wtorek, 1 marca 2011

III. Naprawdę?

Z samego rana zadzwoniła do mnie Ann.
-Ej, masz może coś wspólnego z tym, że Justin cały czas siedzi w pokoju z niewidzącym wzrokiem wbitym w okno?
Zamrugałam oczami.
-Że jak?!
-Od wczoraj ma doła. W ogóle się nie uśmiecha i mówi, że nic mu nie jest. Jakoś tego tak nie widzę… Dzwonił do ciebie wczoraj, prawda? O czym gadaliście?
-Może spotkajmy się u mnie, co?
-Nie. U mnie. Musicie sobie wszystko wyjaśnić. Cokolwiek to jest…
-Ok. Bd za 15 minut.
Rozłączyłam się i łapiąc w biegu kurtkę i krzycząc „Wychodzę!” pobiegłam do domu Ann.
Po 12 minutach byłam na miejscu.
Otworzyła mi, zanim zdążyłam zapukać.
-Wow. Nowy rekord? – wyszczerzyła się.
Uśmiechnęłam się lekko.
Weszłam do środka, po czym ruszyłyśmy w stronę jej pokoju.
Justin siedział nieruchomo w salonie.
Naprawdę nie wyglądał na za bardzo szczęśliwego.
Nawet na mnie nie spojrzał… Ale może nie zauważył, że jesteśmy?
-Hej – powiedziałam nieśmiało.
Wyglądało jakbym wybudziła go z jakiegoś transu.
-Cześć – odpowiedział, patrząc na mnie dziwnie.
Nic więcej nie mówił, tylko mi się przyglądał.
-No to może ja was zostawię… - powiedziała Ann i szybko wycofała się do swojego pokoju.
-Nie! – pobiegłam za nią, ale zdążyła zamknąć drzwi na klucz.
Bałam się zostać sama z Bieberem.
-Nie chcesz ze mną zostać nawet przez chwilę? – spytał nieprzyjemnym głosem. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wyczuć, że był urażony moją wczorajszą odmową.
Przeszedł mnie dreszcz, a moje serce uderzało jakieś milion razy na sekundę.
Odważyłam się i usiadłam obok niego.
Jego wzrok tak różnił się od wczorajszego…
Zapadła niezręczna cisza. Nieświadomie przygryzłam dolną wargę.
Justin uśmiechnął się delikatnie.
-Słodka jesteś – powiedział niemal czule.
Zdziwił mnie jego ton. Nie miałam pojęcia, czego mogę się po nim spodziewać.
Spojrzeliśmy sobie w oczy. Poczułam motylki w brzuchu.
-Dlaczego wczoraj przez telefon byłaś dla mnie taka chłodna? – zapytał.
Od początku obawiałam się tego pytania.
Opuściłam głowę.
Delikatnie ujął moją twarz i uniósł ją z powrotem.
-Ej. Powiedz mi – poprosił – Co zrobiłem?
Cała się trzęsłam. Przerażające było to jak on na mnie działał.
Wzięłam głęboki oddech.
-Po prostu było mi przykro, że to Jake’a w pierwszej kolejności zaprosiłeś na mecz… - powiedziałam nie patrząc mu w oczy. Dopiero teraz zrozumiałam jakie to było głupie… Zachowałam się jak rozkapryszona królewna, a przecież Jake mógłby się dobrze bawić na tym meczu. Wiem, że to głupie… ale jak do mnie zadzwoniłeś i powiedziałeś o tych biletach… - łzy napłynęły mi do oczu.
Justin delikatnie mnie przytulił.
-Tylko nie płacz. Proszę – objął mnie mocniej.
Pocałował mnie w policzek i się uśmiechnął.
-Już dobrze? – spytał troskliwie.
Skinęłam potakująco głową.
-Naprawdę nie wiem co mówić… Nie chciałem sprawiać ci przykrości. Naprawdę. Po prostu tego nie przemyślałem i nie chciałem… No właśnie. Bałem się, że mi odmówisz, a kiedy się odważyłem i pomyślałem, że to szansa właśnie mi odmówiłaś – spojrzał mi w oczy – Nie wiedziałem na ile mnie lubisz …
Znowu zachciało mi się płakać, ale Justin w tym momencie niespodziewanie pocałował mnie w usta.
Uśmiechnęłam się. On też.
-No to jak? Idziesz ze mną? – zapytał.
-Mogę iść. Mam tylko jedno pytanie...
Patrzył na mnie wyczekująco.
-Całujesz wszystkie dziewczyny drugiego dnia znajomości?
Roześmiał się.
-Tylko takie śliczne jak ty - uśmiechnął się rozbawiony - Poza tym... Nie znamy się od wczoraj, Jenn! Znamy się bardzo długo. Byliśmy dalszymi sąsiadami, tak?
-Niby tak... - odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech.
-To jak? Pójdziesz ze mną?
-Pewnie – odpowiedziałam i przytuliłam go, ale po chwili pomyślałam o moim bracie.
Zawahałam się, a on to zauważył.
Posłał mi pytające spojrzenie.
-Może nie powinnam iść… Myślę, że lepiej jakbyś wziął ze sobą Jake’a. On już od dawna mówił, że strasznie chciałby iść na ten mecz. A ja… No cóż. Ja i sport… - uśmiechnęłam się mimowolnie przypominając sobie moje beznadziejne zagrania na W-F'ie. Zawsze byłam wybierana do drużyn jako ostatnia
-Ale przecież mówiłaś, że nie ma ochoty iść…
-On tak powiedział tylko dlatego, że mi było przykro. Na pewno chętnie pójdzie – powiedziałam uśmiechnięta.
JB odwzajemnił uśmiech.
-Ok. No to rozumiem, że dasz mi się zaprosić jutro do kina?
-Jasne – musnęłam jego policzek i zaraz się zachichotałam – A Ann ciągle siedzi zamknięta w tym pokoju.
Wyszczerzył się.
-Ann jest super. Pewnie gdyby nie ona dalej byśmy się na siebie złościli.
Pokiwałam potakująco głową i podeszłam do drzwi jej pokoju. Zapukałam delikatnie, a kiedy się nie odezwała, zaczęłam uderzać w drzwi z całej siły.
-Ej! Bo je rozwalisz! – zawołał rozbawiony Bieber.
Po chwili Ann wyszła z pokoju.
-Co jest? Pali się gdzieś? – spojrzała na nasze uśmiechnięte twarze. Podparła ręce na biodrach i pokiwała zadowolona głową – Pogodziliście się – stwierdziła z satysfakcją – A tak w ogóle to o co poszło?
Roześmialiśmy się.
-O głupstwo – odpowiedział Bieber – Już nieważne. Jest ok i to dzięki tobie – podszedł do Ann i ją przytulił – Dzięki – uśmiechnął się.
-Nie ma sprawy – wyszczerzyła się.
-Ja też dziękuję – powiedziałam.
-O. To może chcecie w wyrazach wdzięczności zabrać mnie do McDonalda? Jestem straszliwie głodna.

_________________________
:) Jeśli Wam się podoba to komentujcie. Bardzo liczy się dla mnie Wasza opinia. <3

4 komentarze:

  1. Ekstar :))) :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Blog jest naprawdę fajny ale jedyne co mi się w nim nie podoba to to że wszystko jest takie oczywiste.

    OdpowiedzUsuń