sobota, 31 grudnia 2011

II rozdział 15

   Wieczorem, poszłam spać dużo szybciej od Justina. Kiedy tylko położyłam Drewa, sama umyłam się i udałam się do sypialni. Byłam wykończona, ale i pewna, że zdarzenia dnia dzisiejszego nie dadzą mi spać w najlepszym wypadku przez połowę nocy. A więc leżałam i myślałam, a każda myśl mnie bolała. Nie wiem dokładnie, która godzina była, kiedy Justin wszedł cicho do pokoju. Postanowiłam udawać, że śpię. Ściągnął koszulkę i położył się obok mnie. Najpierw zdawało mi się, że chciał mnie przytulić, ale zrezygnował. Chwilę uspakajałam swoje za szybko bijące serce i zasnęłam.

Kiedy obudziłam się było jeszcze całkiem ciemno. W przeciągu niecałej sekundy zorientowałam się, że Justina nie ma obok mnie. Moje pierwsze spojrzenie powędrowało na taras, na którym świeciło się słabe światło. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przecierając oczy dostrzegłam jego sylwetkę. Siedział na krześle i podpierał głowę ręką… Byłam pewna, że płacze. Zaczerpnęłam nerwowo powietrza, bo na kilka sekund zrobiło mi się czarno przed oczami. Jak mogłam mu to zrobić?? Niewiele myśląc podniosłam się z łóżka i najciszej jak potrafiłam wsunęłam się na taras. O dziwo, Justin mnie nie zauważył. Na dworze było ciepło i wiał rześki wiatr.
-Widzę cię – kiedy usłyszałam głos Biebera, prawie podskoczyłam ze strachu – Mała, nie muszę cię widzieć, żebym wiedział, że jesteś obok mnie – odwrócił na mnie zaczerwienione oczy.
Serce zaczęło bić mi niebezpiecznie szybko. Każde uderzenie bolało, a czułam jakby moje serce biło jakieś milion razy na sekundę. Dlaczego byłam na tyle głupia, żeby sprawić tak wiele bólu jemu i jednocześnie sobie???
Chyba zobaczył, że zbladłam, bo podszedł do mnie i delikatnie objął. Musnął delikatnie mój policzek, a ja nie mogąc się powstrzymać wtuliłam się mocno w niego. Gładził niepewnie moje plecy.
Nie chciałam, żeby mnie puszczał… Staliśmy objęci… Nie mam pojęcia ile, ale i tak wydawało się to dla mnie za krótko.
-Kładź się spać, śliczna – odsunął się ode mnie lekko i nawinął kosmyk moich włosów na swój palec – Jesteś w ciąży, musisz odpoczywać – te słowa wypowiedział nie patrząc na mnie.
Zakręciło mi się w głowie. Miałam nadzieję, że nie zauważy, że coś jest ze mną nie tak, ale widocznie musiałam się zachwiać, bo podtrzymał mnie swoimi silnymi rękami.
-Źle się czujesz? - spojrzał na mnie zaniepokojony.
Pokręciłam przecząco głową.
-Kłamiesz – uśmiechnął się smutno i westchnął – Co ci jest? Masz mi mówić jak się czujesz, Jenn.
-Zakręciło mi się w głowie. To wszystko – opuściłam głowę, a on swoim zwyczajem podniósł ją spowrotem. Nie mając innego wyjścia, patrzyłam w jego smutne oczy. Po chwili Justin musnął lekko moje usta. Zaraz zrobił to drugi raz i przyciskając mnie do ściany domu, zaczął całować. Jego pocałunki były odzwierciedleniem wszystkiego co czuł. Smutku, złości, wściekłości, rozpaczy, gniewu. Tego, co w  większości ukrywał pod maską opanowania. Tak starannie ukrywać swoje uczucia musiał nauczyć się przez te wszystkie lata, pracując w Hollywood.
