środa, 21 listopada 2012

II rozdział 29



    -Czy teraz, do cholery, możesz mi powiedzieć co się dzieje?!?! – wyrwałam się Justinowi, chociaż ledwo utrzymywałam się na nogach - Kto go porwał?! Znowu!!! I Pattie!! – wrzeszczałam histerycznie.
-Jenn, uspokój się.
-Mam się uspokoić?! JAK JA MAM SIĘ NIBY USPOKOIĆ?!?! Czy nie mam prawa wiedzieć co się dzieje?!?! Z kim ty zadarłeś?!?! – upadłam na kolana i odtrąciłam z całej siły dłoń, którą próbował położyć mi na ramieniu – To ci sami co wtedy, prawda? Ci co grozili Jake’owi? Poznaję ten głos – mówiłam cicho, walcząc ze łzami – A co do rzeczy ma Scooter? Ja nic nie rozumiem – zaczęłam płakać.
-Jenny…
-Dlaczego byłeś taki głupi, żeby mieszać się w tą sprawę?! Drew byłby bezpieczny!! – krzyknęłam, unosząc na niego wzrok, a z moich oczu płynęły łzy.
Przyklęknął przy mnie.
-JA?? Że to moja wina, tak?? – Justinowi również zaczęły puszczać nerwy – Miałem siedzieć z założonymi rękami kiedy nie wiedziałem co działo się z moim synem?!?! Okey, powiem ci wszystko co chcesz wiedzieć. Wiesz co?? Scott, to była tylko wersja dla ciebie. Nie chciałem, żebyś się martwiła. Dalej dla mnie pracuje i pomaga w sprawie. Prawda jest taka, że ja wiem prawie tyle co ty. Nie wiem o co w tym chodzi! Tak, masz rację, że stoi za tym ta sama mafia, czy jak to tam nazwać, z którą pare lat temu miał do czynienia twój brat.
-Mówiłeś, że ci grożą.
Justin skinął głową, a jego twarz wyrażała mnóstwo emocji.
-Powiedzieli, że jeśli nie zakończę śledztwa, stanie się coś strasznego. Mi i moim bliskim. Mówili też, że pod żadnym pozorem nie mam nikomu o nich mówić, ale sami do cholery do ciebie dzwonią!!
-I byłeś na tyle głupi, żeby nie zakończyć tego gównianego śledztwa?!?! Narażając nas i siebie?!?! – wrzasnęłam podnocząc się z ziemi.
-Tak, wytłumacz policji, żeby zakończyli śledztwo, nie mogąc im powiedzieć dlaczego!! Powodzenia!! – wrzasnął jeszcze głośniej – Poza tym, to był twój pomysł z wysłaniem Drew do babci!!!
-Ale zgodziłeś się!!! – krzyknęłam i zaczęłam szlochać – To nie jest moja wina!!!
Justin spojrzał na mnie z bezgranicznym smutkiem w oczach, przyciągnął do siebie i przytulił.
-Przepraszam – wyszeptał.
Wyrwałam mu się i najszybciej, jak tylko pozwoliły mi na to załamujące się pode mną nogi, pobiegłam do domu.
-Jenn!! – zawołał za mną, ale ja nie zareagowałam.
Wpadłam do pokoju, złapałam za domowy telefon i wykręciłam numer na policję, ale nie udało mi się prawie nic powiedzieć, bo histeryczny płacz mi to uniemożliwiał.
Justin znalazł się prawie natychmiast przy mnie i z udawanym spokojem, odebrał mi słuchawkę.
Ja skuliłam się na podłodze i nie potrafiłam się uspokoić. Zazdrościłam Justinowi tego opanowania, kiedy zgłaszał porwanie i wszystko tłumaczył. Hollywood jednak uczy pożytecznych rzeczy… Zakładania na twarz niewidzialnej maski. Chociaż w środku odczuwasz ten cały ból tak samo…
-Jenn, kochanie – Justin podniósł mnie z podłogi i mocno przytulił do siebie, mając gdzieś mój sprzeciw. W końcu uległam mu i trzęsąc się od płaczu, wtuliłam się w niego. – Będzie dobrze, Jenny…
-Mam dość – powiedziałam drżącym głosem.
-Ja też. Ale będzie dobrze. Żeby było dobrze, najpierw musi być źle… - tłumaczył, gładząc czule moje włosy.
-To ja już wolę, żeby nie było dobrze, niż, żeby przez conajmniej 75% mojego życia nic się nie układało – mówiłam przez płacz.
-Słuchaj, Jenn…
-Nie chcę słuchać – powiedziałam ostro, ale z moim łamiącym się głosem, zabrzmiało to bardziej żałośnie – Po prostu chcę, żeby było dobrze, to naprawdę tak wiele?
-Tak, Jenny. To, żeby było dobrze, to dużo, ale się uda, tak? Prawda? Wierzysz w to i ja też w to wierzę – powiedział muskając mój mokry od łez policzek.
-Co teraz zrobimy? – zapytałam przytulając się do niego jeszcze mocniej, jakgdyby szukając w nim ostatniej drogi ucieczki.
-Ty się położysz.
-A ty?
-Zadzwonię do Jake’a.

Kolejne dni przeżyliśmy w zupełnej euforii. Justin pojawiał się i znikał. Kiedy na siebie nie wrzeszczeliśmy, to nie odzywaliśmy się do siebie. Nie potrafiliśmy ze sobą wytrzymać. Obwinialiśmy się nawzajem, przepraszaliśmy, a później ze sobą nie rozmawialiśmy, ale po jakimś czasie znów wybuchaliśmy i tak w kółko. Pierwszy raz w życiu cieszyłam się, że Jus tak często wychodzi. Prawie całe dni spędzał z policją i moim bratem. Jake… Z nim też nie byłam w stanie normalnie rozmawiać, żeby nie próbować obiwniać go o rzeczy, które zrobił jako nastolatek. Wiedziałam, że nie miał pojęcia, jak jego młodzieńcze wybryki mogą odnieść się do mojego życia w przyszłości… Do życia mojego męża i mojego dziecka… A właściwie dzieci. Martwiłam się o dziecko, które nosiłam w sobie. Miałam nadzieję, że stan w jakim jestem, nie ma na nie zbytniego wpływu. Czy martwiłam się o Drew? Nie. To za lekkie określenie na to co czułam. Nie mogłam jeść, nie mogłam spać, nie potrafiłam myśleć o niczym innym, jak tylko o nim. Justin znowu nie chciał mnie wtajemniczać w śledztwo, nie pozwalał mi robić praktycznie nic, a to doprowadzało mnie do szaleństwa. Niech idzie do diabła. Jeśli wyląduję w psychiatryku, to będzie jego wina.
-Jenn, przyniosłem ci coś do jedzenia i picia – Justin wszedł do sypialni i postawił jedzenie na szafce, po czym, po chwili wahania, przysiadł obok mnie na łóżku.
Nawet się nie poruszyłam, tylko dalej wlepiałam wzrok w okno, tak jak robiłam to zanim wszedł.
Bieber westchnął i nerwowo przeczesał palcami włosy.
-Musisz jeść, Jenn. Jeśli nie przemawia do ciebie fakt, że musisz robić to dla siebie, to niech przemówi ten, że dla dziecka – powiedział kładąc dłoń na mojej.
-Dlaczego przejmujesz się nie swoim dzieckiem? – zapytałam, zanim mój mózg zdążył zorientować się co mówię.
Nie widziałam wyrazu twarzy Justina, ale wziął dłoń z mojej, jakby parzyła i wyszedł trzaskając drzwiami.
Dalej wpatrywałam się pustym wzrokiem w okno. Dopiero kiedy poczułam, że coś skapnęło z mojego policzka, zorientowałam się, że płaczę.
Spojrzałam na tackę z jedzeniem. Pierwsze co rzucało się na niej w oczy to duża kartka z napisem.
‘Uśmiechnij się, kochanie! Proszę, na chwilę! Uśmiech kosztuje mniej energii niż płacz! <3’
Rozpłakałam się na dobre. Schwyciłam poduszkę i rzuciłam nią z całej siły. Skuliłam się i jak już nie pierwszy raz w ciągu ostatnich dni, nie potrafiłam się uspokoić.

