poniedziałek, 27 maja 2013

II rozdział 37

Kiedy pierwszy raz od kilku dni udało mi się tak naprawdę zasnąć, co znaczy, na dłużej niż 2 godziny, przyśnił mi się Justin.
-Hej śliczna – uśmiechnął się do mnie i położył ręce na moich biodrach – Tęskniłaś?
Spojrzałam mu w oczy i zdałam sobie sprawę z tego, że tęskniłam za nim tak mocno, że aż ciężko było mi oddychać.
Skinęłam głową i ze łzami w oczach, wtuliłam się w niego.
Objął mnie czule i musnął czubek mojej głowy.
-Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, kochanie – wyszeptał całując delikatnie mój policzek – Wszystko się ułoży w swoim czasie, wiesz?
-Co masz na myśli? – zapytałam niepewnie.
-Nie wierz we wszystko co słyszysz, a nawet widzisz – powiedział smutnym głosem.
-To nie była odpowiedź na moje pytanie…
-Nie wierz, Jenn, okej?
-Ale…
-Zrób to dla mnie. Po prostu nie wierz – odsunął się ode mnie i zaczął się oddalać.
Obudziłam się, próbując złapać powietrze w miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu widziałam Justina.
Ciągle wydawało mi się, że słyszę jego głos.
Do tego doszyły inne dźwięki. Strzałów? Szamotaniny? Trzaskania drzwiami? Krzyków.
Zamrugałam energicznie i usiadłam na materacu.
Poczułam lęk, ale nie miałam zbyt wiele czasu na rozmyślanie nad tym co mogło się właśnie dziać.
-Nie ruszaj się – ostrzegł Jason.
Dopiero teraz zauważyłam go, siedzącego w drugim rogu pokoju z nerwowym wyrazem twarzy.
-Co się dzieje? – zapytałam zaniepokojona.
Pokręcił głową.
-Podnieś się – rozkazał.
-Przed chwilą mówiłeś…
-Kurwa, wstawaj! – krzyknął desperacko, również podnosząc się z miejsca – Chodź tu.
-Ale o co…
-Nie bądź idiotką!! – znowu podniósł głos i szybko zaczął zmierzać w moją stronę.
Myślałam nad ucieczką, ale przecież i tak nie miałam gdzie…
Nagle do pomieszczenia wtargnął mężczyzna. Ten, który pierwszego dnia mojego pobytu tutaj, traktował mnie jak szmatę.
-Ta dziwka nas wydała!! – wrzasnął w moją stronę i wymierzył z pistoletu.
Świat się zatrzymał.
Mężczyzna nacisnął na spust.
-Nie wydała, palancie! – powiedział rozpaczliwie Jason i rzucił się odpychając mnie z pola rażenia kuli.
Moje serce biło miliard razy na sekundę, wszystko rozmazywało mi się przed oczami, ale aż za dobrze widziałam krew coraz bardziej barwiącą koszulę Jasona.
Chciałam płakać, wrzeszczeć, uciekać, ale nie potrafiłam się ruszyć.
Nagle w pokoju zjawiło się więcej ludzi.
Umknął mi moment, w którym zniknął koleś próbujący mnie zamordować.
Wszyscy wydawali mi się tylko zarysami postaci.
-Jenn! – usłyszałam głos. Wydawał mi się znajomy, ale nie potrafiłam dopasować go do osoby. Patrzyłam po pomieszczeniu, ale nie potrafiłam zlokalizować kto mnie zawołał. A może tylko mi się przesłyszało? – Jenn – ktoś do mnie podszedł i czule przytulił.
Nie odwzajemniłam uścisku, tylko tępo patrzyłam przed siebie.
-Jest w szoku – powiedział jakiś głos z oddali i wtedy obraz mi się urwał.


