czwartek, 26 stycznia 2012

II rozdział 17

Od dłuższego czasu leżałam obok Justina w łóżku i nie mogłam zasnąć.
Nagle poczułam wibracje mojego telefonu. Najciszej jak potrafiłam, żeby nie ubudzić Justina wstałam i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
-Tak? – odebrałam.
-Obudziłem cię? – usłyszałam głos Matta.
-Nie…
-Słuchaj... Nie mogę spać, bo usłyszałem coś od Justina… Może nie powinienem pytać, ale… Czy ja będę miał dziecko?
Musiałam oprzeć się o ścianę, bo poczułam, że ziemia pode mną się zapada.
-Tak – powiedziałam krótko.
Matt chwilę nic nie mówił.
-A jak trzyma się Justin?
-O ile mi wiadomo żyje. Śpi.
-Ale jak to zniósł i wgl…? Przperaszam, Jenny. Nie chciałem niszczyć ci małżeństwa…
-Niczego nie zniszczyłeś… Może najwyżej trochę pokomplikowałeś, ale… do niczego mnie nie zmuszałeś, Matt. Wina po części jest moja.
Chwilę żadne z nas się nie odzywało.
-Jak je nazwiemy?
-Co?
-Jenn, chyba naprawdę śpisz. Jak to co? Kogo. Dziecko.



 3 lata wcześniej

-Jenny?
-Słucham? – spojrzałam do góry na Justina, opierając głowę na jego kolanach.
Bieber nie odpowiedział tylko musnął moje usta i podwinął bluzkę zakrywającą mój olbrzymi brzuch. Przyłożył do niego rękę i uśmiechnął się, kiedy poczuł ruch dziecka.
-Będzie nazywał się Drew, tak? – upewnił się.
-Tak – też się uśmiechnęłam – Mógłby już wreszcie się urodzić – westchnęłam – Chciałabym już skończyć wyglądać jak wieloryb.
Justin się roześmiał.
-Nie wyglądasz jak wieloryb – zaprzeczył wiernie.
-Nie? – spytałam powątpiewająco.
-Nie.
-Nie?
Bieber uśmiechnął się i wpił w moje usta.
-A chcesz, żebym powiedział ‘tak’? – spytał rozbawiony.
-Nie. Chcę, żebyś powiedział to co myślisz – pokazałam mu język.
Bieber chwilę nic nie mówił.
-Myślę właśnie o tym, że mam na ciebie ochotę, a z tym brzuchem to raczej bez szans… - powiedział.
Posłałam mu spojrzenie z serii ‘R U fuckin’ kidding me?’
-Nie o to mi chodziło – znowu westchnęłam, ale zaraz nie powstrzymałam cichego chichotu.
Justin ciągle przyglądał mi się z uśmiechem.