____________________
Co sądzicie ? Krótki, ale dodałam dzień po poprzednim, to już coś, no nie ? XD

wtorek, 20 listopada 2012

II rozdział 28

  -Grożą ci? Kto? – zapytałam drżącym głosem. Poczułam się, jakbym spadała.
-Jenn, odpuść – powiedział – Nie chcę, żeby ci się coś stało, okey? Zrozum, mała.
-Ale ja nie chcę rozumieć! – krzyknęłam – Może ja też się o ciebie boję! O tym to już nie pomyślisz?! – podniosłam się energicznie z miejsca, ze łzami w oczach.
-Jenn – spojrzał na mnie błagalnie.
Kiedy ruszyłam w strone drzwi, wstał i dogonił mnie szybkim krokiem. Zanim zdążyłam dotknąć klamki drzwi w kuchni, złapał mnie i przytulił mocno od tyłu.
-Słuchaj, Jenny – powiedział cicho, a ja poczułam jego oddech na swojej szyi. Musnął ją delikatnie wargami i przesunął usta tak, że znalazły się przy moim uchu. Zadrżałam i w bezruchu czekałam na jego słowa – Bardzo seksownie dziś wyglądasz – wyszeptał, a kiedy spróbowałam mu się wyrwać, wzmocnił uścisk. Roześmiał się – A może byśmy tak…
-Nie możesz nawet chwilę być poważny?? – zapytałam z irytacją w głosie – Chcę wiedzieć co się dzieje.
-Dzieje się właśnie to… – zaczął przyciszonym głosem - że mamy wolny dom, zaraz zaniosę cię do łóżka, chociaż będziesz się wyrywać i…
-Chyba śnisz – syknęłam.
W ułamku sekundy odwrócił mnie do siebie przodem. Na jego ustach widniał szelmowski uśmiech.
Spojrzałam mu w oczy z poważną miną.
Pokręcił głową z przymrużonymi oczami.
Za późno zdążyłam zareagować na to spojrzenie. Zrobiłam zaledwie dwa kroki, kiedy podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię.
-Justin!!! – krzyczałam, próbowałam kopać, biłam, wierzgałam, a on nadal mocno mnie trzymał.
Wniósł mnie do sypialni i położył na łóżku, jednocześnie przyciskając mnie do niego swoim ciężarem. Kiedy spróbowałam uderzyć go w twarz, rozłożył moje ręce siłą po obu stronach łóżka i mocno je trzymał.
Patrzył mi w oczy i szeroko się uśmiechał.
Dobrze wiedział jak bardzo go chcę i jak okropnie staram się, żeby nie było tego widać.
-ZEJDŹ ZE MNIE – wycedziłam.
Pokręcił przecząco głową, ale puścił moje dłonie, a zrobił to tylko dlatego, żeby zacząć mnie łaskotać.
-Jus, przestań! – błagałam śmiejąc się i niemal nie mogąc złapać oddechu.
Uśmiechał się szeroko i torturował mnie tak jeszcze przez kilka minut.
Kiedy skończył, nie miałam siły choćby się poruszyć i próbowałam przywrócić oddech do normalnego tempa.
-Jesteś okropny – powiedziałam rozbawiona, obrażonym tonem.
-Ale twój – musął moje usta.
Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej i lekko od siebie odsunęłam.
-Powiedz mi co przede mną ukrywasz, Justin – powiedziałam – Albo nigdy więcej się z tobą nie prześpię – zagroziłam, unosząc jeden kącik ust ku górze.
-I ty mówisz, że JA jestem okropny? – zapytał łaskocząc mnie.
-Justin! – spróbowałam wydostać się spod niego.
Pokręcił głową z uśmiechem.
-Mówię poważnie. Odpowiedz mi – powiedziałam twardo.
Westchnął, zsunął się ze mnie i usiadł obok. Również podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Oj nie jest z tobą łatwo, mała, nie jest – powiedział, przeczesując nerwowo włosy.
-Wiedziałeś o tym odkąd tylko mnie poznałeś – odpowiedziałam.
Zaśmiał się.
-Faktycznie. Zawsze musiałaś postawić na swoim – dotknął czule mojego policzka – Dlaczego raz nie możesz odpuścić? Dla mnie?
-Bo się o ciebie martwię. I o Drew – odpowiedziałam, a on powoli zabrał dłoń.
-Ale o siebie nie, prawda? Słuchaj, Jenny, ja wiem, że to jest dla ciebie trudne, ale najlepiej będzie jeśli zostaniesz najdalej od tej sprawy jak to tylko możliwe. Dla ciebie, dziecka – spojrzał mi w oczy, przykładając delikatnie rękę do mojego brzucha – i Drew.
-Dobrze, a co z tobą? Też masz być bezpieczny – powiedziałam.
Uśmiechnął się lekko i przytulił mnie do siebie.
-Jestem bezpieczny – zapewnił cicho.
-Miałam sen…
-Dzisiaj?
-Tak…
-Co takiego strasznego ci się śniło? – posadził mnie sobie na kolanach, a ja oplotłam go nogami.
W tym momencie zadzwonił telefon. Wstałam, żeby odebrać. Na ekranie wyświetliło się ‘numer prywatny’.
Justin spojrzał mi przez ramię na wyświetlacz i zanim zdążyłam odebrać, wyrwał go z mojej ręki i nacisnął zieloną słuchawkę.
-Odwal się od niej – powiedział ostro i rozłączył się.
Oddał mi telefon i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
W tym momencie, w mojej głowie było wiele emocji, wiele myśli, które nasuwały mi się jedna po drugiej. Jednak chyba najmocniej odczułam zaniepokojenie. Wiedziałam, bardzo dobrze, że telefon z wyświetloną nazwą ‘numer prywatny’ nie był telefonem od cioci z pytaniem, czy wpadniemy z mężem na herbatkę i ciasto. I ta reakcja Jusa… Naprawdę, z każdą chwilą coraz bardziej zaczynało mnie to, lekko mówiąc, irytować. Przecież… nie chciałam takiego życia. Nie chciałam codziennie martwić się o to, czy mojemu mężowi, mnie albo naszemu dziecku coś się nie stanie. Ja tylko chciałam być po prostu szczęśliwa. Czy to tak wiele? Czasami zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie poznała Justina. Ostatnio w sumie coraz częściej… Być może skończyłabym jakieś studia, być może miałabym jakąś własną firmę, być może… No właśnie, co by się stało… gdybym nigdy nie poznała Ann, której Justin jest kuzynem? Pragnęłam wrócić do tych czasów, kiedy ganialiśmy się po sklepach, biegaliśmy po plaży, gdy wszystko było takie proste. Teraz jestem w ciąży, Drew był porwany, ja miałam zdradę na koncie, a Justin… Czuję, że coś się między nami wypala… Myślę, że Jus też to czuje.
Zeszłam na dół, było jakoś cicho. Justina nie było w domu. Znowu gdzieś poszedł, a ja, jak zwykle musiałam zajmować się wszystkim. Trzeba by było wreszcie pójść po Drew. Już wystarczająco długo był u kolegi, ale byłam spokojna, bo mama Maxa to odpowiedzialna kobieta i nie musiałam się martwić. Przeszłam się po salonie smutna, ale po części też nadal zdenerwowana. To wszystko mnie dosłownie wykańczało. Przysiadłam na chwilę na kanapie, ale moje powieki zrobiły się ciężkie, w głowie mi zawirowało i zasnęłam.
Obudził mnie dopiero trzask zamykanych drzwi do naszego domu. Podniosłam głowę zaspana, żeby zobaczyć, co się dzieje. Spostrzegłam Justina i uśmiechniętego Drew z nowym samochodzikiem w ręce. Gdy maluszek mnie zobaczył, podbiegł, usiadł obok i z ogromnym zapałem zaczął mi opowiadać, jak to tatuś kupił mu nowy samochodzik. Posłałam Justinowi karcące spojrzenie, a on się roześmiał.
-Oh, Jenn, moja kochana Jenn. Spałaś? – Jus podszedł do mnie i przytulił. Zdziwiłam się, że sam odebrał małego, zwykle gdzieś wybywał, a na mnie spadały wszystkie obowiązki związane z naszym synkiem.
Ucieszyłam się. Chyba go nie poznawałam.
Dopiero teraz odwzajemniłam uścisk.
-I byliśmy zi tatusiem na lodach. – skierowałam groźny wzrok na Justina, który odwzajemnił bardzo niepewne spojrzenie, bo wiedział, jak potrafię zareagować, jednak wtedy się roześmiałam i pocałowałam go namiętnie w usta. Justin oczywiście odwzajemniał pocałunki, był lekko zaskoczony, ale nie przepuściłby takiej okazji. Po chwili oboje zrozumieliśmy, że przecież obok nas stoi Drew i na pewno nam się przygląda.
-Drew, nie tak się umawialiśmy, miałeś nie mówić mamie o lodach. – maluszek posmutniał i przytulił się do mnie.
-Idź się pobawić, kotku. – Drew pobiegł do swojego pokoju, a ja musiałam porozmawiać z Justinem.
-Jus, tak sobie myślałam, żeby mały pojechał na tydzień do Pattie. Myślę, że tak byłoby lepiej i dla niego i dla nas. - Justin uśmiechnął się szeroko i zbliżył się, aby mnie pocałować, lecz ja go lekko odepchnęłam. -Nie. Przecież wiesz, że nie o to chodzi.
Justin spoważniał i westchnął.
-Sam nie wiem, Jenny... - zaczął.
-Nie wiesz, bo...? Bo nie będę cały czas zajęta małym i będę miała czas, żeby wtrącać się w coś od czego chcesz trzymać mnie z daleka? - Bieber nerwowo przeczesał palcami włosy.
-Wiesz, że - mówiłam dalej - to całe twoje podejście do tej sprawy może zagrozić Drew?
-Okej - odpowiedział po krótkim namyśle - Ale pojedziesz tam z nim.
-Co?! - krzyknęłam niedowierzając.
-Jenn, a ty dlaczego chcesz, żeby Drew jechał? Wcale nie dlatego, żeby był bezpieczny. Chodzi ci o to o czym sama przed chwilą mówiłaś - powiedział próbując zachować spokojny ton.
-Chodzi mi tylko i wyłącznie o jego bezpieczeństwo - powiedziałam cicho. Dostrzegłam jak brwi Biebera unoszą się powątpiewająco.
-Jesteś przekonana?
-Tak Justin! - krzyknęłam i spojrzała mu w oczy.
-Tatusiu...? - dopiero teraz zobaczyliśmy oboje, jak Drew stoi za barierkami schodów, przyglądając się nam. Nie wiedzieliśmy z Justinem, ile usłyszał. Miałam wielką nadzieję, że nie wszystko.
-Tak synku? - Jus podbiegł do maluszka i podrzucił go do góry.
-Justin! - krzyknęłam niemal histerycznie, ale mój mąż nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Wiedziałam, że Biebs go złapie, jednak jak zawsze miałam w głowie tylko najczarniejsze myśli. Mały się śmiał, dawno nie widziałam go takiego uradowanego. Śmiali się na zmianę. Patrzyłam na nich spanikowana, ale chyba byłam w tym momencie szczęśliwa. Od dawna nie widziałam Drew takiego uradowanego. A i widok Justina, jego tak długi pobyt w domu lekko mnie zastanawiał, ale nie chciałam psuć tej chwili.
-Drew, kochanie. Pytałeś o coś. – wzięłam go na ręce, ale Jus od razu odebrał mi synka.
-Nie możesz dźwigać, Jenn. Wiesz, że możesz poronić. – powiedział pełnym troskliwości głosem, a ja posłałam mu złe spojrzenie. Nie zamierzałam rezygnować ze wszystkich czynności, tylko dlatego, że jestem w ciąży.
-Mamuś, ciemu mam być beźpiećny? – spojrzeliśmy na siebie lekko przerażeni, Justin kiwnął, że ja mam odpowiedzieć, a ja natomiast, że on ma to zrobić.
-Synku, chcesz jechać do babci? – Jus uśmiechnął się, zręcznie zmieniając temat.
-Taaaaaaaak! Do babci! – ucieszyliśmy się z Justinem, że udało nam się uniknąć tłumaczenia dziecku, dlaczego ma być bezpieczny. Myślę, że sama nie wiedziałabym, co odpowiedzieć. Nie miałam pojęcia dlaczego. A Jus uparcie nie chciał mi powiedzieć o co chodzi!
-Chodź, zadzwonimy do babci. - Justin i Drew pobiegli do telefonu, a ja poszłam do kuchni. Bieber przyszedł po chwili z wyraźnie uśmiechniętym maluszkiem na rękach, oznajmiając, że Pattie zaraz przyjedzie po wnuczka.
Babcia przyjechała po małego dokładnie o tej godzinie, o której Jus się z nią umawiał. Jak zawsze była punktualna. Ani minuty spóźnienia. Zdążyliśmy już go spakować i pzostawało nam już tylko wycałowanie go na pożegnanie. Nie ukrywam, że łezka zakręciła mi się w oku, ale i Justinowi oczy się zaszkliły. Chyba pierwszy raz widziałam, jak przy pożegnaniu z synem Bieber płacze. Zawsze, gdy wyjeżdżał przytulał nas i odjeżdżał bez zbędnego okazywania jakichkolwiek uczuć. Myślę, że teraz spędził z nami dużo czasu i w końcu dotarło do niego, ile traci, przez ciągłe wyjazdy.
Ale do cholery mały wyjeżdżał na tydzień! Jenn, nie rycz. On zaraz wróci.
-Czy dobrze widzę, czy mój kochany mąż płacze? – zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam, kiedy maluszek machając nam na pożegnanie z samochodu Pattie, zniknął  nam z pola widzenia za zakrętem.
-Nie, coś mi do oka wpadło. - przetarł oczy, a ja go przytuliłam.
-Ach tak?
-No pewnie. – złapał mnie za biodra i okręcił w powietrzu. –Tak bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też, słońce.
-Drew wyjechał, więc mamy chwilę dla siebie - powiedział Justin, przytulając mnie czule.
-Myślisz, że tam będzie bezpieczniejszy? - zapytałam cicho.
-Jestem o tym przekonany - odpowiedział całując mnie w głowę.
-Ty też masz na siebie uważać - powiedziałam.
-Będę - zapewnił, wtulając twarz w moje włosy – A ty, tym bardziej. Masz szczęście, że nie związałem cię i nie wepchnąłem na siłę do tego auta, dla twojego dobra.
Jak na złość odezwał się telefon. Zawsze miałam wrażenie, że ludzie wiedzą kiedy zadzwonić, żeby najbardziej przeszkadzać.
Ręka moja i Justina w jednym momencie znalazła się przy kieszeni moich jeansów. Ale Jus był szybszy. Wyciągnął telefon i uniósł go na taką wysokość, żebym nie mogła go dosięgnąć.
-Jak rozłączysz, to cię rzucę – zagroziłam ostro, chociaż z pewnością nie zastosowałabym się do groźby.
Bieber głęboko westchnął i przeciągając to jak tylko można, odebrał i włączył na głośnik.
-Czego? – warknął do słuchawki.
-Obrońca swojej niewiasty się znalazł – od ochrypłego głosu dochodzącego z telefonu, poczułam dreszcz – Tylko, że ty nic nie możesz. Po gówno pakujesz się w sprawy, które powinieneś zostawić w spokoju, narażając siebie i wszystkich swoich bliskich.
-Mam zostawić w spokoju sprawę porwania mojego syna?! – krzyknął Justin.
Głos po drugiej stronie słuchawki roześmiał się głośno.
-Przecież dostałeś go z powrotem – znowu gruchnął śmiechem, jakby opowiedział prześmieszny dowcip. Tylko jakoś nikt inny go nie załapał. – Poza tym nie mięliśmy z tym nic wspólnego, ale przypadkiem skierowałeś psy na nasz trop. Gówniany przypadek.
-Jasne – warknął Bieber.
-Żebyś wiedział, że mówię prawdę. A tak przy okazji, jak już gadamy… Moi ludzie właśnie zgarnęli twoją mamę z małym, przesłodkim, uroczym Drew. Skoro już nas oskarżyłeś, to pomyśleliśmy, że powinieneś mieć powód.
Cały świat zatrzymał się dla mnie na parę sekund, chyba włącznie z moim sercem, po czym zaczął kręcić się z niesamowitą prędkością. Mój wzrok zdołał uchwycić tyle, że Jus odrzuca od siebie telefon i podtrzymuje mnie, żebym nie upadła.

_______________________
Przepraszam za błędy, ale nie miałam siły sprawdzać tego dziesiąty raz, bo i tak zawszę coś przeoczę.
Rozdział napisany z Leną. ;)
Obiecuję, że akcja w następnym rozdziale się rozkręci..
Pozwolicie, że się zareklamuję... http://if-you-want-to.blogspot.com/ nowy blog xD Piszcie co o nim sądzicie.

niedziela, 11 listopada 2012

II rozdział 27

________

A więc tak, wróciłam :) A raczej wróciłyśmy xD Dziękujcie Lenie, bo myślę, że gdyby nie ona musiałybyście czekać dużo dłużej, o ile w ogóle znowu zaczęłabym coś tu pisać... Ten rozdział jest w całości jej dziełem ;) Będziemy, że tak powiem 'dzielić się pracą'. Kiedy ja nie mam weny, będzie pisała ona, a jak będę, to myślę, że będziemy pisać razem :) Miłego czytania <3
________


Nawet nie spodziewałam się, że tak szybko zasnę. Byłam skrajnie wyczerpana i zmęczona tym wszystkim. Ciąża, porwanie, ciągła nieobecność Justina… Czułam, że muszę wyluzować, odpuścić, ale jak?

