czwartek, 20 października 2011

II rozdział 11

-Siema – do mojego domu wszedł Matt.
-Puka się. Jest ósma rano, Matt… Jak ja wyglądam… – chciałam być stanowcza, ale kiedy złapał mnie za biodra i okręcił wokół siebie nie potrafiłam się nie uśmiechnąć.
-Tak? Poczekaj. Zaraz wracam – chłopak też się uśmiechnął i zniknął za drzwiami wejściowymi.
Po chwili usłyszałam pukanie.
-Proszę! – krzyknęłam rozbawiona.
-Nie słyszę!! – usłyszałam głos Matta po drugiej stronie drzwi.
Roześmiałam się i otworzyłam mu.
-O. Matt. Miło cię widzieć. Nie spodziewałam się tu ciebie – udałam zaskoczenie.
Uśmiech blondyna się pogłębił.
-Ale seksownie wyglądasz – powiedział pochłaniając mnie wzrokiem – Synek w domu?
-Tak – pokazałam mu język, jak pięciolatka – Tak się składa, że ogląda bajki.
Matt wszedł do środka, a ja zamknęłam za nim drzwi.
-Jak myślisz? Zgodzi się, żebym mu potowarzyszył? – spytał niebieskooki.
-Spytaj się go – uśmiechnęłam się czule.
-Okeey… A gdzie macie telewizor? – spytał po chwili wahania.
Zaśmiałam się.
-Poszukaj – uśmiechnęłam się tajemniczo i poszłam w stronę łazienki, żeby doprowadzić się do porządku.
-Czekaj, czekaj – Matt pobiegł za mną – Myślisz, że ja tu coś znajdę? Mój dom jest jakieś dwadzieścia razy mniejszy…
-Powodzenia życzę – zamknęłam mu drzwi przed nosem.
-A właściwie to po co wam taki duży dom? – Matt nie ruszył się spod drzwi łazienki.
-A bo ja wiem. Justin nie ma już na co wydawać pieniędy – odpowiedziałam wchodząc pod prysznic.
-Ugh. Dobra. Idę szukać, ale jak nie wrócę do jutra, to wezwij pomoc – powiedział, a ja parsknęłam śmiechem – Widzisz? Potrafisz być wesoła – nie widziałam go, ale w jego głosie słychać było, że się uśmiecha.
-No szukaj, szukaj. To może zająć ci sporo czasu – odezwałam się spod prysznica.
-Dobra. Wyruszam na poszukiwania telewizora – usłyszałam, że się oddala i odetchnęłam z ulgą.
Kiedy o nim myślałam bezwiednie się uśmiechałam.


-Wow! Znalazłeś telewizor! – weszłam do pokoju, w którym siedział mój maluszek z Matt’em.
-Mamo! Matt opowiada mi o tym jak ty i tata byliście mali! – chłopiec był roześmiany od ucha do ucha.
Chłopcy chyba znaleźli wspólny język.
-O czym mu opowiadasz…? – spojrzałam pytająco na Matta i przysiadłam się do nich.
-A o tym i owym… - Matt zrobił tajemniczą minę.
Kiedy spojrzałam na Drewa chłopiec miał identyczną minę.
Wybuchnęłam śmiechem. Mój niebieskooki znajomy był chyba autorytetem dla Drewa.
-Oj, chłopcy, chłopcy – westchnęłam i wstając zmierzwiłam włosy synka.
-Mamuś… Mogię zaćymać Matta?
Znowu nie powstrzymałam śmiechu.
-Jak to zatrzymać? – powiedziałam rozbawionym głosem.
-No… Mieśkałby ź niami i by się zie mnią bawij…
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Kotku… To nie do końca takie proste… Ale Matt na pewno będzie nas często odwiedzał – powiedziałam do maluszka.
-Jak tata? – w oczach chłopca zagościł smutek.
Od razu zachciało mi się płakać.
-Nie, szkrabie. Będę do was wpadał codziennie. Co ty na to? – Matt uśmiechnął się do Drewa.
-Dobzie! – chłopiec zarzucił rączki na ramiona blondyna.
Nie potrafiłam się nie uśmiechać patrząc na nich.
W pewnym momencie spojrzenie moje i Matta się spotkały.
Poczułam to dziwne uczucie, które zawsze we mnie powodował.
Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam szczery uśmiech. Tak. Naprawdę szczery.
-A teraz mamo mozieś iść. Ziośtaw nas siamych, dobzie? – maluszek spojrzał na mnie poważnie.
Uniosłam rozbwiona brwi.
-Zabierasz mi synka, Matty – powiedziałam oskarżycielsko do blondyna.
-Nie, mamuś! – chłopczyk podbiegł do mnie, a ja wzięłam go na ręce. Chłopiec odgarnął wgłosy przykrywające moje ucho - Popjuśtu na chwije naś ziośaw, okej? Później ci go oddam – wyszeptał chłopiec.
Z trudem powstrzymywałam kolejny wybuch śmiechu.
-Dobrze. Do zobaczenia – uśmiechnęłam się do nich jeszcze raz i wyszłam z pokoju. Kiedy odeszłam na według mnie wystarczającą odległość pozwoliłam sobie na atak śmiechu.


