Kiedy telefon obudził mnie moim ‘ukochanym’ budzikiem, na który brat ustawił mi kiedyś „Baby” z nadzieją, że może jak codziennie Bieber będzie mnie budził to przejdzie mi trochę to całe Bieber Fever, miałam ochotę zadzwonić do Justina i na niego nawrzeszczeć. Uśmiechnęłam się z satysfakcją na myśl, że w gruncie rzeczy mogłabym to zrobić.
Niechętnie zwlokłam się z ciepłego łóżka. Zadrżałam. Było okropnie zimno. Dotknęłam kaloryfera. Zimny… Co?! Nacisnęłam na przełącznik światła.
Przeklęłam cicho. Nie było prądu.
Postanowiłam zadzwonić do Justina spytać go, czy u nich jest.
Długo nie odbierał.
-Tak? – usłyszałam zaspany głos Biebera.
-Jest u was prąd?
-Matko. Kto mówi?
-Twoja ukochana. Nie Selena. Ta druga, jak coś.
-Oj, przestań. Już sprawdzam – chwila ciszy – Nie ma.
-Aa… szkoda. Sorry, że cię obudziłam.
-Spoko – powiedział nieprzytomnie – Która jest?
Wolałam nie odpowiadać.
-Połóż się jeszcze. Masz wolne… i duuużo czasu. Słodkich snów.
-Cześć. Powodzenia w szkole… Ej, poczekaj. Śniłaś mi się.
-Tak? – zaciekawiłam się – A co ci się śniło?
-Umm… Wolałbym nie odpowiadać… - zaśmiał się – Padam. Idę spać to może jeszcze tam wrócę. Pa kochanie.
-Taa… Głupek – powiedziałam lekko rozbawiona.
-Też cię kocham. Paa.
-Cześć – rozłączyłam się.
Tylko w czym ja mam się umyć???
Rozejrzałam się. Jake’a nie było w pokoju. Zaczęłam go szukać. Nie było go w domu…
Poszłam do sypialni rodziców.
-Mamo?– powiedziałam dosyć cicho.
-Tak kochanie? – spytała wstając z łóżka i zamykając drzwi od sypialni, żeby tata jeszcze pospał.
-Nie ma prądu – oznajmiłam – Masz jakiś pomysł, jak mogłabym się umyć?
-Wczoraj wieczorem nalałam trochę wody na zapas, bo mówili, że może nie być … Pytałaś, czy u Ann jest?
-Nie ma.
-Jeśli tam nie ma to w szkole też… A gdzie Jake? – spytała mama.
-Nie wiem. Nie ma go …
Mama się zasmuciła i westchnęła.
-Tylko, żeby nic złego mu się nie stało… No to leć się myć, bo nie zdążysz do szkoły.
-Ok – powiedziałam. Poszłam do łazienki, ale musiałam jeszcze coś zrobić.
Zadzwoniłam do Jake’a.
-Joł, młoda – odezwał się.
Odetchnęłam z ulgą słysząc jego głos.
-Gdzie jesteś? – spytałam.
Cisza.
-No gdzie??
-Hmm… Poszedłem gdzieś z kumplami…
-O 6:00?
-Tak. Później ci opowiem jak będziesz chciała, ale teraz muszę kończyć… Cześć.
-Pa. A o której będziesz w domu? – rozłączył się. Westchnęłam.
Miałam nadzieję, że wie co robi…
Szybko wskoczyłam pod prysznic i katowałam się myciem zimną wodą z butelek… Umyłam jeszcze tylko zęby, uczesałam się, zrobiłam delikatny makijaż i oczywiście się ubrałam. W biegu złapałam jeszcze coś do jedzenia i wyleciałam z domu. Moje lekcje zaczynały się za 10 minut, a do szkoły miałam 20 minut drogi… W sumie do Ann też było 20 minut, a dałam radę zjawić się u niej po 12 minutach, więc miałam nadzieję, że może uda mi się jakoś zdążyć. Ruszyłam biegiem, ale chyba za dużo od siebie wymagałam, bo po krótkim czasie byłam tak wymęczona, że nie byłam w stanie dalej biec.
-Trzeba było biec wolniej, idiotko – powiedziałam do siebie.
Nagle zauważyłam, że zatrzymuje się obok mnie samochód, w środku którego był chłopak, którego znałam z widzenia, ze szkoły.
Uchylił okno.
-Podwieźć cię, ślicznotko?
No doobra….
Spojrzałam na niego i niepewnie skinęłam potakująco głową.
Wsiadłam do samochodu. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie powinnam jeździć z obcymi (jak od dziecka wpajali mi rodzice), ale w innym razie, spóźniłabym się do szkoły i tak w ogóle to tego chłopaka znałam. Trochę…
-Jak ci się podoba mój wóz? – spytał szczerząc się.
