Udało nam się jakoś w miarę wytłumaczyć mamie Bieebsa. Patrzyła na mnie bardzo podejrzliwie jak to opowiadałam jej jak w czasie kiedy JB był w łazience poszłam na dół, bo mi się nudziło, a on siedział tam strasznie długo i uznałam, że wrócę zanim jeszcze wyjdzie.
Dziwiła się trochę, że poszłam z mokrą głową… Ale nie miała nic na nas. Byliśmy niewinni.
Na pewno mogła podejrzewać nas o jakiś spisek z Kennym i wgl, ale jakoś nic nie mówiła. To dobrze.
Kiedy (wreszcie) sobie poszła Justin poszedł po suszarkę, podłączył ją obok mnie i zdmuchnął mnie dosłownie.
Zaśmiałam się.
-Wysuszyć ci włosy? – spytał uśmiechnięty.
-Spoko.
Zaczął je suszyć.
Robił to tak delikatnie…
-Już – wyszczerzył się kiedy skończył.
-Ci też wysuszyć? – zaśmiałam się.
Dotknął swoich włosów.
-One to już chyba wyschły…
Wzięłam od niego suszarkę i dmuchnęłam mu prosto w twarz.
Uciekł.
Chciałam za nim pobiec, ale zapomniałam, że kabel jest taki krótki i wyrwałam go z kontaktu. Zrobiłam wielkie oczy.
Wyrwałam go razem z gniazdkiem.
Justin wybuchnął śmiechem.
Popchnęłam go.
-Może da się to jakoś przykleić… - podniósł pozostałości kontaktu. Próbował przyczepić go z powrotem.
Zabawne.
-Masz może klej? – wyszczerzył się.
Spojrzałam na niego przymrużonymi oczami.
Podszedł do mnie i pocałował w usta.
-Nie martw się. Naprawimy.
Westchnęłam i też nie powstrzymałam śmiechu.
-Matko. Robimy tu rozróbę już pierwszego dnia… - skomentowałam.
-Poprawka. TY robisz – wyszczerzył się, ale kiedy poczuł moje mordercze spojrzenie poprawił się – Ok. Niech ci będzie… ROBIMY.
Uśmiechnęłam się słodko.
Ktoś zapukał do pokoju.
Spojrzeliśmy na siebie spanikowani.
Podparłam się o ścianę tak, żeby zasłonić zepsute gniazdko.
Justin poszedł otworzyć.
-Tak? – spytał dziewczyny stojącej za drzwiami.
Ta zrobiła wielkie oczy i zaczęła się drzeć.
Justin westchnął i uśmiechnął się do niej.
-Ciii… - poprosił – Bo zaraz zbiegnie się cała obsługa hotelowa… Coś konkretnego chciałaś?
Dziewczyna ciężko oddychała.
-Ej, może to dziwnie zabrzmi, ale masz klej? – spytał jej Bieber, a ja nie powstrzymałam kolejnego napadu śmiechu.
Dziewczyna dopiero teraz mnie zauważyła. Zmierzyła mnie lodowatym wzrokiem.
No cóż…
Justin patrzył na nią wyczekująco.
-Nie mam… Zrobisz sobie ze mną zdjęcie?
Bieber wziął od niej komórkę i zrobił to o co dziewczyna go poprosiła.
-A potrafisz może naprawiać kontakty? – zapytał inteligentnie Justin.
Zakryłam dłonią usta, żeby znowu nie zacząć się śmiać.
-A co? – spytała.
Odsunęłam się, a Bieber wskazał jej zepsute gniazdko.
-Właśnie w tej sprawie przyszłam… Mama prosiła mnie, żebym spytała, czy u was też nie ma prądu… - powiedziała już bardziej opanowanym tonem.
Skrzywiłam się.
-Kochanie… Chyba spowodowałaś jakieś zwarcie… - powiedział do mnie rozbawiony JB.
-Kurde. Trzeba było nie uciekać – pokazałam mu język.
-Ale ja byłem suchy, no! – zaśmiał się.
Dziewczyna dziwnie na nas patrzyła.
Nie dziwię się jej szczerze mówiąc…
-Nie podkablujesz, co? Przekupię cię troszkę… Chcesz bilety na mój koncert? – dziewczyna pisnęła – Ale dostaniesz je tylko jak nic nie powiesz o tym, że rozwaliliśmy kontakt. Taki mały szantażyk.
Wyciągnął 2 bilety na swój koncert z plecaka i podał fance.