-Masz niesamowitego synka – Matt wszedł cicho do mojej sypialni.
-Wiem – uśmiechnęłam się – A co on robi?
-Zasnął.
-Udało ci się nakłonić go do spania w dzień?! – spytałam zszokowana.
-Widzisz – uśmiechnął się.
-Jesteś cudotwórcą, Matt! – wykrzyknęłam, a on przyłożył mi palec do ust.
-Obudzisz go, Jenny – musnął moje usta, a później wpił się w nie z uczuciem.
-Dziękuję… że jesteś… - wyszeptałam.
-Do usług – uśmiechnął się czule i pocałował mnie w nos – Justin nawet nie wie co traci.
Spóściłam głowę i przygryzłam nerwowo wargę.
Chłopak podniósł moją twarz.
-Dzwonił do ciebie chociaż raz od wczoraj? – spytał Matt.
-Nie… Ale ma dużo pracy…
Chłopak patrzył mi smutno w oczy.
-Ja bym do ciebie dzwonił, nawet gdybym nie miał czasu oddychać – powiedział cicho Matt, a ja z niewiadomych przyczyn wiedziałam, że mówi prawdę.
Niebieskooki znowu wpił się w moje usta, ale ja przerwałam pocałunek odpychając go lekko.
Pokręciłam głową i usiadłam na łóżku, a on obok mnie.
Patrzył na mnie pytająco.
-Jestem z Justinem, Matt… - powiedziałam lekko drżącym głosem.
-Nie szkodzi, Jenn. Nie chcę rozwalać ci rodziny. Nie chcę, żebyś z nim zrywała. Chcę po prostu przez chwilę ciebie mieć. Chcę ci pomóc. Chcę, żebyś znowu szczerze się uśmiechała. Tylko tyle. Kiedy tylko będziesz chciała zniknę z twojego życia tak, jakbym nigdy się nie pojawiał – chłopak patrzył mi czule w oczy i gładził po policzku.
Jego słowa spowodowały, że łzy pojawiły się w moich oczach.
A co, jakbym wybrała go, a nie Justina…? Gdyby Jake kiedyś, dawno temu nie wtrącał się w moje życie?? Gdyby to Matt był ojcem mojego dziecka… Tak zapragnęłam cofnąć czas... chociaż nie chciałam oddawać żadnego wspomnienia związanego z Bieberem.
Matt musnął mój policzek i popchnął mnie lekko do pozycji leżącej.
Nachylił się nade mną i zaczął zachłannie całować moje usta.
Wtedy mój telefon zaczął dzwonić. Sięgnęłąm po niego z nadzieją głęboko w sercu, że to Justin.
‘Mama’.
Z frustracji rzuciłam telefonem i wpiłam się w usta Matta. Lekko zaskoczony chłopak kontynuował pocałunek.
-Kocham cię, Jenny… - wyszeptał Matt.
-Ja ciebie też… - odpowiedziałam prawie niesłyszalnym głosem.
Niebieskooki zaczął muskać mój szyję i dekolt, a po moim całym ciele przebiegał przyjemny dreszcz.
Spojrzał mi w oczy, tak jak to tylko on potrafił i wpił się w moje usta. Zdawało mi się, że z każdym pocałunkiem robi to coraz bardziej uczuciowo.