Jego pocałunki z przeciągłych i powolnych zaczęły stawać się prawie agresywne. Zaczął błądzić rękami po moim ciele, starając się przeniknąć przez moją lekko koszulę nocną.
-Wiesz co? – spytał lekko zdyszany, biorąc mnie na kolana i bawiąc się moim ramiączkiem.
Spojrzałam na niego pytająco, bojąc się się, że zada kolejny cios.
-W sumie jestem bardzo w stanie zrozumieć dlaczego Matt chciał się za wszelką cenę do ciebie dobrać… - powiedział obsuwając ramiączko niżej. Musnął moje ramie i zaczął przesuwać ręką po mojej nodze coraz wyżej. Znalazła się ona już pod lekkim materiałem, a mnie przeszedł dreszcz.
Nie bardzo potrafiłam skupić się na tym co mówi, kiedy wyprawiał takie rzeczy, ale to i tak bolało… W sumię co się dziwię? Bolało mnie prawie każde jego słowo.
-Ale do czego zmierzam… - złapał za brzeg moich majtek i zaczął je powoli ze mnie zsuwać. Bardzo powoli – Nie mogę za to zrozumieć, jak ty mogłaś dać się zaciągnąć do łóżka jemu.
-Uwierz mi, że jest niezwykle przekonujący – mówiłam drżącym głosem. Nie wiedziałam, czy sprawiło to porządanie, czy wewnętrzny ból… A może jedno i drugie.
Spojrzał mi w oczy.
-Aż tak jak ja? – uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach widziałam cierpienie.
-W żadnym stopniu ci nie dorównuje.
Westchnął i spojrzał na dolną część mojej bielizny, która znajdowała się już na ziemi.
-I co ja mam teraz z tobą zrobić? – spytał znowu spoglądając mi w oczy.
Nie odpowiedziałam, za to moje serce, jakby stanęło.
-Łatwo dajesz się rozebrać… - westchnął, a mnie rozbolał brzuch – Ale myślałem, że tylko mi. Jenny, ja się z nikim nie dzielę. Zapamiętaj. Jesteś wyłącznie moja.
Naprawdę nie byłam pewna, czy moje serce nadal bije.
-Wiem. Zachowałam się…
-Jak dziwka – przytaknął, z zadowoleniem widząc ból na mojej twarzy – A więc jeśli chociażby uśmiechniesz się jeszcze raz do jakiegokolwiek mężczyzny, to najpierw zabiję go, później ciebie, a na końcu siebie – mówił spokojnym tonem, a w moich oczach pojawiły się łzy, które tak zawzięcie powstrzymywałam od czasu wyjścia na taras.
Zobaczył, że moje oczy stały się wilgotne, ale tylko zsunął mnie ze swoich kolan, schyli się, żeby podnieść  moją bieliznę. Wszedł do środka i rzucił moje majtki gdzieś w kąt, po czym położył się do łóżka. Ocierając łzy płynące mi po policzkach, położyłam się grzecznie obok niego.
Po kilku minutach objął mnie mocno, ale ja tego nie odwzajemniłam.
Kiedy to zauważył, puścił mnie i położył się na plecach.
Nie dawałam rady… skuliłam się na łóżu i zaczęłam cicho szlochać wciskając twarz w poduszkę.
Może być z siebie zadowolony – pociągnęłam nosem – Tak, udało mu się. Czułam się jak ostatni śmieć.
Znowu poczułam na sobie jego ręce. Przygarnął mnie trochę siłą do siebie i odwrócił przodem do siebie. Spojrzał w moje oczy i otarł delikatnie jedną z łez, spływających po jednym z moich policzków.
-Nienawidzę jak płaczesz… - westchnął głęboko i musnął mój policzek słony od łez – Nie płacz… - poprosił przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie o ile wgl to było możliwe – Możliwe, że trochę przegiąłem… - przyznał zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
