pewnym momencie zza rogu wyskoczył paparazzi i zaczął robić nam zdjęcia. Matko. Ale się w pierwszym momencie przestraszyłam.
Justin tylko posmutniał i przyśpieszyliśmy kroku.
-Justin! Justin! Czy to twoja nowa dziewczyna?! – wołał paparazzi.
-Olej go – szepnął do mnie.
Szliśmy dalej objęci. Cieszyłam się, że Justin nie odskoczył ode mnie jak tylko nas przyłapali.
-Ok. Ale tego się nie spodziewałam… Może w dzień, w kinie, w centrum handlowym, wszędzie. Ale nie o tej godzinie… Czy ci paparazzi w ogóle nie śpią? – mówiłam do Biebera.
-Spytaj się go – zaśmiał się Justin.
Wyszczerzyłam się.
-Yyy, przepraszam? Czy pan czasem śpi? – zwróciłam się do paparazzi.
JB wybuchnął śmiechem.
Mężczyznę zamurowało i nawet przez sekundę przestał robić zdjęcia.
-No co za nieuprzejmość. Nawet nie odpowie – oburzyłam się, a Justin ciągle chichotał.
-Ej, ty - Justin stanął twarzą w twarz z paparazzi – Czemu nie odpowiedziałeś na pytania zadane przez moją dziewczynę? – spytał groźnie.
Paparazzi znowu wyglądał na zakłopotanego.
Bieber uniósł brwi.
-Yyy… No czasem śpię… - odpowiedział.
Zaśmiałam się.
Justin pokazał mi ruchem głowy, żebyśmy biegli. Wziął mnie za rękę i szybko znaleźliśmy się niedaleko mojego domu.
-Ok. Już się nabawiłeś tym swoim aparacikiem – odezwał się JB do paparazzi – Teraz spadaj albo zawołam ochronę – zagroził.
Mężczyzna tylko pstryknął nam jeszcze kilka fotek i oddalił się.
-Uff…
-Dobrze, że dopiero dzisiaj mnie znaleźli. Mogło być gorzej – stwierdził Bieber – I dobrze, że trafił nam się tylko jeden i to jeszcze taki w normie. Nie był jakiś maksymalnie nachalny.
Kiwnęłam głową.
-Idziesz do mnie? – spytałam.
-Yhm. Odprowadzę cię później do szkoły i pójdę do domu.
Uśmiechnęłam się.

środa, 16 marca 2011

XIV. No co za.

Razem z Ann postanowiłyśmy pójść do centrum handlowego. Tak dawno nie byłyśmy razem na zakupach…
Do sklepu miałyśmy jakieś 20 minut drogi pieszo… Uznałyśmy, że przejdziemy się i pogadamy.
-No to opowiadaj mi wszystko, co między wami zaszło. Chcę wiedzieć WSZYSTKO – wyszczerzyła się Ann.
Uśmiechnęłam się.
Zaczęłam opowiadać jej wszystko z dokładnymi szczegółami.
-Aww – powiedziała.
Zaśmiałam się.
-Justin jest taaki romantyczny – rozmarzyła się – Po tym, co opowiadasz to też zachciało mi się mieć nagle chłopaka.
Uśmiechnęłam się tajemniczo.
-Co? – spytała Ann.
-Christian cię chyba lubi…
-Pogrzało cię? – zaśmiała się.
-No powiedział, że cię lubi. Nie ściemniam.
-Tak po prostu to powiedział?
-No nie do końca…
-Aha! Mam cię! – uśmiechnęła się – To co powiedział?
-Coś w rodzaju, że poflirtuje z tobą pod naszą nieobecność…
Ann się skrzywiła.
-Jakie to romantyczne… - powiedziała z sarkazmem.
-No, ale wiesz… Podobasz mu się – pokazałam rząd moich białych zębów.
Ann wywróciła oczami.
-No weź nie zgrywaj takiej niedostępnej. Może Chris jest fajny. Ja nie wiem… Widziałam go raptem może 3 razy w życiu.
Przyjaciółka uśmiechnęła się zrezygnowana.
-Ok. Jak będzie się o mnie starał to dam mu szanse… Jest całkiem ładny…
-Taaaakie ciacho – wyszczerzyłam się.
Roześmiałyśmy się razem.
Obok nas przeszedł ładny chłopak.
-Ten też jest niezły – stwierdziłam.
-Tylko pamiętaj kochana, że jesteś w związku – przypomniała mi Ann.
-Oj, wiem, wiem. Raczej szukam chłopaka dla ciebie, jakby Chris nie wypalił.
Ann popchnęła mnie lekko.
Zaczęłyśmy się przepychać jak jakieś idiotki, którymi po głębszym zastanowieniu byłyśmy.
Kiedyś, żeby zwrócić na siebie uwagę jednego chłopaka tłukłyśmy się litrową butelką. Nie. Nie żartuję, ale to całkiem inna historia…
Kiedy tak się pchałyśmy w pewnym momencie, popchnięta przez Ann wpadłam na jakiegoś kolesia. Prawie nas przewróciłam, ale tylko się zachwiał i przytrzymał mnie żebym nie upadła.
-Sorryyy… - powiedziałam skruszona. – To przez nią – wskazałam wyszczerzoną przepraszająco Ann. Spojrzałam na twarz chłopaka. Był na oko w moim i Ann wieku i miał śliczne, niebieskie oczy…
Chłopak się uśmiechnął.
-Spoko. Żyję.
Spojrzał na mój biust. Typowe. Rozczarował mnie.
-To cześć – powiedziałam, obróciłam się na pięcie i poszłam z przyjaciółką w dalszą drogę.
-Ale był gorący – powiedziała Ann, kiedy poszłyśmy dalej – Czemu go tak spławiłaś?
-A tam. Prymityw. Nie byłby ciebie wart. No… Trzeba tylko przyznać, że oczy miał ładne…
-Czemu prymityw?
-Bo od razu zaczął gapić się na mój biust.
-Aaa… To odpada. Jacy chłopacy są żałośni…
-Dokładnie.
Doszłyśmy do sklepu.
-To gdzie najpierw? – spytałam. Otworzyłam usta zszokowana – Czy widzisz to co ja?
Odwróciła się.
-OMG! OMG! To JUSTIN BIEBER!!! – nabijała się Ann piskliwym szeptem.
-Myślisz, że za nami poszli? – spytałam.
Ann się skrzywiła.
-I słyszeli KAŻDE słowo? – dodała – Nie rozmawiałyśmy cicho…
-Jeśli tak to dni Justina Biebera – światowej gwiazdy o ślicznej gębie i Christiana Beadlesa – komika, są policzone – powiedziałam.
-Gapią się na nas – stwierdziła Ann.
-Czy oni muszą wszędzie za nami łazić?!
-Bieber pewnie cię kontroluje, czy go nie zdradzasz – zaśmiała się przyjaciółka.
Zacisnęłam usta.
-Biegniemy.
-Co?
-Biegniemy! – złapałam ją za rękę i popędziłam w pierwszym lepszym kierunku. Znałam to centrum handlowe, jak własną kieszeń. Tu nie mięli z nami szans.
-Odwróć się – poprosiłam Ann – Biegną za nami?
-No – potwierdziła.
-Serio? – zaśmiałam się.
-Yhm.
Też się odwróciłam.
-Kurde, jacy oni są szybcy.
Wleciałyśmy do sklepu z ciuchami.
Rozejrzałam się, gdzie można się schować.
Czułam się jak małe dziecko, bawiące się w chowanego.
W moje oczy rzuciły się przymierzalnie.
Pociągnęłam Ann za sobą i weszłyśmy do jednej.
-Ale poznają po butach – powiedziała.
-Mam pomysł.
Wspięłam się na krzesło, tak, że nie było mnie z zewnątrz widać.
-Zdejmij szybko buty i skarpetki – poleciłam Ann.
-CO?
-No szybko!
Zrobiła to co jej poleciłam.
Zaraz do sklepu wpadli chłopacy.
Tak. Było ich słychać. Nie zachowywali się zbytnio dyskretnie.
-Dzień dobry – powiedział Justin do sprzedawczyni – Czy były tu takie dwie piętnastolatki dyszące, jak po jakimś wyścigu albo... no wie pani? – spytał JB.
Jak go tylko dopadnę.
Tylko, żeby nas nie wydała – błagałam w duchu.
Cisza. Nie było słychać jej odpowiedzi.
Czekałyśmy z zapartym tchem.
W pewnym momencie nasza przymierzalnia otworzyła się bardzo energicznie.
-Ha! Mamy Was! – powiedział wyszczerzony Bieber.
-O jaa… - powiedziałam.
-Przepraszam. To nie jest plac zabaw – podeszła do nas jakaś babka po czterdziestce - Czy moglibyście łaskawie opuścić ten sklep?
Uniosłam brwi.
-Czy pani nas wygania? – spytałam.
-Nie. Tylko proszę, żebyście stąd wyszli.
-To jedno i to samo – stwierdził Beadles.
-Nie pyskuj. Ale już, bo zawołam ochronę!
Spojrzałam rozbawiona na Justina. Babka nie miała pojęcia kim on jest.
-I nigdy tu nie wrócimy – powiedział Bieber wyniosłym tonem.
Śmiejąc się wyszliśmy ze sklepu. WSZYSCY ludzie się na nas gapili. Ann wychodziła na dodatek z butami w rękach.
-Ale jazda – śmiałam się, ale zaraz spoważniałam – Dlaczego za nami poszliście? – spytałam z wyrzutem.
-Żebyście się nie zgubiły i żeby nikt was nie ukradł – tłumaczył się JB.
-HA HA HA – powiedziałam – Czyli przyznajecie się do zarzutów?
-Hmm…
-Idziemy, Ann.
-Ej, no… - zaczął Justin.
-CO? – spojrzałam mu w oczy z w wojowniczym wyrazem twarzy.
Uśmiechnął się.
-Nie uciekajcie nam znowu. Tak się staraliśmy, żeby was znaleźć…
Wywróciłam oczami.
-Co ty na to, Ann?
Wzruszyła ramionami.
-Ok. Zostaniemy z wami… ale… - zaczęłam.
-No? – pospieszył Bieber.
-Postawicie nam coś do jedzenia. Padam z głodu i pragnienia – zaśmiałam się.
Ann się uśmiechnęła.
-Nie ma sprawy – wyszczerzyli się chłopcy.
-Jakim cudem nikt cię jeszcze nie rozpoznał? – spytałam Justina.
-A, bo ja wiem. Pewnie nie wierzą, że to ja. Bez obstawy i w ogóle…
-I zachowujący się jak głupi, nieodpowiedzialny, nieznośny dzieciak – dodałam.
Bieber złapał się dramatycznie za serce.
-Ranisz.
-Oj. Tylko się na mnie nie obrażaj. Jestem zła, że za nami poszliście.
-Ale i tak mnie kochasz? – wyszczerzył się Bieber.
Przytuliłam się do niego.
-Yhm – powiedziałam, a on uśmiechnął się z satysfakcją.
-A kto mnie kocha? – upomniał się Beadles.
-Ja – zaśmiał się Bieber i posłał mu całusa.
Wybuchłam śmiechem.
Christian wywrócił oczami.
-Liczyłem jednak na kogoś płci żeńskiej… - spojrzał na Ann.
-Marzenie – powiedziała uśmiechając się z rozbawieniem.