-Hmm… - rozejrzałam się po samochodzie – Niczego sobie.
-Dostałem na 16 urodziny i kilka dni temu zrobiłem prawo jazdy – chwalił się.
-Fajnie… - powiedziałam. Akurat dużo mnie to obchodziło…
Dojechaliśmy na miejsce. Uff.. Poszło bez problemów.
Kiedy chciałam wysiąść złapał mnie za rękę.
-A nagroda?
-Nie mówiłeś o żadnej nagrodzie…
Przyciągnął mnie do siebie.
Zareagowałam od razu. Uderzyłam go w twarz, wyrwałam mu się i wyszłam z samochodu.
-Śpieszę się! – trzasnęłam drzwiami auta i zostawiając go oszołomionego pobiegłam na lekcje.
A jednak rodzice mieli rację. Nie należy jeździć z nieznajomymi… Muszę to sobie gdzieś zapisać…
Na lekcje wpadłam w ostatniej chwili. Praktycznie, w jednym momencie z nauczycielem od biologii. Gościu mnie nienawidził (oczywiście z wzajemnością). Spojrzał na mnie morderczo.
-Przyszłaś po dzwonku. Powinienem wpisać ci spóźnienie – powiedział.
-Nie może pan. Jak przyszłam jeszcze nikt nie wszedł do sali.
-Nie? To zobacz co teraz robię – wpisał mi spóźnienie. IDIOTA.
I po to tak się wysilałam, żeby i tak mieć spóźnienie?! Następnym razem w ogóle nie przyjdę…
-I zapamiętaj, że ja nie toleruję spóźnień. Będziesz miała obniżone sprawowanie (zapomniałam wspomnieć że to mój wychowawca). Masz ich tyle, jak jeszcze żaden uczeń w szkole. Chciałbym, żeby twoi rodzice zjawili się jutro u mnie. Będę musiał z nimi poważnie, o tobie porozmawiać.
Skrzywiłam się.
-Ale proszę pana… Poprawię się. A dzisiaj WCALE się nie spóźniłam!
-Nie kłóć się ze mną!! Jutro widzę ktróregoś z twoich rodziców w moim gabinecie punkt 15:00, zrozumiano?
-Nie – powiedziałam.
-I o pyskowaniu nauczycielom też z nimi porozmawiam! Dostajesz uwagę. Siadaj.
Wywróciłam oczami. Paskudny dzień.
Na lekcji nie zrobiliśmy praktycznie nic, bo nauczyciel zaczął wygłaszać nam długą, pouczającą mowę, a na końcu powiedział, że na godz. wychowawczej zrobimy biologię, bo tę lekcję straciliśmy. Wszyscy zaczęli protestować, ale on powiedział, że mają się zamknąć i mi podziękować.
Czy ten facet chce mi totalnie rozwalić życie?!
Na przerwie prawie wszystkie osoby z klasy patrzyły na mnie, jakby chciały mnie zabić i nikt nawet się do mnie nie odezwał.
Taa… Kochany wychowawca, osiągnął swój cel…
W pewnym momencie podeszła do mnie Aisha ze swoimi dwoma pustakami. Jak ja ich nienawidziłam.
-Dzięki, kochana. Przez ciebie będziemy mieć kolejną biologię – wykrzywiła się.
-Nie ma sprawy. Zawsze do usług – powiedziałam uprzejmym tonem, doprowadzając je do wściekłości.
Jak łatwo było wyprowadzić je z równowagi...
Tylko parsknęły i odeszły (udając, że z godnością).
Lekcje ciągnęły się w nieskończoność… Dobrze, że na przedostatniej przerwie zadzwonił do mnie JB. Chociaż coś się zdarzyło.
-Żyjesz?
-Nie. A tak w ogóle to skąd wiesz, że jestem w stanie krytycznym?
-No wiesz… Szkoła, to szkoła.
-Taa… – westchnęłam – Co tam u Seleny?
-A nic… Nudy. Oglądamy You Can Dance.
Zadzwonił dzwonek na lekcje.
-Muszę kończyć… Pa. Życzę wam miłego oglądania – powiedziałam.
-Dzięki. Hej śliczna.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
_____________________
To już piąty rozdział xD Wow. Nie sądziłam, że dam radę napisać je 5 dni z rzędu ;D To Wy mnie motywujecie <3
Suuper! :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się :)
Zapraszam do mnie liczę na komentarzyk <3
http://justinkbieberek4ever.blogspot.com/
Super rozdział <3
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle , to oni sa razem czy nie ? xD
@JBmuchloves
Wszystko się wkrótce wyjaśni xD ;)
OdpowiedzUsuń