środa, 27 kwietnia 2011

XXXI. Czasem musi być źle, żeby później było dobrze.

-Budzi się, budzi się, budzi się! – usłyszałam niewyraźnie, podekscytowany głos Justina.
Ruszyłam się niepewnie czekając na fale bólu, ale nic takiego nie nastąpiło.
Poczułam, że ktoś trzyma mnie za dłoń.
Otworzyłam oczy.
Zobaczyłam niewyraźną twarz Biebera i stojącego z boku lekarza.
JB uśmiechnął się do mnie czule.
-Jak się czujesz? – spytał.
-Nieźle… Co się stało?
-Coś z dzieckiem było nie tak, ale już jest dobrze. Lekarz powiedział, że tak zareagowałaś na nerwy… Przepraszam, że cię zdenerwowałem… - spojrzał mi w oczy.
-Nie szkodzi – powiedziałam nieprzekonana. Ciągle było mi przykro przez ten telefon… - Ale z dzieckiem wszystko będzie dobrze? – upewniłam się.
Skinął uśmiechnięty głową.
-Ale nam strachu napędziłaś – powiedział.
Nic nie odp.
-Jesteś zła?
Wzruszyłam ramionami.
-Która jest godz.? – zapytałam.
-21:12 – spojrzał na zegarek.
-Jest już piątek?! A twój koncert??
-Odwołałem. Przecież nie mogłem cię zostawić w takim stanie.
No nie powiem. Zaimponował mi tym.
Przytuliłam się do niego.
-Jesteś kochany – szepnęłam.
Pokręcił głową.
-No nie wiem. Prawie doprowadziłem do śmierci naszego dziecka.
-Chyba nie jest tak źle.
-Nie? – w jego oczach pojawiły się łzy – Nie miałem pojęcia co się stanie. Lekarz nic nie obiecywał. Rozumiesz?! Nie wiadomo było, czy przeżyje dziecko i TY!
Dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy były zaczerwienione od płaczu i podkrążone.
-Kocham cię – pocałowałam go w usta – Nie powinnam tak wtedy reagować.
-W tym nie było ani pół procenta twojej winy – powiedział.
-A kiedy wracam do domu? Przecież miałam wylecieć dziś o 22:00.
-Polecisz… Nie wiem kiedy... Twoi rodzice tu są.
Zrobiłam wielkie oczy.
-Jak??
-No… Nie wiedzieliśmy co z tobą będzie i przylecieli…
Za dużo informacji naraz.
-A gdzie są?
-Siedzieli z tobą bardzo długo. I moja mama też… Dosłownie jakieś pół godz. temu poszli się przewietrzyć.
-A ty zostałeś?
Uśmiechnął się lekko.
-Nie mogłem cię zostawić. Ty byłaś przy mnie bez przerwy jak byłem w szpitalu. Czułem, że zaraz się obudzisz.
-Chwila, chwila. Czyli moi rodzice już wiedzą, że jestem w ciąży??
-No.
Dopiero teraz zauważyłam, że lekarz się nam przygląda.
-On mówi po angielsku? – szepnęłam do Justina.
Skinął głową.
-Jak się czujesz, dziecko? Czy czujesz ucisk w brzuchu albo coś podejrzanego? – odezwał się doktor z silnym hiszpańskim akcentem.
Pokręciłam głową.
-Czuję się dobrze. Tylko tak dziwnie… Taka ospała i wgl…
Pokiwał głową.
-To lekarstwa. Bardzo dużo włożyliśmy w to, żeby uratować ciebie i dziecko. To naprawdę cud, że się udało i to tak szybko. Po prostu cud.
Justin musnął mój policzek.
-Gdyby coś ci się stało sam bym się zabił – powiedział poważnie JB.
-Nie mów tak – poprosiłam.
-Ale zrobiłbym to. Nie przeżyłbym… Ciągle jesteś na mnie zła?
-A mogłabym?
Uśmiechnął się.
Kochałam go strasznie, ale było mi przykro, że nie chce mi powiedzieć kto wtedy dzwonił…
No trudno.
Po przemyśleniu nie czułam się jakbym umierała przez tę poprzednią dobę.
Czułam się całkiem w porządku.
-No to tak… - zaczął lekarz – Jest kilka ważnych rzeczy, których musisz przestrzegać, żeby dziecko było bezpieczne… - słuchałam uważnie – Nie możesz się denerwować. Wiem, że to trudne, ale musisz starać się podchodzić do rzeczy… No jakby to powiedzieć waszym młodzieżowym językiem: na luzie, olewać wszystko. Jeśli czułabyś, że sobie z tym nie radzisz na wszelki wypadek przepiszę ci tabletki, które będziesz brała. Nie wiem co mam powiedzieć co do waszego kontaktu. Uważam, że ona potrzebuje twojej bliskości – zwrócił się do Justina – Tylko musisz bardzo uważać, żeby jej nie ranić – JB skinął głową, a lekarz znowu zaczął mówić do mnie – Przez tydzień musisz leżeć w łóżku i się jak najmniej ruszać. Przez ten czas bardzo niewskazany jest lot samolotem.
Spojrzałam niepewnie na lekarza.
-A ty ile tu zostajesz? – spytałam Justina.
-Tydzień – uśmiechnął się.
-Ale nie chcę, żebyś zawalał przeze mnie trasę…
-Przestań. Dam tu zamiast jednego dwa koncerty i wszyscy będą zadowoleni – uśmiechnął się.
-No okey… To tyle? – zwróciłam się do lekarza.
-Tak. Jak minie tydzień zgłosisz się do mnie. Jeśli wszystko będzie dobrze będziesz mogła już normalnie funkcjonować. Uprawiać sporty i.t.d…
-I.t.d.? – spytał JB.
Lekarz się uśmiechnął.
-Będzie mogła robić praktycznie wszystko tylko musi uważać na dziecko.
-Okey… - wyszczerzył się Bieber.
Lekarz wywrócił rozbawiony oczami.
-A wam tylko jedno w głowie…
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Justin wyjął telefon z kieszeni i wykręcił nr.
-Tak. Już się obudziła – uśmiechnął się do słuchawki i rozłączył się – Zgadując po reakcji twojej mamy będą tu za coś około 5 sek. – zaśmiał się.
Dużo się nie pomylił.
Po chwili do sali, w której leżałam wparowała moja mama, tata i… brat! Wow.
Ucieszyłam się na ich widok.
-Kochanie! Jak się czujesz? – spytała czule mama.
-Dobrze – uśmiechnęłam się.
Tata popatrzył na mnie.
Kurde. Groźnie?
Był pewnie zły o dziecko…
-Mówiłem, żeby wam nic do głowy nie przychodziło – odezwał się.
-Przepraszam…
-Dobrze, że nic ci nie jest – powiedział bezbarwnym głosem.
-Ku**a, siostra jeszcze raz spróbujesz mi umierać to zabiję twojego chłoptasia, a później popełnię samobójstwo – powiedział Jake.
Zaśmiałam się, a Justin posłał mu ‘mordercze’ spojrzenie.
-Przestań! – powiedziałam rozbawiona – Nie chcę, żebyście się zabijali.
-To nie umieraj.
-Okey – pocałowałam brata w policzek.
-Wychodzi na to, że zafundowałaś nam nieplanowane wakacje – wyszczerzył się.
-Oj, nie ciesz się Jake. Jutro z rana wracamy. Nie możesz zaniedbywać szkoły, a my pracy – powiedziała mama.
-Szkoda… - odp. z niezadowoloną miną.
-A kiedy mogę wyjść ze szpitala? – zwróciłam się do lekarza.
-Twój stan jest stabilny już od około trzech godz. Myślę, że jeśli nic złego się nie stanie to będę mógł cię wypisać jutro z rana.


Rodzice i Jake jak mieli w planach wylecieli w sobotę z rana, a ja w tym czasie zostałam przewieziona do hotelu.
Nie bardzo entuzjastycznie reagowałam na to, że przez cały tydzień nie będę mogła nic robić, ale cieszyłam się tym, że dłużej będę mogła być z Justinem.
Była sobota po południu.
JB praktycznie nie odstępował mnie na krok i co chwilę pytał, czy czegoś nie potrzebuję i czy dobrze się czuję.
-Jest wszystko okey, Justin. Jak będzie źle to ci powiem – odp. mu chyba setny raz.
Musnął mój policzek.
-Masz dzisiaj koncert? – spytałam.
-Yhm.
-Będę cię oglądać w TV, a więc nie próbuj poderwać, żadnej, kolejnej One Less Lonely Girl – wyszczerzyłam się
-Nie będę – uśmiechnął się.
-Ale ja i tak na wszelki wypadek nie będę patrzeć – zaśmiałam się.
Pocałował mnie w usta.
Lekarz mówił, że nie mogę nic robić.
Jak na mój gust to się do ‘nic’ zaliczało.
-A gdzie jedziesz po Hiszpanii? – spytałam kiedy skończyliśmy pocałunek.
-Do Niemiec.
-Aaa. Tym razem naprawdę?
-No.
-Będę tęsknić…
-Ja też – objął mnie czule.
Kurde. Z tego wszystkiego całkowicie zapomniałam o Ann.
Zrobiło mi się głupio.
Ona nawet nie wiedziała, że jestem w ciąży, a jest moją najlepszą przyjaciółką…
Poprosiłam Justina, żeby przyniósł mi telefon i wykręciłam jej numer.
-Halo? – odezwała się po drugiej stronie słuchawki.
-Hej. To ja, Jenn.
-Aa. Hej. Myślałam, że już o mnie nie pamiętasz.
-Przepraszam, ale tyle się działo.
-Rozumiem…
-Przepraszam! Ale jestem w ciąży i prze ostatnią dobę leżałam w szpitalu. Moje życie i dziecka było zagrożone. Przepraszam, że nie dzwoniłam, ale naprawdę nie miałam do tego głowy…
Chwila ciszy.
-Przecież rozumiem. W ciąży z Justinem? O. To udał wam się ten pierwszy raz.
-No powiedzmy. A co tam u cb i Chrisa?
-Spoko.
-No weź!
Zaśmiała się. Trochę sztucznie…
-Jak wrócisz to pogadamy. Muszę kończyć. Paa.
-Pa.
Rozłączyłam się.
Rozmowa z nią bynajmniej nie poprawiła mi humoru.
Justin zobaczył, że coś jest nie tak.
-Co jest?
-Nic…
-Nawet tego nie próbuj.
Zaśmiałam się.
-No przykro mi z powodu Ann…
-A dokładniej?
-Sama nie wiem…
Splótł swoją dłoń z moją.
-Kocham cię.
-Ja cię też…


Nic. Nie było pożegnalnej nocy.
Kiedy tylko mogłam zacząć normalnie funkcjonować rodzice kazali mi wracać do domu.
Nic ich nie obchodziło. Kazali mi wracać natychmiast.
Pożegnałam się z Justinem na lotnisku długim, namiętnym pocałunkiem na oczach Pattie i Kenny’ego.
Co zrobić?
Kiedy wsiadałam do samolotu z moich oczu płynęły łzy.
Justin też płakał.
Do domu doleciałam o 10:00, w niedzielę.
Rodzice nie byli dla mnie wyrozumiali.
Powiedzieli, że w poniedziałek idę do szkoły.
Super.


O 6:30 zadzwonił budzik.
Ledwo co podniosłam się z łóżka.
Całkiem odzwyczaiłam się od rannego wstawania.
Szybko doprowadziłam się do porządku.
Nie miałam ochoty jeść.
Zrobiłam sobie tylko kanapkę na drogę i ruszyłam do szkoły.
Może nawet się nie spóźnię.
W drodze do szkoły dostałam smsa od Justina.
Już w szkole, czy idziesz? Tęsknię
Od czasu mojego przylotu do domu prawie bez przerwy ze sobą pisaliśmy.
Zaczęłam liczyć, którą on może mieć teraz godz… Jest w Niemczech…
Obliczyłam, że chyba mniej więcej 14:00.
Spoko.
‘Idę.’
‘Podwieźć cię? xD’
‘Jasne ;D’

Zaśmiałam się.
Naprawdę chętnie skorzystałabym z jego propozycji.
Przyśpieszyłam krok.
Chciałam zdążyć.
Kiedy weszłam do szkoły wszystkie oczy skupiły się na mnie.
Przeszedł mnie dreszcz.
Oczywiście od razu podeszła do mnie Karin – dziewczyna Barbie, myśląca, że jest fajna. Taki sylikon. Yyy. Niedobrze mi się robiło na jej widok.
-Hej Jenn – uśmiechnęła się do mnie sztucznie – Byłaś na wakacjach z Bimberkiem?
-Bo co? On ma na nazwisko BIEBER – wysyczałam.
-Aaa. Przepraszam. Zjeber.
-Kurwa, masz coś do niego?! – popchnęłam ją.
Zaśmiała się szyderczo.
-Słyszałam, że jesteś w ciąży.
Poczułam, że krew odpływa mi z twarzy.
-Niby gdzie słyszałaś? – powiedziałam starając się maskować to, że zaczynam się trząść z nerwów.
-Wszędzie tak mówią. To prawda?
Odwróciłam się i poszłam w drugą stronę.
-No jesteś??? – zawołała za mną.
-Spieszę się na lekcję! – odkrzyknęłam.
Ku**a, ku**a, ku**a.
Zdążyłam.
Szok.
Po dzwonku weszłam ze wszystkimi do kl. i usiadłam w ławce.
Pierwszą miałam godz. wychowawczą.
Pan nawijał i nawijał…
W pewnym momencie zrobiło mi się niedobrze.
To moje dziecko to mi chyba na złość robiło.
Podniosłam rękę.
-Tak? – powiedział nauczyciel.
-Proszę pana, jest mi niedobrze. Mogę iść do łazienki? – spytałam najgrzeczniej jak potrafiłam modląc się, żeby się zgodził.
-A co? Jesteś w ciąży?
Nie odp.
-Mogę?
-Odpowiedz na moje pytanie.
-Ku**a to nie pana sprawa! – poniosło mnie.
-Czyli jesteś. Właśnie taki przykład dajesz sowim rówieśnikom. Powinnaś zostać wyrzucona ze szko…
Nie dałam mu dokończyć.
Spakowałam się i poszłam do drzwi.
Nie pozwolę się tak traktować.
-Co robisz?! – spytał wściekły nauczyciel.
-Wychodzę – syknęłam i wyszłam trzaskając drzwiami.
Szybko wybiegłam ze szkoły.
Nie. Nie zamierzałam tam dłużej siedzieć.
Zastanowiłam się gdzie mam iść i po chwili uświadomiłam sobie, że jestem bardzo zdenerwowana, a lekarz powiedział, że to niebezpieczne dla dziecka.
Szybko, w plecaku wyszukałam tabletki, które dał mi lekarz i łyknęłam jedną.
Poszłam w stronę parku.
-E, młoda! – usłyszałam za sobą głos mojego brata.
Odwróciłam się.
-Co tu robisz? – spytałam go.
-Chciałem cię spytać o to samo.
-Nauczyciel się na mnie wyżywał i uciekłam z lekcji, a ty?
-Mam lekcje na 11:00 i tak sobie łażę – wyszczerzył się.
-To masz fajnie…
-A co zamierzasz robić przez te 7 godz, które masz lekcje?
-Nie mam zielonego pojęcia. Będę się włóczyła po mieście.
-Spoko. Tylko uważaj na siebie.
-Jasne. Paa – pomachałam mu i poszłam dalej.
Wpadłam na… Chrisa.
-O – wykrztusiłam z siebie.
Zaśmiał się.
-Mowę ci odebrało na mój widok? – wyszczerzył się.
-Niee. Co tu robisz? A tak wgl to ty nie chodzisz do sql?
-Ymm. Szkoła przychodzi do mnie.
-To masz dobrze…
-Czy ja wiem…
-Wprowadziłeś się już tu na stałe? – zaśmiałam się.
-Niee. Wracam do domu za 3 dni.
-To spoko – cieszyłam się, że Christian nie pyta czemu nie jestem w szkole. Nie chciało mi się tłumaczyć.
-Gdzie idziesz? – spytał.
-Nie wiem…
-To może pójdziemy razem? – wyszczerzył się.
Poszliśmy dalej w stronę parku.
-A jak wam się układa z Justinem? – zagadał Christian.
-Jestem w ciąży.
Zamurowało go.
-Serio?
-Yhm.
-Wow. Faajnie.
-Czy ja wiem…
Westchnął.
-A jak tobie i Ann?
-Jestem w ciąży – odpowiedział poważnie.
Wybuchłam śmiechem.
-A tak na serio?
-Chyba nieźle.
-Aha…
Nie wiedziałam o czym mam z nim gadać…
Doszliśmy do parku i usiedliśmy na jednej z ławek.
-A naprawdę jest tak głośno o tym, że jestem w ciąży?
-Tak bardzo nie… Ja to tylko raz słyszałem gdzieś, że możesz być w ciąży, ale byłem pewien, że to plotka. Ale tak ogółem to jesteście głównym tematem ostatnio we wszystkich mediach.
-To kiepsko.
Cisza.
Odezwał się mój telefon.
Zastrzeżony.
Taa. Co jeszcze?
Naprawdę moje życie było zajebiste.
Odebrałam.
-Co?
-A może grzeczniej?
-Tak słucham? – powiedziałam słodkim głosikiem.
-Może być. Jesteś w ciąży?
-Matko. Jesteś trzecią osobą, która mnie dziś o to pyta. Po co ci ta informacja?
-Nie twoja sprawa. Jesteś?
-Nie twoja sprawa.
-Rozwalasz mnie dziewczyno.
-To miło.
-Nie. Nie miło. Chcę, żebyś wyświadczyła mi przysługę. To nic wielkiego.
-Wal to się zastanowię.
-Nie, nie. Nie masz wyjścia, królewno.
-No dajesz.
-Wiem, że jesteś w parku. Za 5 min przyjdzie do cb jeden z moich ludzi i przekaże ci paczkę. Nie otwieraj jej. Musisz dostarczyć ją na podany adres.
-Jaki?
-Będzie na niej napisany.
-Ok. Zrobię to, ale się ode mnie odwalicie.
-Nie. Nie odwalimy.
-To nie zrobię.
-To zabijemy twojego brata.
-Ku**a.
-No widzisz. Mam silniejsze argumenty.
-To czekam.
Rozłączyłam się.
Christian patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Z kim rozmawiałaś?
-Z jakąś mafią, która grozi, że zabije mi brata.
-Co?!
Zaśmiałam się nerwowo.
-Też się zastanawiam… Ale nie mów nikomu, okey? Boję się, że zrobią coś Jake’owi.
-A może zgłoś to na policję?
-Nie mogę. Jak Jake się w coś wpakował to pewnie też będą mieć coś na niego, żeby go zamknąć w jakimś poprawczaku…
Christian westchnął.
-No to nieciekawie…
-Mnie to mówisz? Całe życie mi się wali. Zaczęło się od tego zastrzeżonego numeru, później bójka Justina, wypadek Ushera, ciąża, moje wylądowanie w szpitalu i.t.d… Po prostu moje życie jest usłane z róż – powiedziałam z sarkazmem.
-Będzie dobrze. Zobaczysz. Czasem musi być źle, żeby później było dobrze – pocieszał mnie.
-Coś niezbyt w to wierzę… Chciałabym, żeby już było dobrze. Muszę pogadać z Jake’iem o tym gościu, który do mnie dzwoni…
Dostałam smsa od Justina.
‘Co tam?’
‘Masakra.’
‘Co się stało?’
‘Za dużo na jeden sms. Opowiem ci wieczorem na skypie.’
‘Okey... Trzymaj się.’