-Tak jakby troszkę. Mógłbyś trochę wystopniować sobie to twoje psychiczne znęcanie się nade mną – pociągnęłam nosem i zacisnęłam oczy z nadzieją, że przestanę wreszcie płynąć z nich te cholerne łzy – Podejrzewam, że mniej by bolało gdybyśmy się rozwiedli… Wiem, że zrobiłam cholernie źle, ale…
Nie skończyłam, bo poczułam jego rękę wsuwającą się pod moją koszulę nocną i gładzącą moje plecy.
Patrzyłam w jego oczy, a on w moje.
-Wybacz, ale nie zamierzam przepraszać cię za moje słowa – odezwał się dość chłodnym głosem.
-Nie przeszło mi to przez myśl nawet przez sekudnę – odpowiedziałam bez mrugnięcia, chociaż w środku skręcałam się z bólu.
-To dobrze – podciągnął wyżej moją koszulę, która była niezwykle krótka – Chcesz się ze mną kochać teraz, jak jestem na ciebie cholernie wściekły, a ty na mnie, czy boisz się, że zrobię ci krzywdę? – uśmiechnął się lekko i miałam wrażenie, że uśmiech tym razem był szczery.
-Zobaczymy kto tu komu zrobi krzywdę – powiedziałam z niebezpiecznym błyskiem w oku.
-Czy to brzmi jak wyzwanie? – przesunął delikatnie dłonią po mojej nagiej nodze.
Wiedziałam, że jego spokojny głos był tylko zmyłką. Za dobrze znałam tego mężczyznę. Na tyle dobrze, żeby być przekonaną, że po nim niczego nie można się spodziewać. Nawet trochę się go obawiałam, ale nie chciałam, żeby o tym wiedział. Zawsze był dla mnie jedno wielką niewiadomą i to mnie w nim pociągało.
-Pamiętam jak kiedyś byłam twoją fanką… zanim cię poznałam. Zbierałam wszystkie rzeczy z tobą i wgl…
-Do czego zmierzasz…? – nachylił się nade mną i zaczął muskać moją szyję.
-Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że jesteś takim dupkiem.
Prawie ode mnie odskoczył i posłał mi złe spojrzenie.
Kontynuowałam.
-Że będziesz wyzywał mnie od szmat i dziwek, zdradzał, zrobisz mi dziecko w wieku 15 lat…
-Dobra, skończ – powiedział zły.
-Nie. Nie to jeszcze nie koniec. Że będziesz tak mało w domu, że spowodujesz, że będę nienawidzona przez co najmniej parędziesiąt milionów belieberek, że…
-Okey. Rozumiem. Daj spokój – w jego oczach zaczęły błyskać niebezpieczne oginki.
Spojrzałam mu w oczy.
-Daj mi dojść do końca! – ręka Justina powędrowała tam gdzie nie powinna, a ja odepchnęłam ją mocno.
-A jednak umiesz odmówić – uśmiechnął się sztucznie.
-Zamknij się – syknęłam – Chodzi mi o to, że również nigdy nie przyszło mi na myśl, że mógłbyś mnie pokochać. Zawsze byłeś moim największym marzeniem i nadal jesteś. Jesteś dla mnie ideałem. Justin, jak jesteś obok mnie nie potrzebuję od życia niczego więcej… Szkoda tylko, że jednak tak rzadko jesteś... - w moic oczach znowu pojawiły się łzy.
-Słuchaj no, księżniczko – przycisnął obie moje ręce do łóżka po dwóch stronach – To miał być seks przepełniony nienawiścią, a nie skruchą, łzami i poczuciem winy.
Nie dałam rady nie wybuchnąć śmiechem.
Cmoknął niezadowolony.
-Zawsze niszczysz wszystkie moje plany – westchnął niezadowolony i udając obrażonego, odkręcił się do mnie plecami.
Dotknęłam delikatnie jego ramienia. Usatysfakcjonowana poczułam jak zadrżał. Sunęłam dłonią po jego ręce i dostrzegłam, jak pojawia się na niej gęsia skórka.
-Do diabła z tobą, Jenn – odtrącił moją rękę i wpił się w moje usta.