Obudziły mnie głosy. Zlewały mi się w jedno, ale po kilku minutach zaczynałam słyszeć je coraz normalniej.
-Jak czuje się Drew? – zapytał jeden z głosów.
-Dobrze. Zdaje się, że ma się najlepiej z całej trójki. Trochę martwię się o Pattie, ale poradzi sobie… Musi. Pomożemy jej – odpowiedział drugi z głosów.
-A Jenn? – poczułam spojrzenie na sobie.
-Jenn jest silna – odpowiedział z pewnością w głosie, a ja wreszcie go rozpoznałam.
Justin.
Poruszyłam się, a oni chyba to zauważyli, bo zamilkli.
Otworzyłam niepewnie oczy i mrugałam nimi wielokrotnie, próbując złapać ostrość.
Na za wiele się to nie zdało, ciągle widziałam niewyraźnie.
-Cześć kochanie – usłyszałam delikatny głos.
Skierowałam spojrzenie w tę stronę i zatrzymałam je na Justinie, kucającym przy moim łóżku.
Nie odpowiedziałam, tylko wpatrywałam się w niego tak długo, aż zobaczyłam go całkiem wyraźnie.
Uśmiechnął się do mnie i dotknął delikatnie mojego policzka.
-Jak się czujesz? – zapytał.
Nie odpowiadałam.
Przyglądał mi się w skupieniu.
-Przepraszam, Jenn – wyszeptał.
Chciałam spytać za co dokładnie przeprasza, ale nie miałam ochoty mówić.
Przeniosłam spojrzenie na postać stojącą niedaleko za Bieberem.
Jake.
Uśmiechnął się do mnie niepewnie, a ja odwróciłam wzrok.
-Jenn? – Justin wydał się zaniepokojony.
Wpatrywałam się w niego pusto.
-To dalej szok, coś innego, czy po prostu nie chce mówić? – zapytał Jus, spoglądając na Jake’a, szukając w nim pomocy.
Mój brat wzruszył ramionami.
-Daj jej dzień, dwa, a może nawet tydzień, Justin. Nie naciskaj. Zacznie mówić, wtedy kiedy będzie gotowa – powiedział.
Bieber westchnął.
-Zostawisz nas samych? – zapytał.
Jake skinął potakująco głową i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Spojrzenie Justina znowu skierowało się na mnie.
Przyglądał mi się, po czym położył się na plecach obok mnie na łóżku.
Westchnął ciężko i przekręcił się w moją stronę.
-O nic nie pytasz, nie krzyczysz na mnie – mówił cicho – Przez to czuję się jeszcze gorzej…
Patrzyłam w sufit.
-Jenny?
Nie zareagowałam, chociaż widziałam, że jest na granicy płaczu.
Myślałam, że się podniesie i pójdzie, ale zareagował odwrotnie.
Spróbował przyciągnąć mnie do siebie i przytulić, ale wyrwałam mu się.
-Chcę się umyć – powiedziałam głosem, którego sama nie poznawałam.
Spojrzał na mnie zdziwionymi, smutnymi oczami.
-Pomóc ci? – w jego niepewnym uśmiechu, pojawił się aż za dobrze znany mi przebłysk. Pokręciłam przecząco głową i podniosłam się z łóżka.
Zachwiałam się, ale odepchnęłam jego ręce, kiedy rzucił się, żeby pomóc mi utrzymać równowagę.
Postawiłam kilka niepewnych kroków, ale każdy kolejny stawał się pewniejszy.
-Jenn, naprawdę nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś szła sama. Co jeśli zemdlejesz? – zapytał śmiertelnie poważnym głosem.
Spojrzałam na niego ironicznie.
-Nie umarłam tam, nie umrę tutaj – powiedziałam ostrzej niż miałam zamiar.
Zanim zdążyłam odwrócić się z powrotem, zdążyłam zobaczyć jego zbolałą minę.
Dotarłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi.
Nie patrząc w lustro, zsunęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic.
Odkręciłam wodę i ze spokojem zaczęłam myć włosy.
Nagle, niespodziewanie przygniotły mnie wszystkie zdarzenia ostatnich dni.
Zaczęłam szlochać, szloch zamienił się w dławiący płacz.
Zsunęłam się po ścianie brodzika, skuliłam się i pozwoliłam spływać po mnie wodzie lejącej się z góry.