-Halo? Jenn?? Jesteś tam??
-Tak, tak – szybko odrzuciłam wspomnienie, które w tym momencie było dla mnie bardzo bolesne. Za bardzo – A oczym mówiliśmy?
Matt westchnął.
-Słuchaj, Jenny. Nie powinienem tego mówić, ale wiem też, że nie jestem w stanie się powstrzymać… Chciałem przeżyć z tobą jednorazową przygodę. Przyznaję się, ale w między czasie zdążyłem się w tobie zakochać i…
Przestałam słuchać. NIE. Niech nie mówi, że mnie kocha.
Rozłączyłam się nie dająć mu skończyć, oparłam się o ścianę i zsunęłam po niej powoli.
A ja kogo kochałam? Jego czy Justina?
Telefon zaczął znowu dzwonić, ale nie odebrałam. Kiedy zaczął wibrować poraz trzeci, niepewnie nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Tak? – spytałam lekko drżącym głosem.
-Jenny?
Poczułam motyle w brzuchu.
TO NIE TAK CHOLERA POWINNO BYĆ!
-A ty mnie kochasz? Nie odpowiedziałaś mi… - usłyszałam niepewny głos Matta.
-A ty powiedziałeś, że mnie kochasz? Bo się odłączyłam…
Znowu westchnął.
-Działasz mi dziś trochę na nerwy – zaśmiał się nieszczerze.
-Właściwie to wczoraj, patrząc na to, że właśnie wybiła północ…
Kolejne westchnienie.
-Nie chcesz ze mną gadać, co?
-Nie wiem, Matt… Nie mam pojęcia czego chce. Wiem na pewno tylko jedno. Że nieodwracalnie schrzaniłam sobie życie.
Rozłączyłam się i wyłączyłam komórkę.
Dopiero teraz zauważyłam stojącego w drzwiach Justina i patrzącego na mnie bez wyrazu.
Wytrzymałam to spojrzenie, które stawało się oskarżycielskie, z każdą chwilą coraz bardziej.
-Zgadzam się z tym, że schrzaniłaś sobie życie… - podszedł do mnie i przykucnął obok mnie. Zbladłam, bojąc się jego dalszych słów i myśląc nad tym ile mógł usłyszeć z mojej rozmowy. – Ale bardzo nie podoba mi się fakt, że nie wiesz, czy wolisz mnie, czy Matta i to, że on uznał, że cię kocha… A może twoje życie będzie mniej schrzanione, jak po prostu znikniesz z mojego?
Poza wściekłością w jego oczach dostrzegłam łzy i dopiero teraz zorientowałam się, że sama mam mokre policzki.
-Justin… - wyszeptałam przez łzy.
Wstał i podał mi rękę, żebym też wstała.
-Nie lubię cię, Jenn – powiedział patrząc mi głęboko w oczy. Złapał mocno moją rękę – Przewrasz moje życie do góry nogami, nawet zbytnio nie zdając sobie z tego sprawy…
Uścisk na moim nadgarstku stawał się coraz mocniejszy.
-Jus, to boli – wyszeptałam.
Wzruszył ramionami i mnie puścił.
-Na pewno nie tak jak ty zraniłaś mnie.
-Też mnie raniłeś, Justin! – próbowałam bronić się, łamiącym głosem.
-A może to nie dobrze? Może powinniśmy przestać się w kółko ranić? Nic dobrego z tego naszego związku nie wynika. Największym problemem jest to, że cię kocham… A ty mnie? Kochasz mnie, Jenn?
Chciałam odwrócić wzrok, ale uznałam, ze to nie jest odpowiedni moment, chociaż jego zbolałe spojrzenie wyniszczało mnie od środka.
Przemyślałam jego pytanie… Kiedyś bez wahania odpowiedziałabym ‘tak’, ale teraz? Stał obok mnie, wściekły… Taki mi się nie podobał.
-Kocham – wzruszyłam ramionami.
-A Matt?
Spóściłam wzrok.
-Muszę z przykrością ci powiedzieć, słońce, że musisz się zdecydować na jednego – powiedział ostro.
Odwrócił się i poszedł do naszej sypialni. Rozważałam choćby skoczenie z mostu, ale oczywiście, kiedy znowu mam myśli samobójcze ratuje mnie dziecko, które w sobie noszę… Uznałam, że to niesprawiedliwe i poszłam za Justinem.
Położyłam się obok niego, ale kiedy on tylko poczuł mnie obok siebie, wstał z miejsca, biorąc poduszkę i wygrzebując z szafy koc wyszedł z pokoju.
Już nie płakałam, chociaż miałam na to wielką ochotę. Za to uśmiechnęłam się lekko i wstając z łóżka zastanawiałam się co ja właściwie wyprawiam.
Zaczęłam myśleć nad tym, do którego z pokoi Justin mógł pójść… Obstawiałam, że do najbliższego pokoju gościnnego. Nie myliłam się.
Nie usłyszał mnie, kiedy weszłam.
-Jenn? – powiedział tonem, którego nie byłam w stanie rozszyfrować, kiedy położyłam się obok niego.
-Na to wygląda, że właśnie tak mam na imię – odpowiedziałam, a on o dziwo uśmiechnął się z lekkim przebłyskiem smutku.
-Jak już jesteś, to chodź bliżej – przyciągnął mnie do siebie.
Jak na razie pomysł pójścia za nim okazał się dobrym.
Przytulił mnie, a po chwili musnął moje usta.
-Wcale nie chcę, żebyś odchodziła, Jenny. Po prostu chcę, żebyś kochała tylko mnie… Serio wierzę, że ten nasz kryzys przejdzie i znowu zaczniemy się dogadywać… - mówił cicho Jus.
Chciałam coś powiedzieć. Chciałam powiedzieć, że ja już przestałam w to wierzyć co najmniej jakiś rok temu… Że od jakichś trzech miesięcy byłam przekonana, że nasz związek to tylko sam ból… Że był czas, że jedyne co mnie przy nim zatrzymało to Drew… Że przychodziły chwile, że tylko i wyłącznie jego obwiniałam o swoją ciążę i przymus natychmiastowego stania się dorosłą… Że kiedy braliśmy ślub, to wahałam się, czy powiedzieć ‘tak’, bo poprzedniego dnia przeczytałam, że ma romans z fanką, o który nigdy go nie zapytałam, bo za bardzo bałam się przypadkiem dostrzec w jego zapewnieniach, że to nie prawda, cień zmieszania, coś co mogłoby wskazywać na to, że kłamie… Chciałam powiedzieć też, że pomimo to wszystko go kocham... Ale nie powiedziałam nic. Nie wypowiedziałam ani jednego słowa, bo bałam się, że coś z tego go rozzłości... Że skończy z nami. Stąpaliśmy po bardzo cienkim i kruchym lodzie, a ja ciągle zastanawiałam się dlaczego tak bardzo chcę go przy sobie zatrzymać… Justina Biebera, który z nie do końca dla mnie oczywistych powodów stał się dla mnie więcej niż cały światem…

___________________
Wiecie, że 'Do you love me' ma już 274 str ? xD Co sądzicie o tym rozdziale ?

poniedziałek, 2 stycznia 2012

II rozdział 16

   -Hej – rzucił, Justin wchodząc do kuchni, w momencie, kiedy zaczynałam właśnie gotować jajecznicę. Spojrzałam na niego krótko, kiedy siadał przy stole. Coś rzuciło mi się w oczy, czego wcześniej dziś nie zauważyłam… Spojrzałam jeszcze raz. Justin ubrany był tylko w bokserki i bluzkę bez rękawów, ale nie do tego zmierzam… Na jego policzku i jednym z ramion były zadrapania. Na każdym po jednym, a to na ramieniu wyglądało na dosyć mocne. Odwróciłam się szybko, żeby nie zauważył mojego szerokiego uśmiechu i powstrzymywania wybuchu śmiechu.
-Baaardzo śmieszne – powiedział z sarkazmem.
Ups. Chyba jednak zauważył.
Wstał z miejsca i dosyć mocno uderzył w moje pośladki.
Odwróciłam się i popchnęłam go mocno, na co on tylko łobuzersko się uśmiechał.
-Należało ci się. Nie odniosłaś żadnych ran we wczorajszym starciu – wpił się w moje usta.
Wywróciłam oczami i odrywając się od niego wróciłam do jajecznicy.
-Jak ją spalę, to będzie twoja wina, a poza tym mówiłam, że to ja szybciej zrobię krzywdę tobie, niż ty mi – mówiłam uśmiechając się lekko, odwrócona do niego tyłem.
-Taaa. Krzywdę. Te zadrapania świadczą o tym, jak ci się podobało, kiedy…
-Zamknij się – syknęłam – Mały jest w pokoju obok.
Justin się zaśmiał.
-Matta też podrapałaś?
Westchnęłam głęboko i skuliłam się w środku, ale udawałam niewzruszoną. W końcu, kiedy poczułam, że po policzku spływa mi łza, odwróciłam się gwałtownie w jego stronę.
-Zamknij się! Zamknij!! – wrzasnęłam, a po policzkach płynęły mi kolejne łzy – Jak mnie zdradzałeś, to wypominałam ci to przy każdej okazji?! Nie kurwa! UDAWAŁAM, ŻE NIA PAMIĘTAM!! Myślisz, że jest mi wesoło, jak mówisz o Matcie?! Żałuję, cholera, żałuję!! – wrzasnęłam na ostatnim oddechu, a wzrok coraz bardziej przesłaniały mi łzy, ale patrzyłam na niego. Patrzyłam mu w oczy.
Zamurowało go. Siedział i nie wydobył z siebie żadnego dźwięku.
Odwróciłam się z powrotem i kląc pod nosem wyłączyłam przypaloną jajecznicę.
-To się nie nada do zjedzenia – powiedziałam, pociągając nosem i ocierając łzy, starając się wziąć w garść.
Justin podszedł do mnie i spróbował objąć, ale odepchnęłam go.
-Jak chcesz jeść, to coś sobie zrób – powiedziałam i otworzyłam lodówkę.
Nie dał za wygraną. Objął mnie od tyłu i musnął szyję.
-Zostaw – próbowałam się wyrwać, ale trzymał mnie mocno i obrócił do siebie przodem.
Zamknął lodówkę i przycisnął mnie do niej.
Przesunął po mnie ręką.
-Przestań – syknęłam, a po moim policzku spłynęła kolejna łza.
-Jeszcze płaczesz… - Justin pocałował mój mokry policzek.
-Spadaj – powiedziałam, przez łzy ale on pokręcił głową i dalej mnie trzymał.
-Słuchaj…
-Nie chcę cię słuchać! – chwilę się z nim szamotałam, ale w końcu dałam za wygraną.
- A więc tak… - patrzył mi głęboko w oczy i… przytulił. Po prostu przytulił. Czule. Tak jak przytulał mnie kiedyś. W taki sposób jaki nie robił dawno.
Po pewnym czasie przestałam stać, jak słup i nie potrafiąc się mu oprzeć, wtuliłam się w niego. Staliśmy tak dłuższy czas.
Odsunął się troszkę ode mnie i musnął moje usta, trzymając za moje dłonie
-Po prostu ciężko jest mi znieść, że masz dziecko z kimś innym… - powiedział przyglądając się mi.
-A myślisz, że mi nie?! – wyrwałam się mu i pobiegłam, zamykając się w sypialni, trzaskając drzwiami.
Nie chciałam tak zareagować… Ale… Nie dawałam rady.
Rzuciłam się na łóżko i płakałam… i płakałam.
Nie przyszedł. Nie zapukał. Nie przepraszał.
To spowodowało, że totalnie nie mogłam się uspokoić.
Krztusiłam się płaczem.
On nigdy mi nie wybaczy… Nigdy nie będzie, jak kiedyś – myślałam załamana.