Obudziłam się w nocy, zdyszana i zapłakana. Usiadłam na łóżku, podpierając się rękoma. Śniło mi się, że zabijają Justina. W moim śnie było dwóch tajemniczych ludzi, których nigdy nie widziałam na oczy, Justin, Drew i ja. W pewnym momencie ta dwójka mężczyzn złapała mnie i naszego synka, posadzili na krześle,  kazali patrzeć, jak torturują mojego męża. Najpierw zaczęli go bić, próbował się im wyrywać, ale oni dalej robili swoje. Ja przytulałam mocno Drew do piersi i zatykałam mu uszy, żeby nic nie słyszał, jednak cały czas pytał zapłakany, co się dzieje z jego tatusiem, ja również płakałam i wrzeszczałam na nich, a oprawcy tylko śmieli się dźwięcznie i z oczywistym sarkazmem w głosie. Kazali mi na to wszystko patrzeć, mówili: 
-Patrz, Jenny, twój mężulek zasłużył na to, nic ci nie mówił? Musi dostać za swoje, bo nie posłuchał nas i  mieszał się w to, co nie powinien. 
-Kurwa, zostaw mojego męża i nie mów tak do mnie! – wrzeszczałam głosem, który wydawał się być bezbarwny. Wyrywałam się, jednak  nie pozwalali mi na to, abym mogła pomóc swojemu mężowi. Justin miał zwieszoną głowę i ledwo oddychał.
-Zostawcie go! – ujrzałam ciemność i obudziłam się…
Płakałam, jak głupia, nie wiedziałam, czy mi się to śni, czy to się dzieje naprawdę. Rozejrzałam się po pokoju, dotknęłam miejsca, gdzie zazwyczaj śpi mój mąż, gdy oczywiście nie wyjeżdża, jednak było ono puste. Jęknęłam niemal z przerażenia. Nie mogłam oddychać. W jednym momencie zapomniałam o wszystkim i sparaliżowana strachem zaczęłam biegać po pokoju, w celu zlokalizowania Justina. Spojrzałam na balkon, gdzie zazwyczaj przebywa Jus, gdy nie może spać, ale nie było go tam. Zbiegłam po schodach, nogi mi się plątały i pokonywałam z każdym krokiem chyba jednocześnie po dwa schodki. Spojrzałam na kanapę, nie było go tam. W jednej sekundzie byłam tak sparaliżowana, że nie mogłam się ruszyć, cały czas płacząc histerycznie. Pobiegłam do pokoju Drew, a gdy moim oczom ukazał się widok Jus’a śpiącego smacznie i przytulającego naszego maluszka, oparłam się o framugę drzwi i uśmiechałam się przez łzy. 
-Dzięki Bogu. – pomyślałam z ogromną ulgą, ocierając słony płyn spływający po moich policzkach.
-Jenny?! Co się stało? Matko, Jenn, kochanie. Coś ci się śniło?! – nie odpowiedziałam, a Jus złapał mnie swoimi silnymi rękoma, wziął mnie na ręce i zaniósł do naszej sypialni. Cały czas całował mnie w głowę i zaniepokojony pytał, co się stało. Położyliśmy się do łóżka. Justin przytulił mocno i musnął moje usta.
-Justin… nie opuszczaj mnie, proszę. – powiedziałam, chociaż chyba bardziej błagając ukochanego.
-Nigdy. Nigdy cię nie opuszczę. Kocham cię. – zasnęliśmy wtuleni. Czułam się taka bezpieczna. Tak bardzo dziękowałam Bogu, że go mam.

-Maaamuś! – poczułam, jak moje szczęście wskakuje na łóżko, śmiejąc się . – Ciaś wśtawać!
-Drew! Zostaw mamę w spokoju. Niech jeszcze śpi. – mały wybiegł z pokoju, oznajmiając, że idzie się pobawić do swojego pokoju.
-Już wstaję.. - wymamrotałam zachrypniętym głosem. 
–Śpij! Jest jeszcze wcześnie. Musisz odpocząć. - Jus podszedł do mnie i delikatnie przytulił.- Taaak cię kocham. Nie oddam cię nikomu, nikomu, słyszysz? A teraz śpij. – pocałował mnie w głowę i okrył mnie kołdrą.

Ja nie mogłam spać, więc jak tylko Jus wyszedł z pokoju, podniosłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Zeszłam na dół ubrana i postanowiłam porozmawiać z mężem. Mały był u kolegi, więc mieliśmy chwilę dla siebie.
-Musimy porozmawiać. – powiedziałam stanowczo. Justin chyba nie na to liczył, bo ten jego charakterystyczny uśmieszek zamienił się w smutek, udawany, ale po chwili zrozumiał, że sprawa jest poważna. Postanowiłam ograniczyć zdenerwowanie, ponieważ bardzo dobrze wiedziałam, że to nie przynosi żadnych korzyści dziecku. Dlatego starałam się opanować i przeprowadzić tę rozmowę spokojnie, oczywiście na tyle, na ile pozwolą mi moje nerwy. Będzie trudno, no ale cóż.
- Wyspałaś się, słońce? - zapytał troskliwie, uśmiechając się pięknie, a ja poczułam motylki, które doskonale znałam. –No dobrze, o czym kochanie chciałaś porozmawiać? – zapytał, nie przestając robić czegoś zawzięcie w kuchni. Próbował chyba coś ugotować, bo zręcznie wywijał nożem.
-Jus, usiądź, nie chcę się denerwować, proszę. – odłożył nóż, wytarł ręce w ścierkę i usiadł obok mnie. –Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć, czy coś chciałbyś mi powiedzieć?
-Co masz na myśli? – zapytał, udając, że nie wie, o czym mówię.
-Justin, proszę nie udawaj. Wczoraj zadzwonił do mnie jakiś mężczyzna, mówiąc, że powinnam znać prawdziwą wersję zdarzeń porwania naszego dziecka.
-Myślę, Jenn, że nie powinnaś się w to mieszać i denerwować się niepotrzebnie. 
-Justin, kurde, nie rozumiesz, że ja denerwuję się bardziej, gdy nie wiem, co działo się z Drew? Cały czas gdzieś znikasz. Gdy przyjechałeś do Kanady, myślałam, że zaczniemy w końcu żyć, jak rodzina. Tymczasem ty oczywiście wszystko psujesz i znikasz, nie mówiąc, gdzie. Może mi wytłumaczysz dlaczego ciągle cię nie ma? Mówisz, że mnie kochasz… więc myślałam, że powinniśmy mówić sobie wszystko. Justin, Drew to twoje i MOJE dziecko, więc chyba mam prawo wiedzieć, nie uważasz? – starałam się opanować, bo nie miałam już siły na kłótnie, byłam strasznie wymęczona, dlatego dałam spokój z wyrzutami w postaci wrzasków i całej reszty.
Swoją drogą, zastanawiałam się, dlaczego jeszcze sąsiedzi nie zgłosili nas na policję. Te ciągłe wrzaski… Mamy bardzo wyrozumiałych sąsiadów - stwierdziłam. Justin przez chwilę nic nie mówił.
-Kochanie, nie chcę cię denerwować…
-…ale to robisz.
-Jenn, jesteś w ciąży. Przepraszam, ale nie mogę ci powiedzieć. Postaraj się mnie zrozumieć.
-Nie możesz?! Nawet nie wiesz, jak się czuję. Codziennie zastanawiam się, co się działo z naszym dzieckiem, a ty… nie chcesz mi powiedzieć, co dział…
-Kochanie, oni mi grożą.
-Coooo?! - przeraziłam się. 

piątek, 9 listopada 2012

Powrót? xD

Jeeeej, jak czytałam te Wasze komentarze, to miałam łzy w oczach. Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję <3 Dziękuję, że byłyście, że czytałyście <3




I nie dajecie mi tego skończyć, a przynajmniej niektóre z Was ;P Możecie być z siebie dumne xP




Z pomocą Leny spróbuję prowadzić bloga dalej. Spróbuję. Nic nie obiecuję. Ale myślę, że pojawi się tu w najbliższym czasie jeszcze kilka rozdziałów. Myślę, że doprowadzę ten blog do końca. :)




piątek, 19 października 2012

KONIEC

A więc tak... Napisałam już całe 73 rozdziały 'Do you love me', mam 56 obserwatorów, 119751 wyświetleń  i 745 komentarzy :) Dziękuję Wam za to, że to czytałyście, ale chyba już nie mam więcej pomysłów na DYLM. Totalnie nie wiem co pisać i myślę, że tyle rozdziałów + jeszcze kilka w 'I'm Drew' to całkiem sporo. Opowiadanie ma w Wordzie 300 stron :) Na pewno nie mogłabym pisać nigdy wieloczęściowej książki, bo pomysły kończą mi się za szybko XD Tak samo jak moje opowiadanie nudzi się i Wam. Myślę, że żadna z Was nie czyta mojego opowiadania od samego początku, kiedy je zaczęłam. Po prostu, tak jak znudziło się sporej ilości osób, które to czytało, znudziło się również mnie ;) Jeszcze raz dzięki, że chciało Wam się to czytać, bo to serio dużo dla mnie znaczyło <3

Zapraszam na mojego bloga, którym chwilowo się zajmę: http://just-in-lie.blogspot.com/ oraz http://burned-heart.blogspot.com/. A co do innych to sama nie wiem... Może wrócę do nich, może nie, ale myślę, że niekoniecznie. To tyle ode mnie :)