Justin

Czułem się źle. Tak źle, jak jeszcze nigdy w życiu, a kiedy usłyszałem jej płacz z łazienki, poczułem jak moje serce roztrzaskuje się na miliony, drobnych kawałeczków.
Z całej siły uderzyłem w ścianę, starając się choć w części wyładować moją złość i frustrację, ale to ani trochę nie pomogło.
Usiadłem na kanapie i siedziałem wpatrując się bezcelowo w przestrzeń i wsłuchując się w płacz Jenn.
Tak cholernie chciałem jej pomóc, ale czy tego chciałem czy nie, musiałem dać jej czas. Czas na to, żeby sama pogodziła się ze wszystkim co stało się w ostatnich dniach. O ile w ogóle to było możliwe…
Nagle płacz ucichł.
Przez dłuższy czas było słychać krzątanie się Jenn po łazience, aż w końcu usłyszałem otwierane drzwi.
Odwróciłem się w tę stronę i z trudem powstrzymałem opadnięcie mojej szczęki ze zszokowania.
Jenn wyglądała tak… Normalnie.
Tak, jakby nigdy, nic się nie stało. Jakby ostatnie dni nie miały miejsca.
Kiedy przypatrzyłem się dokładniej dostrzegłem, że jest chudsza, a w luźnej koszuli prawie nie widać jej zaokrąglającego się brzucha.
Kolejna zmiana, którą w końcu dostrzegłem zaszła w jej oczach. Było w nich coś niepokojącego.
-Pięknie wyglądasz, księżniczko – odezwałem się, a ona zdawała się dopiero teraz mnie zauważyć, chociaż byłem przekonany, że wcześniej na mnie patrzy.
-Jesteś słabym kłamcą, Justin – odpowiedziała spokojnie.
Podniosłem się z miejsca i ruszyłem w jej stronę.
Nie zauważyłem u niej żadnej, najmniejszej reakcji.
Podszedłem do niej i odgarnąłem z jej twarzy kosmyk włosów.
Znowu to robiła. Patrzyła na mnie, ale miałem wrażenie, że mnie nie widzi.
Potarłem delikatnie jej policzek kciukiem.
Wróciła zzaświatów i gwałtownie odsunęła się ode mnie.
-Nie dotykaj mnie – powiedziała takim tonem, jakby to było oczywiste, że nie powinienem tego robić.
Cóż. Nie było.
-Dlaczego? – zapytałem – Tęskniłem za tobą tak bardzo, że…
-Gdzie jest Drew? – zapytała nagle, przerywając, a jej oczy się rozszerzyły.
-W swoim pokoju – odpowiedziałem.
Podziękowała skinieniem i poszła w stronę pokoju naszego syna.
Poszła.
Nie pobiegła.
Nie uśmiechnęła się.
Nie okazała żadnych emocji.

_______________________
Czasem musi być źle, żeby później mogło być dobrze, racja? ;)
Piszcie co sądzicie.

czwartek, 23 maja 2013

II rozdział 36

-Bieber, wiem jak ich stamtąd wyrwać – Jake wszedł do salonu, w którym bezczynnie siedział Justin.
-Nie czujesz się trochę za bardzo, jak u siebie w domu? Nawet nie pukasz, kiedy przychodzisz – odpowiedział Jus pustym głosem.
-Jesteś takim idiotą, czy tylko udajesz, Bieber? – warknął Jake – Mówię, że uratuję ci rodzinę, a ty się czepiasz, że nie pukam do twoich, pieprzonych drzwi.
Justin uniósł dłonie w obronnym geście, po czym  z powrotem je opuścił.
Na kilometr było widać, że nie spał od dobrych kilku nocy i najprawdopodobniej również prawie w ogóle nie jadł.
-Co jest? Serio masz to gdzieś, czy się czegoś naćpałeś?? – zapytał Jake, marszcząc brwi.
-Piłem – wzruszył ramionami – Ale nie jestem pijany. W tym domu skończył mi się zapas alkoholu, którym mógłbym się upić, a w takim stanie się nigdzie nie pokażę i nie mam jak kupić…
-Zamknij się – warknął Jake, przerywając Justinowi – Nie prosiłem o historię, tylko prostą odpowiedź.
-Więc już ją masz – powiedział Bieber – Zastanawiasz się dlaczego tak zareagowałem, więc… Odpowiedź jest prosta. Nie wiem co im zrobili, boję się, jak cholera w jakim znajdziemy ich stanie… I czy nie będą… - przez chwilę nic nie mówił, zmagając się ze sobą – Martwi – powiedział cicho.
-Weź się w garść!! – Jake uderzył pięścią w stolik.
-I do tego… - powiedział Bieber przełykając ślinę i pierwszy raz tego dnia unosząc spojrzenie na Jake’a – Nie wiemy co powiedzieli Jenn.