Jak zwykle obudziłam się pierwsza. Spojrzałam czule na Justina z potarganymi włosami, śpiącego w jak na niego, dziwnie normalnej pozycji.
Nie powstrzymałam śmiechu, który wziął się niewiadomo skąd.
Bieber otworzył jedno oko, a później je zamknął. Otworzył drugie i jęknął, za pewne załamany, że jego sen został przerwany. Zrzuciłam jedną nogę z łóżka i podniosłam się, żeby wstać. Poczułam rękę Justina, który złapał za jego koszulę, którą miałam na sobie.
-Nigdzie nie idziesz – przyciągnął mnie do siebie i położył na sobie muskając na wpół przytomny moje usta.
-Spadaj – wywinęłam się rozbawiona z jego uścisku i szybko wstałam z łóżka.
Tym razem otworzył całą parę oczu.
-Czemu? – wpatrywał się we mnie.
-Hmm… Może dlatego, że jestem dziwką i szmatą, i miałeś być na mnie obrażony – uśmiechnęłam się do niego uroczo i zostawiłam ze zszokowaną miną, kiedy zniknęłam w łazience.

_____________________________________
Co wy na to ? 

czwartek, 29 grudnia 2011

II rozdział 14

„Przespałaś się z Mattem?”
Te cztery krótkie słowa, wypowiedziane z pozoru spokojnym tonem zawisły w powietrzu.
Zabrakło mi powietrza.
Bieber przyglądał się mojej reakcji i nie potrzebował odpowiedzi.
-Dziwka – powiedział ostro, a w moich oczach wezbrały łzy.
Justin przyciągając mnie do siebie za włosy wpił się brutalnie w moje usta, po czym odepchnął.
-Jesteś dziwką, więc będę traktował cię jak dziwkę – zerwał ze mnie bluzkę i przygwoździł do łóżka.
Byłam przerażona. Widziałam w jego oczach czystą furię.
-Justin – wyszeptałam drżącym głosem.
-A może Matt, co? – powiedział uśmiechając się ironicznie i rozpinając zamek w swoich spodniach.
Nigdy w życiu nie bałam się nikogo tak bardzo.
-Justin – nie byłam w stanie wypowiedzieć niczego więcej.
-Słucham? – uśmiechnął się niebezpiecznie.
-Daj mi wytłumaczyć… - poprosiłam patrząc na niego przerażona.
-Niby co? Kurwa, co tu jest do tłumaczenia, szmato?! – wrzasnął i podniósł rękę, jakby chciał mnie uderzyć, ale zatrzymał ją i zamiast to zrobić pogładził mnie po policzku. Zrobił to… czule?
Był najbardziej nieobliczalnym mężczyzną jakiego spotkałam w życiu.
Pokręcił załamany głową i zobaczyłam, że jego oczy lekko zamgliły się od powstrzymywanych łez.
Oddał mi bluzkę i wstał z łóżka.
-Nie mógłbym cię uderzyć… Ej, nie bój się. Chciałem, żebyś się bała, ale… - jego twarz była wykrzywiona od wewnętrznego bólu – Dobra, skończmy to raz na zawsze. Wystąpię o rozwód.
-Justin… – po moich policzkach zaczęły płynąć niekłamane łzy.
-Tak, wiem jak mam na imię, Jenn. Kocham cię – wzruszył ramionami – Ale nie potrzebuję własnej dziwki – mrugnął do mnie, a ja zakryłam twarz dłońmi.
Czemu był taki okrutny?
-Płaczesz? Boli? Naprawdę? – pytał ironicznie – To sobie wyobraź co ja czułem, jak Matt strasznie mocno narąbany zadzwonił do mnie wczoraj i wyznał, że z tobą spał. Nie chciałem w to wierzyć… - westchnął – Myślałem, że nie zasługuję na ciebie, ale to ty nie zasługujesz na mnie.
W tym momencie podniosłam twarz i wyrzuciłam z siebie wszystko co we mnie siedziało.
-Proszę bardzo! Może i jestem dziwką! – krzyczałam przez łzy – I może nie jestem ciebie warta, ale nigdy cię przy mnie nie ma! Nigdy!! Jesteś, jak ci pasuje, ale twierdzisz, że nie możesz być częściej… Nie wierzę ci, Jus! Zdradziłeś mnie też dobre kilka razy. Wiem, że ja przesypiając się z twoim przyjacielem i to całkiem na trzeźwo postąpiłam naprawdę, jak… - nie dałam rady skończyć, bo wstrząsnął mną płacz.
Poczułam rękę Justina na swoich plecach, która gładziła je troskliwie.
-Kocham cię, Jenn, ale chcę rozwodu – powiedział cicho i wstając z łóżka zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie samej sobie, zapłakanej i będącej pewną, że nic w życiu nie ma już najmniejszego sensu.
Przez drzwi słyszałam, jak Justin wyjaśnia Drewowi jakoś wrzaski, dochodzące chwile temu z naszej sypialni.
Z trudem łapałam oddech.
Po chwili do pokoju wbiegł mój mały chłopczyk, a kiedy zobaczył w jakim stanie jestem, objął mnie czule, a ja przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam, ciągle nie przestając płakać.