Chris zaglądał mi przez ramie na wyświetlacz.
-Co robimy? – spytał.
-Czekamy na gościa z paczką.
-Aaa. Spoko.
Równo po 5 minutach zjawił się chłopak w ciemnych okularach i w kapturze. Bez słowa podał mi paczkę.
-Co to jest? – zapytałam.
-Nie interesuj się – warknął i poszedł w drugą stronę.
-Milutki – skomentował Chris.
-Z ust mi to wyjąłeś.
Spojrzałam na adres.
Nic mi to nie mówiło.
Wpisałam go na iPhonie Chrisa.
-To nie daleko – zauważyłam.
-No to chodźmy.
Wbrew pozorom wcale nie było tak blisko.
Droga zajęła nam całe 40 min.
Zapukaliśmy do drzwi.
-Zostawcie paczkę pod drzwiami i się wynoście – usłyszeliśmy głos zza drzwi.
-Okey – odp i zrobiłam to o co prosił.
Droga powrotna trwała 30 min.
Od czasu mojego ucieknięcia ze szkoły minęły już 4 lekcje.
Jeszcze 3 i wracam do domu.
Mój telefon znowu zaczął dzwonić.
Zastrzeżony.
-No?
-Dobra dziewczynka.
-Spadaj.
Rozłączyłam się.
Telefon znowu zaczął wibrować.
Zrobiło mi się słabo.
Rodzice.
Wychowawca musiał do nich zadzwonić…
-Tak?
-Widzę cię natychmiast w domu! – usłyszałam wściekły głos ojca.
Ale mi się oberwie.
-Idę.
Skończyłam rozmowę i spytałam Chrisa czy mnie odprowadzi.
Zgodził się.
Niepewnie zatrzymałam się pod domem.
Pomachałam Christianowi na pożegnanie i weszłam do środka.
Denerwowałam się.
-Czekamy na wyjaśnienia – powiedział tata.
-No, bo nauczyciel zaczął się na mnie wyżywać, bo jestem w ciąży…
-Bo dziecko w twoim wieku za nic nie powinno być w ciąży! Należało ci się. To nie powód, żeby uciekać ze szkoły – powiedział ostro tata.
W moich oczach pojawiły się łzy, które nieumiejętnie próbowałam zamaskować.
-Nie odstawiaj tu scenek z płaczem. Do pokoju! Następnym razem sto razy się zastanowię zanim gdziekolwiek puszczę cię z Justinem!
Pobiegłam do swojego pokoju.
Zaczęłam płakać.
Teraz rodzice będą nienawidzić mnie za dziecko.
Świetnie.
Miałam ochotę uciec z domu.
Przyszła do mnie wiadomość od Jake’a.
‘Ej, mała. Wszystko okey? Słyszałem, że twój durny wychowawca dzwonił do rodziców…’
‘Tata jest wściekły. I wcale nie szczególnie o to, że uciekłam tylko ogólnie o dziecko :’(‘
‘Tata to idiota. Nie przejmuj się. Będzie dobrze.’

Nie. Nie wierzyłam, że będzie.




I jak Wam się podoba? :)
Dodałabym go już wczoraj, ale tata wyłączył mi internet -,-
Jeśli się podoba to komentujcie ;*

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

XXX. Nie chcę się z tobą kłócić.

Nareszcie nadszedł dzień lotu do innego kraju i koncertu.
Nasz wyjazd przyspieszyliśmy o jeden dzień i w ostatniej chwili zamiast do Niemiec polecieliśmy do Hiszpanii.
Nie miałam pojęcia dlaczego to zostało zmienione i nie wnikałam, ale szczerze mówiąc wyjazd do Hiszpanii wydawał mi się bardziej ekscytujący.
Cieszyłam się, że JB mógł wreszcie wyjść ze szpitala.
Z jednej strony byłam szczęśliwa, ale z drugiej miałam masakrycznego doła.
Nocy następnego dnia miałam wracać do domu.
Na samą myśl chciało mi się płakać.
Samolot, którym lecieliśmy, w Hiszpanii wylądował punktualnie o 18:00
Justin wyglądał już całkiem znośnie.
Od czasu bójki bardzo wydobrzał.
Z samolotu wyszliśmy trzymając się za rękę. Obok nas szła Pattie, Scooter, Kenny i tata Justina, który miał wracać jutro ze mną.
Ale było gorąco! Naprawdę na maxa. Wgl w porównaniu z nieciekawą, londyńską pogodą.
JB nie zakładał kaptura.
Wgl się nie krył.
Byłam bardzo zdziwiona, ale… nie wnikałam.
Od razu ze wszystkich stron okrążyli nas paparazzi.
Justin przytulał mnie i nawet pocałował.
Bałam się myśleć ile zdjęć i filmików to uwieczniło.
JB starał się odp na jak najwięcej pytań rzucanych w jego stronę od fanów i paparazzi.
Hmm. Zmienił taktykę?
Podeszliśmy do samochodu, w którym czekał już na nas nowy ochroniarz Justina.
Zanim Bieber wszedł do auta uśmiechnął się do paparazzi.
-Odsuńcie się, bo bd bił – zażartował.
Wybuchłam niepowstrzymanym śmiechem, kiedy większość paparazzi wykonało krok w tył.
JB z uśmiechem wszedł do samochodu.
Pojechaliśmy do hotelu.
Dotarliśmy tam bez większych problemów.
To był najładniejszy hotel jaki widziałam w życiu, na dodatek z widokiem na morze.
Szczyt marzeń.
Stał w bardzo odludnionym miejscu.
Z każdej strony otaczała nas dzika przyroda, a gdzieś z oddali widać było stary, niewielki dom.
Tym razem dostaliśmy 2 pokoje i Justin był totalnie załamany.
-Ale i tak będziemy spać w jednym – szepnął mi na ucho.
Uśmiechnęłam się.
Pattie i Kenny zostawili nas samych.
-Wiesz… Myślałem w samolocie o… tym, że jesteś w ciąży – zaczął JB – Myślę, że powinniśmy im powiedzieć. Dzisiaj.
Spojrzałam na niego przestraszona.
Objął mnie czule.
-Myślę, że powinni wiedzieć i, że powinniśmy im to powiedzieć razem i wgl… Myślę, że lepiej jak my im powiemy niż jak się sami domyślą… I doszedłem do wniosku, że jak uświadomimy moja mamę kiedy tata też będzie to on ją trochę złagodzi…
Przyznałam mu rację.
-Teraz?
Kiwnął głową.
Serce waliło mi tak, że myślałam, że chyba zaraz zemdleję.
Poszliśmy do pokoju taty Justina.
Był sam.
-Tato…? - powiedział niepewnie JB.
-Tak? – dopiero teraz zauważył, że weszliśmy.
Ściskało mnie z nerwów w żołądku.
Justin mocno zacisnął swoją rękę na mojej.
-Gdzie jest mama?
Pattie akurat weszła do pokoju.
-Szukasz mnie, Justin?
JB niepewnie kiwnął głową.
-Usiądźcie.
Zrobili co powiedział.
-Co powiecie na… wnuczka? – wyszczerzył się niepewnie.
Wow. Od razu poszedł na całość.
Pattie zbladła, a Jeremy uśmiechnął się lekko.
-Och Justin – powiedział tata.
-Justin nie mów, że TO zrobiliście. Dlaczego byłam taka głupia, żeby wam zaufać?!
JB opuścił głowę.
-Pattie. On ma już 17 lat. Może to robić – powiedział Jeremy.
-Ale DZIECKO, Jeremy! Ja byłam w wieku Justina jak zaszłam w ciąże, ale przecież ona ma 15 lat! JA nie dawałam sobie rady, a co dopiero dziecko o 2 lata młodsze??
-Nie zmienimy tego co się stało – powiedział tata Justina.
Pattie głęboko westchnęła.
-A kiedy zamierzacie powiedzieć o tym rodzicom Jenn?
Spojrzeliśmy na siebie.
-A co byś powiedziała na to, żebym na jeden dzień poleciał z powrotem do Kanady z Jenn i tatą? Powiedzielibyśmy im o tym razem… Jutro nie mam żadnego koncertu.
-Ale się przemęczysz.
Pokręcił głową.
-Mogę?
Pattie podparła głowę na rękach.
-Rób co chcesz – Justin podszedł do niej i pocałował w policzek, przytulił tatę.
Wyszliśmy z pokoju.
-Uff – powiedział JB – Żyjemy – zaśmiał się i przytulił mnie do siebie.
-Jeszcze zostali moi… - powiedziałam, a on pocałował mnie w usta.
Bieber zaproponował, żebyśmy przeszli się po okolicy.
Zgodziłam się i poszliśmy się przebrać.
Założyłam zwiewną sukienkę w lekkim odcieniu różu, a JB białe, krótkie spodenki; biały T-shirt i fioletowe buty.
Wyszliśmy z hotelu przytuleni.
Paparazzi jeszcze nas nie namierzyli i po długich błaganiach Pattie pozwoliła nam wyjść bez Kenny’ego.
Od razu skierowaliśmy się w stronę plaży.
Było na niej niewiele osób. Praktycznie nikogo.
W zasięgu naszego wzroku widać było tylko jedną parę, dwóch staruszków, jakąś grupkę chłopaków i panią z psem.
Justin popatrzył na mnie czule i objął.
Spojrzał mi głęboko w oczy.
Od morza wiał lekki, ciepły wiatr.
Staliśmy tak chwilę wpatrzeni w siebie.
Nie liczyło się dla nas nic oprócz tego, że byliśmy tu, teraz, razem.
Jego delikatny uśmiech powodował u mnie motyle w brzuchu.
Przysunął swoją twarz do mojej i musnął moje usta. Następnie złapał mnie za biodra, uniósł jakbym nic nie ważyła i okręcił wokół siebie.
Śmiałam się.
Było niesamowicie.
Podeszliśmy do morza, zdjęliśmy buty.
Fala delikatnie przykryła moje stopy.
Woda była bardzo ciepła.
Poszliśmy w jedną stronę, w wodzie sięgającej nam do kostek.
-Co powiesz na kąpiel – uśmiechnął się chytrze Justin kiedy przeszliśmy kawałek.
Na początku nie rozumiałam o co mu chodzi. Zorientowałam się dopiero wtedy, kiedy wziął mnie na ręce i biegnąc coraz głębiej wrzucił mnie do wody.
Pisnęłam.
-Co ty robisz?! – krzyknęłam i zaczęłam się śmiać.
Ochlapałam go i pociągnęłam tak, że też cały zanurzył się w wodzie.
Byliśmy cali mokrzy i to w ubraniach.
-Masz pod spodem strój kąpielowy? – uśmiechnął się.
Kiwnęłam potakująco głową, a on rozpiął mi sukienkę i zdjął ją ze mnie.
Przyjrzał się mi.
Miałam na sobie biały, dwuczęściowy strój.
-Wow. Hot – wyszczerzył się i zdjął swoją bluzkę.
Powiem to jeszcze raz.
Było NIESAMOWICIE.
JB był coraz bardziej umięśniony i robiło to na mnie duże wrażenie.
Poszliśmy na głębszą wodę.
W pewnym momencie był duży skok.
Chwilę miałam wodę do ramion, a zaraz potem straciłam grunt pod nogami.
Zaczęłam panikować, ale poczułam na sobie ręce Justina unoszące mnie nad powierzchnię wody.
Wzięłam głęboki oddech.
-Żyjesz? – uśmiechnął się i przytulił do siebie.
Pocałowaliśmy się.
Justin uśmiechnął się szeroko i wciągnął mnie pod wodę.
Złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
Zagryzłam wargi i wynurzyliśmy się.
Rozejrzałam się.
Byliśmy jedynymi ludźmi w wodzie.
Justin wziął moją sukienkę i swoją bluzkę dryfujące po wodzie, złapał mnie za rękę i wyszliśmy z morza.
Nie mieliśmy koca ani ręczników, a nie chciało nam się iść mokrym do hotelu chociaż było bardzo blisko.
Justin usiadł na piasku, a ja na jego kolanach.
Słońce już prawie całkiem zaszło.
To był niesamowity zachód.
-Ale pięknie… - rozmarzył się JB.
Potaknęłam.
Musnął moją szyję i przytulił mnie mocno.
Uśmiechnęłam się.
Dotarło do mnie, że zrobiłam bardzo mądrze nie biorąc telefonu na plażę.
-Justin… A ty brałeś komórkę?
-Ku**a! – zaczął szukać jej w kieszeniach – Tak – powiedział z zaciśniętymi zębami.
-Ups.
Zaśmiał się.
-No dobra… Sam jestem sobie winien… Odpoczywaj w pokoju – rzucił w stronę morza - Ymm. Czyli trzeba znowu, nowy tel… Mama mnie zabije.
Zaszło słońce i zrobiło mi się trochę zimno.
Zadrżałam.
Justin o nic nie pytając podał mi rękę. Wstaliśmy.
Objął mnie czule, wziął nasze mokre ciuchy i poszliśmy w kierunku hotelu.
Przy wejściu spotkaliśmy Jeremy’ego, który na nasz widok wybuchnął śmiechem.
-Jesteście jak mokre kury – zaśmiał się.
Justin się uśmiechnął i rzucił w niego mokrą bluzką.
Szybko pobiegliśmy do naszych pokoi, żeby Pattie nas nie zobaczyła.
Tak na wszelki wypadek.
Justin zaproponował, żebym przeniosła swoje rzeczy do niego i razem przebraliśmy się w suche ciuchy.
Dochodziła 20:00.
Zeszliśmy na kolację.
Mięliśmy do wyboru, czy chcemy jeść na dworze, czy w środku.
Wybraliśmy dwór, a Pattie, Jeremy i reszta postanowili zostać w domu, z klimatyzacją.
Przed hotelem były rozłożone stoły i krzesła.
Justin wyszczerzył się szczęśliwy, kiedy zobaczył, ze jeden stolik jest fioletowy.
Oczywiście usiedliśmy przy nim.
Przynieśli nam jedzenie.
Żadna z tych rzeczy, które przed nami postawili nic mi nie mówiła.
To były chyba jakieś specjalne, hiszpańskie potrawy.
Było już dosyć ciemno.
Strasznie mi się podobało.
Justin wziął coś na widelec i włożył mi do ust.
Mmm. Było przepyszne.
Zrobiłam to samo.
-Nie chcę, żebyś wyjeżdżała… - powiedział JB.
-Ja też…
-Ale jak najszybciej wrócisz, prawda?
-Postaram się. Ty też do mnie przyjedź. Gdyby nie ta głupia szkoła… Ale i tak będziemy się spotykać najwięcej jak to możliwe.
-Noo. Będę codziennie do cb dzwonił i pisał. Obiecuję. A jutro, na koncercie zostaniesz moją One Less Lonely Girl – uśmiechnął się.
Też się uśmiechnęłam.
-Śpimy razem, prawda? I tak już jesteś w ciąży to nam pozwolą – wyszczerzył się.
Pocałowałam go w usta.
-Jasne. Te łóżka są takie wielkie, że i z Kenn’ym byśmy się tam zmieścili.
Zaśmialiśmy się.
-A w ciąży można uprawiać sex? – zapytał.
Skinęłam głową.
-Jeśli lekarz nie widzi przeciwwskazań i ciąża nie jest zagrożona.
-Aa. Czyli powinnaś iść do lekarza?
-Chyba…
-A myślisz, że gdzieś tu jest?
-Bo ja wiem. Pewnie będzie mówił po hiszpańsku.
-Kurde. Ale w większości wypadków można?
-No chyba.
-To spoko… Ale nie możemy ryzykować – wyszczerzył się pod nagłym olśnieniem – Przecież mam tłumacza. Tylko lekarza trzeba znaleźć… Musimy to zrobić dziś. To będzie taka nasza pożegnalna noc.
Skończyliśmy jedzenie i poszliśmy podpytać się o lekarza.
Żeby nie budzić podejrzeń u mamy Justina poszliśmy do jego taty.
Okazało się, że lekarz jest całkiem niedaleko.
Wsiedliśmy od razu do samochodu i pojechaliśmy z tłumaczem (a raczej tłumaczką).
Na miejscu praktycznie od razu nas wpuścili ‘no, bo Justin Bieber’. Nie mogliśmy się zbytnio pokazywać.
Kiedy weszliśmy Justin słitaśnie przekupił lekarza, żeby nie udzielał o tym nikomu informacji i zagroził, że jeśli udzieli to go zniszczy.
No. To na tyle.
Lekarz mnie zbadał, zrobił prześwietlenie i stwierdził, że z dzieckiem wszystko ok i nie widzi żadnych przeciwwskazań co to naszego sexu. Nice.
Spytał też czy to moje pierwsze dziecko.
Nie. Piąte!
No, ku**a, na ile lat ja wyglądam?!
Do domu wróciliśmy koło godz. 21:00.
Pattie pytała czego się dowiedzieliśmy.
Justin powiedział, że lekarz zaświadczył, że z dzieckiem wszystko w porządku.
Mama Justina przyjęła tę informację spokojnie. Ucieszyła się, że jest okey.
Robiło się coraz później, ale na dworze było ciągle gorąco.
Przed hotelem znaleźliśmy ogrodową huśtawkę.
Usiedliśmy na niej i przytuleni rozmawialiśmy o najróżniejszych rzeczach.
Nagle odezwał się telefon Biebera.
Spojrzał na wyświetlacz i się zawahał.
Nie odbierał przez dłuższą chwilę.
-Czemu nie odbierasz? – spytałam.
Wzruszył ramionami i odrzucił połączenie.
-Kto to był?
Spuścił wzrok.
Zdenerwowałam się i wstałam.
Poszłam szybkim krokiem w stronę hotelu.
-No poczekaj! – zawołał i pobiegł za mną.
Złapał mnie i odwrócił do siebie.
-Po prostu nie miałem ochoty z tym kimś rozmawiać… - tłumaczył się.
-Ale czemu nie możesz powiedzieć mi z kim?!
Spojrzał mi w oczy.
-Ale nie znasz…
Wywróciłam oczami i wyrwałam się z jego uścisku.
-No o co ci chodzi?! – zawołał za mną.
-Domyśl się! – pobiegłam do mojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz.
Bardzo cieszyłam się, że tym razem miałam tylko swój pokój.
Zaraz usłyszałam delikatne pukanie do moich drzwi.
-Co?!
-Wpuścisz mnie?
-Nie.
-Bo…?
-Naprawdę nie wiesz, czy tylko udajesz takiego głupiego?
Cisza po drugiej stronie drzwi.
-Wpuścisz? – powtórzył pytanie – Nie chcę się z tobą kłócić…
-No to czemu mi to robisz?? Nigdy nie możesz niczego wyjaśnić!
-A czemu TY ZAWSZE MUSISZ WSZYSTKO WIEDZIEĆ?! – stracił cierpliwość i krzyknął.
Usłyszałam, że pobiegł do swojego pokoju i zatrzasnął drzwi.
Zachowywaliśmy się jak małe dzieci...
Po moim policzku spłynęła łza.
Otworzyłam okno i usiadłam przy nim.
Wiatr delikatnie owiewał moją twarz.
Kolejna łza.
Nie Jenn. Nie możesz się rozpłakać.
Patrzyłam niewidzącym wzrokiem na otaczające nas piękno.
Poczułam skurcz.
Ku**a.
Zaczęło mnie strasznie boleć.
Wrzasnęłam i spadłam z krzesła.
Obraz zamazał mi się przed oczami.
Usłyszałam szybkie kroki w stronę mojego pokoju.
-Jenn! Nic ci nie jest?! – dźwięk, który słyszałam był bardzo zniekształcony, ale i tak wiedziałam, że to Justin i że jest przerażony.
Usłyszałam walenie w drzwi i wołanie kogoś przez Biebera.
Wtedy obraz się urwał.