Wszystko o czym kilka godzin temu rozmawiałam z Jasonem  wirowało mi w głowie i za nic nie chciało dać mi spokoju, nawet na sekundę.
Nie chciałam wierzyć w żadne z jego słów, ale były one tak przerażająco prawdopodobne i aż za dobrze pokazujące z innej perspektywy, pewne momenty mojego życia.
Zadrżałam.
Jason mówił, że rozprawa, podczas której miałabym zeznawać przeciwko Jake’owi i Justinowi miała odbyć się za kilka tygodni.
KILKA TYGODNI w tym miejscu.
Chodziłam w tę i z powrotem po zimnym pomieszczeniu, w którym byłam zamknięta, żeby chociaż trochę się rozgrzać, ale również dlatego, że nerwy nie pozwalały mi siedzieć.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Cześć – zobaczyłam uśmiechającego się do mnie Jasona.
Nie odwzajemniłam uśmiechu.
-Zdecydowałaś już czy nam pomagasz? – zapytał, zamykając za sobą drzwi i opierając się o nie.
-A dajecie mi jakieś inne wyjście? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Nie – uśmiechnął się uroczo.
-Więc… Po co pytasz?
Wzruszył ramionami.
-Gdybyście zaprosili mnie na kawę i dyskutowali o tym, co mam zrobić, po ludzku, to ok, mógłbyś pytać – kontynuowałam – Ale więzicie moje dziecko, matkę mojego męża i mnie. Po co zadawać pytanie, znając odpowiedź?
-Więc… Naprawdę chcesz wiedzieć dlaczego pytałem? – zbliżył się do mnie wolnym krokiem.
Skinęłam niepewnie głową.
-Dlatego, że chciałem dowiedzieć się czy wierzysz w nasze słowa – powiedział – Czy dalej bezgranicznie kochasz mężusia i brata, czy zdajesz sobie sprawę, że to my mówimy prawdę albo czy chociaż się wahasz – podszedł jeszcze bliżej – Nawet, kiedy nic nie mówisz, widzę odpowiedź w twoich oczach.
Zamknęłam oczy, a on się roześmiał.
-Ale cwaniara – zażartował – Pomimo wszystko nie ryzykowałbym zamykania oczu w mojej obecności, kochanie.
Otworzyłam je niechętnie.
-Nie nazywaj mnie tak – powiedziałam stanowczo.
Uśmiechnął się łobuzersko i nawinął sobie końcówkę moich włosów na palec wskazujący.
-Będę nazywał cię, jak mi się podoba, Jenn – odezwał się, uśmiechając się uroczo, znajdując się stanowczo za blisko mnie.
Wytrzymałam jego spojrzenie.
-Co zamierzacie z nami robić przez te tygodnie? Wypuśćcie nas – powiedziałam dużo pewniej, niż się czułam.