Dziękuję Wam za wszystko <3

wtorek, 16 października 2012

II rozdział 26



    Po trzech dniach choroby, nareszcie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Justin nadal był z nami w Kanadzie (co mnie bardzo dziwiło), ale dalej, codziennie, na długo wychodził (co mnie irytowało i dołowało). Czułam się tak bezradna, jak to tylko możliwe. Z nim nie dało się normalnie porozmawiać, bo albo próbował zawrócić mi w głowie dobieraniem się do mnie albo bardzo ładnie i składnie się tłumaczył ze swojej nieobecności. Ale mi po prostu coś nie pasowało w tym wszystkim. Można to nazywać różnie… paranoją, kobiecą intuicją… ale po prostu za każdym razem, kiedy Justin tłumaczył mi powody swojej nieobecności, w głowie włączała mi się czerwona żarówka. Nie potrafiłam tego kontrolować, starałam się, naprawdę bardzo starałam się mu wierzyć, ale po prostu, najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam. Wolałam nie myśleć o tym co Jus robi, kiedy go nie ma… Oczywiście, gdy już nie dawałam rady powstrzymać swoich domysłów to prawie wszystkie kierowały się do tego, że ma inną. Od razu robiło mi się słabo z tego powodu, bo nie mogłam nic na to poradzić. Ja go zdradziłam, on też teoretycznie może zdradzać mnie… Jaka patologia – westchnęłam przerywając moje za długie i za bardzo bolesne przemyślenia. Chociaż bałam się, że może mnie zdradzać, to miałam wrażenie, że pomimo wszystko moja czerwona żarówka informuje mnie o czymś innym… Może Jus chciał mnie w ten sposób ukarać? Żebym świrowała z niewiedzy, bojąc się tego, że go stracę, że mnie zostawi, że ma jakąś kochankę? Albo jeszcze coś innego… Tylko co? Poczułam skurcz w brzuchu i syknęłam z bólu. Dziecko się na mnie denerwuje. Nie dziwię mu się. Też nie podobałoby mi się gdyby matka pakowała mi do brzucha tyle niedobrej energii, strachu, niewiedzy i złości. Znowu westchnęłam i pogładziłam brzuch, który w ostatnich dniach bardzo delikatnie się zaokrąglił. Było to prawie niedostrzegalne, ale ja to widziałam i czułam życie rodzące się we mnie. Szczerze mówiąc nie tak wyobrażałam sobie siebie jako dziewiętnastolatkę… Dobra, czas przeznaczony dziennie na użalanie się nad sobą właśnie minął. 
W tym momencie problem tkwił wyłącznie w tym, że Drew pojechał do babci, a Justin jak zwykle wybył. Nie miałam co robić i nie miałam żadnego pomysłu czym mogłabym zapełnić czas, bo totalnie nic mi się nie chciało. W końcu postanowaiłam, że zadzwonię do Jusa. Jeśli przerwę mu igraszki łóżkowe z pierwszą lepszą, łatwą to najwyżej nie odbierze. Uśmiechnęłam się cierpko i wykręciłam jego numer.
Pierwszy sygnał… drugi… trzeci... czwarty...
-Słucham cię, kochanie – odebrał. Nie miał przerywanego oddechu, to już coś.
-Jus, nudzi mi się – jęknęłam. Było to pierwsze co przyszło mi na myśl i nawet nie mijało się z prawdą.
Niemal usłyszałam uśmiech w słuchawce.
-Mogę zaraz do ciebie przyjść, jeśli chcesz – od sposobu w jaki wypowiedział te zwykłe słowa poczułam motyle w brzuchu – Kończymy już z Chazem naprawiać ten motor. Udało się nam dużo szybciej, bo wpadł jego sąsiad i nazywając nas ciamajdami, pedałami i laleczkami zrobił coś z tym motorem co nazwę śmiało diabelską sztuczką i nasze planowane 5 godzin pracy zmieniło się w 2. On twierdzi, że zrobiłby to w 5 minut, gdybyśmy wcześniej wszystkiego nie zepsuli.
Wybuchłam szczerym śmiechem i zauważyłam, że przy tej jego wypowiedzi, czerwona lampka zamiast się zapalić, tylko niezauważalnie mignęła. Szkoda, że Chaz mieszkał 20 km od nas, bo zaproponowałabym, że po niego wyjdę i sprawdziłabym czy mówi prawdę… Jaka ze mnie paranoiczka.
-No to jak, księżniczko? Chcesz mnie wcześniej w domu? Bo tu jest jeszcze sporo do roboty, ale myślę, że Chaz i jego wredny sąsiad zrozumieją, że nudząca się żona jest ważniejszą sprawą od jakiegoś motoru, na którym serio słabo się znam.
-Pedał, laleczka? – zachichotałam.
Parsknął udając irytację.
-Koleś myśli, że jest fajny, ale jego ojciec jest mechanikiem to się zna, a ja…
-No tak… Nagrywanie płyt, koncerty, trasa, udział w filmach… To twoje życie – powiedziałam dziwnym tonem.
-Nie, mała. Moje życie to ty… Nie odpowiedziałaś mi czy chcesz mnie w domu? Maluszka jeszcze nie ma, no nie? Do której będzie u babci?
-Chcę – odpowiedziałam z uśmiechem – A czemu pytasz o Drew?
Chwilę nic nie mówił.
-Jak coś, właśnie uśmiecham się tajemniczo – powiedział, a  ja się roześmiałam – Zaraz będę – rozłączył się, a ja przygryzłam wargę.
Nie ważne czy kogoś ma. Jeśli nawet, dziś wypada moja kolej na niego.
Wstałam z łóżka na którym do tej pory leżałam i przeniosłam się na kanapę, włączając telewizor. Trafiłam akurat na jakiś plotkarski program. Słuchałam i śmiałam się z większości rzeczy jakie wygadują na temat sławnych osób, chociaż naprawdę nie mają o niczym pojęcia. Kiedy padły słowa: ‘A teraz porozmawiamy o Justinie Bieberze.’ zastygłam w bezruchu z dziwną miną na ustach.
‘Justin i Jenn Bieber myślą o rozwodzie. Nie dogadują się, przyjaciółka Jenny wygadała, że ponoć poszło o ich psa.’
Zaczęłam śmiać się tak bardzo, że nie usłyszałam nic z tego co mówili dalej, za to nie mogłam złapać oddechu, a  tym bardziej przestać się śmiać. My nawet nie mamy psa…
-Może innym razem ci się uda! – powiedziałam przez śmiech, kiedy w odbiciu telewizora zobaczyłam skradającego się Justina.
Odwróciłam się na niego, a on spojrzał na mnie ‘obrażony’.
-Z czego tak się śmiałaś? – zapytał nachylając się nade mną, kładąc dłonie na moim brzuchu i muskając moje usta.
Znowu parsknęłam śmiechem, a on patrzył na mnie z rozbawieniem i ciekawością.
Usiadł obok mnie na kanapie i wyłączył telewizor.
-Hmm? – patrzył na mnie pytająco.
-Wiedziałeś, że myślimy o rozwodzie i pokłóciliśmy się o naszego psa? – mój napad śmiechu jeszcze bardziej się pogłębił.
Jus się zaśmiał i patrzył na mnie z uśmiechem i jednocześnie spojrzeniem ‘WTF?’.
-Telewizja uczy – powiedziałam z powagą, kiedy udało mi się na nowo zacząć oddychać.
-Może powinniśmy sobie kupić psa? – zasugerował przewracając mnie delikatnie do pozycji leżącej i wsunął się na mnie.
-A co jeśli się o niego pokłócimy i będę chciała rozwodu? – zapytałam nadal udając powagę.
Uśmiechnął się rozbawiony i musnął moje usta.
-Nie będziesz – powiedział z przekonaniem i pocałował mnie namiętnie, wsuwając mi ręce pod bluzkę.
-Jesteś brudny! – pisnęłam dostrzegająć plamę smaru na jego bluzce i spróbowałam go z siebie zepchnąć.
Usiadł na mnie okrakiem i z cwaniackim uśmiechem zdjął ją z siebie rzucając na podłogę.
-Już nie – powiedział.
-A spodnie?
-Mam je zdjąć?
-Nie o to mi chodziło! – zaprzeczyłam rozbawiona.
Uśmiechnął się rozbawiony.
-A więc w czym problem?
-Siedzisz na mnie w brudnych, roboczym stroju – powiedziałam z ‘obrażoną’ miną.
-Po pierwsze: tyle co ja zrobiłem przy tym motorze wynosi tyle ile ty robisz mi do jedzenia jak jesteś na mnie zła, czyli dla jasności, najwyżej rzucisz we mnie kromką chleba – zaśmiałam się na jego słowa – A po drugie po co mam się przebierać, skoro… i tak zaraz nic na sobie nie będę miał – uśmiechnął się łobuzersko.
Zrobiło mi się gorąco na całym ciele.
-Skąd ta pewność? – zapytałam z zadziornym uśmiechem.
Nie odpowiedział tylko wpił się w moje usta, spwrotem się na mnie kładąc. Poczułam, że moja bluzka jakimś ‘magicznym sposobem’ znajduje się coraz wyżej.
Nagle usłyszałam dzwonek telefonu.
Bieber zaczął muskać moją szyję.
-Jus, a co jak Pattie chce już odwodzić Drew? – powiedziałam niechętnie.
Justin zaklął niezadowolony i pozwolił mi się podnieść i podbiec do mojej dzwoniącej komórki.
-Bu – usłyszałam w słuchawce, a moje ciało z dziwnych powodów na nowo przeszył dreszcze – Kochana Jenny. Jesteś tam? Pamiętasz mnie może? – ton głosu mężczyzny po drugiej stronie telefonu był bardzo sarkastyczny.
-Kto mówi? – zapytałam udając obojętność, chociaż robiło mi się słabo.
-Jak tam się miewa Jake? Cieszycie się, że wpakowaliście mnie do pudła? Pamiętacie, że wspominałem coś o zemście? Jak się miewa synek? Ze swoich źródeł wiem, że twój kochany mężulek nie podzielił się z tobą prawdziwą wersją zdarzeń porwania, a bardzo zależy mi, żebyś wiedziała...
Rozłączyłam się, bo byłam pewna, że jeśli usłyszę coś więcej to zemdleję.
Justin patrzył na mnie skrajnie zaniepokojony.
-Jenn, co ci jest? Kto… - nie skończył, bo rzuciłam w niego telefonem i pobiegłam do sypialni, zamykając za sobą drzwi i kładąc się na łóżku, drżąc na całym ciele.
-Zastrzeżony? Kto to był, Jenny? – pytał Justin, a w jego głosie dochodzącym zza drzwi wyraźnie słychać było pobrzmiewającą panikę.
-Same pytania!! – wrzasnęłam – A możę ty byś mi na kilka odpowiedział?! – zaczęłam płakać.
-Jenn…
Nie słuchałam tego co mówił dalej. Próbowałam stać się niewidzialna. Wtopić się w łóżko. Stać się z nim jednym. Takie łóżko przecież nie ma żadnych problemów. Nie chciałam istnieć, nie chciałam, żeby ktokolwiek, kiedykolwiek mnie znalazł. Nie miałam siły na dalsze przeciwności losu. Nie chciałam myśleć. Nie chciałam wiedzieć co się dzieje. W tym momencie jedyne czego chciałam to zasnąć i już nigdy się nie obudzić.

__________________________
Bu.

Oj ciężko, ciężko szedł mi ten rozdział... Ale jakoś wzięłam się w końcu w garść i coś napisałam. xD 
Piszcie co sądzicie ;)

czwartek, 20 września 2012

II rozdział 25


    -Tak? – odebrałam zachrypniętym głosem, niechętnie wysuwając głowę spod kołdry. Po tym całym parku wodnym okropnie zachorowałam.
-Bu – usłyszałam głęboki, męski głos i urwane połączenie.
Zadrżałam na całym ciele. Nie byłam pewna czy spowodowała to temperatura, czy dziwna ‘rozmowa’.
Spojrzałam na numer, który do mnie dzwonił. Był zastrzeżony. Przygryzłam nerwowo wargę. Zakręciło mi się w głowie i znowu nie wiedziałam co było przyczyną. Roześmiałam się nerwowo, ale moje serce podejrzanie przyspieszyło. Odłożyłam telefon spowrotem na szafkę, po czym na nowo zakopałam się w kołdrze i starałam się zapomnieć o całym świecie, a szczególnie o bólu rozsadzającym całą moją czaszkę.

-Mamuś, psiyniośłem ci cioś do jedzienia! – ze snu wybudził mnie głos synka, który nieporadnie wszedł do sypialni niosąc małą tackę, na której był chleb z masłem i jogurt. To cud, że doniósł wszystko cało – Tatuś powiedziaj, zie jak nie źjeś to poziajujeś, bo nie jeś djugi dzień.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, uśmiechnęłam się lekko i odebrałam od synka jedzenie, kładąc tackę przed sobą, na łóżku.
-A dlaczego sam nie przyszedł? – zapytałam rozbawiona widokiem Drew, który z poważną miną siłował się z otwarciem mojego jogurtu.
Chłopiec przybliżył usta do mojego ucha, jakby chciał wyjawić mi tajemnicę, a ja przysunęłam się do niego, aby mu to ułatwić.
-Cieka zia dźwiami – wyszeptał.
-Podsłuchuje? Co kombinuje? – zapytałam również szeptem.
-Powiedziaj, zie mu będzieś wykjęciaja się od jedzienia, a ode mnie źjeś, ale kontloluje siytuaćje i jak cioś wkjociy do akcji – mówił podekscytowanym szeptem.
Nie dałam rady nie zacząć się śmiać.
-Cio się śmiejeś? Jedź – powiedział stanowczo synek, co spowodowało mój kolejny napad śmiechu.
-‘Jedz’ kotku, nie ‘jedź’ – wydusiłam wreszcie z siebie ocierając łzy śmiechu z oczu – Jus, twój syn cię wydał! – zawołałam, a Justin z miną dezaprobaty, ale za razem rozbawienia wszedł do sypialni.
-Młody, ustalmy coś – przykucnął przy Drew – Jak wtajemniczam cię w jakiś niecny plan, to nie mówisz o nim mamie, jasne?
-Psiepjasiam – powiedział maluszek ze łzami w oczach.
-Eeeeej – Jus podniósł go na ręce i okręcił w okół siebie – Tę misję i tak wypełniłeś najlepiej jak się tylko dało. Spójrz – wskazał mnie głową, a synek się uśmiechnął.
-Mama je. Bo ja jej psiyniośjem – uśmiechnął się dumnie od ucha do ucha.
Wymieniliśmy z Justinem wesołe spojrzenia. Biebs usiadł na łóżku koło mnie, sadzając sobie synka na kolankach.
-Jak się czujesz, piękna? – zapytał dotykając mojego czoła. Musnął deliktanie mój policzek, a później usta.
-Myślę, że będę żyła – odpowiedziałam. Czułam się sporo lepiej niż wczoraj. Jedzenie nadal za bardzo do mnie nie przemawiało, ale byłam już w stanie na nie spojrzeć, a nawet zjeść niewielką jego ilość.
-To bardzo dobrze, bo bez ciebie byśmy sobie nie poradzili – uśmiechnął się czule. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi – Drew, otworzysz? To na pewno babcia.
Chłopiec skinął głową i popędził do drzwi, zostawiając nas z Jusem samych. Nie podobało mi się to w jaki sposób na mnie patrzył. Wiedziałam, że zaraz powie coś o co się pokłócimy.
Biebs musnął moje usta.
-Nie całuj mnie, bo się zara… - nie pozwolił mi skończył, bo po chwili poczułam na sobie jego ciężara i usta na szyi.
-Mam to gdzieś – odpowiedział wpijając się w moje usta. Rozsunął moje wargi językiem i chociaż byłam przeciwno przenoszenie zarazków w takim stanie, nie potrafiłam powiedzieć stanowczo ‘nie’.
-Jenny…?
Westchnęłam ciężko, domyślając się jak dalej przebiegnie rozmowa i zepchnęłam go z siebie.
Zauważyłam jego zmieszanie, kiedy zareagowałam zanim zdążył cokolwiek więcej powiedzieć.
-Tak, możesz iść. Ok, zostanę z Pattie. Dzięki, że pomyślałeś chociaż o kimś kto zostanie z Drew, bo ja za bardzo się nie nadaję – powiedziałam sucho.
-Słuchaj mała, bo to poważna sprawa i…
-Spadaj już – odwróciłam się do niego plecami.
Wyczułam jego niemal namacalne wahanie, ale po chwili wstał i tylko muskając moją dłoń swoją na pożegnanie wyszedł z pokoju. Znowu zaczęłam czuć się źle i usilnie starałam przekonywać siebie, że to wcale nie z jego powodu. Wcale nie dla tego, że w przeciągu dwóch sekund zdołał poprawić mi humor, a tylko sekundę zajęło mu zepsucie go.