Sorry, że trochę krótki, ale chciałam przerwać w tym momencie ;P
Postaram się dodać NN jak najszybciej ;) <3

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

XXIX. .

Siedzieliśmy objęci, czekając.
Matt przed chwilą dzwonił, że zaraz będzie.
Od czasu kiedy podejrzewaliśmy ciąże minął już dzień.
Ciągle nie mogłam przestać o tym myśleć.
Chciałam już wreszcie wiedzieć i albo się nad sobą użalać, albo odetchnąć z ulgą.
Bardzo się denerwowałam.
Justin trochę też.
-Nie chcę być jeszcze mamą… - powiedziałam w pewnym momencie.
Spojrzał mi w oczy.
-Wiem. To jeszcze nie czas…
Od wczorajszego dnia nasze nastroje trochę się pogorszyły.
Jednak fakt, że mogę być w ciąży był obciążający.
Nareszcie przyszedł Matt.
Jego rozpromieniona twarz wprowadziła nas w lepszy nastrój chociaż ciągle niepewnie czułam się w jego towarzystwie…
-O matko. Jakbyście czekali na ścięcie – skomentował.
Uśmiechnęłam się lekko.
-No... Zbytnio optymistycznie to nie jesteśmy nastawieni.
-Właśnie widzę… - podał mi test ciążowy – Ha! Jednak sprzedawał mi koleś nie babka – wyszczerzył się – Fakt. Spojrzał na mnie trochę dziwnie no, ale co zrobić…
Justin oblizał niepewnie wargi.
Odłożyłam test na bok.
-Nie robisz na razie? – spytał Matt.
Pokręciłam głową.
-Za chwilę.
-Spoko – powiedział.
Justin ciągle nic nie mówił.
-Żyjesz? – pocałowałam go w usta.
Uśmiechnął się.
-Yhm.
Matt popatrzył na nas.
-Zostawić was? – bardziej stwierdził niż zapytał.
Justin niepewnie skinął głową.
-Bywajcie – wyszczerzył się i wyszedł.
Spojrzeliśmy na test.
JB cicho się zaśmiał.
-Wolałabyś chłopczyka, czy dziewczynkę?
-Chłopczyka.
Uśmiechnął się.
-To tak jak ja. Ale córeczkę też będziemy mieć, prawda?
Zaśmiałam się.
Kochałam go za to, że zawsze potrafił rozładować napięcie.
-Ale nie w przeciągu najbliższych co najmniej sześciu lat – powiedziałam.
-Okey – pocałował mnie w policzek.
Nagle drzwi zaczęły się otwierać.
W ostatnim momencie zdążyłam schować test.
Weszła Pattie.
-O. Nie ma u was Matta? Zdawało mi się, że wchodził.
-Już poszedł. Śpieszył się gdzieś. Jak to on.
Pattie uśmiechnęła się ze zrozumieniem
-Chciałam się z nim przywitać, ale skoro już poszedł… Jak się czujesz, Justin?
Kurde. Zrobiło mi się niedobrze.
Dlaczego akurat teraz?!
Poszłam do łazienki szybkim krokiem.
Nie chciałam, żeby wyglądało jakbym się spieszyła.
Pattie nie mogła się dowiedzieć. Przynajmniej na razie.
Spojrzeli na mnie.
-Dobrze – odp uśmiechnięty JB odwracając uwagi mamy ode mnie – Może mogę wyjść szybciej, co?
-Nie.
Justin westchnął.
-Okey…
Wiedział, że nie ma się co kłócić z mamą.
Ona i tak nigdy nie zmieniała zdania.
-Jenn źle się czuje? – spytała po chwili Pattie.
-Nie… Czemu tak myślisz?
-Była bardzo blada…
Justin się zawahał.
-No… Chyba w grę w chodzą te… wasze babskie sprawy - powiedział.
Całkiem dobrze kombinował.
-Aa. Rozumiem. To idę. Nie przeszkadzam wam. Ale jeśli byście czegoś potrzebowali…
-Mamo. Jesteśmy w szpitalu. Tu są pielęgniarki – powiedział JB.
-No dobrze – cmoknęła go w policzek i wyszła.
Kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi niepewnie wychyliłam się z łazienki.
-Źle się czujesz? – spytał Justin wstając i przytulając mnie.
-Nie… Tylko trochę mi niedobrze.
Pocałował mnie w głowę.
-Robisz ten test? – spytał.
Skinęłam głową.
Podał mi go.
Poszłam z powrotem do łazienki.
Ręce mi się trzęsły z nerwów.
Zrobiłam wszystko wg instrukcji.
Pozostawało tylko czekać.
Poszłam do Justina i razem odmierzaliśmy czas.
Kiedy mogliśmy już sprawdzić żadne z nas nie miało odwagi się podnieść.
Serce waliło mi tak jak jeszcze nigdy.
Bieber pierwszy wstał i podał mi rękę.
Wzięłam test.
Spojrzałam na niego.
Zrobiło mi się słabo.
Justin zagryzł nerwowo wargę.
Odwrócił się i rzucił na łóżko.
-Ku**a! – nie spodziewałam się po nim takiej reakcji. Chyba dopiero teraz wszystko do niego dotarło – Rozpierdoliłem ci życie.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
W jego oczach były łzy.
Usiadłam obok niego.
Dotknęłam jego dłoni.
-Nie obwiniaj się. To nie tylko twoja wina. Jest wspólna.
-Może i tak… - powiedział zły – ale to TY będziesz przez to cierpieć. Ja nie bd mógł być ciągle z tobą. Będą te cholerne trasy, koncerty i wgl. A ty będziesz musiała cały czas siedzieć z dzieckiem. To odbierze ci totalnie dzieciństwo. Ku**a. Masz 15 lat… Jak mogłem ci to zrobić?!
Przytuliłam go.
Był najlepszym chłopakiem na świecie.
-Damy radę – powiedziałam – Na pewno… A może jest jeszcze jakaś szansa, że to nieprawda? Słyszałam, że te testy nie zawsze dobrze pokazują.
Spojrzał na mnie.
-Ale wymiotujesz i wgl. Wszystko na to wskazuje…
Cała trzęsłam się z nerwów.
-Matko. Mama mnie zabije – stwierdził Justin.
-Mnie moja też…
-A to może mnie zabije twoja, a cb moja? Podejrzewam, że będą delikatniejsze dla nie swoich dzieci.
Roześmiałam się.
-Może być.
Uśmiechnął się do mnie lekko.
-Będę starał się być z wami jak najwięcej. Będziesz jeździła ze mną i wgl… Za rok bd miał 18 lat. Ułoży się. Musi.
Bieber spojrzał na mój brzuch i przyłożył do niego rękę.
Przybliżył do niego twarz.
-Tatuś cię kocha – powiedział.
Zaśmiałam się.
-O Boże. Moja mama będzie załamana. Zostanie babcią w wieku niecałych trzydziestu sześciu lat.
-Wow.
-No… Ale co zrobić. Nasze dziecko będzie miało młodą babcię. W tym wieku kobiety jeszcze rodzą dzieci… Masakra. Jestem ciekawy czy pozwoli się nazywać babcią – uśmiechnął się rozbawiony.
-Jak go nazwiemy? – spytałam z uśmiechem.
-Obstawiamy, że będzie chłopak?
Pokiwałam głową.
-Ok… To… Hmm…
-Może Drew – uśmiechnęłam się – Tak po tatusiu.
Justin się zaśmiał.
-No zobaczymy… A jak dziewczynka? Jak masz na drugie imię?
-Dziewczynka też będzie Drew – pokazałam mu język.
-No, ale jak masz na drugie imię?
Uśmiechnęłam się.
-Kristen.
-Ładnie. Córka będzie Kristen – wyszczerzył się.
-No niech ci będzie…
-A jak bd bliźniaki? – zrobił wielkie oczy – Nie. Nie chcemy bliźniaków.
Rozbawiona zauważyłam, że temat dziecka bardzo nas pochłonął.
-Nadajemy się do tego programu ‘Teen mum’ – stwierdziłam.
Justin się skrzywił.
-Widziałem kilka odcinków tego. Ci chłopacy zawsze byli tacy okropni dla swoich dziewczyn… Strasznie mnie wkurza ten program. Ja bd dla cb ZAWSZE dobry.
Uśmiechnęłam się.
-Kurde. Podejrzewam, że jeśli media się dowiedzą to nawet będą nam proponować udział w tym – skrzywił się JB.
Mój telefon się odezwał.
Jake. Wow. Przypomniał sobie o mnie.
-Tak?
-Siema młoda. Jak leci?
Westchnęłam.
-Coś nie tak?
Spojrzałam pytająco na Justina, czy mogę wtajemniczyć Jake’a. Skinął głową.
-Chcesz być wujkiem?
-Ku**a. Co ty pierdolisz??
Zaśmiałam się.
-No chcesz?
-Nie mów, że jesteś w ciąży.
-Okey. Nie powiem.
Cisza po drugiej str. słuchawki.
-No to ładnie się bawiliście – powiedział w końcu.
-No… Ale nie mów nikomu na razie, dobra?
-Jasne… Ale szok. Naprawdę się nie zgrywasz?
-Chciałabym.
Teraz on westchnął.
-To będzie ciekawie… Nie wiedziałem, że z cb takie ziółko. W innym razie nie puszczałbym cię z Justinem.
-Taa.
-No. Lanie ci się należy.
Zaśmiałam się.
-Też cię kocham.
-A kiedy wy zdążyliście TO zrobić? – spytał chyba ciągle niedowierzając.
-Ymm… Pierwszej nocy po przylocie do Londynu.
-No fajnie. Intrygująca historia… Czyli mówisz, że bd wujkiem, tak?
-Aha – potwierdziłam.
-Spoko… Dziwnie się z tym czuję, ale okey… A weź mi daj Justina.
Podałam słuchawkę Bieberowi.
Justin wziął na głośnik.
Wiedział, że chcę słuchać.
-Yo – powiedział JB.
-Yoo. Właśnie słyszałem, że zrobiłeś ze mnie wujka – powiedział – Chyba wychodzi na to, że jesteśmy rodziną – zaśmiał się.
-No. Na to wygląda.
-To ładny wzór będzie dawał dziecku ojciec, który bije się z paparazzi.
-Taa. Uważam, że dobry.
-A czy ja powiedziałem, że nie? Spoko. A ktoś oprócz mnie wie?
-Nie. Tylko mój kumpel wie, że Jenn MOŻE być w ciąży, bo kupował test.
Jake wybuchnął śmiechem.
-Kazaliście kumplowi kupować test ciążowy?!
-Nie inaczej – powiedział rozbawiony Justin.
-Faaajnie. Okey. Kończę, bo mi się kasa kończy. Pozdrówcie ode mnie dziecko.
-Pewnie. Hej.
Rozłączyliśmy się.
-Wujek cię pozdrawia – powiedział JB do brzucha.
Uśmiechnęłam się.
Justin przyłożył ucho do mojego brzucha.
-Bardzo mnie to intryguje – zaśmiał się – Nie słyszę go.
-Głupku. Jestem w ciąży raptem czwarty dzień. Dziwisz się?
-Nie – pocałował mnie w usta – Masz teraz w sobie coś mojego. Zawsze będę z tobą – uśmiechnął się – Tylko wyrzućmy może lepiej ten test. No wiesz… Tak, żebyśmy jeszcze chwilę mogli pożyć…
-A kiedy im powiemy? – spytałam.
JB oblizał wargę.
-Nie mam pojęcia…
Przyszedł do nas Scooter.
Ciekawe po co.
Spojrzał na nasze trochę przestraszone miny.
-Stało się coś? – spytał.
-Nic – uśmiechnął się JB.
-To dobrze… - powiedział niepewnie - Chcecie zobaczyć się z Usherem? Już z nim coraz lepiej.
-Jasne – odp. Justin i poszliśmy za Scooterem.
Zaprowadził nas do sali, w której leżał Raymond.
Zostawił nas.
Przywitaliśmy się z Usherem.
Był w kiepskim stanie, ale widać było, że zdrowieje.
-Co macie takie przejęte miny? – spytał w pewnym momencie.
Kurde. To aż tak było widać?!
Bieber się zastanowił.
-Nie chcesz wiedzieć.
Usher spojrzał na nas podejrzliwie.
Założę się, że pierwszą myślą jaką wpadła mu do głowy było właśnie TO.
-No co się stało?