____________________
Komentujcie jak się podoba :)

wtorek, 15 marca 2011

XIII. Dawno, dawno temu…

Kiedy wracaliśmy z kina Justin w pewnym momencie zatrzymał samochód.
-Co jest? – spytałam.
Wskazał dziewczynę stojącą niedaleko.
-Znam ją. Nie będziesz zła jak się przywitam?
Pokręciłam głową.
Przywitali się tak... czule.
Pewnie jego była…
Wymienili dyskretnie numery.
Wrócił do samochodu uśmiechnięty.
Też się sztucznie uśmiechnęłam. Nie zauważył.
Teraz pojechaliśmy już prosto do domu Ann. W jej pokoju czekaliśmy na telefon od Ushera.
-I jak było? – spytała przyjaciółka.
Spojrzeliśmy na siebie z Justinem. Pokazał mi ruchem, że ja mam odpowiedzieć. Kurcze.
-Spoko… - powiedziałam.
Bieber objął mnie ramieniem.
Ann się uśmiechnęła.
-To fajnie.
W pewnym momencie telefon Justina się odezwał.
Szybko odebrał, wstał i nie patrząc na mnie przeszedł do innego pokoju.
Trochę zrobiło mi się przykro. Walczyłam ze łzami napływającymi mi do oczu. Zawsze byłam twarda, ale na wszystko, co jest związane z Justinem reagowałam milion razy bardziej uczuciowo.
Ann bez słów mnie przytuliła.
-Koocham was – szepnęła.
Uśmiechnęłam się lekko.
Ona zawsze poprawiała mi humor.
Justin wrócił do pokoju. Omijał mnie wzrokiem.
Wkurzyło mnie to. Czy on zawsze musi po jakimś czasie wszystko psuć?!
Miałam ochotę spytać kto dzwonił… Ale nie zrobiłam tego. Powinnam się nie interesować. Jakby dzwonił Usher to by mi powiedział i nie wychodził z pokoju…
-Kto dzwonił? – wyręczyła mnie przyjaciółka.
Justin spojrzał na nią niepewnie.
-Znajoma… Nie znasz – odpowiedział krótko.
-A Usher się dalej nie odzywa? – spytałam przewiercając go wzrokiem. Powiedziałam pierwszą rzecz jaka przyszła mi na myśl. Chciałam, żeby zwrócił na mnie chociaż najmniejszą uwagę.
-Przecież bym ci powiedział – mruknął nie patrząc na mnie – Ann, o której jutro kończysz?
-16:30, a co?
-Tak pytam…
-Idę do domu – powiedziałam wstając.
-Czemu? – spytał Justin energicznie. Wow. Spojrzał na mnie.
Moje oczy zaczęły błyszczeć. M.in. ze złości.
-Czemu?! Wychodzisz z pokoju, żebyśmy nie słyszały twojej rozmowy, a jak wracasz to traktujesz mnie jak powietrze! Weź się zdecyduj, czy mnie lubisz, czy nie! – krzyknęłam idąc do drzwi.
Złapał mnie delikatnie za rękę.
-Jenn…
-Co?! – spiorunowałam go wzrokiem. Nie wytrzymał tego i spuścił głowę.
Wyrwałam mu się i trzasnęłam drzwiami.
Wyleciał za mną.
Złapał mnie mocno. Wyrywałam się, ale nie puszczał.
-Przestań – powiedział.
Łzy zaczęły wypełniać moje oczy.
-CZEGO CHCESZ?!
-Ku*wa, czego ja mogę chcieć?! No nie wiem, czy pamiętasz, ale jestem twoim chłopakiem! O co ci chodzi?
Spojrzałam na niego przerażona. Ciągle patrzył mi w oczy. Jego wzrok mnie bolał.
Spuściłam głowę.
Podniósł ją.
-Czemu ciągle się na mnie o coś złościsz i nigdy nie chcesz wyjaśnić o co chodzi?!
Patrzyłam mu w oczy.
-To najpierw wyjaśnij mi czemu totalnie olewałeś mnie po tej twojej rozmowie telefonicznej – powiedziałam najspokojniej jak było mnie na to stać.
Przygryzł nerwowo wargę.
Czekałam na odpowiedź.
Uniosłam brwi.
-Nie wiem… - pokręcił głową.
-Jak możesz nie wiedzieć? – spytałam lekko drżącym głosem.
-A może ci się tylko zdawało, że cię olewam?! – podniósł głos.
Łza spłynęła mi po policzku.
Przytulił mnie.
-Przepraszam… Tylko cii… Nie płacz – uspokajał jak małe dziecko.
Jego uścisk był niby czuły, ale jakiś taki sztywny, udawany.
Jak to możliwe, że coś zmieniło się pomiędzy nami w przeciągu tak krótkiego czasu?!
To, że mnie przytulał jeszcze bardziej nasilało mój płacz.
-Przemoczę ci bluzkę… - odezwałam się.
Zaśmiał się serdecznie i pocałował mnie w głowę. Tak, jakby coś się w nim przełamało.
-Bardzo cię przepraszam, mała.. – powiedział – Nie chciałem doprowadzić cię do płaczu… Kocham cię, wiesz?
Spojrzałam na niego zdziwiona.
Uśmiechnął się.
-A ty mnie kochasz?
Ten jego uśmiech mnie rozwalał
Matko. Jak dla mnie to za dużo wrażeń jednego dnia.
Moje oczy znowu zrobiły się szklane.
Pogładził mnie czule po policzku.
-Jestem okropny. Przepraszam – powiedział.
-Nie jesteś – przytuliłam się do niego – Ja jestem żałosna.
-Nie jesteś – pocałował mnie delikatnie w usta.
-Pewny jesteś?
-No. Przecież cię kocham. Uwierz mi, że nie kocham żałosnych osób.
-Matko. Dlaczego ja nigdy nie mogę być na cb zła dłużej niż 5 minut??
Zaśmiał się.
-Bo nie możesz oprzeć się mojemu urokowi – wyszczerzył się i zatrzepotał rzęsami.
Wybuchłam śmiechem.
-Chodź do środka. Ann czeka – wziął mnie za rękę i wróciliśmy do pokoju.
Ann spojrzała najpierw na moją zapłakaną twarz, a później posłała Justinowi nieprzyjemne spojrzenie.
-Ej, Justin zostawisz nas na chwile same? – spytała.
-Ok. – wyszedł z pokoju.
Ann usiadła bliżej mnie.
-Co się stało? – spytała troskliwie.
-Nic…
Spojrzała na mnie powątpiewająco.
-Po prostu rozkleiłam się, jak jakaś idiotka…
-Nie powiesz mi co się stało?
-Ale to nic takiego…
-Kiedyś mówiłyśmy sobie o wszystkim. Teraz pojawił się w twoim życiu Justin. Ok. Rozumiem. Musimy się jakoś tobą dzielić. Nie wiem czy zauważyłaś, ale ostatnio praktycznie w ogóle się do mnie nie odzywasz. Pamiętasz jeszcze o mnie, chociaż trochę? – mówiła Ann.
Zrobiło mi się przykro i głupio.
-Przepraszam cię Ann… Jestem idiotką. Przepraszam. Po prostu Justin… No nie wiem.. Nie wiedziałam, że tak zmieni moje życie…
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Rozumiem. Tylko nie daj mu się całkiem, Jenn. Justin jest naprawdę niesamowity i w ogóle, no, ale wiesz…To chłopak... Przede wszystkim, niech to on stara się o ciebie, a nie ty o niego. Tak. Wiem, że do tej pory tak właśnie było i postaraj się, żeby to się nie zmieniło. Możesz go kochać i.t.d., ale… nie podporządkowuj mu całego swojego życia…
-Ok. – powiedziałam – Muszę się pilnować, bo łatwo mu ulegam…
-No rozumiem. On jest baaardzo faaajny – wyszczerzyła się – Czasem żałuję, że jest moim kuzynem – zaśmiała się.
Uśmiechnęłam się do niej.
-Hmm… To może gdzieś byśmy razem wyszły, co? Justin raczej zrozumie…W końcu wyjeżdżamy niedługo…
-Jenn. On MUSI zrozumieć. Pamiętaj. Nie podporządkowuj mu całego swojego życia.
Pokiwałam głową.
Wyszłyśmy z pokoju. JB oglądał TV w salonie.
Uśmiechnął się jak nas zobaczył.
-Usher dzwonił. Lecimy jutro w nocy.
-W nocy? – spytałam zdziwiona.
-Aha – potwierdził.
-Fajnie – uśmiechnęłam się - Nie będziesz zły jak z Ann uciekniemy, na jakiś czas? Chcemy pobyć trochę tylko we dwie, bo długo nie będziemy się widzieć i w ogóle.
-I zostawicie mnie tak tu samego? – zapytał uśmiechając się niepewnie.
-Yhm. – też się uśmiechnęłam i pocałowałam go w policzek.
-A za ile wrócicie? – spytał – Może zadzwonię po Chrisa...
-Nie wiem… Dobry pomysł – powiedziałam - To do zobaczenia.
-Paa – pocałował mnie soczyście w usta.
-Ej. Poczekaj - zatrzymał mnie - Ja bez ciebie nie wytrzymam, jak pojadę w tę trasę… - powiedział.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Dasz radę. Fanki bd cię otaczać ze wszystkich stron.
-Ale nie będzie tam ciebie...
-Paaaaa – wyszczerzyła się Ann i pociągnęła mnie za sobą.