______________________
Wiem, że mało dodaję, a rozdział jest krótki, ale jest szkoła, do tego dochodzą spotkania ze znajomymi i jakoś nie mam kiedy pisać. Wgl, mój stan psychiczny w ostatnim czasie z pewnych powodów nie nadaje się do tego, żeby pisać ;P Ale postaram się coś znowu niedługo dodać <3

środa, 15 sierpnia 2012

II rozdział 24

*Justin*

Do domu wróciłem o 22:00. Miałem beznadziejną nadzieję, że Jenn wyszła albo może już przypadkiem śpi, ale niestety moje nadzieje były złudne. A z resztą… Tylko odwlekłbym ten cały opieprz od niej i tłumaczenie się zmyślonymi historiami. Miałem tylko nadzieję, że nie powiem niczego co by mnie zdradziło. Niechętnie i powoli wszedłem do kuchni, z której dochodziło światło.
-Jak było na meczu? – niby zwykłe pytanie, ale zadała je tak, że aż przeszły mnie ciarki. Nawet na mnie nie spojrzała, tylko dalej robiła coś przy blacie.
-Genialnie – uśmiechnąłem się wymuszenie, chociaż i tak tego nie widziała. Usiadłem na krześle, przy stole - Jenny, słuchaj…
-Jesteś głodny? – przerwała mi, wreszcie się na mnie odwracając i opierając się o blat. Nawet sobie nie wyobrażała jak działała na mnie w tej krótkiej, cieniutkiej koszuli nocnej. Z trudem odpychałem od siebie myśl, żeby posadzić ją na tym blacie i… Odchrząknąłem i poruszyłem się niespokojnie na krześle. To nie był dobry moment na próby dobierania się do niej. Spojrzała na mnie dziwnie.
-Nie – skłamałem – Jenn…
-Jake dziś do mnie dzwonił i powiedział, że bierze jutro Drew do parku wodnego, bo jedzie tam ze swoją dziewczyną. Pytał czy też jedziemy – zawiesiła na mnie spojrzenie.
-Jenny, kochanie...
-Okey. Nie ma sprawy – powiedziała uśmiechając się sztucznie – Już mu powiedziałam, że nie będziesz mógł jechać. Ale ja jadę.
-Nie mam nic przeciwko – spróbowałem się uśmiechnąć. Podniosłem się z miejsca i objąłem ją w talii. Nie wyrwała się, ale stała sztywno – Małaaa – zamruczałem muskając jej szyję i wsuwając ręce pod jej koszulę nocną.
-Zostaw – odepchnęła mnie z epickim spokojem – Jestem zmęczona. Jeśli nie chcesz jeść, idę spać.
-O 22:00?
-Dokładnie – ruszyła w kierunku wyjścia z kuchni.
Przytrzymałem ją za rękę.
-Chyba jednak zgłodniałem – uśmiechnąłem się. Miałem nadzieję, że może dam radę ją jeszcze udobruchać.
Uśmiechnęła się. Chwilę dałem się nawet na to nabrać.
-To sobie zrób – spróbowała mi się wyrwać, ale nie puszczałem jej dłoni. Westchnęła.
-Nie dałaś mi nawet wytłumaczyć czemu nie było mnie tak długo – powiedziałem gładząc jej dłoń kciukiem.
-Bo nie chcę tego słuchać – znowu spróbowała wyszarpnąć rękę, ale trzymałem ją mocno.
-Jenn…
-Nie chcę z tobą rozmawiać – powiedziała twardo - Czy mogę już iść spać?
-Jak bardzo jesteś na mnie zła w skali od 1-10? – zapytałem uśmiechając się niepewnie.
-Nie bawię się w żadne skale. Puść mnie.
Pokręciłem przecząco głową i musnąłem jej usta. Nie uchyliła się, ale zacisnęła je mocno. Przejechałem językiem po jej wargach, a później przygryzłem dolną z nich. Odepchnęła mnie.
-Okey. Pytałeś na ile jestem zła w skali od 1-10??? Na wystarczająco dużo, że na sex nie masz dziś najmniejszych szans, chyba, że masz ochotę wykupić sobie jakąś dziwkę – wyrwała mi się z całej siły i ruszyła do pokoju. W ostatniej chwili powstrzymała się przed trzaśnięciem drzwiami i zamknęła je cicho.
Zamarłem zszokowany w miejscu i patrzyłem na drzwi, za którymi zniknęła. Nagle usłyszałem przekręcany klucz w zamku.
-No bez żartów – powiedziałem i ruszyłem szybkim krokiem do drzwi sypialni. Nacisnąłem na klamkę. Zamknięte – Jenn. Jenn, bez przesady. Jenn – zacząłem mocno pukać w drzwi – Jenn, przepraszam. To nie jest śmieszne. Wpuść mnie. Jenn. Jenny. Kochanie.
Do pokoju próbowałem dostać się jeszcze kilka minut, bez jakiejkolwiek reakcji z drugiej strony. Oparłem się o nie plecami, zrezygnowany. Zsunąłem się po nich. Nie zamierzałem odpuścić. Jakim prawem nie wpuszcza mnie do naszej wspólnej sypialni?? Pukałem i pukałem, a oczy same zaczynały mi się zamykać. Czułem się beznadziejnie. Nigdy nie była dla mnie jeszcze taka chłodna. Wolałem jak wrzeszczała, nawet płakała… Po kłótni zawsze przychodzi czas na godzenie się, a teraz? Jak ja niby wytłumaczę jej kolejne wyjścia, jak ona już teraz jest na mnie maksymalnie wściekła. Nie zdołałem powstrzymać ziewnięcia, a moje oczy zamknęły się na dobre.

*Jenn*

Mój budzik zadzwonił o 9:00. Na 10:00 umówiłam się z Jake’iem, dlatego musiałam wstać i się przygotować. Całą siłą woli jaką posiadałam odpychałam od siebie wszelkie myśli związane z poprzednim dniem, bo przez nie miałam ochotę krzyczeć. Nawet nie płakać. Wrzeszczeć dopóki całkowicie nie stracę głosu albo nie wyląduję w wariatkowie. Weszłam do łazienki. Byłam przekonana, że Justina nie ma już dawno w domu. Na pewno ma jakieś ważne sprawy, o których nie może mi powiedzieć. Tak mocno ścisnęłam żel pod prysznic, że wyleciała z niego co najmniej połowa zawartości. Zaklęłam. Jak już byłam taka głupia, żeby pieprzyć się bez zabezpieczeń jako piętnastolatka, to przynajmniej mogłam wybrać kogoś kto nie miałby na nazwisko Bieber i nie był taki cholernie uroczy, przystojny i idealny we wszystkim oprócz zajmowania się własną rodziną. Uderzyłam z całej siły o ścianę prysznica, pod którym jeszcze wczoraj się z nim kochałam. Na tę myśl pękłam. Nie wiem nawet dlaczego. Zaczęłam szlochać. Skuliłam się i pozwoliłam, żeby zimna woda lała się na mnie z góry. Płakałam i płakałam, ale musiałam doprowadzić się do porządku. Chwilowo nie miałam chwili na tradycyjne użalanie się nad sobą. Szybko się ogarnęłam, założyłam coś na siebie. Otworzyłam drzwi od sypialni. Kiedy zobaczyłam Justina skulonego i śpiącego pomiędzy framugą drzwi, najpierw się przestraszyłam, a później chociaż bardzo próbowałam, nie dałam rady powstrzymać uśmiechu. Spróbowałam przez niego przyjść, ale poczułam jegp rękę na swojej nodze. Przewrócił mnie na siebie. Mimowolnie się roześmiałam, kiedy wylądowałam na nim, a on patrzył mi w oczy uśmiechając się szeroko.
-Zasnąłeś tu? – spytałam niedowierzając rozbawiona i próbując się podnieść. Nie pozwolił mi.
-Musimy kupić wygodniejszą podłogę i framugę – skrzywił się i poruszył się stękając z bólu.
Znowu się zaśmiałam.
-Pff, śmiejesz się. Jutro ty tu śpisz – wsunął mi rękę pod koszulę nocną i musnął moje usta.
Kiedy zaczęłam się podnosić, jego uśmiech trochę przygasł, ale na nowo rozbłysnął, kiedy zamiast całkiem wstać usiadłam na nim okrakiem. Nie wiem dlaczego w tym momencie nie byłam już na niego ani trochę zła. Może zadziałało na mnie to, że zasnął pod drzwiami, za którymi spałam? Albo to, że wcale jeszcze nie wyszedł z domu? Nie potrafiłam dokładnie tego określić, ale myślę, że on sam, cokolwiek by nie zrobił za bardzo na mnie działał. On również podniósł się do pozyzycji siedzącej i kładąc ręce na moich pośladkach przysunął mnie do siebie najbliżej jak to było możliwe. Z czułym uśmiechem dotknął moich włosów i wpił się w moje usta.
-Mamo, tato, ciemu siedzicie na ziemi? – zapytał Drew zakrywając jedną ręką oczy.
Spojrzeliśmy się na siebie z Justinem i jednocześnie wybuchliśmy śmiechem.
-Śmiejecie się zie mnie? – zapytał chłopiec, a jego dolna warga zaczęła lekko drżeć.
-Nie, kochanie! – szybko wywinęłam się z objęć Biebera, podniosłam się z miejsca i prawie przewróciłama, kiedy Justin podstawił mi nogę. Posłałam mu złe spojrzenie, a on uśmiechnął się uroczo. Kiedy odwróciłam się do niego tyłem znowu nie powstrzymałam rozbawionego uśmiechu. Podbiegłam do synka i wzięłam go na ręce.
-To z kogo? – zapytał, dalej powstrzymując płacz.
-Z siebie, kotku – powiedziałam muskając jego policzek – Śmiejemy się z tego, że leżeliśmy na ziemi.
-To faktyćnie jeśt śmieśne – zachichotał chłopiec.
Uśmiechnęłam się po raz kolejny, a Justin zaczął się głośno śmiać.
Spojrzałam na niego dziwnie, a on leżał i się śmiał.
-Podniósłbyś się Justinie – powiedziałam rozbawiona.
Pokręcił przecząco głową z rozbawioną miną.
-Nie, żebym nie chciał, ale wszystko mi tak zesztywniało, że nie jestem w stanie się ruszyć – powiedział przybierając poker face.
Parsknęłam śmiechem, a Drew patrzył na nas spróbując zrozumieć o co nam chodzi.
-Dlaciego tacie wszystko ześtywniało? – zapytał synek.
-Bo mamusia nie… - zaczął Jus.
-Musisz się przebrać, Drew! Zaraz jedziemy – przytuliłam mocno synka i posłałam Justinowi gromiące spojrzenie. Uśmiechnął się.
-Jadę z wami – obwieścił.
-Napjawdę? – Drew otworzył szeroko oczy i usta ze zdziwienia i uśmiechnął się tak jak uśmiecha się tylko wtedy, kiedy Justin mówi, że spędzi z nami czas…
-Naprawdę – potwierdził Jus i wstał z podłogi stękając i rozprostowując ręce, nogi i plecy – Zemszczę się – pokazał na mnie groźnie palcem.
Wywróciłam oczami z uśmiechem.
-Jak najbardziej ci się należało – powiedziałam.
Pocałował mnie w policzek i zwichrzył czuprynkę naszego synka.
-Idę się przyszykować – oznajmił – Ile mamy czasu?
-9 minut – powiedziałam.
W czas powstrzymał przekleństwo cisnące mu się na usta.
-Postaram się zdążyć – obiecał i zaraz zniknął w łazience.


Pomiędzy chwilą kiedy Justin wyrzucił Drew wysoko w powietrze, a chwilą, kiedy go złapał moje serce się zatrzymało. Już na wstępie doszłam do wniosku, że z parku wodnego zostanę wywieziona przez karetkę, z powodu zawału serca.
-Jenny, co taka przerażona na nas patrzysz? – roześmiał się Justin, chlapiąc mnie lekko. Byliśmy w brodziku, w części parku wodnego przydzielonego dla dzieci, zajmując się Drew.
-A jakbyś go nie złapał? – zapytałam odsuwając się od niego.
Znowu mnie ochlapał z łobuzerskim uśmiechem, a Drew do niego dołączył.
-Przestańcie! – pisnęłam rozbawiona i zaczęłam im oddawać – Odpowiedz mi, Jus.
-Wpadłby do wody. Nic by się nie stało, kochanie. Spokojnie – odpowiedział z uśmiechem.
Westchnęłam, a on postawił Drew, któremu woda sięgała prawie do ramion i złapał moją dłoń. –Zmiennicy przyszli – wskazał głową na Nicka i Kelly, którzy szli w naszym kierunku – Drew, zostaniesz chwilkę z ciocią i wujkiem?
Chłopiec pokiwał energicznie głową.
-Wujku!!! – zawołał z uśmiechem przedzierając się przez wodę.
Patrzyliśmy na niego czule i z rozbawieniem.
Justin objął mnie w pasie.
-Idziemy na zjeżdżalnie? – wskazał głową olbrzymią rurę, która ani trochę nie wyglądała jak dla mnie zachęcająco.
Skrzywiłam się, a Jus się roześmiał.
-Zjechalibyśmy raaaazem – objął mnie od tyłu i położył brodę na moim ramieniu.
-Nie ma mowy. Ja tam nie idę – pokręciłam przecząco głową.
-Nie musisz iść – coś w słowach, które wypowiedział nakazywało mi ‘uciekaj!!!’. Szkoda tylko, że ich nie posłuchałam. Zanim zdążyłam zareagować Justin wziął mnie na ręce.
-No to właśnie ‘lecisz’ na zjeżdżalnię – oznajmił.
-Nie! Puszczaj! – powiedziałam spanikowana i próbowałam spowrotem znaleźć się na ziemi. Ludzie zaczęli dziwnie na nas patrzeć. Jeszcze dziwniej niż wcześniej.
Biebs się roześmiał.
-Przestań się wyrywać, bo wyglądasz jak flądra, a ja mogę cię nie utrzymać i wylądujesz twardo na podłodze – wyjaśnił.
-Nie idźmy tam – powiedziałam błagalnie.
-Och, jak cieszę się, że też chcesz iść. Nie ma sprawy. Oczywiście, że pójdziemy – musnął moje usta, przyspieszając kroku.

