piątek, 19 października 2012

KONIEC

A więc tak... Napisałam już całe 73 rozdziały 'Do you love me', mam 56 obserwatorów, 119751 wyświetleń  i 745 komentarzy :) Dziękuję Wam za to, że to czytałyście, ale chyba już nie mam więcej pomysłów na DYLM. Totalnie nie wiem co pisać i myślę, że tyle rozdziałów + jeszcze kilka w 'I'm Drew' to całkiem sporo. Opowiadanie ma w Wordzie 300 stron :) Na pewno nie mogłabym pisać nigdy wieloczęściowej książki, bo pomysły kończą mi się za szybko XD Tak samo jak moje opowiadanie nudzi się i Wam. Myślę, że żadna z Was nie czyta mojego opowiadania od samego początku, kiedy je zaczęłam. Po prostu, tak jak znudziło się sporej ilości osób, które to czytało, znudziło się również mnie ;) Jeszcze raz dzięki, że chciało Wam się to czytać, bo to serio dużo dla mnie znaczyło <3

Zapraszam na mojego bloga, którym chwilowo się zajmę: http://just-in-lie.blogspot.com/ oraz http://burned-heart.blogspot.com/. A co do innych to sama nie wiem... Może wrócę do nich, może nie, ale myślę, że niekoniecznie. To tyle ode mnie :)