-Musisz się oszczędzać, Raymond. Nie można cię dobić taką wiadomością, bo zawał murowany – zaśmiał się JB.
-Jakbym mógł się podnieść to strzeliłbym cię w głowę.
Justin zrobił krok w tył dla bezpieczeństwa.
-No co nabroiliście dobrego? – powtórzył pytanie.
-A co to ma za znaczenie? – spytał wykrętnie – Usher. Naprawdę musisz się oszczędzać. A poza tym to nic takiego… - powiedział bez przekonania.
Raymond uniósł brwi.
-No, po waszych minach nie wygląda na ‘nic takiego’.
-Powiem ci jeśli mnie nie zabijesz i nikomu nie powiesz.
-Okey.
-Przyrzeknij.
Wywrócił oczami.
-Przyrzekam.
-Ale pamiętaj, że przyrzekłeś… - spojrzał mu w oczy. Westchnął – Jenn jest w ciąży.
Nie wierzyłam w to co widzę.
Usher zaczął się śmiać.
-Wiedziałem od początku – a nie mówiłam? – Z tych waszych min wszystko się da wyczytać.
-Bawi cię to? – spytał go poważnym tonem JB.
-Nie – pokręcił przecząco głową – Ciężka sprawa… Ale z tobą?
-No… Wow. A jednak nie dostałeś zawału – zaśmiał się JB.
Usher podniósł łyżeczkę leżąco obok niego na szafce i rzucił nią w Justina.
Trafił.
-Auu – powiedział Bieber – Nie rzucaj we mnie! Obiecałeś, że nie zabijesz.
-Obiecałem, że nie zabiję, a nie, że nie będę bił – zaśmiał się, a JB posłał mu ‘mordercze’ spojrzenie – To nieźle namieszaliście…
-Wiemy – powiedział Justin – Nie mów na razie nikomu, okey?
Usher kiwnął głową.
-Ale i tak kiedyś będą musieli się dowiedzieć.
-No przecież wiem… No, ale oni nie będą tak łaskawi jak ty, a my chcemy jeszcze trochę pożyć.
Usher się zaśmiał.
-Rozumiem. Twoja mama bywa agresywna.
JB wybuchnął śmiechem.
-Co zrobić? To my spadamy. Nie będziemy cię przemęczać. Musisz odpoczywać.
-Pa dzieciaki.
Wyszliśmy i wróciliśmy do naszego więzienia.
Chciałam już skończyć temat dziecka na dzisiaj i nie ruszać go do czasu kiedy będziemy musieli powiedzieć dorosłym.
Justin chyba myślał o tym samym, bo przestaliśmy o tym rozmawiać.
Cieszyliśmy się beztroskim życiem jakie jeszcze nam pozostało.
Usiedliśmy na łóżku.
Justin spojrzał na mnie łobuzersko i zaczął łaskotać.
-Aaa! Przestań! – błagałam śmiejąc się.
-Niee.
-Proooszę! – próbowałam mu się wyrwać, ale mnie przytrzymał i dalej łaskotał.
-Kocham cię – przytulił mnie i pocałował namiętnie w usta.
-Ja cb też – uśmiechnęłam się.
-Może zadzwonię po Matta? – zaproponował Justin w pewnym momencie.
-Po co? – spytałam nieprzekonana.
-Nie lubisz go?
Wzruszyłam ramionami.
-To chyba nie jest tak, że nie lubię… W sumie nie wiem. Nie znam go. Jak chcesz to zadzwoń.
Spojrzał na mnie niepewnie i wykręcił nr.
Matko. Mogłam go poprosić, żeby nie dzwonił.
Matt obiecał, że zaraz przyjdzie i tym razem pobędzie dłużej.
Juhuu.
Pałałam entuzjazmem.
Po dość krótkim czasie zjawił się u nas.
Od razu wchodząc uśmiechnął się do mnie.
Ku**a.
Starałam zająć się czymś innym, żeby móc nie zwracać na niego uwagi, ale nie bardzo mi to szło.
Masakrycznie rozpraszała mnie sama obecność tego Matta.
-I jak? Będzie dzidziuś? – odezwał się w pewnym momencie.
Pytanie było niby skierowane do mnie i Justina, ale patrzył tylko na mnie.
-Będzie – odp.
Zrobił wielkie oczy.
-Wow.
-Taa – powiedziałam.
-Sorry. Nie powinienem pytać…
-Nie no spoko… Masz prawo wiedzieć. Kupowałeś mi w końcu test.
Chwila ciszy.
-Ej, Jenn. Co jest? – spytał JB.
-Nic.
Ujął w dłonie moją twarz i podniósł ją.
Spojrzał mi w oczy.
-Przecież widzę, że coś cię gryzie. Mnie nie oszukasz.
Rozpłynęłam się w jego czekoladowych oczach.
Nie chciałam go oszukiwać, ale nie mogłam mu powiedzieć…
Sama do końca nie wiedziałam o co chodzi…
-Jest dobrze – zapewniłam go.
-Na pewno?
Kiwnęłam głową.
-Dzięki, że tak się o mnie troszczysz – przytuliłam go.
Matt przyglądał się nam z zaciekawieniem.
Co ja gadam?!
Dobrze widziałam, że przygląda się tylko mi.
Nie miałam pojęcia jak wytrzymam ten jego dzisiejszy pobyt z nami.
-A ty, Matt masz dziewczynę? – zapytał JB.
Chłopak pokręcił przecząco głową.
-Po tym jak przeprowadziłem się z Ontario do Londynu dałem sobie na jakiś czas spokój z dziewczynami… Ciągle tęsknię za Kat.
-No rozumiem. Byliście świetną parą. Ale co zrobić… - powiedział Justin ze zrozumieniem.
Ciekawe kto to Kat…
-A co tam u Christiana? – wyszczerzył się Matt.
-TY pytasz o Chrisa? – zaśmiał się JB – A czy to nie Christina zawsze doprowadzała cię do szału?
-Taa. Tylko Christian potrafił wyprowadzić mnie tak z równowagi… - też się zaśmiał na samo wspomnienie – Ale pytam z ciekawości. Co u niego?
-Spoko. Jest w Stratford i flirtuje z moją kuzynką.
Matt uniósł brwi.
-Chris potrafi flirtować?
-No powiedzmy… - uśmiechnął się Justin – dałem mu kilka lekcji.
Matt wybuchnął śmiechem.
-To faaajnie. Powinieneś otworzyć biznes ‘Porady miłosne u Biebera’ – powiedział rozbawiony, a Justin go popchnął.
-No co?? Kto by z tego nie skorzystał? – śmiał się dalej.
Zauważyłam, że mimowolnie na moich ustach pojawił się uśmiech.
Westchnęłam.
Kurde. Znowu zrobiło mi się niedobrze.
Poleciałam do łazienki.
Nie podobało mi się to…
Kiedy wróciłam Matt i Justin nie rozmawiali tylko patrzyli się na mnie.
JB podszedł do mnie i czule przytulił.
-Już dobrze? – spytał cicho.
Wzruszyłam ramionami.
Nie czułam się za ciekawie.
-A może masz na coś ochotę? Do jedzenia np.? – zapytał Matt – Moja mama jak była w ciąży to ciągle jadła ogórki kiszone z bitą śmietaną.
Zaśmiałam się.
-Nie dzięki. Masz rodzeństwo?
-Yhm. Pięcioletnią siostrę – uśmiechnął się – A ty?
-Siedemnastoletniego brata – odp.
-Jej bratem jest Jake – powiedział JB do kumpla – Ten, który zawsze grał w ataku…
-Ten Jake?! – byłam ciekawe skąd jest Matt… Bo chyba nie z Stratford? Z resztą, bo ja wiem… - To spoko gość... Lałem się raz z nim.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-O co poszło? – zaciekawiłam się.
-O… Ku**a! – zrobił wielkie oczy. Chyba coś sobie uświadomił.
Spojrzał na mnie w szoku.
-No? – pośpieszyłam go.
-O cb…
-Co?!
-No, bo… Ymm. O ja. Jak mogłem nie skojarzyć?? Tak jakoś mi się zdawało, że cię skądś pamiętam…
-No gadaj!
-Okey. Spokojnie królewno – uśmiechnął się – Ymm. To było na meczu…Nie wiedziałem wtedy, że Jake to twój brat i powiedziałem w jego towarzystwie, że… - zaśmiał się – Ymm… Że masz ładny tyłek i spróbuję cię wyrwać, a twój brat się na mnie wściekł, zabronił cię ruszać i jeszcze mi przygrzmocił – patrzyłam na niego na maxa rozbawiona – Miałem wtedy gdzieś z 14 lat…
Justin spojrzał na niego dziwnie.
-Czemu tego nie pamiętam? – spytał.
-Nie było cię wtedy, bo złamałeś nogę. Pamiętasz? Ten mecz, na którym ci tak zależało…
-A kojarzę! Mama mnie nie puściła… Taa. Pamiętam, że ktoś ci wtedy przywalił – Bieber też się zaśmiał.
-A ja cię nie pamiętam… - powiedziałam – Gdzie mieszkałeś?
-Blisko Stratford. Grałem w przeciwnej drużynie niż Justin, ale się zakumplowaliśmy… Rozumiem, że nie pamiętasz. Ja widziałem cię może 2 razy, ale nie zwracałaś na mnie uwagi…
-I dobrze – wyszczerzył się Bieber.
Matt posłał mu ‘mordercze’ spojrzenie.
Justin to olał i musnął moje usta.
Ale się ogółem porobiło…
Co nie zmieniało faktu, że nadal dziwnie czułam się przy tym kumplu Beebsa.
-Czyli mam rozumieć, że kiedyś szalałeś za moją laską, ale jej brat zabronił ci jej tknąć? – JB zwrócił się do Matta.
Chłopak lekko się uśmiechnął.
-No…
-Dzięki Bogu Jenn ma brata – wyszczerzył się Justin, a Matt próbował zabić go wzrokiem.
Zaśmiałam się.
Oni po prostu mnie rozbrajali.
-Ej, a może masz jednak ochotę na coś do jedzenia, Jenn? Bo ja bym chętnie coś zjadł… Poszlibyśmy do sklepu i przynieśli też coś panu kalece – wyszczerzył się Matt.
Spojrzałam na niego niepewnie.
No nie wiem, czy przeżyję z nim sam na sam…
-Nie pozwalam ci z nią iść. Nie po tym co nam przed chwilą opowiedziałeś – powiedział rozbawiony Bieber.
-Weź przestań. Przecież nie będę ci próbował odbić dziewczyny – uśmiechnął się Matt.
Justin westchnął.
-Boję się ci zaufać… Ryan i Chaz próbowali się do niej dobrać.
Matt zrobił wielkie oczy.
-To musisz pilnować tej twojej ślicznotki, bo chyba wszyscy chłopacy, którzy mają oczy ślinią się na jej widok.
Spojrzałam na niego ironicznie.
-Taa.
-Naprawdę tego nie widzisz? – spytał patrząc mi w oczu.
Wytrzymałam jego wzrok chociaż naprawdę dużo mnie to kosztowało.
-Czy ja wiem…
JB spojrzał na mnie czule.
-Ale jest moja i wszystkim powybijam zęby jeśli tylko się do niej zbliżą – przytulił mnie – To cb też się tyczy – spojrzał na Matta.
Kumpel się zaśmiał.
-Okey. Wolę z tobą nie zadzierać… Ani z jej bratem… Co nie znaczy, że się was boję – wyszczerzył się – No to jak? Idziemy? – zwrócił się do mnie.
Nie.
Taka była moja odp, ale…
Westchnęłam.
-No nie wiem…
-Przewietrzysz się – namawiał.
-Możesz pójść sam.
-A co jak się zgubię?
-Dużo nie stracimy.
-No ej! – powiedział z wyrzutem.
Zaśmiałam się.
Uśmiechnął się do mnie.
-Tylko nie próbujcie flirtować! – powiedział JB.
Musnęłam jego usta.
-Nie próbujemy – uśmiechnęłam się.
-To jak? – pytał Matt.
Niby nie chciałam, ale coś pchało mnie do zgody…
-No dobra… - powiedziałam przeciągle – Chcesz coś ze sklepu? – spytałam Justina.
Skinął głową.
-Kup co chcesz. Wiesz jakie rzeczy lubię – uśmiechnął się.
Miał niepewny wyraz twarzy jak wychodziliśmy.
Ja też.
Wyszliśmy.
Czy to normalne, że tak waliło mi serce??