________________
Hah. :)

poniedziałek, 14 marca 2011

XII. Aww.

Do szkoły zdążyłam na początek drugiej lekcji. Ale szczęście… Hurra.
Aż pałałam entuzjazmem…
Rodzice napisali mi usprawiedliwienie z pierwszej lekcji, a więc nie miałam żadnych problemów z wrednymi wychowawcami.
Dlaczego drugą lekcją musiała być godz. wychowawcza, którą wychowawca zazwyczaj w całości poświęcał mi?!
-I co rodzice mówili po rozmowie ze mną? – zwrócił się oczywiście do mnie.
Na końcu języka miałam odpowiedź „To nie pana sprawa.”, ale powstrzymałam się. Rodzice kazali mi się poprawić. Powiedzieli, że jak jeszcze raz wychowawca na mnie doniesie to zabronią mi się potykać z Justinem. Musiałam zacząć się starać…
-Powiedzieli, że moje zachowanie było karygodne i ukarali mnie – powiedziałam.
Po klasie przebiegł cichy chichot. Znali mnie wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że się zgrywam. Ciekawe co na to nauczyciel…
-To nic śmiesznego! – zgromił ich – Mam nadzieję, że się poprawisz.
-Obiecuję to panu.
Uczniowie spojrzeli po sobie zdziwieni.
Kiedy nauczyciel się odwrócił uśmiechnęłam się i mrugnęłam do wszystkich.
-Wiedziałam – ktoś szepnął.
-Nie rozmawiać! – wrzasnął wychowawca.
Lekcje zleciały mi dość szybko. Myślami byłam cały czas z Justinem… w Londynie.
Gdy wyszłam ze szkoły, bardzo zaskoczył mnie widok Biebera stojącego pod szkołą, przy swoim samochodzie.
Podbiegłam do niego. Przytulił mnie.
-Skąd wiedziałeś o której kończę? – spytałam uśmiechnięta.
-Od Ann – odpowiedział – pomyślałem, że ucieszysz się jak po ciebie przyjadę – wyszczerzył się.
Cmoknęłam go w policzek.
-Jasne, że się cieszę.
Obok nas przeszły 2 dziewczyny z mojej klasy uważające się za ‘fajne’
-Hahaha – zaśmiała się jedna z nich – Sama boisz się wracać do domu?
Justin się skrzywił.
-Oj, zazdrościcie mi, bo po was chłopak nie przyjeżdża do szkoły – zgasiłam je i wsiadałam do auta z Bieberem.
Dziewczyny patrzyły za nami jak odjeżdżaliśmy.
-Myślisz, że cię poznały? – spytałam.
-Bo ja wiem. Podejrzewam, że nie. No wiesz… JB jest teraz w Londynie – wyszczerzył się.
-W sumie tak… Ej. Do mojego domu jest w drugą stronę – powiedziałam.
-Porywam cię do kina – mrugnął.
Uśmiechnęłam się.
-Ale ja się nawet nie przebrałam ze szkoły…
-Przestań. Pięknie wyglądasz. MUSIMY wreszcie zaliczyć to kino.
-Nie musimy…
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-O co ci chodzi? – spytał.
-O nic. Tylko po prostu to nie jest przymus. To ma być przyjemność.
Uśmiechnął się.
-Ok. Źle to ująłem. Przepraszam – pocałował mnie szybko w policzek.
-Patrz na drogę! – zaśmiałam się.
-Jak mogę patrzeć na drogę kiedy ty siedzisz obok?
Uśmiechnęłam się delikatnie.
Dojechaliśmy do kina.
Weszliśmy do środka.
Justin na wszelki wypadek założył kaptur.
Przyjechaliśmy trochę za wcześnie i musieliśmy czekać 10 minut przed salą zanim zaczną wpuszczać.
Justin kupił nam zestaw dla dwojga.
Czekaliśmy…
-Ładną masz bransoletkę – zauważył JB.
-Dzięki.
-Od kogo dostałaś?
-Od brata… Na 13 urodziny. Stwierdził, że to pechowa liczba i że coś musi mnie ochraniać – zaśmiałam się – Nie, żeby był jakiś przesądny…
-I zawieszki na nią też ci kupił?
Spojrzałam na niego.
-O co ci chodzi? – zaśmiałam się.
-O nic… Po prostu mnie to ciekawi…
Uniosłam brwi.
-Jakoś ci nie wierzę… Jedną, w kształcie koniczyny dostałam od niego, w kształcie kwiatka od rodziców, wyglądającą jak miś od Ann i przebite serce od…
-No?
-Od mojego byłego… Dał mi ją po tym jak z nim zerwałam… Powiedział, że od osób dla których dużo znaczę, dostałam zawieszki… a on daje mi ją, bo ciągle jestem dla niego najważniejsza… Prosił, żebym o nim nie zapomniała… Nie bardzo zamierzałam ją nosić, ale… - trochę złamał mi się głos – zginął niedługo potem… - z mojego oka popłynęła niewielka łza, a Justin delikatnie ją otarł – Postanowiłam nosić zawszę tę bransoletkę z zawieszką od niego…
Bieber przytulił mnie czule.
-Przepraszam… - powiedział cicho – Nie powinienem o to pytać.
-Nie szkodzi. Przecież nie wiedziałeś…
Przy wejściu na sale kinowe zaczęły zbierać się już osoby. Zaczynali wpuszczać.
Weszliśmy. Justin kupił nam miejsca na samej górze, po środku.
-I jak miejsca? – spytał.
-Spoko.
Usiedliśmy.
Dopóki nie zgasili świateł, delikatnie uśmiechnięty Bieber, nie odrywał ode mnie wzroku.
Czułam się trochę nieswojo, ale w pewnym sensie podobało mi się to.
Kiedy zaczął się film, Justin objął mnie wolno ramieniem.
-To całkiem zabawne… Jesteśmy parą, a to nasza pierwsza randka – szepnął JB.
Rozbawiło mnie to spostrzeżenie.
Położyłam rękę na jego kolanie.
Uśmiechnął się.
-Niby jesteśmy już razem, ale i tak się trochę denerwuję – powiedział Justin szeptem.
-Ja też… - odpowiedziałam. Ciągle ściskało mnie z nerwów w brzuchu.
Przygryzł dolną wargę.
Wiem, że było ciemno, ale i tak widziałam. Nie bardzo skupialiśmy się na filmie. A z resztą i tak nie mogłam się skoncentrować przez taką bliskość Biebera.
-Założę się, że jak ktoś spyta nas po filmie, co w nim było, to nie będziemy potrafili odpowiedzieć – stwierdził Justin.
Hah. Myśleliśmy o tym samym.
Uśmiechnęłam się.
-Kocham twój uśmiech – szepnął JB.
-Ja twój też…
Oblizał lekko wargi i powoli zaczął się do mnie przysuwać.
Matko. Tak się denerwowałam jakby to był mój pierwszy raz!! Z jakiej racji?!
Nasze usta się złączyły. Całowaliśmy się z takim uczuciem…
Poczułam motylki w brzuchu.
Kiedy skończyliśmy zauważyłam, że gapi się na nas jakaś dziewczyna.
Justin się do niej wyszczerzył i udawał, że dalej ogląda film.
Co jakiś czas spoglądałam na nią, ale ona nie przestawała wlepiać w nas (a szczególnie w Biebera), swoich gał.
Przysunęłam się do Justina.
-Myślisz, że cię poznała? – spytałam cicho.
-Oby nie – powiedział.
Ta dziewczyna zburzyła cały romantyczny nastrój.
-Ej, weź jej powiedz, żeby się nie gapiła… Ja jestem dżentelmenem i mi nie wypada… - zaśmiał się.
Pokręciłam zrezygnowana głową.
-Nie gap się. Na film tu przyszłaś – syknęłam do dziewczyny.
Wywróciła oczami i patrzyła się dalej.
-Ku*wa, bo… - zaczęłam, a ona pokazała mi środkowy palec.
Justin westchnął głęboko.
-Hej… Proszę. Mogłabyś się tak ciągle nam nie przyglądać? – spytał JB.
Pokręciła głową.
Zacisnęłam usta.
-Bo zaraz się na nią rzucę – powiedziałam do Justina.
Zaśmiał się cicho.
-Spokojnie…
Siedzieliśmy jeszcze 20 minut, obserwowani przez jakąś idiotkę, aż w końcu Bieber nie wytrzymał.
Wstał i wziął mnie za rękę.
-Dzięki za zepsucie randki – syknął, gdy przechodziliśmy obok dziewczyny.
Zamierzała wstać i pójść za nami, ale Justin ją przystopował.
-Tylko spróbuj – zagroził.
Wyszliśmy z kina szybkim krokiem.
Wsiedliśmy bez słowa do samochodu.
-Jaka idiotka – powiedział wkurzony Bieber.
-Tylko idiotka???
Uśmiechnął się rozbawiony.
-No pewnie więcej niż idiotka, ale nie wypada mi gorzej nazywać dziewczyny…
Uniosłam brwi.
-Wow.
Zaśmiał się.
-Dlaczego wyszliśmy? Myślałam, że jesteś przyzwyczajony do nie odrywających od ciebie wzroku ludzi.
-Do tego chyba nie da się przyzwyczaić… W sumie może trochę jestem, ale ta dziewczyna była dla ciebie wredna i denerwowała cię… Też mnie to wkurzało. A najbardziej denerwowało mnie to, że nic nie mogłem z tym zrobić… Czasem wolałbym być normalnym chłopakiem. Mógłbym jej spokojnie nawrzucać, a gdybym to teraz zrobił, to od razu straciłbym tysiące fanów i byłaby wielka afera: „Justin się zmienia, już nie kocha swoich beliebers”… A to wcale nie jest prawda.
Spojrzał mi w oczy. Przytuliłam się do niego.
-Chciałbym móc nie pozwolić wrednym laskom ci dokuczać, a tak, nic nie mogę z tym zrobić i czuję się żałośnie – powiedział.
-I tak cię kocham... – szepnęłam niesłyszalnie – Jestem dużą dziewczynką – powiedziałam głośniej z zawadiackim uśmiechem - sama też mogę o siebie zadbać.
Uśmiechnął się delikatnie.
-Wiem.
Pocałował mnie czule w usta.
-Co powiesz na następną randkę, w domu?