___________________________
Co sądzicie ? :) Jeśli macie jakieś propozycje co do tego co mogłabym dalej pisać to piszcie w komentarzach ;D Dziś znowu pisanie mi się podoba i mam wrażenie, że mam pomysły na dalsze losy tego opowiadania, bo mam dobry humor, ale nie wiem ile to będzie trwało ;P A każde wasze pomysły pomagają mi w pisaniu :)
Ktoś pytał czy mam twittera. xD A więc, tak, mam: @IiThinkSoo ;)

sobota, 4 sierpnia 2012

II Rozdział 23


 Cały dzień spędziłam z Drew i Justinem. Bawiliśmy się świetnie, śmialiśmy się tak jak już dawno nie mięliśmy okazji. Dzień minął cudownie oraz jego dopełnienie, którym był wieczór i część nocy spędzony na pieszczotach z Justinem. Było mi przykro z powodu Scootera, ale jednocześnie czułam ulgę, bo wszystko dobrze się skończyło. Chociaż… Coś nie pozwalało mi do końca w to wierzyć, ale odpychałam od siebie tę myśl. Po prostu coś już widocznie zaczęło siadać mi na psychikę. Leżałam w ramionach Justina, wsłuchując się w jego oddech, który już całkiem się wyrównał. Spał. Zaczęłam zastanawiać się o czym może śnić mój mąż… O mnie? O pieniądzach? O koncertach? O fankach? O seksie? O piłce? O samochodach? Uśmiechnęłam się pod nosem i mocniej się w niego wtuliłam. Obiecałam sobie, że rano spytam się o czym dzisiaj śnił. Leżałam bez ruchu, starając się wyciszyć myśli, ale nie potrafiłam. W głowie migała mi czerwona żarówka i wył alarm. Tylko dlaczego? Przecież wszystko było w porządku, prawda? Tylko dlaczego czułam, że coś jest do cholery nie tak?! Dlaczego Drew wydawał mi się taki obcy, nieobecny, skoro porwał go Scooter i na pewno było mu z nim jak na wakacjach, a nie jak podczas porwania??? Zrobiło mi się niedobrze, dlatego szybko wstałam i pobiegłam do łazienki. Zwymiotowałam, zastanawiając się nad tym czy to ciąża, czy za dużo wrażeń, czy może to i to jednocześnie. Spuściłam wodę w toalecie i podniosłam się z podłogi. Odkręciłam kran w zlewie i przepłukałam usta wodą, po czym wyszczotkowałam dokładnie zęby. Kiedy nieprzyjemny smak w ustach nie znikał, pochyliłam się i jeszcze raz opłukałam usta.
-Już lepiej? – zapytał Jus, wchodząc niepewnie do łazienki i obejmując mnie czule od tyłu.
Skinęłam głową, chociaż to nie była prawda. Kręciło mi się w głowie, ale przekonywałam siebie, że to tylko dlatego, że wstałam zbyt gwałtownie.
Bieber musnął mój policzek, a ja przyjrzałam się nam w lustrze. Żadne z nas nie wyglądało dobrze i żaden wyćwiczony uśmiech Justina nie mógł mnie przekonać, że wszystko jest dobrze. Ja, ubrana wyłącznie w jego koszulę, blada z podkrążonymi oczami, a on w samych bokserkach, lekkim uśmiechem na ustach. Tylko jego oczy… One nie potrafiły oszukiwać.
-Wracamy do łóżka? – spytał, łapiąc delikatnie moją dłoń i ciągnąc nieznacznie w stronę wyjścia z łazienki, kiedy zauważył, że dokładnie mu się przyglądam.
Skinęłam głową. Wróciliśmy do pokoju, a on wziął mnie na ręce i jakbym nic nie ważyła, położył na łóżku. Nachylił się nade mną i musnął moje usta, po czym położył się obok mnie.
-Coś cię martwi, Jus – powiedziałam cicho, po chwili. Nie odpowiedział, tylko przygarnął mnie do siebie – Jus?
Udał, że śpi. Wstałabym obrażona, ale naprawdę nie miałam na to siły. Zamknęłam oczy i po chwili zmorzył mnie sen.

Kiedy się obudziłam, Justina już obok mnie nie było, ale usłyszałam lejący się strumień wody dochodzący z sąsiedniego pomieszczenia. Wstałam z łóżka i niewiele myśląc weszłam do łazienki. Kiedy Bieber mnie zauważył uśmiechnął się, ale miałam wrażenie, że jakoś tak…
-Chodź – nie zdążyłam dokończyć myśli, bo z łobuzerskim uśmiechem wciągnął mnie pod prysznic.
Też się uśmiechnęłam, a on przygryzając wargę, zdjął ze mnie swoją koszulę.
-Jak się czujesz? Wyspałaś się? – zapytał muskając moje usta i przejeżdżając dłonią po wewnętrznej stronie mojego uda.
Zadrżałam, a on nie czekając na odpowiedź wpił się w moje usta, całując mnie pożądliwie, kiedy z góry lała się na nas woda.
-Umyć ci plecy? – zapytałam, pomiędzy pocałunkami.
Roześmiał się dźwięcznie, a jego mokre włosy opadały na oczy.
-Z tym akurat poradzę sobie sam – odpowiedział, spoglądając mi zadziornie w oczy i łapiąc za pośladki, podniósł tak, żebym mogła opleść wokół niego nogi. Przycisnął mnie do ściany. Wydałam cichy jęk kiedy znalazł się we mnie. Wbiłam paznokcie w jego plecy, a on poruszał się we mnie na początku wolno, później coraz szybciej, żeby pod koniec znowu zwolnić. Zakryłam dłonią usta, żeby nie krzyczeć. Uśmiechnął się na ten widok i powoli postawił mnie spowrotem na ziemię. Odgarnęłam mu z czoła włosy, które coraz bardziej zasłaniały jego oczy.
-Chętnie to powtórzę, kiedy małego nie będzie w domu – powiedział mi szeptem na ucho muskając moją szyję i obejmując mnie w talii. Znów zadrżałam. - Muszę iść – powiedział niechętnie odsuwając się ode mnie po chwili milczenia.
-Gdzie? – spytałam podejrzliwie, sięgając po szampon i powoli wcierając go w całkowicie mokre włosy.
Odpowiedział o jedną dziesiątą sekundy za późno.
-Chaz zaprosił mnie na mecz. Wziąłbym was, ale wymyślił sobie, że ma być tak, jak za dawnych czasów – powiedział sięgając po ręcznik. Nie patrzył mi w oczy.
-Wcale nie – powiedziałam głosem bez wyrazu, spłukując włosy – Myślisz, że po seksie z tobą nie będę w stanie wywnioskować kiedy kłamiesz, a kiedy nie?
Spojrzał na mnie dziwnie, ale trwało to również niecałą sekundę. Roześmiał się.
-Ale mówię prawdę. Możesz go spytać, jak chcesz. A co do seksu… - zaczął uśmiechając się łobuzersko.
-Przecież wiem, że będzie cię krył – nie dałam mu skończyć.
-Oj, Jenny. Powinnaś odpocząć – przytulił mnie i musnął usta – Wrócę… O 18:00.
-Jest 9:00.
Znowu ledwo zauważalne wahanie.
-Najpierw idziemy do McDonalda, a później na mecz 3 godziny szybciej, bo musimy zająć najlepsze miejsca – uśmiechnął się.
Nie wierzyłam, ale tylko wzruszyłam ramionami. Może faktycznie powinnam odpocząć, bo wpadam w jakąś paranoję…
-Miłej zabawy – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
-Dzięki – ubrał się i pocałował mnie na pożegnanie.
Również ubrałam się czymprędzej i pobiegłam do okna. Jus nie był przygotowany na to, że będzie obserwowany. Kiedy zmierzał do samochodu jego mina była skupiona, zaniepokojona i dość smutna. Na pewno w takim stanie nie wybierałby się do przyjaciela. Albo faktycznie bzikuję… Westchnęłam.
-Cieść, mamo. Jeśtem gjodny – poczułam za sobą synka przytulającego się do moich nóg.
-Hej Drew – odwróciłam się do niego, przykucnęłam i wzięłam na ręce – Już idziemy robić jedzenie – musnęłam policzek synka i starałam się skupić myśli tylko i wyłącznie na nim, ale nawet to mi nie wyszło. Przypomniałam sobie, że zapomniałam spytać Jusa o sen.

*Justin*
Zauważyłem Jenn, kiedy odwracała się od okna. Nie wierzyła mi. Cholera, jakim cudem chociaż przez chwilę pomyślałem, że to będzie proste?


__________________________
Joł, joł XD Wiem, że krótki i jakiś taki dziwny ten rozdział, ale mam nadzieję, że wybaczycie... Liczą się chęci, że chciałam dodać szybko, co ? ;P <3 Już dawno nie pisałam... Im będzie więcej komentarzy tym bd miała większą motywację, żeby kolejny rozdział też dodać szybko ;)

piątek, 3 sierpnia 2012

II Rozdział 22


   Mama z Drewem poszła na spacer i lody, więc ja postanowiłam że zrobię obiad. Gdy właśnie kroiłam kurczaka do domu wszedł wściekły Justin, nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Omijając kuchnię od razu wszedł do ogrodu i zaczął wydzierać się do telefonu, pomimo tego że byłam w lekkim szoku, poszłam za nim, ale usłyszałam tylko ostatnie zdanie wykrzyczane przez Biebera:
- Zwalniam cię i tylko spróbuj przyjść do mojego domu to żaden lekarz ci już nie pomoże, chyba że patolog.
Zakończył rozmowę i trochę mniej wściekły wszedł do domu.
- Kochanie kogo właśnie zwolniłeś?- spytałam i przybliżyłam się do niego, ale on zwiększył dystans między nami więc nie próbowałam już się zbliżać.
-  Scootera- odparł oschle.
CO?! Przecież to Scooter, jego manager. Justin zawsze traktował go jak ojca, a teraz zwalnia i to w taki sposób? Byłam w takim szoku że jedyne co mogłam powiedzieć to:
- Ale co on zrobił?
Na te słowa Jus zrobił się cały czerwony, starał się mówić spokojnie chociaż nic z tego nie wyszło z zaczął krzyczeć:
- CO ZROBIŁ?! Ja ci zaraz powiem co zrobił, a mianować to ten debil porwał naszego syna, bo jak sam stwierdził: „Za mało się mówi o Justinie Bieberze a takie małe porwanie może podnieść popularność i ludzie będą gadali.”
- To że cierpimy przez twoją karierę to jeszcze mogłam znieść, ale żebym bała się o bezpieczeństwo własnego syna, bo nie wiem co jeszcze mogą wymyślić ludzie z TWOJEJ ekipy to już przesada!- wrzeszczałam jak głupia, mało brakowało bym nie zaczęła czymś rzucać.
- Aaaa, czyli to teraz jest moja wina? Ale chciałbym ci tylko przypomnieć że to TY a nie JA siedziałem w tedy w parku z Mattem i to nie ja zajmowałem się swoim kochasiem zamiast własnym synem.
- On przynajmniej ze mną był, a ty? Pewnie miałeś jakiś wywiadzik albo sesyjkę.
- No tak bo przecież Matt teraz jest z tobą bardzo często, wtedy kiedy ja pracowałem na to żeby tobie i Drewowi niczego nie brakowało, ty razem z moim były kumplem zabawiałaś się w sypialni.- wykrzyczał nie wiele myśląc. 
- Teraz przegiąłeś- powiedziałam i łzy natychmiast napłynęły mi do oczu, nie chciałam już dłużej patrzeć na Justina więc jak najszybciej wybiegłam z domu i uciekłam do najdalszego zakątka ogrodu. Bieber pobiegł za mną.
- Nie Jus, odejdź. Idź do telewizji i opowiedz o tym jak strasznie się czujesz gdy przez twoją nie odpowiedzialną żonę porwali ci dziecko. A najlepiej zniknij i nigdy nie wracaj.

*Justin*

Nie powiem Jenn podczas kłótni wykrzykiwała różne rzeczy, ale te słowa naprawdę zabolały. Wiedziałem że tak jak ja ona też potrzebuję chwilę spokoju, dlatego zostawiłem ją w ogrodzie, a sam wsiadłem do samochodu i pojechałem przed siebie. Dojechałem aż do plaży, postanowiłem że trochę się przejdę i wszystko przemyślę.   
Może nie powinienem wyskakiwać tak z tym Mattem, ale w końcu to nie tylko moja wina, skąd miałem wiedzieć że Scooterowi przyjdzie do głowy tak idiotyczny pomysł, żeby porwać mojego syna, przecież nie planowałem tego razem z nim. A co do mojej kariery to wiedziałem  że Jenn cierpi przez te moje wyjazdy i trasy koncertowe, ale mi też wcale nie było z tym łatwo, gdy przez 6 miesięcy nie widziałem jej i Drewa. Oczywiście że kochałem ich najbardziej na świecie, ale moją drugą miłością była muzyka i moi fani i nie mogłem  ich zawieść. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego że Jenn potrzebuje bliskość i również tego że nie mogę dać jej tyle tej bliskość ile by chciała. Ale żeby od razu iść do łóżka z Mattem tego już nie potrafiłem zrozumieć, ani nawet znieść tej myśli. Jednak jednego byłem całkowicie pewien, a mianowicie tego że będę kochać to dziecko jak swoje oraz tego że nigdy jej albo jemu niczego nie zabraknie. Wróciłem do auta z zamiarem przeproszenia Jenn, ale najpierw pojechałem po małą niespodziankę.

*Jenn*

Gdy tak siedziałam w tym ogrodzie mogłam wszystko spokojnie przemyśleć. Może Justin miał racje z tym, że to jest również moja wina mogłam bardziej pilnować Drewa, ale byliśmy w parku na placu zabaw przecież tam było dużo ludzi, ktoś mógł zareagować. Jednak mógł sobie odpuścić ten komentarz dotyczący Matta. Chociaż wiedziałam że musi się czuć strasznie, sama nie wiem co bym zrobiła gdyby Justin stanął teraz przede mną i powiedział, że przespał się z jakąś laską i będzie mieć z nią dziecko. Postanowiłam że przeproszę Biebsa za to że tak na niego nawrzeszczałam z powodu tego porwania, skoro jest już wszystko w porządku, Drew jest cały i zdrowy. Gdy wyszłam z ogrodu zobaczyłam że Justin właśnie wysiada z samochodu, od razu pobiegłam do niego i mocno go przytuliłam a do ucha wyszeptałam:
- Przepraszam Ci za wszystko, za to co powiedziałam i za to co zrobiłam, naprawdę przepraszam.
Chłopak stał chwilę nieruchomo a następnie zaczął kręcić się wokół własnej osi ze mną na rękach i również do ucha wyszeptał mi:
- Kochanie ja też cię przepraszam i wiem że nie powinienem mówić pewnych rzeczy, ale czasu nie cofnę, jednak mam coś na osłodę życia ale ciebie i Drewa.
Wyciągnął 3 bilety na Seszele. Gdy to zobaczyłam mocniej go przytuliłam i dałam buziaka, ale on mnie odsunął od siebie.
- Jenn mam jeszcze jedno pytanie. Kim jest dla ciebie Matt?- spytał z poważną miną.
- Matt? Matt nic dla mnie nie znaczy- gdy Bieber to usłyszał na jego twarzy zagościł wielki uśmiech i to on tym razem mnie pocałował.