-Matt, przestań. Mały może się obudzić i tu wejść… - powiedziałam z trudem się na to zdobywając.
Chłopak momentalnie się ode mnie odsunął, ale po chwili jeszcze raz musnął moje usta.
-Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać – posłał mi uśmiech grzecznego chłopca.
Wywróciłam oczami, ale też się uśmiechnęłam.
Mój telefon znowu zaczął dzwonić. W pewnym sensie poczułam ulgę, że przeżył.
-Tak? – odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
-Cześć, skarbie – poczułam motyle w brzuchu. Jak można do cholery być zakochaną w dwóch chłopakach na raz?!
-Hej – powiedziałam niepewnie, starając się, żeby mój głos niczego nie zdradził – Jak tam podróż i wgl? Jesteś już na miejscu…? Tam gdzie miałeś być…
-Jestem, jestem. Przepraszam, że dzwonię dopiero teraz, ale…
-Tak. Wiem. Nie miałeś czasu. Praca, praca, praca… - powiedziałam niezadowolonym tonem.
-Jenny…
-Oj, co ja mówię nie tak? Taka jest prawda.
Justin chwilę się nie odzywał.
-Co robisz, mała? – spytał mnie.
-Matt jest u nas – zaryzykowałam. Chciałam, żeby był zazdrosny.
-Uhm… - jego głos nie brzmiał na zadowolony – A co u Drewa?
-Śpi. Rozumiesz?? Matt się z nim bawił i udało mu się go uśpić. Jest niesamowity.
Usłyszałam niezadowolone cmoknięcie po drugiej stronie telefonu.
Prawie się uśmiechnęłam.
-Uważaj na niego, co? – poprosił.
-Co? Czemu? Na Ryana i Chaza nigdy nie kazałeś mi uważać.
Justin chwilę nie odpowiadał.
-Hej. Muszę kończyć. Kocham was – powiedział dość bezbarwnym głosem.
-Czemu musisz kończyć?
Znowu cisza.
-Cześć – rozłączył się.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
Umierał z zazdrości. To już coś. Wyglądało na to, że chyba jednak mu na mnie chociaż trochę zależy.
-Bieber kazał ci na mnie uważać? – spytał Matt sięgając do paczki chipsów, leżącej na szawce niedaleko łóżka, na którym siedzieliśmy.
-Taaa…
-Nie dziwię mu się – Matt uśmiechnął się szelmowsko i spróbował mnie pocałować, ale nie pozwoliłam mu na to.
-Na dziś wystarczy. Nie jesteśmy razem, Matt…
Chłopak był zawiedziony, ale pokiwał głową ze zrozumieniem.
Przez jakąś godzinę, dopóki Drew się nie obudził rozmawiałam z Mattem… o wszystkim. To niesamowite jak dobrze mi się z nim gadało. Napięcie, które zawsze przy nim czułam zaczęło powoli mijać.