__________________________
Jeśli Wam się podoba to komentujcie. <3

sobota, 12 marca 2011

XI. Aaa!!

Rano zadzwonił budzik. Nienawidziłam tego uczucia. To był stanowczo najgorszy moment w całym dniu.
Kiedy otworzyłam oczy zauważyłam, że Jake stoi obok mojego łóżka.
-Przestraszyłeś mnie – powiedziałam.
Wyszczerzył się.
-Czemu tak nade mną stoisz, drogi bracie? – spytałam rozbawiona.
-Wstawaj królewno. Nie idziesz dziś do szkoły.
-Co?! To po co mam wstawać?
-Zobaczysz. No szybko!
-Ale o co…
Przyłożył palec do ust.
-Ubieraj się. Szybko.
Spojrzałam na niego zdziwiona i poszłam do łazienki, jakoś doprowadzić się do porządku.
Kiedy wyszłam Jake z rodzicami czekali w salonie.
-No doobra… Czyli tylko ja nie wiem o co chodzi?
Uśmiechnęli się.
To się robiło coraz bardziej dziwne.
Patrzyłam na nich pytająco.
-No to tak… - zaczął mój brat.
-NO? – pośpieszyłam go.
Wyszczerzył się z satysfakcją.
-Ale jesteś ciekawa…
-Błagam – powiedziałam.
-Jake przestań już męczyć siostrę – poprosiła uśmiechnięta mama – Justin…
-Justin dzisiaj wyjeżdża – dokończył mój brat.
-Aha – powiedziałam smutno – I… ?
-Nie smuć się młoda! Zabiera cię ze sobą! – zawołał mój brat.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Jak to?! – spytałam w szoku.
-No, bo JB nie chciał ci mówić, że wyjeżdża, żeby nie było ci tak smutno… i w ogóle załamał się jak wczoraj nie udało wam się pójść do kina i uznał, że nie wytrzyma bez ciebie to się spytał Pattie, czy możesz z nimi pojechać. Ona się zgodziła, to zaczął błagać naszych rodziców, żeby chociaż na tydzień pozwolili ci z nim pojechać…
-I co?! Mogę?! – mówiłam podekscytowana.
-Tylko uspokój się Jenn – powiedziała mama – Tak. Możesz. Ale tylko na tydzień. Bo nie możesz mieć więcej zaległości w szkole.
Pisnęłam i przytuliłam się do nich.
-O jaa… Nie wierzę – wzięłam głęboki oddech – Jestem chyba najszczęśliwszą osobą na świecie!
-Tylko bądź grzeczna i niech wam z Justinem żaden głupi pomysł do głowy nie wpada – powiedział tata.
-Ok. – obiecałam uśmiechnięta – A kiedy jadę?
Jake spojrzał na zegarek.
-Macie samolot za jakieś 2 godz.
-CO?!
Jake się uśmiechnął.
-Pakuj się – zasugerował.
Poleciałam szybko do pokoju i zaczęłam wybierać najbardziej potrzebne rzeczy. Przy końcowym efekcie, kiedy mój brat zobaczył moje bagaże, zrobił wielkie oczy.
-Ty się do niego przeprowadzasz, czy jedziesz na tydzień?
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Ach. My-kobiety potrzebujemy więcej ciuchów niż wy. Mi nie wystarcza ten sam strój na cały miesiąc.
-JAKE!! Bo spóźnisz się do szkoły! – zawołała mama.
Brat spojrzał na mnie czule.
-Pa mała. Będę tęsknić – przytulił mnie.
-Ja też – odwzajemniłam uścisk.
Wyszedł.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
Przygryzłam wargę i pobiegłam otworzyć.
Za drzwiami stał uśmiechnięty Bieber.
Nie dając mu dojść do słowa, przytuliłam się do niego.
Pogładził mnie czule po plecach.
-A może wpuścisz Justina do środka? – spytała mama kiedy, dość długo staliśmy tak przytuleni.
-Jasne – wyszczerzyłam się i go puściłam.
-Gotowa? – spytał JB.
-Aha – potwierdziłam - A tak w ogóle to gdzie jedziemy? Sorry. Lecimy – spytałam rozbawiona.
-Do Europy.
Zrobiłam wielkie oczy, a on się uśmiechnął.
-Jadę w trasę po Europie.
-Wow. Ale super – wyszczerzyłam się.
Przygryzł delikatnie dolną wargę.
-Ale będzie cudownie…- powiedział.
Pocałowałam go w policzek.
-Tylko pamiętajcie, żeby nie było ZA CUDOWNIE – powiedziała mama wymownie.
Spojrzeliśmy na siebie z Justinem.
-Nie będzie – obiecał uśmiechnięty Bieber.
-Za ile jedziemy? – spytałam, żeby na wszelki wypadek zmienić temat.
-Musimy na lotnisku być najpóźniej o 7:50, a jest… 6:48.
-Ok. Zostaniesz trochę u mnie? – spytałam.
-W porządku – uśmiechnął się.
Poszliśmy do mojego pokoju.
Justin usiadł na łóżku, a ja na krześle obok.
-Czemu usiadłaś tak daleko ode mnie? – spytał z lekkim wyrzutem.
Zaśmiałam się i usiadłam mu na kolanach.
-O. Teraz jest dobrze – wyszczerzył się.
-Ej… Od wczoraj nie daje mi spokoju jedno pytanie… Na jaki film mieliśmy iść?
Uśmiechnął się.
-Na „Czarnego łabędzia”. Kiedyś wspomniałaś, że chcesz na to iść... – odpowiedział.
Pocałowałam go delikatnie.
-Może pójdziemy na to w Europie? - zaproponował.
-A myślisz, że będą tam też to teraz grali?
-Bo ja wiem…
-A gdzie dokładniej je… lecimy?
-Do UK. Najpierw do Londynu.
-Ale fajnie – uśmiechnęłam się – Nigdy nie byłam w Londynie.
Musnął moją szyję.
Przeszedł mnie dreszcz. Odruchowo przygryzłam wargę.
Uśmiechnął się i przytulił mnie mocno.
-Jest coś takiego w tobie, że czuję, że po prostu MUSZĘ się tobą zaopiekować. Obiecuję, że nikt nigdy cię nie skrzywdzi… Nie dopuszczę do tego. Ze mną jesteś bezpieczna – szepnął mi na ucho.
Drzwi do mojego pokoju energicznie się otworzyły. Aż podskoczyliśmy.
-Awww – wyszczerzył się gość.
-CHRISTIAN?! Co ty tu robisz?! Nie jesteś przypadkiem w Atlancie?? – zapytał zdziwiony Bieber.
-Taa… Jestem w Atlancie, a to co teraz widzisz to mój hologram – powiedział z sarkazmem.
-Co tu robisz? – zapytał Justin.
-Przyszedłem was przyłapać… Chociaż szczerze mówiąc miałem nadzieję, że zobaczę coś więcej…
-Nie w tym pokoju, idioto! W Stratford! – zaśmiał się JB.
-Aaa… To naprawdę długa historia… Przyjechałem tu do ciotki… Ale słyszałem od twojej mamy, że wy wyjeżdżacie dzisiaj.
Bieber pokiwał głową.
-Spoko. Będę tu sobie flirtował z twoją kuzynką – wyszczerzył się.
Justin wywrócił oczami.
-Tylko jej nie zrań, bo będziesz miał ze mną do czynienia – zagroził.
-Ok. Wiem jaki potrafisz być agresywny jeśli chodzi o dziewczyny – zaśmiał się Chris.
JB się uśmiechnął.
Nagle zaczął dzwonić telefon Justina. Dzwonił Usher.
-Taaa?
-Mam złą wiadomość, JB – powiedział.
-Wal.
-Dzisiaj wszystkie loty zostały odwołane.
-CO?!
-Niestety będziemy musieli przełożyć trasę o kilka dni… W sumie to dla ciebie nawet lepiej. Dłużej się zrelaksujesz.
Justin westchnął
-Ale w piątek wieczorem mam koncert.
-Jest wielka szansa, że do tego czasu tam dotrzemy. Niestety nie mam wpływu na loty.
-A tak w ogóle to czemu samoloty dzisiaj nie latają?
-Nie mam pojęcia.
-Jak to?
-Tak to. Po prostu nie interesowałem się tym. Jak chcesz wiedzieć to sam sobie sprawdź gdzieś w Internecie. Ja wiem tylko tyle, że dzisiejsze loty są odwołane.
-Ok. Hej.
-Jak będę wiedział, kiedy lecimy to dam ci znać. Do usłyszenia.
Justin z nieprzekonaną miną zakończył rozmowę.
Podparł głowę na ręce.
Wszystkie loty są dziś odwołane – oznajmił.
Nie spodobało mi się to.
-Szkoda… Pewnie rodzice będą kazać mi iść jeszcze dziś do szkoły – skrzywiłam się – A kiedy lecimy?
-Nie wiem… Może jutro. Usher jeszcze zadzwoni.
-Spoko. Ale mi się nie chce iść do szkoły…
Zostawiłam Chrisa i Justina w moim pokoju i poszłam powiedzieć o wszystkim rodzicom. Oczywiście kazali mi iść do szkoły… Buu…
-Odprowadzić cię? – zasugerował Christian.
-Ej. To jest dobry pomysł – wyszczerzył się Bieber.
Uśmiechnęłam się.
-No to w drogę – powiedziałam.
Wyszliśmy z domu i udaliśmy się w kierunku szkoły.
-Daj plecak. Przecież sama nie będziesz go niosła – powiedział Justin i wziął go ode mnie.
-Dzięki – uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
-Dla ciebie wszystko, księżniczko – powiedział uśmiechnięty – O jaa… Ale mi się dzieciństwo przypomniało… To codzienne ranne wstawanie, dźwiganie plecaka i w ogóle…
-Pff. Dzieciństwo – prychnął Christian – Ja i twoja laska dalej to codziennie przeżywamy.
-Ona ok. Nie jest dzieckiem… Ale co do ciebie, to miałbym kilka zastrzeżeń… - Chris spiorunował go wzrokiem. JB się zaśmiał.
-No żartuję – powiedział rozbawiony.
Dotraliśmy do szkoły.
Justin oddał mi plecak i pożegnaliśmy się czułym pocałunkiem.
-A ja? – spytał Christian.
Justin spojrzał na niego. Gdyby można było zabijać wzrokiem, Chris już dawno by nie żył.
-Ona jest MOJA – powiedział Bieber.
-Jakbym nie wiedział…
Zaśmiałam się i cmoknęłam Christiana w policzek.
-Pa chłopcy – pomachałam im i pobiegłam do szkoły.

_______________________
:) 1 komentarz piszę NN xD

czwartek, 10 marca 2011

X. Że co?!

Rodzice wygłosili mi przydługą mowę na temat mojego zachowania. Jak to ujęli „tym razem skończyło się na upomnieniu”. Haha. Czułam się, jak na komendzie policji. Zabronili mi wychodzić z domu do końca dnia. W sumie spodziewałam się o wieeele gorszej kary.
Kiedy poszłam do pokoju siedział tam Jake. Słuchał muzyki z iPoda. Jak tylko mnie zobaczył, to dziwnie się uśmiechnął.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Bieber dobrze całuje? – spytał.
Najpierw się skrzywiłam, ale zaraz potem wybuchłam śmiechem.
-Żebyś wiedział – wyszczerzyłam się.
-Ostro poszliście. Ciekawe, co następne… - droczył się ze mną.
-Oj, przestań.
-No co? Tylko mówię. Od tego roku możesz legalnie to robić.
-Jake, przestań! – rozbawiona rzuciłam w niego poduszką.
Uniósł brwi.
-Solówa? – spytał.
Zaśmiałam się.
Usiadłam zamyślona obok niego na łóżku.
-No, ale z tego co słyszałem, Justin chce zostać prawiczkiem aż do ślubu… Ale coś nie wierzę, żeby wytrzymał – dumał mój brat.
-Wychodzę – powiedziałam wstając.
Złapał mnie za rękę.
-Nie. No zostań. Już przestaję – obiecał uśmiechnięty.
-A ty ile lat miałeś jak… ? – spytałam.
-A jednak widzę, że cię to interesuję – wyszczerzył się.
Uśmiechnęłam się zrezygnowana.
-No może troszeczkę…
Zaśmiał się.
-Wiem coś o tym. Też miałem kiedyś 15 lat…
-Nie gadaj – udałam zszokowaną – Mówisz jak jakiś stary dziadek – stwierdziłam – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – przypomniałam.
-Jak to możliwe?! – zaśmiał się – Wiesz… Ja nie należę do osób, które się z czymkolwiek śpieszą… 15.
Wybuchłam śmiechem.
-Taa… Nie śpieszysz się z niczym.
-Dokładnie. Jestem ciekawy, czy twój Bieberek naprawdę jest czysty…
-Dobra. Skończmy już z tym tematem.
-Jak chcesz – powiedział i dalej zaczął słuchać muzyki.
Namieszał mi trochę w głowie…
-Poczekaj… Rodzice też widzieli mój pocałunek? – spytałam.
-Naprawdę chcesz słyszeć odpowiedź?
-O matko.