*Matt*

„Matt nic dla mnie nie znaczy”- te słowa wyryły mi się w pamięci i cały czas dźwięczały mi w głowie. A usłyszałem je kiedy chciałem wyznać swoje uczucia najwspanialszej dziewczynie na świecie- Jenn. Gdy szedłem przez miasto czułem się strasznie, moje życie straciło sens a żeby tego było mało zaczął padać siarczysty deszcz. Normalnie jak w jakieś beznadziejnej telenoweli- pomyślałem. Szedłem dalej przez miasto potrącany przez przechodniów którzy uciekali przed deszczem do domów. Gdy właśnie przechodziłem przez most do głowy wpadł mi pomysł, który jak na te okoliczność wydawał mi się genialny. Przeszedłem przez barierkę, chwilę patrzyłem na wodę płynącą w dole i gdy już chciałem skończyć, usłyszałem krzyk jakieś dziewczyny:
- Chłopaku zamuliło cię?! Co ty wyprawiasz?!
- Jak to co?! Właśnie próbuję popełnić samobójstwo, ale ktoś mi w tym przeszkadza- powiedziałem bez jakichkolwiek uczuć.
- Oszalałeś, żeby popełniać  samobójstwo?! Co się takiego stało? Powiedz ale najpierw złaź jak najszybciej z tego mostu- krzyczała wyraźnie zdenerwowana.
- A po jaki kij? A i chcesz usłyszeć moją historię? Jest bardzo banalna: on ją kocha, ale ona ma męża, on będzie mieć z nią dziecko, ale pomimo tego ona nie chce z nim być tylko ze swoim mężem. Nie mam już po co żyć- odparłem nawet na nią nie patrząc.
- Z takiego powodu? No to w takim razie ja też powinnam to zrobić- powiedziała z rozbawieniem? Stanęła koło mnie gotowa do skoku. Teraz to ja byłem nieźle przerażony, najpierw mówi mi że mam zejść z mostu a następnie sama chce skoczyć.
- Dziewczyno co ty wyprawiasz?- powiedziałem tym razem ja.
- Jak to co?! Właśnie próbuję popełnić samobójstwo, ale ktoś mi w tym przeszkadza- powtórzyła moje słowa.
- Ale dlaczego?- sam nie wiem po co zadałem tak głupie pytanie.
- Ponieważ przestali produkować moje ulubione żelki, moje życie straciło sens więc co mi szkodzi mogę skoczyć- powiedziała a ja pomimo tej sytuacji zacząłem się śmiać.
- A jakie to były żelki?- spytałem tak jakbym rozmawiał na totalnym luzie w cale nie stojąc na krawędź mostu.
-Smakusie- odparła z udawanym smutkiem.
- Ja też je lubię….- chciałem coś jeszcze dodać ale przerwała mi brunetka.
- No to w takim razie mamy dwa rozwiązania: 1. Skaczemy razem gdyż nie mamy po co żyć ponieważ przestali produkować ‘Smakusie’ albo 2. Idziemy do sklepu i znajdujemy sobie nowe ulubione żelki. Ja wolę tą drugą wersje więc idziemy- powiedziała i już przechodziła przez barierkę. Gdy zauważyła że ja się nigdzie nie wybieram sama zaciągnęła mnie na chodnik, a ja byłem tak zdziwiony jej siłą, że nawet nie protestowałem.
- A tak w ogóle mam na imię Alex i pospiesz się bo nam sklepy zamkną- odparła i podała mi rękę żebym wstał.
- Matt- powiedziałem, złapałem jej rękę i wstałem z uśmiechem. Nie mogłem uwierzyć co się przed chwilą stało. Jeszcze jakieś 10 minut temu chciałem się zabić bo uważałem że moje życie nie ma sensu a teraz idę z wariatką o imieniu Alex po żelki. Tak żelki to rozmowa o nich uratowała mi życie. Brzmi dosyć głupio, prawda? A Jenn? Rozdział pt. „ Nieszczęśliwa miłości do Jenn” właśnie teraz zamknąłem  na zawsze. A przynajmniej miałem taką nadzieję…


__________________________________
Zwycięski rozdział napisany przez Kamilę ;) Przepraszam, że dodałam później, ale czekałam na więcej prac, ale się nie doczekałam, a więc równie dobrze mogłam rozstrzygnąć konkurs jeszcze przed moim wyjazdem... Jak tam mijają Wam wakacje ? ;D Dziękuję za wszystkie nadesłane rozdziały <3 WSZYSTKIE były cudowne, ale niestety mogłam wybrać tylko jeden... Zastanawiałam się nad tym przez cały wyjazd, a decyzję i tak podjęłam dopiero dziś. Jeszcze raz dzięki :) Dałyście mi sporo nowych pomysłów ;D Może wreszcie uda mi się pisać chociaż trochę częściej... XD
A i zapraszam na http://najlatwiej-jest-nienawidzic.blogspot.com/ :) Świetny blog ;D <3


Ps. Jeśli będzie kilka komentarzy to NN dodam jutro :)

wtorek, 10 lipca 2012

Info konkursowe

Słuchajcie. Zgłosiły się 4 osoby z czego bardzo się cieszę xD Na razie dostałam rozdział od jednej osoby i jest na prawdę fajny ;D Tym razem to Wy piszecie, a ja czytam ^^ Termin przesyłania prac zależy od Was. Jeśli dacie radę wysłać mi je do trzynastego (piątek xD) , do godz. 19:00, to dodam jeszcze tego dnia, a jeśli nie, to bd mogła to zrobić dopiero 29 lub 30, bo jadę do UK na 2 tyg. A więc całkowicie ostateczny termin przypada na 29 (niedziela). Jeśli ktoś jeszcze chciałby się zgłosić to piszcie w komentarzach, albo jeśli zrezygnować, to też mnie poinformujcie. Czyli wszystko zależy od Was. Jeśli dacie radę do trzynastego, to rozdział pojawi się trzynastego, jeśli nie, to macie czas do dwudziestego dziewiątego. ;)
Życzę Wam dużo weny twórczej ;D :*

Ps. Dzięki za 100 tys. wejść <3

środa, 4 lipca 2012

KONKURS

UWAGA, ogłaszam konkurs na rozdział 22! :)
Podsunęłyście mi genialne pomysły, a ja teraz mam problem i nie wiem na jaką wersję zdarzeń się zdecydować... Może chciałybyście napisać za mnie następny rozdział ? ;D Przysyłajcie mi na maila (iithinksoo@gmail.com). Chętnie sb poczytam Wasze wyobrażenia następnego rozdziału, a to, które będzie najbardziej pasowało do mojego, dodam. :) Oczywiście pod rozdziałem napiszę kogo to dzieło i jeśli będzie chciał to polecę jego bloga, photobloga, czy co tam będzie chciał (o ile ma) ;D 23 rozdział napiszę już sama dostosowując się do tego co zdarzy się w Waszym rozdziale. Napiszcie w komentarzu jeśli będziecie brać udział w konkursie, bo muszę wiedzieć czy w ogóle jest ktoś chętny xD
Powodzenia :*

poniedziałek, 25 czerwca 2012

II rozdział 21



    Do domu wracałam zdenerwowana, ale i usatysfakcjonowana, że udało mi się dowiedzieć tego czego chciałam. Po drodze minęłam się z Jusem. Nie zareagowałam na jego podejrzliwe spojrzenie i wyrwałam mu się kiedy chciał mnie pocałować. Szłam dalej przed siebie.
-Jenn?! – zawoałał za mną – Byłaś na komisariacie?!
Nie odpowiedziałam, nie zatrzymałąm się, anie nie odwróciłam.
-Jenn?! – usłyszałam jeszcze, a później zniknęłam mu za zakrętem.
Kiedy wróciłam do domu zastałam mamę bawiącą się z Drew. Uśmiechnęłam się kiedy zobaczyłam ile poświęca mu uwagi. Mój synek miał akurat fazę na bawienie się wyścigówkami i moja mama z wielką cierpliwością bawiła się razem z nim. Prawie cały czas się śmiali. Kochałam ich ponad życie.
-Cześć – powiedziałam uśmiechając się. Dopiero teraz mnie zauważyli, chociaż stałam tam od dobrych paru minut.
Drew uśmiechnął się szeroko i wskoczył mi na ręce. Przytuliłam go mocno. Wyglądał i zachowywał się już coraz normalniej. Był dawnym Drew, chociaż mi, jako matce, nie mogło umknąć, że w jego spojrzeniu zostało coś, czego nie potrafiłam nazwać, ale wzbudzało we mnie lęk o niego.
-Widzę, że bawicie się tu w najlepsze – powiedziałam muskając policzek synka – Może nie będę wam przeszkadzała, co?
-Nie!!! Pobaw się z nami, mamuś! – powiedział chłopiec patrząc na mnie niczym Kot w Butach ze Shreka.
Uśmiechnęłam się do niego i nie potrafiłam mu odmówić. A więc tak minęły nam co najmniej 3 godziny. Tak bardzo cieszyłam się, że Drew tu jest, cały i zdrowy, niestety wiedziałam też, że cała sprawa jeszcze się nie skończyła. Policja szuka sprawców, a Justin całymi dniami siedzi na komisariacie, pomagając im. Martwiłam się, że za bardzo się w to angażuje i wpadnie przez to w kłopoty, ale mu niczego nie dało się wytłumaczyć. Wszystko wiedział najlepiej. Nie przyszedł nawet na obiad, a później przegapił również kolację. Drew dopytywał się gdzie jest tata, a ja nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, dlatego mówiłam tylko, że jeszcze dziś wróci. Czekałam na niego do 23:00, ale później postanowiłam się położyć. Byłam na niego zła, on najprawdopodobniej na mnie też, dlatego stwierdziłam, że czekanie na niego nie ma sensu. Położyłam się do łóżka, ale i tak nie mogłam zasnąć. Po północy usłyszałam kroki i poczułam jego obecność w pokoju. Po kilkunastu minutach położył się obok mnie.
-Wiem, że nie śpisz, Jenny – odkręcił mnie w swoją stronę.
Otworzyłam oczy i spojrzałam mu w oczy. Nie potrafiłam nic z nich wyczytać.
-Mam do ciebie jedno pytanie, słońce – zaczął – Dlaczego musisz mieszać się w tę sprawę? Boję się o ciebie, okey? Tu nie chodzi tylko o ciąże. O ile mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. Nie wiemy jak niebezpieczni są ci ludzie. Jenn, proszę cię. Znaczysz dla mnie wszystko. Nie angażuj się w to śledztwo – mówił błagalnie, z troską w oczach.
Przez chwilę nie odpowiadałam, a on musnął moje usta.
-Kocham cię, Jenn – przytulił mnie do siebie – Raz w życiu mnie posłuchaj. Raz, proszę.
-Ale ja też się o ciebie martwię, Jus – odpowiedziałam cicho.
-Jestem już dużym chłopcem, wiesz? – powiedział uśmiechając się jednym kącikiem ust – W przeciwieństwie do ciebie, Jenny. Jesteś jeszcze małą dziewczynką. Moją małą dziewczynką.
Wywróciłam oczami, ale roześmiałam się cicho.
Uśmiechnął się do mnie.
-A więc zostawisz tę sprawę i nie będziesz się na mnie wściekać? – zapytał.
Pokiwałam głową na tak, a on pocałował mnie w usta.
Przecież Justin nie musi o wszystkim wiedzieć…

Kiedy obudziłam się rano, Jusa już nie było. Westchnęłam głęboko i stwierdziłam, że to, że teraz z nami jest, nie różni się zbytnio od tego, kiedy go nie ma, jak jest gdzieś za granicą. Po chwili zauważyłam obok siebie na stoliku tacę ze śniadaniem i różą, a obok kartkę z napisem ‘Wrócę na obiad. Jenn, tylko spróbuj zrobić coś w sprawie tego porwania, to policzę się z Tobą najszybciej i najboleśniej jak tylko będę mógł. Smacznego, kochanie J’.
Wybuchłam śmiechem i wzięłam do ręki jedną grzankę. Uznałam, że dziś, wyjątkowo mogę dostosować się do jego proźby.
_____________________
Nie wiem co pisać!!!! Pomóżcie!!!