____________________________________________
Tadadadam! xD Haha :) Jak się podoba to komentujcie, a jak nie to piszcie zastrzeżenia... ;) <3 

niedziela, 16 października 2011

II rozdział 10

   -Paaa – powiedziałam, a Bieber wpił się w moje usta.
-Hej, mała – przytulił mnie czule.
-Pa, tatusiu – odezwał się Drew, a warga mu drgała.
-Misiu – Justin wziął maluszka na ręce i przytulił go mocno – Wrócę, kotku. Niedługo się zobaczymy, okey?
Chłopiec pokiwał głową ze szklanymi oczkami.
Bieber musnął jego policzek i postawił na ziemi.
-Cześć – Biebs wsiadł do samochodu i pomachał nam odjeżdżając.
Nie było mi smutno i Justin to widział. Byłam po prostu zmęczona… Chyba te wyjazdy stały się już dla mnie czymś normalnym.
-Nie martw się, kochanie – przytuliłam Drewa, który patrzył za oddalającym się samochodem Justina – On wróci… kiedyś – dodałam z zaciśniętymi ustami.
Chyba jednak ciągle czułam do niego urazę, że nas tak zostawiał.
-Chcesz iść do Maxa, Drew? – spytałam maluszka starając się poprawić mu jakoś humor.
Chłopiec energicznie skinął głową i automatycznie oczka mu się zaświeciły.
-No to idziemy do Maxa! – zarządziłam wymuszając uśmiech.
Zaprowadziłam chłopca do kolegi, a mały od wejścia wypytywał się tylko, czy jest Angel.
Westchnęłam. Ta dziewczynka nie była dla niego odpowiednia, ale… Miałam nadzieję, że Drew przejrzy na oczy.
Mendy zaprosiła mnie na kawę, ale odmówiłam. Nie czułam się ostatnio za dobrze i nie miałam ochoty.
Wolałam wrócić do domu i pobyć chwile sama. Przemyśleć dużo ważnych spraw.
-Heeej – kiedy szłam w stronę naszej posiadłości podbiegł do mnie Matt.
Naprawdę tylko jego brakowało.
-Cześć – uśmiechnęłam się smutno.
Nie wiem czemu, ale nie potrafiłam niczego przed nim udawać.
-Bieber wybył? – spytał, jak to miał w zwyczaju pochłaniając mnie wzrokiem.
-Taa – powiedziałam niewesoło.
-Ale nie to cię martwi, prawda?
Spojrzałam na niego zdziwiona.
Ale on był wysoki. Może nie przewyższał jakoś szczególnie Justina, ale mój mąż też niski nie był.
-Martwi mnie dużo rzeczy… - powiedziałam wymijająco.
-Np.?
-A to twój interes? – spytałam.
Matt wzruszył ramionami.
-Niby nie.
-Czemu ‘niby’?? – zirytowałam się.
-Bo myślę, że mogę cię zrozumieć i… że sporo nas łączy…
-Niby co???
Chłopak spojrzał mi w oczy, a ja bezwiednie zadrżałam.
-Nie czujesz tego? – spytał ujmując delikatnie moją dłoń.
Poczułam silne mrowienie na skórze.
Wyrwałam mu się i nie patrząc na niego poszłam przed siebie.
-Czemu mnie nie lubisz?? – rzucił za mną.
Zatrzymałam się i niechętnie odwróciłam.
-Dlaczego tak myślisz? – westchnęłam.
-Bo to okazujesz?
Znowu westchnęłam.
Stałam tam tak i nie wiedziałam co mam powiedzieć i zrobić. On działał tak na mnie za każdym razem.
-To nie jest tak, że cię nie lubię… - zaczęłam niepewnie.
-A jak?
Przygryzłam niepewnie wargę.
-Zamierzasz odpowiedzieć, czy nie? – zaśmiał się blodnyn, kiedy nie udzielałam mu odpowiedzi dobre 2 minuty.
-Umm…
Matt podszedł do mnie bliżej i spojrzał mi w oczy.
Stał tak chwilę, po czym musnął moje usta.
Zszokowało mnie to totalnie.
Z emocji, jakie wzbudziły we mnie zwykły całus zakręciło mi się aż w głowie.
-Matt… - jęknęłam, a on przyłożył mi palec do ust i spróbował znowu mnie pocałować.
Odepchnęłam go mocno.
-Co ty robisz?! – wrzasnęłam – A Justin?! A paparazzi?!?!
-Nie widzę tu nikogo z nich w pobliżu – uśmiechnął się do mnie.
-Ugh – poszłam w stronę domu i z trudem stawiałam kroki, bo nagle zapomniałam jak się chodzi.
-Odezwę się!! – krzyknął za mną, a ja zignorowałam jego słowa i najszybciej jak mi się udawało poszłam do domu.
Sprzed oczu nie znikał mi obraz uśmiechniętego szeroko chłopaka z niesamowicie niebieskimi oczami.