Dziękuję Wam za wszystko <3

wtorek, 16 października 2012

II rozdział 26



    Po trzech dniach choroby, nareszcie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Justin nadal był z nami w Kanadzie (co mnie bardzo dziwiło), ale dalej, codziennie, na długo wychodził (co mnie irytowało i dołowało). Czułam się tak bezradna, jak to tylko możliwe. Z nim nie dało się normalnie porozmawiać, bo albo próbował zawrócić mi w głowie dobieraniem się do mnie albo bardzo ładnie i składnie się tłumaczył ze swojej nieobecności. Ale mi po prostu coś nie pasowało w tym wszystkim. Można to nazywać różnie… paranoją, kobiecą intuicją… ale po prostu za każdym razem, kiedy Justin tłumaczył mi powody swojej nieobecności, w głowie włączała mi się czerwona żarówka. Nie potrafiłam tego kontrolować, starałam się, naprawdę bardzo starałam się mu wierzyć, ale po prostu, najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam. Wolałam nie myśleć o tym co Jus robi, kiedy go nie ma… Oczywiście, gdy już nie dawałam rady powstrzymać swoich domysłów to prawie wszystkie kierowały się do tego, że ma inną. Od razu robiło mi się słabo z tego powodu, bo nie mogłam nic na to poradzić. Ja go zdradziłam, on też teoretycznie może zdradzać mnie… Jaka patologia – westchnęłam przerywając moje za długie i za bardzo bolesne przemyślenia. Chociaż bałam się, że może mnie zdradzać, to miałam wrażenie, że pomimo wszystko moja czerwona żarówka informuje mnie o czymś innym… Może Jus chciał mnie w ten sposób ukarać? Żebym świrowała z niewiedzy, bojąc się tego, że go stracę, że mnie zostawi, że ma jakąś kochankę? Albo jeszcze coś innego… Tylko co? Poczułam skurcz w brzuchu i syknęłam z bólu. Dziecko się na mnie denerwuje. Nie dziwię mu się. Też nie podobałoby mi się gdyby matka pakowała mi do brzucha tyle niedobrej energii, strachu, niewiedzy i złości. Znowu westchnęłam i pogładziłam brzuch, który w ostatnich dniach bardzo delikatnie się zaokrąglił. Było to prawie niedostrzegalne, ale ja to widziałam i czułam życie rodzące się we mnie. Szczerze mówiąc nie tak wyobrażałam sobie siebie jako dziewiętnastolatkę… Dobra, czas przeznaczony dziennie na użalanie się nad sobą właśnie minął. 
W tym momencie problem tkwił wyłącznie w tym, że Drew pojechał do babci, a Justin jak zwykle wybył. Nie miałam co robić i nie miałam żadnego pomysłu czym mogłabym zapełnić czas, bo totalnie nic mi się nie chciało. W końcu postanowaiłam, że zadzwonię do Jusa. Jeśli przerwę mu igraszki łóżkowe z pierwszą lepszą, łatwą to najwyżej nie odbierze. Uśmiechnęłam się cierpko i wykręciłam jego numer.
Pierwszy sygnał… drugi… trzeci... czwarty...
-Słucham cię, kochanie – odebrał. Nie miał przerywanego oddechu, to już coś.
-Jus, nudzi mi się – jęknęłam. Było to pierwsze co przyszło mi na myśl i nawet nie mijało się z prawdą.
Niemal usłyszałam uśmiech w słuchawce.
-Mogę zaraz do ciebie przyjść, jeśli chcesz – od sposobu w jaki wypowiedział te zwykłe słowa poczułam motyle w brzuchu – Kończymy już z Chazem naprawiać ten motor. Udało się nam dużo szybciej, bo wpadł jego sąsiad i nazywając nas ciamajdami, pedałami i laleczkami zrobił coś z tym motorem co nazwę śmiało diabelską sztuczką i nasze planowane 5 godzin pracy zmieniło się w 2. On twierdzi, że zrobiłby to w 5 minut, gdybyśmy wcześniej wszystkiego nie zepsuli.
Wybuchłam szczerym śmiechem i zauważyłam, że przy tej jego wypowiedzi, czerwona lampka zamiast się zapalić, tylko niezauważalnie mignęła. Szkoda, że Chaz mieszkał 20 km od nas, bo zaproponowałabym, że po niego wyjdę i sprawdziłabym czy mówi prawdę… Jaka ze mnie paranoiczka.
-No to jak, księżniczko? Chcesz mnie wcześniej w domu? Bo tu jest jeszcze sporo do roboty, ale myślę, że Chaz i jego wredny sąsiad zrozumieją, że nudząca się żona jest ważniejszą sprawą od jakiegoś motoru, na którym serio słabo się znam.
-Pedał, laleczka? – zachichotałam.
Parsknął udając irytację.
-Koleś myśli, że jest fajny, ale jego ojciec jest mechanikiem to się zna, a ja…
-No tak… Nagrywanie płyt, koncerty, trasa, udział w filmach… To twoje życie – powiedziałam dziwnym tonem.
-Nie, mała. Moje życie to ty… Nie odpowiedziałaś mi czy chcesz mnie w domu? Maluszka jeszcze nie ma, no nie? Do której będzie u babci?
-Chcę – odpowiedziałam z uśmiechem – A czemu pytasz o Drew?
Chwilę nic nie mówił.
-Jak coś, właśnie uśmiecham się tajemniczo – powiedział, a  ja się roześmiałam – Zaraz będę – rozłączył się, a ja przygryzłam wargę.
Nie ważne czy kogoś ma. Jeśli nawet, dziś wypada moja kolej na niego.