No jako tako napisałam kolejny rozdział :)
Dedykuję go @Cookie_Pl ;D Special for you <3 Jeśli Wam się podoba to komentujcie. ;) Dziękuję za wszystkie poprzednie komentarze ;* Jesteście mega <3

sobota, 16 kwietnia 2011

XXVIII. Obojętnie co się stanie, zawsze będę cię kochał

Kiedy spojrzałam na zegarek była 18:00. Matko. Jak czas z Justinem szybko leciał… Nawet wtedy kiedy siedzieliśmy w szpitalu…
Nie robiliśmy nic szczególnego.
Przez sporo czasu wgapialiśmy się w telewizor oglądając Sponge Boba.
Inteligentne, nie?
Właśnie skończył się odcinek i JB z telewizora wzrok przeniósł na mnie.
Spojrzał na mnie z pożądaniem.
-Chcę do domuuu… - jęknął – Gdzie nie ma kamer i wścibskich pielęgniarek robiących mi zdj z ukrycia – zrobił niezadowoloną minę.
Uśmiechnęłam się do niego.
-Jeszcze tylko niecałe 3 dni.
-Tylko??? Dla mnie to nie jest tylko…
-No cóż… Co zrobić?
Westchnął.
-Chcę znowu poczuć twój smak…
Ku**a. To mnie rozwalił.
Zagryzłam wargę.
-Kocham cię – uśmiechnęłam się.
-Ja cię bardziej – chciałam coś powiedzieć – Kurde. Dużo bardziej cię kocham i nawet nie próbuj się ze mną kłócić!
Zaśmiałam się.
-Poprosiłem Kenny’ego, żeby wypożyczył nam jakiś horror na wieczór. Co ty na to?
-Spoko.
-To faaajnie – powiedział patrząc na mnie z góry na dół.
Posłałam mu pytające spojrzenie.
Oblizał wargi i jęknął.
-Chcę cię…
Wywróciłam teatralnie oczami.
-Wytrzymasz, kotku – zaśmiałam się.
Przekrzywił głowę.
Chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił.
Spojrzałam mu w oczy.
Naprawdę przepełniało je wielkie pożądanie.
-A skąd ci się nagle takie wielkie pragnienie wzięło?
-To przez Sponge Boba… - zaśmiał się.
-A H A.
Przysunął się do mnie i musnął moją szyję.
Kochałam kiedy to robił.
Włożył mi rękę pod bluzkę.
Kurde.
Pocałował mnie namiętnie w usta.
Nasz pocałunek był długi i uczuciowy.
JB zagryzł wargę.
-Chcę do doomuu…
Uśmiechnęłam się lekko.
-Ja tu cierpię, a ty się uśmiechasz. No dzięki bardzo – udał obrażonego.
Przytuliłam go i chciałam pocałować w policzek, ale cwaniacko przesunął głowę i skradł mi kolejny pocałunek.
-Tylko nie wsadź jej języka do gardła, Justin – odskoczyliśmy od siebie przestraszeni.
Nie zauważyliśmy wcześniej, że ktoś wszedł.
W drzwiach stał uśmiechnięty tata Beebsa.
-Ookey… Da się zrobić – powiedział zmieszany Justin.
-Zostawisz nas na chwilkę samych? – zwrócił się do mnie Jeremy.
Skinęłam głową, ale JB złapał mnie za rękę.
-Zostań – poprosił.
Pocałowałam go w usta i wyszłam.
Kiedy opuściłam pokój wybuchłam śmiechem.
Ale wpadka…
Postanowiłam chwilkę się przejść.
Miałam nadzieję, że Justin i jego tata wreszcie się dogadają.
Wyszłam ze szpitala i w momencie przekroczenia progu zderzyłam się z jakimś chłopakiem.
Po chwili oszołomienia schylił się po mój telefon, który wypadł mi z ręki i z uśmiechem mi go podał.
Bez słowa wszedł do szpitala.
Obejrzałam się za nim.
On też się obejrzał i znowu lekko uśmiechnął.
Ku**a. Jakie on miał hipnotyzujące, niebieskie oczy.
Serce biło mi podejrzanie szybko.
Opamiętałam się i poszłam na przód.
Nie mogłam przestać o nim myśleć.
Kurde. To niedobrze.
Miałam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam.
Myślami udało mi się wrócić na Ziemię.
Uff.
Chwilę kręciłam się bez celu.
Nagle odezwał się mój telefon.
-No?
-Gdzie jesteś? – spytał Justin.
-Ymm… Niedaleko.
Westchnął i zaśmiał się.
-To czekam.
Rozłączył się.
Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam z powrotem do szpitala.
Weszłam do sali, w której był Bieber.
Przywitaliśmy się pocałunkiem.
Jeremy’iego nie było już z Justinem.
-I jak? Dogadaliście się? – spytałam z nadzieją.
JB uśmiechnął się szczerze i pokiwał głową.
-Ogólnie rzez biorąc mój tata jest całkiem spoko.
-To się cieszę – przytuliłam go czule.
-A gdzie byłaś? – dopytywał się.
Uśmiechnęłam się tajemniczo.
Zmrużył oczy.
Wybuchłam śmiechem.
-Przeszłam się kawałek. Chciałam się przewietrzyć.
-Okey. Spoko.
Uśmiechnął się do mnie czule.
-Ej, a skąd mój tata wie, że TO robiliśmy? – spytał w pewnym momencie.
Zaśmiałam się.
-A nie był taki miły, żeby ci wyjaśnić?
Pokręcił przecząco głową.
-Hmm… No tak jakby odczytał to z moich ruchów…
JB nie bardzo rozumiał.
-No ku**a bolało mnie wszystko i inteligentnie jęknęłam z bólu i twój tata wszystko już wiedział. Naprawdę dzielnie się broniłam, ale on i tak mi nie wierzył…
Justin się uśmiechnął.
-To spoko. W sumie nie robi mi, że wie.
-A o czym gadaliście?
-O wszystkim…
Uśmiechnęłam się.
-Kurde. Co można robić w szpitalu, żeby nie umrzeć z nudów? – spytał załamany Bieber.
-Dużo rzeczy…
-Podaj przykład.
-Ymm…
Zaśmiał się.
-No właśnie. Oni nie mogą mi tego zrobić...
Oparłam głowę na jego ramieniu.
Zaczął bawić się moimi włosami.
-Przyjdzie do mnie dziś kumpel. Co ty na to? – spytał.
-W porządku.
Musnął mój policzek.
Siedzieliśmy w ciszy, która zupełnie nam nie przeszkadzała.
-A będzie o…?
-Tzn już powinien być, ale przyszedł akurat jak rozmawiałem z tatą to powiedział, że przyjdzie za jakieś pół godz, bo jeszcze coś tam miał zrobić.
-Spoko. Czyli zaraz?
-Yhm.
Telefon Justina się odezwał.
-Tak? Hej, Ann! Żyję, tylko zamknęli mnie w szpitalu i… No cóż… Szpitale nie są fajne. Tak. Jasne, że jestem dla niej dobry – słuchał chwilę co mówi do niego Ann i zaśmiał się w pewnym momencie – Ok. Już ją daję.
Podał mi słuchawkę.
-Hej. Co tam? – usłyszałam moją najlepszą przyjaciółkę w słuchawce.
-Spoko. A u cb? Chris ciągle jest w Stratford?
-Yhm.
-A jak tam się pomiędzy wami układa?
Roześmiała się.
-Jest fajnie…
-A więcej szczegółów?
Zaśmiała się.
-Nie ma więcej szczegółów.
-Jestem twoją przyjaciółką, czy nie?
-No jesteś. Zadzwonię do cb później, okey?
-No dobra… Paa.
-Hej.
Kiedy oddałam Justinowi telefon ktoś zapukał do drzwi.
-Właź! – zawołał JB.
Zza drzwi wyłonił się jego kolega.
Serce podskoczyło mi do gardła.
To był ten sam chłopak, na którego dzisiaj wpadłam.
Też zdziwił się moją obecnością tutaj.
Uśmiechnął się do mnie.
-Yo, Justin! – wyszczerzył się do Biebera.
-Siema, stary – podali sobie rękę.
-To Jenn, moja laska – JB przedstawił mnie znajomemu.
-Hej. Ja jestem Matt – powiedział do mnie z uśmiechem.
Starałam się nie dać niczego po sobie poznać, ale stresowała mnie obecność tego kolesia.
-Ej, Jenn. Co jest? Jesteś smutna? – spytał troskliwie JB.
Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się do niego.
Omijałam wzrokiem Matta.
Chwila ciszy.
-A co tak ogółem robicie tu w szpitalu? No, żeby się nie nudzić…
Justin wyszczerzył się cwaniacko.
-Całujemy się, przytulamy, oglądamy Sponge Boba i ogółem TV. Siedzimy w Internecie… Różne rzeczy robimy.
Kontem oka zobaczyłam, że Matt się uśmiechnął.
-Ej. Czemu wgl na mnie nie patrzysz? – spytał mnie w pewnym momencie.
Spojrzałam na niego.
Ku**a. Nienawidziłam tego uczucia jakie we mnie wywoływał.
Zagryzłam nerwowo wargę.
-Nie wiem… A czemu mam patrzeć?
Wzruszył ramionami.
Chłopaki zaczęli o czymś tam gadać.
Mięli sporo wspólnych tematów.
Ja nie słuchałam.
Myślałam tylko o tym koledze Justina…
Nie wiedziałam co mam o nim myśleć…
-E! Śliczna! – uśmiechnięty Matt pomachał mi ręką przed oczami – Jesteś tu z nami?
Zaśmiałam się nieszczerze.
-W pewnym sensie…
-A o czym myślisz? – spytał Justin.
-O niczym…
-No jak niczym? Przecież widzę – upierał się.
-Ale naprawdę… Tak o wszystkim.
Spojrzał na mnie nieprzekonany.
-A ja tam też jestem?
Uśmiechnęłam się.
-Jasne – musnęłam jego policzek – Nigdy nie znikasz z moich myśli.
Przytulił mnie czule.
-Chcę się wydostać z tego szpitala… Wszędzie lepiej niż tu – marudził JB.
-To może poproś, żeby cię wypuścili. Powiesz, że będziesz się oszczędzał – zaproponowałam.
-Ale nie będę – zaśmiał się patrząc na mnie wymownie – Nie dam rady się oszczędzać, a poza tym mi nie uwierzą nawet…
Westchnęłam.
-Z moich obliczeń wychodzi, że bd mogła z tobą do Niemiec polecieć tylko na jeden dzień – powiedziałam w pewnym momencie.
-O jaa… A teraz te 3 dni w szpitalu. Kurde nie pozwolę ci pojechać – przytulił mnie mocno.
Matt patrzył się na nas z lekkim uśmiechem.
-Ej, to ja spadam. Ale wrócę jeszcze do was. Jak się wyrobię to dziś, jak nie to jutro, ok.? – powiedział kumpel Beebsa.
-Spoko. Hej.
-Hej.
Wyszedł.
Siedzieliśmy napawając się swoją obecnością.
W pewnym momencie zrobiło mi się niedobrze.
Pobiegłam do łazienki.
Modliłam się, żeby tylko coś mi zaszkodziło.
Justin spojrzał na mnie lekko przerażony jak wróciłam.
Ściskało mnie z nerwów w żołądku.
-Ale nie jesteś…? – spytał niepewnie.
Zrobiłam nieszczęśliwą minę.
-Mam nadzieję…
Justin przełknął z trudem ślinę.
-Kupisz test ciążowy? – spytał.
-No nie wiem… A później będzie wszędzie w mediach, że dziewczyna Biebera jest w ciąży…
-Ale jeśli jesteś to i tak prędzej, czy później się dowiedzą.
Spojrzał mi poważnie w oczy.
Przytulił czule do siebie.
-Bądźmy dobrej myśli – powiedział.
Jakoś nie bardzo mi to wychodziło.
-Okey. Pójdę… A może tak by tego twojego kolegę poprosić, żeby kupił?
Justin się zawahał.
-Myślisz, że mu sprzedadzą?
-No chyba nie mają wyjścia – uśmiechnęłam się lekko – A myślisz, że by się zgodził?
JB wzruszył ramionami.
-Poczekaj. Zadzwonię do niego – wykręcił nr i włączył głośnik.
-Słucham? – rozległo się po drugiej stronie słuchawki.
-Siema, Matt. Mówi Justin. Mam do cb taką trochę dziwną prośbę… - Justin się zawahał.
-Wal.
-Kupiłbyś test ciążowy dla Jenn?
Chwila ciszy.
-Ymm… To mnie rozwaliłeś. No niby mogę… A śpieszy wam się?
-Nie. Szczerze mówiąc może się to dość długo odwlekać jak dla mnie.
-To wtedy przyniosę wam jutro, okey?
-Jasne. Dzięki, stary.
Matt się zaśmiał.
-No spoko… Jestem ciekawy miny babki, która sprzeda test ciążowy siedemnastolatkowi – chwila ciszy – Czyli zaszliście aż tak daleko?
-Yhm.
-Hah. To ci zazdroszczę.
JB też się zaśmiał.
-Okey. To bd kończył. Jeszcze raz dzięki.
-Nie ma sprawy. Hej.
Rozłączyli się.
Znowu cisza pomiędzy nami.
Justin dotknął mojego brzucha.
-Myślisz, że tam ktoś jest? – uśmiechnął się do mnie.
Wzruszyłam ramionami.
-A jak jest się w ciąży to już tak szybko się wymiotuje i wgl?
-Mnie pytasz? – zaśmiał się Bieber.
-Kurde. Mam nadzieję, że to tylko zatrucie pokarmowe…
Justin objął mnie czule.
Położyłam głowę na jego ramieniu.
-Nie myślmy o tym dopóki nie mamy pewności. Cieszmy się niewiedzą – musnął moje usta.
Zgodziłam się z nim, ale to nie było takie proste.
Ta myśl po prostu przygniatała wszystkie inne.
Przecież nie mogłam być w ciąży w wieku 15 lat… Po pierwszym seksie.
Justin też miał dopiero 17 lat.
Bałam się. Cholernie się bałam.
Cieszyłam się, że Justin jest teraz przy mnie.
Czułam się przy nim bezpiecznie.
Ale za 4 dni będę musiała wracać do domu.
To było dla mnie straszną myślą.
Wgl jeśli jestem w ciąży.
JB zauważył, że ta myśl mnie przygniata.
Mu też nie było lekko, ale starał nie martwić się na zapas.
Wstał z miejsca.
Podał mi rękę i też się podniosłam.
-Przejdziemy się? – zaproponował.
-A puszczą cię?
-Nie.
Uśmiechnął się do mnie i wyszliśmy na korytarz.
JB rozejrzał się i szybko pociągnął mnie w stronę wyjścia.
Przy wyjściu zatrzymała nas pielęgniarka.
-Co wy robicie? Justin. Wracaj do łóżka – powiedział.
-No, ale proszę paaani. Przecież wrócimy. Ja się tu duszę. Chyba nie chcecie, żebym się udusił i umarł w szpitalu? E? Moje fanki by was zniszczyły.
Pielęgniarka wywróciła oczami.
-Ale wróćcie za 10 min.
-Stoi – wyszczerzył się JB – Tylko niech pani nic nikomu nie mówi.
Wybiegliśmy ze szpitala nie dając czasu babce na rozmyślenie się.
Justin założył kaptur i wdychał świeże powietrze.
Objął mnie i szliśmy tak wolnym krokiem.
Spojrzał mi w oczy.
-Kocham cię – powiedział czule.
-Ja cb też – uśmiechnęłam się.
-I pamiętaj, że nigdy nie przestanę. Obiecuję. Obojętnie co by się stało zawsze będę cię kochał – pocałował mnie w usta.
Wierzyłam mu.