Kiedy weszłam do domu obraz nasilił się jeszcze bardziej, a w brzuchu czułam dziwne uczucie, które nie towarzyszyło mi ani razu, nawet kiedy przebywałam z Justinem.
Mój telefon zaczął dzwonić.
-Halo? – odebrałam.
-Słuchaj… Mogę do ciebie przyjść? – to był Matt.
Chwilę nic nie mówiłam.
-Jenn?
-Jak chcesz – odpowiedziałam.
-Zaraz będę – rozłączył się.
Co ja do cholery najlepszego wyprawiam?!
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi.
Wahałam się, czy otworzyć.
Usłyszałam dzwonek jeszcze raz i podeszłam do drzwi niepewnym krokiem.
Wpuściłam go do środka.
Żadne z nas nie miało odwagi zacząć rozmowy.
Matt przygryzł wargę, a ja poczułam motyle w brzuchu.
Jakim cudem?!?!
Chłopak po chwili niepewności pogładził lekko mój policzek i wpił się w moje usta. Nie potrafiłam go odepchnąć.
Matt zaczął całować mnie namiętnie, a ja pod wpływem impulsu odwzajemniałam pocałunki.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jakie pożądanie we mnie wzbudzasz – powiedział Matt lekko zdyszanym głosem – Powstrzymuję się przed tym odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem… Jeśli mam przestać to powiedz – niebieskooki wsunął mi rękę pod jeansy.
Nie byłam w stanie myśleć. Nie przy nim.
Chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
Wszystko działo się za szybko… Ocknęłam się dopiero, kiedy było już za późno.
Leżałam z Mattem przytulona w łóżku. Było cudownie, ale sumienie zżerało mnie od środka.
-Nie martw się niczym. Przy mnie nie będziesz się martwić – chłopak wpił się w moje usta. Wszystko robił z takim uczuciem, że aż zapierało mi dech.
-Matt… Drew zaraz wróci – powiedziałam żałosnym głosem.
-To chyba wypadałoby się ubrać – zrobił zabawną minę, a ja nie potrafiłam powstrzymać rozbawionego uśmiechu – Justin nie musi o tym wiedzieć… Go i tak nigdy nie ma… - powiedział nie patrząc mi w oczy i wciągając na siebie spodnie.
Patrzyłam na niego lekko szklanymi oczami.
Zdradziłam go... Justina… Ale on też mnie zdradzał… Chociaż wydaje mi się, że nie aż w takim stopniu… Czułam się jak ostatnia dziwka.
-Jenny… - Matt pogładził mnie delikatnie po policzku.
Potrzebowałam tej bliskości… Tej bliskości, którą Justin zapewniał mi ‘od święta’. Potrzebowałam jej na co dzień.
-Mała… Nie bądź smutna. Czemu bez przerwy jesteś smutna? – przytulił mnie do siebie.
-Idę doprowadzić się do porządku. Druga łazienka jest… idziesz prosto i w lewo – wywinęłam się z jego uścisku i poszłam do łazienki. Dopóki nie zniknęłam za drzwiami czułam jego wzrok na sobie.
Wiem, że on chciał dobrze, ale… Nie wiem, czy tylko mnie nie pogrążał.
Kiedy wyszłam chłopak siedział na moim łóżku i przeglądał album ze zdjęciami.
-Gdzie go znalazłeś? – spytałam zszokowana. Szukałam go niedawno i za nic nie mogłam znaleźć.
-Pod łóżkiem – mrugnął do mnie – Skarpetek szukałem.
Roześmiałam się i przyjrzałam się fotografiom, na których w większości byłam ja, Justin i malutki Drew.
-Zawsze masz ten smutek w oczach… - powiedział Matt.
Przyjrzałam się sobie na zdjęciach.
-Może mam takie oczy...
-Nie masz. Jak się w tobie zakochałem to nie miałaś.
Opuściłam wzrok próbując powstrzymać łzy napływające mi do oczu.
-Jestem chyba jakaś psychiczna. Płaczę kurde ciągle – westchnęłam ocierając łzę, która spłynęła mi po policzku.
-Nawet tak nie mów! Po prostu życie cię przerasta i wcale ci się nie dziwię – przygarnął mnie do siebie i czule gładził mi plecy – Jesteś najpiękniejsza na świecie, Jenn. Nie możesz płakać – niebieskooki założył mi kosmyk włosów za ucho i uśmiechnął się tym uśmiechem, który powodował, że z jednej strony miałam ochotę wpić się w jego usta i po prostu zedrzeć z niego ubrania, a z drugiej chciałam uciekać, bojąc się konsekwencji.