Wstałam z łóżka na którym do tej pory leżałam i przeniosłam się na kanapę, włączając telewizor. Trafiłam akurat na jakiś plotkarski program. Słuchałam i śmiałam się z większości rzeczy jakie wygadują na temat sławnych osób, chociaż naprawdę nie mają o niczym pojęcia. Kiedy padły słowa: ‘A teraz porozmawiamy o Justinie Bieberze.’ zastygłam w bezruchu z dziwną miną na ustach.
‘Justin i Jenn Bieber myślą o rozwodzie. Nie dogadują się, przyjaciółka Jenny wygadała, że ponoć poszło o ich psa.’
Zaczęłam śmiać się tak bardzo, że nie usłyszałam nic z tego co mówili dalej, za to nie mogłam złapać oddechu, a  tym bardziej przestać się śmiać. My nawet nie mamy psa…
-Może innym razem ci się uda! – powiedziałam przez śmiech, kiedy w odbiciu telewizora zobaczyłam skradającego się Justina.
Odwróciłam się na niego, a on spojrzał na mnie ‘obrażony’.
-Z czego tak się śmiałaś? – zapytał nachylając się nade mną, kładąc dłonie na moim brzuchu i muskając moje usta.
Znowu parsknęłam śmiechem, a on patrzył na mnie z rozbawieniem i ciekawością.
Usiadł obok mnie na kanapie i wyłączył telewizor.
-Hmm? – patrzył na mnie pytająco.
-Wiedziałeś, że myślimy o rozwodzie i pokłóciliśmy się o naszego psa? – mój napad śmiechu jeszcze bardziej się pogłębił.
Jus się zaśmiał i patrzył na mnie z uśmiechem i jednocześnie spojrzeniem ‘WTF?’.
-Telewizja uczy – powiedziałam z powagą, kiedy udało mi się na nowo zacząć oddychać.
-Może powinniśmy sobie kupić psa? – zasugerował przewracając mnie delikatnie do pozycji leżącej i wsunął się na mnie.
-A co jeśli się o niego pokłócimy i będę chciała rozwodu? – zapytałam nadal udając powagę.
Uśmiechnął się rozbawiony i musnął moje usta.
-Nie będziesz – powiedział z przekonaniem i pocałował mnie namiętnie, wsuwając mi ręce pod bluzkę.
-Jesteś brudny! – pisnęłam dostrzegająć plamę smaru na jego bluzce i spróbowałam go z siebie zepchnąć.
Usiadł na mnie okrakiem i z cwaniackim uśmiechem zdjął ją z siebie rzucając na podłogę.
-Już nie – powiedział.
-A spodnie?
-Mam je zdjąć?
-Nie o to mi chodziło! – zaprzeczyłam rozbawiona.
Uśmiechnął się rozbawiony.
-A więc w czym problem?
-Siedzisz na mnie w brudnych, roboczym stroju – powiedziałam z ‘obrażoną’ miną.
-Po pierwsze: tyle co ja zrobiłem przy tym motorze wynosi tyle ile ty robisz mi do jedzenia jak jesteś na mnie zła, czyli dla jasności, najwyżej rzucisz we mnie kromką chleba – zaśmiałam się na jego słowa – A po drugie po co mam się przebierać, skoro… i tak zaraz nic na sobie nie będę miał – uśmiechnął się łobuzersko.
Zrobiło mi się gorąco na całym ciele.
-Skąd ta pewność? – zapytałam z zadziornym uśmiechem.
Nie odpowiedział tylko wpił się w moje usta, spwrotem się na mnie kładąc. Poczułam, że moja bluzka jakimś ‘magicznym sposobem’ znajduje się coraz wyżej.
Nagle usłyszałam dzwonek telefonu.
Bieber zaczął muskać moją szyję.
-Jus, a co jak Pattie chce już odwodzić Drew? – powiedziałam niechętnie.
Justin zaklął niezadowolony i pozwolił mi się podnieść i podbiec do mojej dzwoniącej komórki.
-Bu – usłyszałam w słuchawce, a moje ciało z dziwnych powodów na nowo przeszył dreszcze – Kochana Jenny. Jesteś tam? Pamiętasz mnie może? – ton głosu mężczyzny po drugiej stronie telefonu był bardzo sarkastyczny.
-Kto mówi? – zapytałam udając obojętność, chociaż robiło mi się słabo.
-Jak tam się miewa Jake? Cieszycie się, że wpakowaliście mnie do pudła? Pamiętacie, że wspominałem coś o zemście? Jak się miewa synek? Ze swoich źródeł wiem, że twój kochany mężulek nie podzielił się z tobą prawdziwą wersją zdarzeń porwania, a bardzo zależy mi, żebyś wiedziała...
Rozłączyłam się, bo byłam pewna, że jeśli usłyszę coś więcej to zemdleję.
Justin patrzył na mnie skrajnie zaniepokojony.
-Jenn, co ci jest? Kto… - nie skończył, bo rzuciłam w niego telefonem i pobiegłam do sypialni, zamykając za sobą drzwi i kładąc się na łóżku, drżąc na całym ciele.
-Zastrzeżony? Kto to był, Jenny? – pytał Justin, a w jego głosie dochodzącym zza drzwi wyraźnie słychać było pobrzmiewającą panikę.
-Same pytania!! – wrzasnęłam – A możę ty byś mi na kilka odpowiedział?! – zaczęłam płakać.
-Jenn…
Nie słuchałam tego co mówił dalej. Próbowałam stać się niewidzialna. Wtopić się w łóżko. Stać się z nim jednym. Takie łóżko przecież nie ma żadnych problemów. Nie chciałam istnieć, nie chciałam, żeby ktokolwiek, kiedykolwiek mnie znalazł. Nie miałam siły na dalsze przeciwności losu. Nie chciałam myśleć. Nie chciałam wiedzieć co się dzieje. W tym momencie jedyne czego chciałam to zasnąć i już nigdy się nie obudzić.

__________________________
Bu.

Oj ciężko, ciężko szedł mi ten rozdział... Ale jakoś wzięłam się w końcu w garść i coś napisałam. xD 
Piszcie co sądzicie ;)