Tak. Nie jest może najdłuższy... xD Ale całkiem krótki też nie jest ;)
Jeśli się Wam podoba komentujcie :) <3

środa, 13 kwietnia 2011

XXVII. Jesteś dla mnie całym światem.

Obudziło mnie słońce zaglądające niepewnie do naszego pokoju.
Pomyślałam, że przyśnił mi się masakryczny koszmar, ale zaraz dotarło do mnie, że to rzeczywistość.
Poczułam ukłucie w żołądku.
Rozejrzałam się po pokoju.
Zobaczyłam niewielką kartkę na stole.
„Nie chciałem cię budzić. Jak śpisz wyglądasz jak aniołek. :) Pojechałem z Seleną do Ushera. Dzwonili, że się obudził, ale jest w krytycznym stanie. Powinniśmy zaraz wrócić.”
Ok… Co, ku**a?! Z Seleną…
Po chwili dotarła do mnie kolejna bolesna prawda.
ONA BYŁA TU NA NOC?!
Nie pamiętałam nic od czasu kiedy usiedliśmy razem oglądać film… Pewnie zasnęłam…
Kurde. Mam nadzieję, że Justin nie jest takim idiotą, żeby mnie zdradzać.
Co do Sel nie byłam przekonana…
Nie wiem czemu tak jej nie lubiłam... Hmm…
1. Byłam maksymalnie zazdrosna.
2. Ona nie lubiła mnie.
Taa… To chyba to.
Umyłam się, ubrałam i zjadłam coś.
Czekałam, czekałam, a oni ciągle nie wracali.
W pewnym momencie dotarło do mnie, że Justin miał mieć dziś znowu komórkę.
Wykręciłam jego nr.
-Tak?
Odebrał prawie natychmiast.
-O. Masz telefon – ucieszyłam się.
-Szpan, nie? – zaśmiał się.
-Kiedy wracacie?
-Ymm… Za 5 min?
-A co robicie tak długo?
-Yy.. Nic. Zaraz będziemy.
-Aa. To wam nie przeszkadzam.
Rozłączyłam się.
Byłam coraz bardziej zazdrosna.
Postanowiłam zadzwonić do Christiana.
-Tu Beadles – odezwał się jego cienki głos.
-Hej. Co wiesz o Sel i Justinie?
-Yy… to ty, Jenn?
-Aha – potwierdziłam.
-Ale razem, czy osobno?
-Razem.
-No…
-No??
-Ymm..
-Kurde. Chris!
Zaśmiał się.
-Tak cię chciałem po wkurzać. Zdaje mi się, że łączy ich tylko przyjaźń, a co?
-Nic… No dobra. Jestem totalnie zazdrosna.
-Ponieważ…?
-A nieważne. Mam do cb drogo.
-Taa. Wymówka.
-Hej.
-Paa.
Rozłączyłam się.
Może źle ich osądzam…
Zaraz zauważyłam, że pod dom podjeżdża samochód Justina.
Patrzyłam przez okno.
Justin z uśmiechem na twarzy pomógł wyjść Selenie z samochodu.
Nie wierzyłam w to co widzę.
Poczułam jakby ktoś wbił mi nuż w serce, zabrakło mi oddechu.
Oni się pocałowali!!
Momentalnie całe moje oczy napełniły się łzami.
Zaczęłam płakać.
Chciałam stąd uciec.
Dlaczego on mi to zrobił?!
Chciałam wybiec z pokoju i wpadłam na wchodzącego Biebera.
Spojrzał zdziwiony na moje zapłakane oczy.
Uderzyłam go w twarz.
-Jak mogłeś?! – spytałam łkając.
Udawał, że nie wie o co chodzi.
-Pocałowałeś Selene, debilu!!! Nie pamiętasz?! Ku**a. Jaka ja jestem głupia!!
Zamknął drzwi do pokoju nie wpuszczając Sel.
Otarł łzę z mojego policzka, a ja od niego odskoczyłam.
-Nie dotykaj mnie!!!
-Ale, Jenn…
-No co?? – nie panowałam nad swoim płaczem.
To tak cholernie bolało.
-Ale ty też się całowałaś z Ryanem…
Naprawdę najchętniej zabiłabym go wzrokiem.
Chyba to poczuł, bo poruszył się niespokojnie.
-Taa… Pewnie!! Bo to TY mi kazałeś grać w pieprzoną butelkę!! NIGDY z własnej woli bym cię nie zdradziła, idioto!! A ty to robisz na moich oczach i bez wyrzutów sumienia! Ku**a!! Masz serce wgl?! Tylko udajesz takiego uczuciowego, kochanego chłopca!!
Próbował złapać mnie za rękę, ale mu się wyrwałam.
Przepełniał mnie ból i wściekłość, a z jego twarzy można było odczytać tylko zmieszanie…
Jak to?!
-Bawisz się tak uczuciami wszystkich dziewczyn…? – spytałam prawie spokojnie.
Opuścił oczy i oblizał nerwowo wargę.
-Nie… Nie bawię się uczuciami dziewczyn.
Uśmiechnęłam się sarkastycznie.
-Nie? Nie?! To ku**a kim ja dla cb jestem jak nie dziewczyną?!?!
Zbliżył się do mnie i spojrzał mi w oczy.
-Jesteś całym moim życiem… - dotknął mojego policzka i wyglądało jakby chciał mnie pocałować.
Odepchnęłam go mocno.
-Ku**a, w co ty grasz?? Kompletnie cię nie rozumiem! Nie. Nie bd jedną z dziewczyn, które zrobią dla cb wszystko i pozwolą ci nawet na zdradę! Chyba w twoich snach!!
Wybiegłam z pokoju.
Zamurowało go.
Hura. Znowu go murowałam.
Może za tym zatęsknił.
Poleciałam płacząc do parku, w miejsce gdzie zawsze siadał Justin.
Usiadłam na ławce i płakałam, płakałam.
Nie potrafiłam sobie poradzić…
Po pewnym czasie zauważyłam, że JB stoi oparty o drzewo niedaleko mnie.
Olałam go.
A niech sobie stoi.
Niech patrzy.
Może go to satysfakcjonuje, że płaczę z jego powodu.
Tak. Zależało mi na nim cholernie.
Ale myślałam, że jest inny…
Dzisiaj przekreślił wszystkie moje marzenia.
-Jenn… - usłyszałam jego niepewny głos.
No nareszcie niepewny.
Nienawidziłam jak myślał, że wszystko może.
Posłałam mu nieprzyjemne spojrzenie.
Nie opuścił wzroku tylko patrzył w moje szklane oczy.
-Przepraszam…
Zaśmiałam się histerycznie.
Łzy dalej ciekły mi po policzkach.
Uśmiechnęłam się.
Podeszłam do niego blisko.
Zbliżyłam twarz do jego.
Chciał mnie pocałować, ale zrobiłam unik w ostatnim momencie i nie odwracając się do niego poszłam w inną stronę.
A dobrze mu tak.
Nie będzie mnie już całował.
Nie jestem dziwką jak Selena.
Nie. Jeśli z nią teraz jest nie pozwolę, żeby ją zdradzał.
Przynajmniej tyle godności mam.
-Wyjeżdżam dzisiaj… Najpóźniej jutro – powiedziałam jeszcze sucho.
Znowu był w szoku.
Nie wiem czy poszedł za mną…
Nie oglądałam się.
Weszłam z powrotem do hotelu.
Zobaczyłam Selenę.
-Dzięki – uśmiechnęłam się do niej sarkastycznie – Ale naprawdę dziękuję ci. Dziękuję, że pokazałaś mi jakim Justin jest dupkiem – spojrzałam na nią – Pasujecie do siebie.
Nic nie mówiła.
Cieszę się.
Znalazłam Scootera.
-Mógłbyś załatwić mi jeszcze dziś lot do domu? – spytałam go.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
Uśmiechnęłam się.
-Justin mnie zdradził… - wzruszyłam ramionami – Nie mam co tu jeszcze robić.
Scootera zamurowało.
Ok. Znudziło mi się już trochę szokowanie ludzi dzisiejszego dnia…
Wyglądało, że chce zadać dużo pytań typu: ‘z kim?’ ‘kiedy?’ ‘jak?’, ale był porządnym facetem i się powstrzymał.
Byłam mu bardzo wdzięczna, bo nie chciałam znowu płakać.
-Dobrze. Zobaczę co da się zrobić.
-Dziękuję.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Beznadziejnie było nie mieć swojego pokoju, w którym mogłabyś się sama wypłakać…
Chyba nikt nie wyobrażał sobie jak bardzo chciałam się teraz obudzić w moim domu i żeby okazało się, że to tylko długi, męczący, romantyczny, uczuciowy sen z Justinem w roli głównej…
Szkoda, że było to nie możliwe…
Ale marzenia się spełniają, prawda?
Nie. Jeśli to jest spełnienie marzeń to ja dziękuję bardzo.
Poszłam do naszego pokoju i zaczęłam się pakować.
Zobaczyłam liścik na łóżku.
‘Dasz wytłumaczyć? Justin’
Nie wiem co to miało znaczyć.
Kiedy podniosłam pierwszą ze swoich rzeczy zobaczyłam pod nią kolejną kartkę, a obok niej czerwoną różę.
‘Wiem, że nie chcesz mnie słuchać. Rozumiem… Tak. Jestem idiotą. Naprawdę nie wiesz jak się teraz czuję…’
Taa. Mam nadzieję, że gorzej niż ja.
‘Przepraszam, przepraszam, przepraszam… Wiem, że te puste słowa w niczym nie pomogą, ale nie chcę cię stracić… NAPRAWDĘ. Zrobiłem olbrzymi błąd… Nie chcę cię stracić. Jesteś dla mnie wszystkim. Przepraszam… Justin’
Wywróciłam oczami.
Faaajnie.
Jak nie chce mnie stracić to po co całował Selenę?
Aa. Pewnie chce mieć dwie…
No sorry bardzo.
Zgniotłam kartkę i rzuciłam ją w kąt.
W mojej torbie była następna kartka.
Westchnęłam.
‘Proszę, wybacz. To jest największy błąd mojego życia.’
Cieszę się, że tak myślisz, ale nie wierzę, że ludzie się zmieniają, a ja nie chcę być zdradzana.
Tak. Pamiętam co najmniej dwóch chłopaków obiecujących mi poprawę.
Taa.
Nie zmienili się.
Może jakby kochany Bibuś pojawił się szybciej w moim życiu to bym mu wybaczyła, ale teraz już miałam doświadczenie.
Nie chciałam dawać mu drugiej szansy.
Zaczęłam dalej pakować moje rzeczy.
W pewnym momencie do pokoju wszedł Scooter i podał mi bilet na drogę powrotną do domu.
Wow. Szybki był.
Bilety były na 12:00.
To spoko.
Jak teraz wyjadę to idealnie zdążę.
-Dziękuję – uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Trzymaj się – powiedział i mnie przytulił.
Miło.
Wzięłam swoje rzeczy i szybko wsiadłam do taksówki zamówionej przez Scootera.
Kiedy ruszyliśmy w moich oczach na nowo pojawiły się łzy.
Dobrze, że do lotniska było niedaleko, bo mało brakowało, a zdecydowałabym się na powrót do hotelu i przebaczenie Justinowi.
Wysiadłam z taksówki i zapłaciłam.
Rozejrzałam się po lotnisku.
W pewnym momencie zobaczyłam Biebera biegnącego w moją stronę.
Udałam, że go nie widzę i szybko poszłam w drugą stronę.
Dopadł mnie zdyszany.
Złapał za rękę.
-Jenn… Błagam! Zostań! – prosił łamiącym się głosem.
Wyrwałam się mu, spojrzałam w oczy.
Widziałam, że walczy ze łzami.
-Nie byłaś jeszcze moją One Less Lonely Girl…
Zaśmiałam się sarkastycznie.
-Niech Selena będzie.
-Nie! Ja chcę, żebyś była nią ty!
-Aha – poszłam dalej.
Znowu mnie zatrzymał.
-Jenn! Proszę! Wybacz mi! Jestem nieskończonym idiotą! Nie chciałem wszystkiego zepsuć! Błagam! Daj mi jeszcze jedną szansę! Jedną. Przyrzekam, że już nigdy cię nie zdradzę. NIGDY.
-Nigdy nie mów nigdy – odgryzłam się tekstem jego piosenki.
Widać było, że bardzo panikuje.
-Ale ja bez cb nie przeżyję. Kocham Cię, Jenn! Kocham – pocałował mnie nagle czule w usta.
Nie zdążyłam zareagować.
Dotyk jego ust wywołał u mnie motylki w brzuchu.
Pod jego urokiem odwzajemniłam pocałunek.
Kiedy skończyliśmy Justin spojrzał mi głęboko w oczy.
-Jenn… - przytulił mnie czule.
Nie wiedziałam co robić.
Było mi z nim tak dobrze…
Łzy płynęły mi po policzkach.
Wyrwałam mu się i pobiegłam płacząc.
Pobiegł za mną.
Ku**a! Czemu on tak szybko biegał?!
Złapał mnie.
Który to dzisiaj raz?!
-Nigdy nie pozwolę ci odejść, Jenn. Słyszysz?! Nigdy!! – po jego policzku też spłynęła łza.
Przytulił mnie mocno.
-Nigdy w życiu nie zależało mi tak bardzo na dziewczynie… Jesteś tą jedyną. Błagam. Wybacz mi – mówił prawie płacząc.
Wzięłam głęboki oddech.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie dałam rady.
Wybuchłam płaczem.
Przytulił mnie.
-Kocham cię – szepnął.
Dużo ludzi się na nas patrzyło, ale ja nawet tego nie zauważyłam.
Liczyłam się tylko JA i ON.
Wziął mnie delikatnie za rękę i zaprowadził do swojego samochodu.
Usiadłam na przednim siedzeniu i z pustym wzrokiem patrzyłam przed siebie.
Jeszcze żaden chłopak nie namieszał tak w moim życiu.
-Wracasz ze mną? – spytał nieśmiało.
Spojrzałam na niego smutno.
-Ciągle nie wierzę, że mnie zdradziłeś – powiedziałam.
Nic nie odp.
Włożył kluczyki do stacyjki i ruszył.
-Ale to był tylko pocałunek. Jeden – powiedział chłodno.
Ku**a. Tak niech on będzie na mnie zły!
-Dla cb jeden pocałunek nic nie znaczy, a dla mnie tak.
-Sama całowałaś Ryana.
Znowu cisza.
Zaczęła dzielić nas jakaś niewidzialna bariera.
Zachciało mi się płakać.
Dlaczego on mnie tak bardzo ranił?!
Podjechaliśmy pod hotel.
Otworzył przede mną drzwi, spojrzał w oczy i uśmiechnął się czule.
W jego wzroku było coś takiego nowego…
Podał mi rękę.
Nie zdążyłam jej złapać, bo Justin upadł na ziemię.
Zaczęłam płakać.
Wykręciłam nr na pogotowie i powiedziałam, że to Justin Bieber, żeby szybko przyjechali.
Zadzwoniłam też do Kenny’ego.
Ku**a!! Mogło być gorzej?!
Podniosłam głowę Biebera i położyłam sobie na kolanach.
Pocałowałam go w nieprzytomne usta.
Ku**a jak ja go kochałam.
Wcześniej ciągle myślałam tylko jaka to ja jestem biedna i nawet przez chwilę nie pomyślałam, że Justina wszystko boli i się masakrycznie czuje.
Oczy przesłoniła mi mgła.
Wszystko docierało do mnie z oddali.
Przybiegł Kenny z mamą Justina, tatą i Scooterem.
Przyjechało pogotowie.
Pojechałam z Bieberem i jego mamą do szpitala.
Usiadłam w poczekalni.
Wiedziałam, że Justin zmieni moje życie, ale nigdy przez myśl mi nawet nie przeszło, że tak…
Zakryłam twarz i płakałam jak małe dziecko.
Usher, Justin i wgl wszystko… To stanowczo za dużo.
Poczułam, że ktoś mnie obejmuje.
Uniosłam głowę.
Zobaczyłam Pattie.
Spojrzała na mnie troskliwie.
-Z Justinem będzie dobrze. Po prostu nie jest jeszcze w najlepszym stanie i te emocje go przygniotły. Już się obudził. Chcesz z nim porozmawiać?
Nie byłam pewna, ale powiedziałam, że tak.
Nieśmiało weszłam do Sali, w której był.
Zobaczyłam Biebera siedzącego na łóżku.
-Hej… - powiedziałam cicho.
Uśmiechnął się do mnie chociaż widać było, że dużo go to kosztuje.
-Przepraszam cię, Justin…
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Za co?
-Za wszystko…
Uśmiechnął się znowu.
-Kocham cię – powiedział dość słabym głosem.
-Ja cb też – pocałowałam go lekko w usta.
Posłał mi spojrzenie znaczące ‘Tylko tyle?’
Zaśmiałam się cicho.
-Tak. Tylko. Nie możesz się przemęczać – pokazałam mu język.
Kolejny raz szczerze się uśmiechnął.
-No ookey…
Usiadłam na krześle obok niego i dotknęłam jego dłoni.
Przeszły mnie ciarki.
Jego dotyk był niesamowity.
Nie miałam wątpliwości co do tego, że go kocham.
-Wybaczyłaś mi? – spytał.
Spojrzałam mu w oczy i skinęłam głową.
Uśmiechnął się czule.
-Dzięki… Nie zasługuję na taką dziewczynę jak ty – musnął moje usta.
-Pewnie, że nie – zaśmiałam się – A ja na takiego chłopaka…
Uśmiech nie znikał z jego ust.
-Jesteś jedyną osobą na świecie, która potrzebna mi jest do szczęścia – przytulił mnie.
Wdychałam jego zapach.
Jego bliskość wydawała mi się po prostu nierealna.
Musnął moją szyję.
Poczułam ciarki na całym ciele.
Zrobił to jeszcze kilka razy.
Uśmiechnął się.
-Jesteś moją favorite girl, one less lonely girl… Jesteś całym moim życiem, shawty.
Nie dałam rady też się nie uśmiechnąć.
-Shawty?
Wyszczerzył się i pokiwał głową.
Weszła do nas Pattie.
-Jak…
-Dobrze – nie dał jej skończyć i uśmiechnął się szeroko.
-Widzę, że Jenn ma na cb leczniczy wpływ – zaśmiała się.
-Baardzo leczniczy – potwierdził – A kiedy mnie wypuszczą? Nienawidzę szpitali…
-Za 3 dni.
-CO?!
-Trzeba było na siebie uważać. Teraz oni bd cię pilnować.
-Kur… - powstrzymał się kiedy zobaczył wzrok mamy – Jak to?
-Nie marudź, Justin.
Westchnął.
-Ale rozumiem, że Jenn zostaje ze mną na noc? – powiedział.
-To zależy od niej – uśmiechnęła się mama Biebera.
-Jasne – zapewniłam.
-Ok. To jakoś przeżyję – wyszczerzył się JB – A co z Usherem?
-Dobrze. Powoli wraca do zdrowia.
-To super.
Do sali wszedł tata Justina ze Scooterem.
-Co tu jeszcze robisz? W sensie w Londynie, ze mną… - zwrócił się JB do taty.
-Martwię się o cb. Chciałem spędzić z tobą trochę czasu…
Justin uśmiechnął się sarkastycznie.
-Chciałeś, a musiałeś to dwie różne rzeczy kochany ojcze.
-Justin… - powiedział Jeremy błagalnie.
JB wzruszył ramionami i opuścił głowę.
-Czemu nie wierzysz w moje szczere intencje? – spytał tata.
-Bo ja wiem… Może dlatego, że nigdy wcześniej ich nie było.
W oczach Jeremy’iego pojawiły się łzy.
Wyszedł.
Przykro mi było na to patrzeć…
Scooter podał Justinowi kwiaty.
JB uniósł brwi i się zaśmiał.
-Aż taki chory nie jestem.
Scooter się uśmiechnął.
-Ale jak nie możesz jeść czekolady to nie wiedziałem co kupić…
-Spoko – uśmiechnął się Justin.
Chyba można powiedzieć, że się pogodzili.
-Chwila, chwila – olśniło w pewnym momencie Biebera – A koncert? Przecież koncert jest już za 2 dni.
-Nie wystąpisz – powiedział Scooter.
-Jaaak to?
-Justin. Zrozum, proszę. Nie dasz rady. Chcesz znowu zemdleć i wylądować w szpitalu na jeszcze dłużej?
-Nie.
-No widzisz. Wystąpisz tu innym razem.
-A gdzie jedziemy później?
-Do Niemczech,
-Spoko. Mam nadzieję, że fanki mi wybaczą… Emm. A zostawicie mnie może sam na sam z Jenn? – wyszczerzył się Justin.
Mama spojrzała na niego nieprzekonana i wszyscy wyszli.
Justin przyciągnął mnie do siebie i zaczął namiętnie całować.
-Nie mogłem się powstrzymać – tłumaczył się.
Uśmiechnęłam się i też go pocałowałam.
Chciałam nigdy się z nim nie rozstawać.