Jej uśmiech był szeroki na całą twarz.
Rzuciła mu się na szyję.
Uśmiechnął się.
-Tylko pamiętaj… Nigdy niczego tu nie widziałaś… Przyszłaś, spytałaś się o prąd i poszłaś. Zapamiętasz?
Pokiwała głową.
Pocałował ją delikatnie w policzek (!), powiedział, że musi naprawić kontakt i zamknął drzwi.
-I co teraz? – spytał rozbawiony.
-Ymm…
-Uciekamy? – zaproponował.
Zaśmiałam się.
-Dobry pomysł.
Do pokoju wbiegła Pattie.
Justin rzucił się na kontakt, ale nie zdążył zasłonić zanim go zauważyła.
-CO WY TU ROBILIŚCIE?!?! – wrzasnęła.
Ups.
-Nic takiego… Suszyliśmy włosy i jak wyciągaliśmy ten no… kabel z prądu to gniazdko się urwało… - tłumaczył JB.
Byłam mu strasznie wdzięczna, że mówił MY.
Pattie pokręciła załamana głową.
-Ale to się naprawi… - obiecał Bieber.
Mama uniosła brwi.
Justin wyszczerzył się przepraszająco.
-To pójdźcie powiedzieć w obsłudze hotelowej, że wyrwaliście gniazdko.
JB się skrzywił.
-A nie możesz ty powiedzieć?
-Nie. Nie mogę. WY zrobiliście, WY naprawicie – oznajmiła bezlitośnie Pattie.
Justin złapał mnie za rękę i poszliśmy jak na ścięcie.
-Yyy… Przepraszam? – powiedział Justin do Wrednej Babki. Spojrzała na nas – Gniazdko wypadło ze ściany…
-Co?!
-No… to co pani usłyszała…
Była wściekła, ale nic nie powiedziała. Zadzwoniła gdzieś i po dziesięciu minutach zjawił się jakiś gościu, który (jak się okazało) miała naprawić kontakt.
Obyło się bez większego wyżywania się na nas.
Uff.
Kiedy już zamieszanie z brakiem prądu i naprawianiem kontaktu się skończyło zauważyłam, że mam 10 nieodebranych połączeń. 5 od rodziców, 2 od Ann, 1 od mojego brata i 2 od jakiegoś zastrzeżonego…
Postanowiłam do nich oddzwonić, żeby się nie martwili.
Zaczęłam od rodziców. Zapewniłam ich, że wszystko jest dobrze i żeby się nie martwili.
Zadzwoniłam do Jake’a, ale nie odbierał…
Następnie wykręciłam nr do Ann. Rozgadałyśmy się i opowiedziałam jej o wszystkim… Prawie nie przestawała śmiać się przez całą rozmowę.
Justin cały ten czas leżał na kanapie obok mnie i siedział na TT.
Zerknęłam mu przez ramię na ekran.
-Co robisz? – zaciekawiłam się.
Spojrzał na mnie.
-Obczajam nasze zdjęcie jak się całujemy. Wszyscy piszą, że to fotomontaż – zaśmiał się – Myślisz, że to prawda? Wygląda realnie…
-Co?!
Rozbawiona zerknęłam na zdjęcia i komentarze pod nim.
-Wow. Taa… Na 100% fotomontaż – roześmiałam się
-A co ty na to, żebyśmy zrobili sobie jakieś fajne zdjęcie i JA je wstawię na swoje TT?
Uśmiechnęłam się.
-Chyba wolę nie… Chcę jeszcze trochę pożyć…
Przytulił mnie czule.
-Przecież cię nie zabiją… – zapewnił – Chyba.
-Nie dzięki.
Zaśmiał się.
-Ale żartuję przecież. Nie dam cię skrzywdzić – pocałował mnie soczyście w usta – Chcę już noc…
Spojrzałam na niego, a on się wyszczerzył.
-Masz jakieś plany co do nocy?? – spytałam podejrzliwie.
-Może… - powiedział tajemniczo.
Mój telefon się odezwał.
-Tak?
Po drugiej stronie usłyszałam wrzask.
On był taki autentyczny…
Słyszałam histeryczny płacz.
Zszokowało mnie to tak, że nie byłam w stanie się rozłączyć.
JB spojrzał na mnie zaniepokojony.
Otrząsnęłam się trochę.
-Tak?
-Uważaj. Dobrze ci radzę – usłyszałam męski głos.