-Słuchaj, Jenn – zza drzwi usłyszałam głos Justina – Jest już pora obiadu. Może byś łaskawie wyszła i coś zjadła.
Jenn. Nie płacz. Bądź silna.
Kiedy po policzku spłynęła łza, zaklęłam głośno.
-Co? – spytał.
-Nic. Uspokoiłam się, ale dałeś radę spowodować, że znowu płaczę.
-Co znowu zrobiłem? – spytał chłodno.
-Kurwa, nic – powiedziałam ostro – Jestem w ciąży i jakby trochę łatwiej się rozklejam. Nie będę jadła. Zjedz z Drew.
-Jenn, nie zamierzam z tobą dyskutować. Wyjdź.
-Bo co?
-Bo wyważę drzwi?
-HA HA HA.
-Nie żartuję. Chodź.
-Nie mam takiego zamiaru.
-Jesteś głupia, czy tylko udajesz?
-Ty mi powiedz – odgryzłam się.
-Jenn, nie chcę się kłócić wyłaź.
-To dlaczego zacząłeś?
-Cholera, już! W TYM MOMENCIE!
-Myślisz, że możesz mi rozkazywać?
-Tak. Uwaga. Wyważam. 3, 2…
-A próbowałeś nacisnąć klamkę? – spytałam cynicznie.
Klamka się poruszyła, drzwi się otworzyły i zobaczyłam Justina ze skołowaną miną, co natychmiastowo poprawiło mi humor i uśmiechnęłam się rozbawiona.
Justin chwilę zgrywał powagę, ale zaraz wybuchnął śmiechem.
-Oj, Jenny – uśmiechnął się do mnie, kładąc się obok mnie na łóżku.
-Oj, Jussss – przedrzeźniłam go trochę – Gdzie Drew?
-U Maxa – Justin przysunął mnie do siebie i powoli wsunąl mi rękę pod bluzkę, a mnie przeszedł lekki dreszcz – Pytał się mnie dlaczego mama ciągle płacze…
Nie spojrzała na niego.
-Powiedziałem, że troszkę się pokłóciliśmy, a on nazwał mnie palantem... – powiedział, a ja uśmiechnęłam się do siebie – Więc, zawiozłem małego do kolegi i przyszedłem do ciebie, bo doszedłem do wniosku, że miał trochę racji.
Jego ręka powędrowała wyżej. Gładził moje plecy pod bluzką.
Położyłam głowę na jego ramieniu.
-Nie złość się już na mnie, co? – zasugerował, całując mój policzek – Bardzo mnie zraniłaś zdradą – chciałam wstać, ale mnie przytrzymał – No poczekaj – poprosił – ale przestanę o tym mówić. A przynajmniej się postaram. Chciałem, żebyś też cierpiała, ale zdałem sobie, że zachowałem się, jak palant…
-Dupek, idiota…
-Okey, rozumiem! – klepnął mnie lekko w tyłek.
-Spróbuj zrobić to jeszcze raz – zmrużyłam oczy.
Uśmiechnął się łobuzersko i powtórzył czynność.
Wskoczyłam na niego i przycisnęłam, jego ręce po obu stronach łóżka.
Ciągle się uśmiechał.
-Debil… - próbowałam kontynuować, ale zrzucił mnie z siebie jednym mocnym ruchem i zamieniliśmy się miejscami – Wolałam być na górze – stwierdziłam z niezadowoloną miną – A więc na czym to ja… A tak. Ciota…
Wpił się w moje usta i zaczął ściągać ze mnie spodnie.
-Przes… – nie dał mi skończyć, bo dalej mnie całował – STOP! – krzyknęłam, a on uśmiechnął się niewinnie – Poczekaj, pogubiłam się. Kłócimy się, czy tarzamy po łóżku?
Zaśmiał się.
-Możemy przecież robić to jednocześnie.


-Nienawidzę tego, jak bardzo cię kocham, Justin – powiedziałam opierając swoją głowę o jego silne ramię, siedząc na tarasie i patrząc w gwiazdy.
-Dlaciego, mamuś? – odezwał się maluszek siedzący na kolanach mojego męża.
-Jak będziesz starszy to zrozumiesz, kochanie – powiedziałam czule do synka.
-Ale ja juś jeśtem duziy – odpowiedział naburmuszony chłopiec.
-Pewnie, że jesteś – Jus zmierzwił mu włosy – Mamie chodzi o to, że jestem taki dobry w łóżku, a ona nigdy nie może mi się oprzeć.
Zrobiłam wielkie oczy i trzepnęłam Justina w głowę, a ten się roześmiał.
Zaczęłam mordowanie go wzrokiem.
-Wcale nie… Chodziło mi o to, że…
-Oj, Jenny. Nie próbuj się tłumaczyć. Wszyscy wiemy, że…
-Jeszcze jedno słowo i śpisz na kanapie – zagroziłam.
-Ale z tobą?
Posłałam mu spojrzenie mrożące krew w żyłach.
-Okey, okey – pocałował mnie szybko w usta.
-Cio to źniaciy, zie tatuś jeś dobjy w lóźku? – spytał Drew.
-No widzisz? – spojrzałam zła na Jusa – To znaczy, że nikt tak dobrze, jak tata nie ścieli łóżka.
-Dokładnie – Justin próbował być poważny, ale nie do końca mu to wychodziło.
-Ahaa – powiedział chłopiec.
-Tatuś się przejęzyczył. Chciał powiedzieć, że jest dobry w ścieleniu łóżka – brnęłam dalej.
-Joziumiem – powiedział poważnie chłopiec, a Justin nie wytrzymał i zaczął śmiać się, jak głupi.
Westchnęłam głęboko.
-Ś ciego tata się śmieje? – zapytał synek, spoglądając na mnie ze zdziwieniem.
-Patrz do góry, Drew – Bieber, starając się opanować śmiech, pokazał do góry – Ta gwiazda wygląda, jak chomik Maxa.
Chłopczyk spojrzał w miejsce, które pokazał tata i uśmiechnął się szeroko.
-Kupicie mi chomika?
Westchnęłam jeszcze głośniej.
Zastanawiałam się, czy Justin kiedyś dorośnie… Chociaż… Kochałam go właśnie takiego.

_____________________
Takie cóś...