Jason się roześmiał.
Mówiłam, że jego śmiech mi się podoba?
Cofam to. To najgorszy dźwięk na świecie.
-Jesteście popieprzeni – odsunęłam się gwałtownie od niego – Mając takie filmy, moglibyście próbować ze mną dyskutować po ludzku, a nie…
-Skarbie – przerwał mi – Gdybyśmy zaprosili cię na herbatkę, mogłabyś powiedzieć ‘nie’.
Uniosłam oczy ku niebu.
-Jesteś beznadziejny – syknęłam.
-Serio, nie nauczyłaś się jeszcze, że ze mną się nie zadziera, królewno?? – zapytał ostro, popychając mnie.
Utrzymałam równowagę i uderzyłam go w twarz.
Otworzył usta ze zszokowania.
-Wiesz co?! – wrzasnęłam – Mam to gdzieś!! Możesz mnie zabić, wszystko mi jedno!!! W kilka chwil wywróciłeś moje życie do góry nogami! NIC NIGDY NIE BĘDZIE JAK DAWNIEJ! Nie wiem czy w ogóle chcę wracać. Owszem, jestem tchórzem. Śmierć byłaby prostym sposobem ucieczki.
-A dziecko? – uniósł brwi, a ja wpatrywałam się w czerwony ślad na jego policzku.
-Serio, do cholery, myślisz, że kiedy zabierasz mi syna, zamykasz w zimnym, ciemnym pomieszczeniu, powoli wyniszczasz mnie psychicznie filmami i opowieściami, a na dodatek prawie mnie nie karmisz, jestem w stanie normalnie, logicznie myśleć?!?!
Po moich policzkach zaczęły spływać żałosne łzy, a Jason wpatrywał się we mnie w milczeniu.
-Nie zabiję cię – powiedział cicho.
-Wiem – prychnęłam – Bo jestem wam potrzebna.
Jason pokręcił przecząco głową.
-Jesteś, ale to nie to – nerwowo przeczesał palcami włosy – Myślę, że cię lubię – powiedział wzdychając.
Parsknęłam śmiechem, a on posłał mi spojrzenie, którego nie byłam w stanie rozszyfrować.
Nie mogłam opanować niemal histerycznego śmiechu.
-Zamknij mordę!! – wrzasnął.
Momentalnie zamilkłam.
-W takim razie ludzie, których nie lubisz muszę mieć totalnie przerąbane… - powiedziałam rozbawiona.
-Nie żartuj sobie ze mnie, Jenn. Chronię cię jak tylko mogę, a na to, że nie możesz tego zobaczyć, nic nie poradzę. Widziałaś jak traktował cię mój kolega… W ogóle… To wszystko jest bardziej skomplikowane, niż ci się wydaje – mówił, twardo patrząc mi w oczy.
-Więc mi wytłumacz.
Pokręcił głową.
-Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia – powiedział, wychodząc z pomieszczenia.
Czułam się…. Dziwnie.