-Mamo, mamo – chłopiec został przyprowadzony przez Mendy dosłownie minutę po wyjściu Matta. Oczy mu się śmiały.
-Co, kotku? – uśmiechnęłam się do niego czule i wzięłam na ręce.
-Źgadnij – chłopczyk uśmiechnął się szeroko.
-Umm…
-Andziej ziapjosija mnie na ujodziniy!!! – Drew tryskał radością.
-To świetnie – powiedziałam wesoło, chociaż wcale tak nie sądziłam.
Zaprosiłam Mendy do siebie, ale odmówiła mówiąc, że zostawiła dzieci z mężem, a on totalnie nie potrafi ich upilnować.
Drew był taki szczęśliwy, że nie potrafił usiedzieć w miejscu.
Uznałam, że puszczenie go do Maxa było najgenialniejszym pomysłem na poprawienie humoru maluszkowi.

_______________________________
Umm... Oceńcie... <3

poniedziałek, 3 października 2011

II rozdział 9

Kiedy przyszłam z kawą Matt i Justin rozmawiali w najlepsze.
Zauważyłam, że Matt dosłownie pochłania mnie wzrokiem.
Udałam, że nie widzę.
-Pięknie wyglądasz, Jenney – uśmiechnął się do mnie przyjaciel Biebera.
-Dziękuję – odwzajemniłam uśmiech, siadając obok Justina.
Biebs objął mnie delikatnie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
-Mamuś… - do pokoju wszedł Drew mrużąc zaspane oczka. Wdrapał mi się na kolana, a ja przytuliłam go do siebie.
-Cześć, szkrabie – uśmiechnął się Matt.
Chłopczyk zmierzył go zaciekawionym wzrokiem.
-Cieść – odpowiedział – Źniamy się?
Nie potrafiłam powstrzymać wybuchu śmiechu.
-Ciemu się śmiejeś, mamo? – spytał mnie zdziwiony synek.
-Tak mi jakoś wesoło – musnęłam jego policzek – Matt, to przyjaciel twojego taty. Teraz będzie mieszkał w pobliżu.
-A ma dzieci? – standardowe pytanie każdego dziecka.
-Nie ma – odpowiedziałam mu.
-Śkoda… - westchnął maluszek, a Justin się do niego uśmiechnął – Nie pać tak na mamę – chłopczyk posłał wrogie spojrzenie Matt’owi zawieszając się na mojej szyi.
Matt udał, że nie wie o co chodzi, a ja uśmiechnęłam się lekko. Mój kochany Drew. Ogólnie rzecz biorąc to zaskoczyła mnie trochę jego spostrzegawczość.
-Nie udwaj. Mama ma męzia – powiedział chłopiec przeszywając Matta wzrokiem.
Spojrzenie Biebera też jakby stało się bardziej podejrzliwe.
-No, to wy sobie rozmawiajcie, panowie, a ja idę… - nie mogłam wymyślić gdzie.
-Do pokoju. Pomedytować – podpowiedział mi Drew na ucho, a ja parsknęłam śmiechem.
Po rozbawionej minie Justina uznałam, że oni też to usłyszeli.
-Dokładnie – uśmiechnęłam się i przekazując chłopca jego tacie wstałam z miejsca.
Justin złapał delikatnie moją dłoń.
-Zostań – poprosił.
-No to, ja się zbieram – Matt wstał z miejsca - Odprowadzisz mnie do drzwi, Jenn?
Moje serce zaczęło wariować.
-Odprowadzę – westchnęłam.
Chłopak otworzył drzwi, ale przedtem spojrzał mi głęboko w oczy i pogładził palcem mój policzek.
-Do zobaczenia, Jenny – uśmiechną się do mnie i wyszedł.
Przez chwilę nie byłam w stanie się ruszyć. Czułam się jak zahipnotyzowana.
Na szczęście po chwili się otrząsnęłam i wróciłam do salonu.
-Wszystko w porządku? – spytał mnie Justin przyglądając mi się.
Skinęłam głową.
-Wszystko – uśmiechnęłam się.
Bieber postawił Drewa na ziemi i przytulił mnie do siebie.
-Kłamiesz – szepnął mi na ucho i muskając mój policzek poszedł dalej, mówiąc Drew’owi, że się z nim pobawi. Justin nie odwrócił się już na mnie.
Przygryzłam nerwowo wargę. Nie podobało mi się to wszystko.

-Co jest do cholery pomiędzy tobą, a Mattem?! – spytał Justin podniesionym głosem - Nawet nasze dziecko to widzi!
Było już po 21:00 i mały słodko spał.
Od wizyty swojego przyjaciela Bieber nie odzywał się do mnie słowem.
-Nic pomiędzy nami nie ma – powiedziałam nie patrząc mu w oczy – Mały powiedział tylko, że Matt się na mnie dziwnie patrzy. A ty obwiniasz mnie. Co ja niby zrobiłam??
Spojrzałam mu w oczy, a jego złość, jakby zaczęła mijać.
-Przepraszam… - westchnął – Jestem zazdrosnym palantem.
Uśmiechnęłam się do niego lekko, a on wpił się w moje usta.
Odgarnął czule kosmyk włosów z mojej twarzy.
-Ale trzymaj się od niego z daleka, co? Nie podoba mi się, jak on na ciebie patrzy… Chociaż jest moim przyjacielem… Wiem, że tobie nikt nie potrafi się oprzeć – musnął moje usta.
Westchnęłam.
-To może być trochę trudno z racji, że będzie mieszkał blisko… - powiedziałam – Ale ja też nie mam ochoty się z nim spotykać.
Justin uśmiechnął się do mnie.
-Wiesz, co? Z tych lat przez które jestem z tobą nie pamiętam niczego tak wyraźnie, jak spotkań z tobą i małym. Myślę, że to dlatego, że tylko wy się dla mnie liczycie – powiedział Bieber muskając moją szyję.
Nie wiem czemu, ale przyjęłam to jako słabe kłamstwo.
-Mała? – spojrzał mi w oczy.
Nie wiem czemu, ale nie czułam dziś tej magii pomiędzy nami…
Justin pociągnął lekko za nogawkę moich spodni.
Pokręciłam głową i podciągnęłam jeansy.
Spojrzał na mnie pytająco.
-Nie mam ochoty – powiedziałam, siadając na łóżku.
To był chyba pierwszy raz. Pierwszy raz, kiedy mu odmówiłam.
-Okey – wyglądał na lekko dotkniętego, ale usiadł obok mnie i objął ramieniem – Jesteś zła, że wyjeżdżam?
-Nie zła. Smutna – powiedziałam patrząc na swoje stopy.
Podniósł moją twarz i po raz kolejny zajrzał w moje oczy, widocznie nie mogąc niczego z nich wyczytać.
-Nie wiem czy nie wolałem, jak się na mnie darłaś przed wyjazdem.
-Bo zgadzałam się na sex? – uniosłam brwi wstając z miejsca.
-Jenn. Przestań. Dlatego, że teraz jesteś taka… Obojętna – wzruszył ramionami i przytulił mnie.
-Nie jestem obojętna tylko smutna… - odpowiedziałam.
-Niech ci będzie… - westchnął – Nawet smutna jesteś hot – pogładził mój policzek.
Wywróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się lekko.
-No widzisz. Uśmiech. Tak trzymaj – musnął moje usta – Nie lubię jak jesteś smutna.
Położyłam głowę na jego ramieniu.
-Wracaj szybko – poprosiłam – Cii – uciszyłam go, kiedy chciał się odezwać – Nie mów, że szybko wrócisz, czy ‘obiecuję’, bo ja nie uwierzę. Po prostu się postaraj. Nie chcę się na nic nastawiać.
Bieber był smutny. To było widać.
-Okey – odpowiedział i położył się do łóżka, po chwili położyłam się obok niego.
-‘W tym kalifornijskim królewskim łóżku jesteśmy oddaleni o dziesięć tysięcy mil’ – zanucił Bieber – Chodź bliżej, kurde, bo nawet ręką cię nie dosięgam – jęknął Justin.
Zaśmiałam się i przysunęłam się bliżej Biebsa.
-No, tak lepiej – objął mnie czule i zasnęliśmy przytuleni.

___________________________________
Czuję, że ostatnio nawalam... Sorry za takie rozdziały...