sobota, 8 czerwca 2013

II rozdział 38

Siedziałam po turecku na łóżku i w zamyśleniu przyglądałam się ruchom Justina, szukającego czegoś w szafie.
Wyczuł na sobie moje spojrzenie i jego ciało jakby minimalnie się rozluźniło, ale nie przerwał czynności.
Byłam ciekawa czy był zły o ostatnie dni.
Za momenty, w których wychodziłam nocą z łóżka, bo nie byłam w stanie znieść jego obecności, chociaż jego ciało nawet nie stykało się z moim.
Za to, że nie chciałam nic jesć.
I za to, że jedyne słowa, które do niego wypowiadałam były oschłe i bez znaczenia. A on ciągle się starał.
Całymi dniami siedziałam albo w pokoju albo w ogrodzie, praktycznie się nie ruszając, tylko tępo wpatrując w przestrzeń.
Przez te wszystkie godziny myślałam o tysiącach rzeczy i osób, a w szczególności o Jasonie.
Nie rozumiałam tego, co się wydarzyło i starałam odgrodzić się od tego wielkim, grubym murem.
Niestety, widocznie byłam na to jeszcze za słaba.
Ale bez przerwy próbowałam.
Justin nie znalazł tego czego szukał, ale niepewnie odwrócił się w moją stronę.
Uśmiechnął się do mnie.
Wpatrywałam się w niego bezcelowo i nie potrafiłam zmusić się do tego, żeby odwzajemnić uśmiech.
Bieber westchnął głęboko i zobaczyłam powrót smutku na jego twarz.
Przypomniała mi się jego wczorajsza rozmowa z Jake’iem, którą przypadkiem usłyszałam.
-Muszę jakoś niedługo wyjechać – oznajmił Justin - Moja kariera ostatnio mocno się zatrzymała. Jenn sobie poradzi. Myślę, że nawet lepiej jej będzie beze mnie.
Jake przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.
-Ona cię potrzebuje – powiedział w końcu.
-Serio? – parsknął Bieber z irytacją – Nie rozmawia ze mną, nie pozwala się nawet dotknąć i mówię tu o zwykłym dotyku. Nie śpi przy mnie, a nawet ze mną nie rozmawia! Jesteś pewny, że ptrzebuje??
-To twoje życie – odpowiedział sucho Jake, a Justin wyszedł trzaskając drzwiami.
Kiedy skończyłam rozmyślenia, Justin nadala na mnie patrzył.
Zdziwiło mnie to.
-Gdzie jesteś myślami Jenn, kiedy stajesz się nieobecna? Kiedy patrzysz, a nie widzisz? – zapytał.
Wpatrywałam się w niego, nie odpowiadając.
-Martwię się o twój stan, Jenny – powiedział znów wzdychając – Tyle, że przy Drew zachowujesz się normalnie, jak dawniej, co znaczy, że nie jest to uraz psychiczny, tylko po prostu z jakichś cholernych powodów nie chcesz ze mną rozmawiać – powiedział z każdym słowem stając się coraz bardziej zły – Nie mogłabyś mi wytłumaczyć?! Dlaczego jesteś dla mnie niedostępna pod każdym względem?! Dlaczego każdego dnia łamiesz moje serce na coraz drobniejsze kawałki?! – dostrzegłam łzy w jego oczach, zanim zdążył odwrócić głowę.
Czułam obezwładniający smutek, żal. Chciałam przytulić go i nigdy nie puszczać. Ale z jakichś powodów nie potrafiłam.
-Codziennie próbuję – mówił dalej, nie patrząc na mnie – Próbuję się do ciebie zbliżyć. Wyciągnąć od ciebie chociaż jedno istotne słowo!! Czy to takie trudne, Jenn?! Odezwać się do mnie?! – krzyknął sfrustrowany, znowu kierując spojrzenie na mnie.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo – powiedziałam drżącym głosem.
Rysy Justina momentalnie złagodniały.
Potrzedł do łóżka i przytulił mnie, mimo moich protestów.
-Jenn, Jenn, spojrz na mnie – mówił stanowczo, ale w jego głosie słyszałam przebrzmienie powstrzymywanego płaczu – Spójrz.
Skierowałam zaszklone oczy na niego.