___________________
Hah. Mam nadzieję, że się podoba :) Jeśli tak to liczę na komentarz <3

wtorek, 8 marca 2011

IX. Pięć pytań.

Lekcje miałam do 14:40, a więc pędem pobiegłam do domu. Tak mało czasu, żeby przygotować się na pierwszą randkę z Justinem...
Nieee - jęknęłam w duchu, kiedy koło mnie zatrzymał się samochód, który dobrze znałam.
-Hej. Podwieźć cię? – uśmiechnął się Max.
-Nie dzięki.
-No co ty. Przecież widzę, że się śpieszysz… Ty chyba zawsze się śpieszysz, co?
-Nie twoja sprawa. Mieliście się ode mnie odczepić.
-No niby tak… Ale chciałem być uprzejmy.
Spojrzałam na niego wściekła.
-Pewnie – powiedziałam z sarkazmem - Nie masz na co liczyć.
Ruszyłam szybkim krokiem w stronę domu.
-Jak chcesz! – zawołał za mną.
Idiota.
W domu byłam o 15:04. Mogło być lepiej…
Pociągnęłam za klamkę. Nikogo nie było… No tak. W końcu rodzice pojechali do szkoły, a Jake… go prawie nigdy nie ma.
Wyciągnęłam klucz i weszłam do domu.
Szybko pobiegłam do pokoju i przerzuciłam całą szafę. Ann obiecała pomóc mi wybrać strój, ale z jakiegoś powodu (wolałam nie wnikać), cała jej klasa została po lekcjach.
Musiałam się pospieszyć, bo jak rodzice wrócą to będą wściekli i na pewno będą w stanie za karę zabronić mi iść z Justinem.
Co to, to nie. Nie możemy kolejny raz przekładać naszego spotkania.
Mam nadzieję, że wychowawca długo ich zatrzyma…
Mój telefon zaczął dzwonić.
Dzwonił zastrzeżony. Nie miałam ochoty odbierać…
Nie odebrałam pierwszego razu, drugiego, trzeciego… ale przy czwartym chciałam już mieć święty spokój.
-Tak? – spytałam zdenerwowana, że nie dają mi się spokojnie przygotować do randki.
Cisza.
-No halo!
Ktoś się rozłączył.
Taa… Ciekawe…
Nie miałam czasu dłużej nad tym myśleć.
W końcu zdecydowałam się na moją ulubioną, fioletową bluzkę i białe rurki. Nie byłam do końca co do tego przekonana, ale nie miałam czasu dłużej myśleć… Poprawiłam sobie makijaż i ułożyłam włosy.
Spojrzałam na zegarek. Była 15:57.
Zaczęłam się denerwować.
Modliłam się, żeby tylko rodzice nie przyjechali w ostatniej chwili.
Równo o 16:00 pod dom podjechał Bieber.
Serce zaczęło mi bić chyba z milion razy na sekundę.
Zadzwonił do drzwi.
Otworzyłam, a on wręczył mi śliczny bukiet róż.
-Dziękuję – przytuliłam go.
Zamknęłam dom.
Ciągle czułam na sobie jego wzrok.
-Cudownie wyglądasz – powiedział.
Uśmiechnęłam się.
Otworzył przede mną drzwi samochodu.
Ale z niego dżentelmen...
Ruszyliśmy.
-Widziałaś nasze zdjęcie w Internecie? – zaśmiał się Justin.
-Taak.
-Nie wiem, jak oni je zrobili… Ci paparazzi są przerażający. Są zawsze, wszędzie… Niefajna sprawa. No… ale zdjęcie fajne – wyszczerzył się.
-Taa… I teraz twoje fanki będą w stanie mnie zabić.
-Nie dopuszczę do tego – uśmiechnął się.
-Wierzę ci na słowo, ale jak, któregoś dnia nie wrócę do domu, to zadzwoń na policję – zażartowałam z poważną miną.
Bieber się roześmiał.
-Ok. Masz to załatwione. Osobiście wyruszę na twoje poszukiwania.
Uśmiechnęłam się.
-Na jaki film jedziemy?
-Zobaczysz – mrugnął.
Nagle odezwał się mój telefon.
Odruchowo odebrałam nawet nie patrząc kto dzwoni, ale zaraz bardzo tego pożałowałam.
-Gdzie jesteś?!
Spojrzałam na wyświetlacz. Tata.
-Z Justinem…
-Gdzie?!
-W drodze do kina…
-Wracaj natychmiast!
-Ale…
-Żadnego ale! NATYCHMIAST!
Rozłączył się.
Chciało mi się płakać.
-Co jest? – spytał.
-Rodzice każą mi wracać do domu…
-Czemu? – spytał zawiedziony.
-Nie wiem… Pewnie wychowawca im na mnie nagadał – odpowiedziałam załamana.
-Mam zawracać?
-Tak... – powiedziałam po namyśle – To chyba najlepsze wyjście… No, bo jak nie wrócę to dostanę 2 razy gorszą karę i mogą mi w ogóle zabronić się z tobą spotykać. Taa… Wiem to z doświadczenia. Jak teraz grzecznie wrócę do domku, to może uda nam się niedługo, wreszcie pójść do tego kina – uśmiechnęłam się delikatnie.
Justin miał skwaszoną minę. Zawrócił bez słowa. Zastanawiałam się czy odstawi focha.
Do domu dojechaliśmy w całkowitej ciszy.
Kiedy chciałam wyjść z samochodu, Bieber delikatnie przytrzymał mnie za rękę.
Wziął głęboki oddech
-Chciałem cię w kinie o coś spytać, ale… - spojrzał mi w oczy – Zagrajmy w pięć pytań, ale tym razem będę pytał tylko ja, jak spotykamy się następnym razem, ty, zgoda?
Uśmiechnęłam się rozbawiona.
-Okeeej - powiedziałam.
-Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? - zadał pierwsze pytanie.
-Tak - odpowiedziałam bez wahania.
-Lubisz mnie?
-Tak.
-Hmm... Masz chłopaka?
-Nie.
-Lubisz masło?
Roześmiałam się.
-Co to za pytanie??? Uwielbiam - zapewniłam z poważną miną.
Uśmiechnął się rozbawiony.
-I ostatnie, nawiązując do przedostatniego... Zostaniesz moją dziewczyną?
-Co ma masło do...?
-Zostaniesz?
-Jasne – uśmiechnęłam się i przytuliłam się do niego.
-Twoi rodzice rozwalili mi całą romantyczną scenkę – jęknął Justin, a ja wybuchłam śmiechem.
-Nie śmiej się – powiedział z uśmiechem – Miałem wszystko zaplanowane…
Objął mnie i siedzieliśmy chwilę w milczeniu.
-Chyba muszę już iść… - powiedziałam smutno.
Justin spojrzał mi w oczy i pocałował namiętnie w usta.
To było naprawdę NIESAMOWITE.


__________________________________
I jak ? :) Jeśli się Wam podoba to komentujcie <3

poniedziałek, 7 marca 2011

VIII. Uff.

-Hej. Tu Jenn – zadzwoniłam na szkolnej przerwie do Justina.
-Joł. Co tam? – powiedział,  coś przeżuwając.
-Jesz coś?
Zaśmiał się.
-Nom. Chcesz trochę?
-A co?
-Tosty. Sam zrobiłem.
-Wow. Nie dzięki.
-Co? Nie wierzysz w mój talent kulinarny?
Uśmiechnęłam się do słuchawki.
-Wierzę, wierzę. Jeśli dostarczysz mi do szkoły, to spoko.
-Przekażę ci je przez telefon. Połóż go na ziemi, to zaraz z niego wyskoczą.
-Ha ha ha – powiedziałam – Jesteś czarodziejem?
-Ta. Sel wczoraj mnie tego nauczyła. No wiesz… Ona zna się na rzeczy – zaśmiał się.
-A dzwonię z taką jedną sprawą…
-No?
-Nie mogę się dzisiaj z tobą spotkać.
Usłyszałam, że się zakrztusił.
Nie zdołałam powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem.
-To nie jest śmieszne – powiedział słabym głosem, kaszląc.
-Biedactwo…
-Ale jak to? Czemu nie możesz się spotkać??
-To nic takiego… - powiedziałam.
Chwila ciszy.
-Jak nic takiego, to czemu nie możesz się ze mną spotkać? – zaśmiał się.
-Wykorzystujesz moje teksty.
-Ty moje też. No.. Ale z twoich ust brzmią lepiej.
-Wiem – zaśmiałam się.
-No, to nie możesz iść ze mną do kina, ponieważ…?
-Bo idę z kimś innym.
-Co?!
Wybuchłam śmiechem.
-Spokojnie, żartuję. Mogę iść. Tak chciałam cię trochę podenerwować.
Odetchnął.
-A już miałem ochotę tam do ciebie iść i zniszczyć tego kolesia.
-Czyli ci na mnie zależy?
-Pytanie. Jasne, że zależy.
-A na co idziemy?
-To tajemnica… A z resztą może bym ci powiedział, ale przed chwilą prawie się przez ciebie udusiłem.
Roześmiałam się.
-Ok. Lubię niespodzianki. A o której będziesz?
-Punkt 16:00, moja pani.
-Yyy? PANI? TWOJA?
-Tak. MOJA PANI. Nie pasuje ci coś? – zażartował.
-Nie, no spoko. To do zobaczenia.
-Hej.
Kiedy się rozłączyliśmy zadzwonił dzwonek na lekcję.
Biologia. Tak sobie myślałam, czy nie zwiać…
Niestety za długo się zastanawiałam. Przyszedł krwiopijca.
-Zawiadomiłaś rodziców, żeby dzisiaj się zjawili?
Zrobiłam wielkie oczy. Na śmierć zapomniałam.
-Tak. Będą o 15:00 – skłamałam.
-To dobrze – powiedział nieprzekonany.
Po lekcji natychmiast wykręciłam numer mamy.
NIE!!! Nie zostało mi już nic na koncie!!
Natychmiast pobiegłam szukać Ann po całej szkole.
Ja miałam lekcje na parterze, a okazało się, że ona na samej górze.
-Hej – powiedziałam zasapana.
-Co cię tu sprowadza? – zaśmiała się.
-Masz coś na koncie?
-No.
-To daj mi zadzwonić. Błagam!
-Tylko, że zapomniałam dzisiaj wziąć komórki z domu…
Załamałam się.
-No dobra… Trudno…
Zaraz zobaczyłam tego gościa, który podwiózł mnie do szkoły.
Wzięłam głęboki oddech.
Nie miałam czasu szukać nikogo innego.
Raz się żyje.
-Hej – powiedziałam podchodząc do niego.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Mam taką sprawę… Błagam. Pożycz mi telefon na chwilkę. Muszę koniecznie zadzwonić.
Popatrzył na mnie i bez słowa podał komórkę.
-Dzięki. Ratujesz mi życie.
Wykręciłam numer. Miałam szczęście, że była akurat długa przerwa.
-Tak? – rozległo się po drugiej stronie słuchawki.
-Mamo… Tu Jenn – przełknęłam nerwowo ślinę – Mój wychowawca chce, żebyście dzisiaj do niego przyszli, o 15:00… Pogadać… o mnie…
Mama westchnęła.
-Twój wychowawca? Co znowu zrobiłaś?
-Nic. Ten gościu ma jakieś urojenia. Muszę kończyć, bo dzwonię od kolegi… Pa. Kocham was.
Rozłączyłam się i podałam telefon z powrotem Maxowi.
-Naprawdę dziękuję.
Zadzwonił dzwonek.
Jak ja niby zdążę przebiec te wszystkie piętra zanim przyjdzie nauczyciel?! I znowu będę miała spóźnienie…
Poleciałam na łeb, na szyję. Potknęłam się kilka razy, a do sali wpadłam dosłownie wtedy, kiedy nauczycielka zamknęła drzwi.
-Dzień dobry – powiedziałam maksymalnie zdyszana.
Dobrze, że mieliśmy angielski. Pani jest świetna.
-Co ty robiłaś? – zaśmiała się.
-Długa historia… - odpowiedziałam siadając na miejsce – Nasza szkoła niby nie jest taka znowu duża, ale odległości między salą 1, a ostatnią wbrew pozorom są straszne.
Pani się uśmiechnęła.
-A co robiłaś na drugim końcu szkoły?
-Dzwoniłam – powiedziałam zwięźle.
Rozbawiona nauczycielka tylko pokręciła głową i przeszła do lekcji.

______
Komentarze mile widziane ;) <3

niedziela, 6 marca 2011

VII. Słupek.

Kiedy byłam już przy domu, natknęłam się na mojego najukochańszego brata pod słońcem.
-Siema – przywitałam się.
-Hej młoda. Co tam?
-Spoko…
-Co ci się stało w twarz? – przyjrzał mi się.
Tego nie przewidziałam.
-Wpadłam na słupek? – uśmiechnęłam się nieprzekonująco.
-Kurwa. Kto ci to zrobił?! Jak go tylko zobaczę…
-No przecież mówiłam, że to słupek – przytuliłam się do niego.
Pokręcił głową.
-KTO?
Przygryzłam wargę.
-Jake… - poprosiłam – Nie ważne. Jest dobrze. To dzięki tobie, nie zrobili mi nic więcej, a ja obiecałam, że ci nie powiem. Proszę. Nie chcę mieć więcej kłopotów.
Westchnął.
-Ale jak ci się jeszcze będą narzucać, to przyrzekam, że nie dożyją końca tygodnia.
Uśmiechnęłam się.
-Niech ci będzie. Gdzie byłeś rano?
Opuścił wzrok.
-Jake…
-Miałem kilka spraw, mała…
-No ok…
-A ty co takiego zrobiłaś, że napadły na ciebie zbiry? – wyszczerzył się.
-Nic takiego… To długa historia…
-Mam czas.
Uśmiechnęłam się zrezygnowana.
Nagle zobaczyłam biegnącego w naszą stronę Justina.
Mój wybawca.
Przytulił mnie na powitanie.
Mój brat się uśmiechnął i spojrzał na nas pytająco.
-Jesteście razem?
Spojrzeliśmy po sobie z Justinem.
-Hmm… - powiedziałam.
-Hmmm... - powtórzył Bieber.
-Aa... Ok. Spadam gołąbki - zaśmiał się Jake.
-Hej – powiedzieliśmy razem.
-A gdzie Selena? – spytałam kiedy mój brat, zniknął nam z pola widzenia.
-Tam – wskazał sklep.
-Aha.
-No, bo tak sobie szliśmy i zobaczyłem ciebie, to mi wielkodusznie pozwoliła się z tobą przywitać – wywrócił oczami.
Zaśmiałam się.
-Przyjaciółka? Pokłóciliście się?
-Niby nie… Ale jakoś tak nam się dzisiaj rozmowa nie klei…
-Spoko.
-Ej, co ci jest w twarz?
Serio? Wszystkim będę się musiała z tego tłumaczyć? Ups. Jeszcze rodzice…
-Wpadłam na słupek – powiedziałam.
-Ciekawy słupek – zaśmiał się, ale zaraz spoważniał - Nie wierzę ci. Jaki palant ci to zrobił? – spytał wojowniczo.
Naprawdę ich uwielbiam, ale czasem mogliby się tak mną nie przejmować.
-No słupek… Patrz. Selena wyszła ze sklepu – zmieniłam temat.
Spojrzał na mnie smutno.
-Jakbym tylko dopadł tego kogoś…
Pocałowałam go w policzek.
-To do jutra? – spytałam.
Pokiwał głową.
-Przyjadę po ciebie – uśmiechnął się.
-Ok. Będę czekać. Hej.
-Pa. – spojrzał na Sel gapiącą się na nas, przytulił mnie i do niej pobiegł.
Patrzyłam jak idą roześmiani w drugą stronę. Zrobiło mi się jakoś tak dziwnie… Nie. Przecież nie mogłam być zazdrosna…
Spojrzałam na mój dom. Nie miałam ochoty tam wracać… Tyle pytań… Dlaczego nikt nie wierzy w słupek?! W sumie sama byłam sobie winna… Nigdy więcej nie jadę z nieznajomymi… Mam nauczkę.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam do domu. Może mnie nie zauważą i będę miała spokojnie czas na make-up.
Odetchnęłam z ulgą. Rodzice właśnie kłócili się z Jake’iem.
Szybko pobiegłam do pokoju. Przejrzałam się w lustrze. Nie było dobrze… Jak najszybciej nałożyłam na siebie sporą warstwę pudru. Ok. Chyba zrobiło się znośnie.

______________________
Przepraszam, że taki krótki, ale następny będzie dłuższy ;) Jeśli się Wam podoba to komentujcie <3

sobota, 5 marca 2011

VI. Ups.

Uff… Nareszcie po lekcjach. Myślałam, że to katowanie nigdy się nie skończy…
Kiedy wyszłam ze szkoły, zauważyłam dwie dziewczyny (na oko trzynastolatki), które bez przerwy się na mnie patrzyły i coś szeptały. Spojrzałam na nie pytająco. Niższa z dziewczyn się speszyła, ale druga pociągnęła ją za sobą w moim kierunku.
-Hej… Wiesz… Bo my… - zaczęła ta mniej śmiała.
-Znasz Biebera? – pomogła jej koleżanka.
Ups.
-A co?
Dziewczyna pokazała mi zdjęcie… Moje i Justina… Całowaliśmy się…
Powiem to jeszcze raz: UPS.
-Skąd to masz? – spytałam.
-Z Internetu.
Westchnęłam. Kurcze… Co ja mam powiedzieć?! Jenn nie panikuj!!
Przyjrzałam się dokładniej zdjęciu. Dlaczego dziś musiałam założyć tę samą bluzkę co wtedy?! Chyba nie było sensu kłamać…
-Taa.. – odpowiedziałam.
-Wiedziałam – wyszczerzyła się wyższa.
-A ta informacja jest wam potrzebna, ponieważ…?
-Bo my kochamy Justina! Krążą plotki, że jest w Stratford! To prawda? Jesteś jego dziewczyną?
Aaaa!!! Niech ktoś mnie uratuje!
Przygryzłam nerwowo dolną wargę.
-Nie. Niestety w Stratford go nie ma… - nie mogłam go wydać. Ale ktoś wiedział, że Justin tu jest… Zrobił zdjęcie… W sumie JB wgl się nie krył… - Sorry, dziewczyny, ale muszę iść.
Pomachałam im ręką, a one zawiedzione, udały się w drugą stronę.
Masakryczny dzień.
Poszłam szybkim krokiem w kierunku domu. Nie chciałam już więcej niespodzianek po drodze. Kiedy wyszłam zza zakrętu, zobaczyłam chłopaka, który rano mnie podwiózł i jego kolegów.
Błagam… Niech mnie tylko nie zauważą.
-Hej laska – powiedział.
NIE!!!
Olałam go i szłam dalej. Jeden z jego kolegów złapał mnie za rękę. Matko! Co jeszcze dzisiaj miłego mnie spotka?! Chyba w depresję popadnę…
-Łapy przy sobie! – próbowałam się wyrwać, ale trzymał mnie mocno.
-Nieładnie kochana potraktowałaś mojego kolegę – spojrzałam na idiotę z auta. Na jego twarzy widać było czerwony ślad po uderzeniu… Nie wiedziałam, że tak mocno mu przyłożyłam – On cię uprzejmie podwiózł, a ty go uderzyłaś… - koleś, który mnie trzymał pokręcił głową z dezaprobatą – Zlalibyśmy cię, ale dziewczyn się nie bije, a my jesteśmy dżentelmenami…
-Taa… - wtrąciłam się.
-Stul dziób! Teraz ja mówię! – wywróciłam oczami. Nie chciałam pokazać, że się ich boję… Ale prawda była taka, że pewnie się nie czułam. Policzyłam, że było ich razem pięciu… Nie miałam szans na ucieczkę… -No to tak, złotko… Jesteś mu winna przeprosiny…
Tylko tyle? Błagam. Żeby nie było w tym haczyka.
-Przepraszam cię – uśmiechnęłam się ze ‘skruchą’ do poszkodowanego.
Udawałam, że się ich nie boję. Chyba dobrze mi szło, bo jakby się zawahał.
-Przeprosiny to nie wszystko.
-Jakiś ty wielkoduszny – zaśmiałam się sarkastycznie.
Niespodziewanie walnął mnie w twarz.
-Dziewczyn się nie bije! – wrzasnęłam i kopnęłam go pomiędzy nogami. Skulił się, próbowałam to wykorzystać i uciec, ale nie miałam jak. Jego koledzy mnie przytrzymali.
Poturbowany zaczął rzucać we mnie wszystkimi przekleństwami jakie ślina na język mu przyniosła.
Gapiłam się na niego z lekkim uśmiechem.
To go totalnie rozwścieczyło. Kazał kolegom trzymać mi ręce i nogi. Zaczęłam wrzeszczeć i się wyrywać.
Nagle jeden z chłopaków się odezwał.
-A to nie jest siostra Jake’a? – spytał przerażony.
Wszystkich zamurowało.
-Jesteś JEGO młodszą siostrą?
Na mojej twarzy pojawił się zwycięski uśmiech.
-Tak – odpowiedziałam.
-Kurwa. Dlaczego akurat ty musisz być taką dziwką? Zmywamy się chłopaki.
-Sorry i w ogóle… Nie chcieliśmy, żeby to tak wyszło… - mówił gościu od samochodu – Nie mów nic bratu. My sobie tylko żartowaliśmy…
-Cicho bądź Max! – krzyknął ‘szef’ – Zrobimy mały układ… Odpuścimy ci. Nigdy więcej nie usłyszysz od nas nawet słowa. Nie znamy się i nigdy nic nie zaszło, a ty w zamian nie piśniesz o niczym bratu. Bo jak puścisz parę z ust, to wolałbym nie być w twojej skórze.
-Ja w waszej też – zaśmiałam się.
Chłopak nie był zadowolony z mojej wojowniczej postawy.
-Teraz wszystko jasne, dlaczego jesteś taka zadziorna. Starszy braciszek… Ale uwierz mi, że nie zawsze cię obroni… Wchodzisz w to, czy nie?
Zastanowiłam się. W sumie nic strasznego nie zdążyli mi zrobić, a nie miałam ochoty na więcej kłopotów… Chociaż chętnie zobaczyłabym jak Jake się na nich mści…
-Ok. Nic nie powiem, a wy odwalicie się ode mnie totalnie. Muszę już iść. Spieszę się – przepchnęłam się przez lekko zszokowanych chłopaków.
Dzięki Jake. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.