-Ok. A kto mówi? – udawałam, że się nie boję. Szkoda, że tylko udawałam…
-To nieistotne.
-Coś zdaje mi się, że jednak tak.
-Pyskata.
-Bo co?
-Uważaj.
-Grozisz mi?
-Tak.
-A można wiedzieć czemu?
Cisza.
-Mowę ci odebrało?
Osoba po drugiej stronie słuchawki zaśmiała się sucho.
-Nie. Ale ci odbierze jak nie przestaniesz mieć takiej niewyparzonej gęby.
-Ale o co chodzi? Czemu mam uważać? Na co? Co zrobiłam?
-Sama sobie odp.
-Jak?
-To już nie moja sprawa.
-Co chcesz mi zrobić?
-A chcesz się przekonać?
-Nie. A mam jakiś wybór?
Znowu śmiech.
-Pamiętaj jedno: UWAŻAJ.
Sygnał się urwał.
Dopiero teraz zauważyłam, że się trzęsę.
Justin objął mnie bez słowa.
-Co jest? – spytał troskliwie – Kto dzwonił?
-Nie wiem… Znowu ktoś sobie ze mnie żartował…
Uniósł brwi.
-Ale jesteś przerażona…
-Zdaje ci się.
Spojrzał na mnie smutno.
-Powiedz mi o co chodzi, mała.
W moich oczach nie wiedzieć czemu pojawiły się łzy.
-Jakbym wiedziała to bym ci powiedziała…
Zamyślił się.
-Masz ochotę na romantyczną kolację w McDonaldzie? – zapytał trafnie zmieniając temat.
Spojrzałam na niego nieprzekonana.
-Z tymi wszystkim ludźmi, którzy będą się na nas gapić, robić zdjęcia i zadawać pytania??
-Hmm… No dobra. Zły pomysł. To zamówimy McDonald do domu – wyszczerzył się i sięgnął po telefon – Kenny? Kupisz nam coś w McDonaldzie? Nie. Nie wiem gdzie tu jest McDonald… A może się kogoś spytaj? Proooszę… No weź! Co??? Jak to Scooter przyjeżdża? Po co już dzisiaj? Ok. Ale czemu nie mogę jeść w McDonaldzie? No ej!
Kenny chyba się rozłączył.
Justin zrobił zbolałą minę.
-Co jest? – spytałam.
-Nic. – powiedział i uderzył pięścią w kanapę.
-No co? – powtórzyłam pytanie.
-No nic!
Zdziwiłam się, że podniósł głos.
Westchnął i podparł głowę na rękach.
Chciałam coś powiedzieć, ale się powstrzymałam. Jak nie chcę mówić to niech nie mówi. Bez łaski.
Wstałam z zamiarem wyjścia.
Podniósł głowę.
-Co robisz? – spytał.
-Bo ja wiem…
-Idziesz?
-No…
-Ponieważ…?
-No nie wiem… Nie chcesz mi odp, krzyczysz na mnie…
Spojrzał mi w oczy.
-Przepraszam… Zostań. Po prostu… - westchnął – Czasem chciałbym mieć normalne życie…
Przytuliłam go.
-TAK wyglądając nigdy nie będziesz miał – zaśmiałam się.
-Co zrobić – też się zaśmiał – A jutro koncert… - zagryzł wargę.
Uśmiechnęłam się.
-A dzisiaj noc...
Wyszczerzył się od ucha do ucha.
-Też na nią czekasz?
Bahahaha. Czekacie na noc ? xD Byłyście już na NSN? <3
dodałam komentarz i go nie ma :c
OdpowiedzUsuńCUDOWNIE jak od początku :D
czekam na noc i szczerze liczę, że nie zawiedziesz :D ♥♥
- Cookie [jak coś]
Pół rozdziału o kontakcie, haha. :D Fajnie Ci wyszło. Dodawaj częściej rozdziały, a w szczególności kolejny z NOCĄ. XD | justin-bieber-my-worlds-blog.onet.pl |
OdpowiedzUsuńniedawno zaczęłam czytać i uwielbiam cie ! Kilka podobnych tekstów widziałam w innych opowiadaniach, ale w twoim... jest takie coś, taka jakby "sympatyczność" . no w sensie że bardzo dobrze mi się czyta, jesteś niesamowita!
OdpowiedzUsuńPrzy "– Gniazdko wypadło ze ściany…" tak zaczęłam się brechtać, że familia spytała się czy ze mną okej ;p