Nowy rozdział ;D I jak ? :) Komentujcie <3

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

XXVI. Taa.

Płakałam i płakałam. Nie mogłam się opanować.
Nie dawałam już sobie z tym wszystkim rady.
Chaz i Ryan stali obok mnie nie wiedząc co robić.
Chaz objął mnie troskliwie.
-Przepraszam… - powiedział – Nie chciałem, żeby tak wyszło…
-Puść mnie – rozkazałam łamiącym się głosem od łez.
Od razu mnie posłuchał.
Ryan podał mi chusteczkę.
Odrzuciłam ją.
-Teraz już trochę za późno, żeby być miłym – powiedziałam.
Spojrzeli na mnie i usiedli w ciszy na kanapie.
Wstałam z mojego miejsca pod ścianą i wyszłam poszukać Biebera.
Miałam gdzieś to, że wyglądam jak zombie.
Otworzyłam drzwi.
Justin siedział pod ścianą naprzeciwko drzwi.
Kiedy mnie zobaczył od razu podniósł się i mnie przytulił.
Kochałam jego bliskość, wdychać jego zapach.
-Przepraszam – powiedziałam drżącym głosem.
Delikatnie odgarnął włosy z mojej twarzy.
Spojrzał mi w oczy.
-Nie szkodzi. To nie twoja wina… Też przepraszam za to, że tak zareagowałem, ale… - westchnął.
Jeszcze raz spojrzał mi głęboko w oczy.
Przysunął się do mnie blisko.
Dotknął czule moich ust swoimi.
Zaczął mnie namiętnie całować.
Można powiedzieć, że całował mnie z wściekłością.
Każdy jego pocałunek przepełniony był innym uczuciem.
Wplątał ręce w moje włosy.
Tak. Omińmy to, że staliśmy na korytarzu.
Czułam motyle w brzuchu.
Kiedy usłyszeliśmy kroki na schodach JB szybko złapał mnie za rękę i pociągnął do pokoju.
Ryan i Chaz spojrzeli na nas lekko zdziwieni.
-Pogodziliście się? – wyszczerzył się Ryan.
Justin posłał mu nieprzyjemne spojrzenie i nie odp.
-Ej, no stary! Nie gniewaj się! To ona mnie pocałowała, a Chaz kazał!
-Taa. Najlepiej zwalić na innych – obruszył się Chaz.
Justin walnął ręką w ścianę.
-Cicho bądźcie! Zapomnijmy o tym…
-To gramy dalej? – wyszczerzył się Chaz.
JB posłał mu piorunujące spojrzenie.
-Nie – powiedział twardo – Jenn miała rację, że nie powinna z wami grać.
Chaz i Ryan zgodnie opuścili głowy.
Bieber usiadł na łóżku.
Widać był, że to wszystko dużo go kosztowało.
Był strasznie zmęczony.
Postanowiłam doprowadzić się z powrotem do porządku i poszłam do łazienki.
Umyłam twarz i na nowo się pomalowałam.
Usłyszałam, że ktoś zapukał do drzwi i ktoś wstał otworzyć.
-Hej – doszedł do mnie głos Seleny – Już jestem. O. Jenn już sobie poszła? – spytała wesoło.
Justin prychnął.
-Chciałabyś.
Sel spojrzała na niego zdziwiona.
-Nie. Nie chciałabym. Po prostu spytałam.
Usłyszałam sarkastyczny śmiech Bieebsa.
-Mam wyjść? – powiedziała zła Gomezka.
-Nie. Zostań. Sorry za moje zachowanie, ale nie mam nastroju.
Wyszłam z łazienki.
Selena uśmiechnęła się do mnie.
-Cześć – powiedziała.
Przywitałam ją ruchem głowy.
-Ej, Chaz co ci się stało w policzek? – spytał nagle zaciekawiony JB – I tobie…? – spojrzał na Ryana.
Próbowałam zachować poker face, ale średnio mi to wychodziło, bo chciało mi się śmiać.
-Aa… nic takiego – powiedział Ryan.
Justin spojrzał na mnie pytająco.
Uśmiechnęłam się słodko.
Już wszystko wiedział.
Pokręcił głową z dezaprobatą i się roześmiał.
-Ok. Nie bd dociekać za co, ale na pewno sobie zasłużyli – wyszczerzył się Justin.
Sel nie bardzo rozumiała o co chodzi, ale nie pytała o nic.
Do pokoju weszła mama Biebera.
-O. Ale was dużo – uśmiechnęła się – Jak się czujesz, Justin?
JB zastanowił się chwilę.
-Żyję – powiedział.
Pattie spojrzała na niego troskliwie.
-Dobrze. To nie bd wam przeszkadzać... A. Zapomniałabym. Scooter kazał mi przekazać, że jakbyś bardzo chciał wystąpić na tym ostatnim z trzech twoich koncertów w Londynie to możesz. Za 4 dni.
Justin zrobił dziwną minę.
-Ach dziękuję. Moja wdzięczność jest wielka. Scooter to najlepszy człowiek na Ziemi – mówił z sarkazmem – Och, przepraszam… We wszechświecie! A…
-Justin, przestań! – przerwała mu Pattie.
Spojrzał na nią zły.
-Ok. Chcę wystąpić.
Mama Bieber podeszła do drzwi z zamiarem wyjścia.
-I przekaż Scooterowi jak jestem mu niezmiernie wdzięczny! – zawołał na nią.
Nie odwróciła się tylko wyszła.
-Pożarłeś się ze Scooterem? – spytał Ryan.
-Można tak powiedzieć… - odp.
-A o co poszło? – zapytał Chaz.
-Nie twoja sprawa – warknął.
Dalej był zły.
Selena ciągle nie bardzo orientowała się co się tu dzieje.
Zauważyłam jej skrępowanie.
Ok. Bd miła.
-Ej, a może byśmy zrobiły budyń dla Justina? – wyszczerzyłam się do niej.
Uśmiechnęła się.
-Jasne.
Przeszłyśmy do kuchni.
-Nie orientujesz się wgl o co chodzi. Zgadłam? – spytałam.
-No… - powiedziała.
-Bo pod twoją nieobecność graliśmy w butelkę i… - opowiedziałam jej o wszystkim, a ona uważnie słuchała.
-To kiepsko… - stwierdziła.
-Yhm. To róbmy ten budyń – powiedziałam.
Przeszukałam szafki i z satysfakcją znalazłam mleko i budyń czekoladowy.
Oh yeah.
-Umiesz robić budyń? – zapytałam Sel.
Zmieszała się.
Wybuchłam śmiechem.
-Naprawdę nie?! – niedowierzałam.
Pokiwała głową.
-Wow. To mamy problem, bo ja mam dwie lewe ręce… Wgl do gotowania… Ale budyń chyba dam radę zrobić. Robiłam kilka razy i oprócz jednego przy, którym zalałam całą kuchnię mlekiem był zjadliwy – wyszczerzyłam się.
Też się uśmiechnęła.
Zabrałam się do roboty, a Selena przyglądała mi się z ciekawością.
-Sama też byś dała radę zrobić, bo jest instrukcja z tyłu - zaśmiałam się.
Trochę mi pomogła i udało się.
Nawet go nie spaliłam.
Brawo dla nas.
Zaniosłyśmy im 3 miseczki.
Zauważyłam, że Ryan i Chaz patrzyli na mnie bardzo niepewnie kiedy podawałam im budyń.
Roześmiałam się.
-Nic do niego nie dodałam – zapewniłam ich.
-Nareszcie coś co mogę zjeść bezboleśnie – uśmiechnął się JB i przytulił mnie czule – Dzięki – musnął moje usta.
-Ładnie razem wyglądacie – stwierdził Chaz.
-Taa. A nie podoba ci się przypadkiem moja laska bardziej z Ryanem? – spytał Justin wojowniczym tonem.
-Oj, przestań. Ile możemy to jeszcze rozpamiętywać?
JB uśmiechnął się nieprzyjemnie i uniósł brwi.
-Ile? Długo. Sorry bardzo, ale moja dziewczyna całowała się z Ryanem niecałą godz. temu. Myślałeś, że już nie pamiętam??
Chaz nic nie powiedział.
Wgl zapadła jakaś taka nieprzyjemna cisza.
Znowu tel. do Seleny.
-Tak? Ymm… Nie. Jeszcze nie… - wstała i wyszła na chwilę, żebyśmy nie słyszeli rozmowy.
JB wzruszył ramionami.
-Dobry budyń – powiedział z pełnymi ustami.
Uśmiechnęłam się.
Zauważyłam, że Ryan i Chaz jeszcze nie zaczęli jeść.
Wybuchłam śmiechem.
-Nie lubicie budyniuuu? – spytałam słodko.
Spojrzeli na mnie i niepewnie zabrali się za niego.
Sel wróciła.
-Kto dzwonił? – zaciekawił się Bieber.
-Mój menager… A co?
-A nic. Tak pytam.
Justin objął mnie powoli.
Uśmiechnął się.
Oparłam głowę na jego ramieniu.
Usłyszeliśmy pisk opon.
Wszyscy, łącznie z Bieberem skoczyliśmy do okna.
2 samochody walnęły w siebie z dużą prędkością na naszych oczach.
JB zbladł.
-Boże. To samochód Ushera – nie odwracając się na nas wybiegł z pokoju.
Poleciał na dół.
Pobiegłam za nim.
Wypadł na dwór.
Miał łzy w oczach.
Chciał podbiec do samochodu, ale ktoś go przytrzymał.
To był Scooter.
-Puszczaj mnie, kurwa! – wrzasnął i zaczął się wyrywać.
Scooter nim potrząsnął.
-Uspokój się!
Justin spojrzał na samochody i zobaczył zakrwawionego Ushera.
Scooter przytulił Biebera.
JB przestał się wyrywać.
-Ale nic mu nie będzie, prawda? – łzy leciały mu po policzkach – Nigdy nie myślałem, że tyle złych rzeczy może się wydarzyć jednego dnia…
Wszystko widziałam jak przez mgłę.
Zaraz przyjechała, policja, straż pożarna i karetka.
Zabrali Ushera i faceta z drugiego auta.
Justin dopiero teraz mnie zauważył.
Podbiegł do mnie i przytulił.
Oboje byliśmy w szoku.
Przed hotel wyszła Pattie.
Justin złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do niej.
JB naprawdę potrafił wytrzymać dużo fizycznego bólu.
Bolał go każdy krok, a i tak biegł.
W tym momencie pewnie to do niego nie docierało.
-Mamo! Możemy pojechać do Ushera, do szpitala? – spytał błagalnie.
-Justin. Ty, w tym stanie?
Mama Biebera też była niepokojąco blada.
-Proszę!
-Zapytam co Scooter o tym myśli…
-Kurwa, chrzań Scootera! Kim on niby jest, że o wszystko się musimy go pytać?! – wrzasnął JB.
Justin dopiero teraz uświadomił sobie, że Scooter stoi blisko nich.
Obrócił się na niego.
Scooter był niesamowicie smutny. Jego oczy były przepełnione łzami, które próbował zahamować.
Bieber opuścił głowę.
Pattie spojrzała na niego zła.
-Jak tak możesz Justin?! Ten człowiek tyle dla cb…
-Taa. Wiem – powiedział i poszedł z powrotem do hotelu.
Poszłam za nim.
Wszedł do pokoju.
Nawet nie spojrzał na przyjaciół.
Wziął kluczyki od samochodu.
-Jedziesz ze mną? – spytał.
-Ale…
-Jedziesz?
Kiwnęłam potakująco głową.
Ujął delikatnie moją dłoń i poszliśmy do samochodu.
Mama Justina, tata i Scooter widzieli nas, ale nie zatrzymywali.
Kiedy mieliśmy jechać JB sobie o czymś sobie przypomniał.
Poprosił, żebym została i podszedł do Scootera, który był niedaleko.
-A gdzie go zabrali? – spytał.
-Tam – pokazał Justinowi ręką – Na pieszo też dojdziecie.
JB spojrzał na niego.
-Ja chyba nie – powiedział i poszedł do auta.
Odpalił.
Po chwili byliśmy na miejscu.
Kobieta z recepcji długo się z nami kłóciła.
Nie chciała nas wpuścić, bo nie byliśmy rodziną Ushera.
-Ale to jest mój mentor, no – mówił Justin.
Westchnęła.
-Ok. Ty wejdź, ale ona zostanie.
-Słuchaj no… - zaczął.
-Poczekam – uśmiechnęłam się lekko.
Westchnął.
Pocałował mnie i poszedł.
Usher wg recepcjonistki leżał w Sali 12.
Czekałam…
Bieber wrócił po jakimś czasie.
-Jest dobrze. Bd żył – uśmiechnął się niepewnie.
-A kiedy go wypiszą?
-To zależy…
-Od…?
-Jeszcze się nie obudził…
Wróciliśmy do hotelu.
Byliśmy totalnie przybici.
W pokoju nie było już Ryana i Chaza. Została tylko Selena.
-Gdzie oni? – spytał Justin.
-Pojechali. Uznali, że bd lepiej jak sobie pojadą.
Justin miał niewyraźną minę.
-Niech okaże się, że ten cały dzień to tylko sen… Niech się wreszcie skończy – miał szklane oczy.
Selena przytuliła go czule.
Odwzajemnił uścisk.
Szczerze? Miałam ochotę wydłubać jej oczy. I to w najlepszym wypadku.
Pocałowała go w policzek i nie patrząc na mnie poszła do łazienki.
Dziwka. Ja tu dla niej jestem miła, a ona próbuje mi chłopaka odbić.
Justin spojrzał na mnie.
-To tylko przyjaciółka – zapewnił i pocałował mnie z uczuciem.
Jego ręka po moich plecach powędrowała trochę za nisko.
Zaraz przycisnął mnie lekko do ściany i zaczęliśmy się namiętnie całować.
Nie przestaliśmy jak Sel wróciła.
A niech sobie popatrzy.