-Jenn… - był wieczór. Od rana nie zamieniłam z Justinem żandego słowa, za to dużo płakałam.
Siedziałam na parapecie z podkulonymi nogami i wpatrywałam się w okno. Miałam 19 lat, trzyletnie dziecko, męża, romans z innym mężczyzną, drugie dziecko w drodze i rozwód na głowie. Naprawdę nie było mi łatwo. Nie użalałam się nad sobą, bo wiedziałam, że to bezcelowe, a poza tym wiedziałam, że wszystko było moją winą.
-Jenn… - Jus powtórzył moje imię. Żadko tak do mnie mówił… Praktycznie nigdy. Zazwyczaj mówił ‘Jenny’,’kochanie’,’kotku’,’skarbie’,’księżniczko’,’mała’… Kochałam jak to mówił. Kochałam jego głos, kiedy nazywał mnie swoją… - Słuchaj… - usiadł obok mnie na krześle – Myślałem nad tym… - nie patrzyłam w jego stronę, ale i tak wiedziałam, że nie do końca wie co powiedzieć – Moi rodzice się rozwiedli, jak byłem bardzo mały – powiedział na jednym oddechu – Wiem co się wtedy przeżywa i nie chcę skazywać na to Drewa… Myślę, że…
Przerwał, kiedy zwróciłam na niego gwałtownie, zaszklone oczy.
Westchnął i chwilę nic nie mówił.
-Mógłbym… - znowu westchnął i przełknął głośno ślinę – Dać ci drugą szansę… Ale nie ze względu na ciebie, tylko na dobro naszego dziecka.
Znowu odwróciłam wzrok i spojrzałam w okno.
-Przepraszam – wyszeptałam, ale byłam pewna, że usłyszał.
-Jenn, tego nie da się wybaczyć, ale postaram się z tym jakoś żyć… Właściwie… Dlaczego się z nim przespałaś? – w głosie Justin pobrzmiewał ból, ale też i czysta ciekawość – Byłaś aż tak na mnie zła?
Nie spojrzałam na niego.
-Matt jest seksowny, czuły, troskliwy i poświęcał mi dużo czasu i uwagi, kiedy ty przyjeżdżałeś i odjeżdżałeś, jakby praktycznie ciebie nie było, a poza tym… coś mnie w nim przyciągało – wzruszyłam ramionami – Nie zrobiłabym tego, ale… Justin, wiedz tylko, że nie ja zaciągnęłam go do łóżka, okey? To ja dałam się zaciągnąć. Nie wykorzystałam twojego przyjaciela do jakichś niecnych celów, czy czegoś w tym rodzaju…
-Czyli nie przeszłaś Mattowi od podstawówki? – westchnął Jus.
-Najwidoczniej.
-Wytłumacz mi dlaczego nadal cię kocham? Przecież powinienem znienawidzić… - spojrzałam znowu na niego, ale tym razem to on nie patrzył na mnie.
-Nie wiem… Nie mam pojęcia… Ja też cię kocham.
-I lubisz kochać się z Mattem – Justin uśmiechnął się ironicznie, ale nadal na mnie nie patrzył.
Przez kilka minut żadne z nas nic nie mówiło.
-Mógłbym to zakończyć ‘ot tak’, ale nie potrafię… Jenn, nie prosisz mnie o przebaczenie, nie mówisz, że to ostatni raz. Chcesz wgl, żeby nasze małżeństwo trwało? – każde słowo wypowiedziane zbolałym głosem Justina raniło mnie prosto w serce.
-Wybacz, Jus. Przyżekam nigdy więcej cię nie zdradzić – patrzyłam mu prosto w oczy – Nie robiłam tego nigdy wcześniej i nie zrobię nigdy później – wierzyłam w te słowa. Byłam pewna, że tak właśnie będzie i chciałam, żeby on też w to wierzył.
-W porządku… Czyli rozwód zostaje na razie w zawieszeniu. Zobaczymy jak będzie. Na razie daję ci szansę – Bieber podniósł się powoli z miejsca i ruszył w kierunku drzwi. - Zamierzałem być dla ciebie oschły i niemiły… - zaczął, zatrzymując się przed końcem pokoju, ale stojąc do mnie plecami – Ale wyglądasz... wyglądasz… jak siedzisz na tym parapecie i… kocham cię, Jenny – spojrzał na mnie smutno i wyszedł z pokoju.
Czułam się… szczęśliwa, ale z drugiej strony bardzo skołowana. O ironio. Pokój zaczął wirować mi przed oczami.
Złapałam się klamki okna, żeby nie spaść z parapetu i czekałam aż zawroty głowy przejdą… Ale nie przeszły tylko coraz bardziej kręciło mi się w głowie i robiło mi się słabo.
-Justin! – wydusiłam z siebie, a on szybko wpadł do pokoju, widocznie wyczuwając panikę w moim głosie.
-Co jest, koch… Jenn.
Zabolało.
-Kręci mi się w głowie…
Jus podszedł do mnie blisko i złapał za rękę.
-Jestem tu, Jenn - zsunął mnie z parapetu i wziął na ręce, niczym leciutką lalką – Może otworzę okno? Świeże powietrze? – wzruszyłam ramionami, a on kładąc mnie na łóżku otworzył szeroko okno.
-Oddychaj spokojnie, mała – usiadł obok mnie i trzymał moją dłoń. Był czuły, ale jednak miał do mnie dystans.
-Taa. Spróbuj oddychać spokojnie, jak świat zatacza w twojej głowie jakieś milionowe koło – odpowiedziałam ironicznie, a on się roześmiał… Naprawdę.
Poczułam jego miękkie usta na swoim policzku.
-Myślisz, że powinienem cię zawieść do szpitala? – spytał zaniepokojony.
-Nie mam pojęcia – zamknęłam oczy z nadzieją, że to pomoże.
Justin pocałował moje powieki.
-Ciągle nie mogę uwierzyć, że się z nim przespałaś… - powiedział po chwili.
Wbił we mnie wewnętrzny nóż i byłam świadoma tego, że będzie wbijał go już do końca mojego życia albo naszego związku. Nie chciałam cierpieć, ale chciałam z nim żyć… Żyć z Justinem. Wiedziałam, że te dwie rzeczy totalnie się wykluczały.
-Trochę, jakby mi lepiej – powiedziałam niepewnie, kiedy powoli zaczynałam widzieć coś poza wirującą mieszaniną kolorów.
-To dobrze – gładził moją dłoń.
-Justin?
-Słucham – znowu to samo. Niby czułość, ale ten dystans… Cholernie się bałam, że to nigdy już się nie zmieni. - Jesteś lepszy w łóżku od Matta.
Trochę obawiałam się jego reakcji, ale mój cel się powiódł.
Justin wybuchnął śmiechem.
Po chwili przestał podobać mi się już ten śmiech. Pojawiło się w nim mnóstwo goryczy.