-Bieber!! – Jake wrzasnął na niego już kolejny raz – Skup się!! Kurwa, nie będę ci tego tłumaczył sto razy.
-Uspokój się. To dopiero trzeci – odpowiedział Justin, unosząc ręce w obronnym geście.
Jake głęboko westchnął, zirytowany.
-Jesteś największą ciotą, jaką znam. Bądź mężczyzną!! Pozbieraj się i mnie słuchaj!!
Justin spojrzał na brata Jenn, którego niezwykle zdziwiły błyszczące z ekscytacji oczy Biebera. Z pustki, którą widział wcześniej nie pozostało już praktycznie nic.
-Uratujemy ich. Żywych. Całych i zdrowych – powiedział z pewnością Justin i powoli położył dłoń na pistolecie leżącym przed nim na stole.

_____________________________________
Hmmm... xD Piszcie co sądzicie ;)

sobota, 4 maja 2013

II rozdział 35


Tell them what I hoped would be impossible”


-Nie śpisz?
Mój wzrok niechętnie skierował się na Jasona, wchodzącego do pomieszczenia.
-Jak widać – odpowiedziałam, przenosząc z powrotem spojrzenie na sufit.
-Znowu liczysz kropki? – spytał rozbawiony.
-Tu nie ma kropek. Jest jeszcze nudniej.
-Przynajmniej masz łóżko – powiedział.
Wzruszyłam ramionami.
-I tak nie mogę spać. Mam prośbę – podniosłam się do pozycji siedzącej i skierowałam błagalne spojrzenie na chłopaka – Przenieście tu Pattie. Tam jest okropnie zimno, a tu chociaż miałaby się czym przykryć.
Jason przyglądał mi się chwilę w milczeniu.
-Wtedy ty wylądujesz tam – oznajmił.
-Ok – odpowiedziałam.
-Zgoda – powiedział niechętnie.
-Gdzie jest Drew? – zapytałam z nadzieją, że dziś, czarnowłosy jest bardziej rozmowny.
-Gdzieś na pewno – odpowiedział, uśmiechając się tajemniczo.
Wywróciłam oczami i westchnęłam.
-Bądźcie dla niego dobrzy – powiedziałam, żałośnie łamiącym się głosem.
-Jeśli będziesz współpracować, to będziemy – odpowiedział beznamiętnie.
-Kurwa, będę, tylko racz mi wytłumaczyć co mam robić!! – krzyknęłam, podnosząc się na nogi.
Nie uśmiechnął się kpiąco, jak myślałam, że zrobi, tylko powoli skinął głową.
-Zgoda. Chodź – złapał za mój nadgarstek, a ja poczułam mrowienie w miejscu, gdzie stykała się nasza skóra.
-Gdzie? – spytałam z lękiem, kiedy już ciągnął mnie w stronę drzwi.
-Zamknij się. Zobaczysz – warknął.
-Jeśli zamierzasz pokazać mi kolejne filmy to…
Zatrzymał się tak gwałtownie, że na niego wpadłam.
-ZAMKNIJ SIĘ. Czego nie rozumiesz w tych dwóch słowach, do cholery?! – krzyknął – JA tu jestem panem, a ty masz się mnie kurwa słuchać!
Na próżno starałam się ukryć rozbawiony uśmiech na twarzy.
-Pokłóciłeś się z dziewczyną? – spytałam.
Przez dłuższą chwilę, patrzył na mnie tak morderczo, że aż prawie uszło ze mnie całe rozbawienie, po czym… wybuchnął śmiechem.
-Weź tu bądź przy tobie tym, który dyktuje zasady, bez rękoczynów – powiedział dalej chichocząc i przeczesując włosy dłonią – Masz szczęście, że jesteś taka śliczna, bo dawno nie byłoby już przyjemnie.
Zmarszczyłam brwi. To był komplement, czy raczej nie?
-I masz szczęście, że nie jestem z facetów, którzy pieprzą dziewczyny bez ich zgody – dodał, patrząc na mnie intensywnie. Popchnął mnie lekko na ścianę.
W moich oczach pojawił się przebłysk lęku, ale i czegoś co było związane z pożądaniem. Miałam tylko nadzieję, że tego nie zauważył. Przede wszystkim tego drugiego.
Oparł dłonie na ścianie, po obu stronach mojej głowy i patrzył na mnie tak, że zaczęłam czuć się nieswojo.
Uśmiechnął się, po czym odsunął się ode mnie i odkręcił na pięcie.
-Chodź – powiedział tylko, a ja z za szybko bijącym sercem, ruszyłam za nim.