Taa. Wiem, że trochę krótki, ale następny postaram się dodać długaśny xD
Jeśli się Wam podoba to zostawcie komentarz ;* <3

sobota, 9 kwietnia 2011

XXV. Nie tak miało być!

Od czasu wyjścia Scootera minęły już dobre 4 godz. Ciągle siedzę w pokoju z Justinem, Chazem i Ryanem.
No nie powiem, żeby było nudno, ale chyba cała już zdrętwiałam.
Ryan i Chaz wydają się całkiem sympatyczni.
Justin spojrzał na mnie kiedy wstałam z mojego miejsca i zaczęłam krążyć po pokoju.
-Nudzisz się? – spytał.
-Niee – uśmiechnęłam się.
-Kurde… Wgl o was nie myślę… Może pójdźcie gdzieś się przejść, co? Ciągle tylko ze mną musicie siedzieć…
-Ale my nie musimy tylko chcemy – zapewniłam.
-Ja bym się chętnie przeszedł – powiedział Ryan.
-Ja też – powiedział Chaz.
-A ja zostanę.
-Nie. Pójdziesz – Bieber spojrzał na mnie poważnie – Musisz się trochę przewietrzyć.
Uniosłam brwi.
-Będziesz mi rozkazywał?
Uśmiechnął się lekko.
-Ok. To inaczej. Weź to za prośbę biednego kaleki.
Wywróciłam rozbawiona oczami.
-No chodź! Przecież zaraz wrócimy – uśmiechnął się Chaz.
-No dobra…
Justin też się uśmiechnął.
-Tylko łapy precz od niej – spojrzał na przyjaciół.
-Jaasne – wyszczerzył się Ryan i objął mnie ręką.
Kiedy zobaczył, że JB zaczyna się podnosić szybko ode mnie odskoczył i wybiegł z mieszkania.
-Bahaha! Boi się mnie nawet jako kaleki – zaśmiał się Justin – Ale tak serio… Trzymajcie łapy daleko od niej.
-ONA ma imię – przypomniałam.
-Przepraszam. Jenn – pocałował mnie czule w usta na pożegnanie.
Chaz dokładnie się nam przyglądał.
Wyszliśmy.
Ryan czekał już na nas przed drzwiami.
Uśmiechnął się do mnie.
-Gdzie idziemy? – spytałam.
-Do parku? – zaproponował Chaz.
-No nie wiem… Nie kojarzy mi się dobrze… - powiedziałam.
-Spoko. Rozumiemy. To masz jakiś inny pomysł…?
Zastanowiłam się.
-Nie bardzo… Może porostu tak przed siebie pójdziemy? A tak ogółem to jesteście pewni, że możemy go tak samego zostawić? Jeszcze zemdleje czy coś…
Ryan się zaśmiał.
-Justin to ma z tobą szczęście – złapał mnie za tyłek.
Odtrąciłam gwałtownie jego rękę.
-Ku**a! Nie dotykaj mnie! – wrzasnęłam.
-Ostraa – skomentował Chaz.
Spojrzałam na nich wściekła.
-Zadzwonię do Kenny’ego, żeby do niego na chwilę przyszedł.
Wykręciłam nr Kenny’ego.
Obiecał, że zaraz przyjdzie.
Wyszliśmy.
Chaz objął mnie w pasie.
Odepchnęłam go.
-Nie boisz się idioto, że TWÓJ NAJLEPSZY PRZYJACIEL przyłapie cię na podrywaniu jego dziewczyny? – wysyczałam.
Ryan spojrzał na okno pokoju, w którym mógłby być Justin.
-On się tam nie doczołga – stwierdził.
Prychnęłam i poszłam szybko naprzód.
Zaraz mnie dogonili.
-No co się złościsz, królewno?
Nawet na nich nie spojrzałam.
-Ej, no – Ryan obrócił mnie w swoją stronę.
Spojrzałam mu zła w oczy.
Wyszczerzył się.
Westchnęłam i poszłam dalej.
-Ale nie powiesz o niczym Justinowi? – spytał Ryan.
Nie odp.
Złapał mnie mocno za rękę.
-Nie odzywasz się do nas?
Uśmiechnęłam się do niego słodko i uderzyłam w twarz.
-Zachowuj odległość – rozkazałam.
Ryan mnie puścił i złapał się za policzek.
Chaz wybuchnął śmiechem.
Poszli za mną, ale tym razem była TA DOZWOLONA ODLEGŁOŚĆ.
Po jakichś 6 min odwróciłam się do nich.
-Wracamy?
Wzruszyli ramionami.
-Ok. To wracamy.
Poszliśmy w drugą stronę.
Szliśmy w zupełnej ciszy.
No nie powiem. Byłam z siebie zadowolona.
-Ej, a ile ty tak wgl masz lat? – zagadnął Chaz.
-Bo co?
-Tak pytam…
-15.
Chłopacy spojrzeli na siebie.
-Aaa… - powiedział Ryan.
Uśmiechnęłam się.
Doszliśmy do hotelu i weszliśmy do pokoju JB.
Justin bardzo się ucieszył jak nas zobaczył.
-To możesz już iść, Kenny – wyszczerzył się.
-Ok. Zostawiam was – ochroniarz wyszedł.
-Matko. Musiałaś nasłać na mnie Kenny’ego?!
Uśmiechnęłam się.
-Noo… Bałam się, że ci się coś jeszcze samemu stanie.
Spojrzał na mnie i westchnął.
-I jak? Polubiłaś się z Chazem i Ryanem? – JB zwrócił się do mnie - To są dwaj maksymalni idioci, ale za to ich uwielbiam – wyszczerzył się.
Cisza.
-No… Ymm… Jakoś z nimi przeżyłam.
-To spoko… - powiedział Justin.
Naszą rozbrajającą ciszę przerwał telefon do mnie.
Zastrzeżony.
Taa… Co jeszcze??
-Tak?
Wszyscy gapili się na mnie.
-Pamiętasz mnie jeszcze? – spytał znajomy, nieprzyjemny głos w słuchawce.
-Nie. Bo mi się nie przedstawiłeś.
Śmiech.
Ku**a jak mnie to wkurzało.
-Rozbrajasz mnie młoda. Wykapany braciszek – rozległo się po drugiej stronie słuchawki.
-Taa. A dzwonisz, ponieważ…? Znowu mnie postraszyć?
Cisza.
-A tak ogółem to skąd dzwonisz? Bo ja jestem w Europie i to pewnie drogo wychodzi.
-Nadajesz się do komedii.
-A ty do tandetnego horroru. No czekam…
-Naprawdę chcesz słyszeć co mam ci do powiedzenia?
-A bo ja wiem…
-No to tak ślicznotko... – zaczął.
-Poczekaj. Skąd wiesz, że jestem ładna? – przerwałam mu.
-Zgrywasz się?! – huknęło w słuchawce – Już mnie nie bawisz, smarkulo!
-A H A. No ok. Mów o co ci chodzi.
Zauważyłam, że Justin i jego przyjaciele wpatrują się we mnie z praktycznie zapartym tchem.
-Musisz wyświadczyć mi małą przysługę…
-Muszę?
-Tak. Jeśli chcesz, żeby twój brat żył.
Poczułam ukucie w brzuchu.
-Jak to?
-A tak to. Już ci nie jest tak wesoło, co?
-Jak to?!
-Ach, nerwowa. Twój brat wisi nam…
-Wam?
-Ku**a, nie przy=erywaj! Tak. Nam. Twój brat wisi nam duże pieniądze i w każdej chwili spokojnie możemy go zdjąć…
-Ja-ak? – spytałam lekko drżącym głosem.
-Jak co? Zdjąć go, czy…?
-Ku**a! O co wam chodzi?! Nigdy nie możesz powiedzieć niczego jasno?!
Śmiech.
-Stul pysk! – wrzasnęłam.
-Nie pozwalaj sobie! To TY tu jesteś na mojej łasce.
Zamknęłam oczy.
-Ok. To powiedz mi o co chodzi. Błagam. Jak dostanę zawału to w niczym wam nie pomogę.
-Na razie nie chodzi o nic. Chciałem cię tylko przygotować, bo w każdej chwili możemy chcieć, żebyś wyświadczyła nam malutką przysługę.
-Dobra. To cześć. Nie mam czasu.
Rozłączyłam się.
Chłopacy patrzyli na mnie pytająco.
-Znowu ten sam typek? – spytał JB.
Kiwnęłam głową.
-Kto? – zaciekawił się Ryan.
-Nie ważne… - odp.
Naprawdę cudowny dzień. CUDOWNY.
Bałam się nawet myśleć co może się jeszcze dzisiaj stać.
-Ej, a może po prostu zmień nr? – zaproponował Chaz.
Pomyślałam chwilę. To byłby dobry pomysł, ale zanim dowiedziałam się o Jake’u.
Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam?!
Pokręciłam głową.
-Niee. To nic takiego – uśmiechnęłam się nieprzekonywująco.
Justin objął mnie czule.
Pocałował mnie delikatnie w policzek.
Drzwi do pokoju energicznie się otworzyły.
Aż podskoczyliśmy.
Przez drzwi wszedł nie kto inny, jak Selena Gomez.
Suuuper…
-Puka się – rzucił JB.
Uśmiechnęła się promiennie i zaraz zakryła usta widząc w jakim stanie jest Bieber.
Justin wywrócił oczami.
-Czy wszyscy muszą tak reagować?? – spytał retorycznie.
-Przepraszam, Justin… Po prostu nie wiedziałam, że aż tak…
-masakrycznie wyglądam? – dokończył Bieber - Tak. Ja też się tego nie spodziewałem.
-Nie chciałam tego powiedzieć.
-A co?
Sel się zawahała.
Justin uśmiechnął się ironicznie.
-Taa… A przyjechałaś ponieważ…?
-Chciałam wesprzeć cię w trudnych chwilach.
Ryan wybuchnął śmiechem.
Selena spojrzała na niego morderczym wzrokiem, a ja rozbawiona.
-Sorry. Ale to zabrzmiało naprawdę jak w jakiejś tandetnej telenoweli – tłumaczył się rozbawiony Ryan.
Chaz też się zaśmiał, a JB uśmiechnął.
Selena uznała, że najlepiej bd jak też uzna, że ją to bawi i roześmiała się sztucznie.
Nie. Nie lubiłam jej.
Tak. To bardzo możliwe, że to dlatego, bo jestem najzwyczajniej w świecie o nią zazdrosna. No, ale co? Nie mogę? Chyba mam do tego prawo…
Sel zmierzyła mnie krytycznym wzrokiem.
-A to kto? – zapytała Justina.
-Kurde, sama potrafię się przedstawić – powiedziałam.
-Ok… Czyli jesteś…?
-To Jenn. Moja dziewczyna – uśmiechnął się Justin.
-Jak to?
JB spojrzał na nią zdziwiony.
-Co ‘jak to’?
-Och, nic. Śpicie razem?
Bieber zagryzł wargi.
-No…
Ryan i Chaz spojrzeli na siebie wielkimi gałami.
-Ale śpicie, czy ŚPICIE? – spytał inteligentnie Chaz.
-STOP! Wolę nie słyszeć odp – powiedziała Sel. Spojrzała na Justina – przyniosłam ci coś.
-Jeśli to czekolada to nawet mi jej nie pokazuj.
Selena zrobiła dziwną minę.
Justin się roześmiał.
-No ok – uśmiechnął się – Przeżyję.
Podała mu czekoladki.
Westchnął.
-No cóż…
-Jak nie chcesz ich jeść to możemy to zrobić za cb – wyszczerzył się Ryan.
-HA HA HA. Poczęstuję was, ale trochę mi zostawcie.
Telefon Seleny zaczął dzwonić.
Kiedy skończyła rozmowę powiedziała, że musi na chwilę iść, ale za jakąś godz. wróci.
Jak dla mnie mogła wcale nie wracać.
Widziałam w jaki sposób patrzyła na Biebera.
Po wyjściu Sel Ryan zaproponował, żebyśmy zagrali w butelkę.
Chaz i Justin byli za.
-Nie gram – powiedziałam.
-Czemu? – spytał JB.
-Nie z nimi – spojrzałam na przyjaciół Justina.
-Dlaczego?
Pokręciłam głową.
-Bo tak. Sami grajcie.
-No weeź – poprosił Bieber.
Westchnęłam.
-NIE.
-Grasz albo mi tłumaczysz czemu nie – powiedział twardo JB.
Spojrzałam na niego zła i usiadłam obok nich w kółku.
-Sam tego chciałeś.
Pocałował mnie w usta.
-Gramy na pytania, zadania, czy to i to? – spytałam.
-Tylko zadania – powiedział Justin.
Pierwszy miał kręcić JB.
Wypadło na Chaza.
Bieber wyszczerzył się chytrze.
-Pójdź do tej wrednej babki z recepcji i powiedz, że ją kochasz, że jest sensem twojego życia.
Wybuchłam śmiechem.
Chaz nie był zbytnio zadowolony.
-Ok… - niechętnie podniósł się z miejsca.
Z Ryan’em poszliśmy za nim, z kamerką.
-Yyy… Dzień dobry – powiedział Chaz do Wrednej Babki.
-Tak? Co chcesz?
-Kocham panią, jest pani sensem mojego życia.
Bahaha! Jej mina była rozbrajająca.
Chaz jeszcze posłał jej całusa i wrócił do pokoju.
Kiedy pokazaliśmy filmik Justinowi śmiał się przez jakieś 5 min.
Chaz zakręcił butelką.
Serce szybko mi biło.
Modliłam się, żeby nie wypadło na mnie.
Niee!!!
Butelka zatrzymała się idealnie na mnie.
Chaz zatarł ręce.
Spojrzałam na niego błagalnie.
-Pocałuj Ryana.
Posłałam mu mordercze spojrzenie.
Spojrzałam na Justina.
Gotowało się w nim ze złości, ale nic nie mówił tylko przewiercał wzrokiem mnie i Ryana.
Pokazałam środkowy palec Chazowi.
-Całuj – powiedział.
Spojrzałam na Ryana.
Siedział uśmiechnięty.
Przysunęłam się do niego i ze złością musnęłam jego usta.
-To nie był pocałunek – stwierdził Chaz.
-A co, ku**a?! – nie wytrzymał Bieber.
Wstał i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
Wszystkich nas zszokowała jego reakcja.
-Wow. A jednak dał radę się podnieść – powiedział Chaz.
Bez zwiększysz skrupułów podeszłam do niego i uderzyłam w twarz.
-Dzięki – powiedziałam z sarkazmem – Naprawdę dzięki… NIENAWIDZĘ WAS!!
W moich oczach pojawiły się łzy i zaczęłam płakać.
Miałam dość humorów Biebera i po prostu wszystkiego...
To było już dla mnie o wiele za dużo jak na jeden dzień.





Ok. Jest kolejny rozdział ;D Mam nadzieję, że się Wam podoba :)
Baardzo dziękuję za wszystkie komentarze do poprzednich rozdziałów <3