________________________
I jak? :) Jeśli przeczytacie, zostawcie komentarz <3

czwartek, 3 marca 2011

V. Tylko nie szkoła.

Kiedy telefon obudził mnie moim ‘ukochanym’ budzikiem, na który brat ustawił mi kiedyś „Baby” z nadzieją, że może jak codziennie Bieber będzie mnie budził to przejdzie mi trochę to całe Bieber Fever, miałam ochotę zadzwonić do Justina i na niego nawrzeszczeć. Uśmiechnęłam się z satysfakcją na myśl, że w gruncie rzeczy mogłabym to zrobić.
Niechętnie zwlokłam się z ciepłego łóżka. Zadrżałam. Było okropnie zimno. Dotknęłam kaloryfera. Zimny… Co?! Nacisnęłam na przełącznik światła.
Przeklęłam cicho. Nie było prądu.
Postanowiłam zadzwonić do Justina spytać go, czy u nich jest.
Długo nie odbierał.
-Tak? – usłyszałam zaspany głos Biebera.
-Jest u was prąd?
-Matko. Kto mówi?
-Twoja ukochana. Nie Selena. Ta druga, jak coś.
-Oj, przestań. Już sprawdzam – chwila ciszy – Nie ma.
-Aa… szkoda. Sorry, że cię obudziłam.
-Spoko – powiedział nieprzytomnie – Która jest?
Wolałam nie odpowiadać.
-Połóż się jeszcze. Masz wolne… i duuużo czasu. Słodkich snów.
-Cześć. Powodzenia w szkole… Ej, poczekaj. Śniłaś mi się.
-Tak? – zaciekawiłam się – A co ci się śniło?
-Umm… Wolałbym nie odpowiadać… - zaśmiał się – Padam. Idę spać to może jeszcze tam wrócę. Pa kochanie.
-Taa… Głupek – powiedziałam lekko rozbawiona.
-Też cię kocham. Paa.
-Cześć – rozłączyłam się.
Tylko w czym ja mam się umyć???
Rozejrzałam się. Jake’a nie było w pokoju. Zaczęłam go szukać. Nie było go w domu…
Poszłam do sypialni rodziców.
-Mamo?– powiedziałam dosyć cicho.
-Tak kochanie? – spytała wstając z łóżka i zamykając drzwi od sypialni, żeby tata jeszcze pospał.
-Nie ma prądu – oznajmiłam – Masz jakiś pomysł, jak mogłabym się umyć?
-Wczoraj wieczorem nalałam trochę wody na zapas, bo mówili, że może nie być … Pytałaś, czy u Ann jest?
-Nie ma.
-Jeśli tam nie ma to w szkole też… A gdzie Jake? – spytała mama.
-Nie wiem. Nie ma go …
Mama się zasmuciła i westchnęła.
-Tylko, żeby nic złego mu się nie stało… No to leć się myć, bo nie zdążysz do szkoły.
-Ok – powiedziałam. Poszłam do łazienki, ale musiałam jeszcze coś zrobić.
Zadzwoniłam do Jake’a.
-Joł, młoda – odezwał się.
Odetchnęłam z ulgą słysząc jego głos.
-Gdzie jesteś? – spytałam.
Cisza.
-No gdzie??
-Hmm… Poszedłem gdzieś z kumplami…
-O 6:00?
-Tak. Później ci opowiem jak będziesz chciała, ale teraz muszę kończyć… Cześć.
-Pa. A o której będziesz w domu? – rozłączył się. Westchnęłam.
Miałam nadzieję, że wie co robi…
Szybko wskoczyłam pod prysznic i katowałam się myciem zimną wodą z butelek… Umyłam jeszcze tylko zęby, uczesałam się, zrobiłam delikatny makijaż i oczywiście się ubrałam. W biegu złapałam jeszcze coś do jedzenia i wyleciałam z domu. Moje lekcje zaczynały się za 10 minut, a do szkoły miałam 20 minut drogi… W sumie do Ann też było 20 minut, a dałam radę zjawić się u niej po 12 minutach, więc miałam nadzieję, że może uda mi się jakoś zdążyć. Ruszyłam biegiem, ale chyba za dużo od siebie wymagałam, bo po krótkim czasie byłam tak wymęczona, że nie byłam w stanie dalej biec.
-Trzeba było biec wolniej, idiotko – powiedziałam do siebie.
Nagle zauważyłam, że zatrzymuje się obok mnie samochód, w środku którego był chłopak, którego znałam z widzenia, ze szkoły.
Uchylił okno.
-Podwieźć cię, ślicznotko?
No doobra….
Spojrzałam na niego i niepewnie skinęłam potakująco głową.
Wsiadłam do samochodu. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam jeździć z obcymi (jak od dziecka wpajali mi rodzice), ale w innym razie, spóźniłabym się do szkoły i tak w ogóle to tego chłopaka znałam. Trochę…
-Jak ci się podoba mój wóz? – spytał szczerząc się.
-Hmm… - rozejrzałam się po samochodzie – Niczego sobie.
-Dostałem na 16 urodziny i kilka dni temu zrobiłem prawo jazdy – chwalił się.
-Fajnie… - powiedziałam. Akurat dużo mnie to obchodziło…
Dojechaliśmy na miejsce. Uff.. Poszło bez problemów.
Kiedy chciałam wysiąść złapał mnie za rękę.
-A nagroda?
-Nie mówiłeś o żadnej nagrodzie…
Przyciągnął mnie do siebie.
Zareagowałam od razu. Uderzyłam go w twarz, wyrwałam mu się i wyszłam z samochodu.
-Śpieszę się! – trzasnęłam drzwiami auta i zostawiając go oszołomionego pobiegłam na lekcje.
A jednak rodzice mieli rację. Nie należy jeździć z nieznajomymi… Muszę to sobie gdzieś zapisać…
Na lekcje wpadłam w ostatniej chwili. Praktycznie, w jednym momencie z nauczycielem od biologii. Gościu mnie nienawidził (oczywiście z wzajemnością). Spojrzał na mnie morderczo.
-Przyszłaś po dzwonku. Powinienem wpisać ci spóźnienie – powiedział.
-Nie może pan. Jak przyszłam jeszcze nikt nie wszedł do sali.
-Nie? To zobacz co teraz robię – wpisał mi spóźnienie. IDIOTA.
I po to tak się wysilałam, żeby i tak mieć spóźnienie?! Następnym razem w ogóle nie przyjdę…
-I zapamiętaj, że ja nie toleruję spóźnień. Będziesz miała obniżone sprawowanie (zapomniałam wspomnieć że to mój wychowawca). Masz ich tyle, jak jeszcze żaden uczeń w szkole. Chciałbym, żeby twoi rodzice zjawili się jutro u mnie. Będę musiał z nimi poważnie, o tobie porozmawiać.
Skrzywiłam się.
-Ale proszę pana… Poprawię się. A dzisiaj WCALE się nie spóźniłam!
-Nie kłóć się ze mną!! Jutro widzę ktróregoś z twoich rodziców w moim gabinecie punkt 15:00, zrozumiano?
-Nie – powiedziałam.
-I o pyskowaniu nauczycielom też z nimi porozmawiam! Dostajesz uwagę. Siadaj.
Wywróciłam oczami. Paskudny dzień.
Na lekcji nie zrobiliśmy praktycznie nic, bo nauczyciel zaczął wygłaszać nam długą, pouczającą mowę, a na końcu powiedział, że na godz. wychowawczej zrobimy biologię, bo tę lekcję straciliśmy. Wszyscy zaczęli protestować, ale on powiedział, że mają się zamknąć i mi podziękować.
Czy ten facet chce mi totalnie rozwalić życie?!
Na przerwie prawie wszystkie osoby z klasy patrzyły na mnie, jakby chciały mnie zabić i nikt nawet się do mnie nie odezwał.
Taa… Kochany wychowawca, osiągnął swój cel…
W pewnym momencie podeszła do mnie Aisha ze swoimi dwoma pustakami. Jak ja ich nienawidziłam.
-Dzięki, kochana. Przez ciebie będziemy mieć kolejną biologię – wykrzywiła się.
-Nie ma sprawy. Zawsze do usług – powiedziałam uprzejmym tonem, doprowadzając je do wściekłości.
Jak łatwo było wyprowadzić je z równowagi...
Tylko parsknęły i odeszły (udając, że z godnością).
Lekcje ciągnęły się w nieskończoność… Dobrze, że na przedostatniej przerwie zadzwonił do mnie JB. Chociaż coś się zdarzyło.
-Żyjesz?
-Nie. A tak w ogóle to skąd wiesz, że jestem w stanie krytycznym?
-No wiesz… Szkoła, to szkoła.
-Taa… – westchnęłam – Co tam u Seleny?
-A nic… Nudy. Oglądamy You Can Dance.
Zadzwonił dzwonek na lekcje.
-Muszę kończyć… Pa. Życzę wam miłego oglądania – powiedziałam.
-Dzięki. Hej śliczna.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.


_____________________
To już piąty rozdział xD Wow. Nie sądziłam, że dam radę napisać je 5 dni z rzędu ;D To Wy mnie motywujecie <3