-Mam pytanie – powiedziałam, po dłuższym czasie marszu.
Ale ten budynek musiał być wielki…
Jason zatrzymał się i spojrzał na mnie pytająco.
-Proszę bardzo. Pytaj – założył ręce na klatce piersiowej i patrzył na mnie z lekkim uśmiechem.
-Tu jest tyle drzwi…
-To nie pytanie – zaśmiał się i znowu przeczesał dłonią, swoje jak zawsze potargane włosy.
-Nie dałeś mi dojść…
-Nie dałem ci dojść? – znowu przerwał mi, unosząc brwi, po czym znów parsknął śmiechem. Próbowałam zachować powagę, ale nie dałam rady nie powstrzymać rozbawionego uśmiechu. – No wiesz… - kontynuował, podchodząc do mnie na tyle blisko, że mogłam poczuć ciepło bijące z jego ciała – Myślę, że nie byłoby z tym problemu... – przysunął się jeszcze bliżej, a jego twarz, niemal stykała się z moją – Żebym dał ci… dojść – powiedział poważnie, po czym znowu się zaśmiał, chowając końcówki dłoni do kieszeni i odsuwając się ode mnie.
-Powiedziałeś, że mogę spytać – powiedziałam, udając irytację.
-Ciągle czekam – wzruszył rozbawiony ramionami.
-Co jest za tymi wszystkimi drzwiami, które mijamy po drodze? – zapytałam, na jednym oddechu, żeby nie zdążył mi się wtrącić w wypowiedź, jak wcześniej.
-Pokoje – odpowiedział z poker face’em.
-Naprawdę? – zapytałam unosząc brwi – Za nic bym się nie domyśliła – powiedziałam sarkastycznie.
-To po co pytasz? – spytał uśmiechając się szeroko.
Westchnęłam załamana.
-Co jest w nich? Tak, wiem, że sufit, podłoga, ściany - powiedziałam, zanim zdążył odpowiedzieć.
Przybrał poważny wyraz twarzy.
-Ciała martwych kobiet – odpowiedział – Ćwiartujemy je, a później jemy.
Skrzywiłam się, a on parsknął śmiechem.
-Tak, naprawdę zabawne – powiedziałam z sarkazmem.
-Według mnie jest – wzruszył ramionami – Chciałaś jeszcze o coś zapytać?
-Nie – powiedziałam sucho.
-To dobrze – uśmiechnął się uroczo, pokazał głową, żebym szła za nim i znów ruszył przed siebie.
Po chwili byliśmy na miejscu. Otworzył drzwi i wpuścił mnie przodem do pomieszczenia. Weszłam tam powoli i niepewnie, obawiając się tego, co w nim zastanę.
Na szczęście, nie było w nim nic niezwykłego.
Tylko dwa krzesła.
-Widzę, że wasz dekorator wnętrz, nie miał za dużo roboty – powiedziałam siadając na jednym.
Jason uśmiechnął się jednym kącikiem ust i przysunął krzesło bliżej mojego, po czym też na nim przysiadł.
-Co to za budynek? – zapytałam.
Westchnął.
-Naprawdę jeszcze się nie nauczyłaś, że to ja zadaje pytania?
-To nie fair – jęknęłam.
-Życie jest nie fair – wzruszył ramionami.
-Więc…? – odezwałam się, kiedy po raz kolejny tego dnia, zaczęłam się czuć dziwnie, pod jego intensywnym spojrzeniem. Przez dłuższy czas nie odpowiadał, nie odrywając ode mnie wzroku.
-Jaki masz kolor oczu? – zapytał.
Zmarszczyłam brwi i tym razem to ja zaczęłam się śmiać.
-Nie śmiej się – powiedział rozbawiony – Jaki?
Dalej chichotałam, jak głupia.
-Myślałam, że spytasz co najmniej, czy kogoś zabiję, a ty pytasz o kolor moich oczu - mówiłam przez śmiech.
-Do tego jeszcze dojdziemy – przeciągnął ostatnie słowo, uśmiechając się łobuzersko – Ale serio. Może jestem idiotą, ale totalnie nie wiem, jak nazwać kolor twoich oczu. Oświecisz mnie?
Pokręciłam przecząco głową, uśmiechając się lekko.
-Justin kiedyś obiecał, że odgadnie jaki to kolor, ale mu się jakoś chyba nie udało – odpowiedziałam.
-Bo jest tępym chujem – powiedział spokojnie Jason.
-Tak? Bo nie wie jaki mam kolor oczu? Wydaje mi się, że ty też nie masz pomysłu, jak go nazwać – odezwałam się wyzywająco.