______________________________
Hmm... Oceńcie ;)

wtorek, 27 grudnia 2011

II rozdział 13

   Kiedy obudziłam się rano w ramionach Justina, doszłam do wniosku, że naprawdę nic więcej nie jest potrzebne mi do szczęścia… Gdyby faktycznie zawsze przy mnie był, wystarczyłby tylko on. Nic i nikt więcej.
Wtuliłam się w niego mocniej, co go obudziło. Uśmiechnął się do mnie zaspany i pocałował mój policzek.
-Jak się, czujesz, księżniczko? – spytał muskając deliktanie moją szyję,
-W porządku – odpowiedziałam, nie mogąc skupić myśli na czymkolwiek, kiedy tak zręcznie zaczynał się do mnie dobierać – Justin – odepchnęłam jego rękę wsuwającą się pod moje majtki.
-Nie dajesz mi się dotykać – zauważył. Nie był niezadowolony, zły, czy tym podobne. Po prostu zawiedziony stwierdził fakt.
Spojrzałam mu w oczy.
-Po prostu Drew może tu…
-Zamknąłem wieczorem drzwi od pokoju na klucz. Dobrze o tym wiesz. I ani wtedy, ani teraz nie pozwalasz mi się dotykać.
Opóściłam wzrok, a on uniósł moją brodę i musnął usta.
-Co się dzieje, Jenny? Jesteś na mnie zła? – wpatrywał się we mnie zaniepokojony, tymi swoimi brązowymi oczami.
Pokręciłam przecząco głową, a moje serce wariowało.
-A więc czemu? – nie odpuszczał.
-Sama nie wiem… Nie mam nastroju…
-Nie masz nastroju… - westchnął i podrapał się po głowie – A co mogę zrobić, żebyś miała nastrój?
-Jus, Drew może się zaraz…
-Jest piąta, Jenn – jęknął Bieber – Nie. Nie obudzi się zaraz.
-Serio jest tak wcześ… - nie zdąrzyłam skończyć, bo Justin wpił się w moje usta i zaczął powoli pieścić.
Któryś raz w życiu zauważyłam, że Jus nie jest z osób, które szybko dają za wygraną.
-Ja tu za tobą tęsknię noc i dzień, a ty jesteś dla mnie jakaś taka chłodna… - mówił całując mnie i wsuwając rękę pod moją koszulkę ściągnął mi ją przez głowę.
-Nie jestem…
-Owszem, jesteś – znowu nie dał mi skończyć i po raz kolejny wpił się w moje usta. Zanim się obejrzałam zniknęła za mnie ostatnia część bielizny.