-Chcę cię z powrotem, Jenny – mówił desperacko – Poradzimy sobie ze wszystkim, jasne? Masz  mnie, mała, nie musisz wszystkiego w sobie dusić. Pozwól wrócić dawnej Jenn – chciałam coś powiedzieć, ale mi nie pozwolił – Wiem, wiem. Nic nie będzie jak dawniej, ale… Jenn, spróbuj. Bo zabijasz i siebie i mnie.
Przygryzłam wargę, a po moim policzku spłynęła łza.
-Wiem, że potrafisz wybudzić się z tego dziwnego stanu, maleńka – mówił dalej, ocierając delikatnie mój policzek, po czym łapiąc moją rękę, którą chciałam strącić jego dłoń  – Ty też o tym wiesz, ale łatwiej jest tkwić w czymś takim, prawda? Tylko im dłużej będziesz odpychać od siebie ludzi i budować wokół siebie niewidzialną barierę, tym trudniej będzie ją przekroczyć. Nie wiem Jenn, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale wcale tego nie chcesz. Nie chcesz skończyć zagłodzona na śmierć, zamknięta w swoim świecie.
-Skąd wiesz? – zapytałam.
Wpatrywał się we mnie bez słów, ale jego oczy mówiły wszystko. O jego bólu, bezradności, miłości…
-Nie odpowiedziałeś – przypomniałam.
-Jak ty na ostatnie tysiąc pytań – odpowiedział.
-Zostaw mnie – powiedziałam twardo.
-Jenn, wiem, że ty też mnie kochasz. Po prostu wytłumacz dlaczego tak się zachowujesz, a dam ci spokój – mówił błagalnie.
Nie odpowiedziałam.
Podniósł się z łóżka.
-Dlaczego nie możesz… - westchnął – Spytaj o coś. O cokolwiek. Zawsze tyle pytasz… Dlaczego teraz tego nie robisz?
Wpatrywałam się w niego długo, ale on nie odpuszczał i też patrzył na mnie niemal bez mrugnięcia.
-Bo tym razem nie chcę znać odpowiedzi, Justin – powiedziałam, a do moich oczu na nowo napłynęły łzy.
Odwróciłam głowę i wcisnęłam ją w poduszkę.
Przygryzłam wargę, z całej siły starając się nie rozpłakać.
Po chwili poczułam czyjąś rękę na swoich plecach.
Justin gładził delikatnie moje plecy, a ja bezgłośnie płakałam w poduszkę.
Bieber objął mnie w talii i pomimo protestów podniósł, obrócił w swoją stronę i przytulił.
-Jenn – westchnął i musnął wargami mój wilgotny policzek.
Spojrzał mi w oczy i delikatnie otarł mi łzy opuszkami palców.
Znowu musnął mój policzek, tym razem bliżej ust, a ja poczułam znajome uczucie w brzuchu. Składał kolejne drobne pocałunki blisko siebie, coraz bardziej zbliżając się do ust. W końcu, kiedy prawie do nich dotarł, przeniósł pocałunki niżej, na moją szyję.
Cicho jęknęłam.
Poczułam, że się uśmiecha.
Tak bardzo potrzebowałam jego bliskości w tej chwili. Odepchnęłam od siebie wszystkie złe myśli i po prostu pozwalałam mu na czułości.
Jego ręka powoli wsunęla się pod moją bluzkę, a pocałunki zaczęły zniżać się na dekolt.
-Pocałuj mnie – szepnęłam ledwo słyszalnie.
Spojrzał na mnie uśmiechając się łobuzersko.
-Przecież właśnie to robię – po raz kolejny musnął mój dekolt.
-W usta – powiedziałam cicho.
-Umm, nie słyszałem – odpowiedział z niegrzcznym błyskiem w oku.
Popchnął mnie lekko do pozycji leżącej i po chwili znalazł się nade mną.
-Po prostu to zrób – powiedziałam próbując zabrzmieć rozkazująco, ale wyszło to bardziej jak desperacka proźba.
Zaśmiał się cicho.
-Uhmm – zbył mnie składając pocałunki wzdłuż mojej szczęki.
-Justin – jęknęłam w momencie, kiedy rozległ się odgłos dzwonka do drzwi.
Spojrzeliśmy na siebie.
-Idealne wyczucie czasu – powiedział zirytowany Bieber, zsunął się ze mnie i niechętnym krokiem ruszył w stronę drzwi wejściowych – Kto to do cholery może być?

___________________________________
Takie coś...