Skrzywił usta w czymś, co z trudem można było nazwać uśmiechem.
-Dalej go lubisz, po tym, co widziałaś? – zapytał.
Mimowolnie zadrżałam i opuściłam wzrok.
-Nie mam wcale pewności, że te nagrania były prawdziwe – powiedziałam, starając się zapanować nad głosem, żeby nie drżał.
-Nie masz – zgodził się ze mną – Ale były.
-Jak to udowodnisz? – znów uniosłam na niego wzrok i starałam się powstrzymać łzy, cisnące się do moich oczu.
-Nie udowodnię – odpowiedział, patrząc mi głęboko w oczy – Ale jeśli chcesz, mogę pokazać ci je znowu.
-Nie dziękuję – powiedziałam, starając się zabrzmieć twardo, ale zdradziło mnie drżenie w głosie.
-Właściwie… dlaczego nie? Przecież one nie są prawdziwe, racja? – usiadł wygodniej na krześle, jednocześnie bez przerwy przewiercając mnie wzrokiem.
Znowu skierowałam spojrzenie na podłogę.
-Możesz mi już powiedzieć czego ode mnie chcecie – powiedziałam cicho.
-Gdzie się nagle podziała buntowniczka, hę? – spytał z kpiną – Boisz się kilku filmików, które według ciebie, nawet nie są prawdziwe.
-Tak, boję się!! – wrzasnęłam zrywając się z krzesła, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Spojrzał na mnie zdziwiony – Boję się – szepnęłam, osunęłam się na kolana, płacząc i ukrywając twarz w dłoniach.
Po dłuższej chwili, poczułam czyjeś ręce, oplatające mnie delikatnie w talii.
Nie miałam siły, żeby się wyrywać. Trzęsłam się od płaczu, byłam głodna, śpiąca i całkowicie wyczerpana fizycznie, jak i psychicznie.
Jason przygarnął mnie bliżej do siebie.
-Nie płacz – jedną dłonią dotknął delikatnie moich włosów, a drugą zaczął gładzić po plecach – Jesteś za śliczna, żebym pozwolił ci płakać.
Bliskość jego ciała sprawiła, że nie do końca świadoma tego co robię, wtuliłam się w niego, ukrywając twarz w jego bluzce.
-Heej – mówił delikatnie – Nie płacz – szepnął mi na ucho, dotykając go lekko ustami.
Nie spodobało mi się to, co działo się w moim organizmie.
Odsunęłam się szybko od niego, na co mi pozwolił.
Wpatrywał się we mnie swoimi smutnymi, dużymi oczami.
-Lepiej ci już? – zapytał troskliwie.
Skinęłam głową, bo wiedziałam, że jeśli bym się tylko odezwała, to znowu zaczęłabym płakać.
Uśmiechnął się do mnie, po czym przysunął się minimalnie bliżej i delikatnie otarł łzy z moich policzków.
-Cholera, sprawiasz, że staję się miękki – zaśmiał się i podniósł z podłogi, po czym wyciągnął rękę, żeby mi również pomóc wstać.
Westchnął.
-Dasz radę teraz, dalej prowadzić tę rozmowę, czy zrobimy to później? – zapytał.
-Nie powiedziałeś mi jeszcze niczego, czego bym nie wiedziała – powiedziałam.
Uniósł jeden kącik ust ku górze.
-Czyli rozmawiamy, tak? Więc… Zacznijmy od tej sprawy sprzed kilku lat, w którą czy chciałaś, czy nie zostałaś wplątana – patrzył na moją reakcję, ale ja nawet nie mrugnęłam. Usiedliśmy znowu na tych niewygodnych krzesłach – Postawmy sprawy jasno. Ani my, ani twój braciszek Jake nie jesteśmy dobrzy, z tą różnicą, że on udaje świętego, a my nie. Wiesz dlaczego go wtedy ‘prześladowaliśmy’?
-Bo wisiał wam pieniądze? – zapytałam, mówiąc tyle ile wiedziałam od Jake'a.
-Nie do końca – powiedział Jason – Zabił jednego z naszych, bo ten był winny pieniądze jemu.
Patrzyłam na niego skołowana.
-A wiesz co było w tym najzabawniejsze? – kontynował. Nie, nie chciałam wiedzieć. Nie podobało mi się jego poczucie humoru – Że w tym celu, posłużył się tobą.

__________________________
No cześć ;D Jak tam weekend majowy ? ^^

+ Macie Jasona na prośbę Laury ;) xD