Justin musnął moje usta i wstał z łóżka, kierując się w stronę łazienki. Zanim zniknął za drzwiami, obrócił się na mnie i posłał mi uroczy uśmiech.
-Taaak. Peeewnie. Teraz udawaj, że jesteś grzecznym chłopczykiem – uśmiechnęłam się ironicznie, przeciągając się na łóżku.
-Zrobię ci śniadanie do łóżka. Chcesz? - zignorował moją wypowiedź.
-Jasne – uśmiechnęłam się, kładąc się na boku i zamykając oczy.
-Zamierzasz spać? – zdziwił się.
Pokiwałam głową, nie odrywając jej od poduszki.
-Zmusiłeś mnie do nie spania od godziny piątej.
-Ha ha ha. To ty mnie obudziłaś, skarbie.
-Oj, spadaj. Jak zrobisz to śniadanie, to mnie obudź.
-Okey, księżniczko.
Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy tylko zniknął w łazience. Był cudowny. Gdyby nie te ciągłe wyjazdy byłby bezkonkurencyjnie, najwspanialszym mężczyzną na świecie.


-Pobudka, Jenny – obudziły mnie słowa Justina i jego ręka ściągająca ze mnie kołdrę.
-Musisz?? – jęknęłam – Nie możesz raz obudzić mnie delikatnie???
Uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową.
-Nie kiedy jesteś naga.
Wywróciłam teatralnie oczami i sięgnęłam po jego bluzkę, która leżała przy łóżku. Zaczęłam się zastanawiać co stało się z moją…
-A o to pyszne śniadanko – wyszczerzył się i podał mi sporą porcję naleśników.
-Drew śpi? – spytałam biorąc od Justina talerz i wbijając widelec w pierwszego z naleśników.
-Śpi – Jus uśmiechnął się i siadając obok mnie, wpatrywał się we mnie czułym wzrokiem.
-Co? – roześmiałam się, kiedy nie przestawał patrzyć.
-Jesteś piękna, Jenn. Najpiękniejsza na świecie. Nie zawsze zdaję sobie sprawę z tego jak wielkim jestem szczęściarzem mając ciebie. Mając ciebie TYLKO i WYŁĄCZNIE dla SIEBIE – patrzył mi w oczy, a ja z trudem wytrzymywałam jego spojrzenie.
Podejrzewał? Bałam się. Naprawdę bałam…
-Kocham cię, Jus – wyszeptałam, a on pogładził mnie po odsłoniętej nodze.
-Ja ciebie też, mała – po chwili westchnął – Serio będziemy mieć drugie dziecko, czy przyśniło mi się to?
-Będziemy – przytaknęłam.
Chwilę nic nie mówił, a z jego twarzy nie znikało mocne zamyślenie. Kiedy tylko otworzył usta, poczułam jak ziemia się pode mną zapada.
-Przespałaś się z Mattem?


________________________
I oto wróciłam, po przerwie ;) Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że tak długo nie pisałam i że rozdział jest taki krótki, ale totalnie nie miałam na nic czasu... Szkoła, nauka, przyjaciele itd, itd... A poza tym do wczoraj w nocy nie miałam totalnie pomysłu co mogłabym tu dalej pisać. A więc zaczęłam o 23:00, skończyłam przed 3:00 i napisałam jeszcze kolejny rozdział, który jest dłuższy i jeśli będzie sporo komentarzy to mogę dodać go nawet pojutrze ;) Tak, wiem... To co napisałam w tym rozdziale, nie bardzo odnosi się do 'I'm Drew', bo tam wyglądało, że sprawa ze zdradą zakończyła się inaczej... Sama nie wiem co z tym zrobić. Jakbyście nie mięli nic przeciwko, to pokombinuję i zmienię pojedyncze rzeczy w ostatnich rozdziałach 'I'm Drew' i jeśli będziecie miały ochotę, to je przejrzycie... ;) 
Kocham Was po prostu xD :* i dziękuję za wszystkie komentarze <3