czwartek, 20 września 2012

II rozdział 25


    -Tak? – odebrałam zachrypniętym głosem, niechętnie wysuwając głowę spod kołdry. Po tym całym parku wodnym okropnie zachorowałam.
-Bu – usłyszałam głęboki, męski głos i urwane połączenie.
Zadrżałam na całym ciele. Nie byłam pewna czy spowodowała to temperatura, czy dziwna ‘rozmowa’.
Spojrzałam na numer, który do mnie dzwonił. Był zastrzeżony. Przygryzłam nerwowo wargę. Zakręciło mi się w głowie i znowu nie wiedziałam co było przyczyną. Roześmiałam się nerwowo, ale moje serce podejrzanie przyspieszyło. Odłożyłam telefon spowrotem na szafkę, po czym na nowo zakopałam się w kołdrze i starałam się zapomnieć o całym świecie, a szczególnie o bólu rozsadzającym całą moją czaszkę.

-Mamuś, psiyniośłem ci cioś do jedzienia! – ze snu wybudził mnie głos synka, który nieporadnie wszedł do sypialni niosąc małą tackę, na której był chleb z masłem i jogurt. To cud, że doniósł wszystko cało – Tatuś powiedziaj, zie jak nie źjeś to poziajujeś, bo nie jeś djugi dzień.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, uśmiechnęłam się lekko i odebrałam od synka jedzenie, kładąc tackę przed sobą, na łóżku.
-A dlaczego sam nie przyszedł? – zapytałam rozbawiona widokiem Drew, który z poważną miną siłował się z otwarciem mojego jogurtu.
Chłopiec przybliżył usta do mojego ucha, jakby chciał wyjawić mi tajemnicę, a ja przysunęłam się do niego, aby mu to ułatwić.
-Cieka zia dźwiami – wyszeptał.
-Podsłuchuje? Co kombinuje? – zapytałam również szeptem.
-Powiedziaj, zie mu będzieś wykjęciaja się od jedzienia, a ode mnie źjeś, ale kontloluje siytuaćje i jak cioś wkjociy do akcji – mówił podekscytowanym szeptem.
Nie dałam rady nie zacząć się śmiać.
-Cio się śmiejeś? Jedź – powiedział stanowczo synek, co spowodowało mój kolejny napad śmiechu.
-‘Jedz’ kotku, nie ‘jedź’ – wydusiłam wreszcie z siebie ocierając łzy śmiechu z oczu – Jus, twój syn cię wydał! – zawołałam, a Justin z miną dezaprobaty, ale za razem rozbawienia wszedł do sypialni.
-Młody, ustalmy coś – przykucnął przy Drew – Jak wtajemniczam cię w jakiś niecny plan, to nie mówisz o nim mamie, jasne?
-Psiepjasiam – powiedział maluszek ze łzami w oczach.
-Eeeeej – Jus podniósł go na ręce i okręcił w okół siebie – Tę misję i tak wypełniłeś najlepiej jak się tylko dało. Spójrz – wskazał mnie głową, a synek się uśmiechnął.
-Mama je. Bo ja jej psiyniośjem – uśmiechnął się dumnie od ucha do ucha.
Wymieniliśmy z Justinem wesołe spojrzenia. Biebs usiadł na łóżku koło mnie, sadzając sobie synka na kolankach.
-Jak się czujesz, piękna? – zapytał dotykając mojego czoła. Musnął deliktanie mój policzek, a później usta.
-Myślę, że będę żyła – odpowiedziałam. Czułam się sporo lepiej niż wczoraj. Jedzenie nadal za bardzo do mnie nie przemawiało, ale byłam już w stanie na nie spojrzeć, a nawet zjeść niewielką jego ilość.
-To bardzo dobrze, bo bez ciebie byśmy sobie nie poradzili – uśmiechnął się czule. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi – Drew, otworzysz? To na pewno babcia.
Chłopiec skinął głową i popędził do drzwi, zostawiając nas z Jusem samych. Nie podobało mi się to w jaki sposób na mnie patrzył. Wiedziałam, że zaraz powie coś o co się pokłócimy.
Biebs musnął moje usta.
-Nie całuj mnie, bo się zara… - nie pozwolił mi skończył, bo po chwili poczułam na sobie jego ciężara i usta na szyi.
-Mam to gdzieś – odpowiedział wpijając się w moje usta. Rozsunął moje wargi językiem i chociaż byłam przeciwno przenoszenie zarazków w takim stanie, nie potrafiłam powiedzieć stanowczo ‘nie’.
-Jenny…?
Westchnęłam ciężko, domyślając się jak dalej przebiegnie rozmowa i zepchnęłam go z siebie.
Zauważyłam jego zmieszanie, kiedy zareagowałam zanim zdążył cokolwiek więcej powiedzieć.
-Tak, możesz iść. Ok, zostanę z Pattie. Dzięki, że pomyślałeś chociaż o kimś kto zostanie z Drew, bo ja za bardzo się nie nadaję – powiedziałam sucho.
-Słuchaj mała, bo to poważna sprawa i…
-Spadaj już – odwróciłam się do niego plecami.
Wyczułam jego niemal namacalne wahanie, ale po chwili wstał i tylko muskając moją dłoń swoją na pożegnanie wyszedł z pokoju. Znowu zaczęłam czuć się źle i usilnie starałam przekonywać siebie, że to wcale nie z jego powodu. Wcale nie dla tego, że w przeciągu dwóch sekund zdołał poprawić mi humor, a tylko sekundę zajęło mu zepsucie go.

______________________
Wiem, że mało dodaję, a rozdział jest krótki, ale jest szkoła, do tego dochodzą spotkania ze znajomymi i jakoś nie mam kiedy pisać. Wgl, mój stan psychiczny w ostatnim czasie z pewnych powodów nie nadaje się do tego, żeby pisać ;P Ale postaram się coś znowu niedługo dodać <3