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

II rozdział 20


Justin z komisariatu wrócił dopiero po 23:00. Podczas jego nieobecności zdążyłam wykąpać, nakarmić i wyprzytulać za wszystkie czasy naszego synka, po czym sama przyszykowałam się do spania.
-Cześć, śliczna – przywitał mnie uśmiechem i całusem w usta.
-Hej, Jus – byłam już po wieczornej kąpieli i kiedy zawiało od wejścia owinęłam się mocniej szlafrokiem.
Bieber przyglądał mi się z uśmiechem, który z czasem robił się coraz bardziej łobuzerski.
-Masz jakieś plany na dzisiejeszą noc, księżniczko? – przysunął się bliżej do mnie i pociągnął lekko za pasek, którym był przewiązany szlafrok – Czy mogę ci zająć chwileczkę?
Odwzajemniłam uśmiech.
-Nie pamiętasz już, że w domu jest większość naszej rodziny? – zapytałam uśmiechając się jedym kącikiem ust.
Chwilę nic nie mówił, tylko patrzył mi w oczy.
-Ale to było w dzień. Teraz ani trochę mi to nie przeszkadza – musnął moje usta – To jak z tymi planami?
-Myślę, że może znajdę chwilkę – uśmiechnęłam się lekko zadziornie.
-Tak myślisz? – wpił się w moje usta -  Byłbym niezmiernie pani wdzięczny – zaczął pchać mnie w stronę sypialni, po drodze jednocześnie całując i ściągając ze mnie szlafrok.
Pchnął mnie na łóżko i po chwili znalazł się nade mną.
-Masz coś pod tą koszulą nocną? – zapytał przesuwają ręką coraz wyżej wzdłuż mojej nogi.
Pokręciłam przecząco głową, bo nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Uśmiechnął się i wpił w moje usta.
-Jesteś piękna – powiedział wsuwając rękę pod cienki materiał.
Zadrżałam.
-Dzisiaj na spokojnie, tak, bo mamy za ścianą rodzinę? – zaśmiał się cicho – Ostatnio było chyba z serii ‘uważaj, bo zrobię ci krzywdę’.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Ciągle masz na sobie ubrania – powiedziałam głosem bardziej zachrypniętym od pożądania niż chciałam, ale nic nie mogłam poradzić na to jak Justin na mnie działał.
Jego twarz rozjaśnił szeroki, łobuzerski uśmiech.
-No właśnie się zastanawiam dlaczego mnie nie rozbierasz.
Moje ręce powędrowały do zapięcia jego koszuli, a on zaczął mnie wszędzie dotykać.
-Rozpraszasz mnie – odezwałam się, kiedy nie mogłam rozpiąć nawet pierwszego guzika.
Roześmiał się, ujął moje dłonie i poniósł je do ust, po czym pocałował.
-Czym cię rozpraszam? – zapytał niewinnie, przyciskając mocno swoje ciało do mojego.
Jęknęłam.
Uśmiechnął się.
-Okey, to spróbuj teraz – powiedział.
Znowu sięgnęłam do zapięcia jego koszuli, a on zaczął podciągać moją krótką koszulę nocną.
-Nie ruszaj! – odepchnęłam jego ręce oddychając głęboko – Przez ciebie cała się trzęsę. Czy mógłbyś łaskawie pozwolić mi się na chwilę uspokoić, żeby rozpiąć tę koszulę?
Zaśmiał się.
-Nie – pocałował mnie namiętnie.
-To nie – zepchnęłam go z siebie udając obrażoną i odwróciłam się do niego tyłem.
Chociaż go nie widziałam po prostu czułam, że się uśmiecha.
-Kocham się z tobą droczyć, Jenny – przytulił mnie i siłą przekręcił w swoją stronę – Pomogę ci z tą bluzką – rozpiął pierwszy guzik – Widzisz? Łatwe. Nie raz to robiłaś.
Nie powstrzymałam śmiechu, a on nie przestawał się uśmiechać. Sięgnęłam do jego koszuli, ale on zaczął wsuwać ręce pod moją koszulę nocną. Rozpięłam drugi guzik, ale dalej mi nie szło.
-Mówisz, że nie dajesz rady, bo podniecam cię coraz bardziej, bo jestem taki, piękny seksowny i gorący?
Parsknęłam śmiechem i uderzyłam go w ramię.
-Nie bij, bo się zemszczę jak już mnie rozbierzesz, śliczna – zagroził.
Nie dałam rady stłumić jęku kiedy poczułam jego usta na swoim udzie.
-Jak tam ci idzie, kochanie? – zapytał pociągając moją koszulę nocną coraz wyżej.
-Nie ruszaj się! – zastygł w ruchu i zaczął się śmiać – Mam wrażenie, że za dobrze się dziś bawisz – powiedziałam niezadowolona szarpiąc jego koszulą podczas odpinania ostatnich guzików.
-A to źle? – zajrzał w moje oczy uśmiechając się cwaniacko – Uważaj, bo porwiesz.
Pociągnęłam mocno za koszulę, aż dało się słychać dźwięk rwanego materiału.
-Już nie żyjesz – powiedział mrużąc niebezpiecznie oczy.
Uśmiechnęłam się i pociągnęłam mocniej koszulę rwąc ją dalej.
Justin złapał mocno moje ręce jedną dłonią, po czym drugą zaczął rozpinać zamek w spodniach.
-Zaraz zobaczysz jak kończą niegrzeczne dziewczynki rwące ulubione koszule swoich ukochanych - powiedział patrząc mi w oczy.
Zalała mnie fala gorąca.


Obudziłam się przytulana przez Justina. Dawno nie czułam się tak cudownie. Znowu było dobrze. Miałam przy sobie Jusa i Drew. Nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia.
-Porwałaś mi koszulę – wypomniał zaspanym głosem, muskając moją szyję.
-A ty mnie okłamałeś.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Mówiłeś, że będzie spokojnie.
Roześmiał się.
-Ale zaistniały nieprzewidziane okoliczności – przyiągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Musnął moje usta. Spojrzał mi w oczy i pogładził po policzku.
-Kocham cię, Jenny – powiedział uśmiechając się czule.
-Ja ciebie też – pocałowałam go – Powiesz mi o czym rozmawiałeś tak długo z oficerem Hendersonem?
Jus nie odpowiedział, tylko wsunął swoją rękę pod porwaną koszulę, którą jakimś cudem miałam na sobie.
-Ale najpierw zabierz rękę, bo nie dam rady słuchać – powiedziałam.
Zaśmiał się, ale nie zrobił tego o co prosiłam. Gładził moje plecy.
-Na razie za wiele nie wiem – powiedział wymijająco.
-To powiedz mi tyle ile wiesz.
Nie był za bardzo entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu.
-Jenn, ale jesteś w ciąży. Nie chcę cię denerwować, ani martwić. Po co ci te informacje?
-Bo chcę wiedzieć co działo się z moim synem – powiedziałam ostro, a on mnie pocałował.
-Nie złość się, Jenny. Później ci powiem – obiecał.
Wyrwałam się mu i wstałam szybko z łóżka.
-Tarzać się po pościeli ze mną pół nocy możesz, ale jak chcę porozmawiać o poważnych rzeczach to nie raczysz mi niczego powiedzieć? – powiedziałam zła.
-Jenny…
-Oj, spadaj – poszłam szybkim krokiem do łazienki i weszłam pod prysznic.
Obiecałam sobie, że dowiem się wszystkiego czy Justinowi się to potoba, czy nie.
Usłyszałam, że ktoś próbuje otworzyć drzwi.
-Zamknęłaś się na klucz? – usłyszałam jego zawiedziony głos.
-Sam przypominasz mi, że jestem w ciąży i powinnam o siebie dbać, a ty w łazience stanowisz zagrożenie.
Zaśmiał się cicho.
-Ale ja o ciebie zadbam, tylko otwórz – usłyszłam jego zmysłowy głos.
-Nie.
-Jenn – jęknął.
-Nie rozmawiam z panem, panie Bieber. Dopóki nie powiesz mi co wiesz o porwaniu Drew.
-Ale…
-Nie to nie.
Jus jeszcze przez chwilę stał przy drzwiach, po czym usłyszałam jego oddalające się kroki.
Bez łaski. Sama sobie poradzę.


Justin tego dnia znowu zniknął tuż po śniadaniu, a wrócił dopiero wieczorem. Tym razem po powrocie nie pozwoliłam mu się dotykać i zagroziłam, że jak nie zostawi mnie w spokoju to będzie spał na kanapie. Poskutkowało, ale i tak niczego tym nie osiągnęłam. Widocznie nie robił na nim zbytniego wrażenia fakt, że jestem na niego zła i dalej nie chciał mnie wtajemniczać w przebieg śledztwa. Z Drew też nie dało się rozmawiać. Zamknął się w sobie i nawet psychologowi trudno było do niego dotrzeć. Chociaż jeszcze wczorajszy dzień był chyba najszczęśliwszym dniem w moim życiu, dziś nie było już ani trochę kolorowo. Całe zmęczenie ostatnich dni zaczęło o sobie przypominać. Część rodziny już od nas pojechała, wróciła do swoich obowiązków. Została tylko mama i Pattie. Nie miałam ochoty nawet z nimi rozmawiać. Chciałam wiedzieć co działo się z moim synem i co wywarło na niego taki straszny wpływ, że tak zmienił się przez raptem kilka dni. Psycholog obiecał, że jego uraz minie i to niedługo, ale ja po prostu chciałam wiedzieć. Dlaczego Justin nie mógł tego zrozumieć, że kiedy nie wiem to denerwuję się jeszcze bardziej? Ale weź tu spróbuj mu coś wytłumaczyć. Gdy leżałam tak razem z nim w łóżku, odkręcona do niego tyłem doszłam do wniosku, że od niego na pewno niczego się nie dowiem. Postanowiłam, że jutro sama pójdę do Hendersona. Miałam wielką nadzieję, że chociaż on wykaże się większym zrozumieniem niż Justin.


Obudziłam się płacząc w ramionach Justina, który szeptał, że to tylko sen i gładził moje włosy. Miałam zamiar się mu wyrwać, ale zamiast tego wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, ale przestałam płakać. Nie miałam pojęcia co mi się śniło. Nie pamiętała ani najmniejszego fragmentu snu. Totalna pustka.
Poczułam, że Jus muska mój policzek.
-Już dobrze, Jenny? – zapytał szeptem.
Skinęłam głową, nie wiedząc czy dostrzeże to w ciemności.
Chyba zobaczył.
-To dobrze. Nie martw się niczym, kochanie. Co ci się śniło? – zapytał i pocałował czule moje usta.
-Nie pamiętam – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Bieber pogładził delikatnie mój policzek.
-Może to i lepiej. A teraz śpij śliczna – jego ostatnie słowa słyszłam już z oddali zanużając się z powrotem w krainę snów.


-Dzień dobry. Czy mogłabym widzieć się z oficerem Hendersonem? – następnego dnia wstałam jeszcze przed Justinem i skierowałam swoje kroki do komisariatu, chociaż miałam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała się tam pokazywać.
-A jest pani umówiona? – młody policjant zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Nie, ale…
-W takim razie musisz poczekać. Usiądź, a ja zapytam Hendersona czy ma czas – powiedział i poszedł w kierunku (jak mi się zdawało) gabinetu oficera. Po kilku minutach wyszedł i skinął mi, że mogę tam wejść. Weszłam, a serce waliło mi nerwowo.
-Witam pani Bieber. Co panią tu sprowadza? Jestem umówiony z pani mężem na 12:30 – usłyszałam głos Hendersona dochodzący zza ogromnego biurka.
-Dzień dobry – odpowiedziałam zamykając za sobą drzwi, ale nie podchodząc do niego bliżej – Wiem, że jest pan z nim umówiony, a przyszłam, bo chciałam się czegoś dowiedzieć. Justin nie chce mi niczego powiedzieć…
-Usiądź, dziecko – powiedział wskazując na fotel, który stał przed jego biurkiem. Nagle z 'pani' stałam się 'dzieckiem'. Poczułam się trochę jak u dyrektora, ale wykonałam polecenie.
-A więc Bieber nie chcę się z tobą podzielić żadnymi informacjami na temat porwania? Nie, nie jestem zdziwiony ani trochę. Mówił mi, że jesteś w ciąży i że nie można cię dodatkowo stresować.
-Pieprzony Jus – syknęłam – Dlaczego nikt nie może zrozumieć tego, że jak nie wiem to denerwuję się jeszcze bardziej?!
-Spokojnie – oficer uśmiechnął się dobrodusznie – Ile masz lat dziecinko?
-19 – powiedziałam opuszczając wzrok.
-Masz 19 lat; trzyletniego synka, który niedawno zaginął, ale został odnaleziony, drugie dziecko w drodze; męża i na pewno dużo więcej rzeczy, o których każda zwykła dziewiętnastolatka myśli, że to odległa przyszłość…
-Nie przyszłam tu, żeby pan analizował moje życie – powiedziałam ostro – Chcę po prostu dowiedzieć się co działo się z Drew.
-Justin chyba za dobrze cię zna. Powiedział, że jeśli przyjdziesz to mam cię jakoś umiejętnie spławić.
Poczułam jak coś się we mnie gotuje.
-Nie widzę, żeby pan to robił – powiedziałam chłodno.
-Jenn, nie musisz być od razu do mnie tak bojowo nastawiona. Ani razu nie powiedziałem, że ci nie powiem.
-A powie pan? – spojrzałam na niego błagalnie.
Chwilę patrzył na mnie w zadumie.
-O ile jesteś pewna, że jako dziewiętnastoletnia dziewczynka jesteś w stanie udźwignąć tyle ile wiemy.
Zawahałam się tylko przez chwilę.
-Jestem pewna – zapewniłam.
-A więc... Mówi ci coś nazwisko Sparks?

________________________________
Co sądzicie ? <3 Dziękuję za wszystkie komentarze ;* Im jest ich więcej pod rozdziałem, tym większą mam motywację do dodania nowego ;) Obiecuję, że na innych blogach też wkrótce ukażą się NN <3