sobota, 5 marca 2011

VI. Ups.

Uff… Nareszcie po lekcjach. Myślałam, że to katowanie nigdy się nie skończy…
Kiedy wyszłam ze szkoły, zauważyłam dwie dziewczyny (na oko trzynastolatki), które bez przerwy się na mnie patrzyły i coś szeptały. Spojrzałam na nie pytająco. Niższa z dziewczyn się speszyła, ale druga pociągnęła ją za sobą w moim kierunku.
-Hej… Wiesz… Bo my… - zaczęła ta mniej śmiała.
-Znasz Biebera? – pomogła jej koleżanka.
Ups.
-A co?
Dziewczyna pokazała mi zdjęcie… Moje i Justina… Całowaliśmy się…
Powiem to jeszcze raz: UPS.
-Skąd to masz? – spytałam.
-Z Internetu.
Westchnęłam. Kurcze… Co ja mam powiedzieć?! Jenn nie panikuj!!
Przyjrzałam się dokładniej zdjęciu. Dlaczego dziś musiałam założyć tę samą bluzkę co wtedy?! Chyba nie było sensu kłamać…
-Taa.. – odpowiedziałam.
-Wiedziałam – wyszczerzyła się wyższa.
-A ta informacja jest wam potrzebna, ponieważ…?
-Bo my kochamy Justina! Krążą plotki, że jest w Stratford! To prawda? Jesteś jego dziewczyną?
Aaaa!!! Niech ktoś mnie uratuje!
Przygryzłam nerwowo dolną wargę.
-Nie. Niestety w Stratford go nie ma… - nie mogłam go wydać. Ale ktoś wiedział, że Justin tu jest… Zrobił zdjęcie… W sumie JB wgl się nie krył… - Sorry, dziewczyny, ale muszę iść.
Pomachałam im ręką, a one zawiedzione, udały się w drugą stronę.
Masakryczny dzień.
Poszłam szybkim krokiem w kierunku domu. Nie chciałam już więcej niespodzianek po drodze. Kiedy wyszłam zza zakrętu, zobaczyłam chłopaka, który rano mnie podwiózł i jego kolegów.
Błagam… Niech mnie tylko nie zauważą.
-Hej laska – powiedział.
NIE!!!
Olałam go i szłam dalej. Jeden z jego kolegów złapał mnie za rękę. Matko! Co jeszcze dzisiaj miłego mnie spotka?! Chyba w depresję popadnę…
-Łapy przy sobie! – próbowałam się wyrwać, ale trzymał mnie mocno.
-Nieładnie kochana potraktowałaś mojego kolegę – spojrzałam na idiotę z auta. Na jego twarzy widać było czerwony ślad po uderzeniu… Nie wiedziałam, że tak mocno mu przyłożyłam – On cię uprzejmie podwiózł, a ty go uderzyłaś… - koleś, który mnie trzymał pokręcił głową z dezaprobatą – Zlalibyśmy cię, ale dziewczyn się nie bije, a my jesteśmy dżentelmenami…
-Taa… - wtrąciłam się.
-Stul dziób! Teraz ja mówię! – wywróciłam oczami. Nie chciałam pokazać, że się ich boję… Ale prawda była taka, że pewnie się nie czułam. Policzyłam, że było ich razem pięciu… Nie miałam szans na ucieczkę… -No to tak, złotko… Jesteś mu winna przeprosiny…
Tylko tyle? Błagam. Żeby nie było w tym haczyka.
-Przepraszam cię – uśmiechnęłam się ze ‘skruchą’ do poszkodowanego.
Udawałam, że się ich nie boję. Chyba dobrze mi szło, bo jakby się zawahał.
-Przeprosiny to nie wszystko.
-Jakiś ty wielkoduszny – zaśmiałam się sarkastycznie.
Niespodziewanie walnął mnie w twarz.
-Dziewczyn się nie bije! – wrzasnęłam i kopnęłam go pomiędzy nogami. Skulił się, próbowałam to wykorzystać i uciec, ale nie miałam jak. Jego koledzy mnie przytrzymali.
Poturbowany zaczął rzucać we mnie wszystkimi przekleństwami jakie ślina na język mu przyniosła.
Gapiłam się na niego z lekkim uśmiechem.
To go totalnie rozwścieczyło. Kazał kolegom trzymać mi ręce i nogi. Zaczęłam wrzeszczeć i się wyrywać.
Nagle jeden z chłopaków się odezwał.
-A to nie jest siostra Jake’a? – spytał przerażony.
Wszystkich zamurowało.
-Jesteś JEGO młodszą siostrą?
Na mojej twarzy pojawił się zwycięski uśmiech.
-Tak – odpowiedziałam.
-Kurwa. Dlaczego akurat ty musisz być taką dziwką? Zmywamy się chłopaki.
-Sorry i w ogóle… Nie chcieliśmy, żeby to tak wyszło… - mówił gościu od samochodu – Nie mów nic bratu. My sobie tylko żartowaliśmy…
-Cicho bądź Max! – krzyknął ‘szef’ – Zrobimy mały układ… Odpuścimy ci. Nigdy więcej nie usłyszysz od nas nawet słowa. Nie znamy się i nigdy nic nie zaszło, a ty w zamian nie piśniesz o niczym bratu. Bo jak puścisz parę z ust, to wolałbym nie być w twojej skórze.
-Ja w waszej też – zaśmiałam się.
Chłopak nie był zadowolony z mojej wojowniczej postawy.
-Teraz wszystko jasne, dlaczego jesteś taka zadziorna. Starszy braciszek… Ale uwierz mi, że nie zawsze cię obroni… Wchodzisz w to, czy nie?
Zastanowiłam się. W sumie nic strasznego nie zdążyli mi zrobić, a nie miałam ochoty na więcej kłopotów… Chociaż chętnie zobaczyłabym jak Jake się na nich mści…
-Ok. Nic nie powiem, a wy odwalicie się ode mnie totalnie. Muszę już iść. Spieszę się – przepchnęłam się przez lekko zszokowanych chłopaków.
Dzięki Jake. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.


________________________
I jak? :) Jeśli przeczytacie, zostawcie komentarz <3

3 komentarze: