środa, 22 czerwca 2011

46. 'Udany' dzień.

   Zamierzałam spotkać się z Ann, ale Bieber (niestety) miał rację i nie miała dla mnie czasu… Pojechała z Chrisem do niego, na tydzień i nic mi o tym nie powiedziała… Tak. Było mi przykro.
Zdołowana chodziłam z Jusem po Stratford.
-Ej, mała. Nie bądź smutna – Bieber spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, ujął moją twarz w dłonie i musnął moje usta.
Ciągle walczyłam  z łzami napływającymi mi do oczu.
-Jenny… - pocałował mnie jeszcze raz.
Po moim policzku spłynęła łza, a on delikatnie otarł ją brzegiem palca.
-Kocham cię, śliczna. Nie martw się. No, ej…
Przytuliłam się do niego.
-Wracamy do domu?
Pociągnęłam nosem i skinęłam głową na ‘tak’.
Objął mnie i szliśmy w milczeniu.
-To moja wina… Tak ciągle wyjeżdżałam i wgl… Ale ona też się mną nie interesowała… Przyjaźniłam się z nią od piątego roku życia, Jus, a teraz… - wybuchłam płaczem.
Bieber przytulił mnie czule do siebie.
-Kotku… Cii… Nie martw się, myszko – pocałował mnie lekko w głowę.
Ludzie przechodzący obok, patrzyli się na nas dziwnie, a ja nie potrafiłam przestać płakać.
-Nie przejmuj się, mała… Byłaś zawsze wobec niej w porządku… Może jeszcze da się naprawić tę waszą przyjaźń…
Spojrzałam na niego szklanymi oczami.
Musnął delikatnie moje usta i osuszył łzy rękawem swojej bluzy.
-No już. Będzie dobrze. Mówię ci.
Nie wiem co bym bez niego zrobiła…
-Kocham cię, Justin – wtuliłam się w niego z powrotem.
Poszliśmy dalej do domu.
Doszliśmy.
W przedpokoju stał rozemocjonowany Jake.
-Co jest? – spytałam próbując nie patrzyć mu w oczy.
-A ci co jest, mała? – podniósł moją głowę.
-Nic. Pokłóciłam się z Ann…
-Nie martw się, ok?
Westchnęłam.
-A czym tak się ekscytujesz?
-Dorwali ten gang…
-To dobrze, czy źle? – spytał Bieber.
Mój brat wzruszył ramionami.
-To zależy… No na pewno nie będą już próbować mnie zabić… Dużo na nich mają i wgl… Ale na mnie też się coś znajdzie… Jadę zaraz na komisariat tak ogółem.
-A my też tam będziemy potrzebni jako świadkowie, czy coś? – zapytałam.
-Pewnie tak… Ale jeszcze nie dziś.
-W porządku.
Złapałam Justina za rękę i poszliśmy do stanowczo za dużo odwiedzanego przez nas ostatnio – mojego pokoju.
-A ty będziesz tam sam spał u Ann? – spytałam Biebera.
-Yhm.
-Sam?? Ale hamsko cię zostawili…
Bieber wzruszył ramionami.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się znacząco.
-Nie kombinuj Jusss – pokazałam mu język.
Przekrzywił głowę, a ja wybuchłam śmiechem.
Wyszczerzył się, popchnął mnie na łóżko i leżąc na mnie zaczął namiętnie całować.
Ktoś zapukał do drzwi.
Bieber uśmiechnął się załamany.
-To jakiś żart??
Rozbawiona wzruszyłam ramionami.
-Proszę! – zawołałam.
Do pokoju wszedł mój tata.
Spojrzał na nas podejrzliwie, a Justin posłał mu zniewalający uśmiech.
Mój tata zmarszczył brwi i (uwaga, uwaga) nie powstrzymał śmiechu!
-Oj, dzieciaki – powiedział z uśmiechem – przerwałem wam, tak?
Bieber pokiwał głową, a ja, rozbawiona uderzyłam go w rękę.
-No dobrze. Już sobie idę, tylko chciałem spytać, czy nie jesteście może głodni.
Totalny szok.
Kosmici podmienili mi ojca??
-Niee – odpowiedziałam za nas oboje.
-A Justin? – dopytywał się ojciec.
Bieber pokręcił głową.
-No dobrze. Ale mama upiekła swój specjał i jak będziecie mięli ochotę to zapraszamy… A teraz was zostawiam – mrugnął.
Chwilę po jego wyjściu siedzieliśmy w ciszy, a później naraz wybuchliśmy niepowstrzymanym śmiechem.
-To był na pewno twój tata?? – śmiał się Bieber.
-Właśnie też się zastanawiam… - śmialiśmy się dalej, jak idioci.
Kiedy trochę się uspokoiliśmy Justin spojrzał na mnie łobuzersko i zaczął kontynuować to na czym skończyliśmy.
Nagle ktoś energicznym ruchem otworzył drzwi, akurat w momencie, kiedy ręka Biebera wsuwała się pod moje spodnie.
Odskoczyliśmy od siebie momentalnie.
W drzwiach stał Usher.
Zaczął chichotać.
-No ładnie, ładnie.
Bieber z szerokim uśmiechem podbiegł do Ushera i go przytulił.
-Jak się czujesz, stary? – spytał.
-Bywało lepiej, ale żyję.
Widać było, że Usher jest bardzo wyczerpany, ale wyglądał coraz lepiej.
-Czeeeść – też z uśmiechem go przytuliłam.
-Z tego co słyszałem w telewizji rozchodziliście się, schodziliście… Nie wiem ile w tym było prawdy, ale z tego co widziałem teraz, chyba jesteście razem, prawda? – wyszczerzył się.
-Taa… Następnym razem zamkniemy drzwi – powiedział Bieber z poważną miną.
Po chwili wszyscy się śmialiśmy.
Udało mi się już prawie całkiem zapomnieć o Ann, ale to i tak dalej, strasznie bolało… Miałam cichą nadzieję, że jakoś, jednak uda mi się naprawić naszą przyjaźń.
-To nie bd wam przeszkadzał… - powiedział w pewnym momencie Usher z zamiarem wyjścia.
-Dobry pomysł – powiedział Bieber.
-Niee. Zostań – zatrzymałam go.
Justin posłał mi mordercze spojrzenie, a ja uśmiechnęłam się słodko.
-No to jak? Mam iść, czy nie? - dopytywał się Raymond.
-Możesz zostać – powiedział Justin.
-Dziękuję za ten zaszczyt.
Bieber się zaśmiał.
-To nie miało jakoś tak z wyższością zabrzmieć… - tłumaczył się.
-Nie ma sprawy. Jak leżałem chory i kompletnie nie miałem co robić to napisałem kilka piosenek i myślę, że są dobre. Jedną napisałem z myślą o was. Justin, mówiłeś, że chcesz coś nagrać z Jenn... Możecie przesłuchać tej piosenki. Jeśli się spodoba, jest wasza.
Bieber szeroko się uśmiechnął.
-Super. Dzięki.
Usher podał mu płytę.
Od razu ją włączyliśmy i oboje zakochaliśmy się w piosence.
-Jesteś geniuszem, Raymond! – powiedział Justin.
-Aj, tam.
-No serio. Szacun.
-Cieszę się, że wam się podoba.
-I to jak – dodałam z podziwem – Ale nie jestem pewna, czy chcę coś nagrywać…
Bieber groźnie zmrużył oczy.
-Żebym nie musiał użyć siły…
Zaśmiałam się i musnęłam jego policzek.
-Dobra, dobra, ale później będzie, że jestem z tobą tylko dla sławy…
-Nie będzie. Minutka.
Justin wyciągnął telefon z kieszeni i wszedł na twittera. Napisał:
‘Usher napisał kilka bombowych kawałków. Jeden zamierzam nagrać razem z moją dziewczyną, ale ona nie chce się zgodzić… No, ale dam radę ją przekonać (oby) ;) Na pewno spodoba się Wam nowy utwór. Ja już się w nim zakochałem :)’
-Niezły pomysł… - pochwaliłam.
-No nie? – wyszczerzył się – Należy mi się chyba jakaś nagroda…
-No chyba nie – uśmiechnęłam się przekornie.
-Uważaj sobie.
-HA HA HA.
Usher patrzył rozbawiony na nasze przekomarzanie się.
-Aż miło na was patrzyć.
Uśmiechnęliśmy się.
-No czy ja wiem… - powiedziałam.
-Tak, wiesz – sprostował Justin.
Pocałowałam go lekko w usta.
-A co wy na to, żebyśmy już teraz jechali nagrać tę piosenkę?
-Teraz? – zdziwiłam się.
-A macie coś innego do roboty oprócz…? Ymm. Nie bd kończył jeśli pozwolicie… Jestem tu tylko dziś, a chciałbym być przy nagrywaniu tej piosenki.
-Okay. Możemy nagrać – powiedział Bieber – Jenn?
-Spoko.

Piosenka udała nam się wyśmienicie (moim skromnym zdaniem). W studiu było mega. Ciągle się śmialiśmy, rozpraszaliśmy i nagrywaliśmy ją straszliwie długo. Justin całował mnie co jakieś 5 sek i Usher w pewnym momencie się na nas wkurzył. Nawrzeszczał na nas (szok) i powiedział, że NGDY WIĘCEJ nie dopuści, żbyśmy nagrywali jakąkolwiek piosenkę razem… Na chwilę się uspokoiliśmy, ale za długo to nie trwało… No cóż. Na pewno nigdy tego nie zapomnę i uważam, że się opłacało.
Piosenkę, w domu puściliśmy moim rodzicom, a oni byli pod totalnym wrażeniem. Piosenka nosiła tytuł ‘Przeznaczenie’ i była mega romantyczna.
Do domu wróciliśmy po 22:00. Zaproponowałam Bieberowi, żeby został na noc, ale tylko dlatego, bo nie chciałam, żeby spał sam w domu, biedactwo… (hahaha. Kto w to uwierzy??)
Po półgodzinnym błaganiu mnie przez Justina poszliśmy razem pod prysznic.
Kiedy wyszliśmy była równo 23:00. Położyliśmy się do łóżka i długo rozmawialiśmy o wszystkim. Szczególnie dużo mówiliśmy o nowej piosence. Po północy uznałam, że jestem śpiąca i zamierzałam iść spać, bo następnego dnia szkoła…
Bieber był lekko zawiedziony, ale uznałam, że to przeżyje.
Przytulił mnie do siebie i zaczęłam zasypiać.
-Jenn, śpisz? – spytał w pewnym momencie.
-Spałam, dopóki nie spytałeś – odpowiedziałam sennym głosem.
-Ups. Przepraszam – wyszukał moje usta po ciemku i złożył na nich czuły pocałunek.
-Jutro śpisz u Ann – powiedziałam.
-Czemuuu?
-Bo chcę spać, Jus.
-Okay, okay. Już bd cicho.
Momentalnie zasnęłam.

Kiedy zadzwonił budzik miałam ochotę nim rzucić.
Naprawdę. Uratowało go tylko to, że szkoda mi było pieniędzy na nowy.
Zaspana zwlokłam się z łóżka.
Bieber patrzył na mnie sennym wzrokiem.
-Śpij, Jus – powiedziałam.
Skinął głową, przekręcił się na bok i chyba natychmiast zasnął.
Uśmiechnęłam się lekko.
Wyszykowałam się i popędziłam do szkoły.
Byłam całe 6 min przed dzwonkiem!!
Nieprawdopodobne.
Wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli. Jeszcze dziwniej niż poprzednim razem…
Zadzwonił dzwonek i weszliśmy do klasy.
Biologia.
-O. Miło nam, panno Jennifer, że zaszczyciłaś nas swoją obecnością w szkole - nienawidziłam gościa.
Nic nie powiedziałam tylko poszłam na swoje miejsce i wbiłam wzrok w ławkę.
-Mam nadzieję, że przygotowałaś się do sprawdzianu. Jeśli nie to spotkamy się w wakacje…
-Przygotowałam się – powiedziałam bezbarwnym głosem.
-Pięknie. Pozwolisz, że podyktuję ci kilka pytań?
Skinęłam głową z grobową miną.
NIENAWIDZIŁAM.
Strasznie się denerwowałam.
Kiedy skończył dyktować wzięłam się za pisanie.
Skubany wybrał same najtrudniejsze rzeczy…
Odpowiedziałam na 9 z 10 pytań i byłam z siebie bardzo zadowolona.
W połowie lekcji oddałam mu spr, a on spojrzał na mnie zszokowany.
-Żartujesz sobie??
Pokręciłam głową.
-Nie nauczyłaś się wgl, prawda?
-Nauczyłam. Niech pan sprawdzi – poszłam do ławki.
Wszyscy się na mnie gapili. Co za nowość.
Wiedziałam, że wychowawca przyczepi się do mojego każdego, najmniejszego błędu i najbardziej jak będzie mógł obniży mi ocenę, ale miałam nadzieję, że zaliczę chociaż na 3.
-Jennifer – ugh. Jestem Jenn – 4-…
Moją twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
Na pewno mogło być lepiej, ale i dużo gorzej.
-Dobrze. Myślę, że w takim razie postawię ci 2 na koniec… - powiedział niezadowolony.
Po lekcji zadzwonił do mnie Justin.
-I jak? – spytał.
-Dostałam 4- - powiedziałam zadowolona.
-Tylko??
-Oj, przestań. Mówiłam ci, że nim nie będzie łatwo.
-To gratuluję, Jenny.
-Dzięki – uśmiechnęłam się do słuchawki.
-Czyli wakacje masz wolne, tak? – ucieszył się – żadnych poprawek?
-Yhm. Przynajmniej tak myślę.
-To świetnie. O której kończysz?
-15:50.
-Okay. Przyjadę po cb. Chcesz?
-Jasne.
-To do zobaczenia i powodzenia w dalszych lekcjach.
-Dzięki. Kocham cię.
-Ja cb bardziej. Paa.
Rozłączył się.
Miałam bardzo dobry humor.
Obok mnie przeszły szkolne ‘królowe’.
-O, patrz. To ta dz**ka Biebera – powiedziała jedna patrząc na mnie.
Mój dobry humor się skończył.
Olałam je. Nie miałam dziś ochoty na kłopoty. Chciałam, żeby ten dzień był udany.
Przeszły dalej, ale co chwile odwracały się na mnie i śmiały się.
Szkoda, że nie było Ann…
W szkole, wcześniej miałam strasznie dużo znajomych, ale teraz jakby przestali się mną interesować, czy przyznawać do mnie… Nie zamierzałam zaczynać z nimi rozmowy. Miałam ich gdzieś. A przynajmniej tak przed sobą udawałam. Chyba nikt nie lubi nie mieć z kim porozmawiać przez cały dzień w szkole…
Na następnej lekcji miałam kółko teatralne.
Luuuz.
Usiadłam na miejsce.
-Mogę? – niebieskooki chłopak uśmiechnął się do mnie promiennie.
-Matt??? – nie mogłam ukryć, że się cieszę z tego, że go widzę – Co ty tu robisz??
-Moi starzy znowu się przeprowadzili. To długa historia…
-Ale na stałe? Będziesz tu chodził do szkoły?
Matt skinął głową.
-Czemu Justin mi nie powiedział??
-Nie mam pojęcia.
-A wiedział?
-Yhm. Może mu z głowy wyleciało.
Pokiwałam głową i do sali weszła moja ulubiona nauczycielka.
-O, Jenn. Jak miło cię widzieć – dlaczego wszyscy musięli mnie zauważać?? – Widzę, że usiadłaś z naszym nowym uczniem – a raczej on ze mną, ale dobra… - Witam cię Matt w naszej szkole.
Matt się uśmiechnął.
Wyłapałam sporo dziewczęcych spojrzeń w stronę kumpla Justina.
Miał powodzenie. W sumie szkoda gadać… Jego oczy byłu mega i ogółem cały był w porządku… Jakoś tak dziwnie na mnie działał i wgl…
Ugh. Ale ja kochałam Justina.
-Na poprzednich zajęciach – zaczęła nauczycielka – zastanawialiśy się jaką sztukę przedstawić i większość osób chciało, żeby było to Romeo i Julia. Napisałam tu kilka propozycji do ról, ale wy możecie oczywiście wszstko zmienić. Na rolę Romea wypatrzyłam sobie naszego nowego ucznia – Matta. W poprzedniej szkole miał duże osiągnięcia w dziedzinie teatru. Co wy na to? Kto jest za, niech podniesie rękę.
Sporo chłopaków było na nie, ale WSZYSTKIE, dosłownie wszystkie dziewczyny chciały, żeby Matt był Romeem.
-A więc przegłosowane. Co ty na to, Matt?
-Mogę być – uśmiechnęł się lekko.
Rozpraszał mnie.
-Myślę, że na Julię nadawałaby się Jenn.
Spojrzałam na nią i pokręciłam głową.
-Czemu nie? – spytała mnie.
Matt spojrzał mi w oczy, a ja odwróciłam wzrok.
-Nie myślę, żeby to był dobry pomysł.
-Dobry – powiedział ktoś z głębi sali – Ale ja chcę być Romeo.
-No. Niech Jenny będzie Julią – kolejny głos.
-To robimy głosowanie.
Tym razem wszyscy chłopacy byli na tak i nawet sporo dziewczyn…
Niee!!!
-Ale proszę pani… - zaczęłam.
-Jeśli chcesz dalej chodzić na kółko to musisz wystąpić. I jak?
Spojrzałam na nią zła.
-Ale nie będę go całować. Żeby było jasne.
Nauczycielka lekko się uśmiechnęła.
-Jasne. Zobaczymy.
-To ‘zobaczymy’, czy ‘jasne’? Jestem w ciąży z jego przyjacielem! - powiedziałam załamana.
-Oj, Jenn. To tylko przedstawienie. Jeśli chciałabyś zostać aktorką to nawet jak będziesz zamężna to możliwe, że będziesz zmuszona, żebyś całowała się z innym aktorem. To tylko gra.
Westchnęłam.
Zauważyłam, że Matt nie odrywa ode mnie wzroku.
Nie patrzyłam w jego stronę, bo moje serce biło podejrzanie szybko.
Pani dalej czytała role, a ja wgl nie słuchałam.
Nie chciałam grać Julii z Mattem… Co na to Justin?? Ugh.
-Jenn. Jesteś tu z nami? Od jutra zaczniemy próby.
Skinęłam niepewnie głową.
Zadzwonił dzwonek.
-To do jutra, o 14:00. Nie zapomnijcie – powiedziała przy wyjściu.
Poszłam do sali, w której miałam kolejną lekcję.
Zauważyłam, że Matt idzie za mną.
-Co? – odwróciłam się na niego załamana.
-Praktycznie nikogo tu nie znam, Jenn…A z resztą. Jak nie chcesz to mogę sobie pójść – powiedział i poszedł w inną stronę.
-Poczekaj! – zawołałam za nim – W porządku. Możesz być ze mną.
-Niee. Nie chcę łaski – powiedział i poszedł.
Zrobiło mi się przykro… Męczyły mnie wyrzuty sumienia.
A dzień zapowiadał się tak dobrze… Nie zamierzałam dać mu się tak łatwo zepsuć.
Poleciałam za Mattem.
Odwróciłam go do siebie.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Sorry, Matt. Po prostu mam masakryczny humor. Ale naprawdę, jak chcesz to możesz przebywać ze mną.
Uśmiechnął się.
-Okay. Gdzie masz lekcje?
-28. A ty?
-13.
-To trochę daleko, ale… Damy radę – uśmiechnęłam się do niego.
W sumie to nawet fajnie, że Matt przyszedł do mojej szkoły. Będzie ktoś z kim można pogadać.
Poszliśmy wolno w stronę naszych sal.
-A co tam u cb i Justina? – zaciekawił się Matt.
-Jest super – uśmiechnęłam się.
-To fajnie… Wy to macie szczęście… Dziewczyna, z którą chodziłem przed moją przeprowadzką mieszkała właśnie w Stratford, a tydzień temu wyprowadziła się do Stanów… To naprawdę nie fair… Nigdy nie kochałem kogoś tak jak jej, a teraz wgl nie możemy się widywać… - Matt był bardzo smutny.
-Nie martw się – poprosiłam.
-No próbuję. Ale nie jest łatwo...
-Dzwonimy do Justina? – zaproponowałam.
-Spoko.
Wykręciłam jego nr.
-Tak, Jenn?
-Czemu nie powiedziałeś mi, że Matt się tu wprowadza?
-Mówiłem, że przyjeżdża…
-No to tak jakby nie do końca to samo.
-Ale chciałem ci zrobić niespodziankę. Nie wiedziałem, że przyjdzie już dziś do szkoły… Myślałem, że zacznie od jutra, ale dobra… Jak tam? Co u was?
-Żyjemy…
-A co jest?
-Nic. Muszę grać w takim głupim przedstawieniu, ale to później pogadamy, bo mam mało pieniędzy na koncie. Hej. Do 15:50.
-Okay. Pozdrów Matta.
-Spoko. Paa.
Skończyliśmy rozmowę.
-Jus cię pozdrawia - oznajmiłam blondynowi.
Uśmiechnął się.
Zadzwonił dzwonek.
-To ja lecę. Chcę zrobić jakieś w miarę pierwsze wrażenie i nie spóźniać się pierwszego dnia w nowej szkole – poleciał do swojej klasy.
Jacyś chłopacy, których znałam tylko z widzenia zaczęli okładać się pod moją klasą.
Kiedy trysnęła krew, a nauczyciel ciągle nie przychodził zaczęłam panikować.
W pewnym momencie jeden chłopak mocno popchnął drugiego, który uderzył w coś głową tak, że niemal widać było w niej dziurę. Chyba stracił przytomność, a drugi ciągle go kopał.
Zakryłam przerażona usta dłonią.
Czemu nikt nic nie robi?? – zaczęłam się rozglądać i pobiegłam w stronę sekretariatu.
Jakiś koleś pobiegł za mną i złapał.
-Puść mnie, ku**a!! – wyrywałam się.
W oczach miałam łzy.
Nie mogłam mu się wyrwać.
Podłoga przy chłopakach była pokryta krwią.
-Jezu, on go zabije – z oczu poleciała mi łza – Puść, proszę. Gdzie są nauczyciele? Ratunku!!
Dlaczego tylko ja chciałam mu pomóc??
Chłopak uderzył mnie w twarz.
Naprawdę. Mało brakowało, a podziękowałabym mu za to, że nie w brzuch.
-Cicho bądź – wysyczał - jeśli chcesz żyć.
Uznałam, że nic, nigdy, do końca nie może mi się udać… 
Uznałam, że po prostu muszę się z tym pogodzić, bo życie to nie bajka...


No i już kolejny... xD Trochę nie za ciekawe zakończenie rozdziału, ale sami rozumiecie... WAKACJE!!!! Nie mogę się na niczym skupić XD Oczywiście w czasie wakacji dalej będę prowadziła bloga, ale już teraz informuję Was, że od 27 czerwca, do gdzieś 11 lipca nie będę nic dodawać, bo wyjeżdżam. ;)
Dziękuję za komentarze i, że w ogóle chce się Wam to czytać <3

Rozdział dedykuję Gosi (@GosIaaCzeek) :*

niedziela, 19 czerwca 2011

45. Jake.


Wow. A jednak zasnęłam.
Szkoda tylko, że po 6:00, ale zawsze coś…
-Ej. Jeenyy… śpiochu – usłyszałam czuły głos Justina siadającego obok mnie na łóżku i składającego delikatny pocałunek na moich ustach.
-Która jest? – przetarłam zmęczone oczy.
-Zaraz 15:00.
-Co?!
Uśmiechnął się lekko.
-Długo wczoraj nie spałaś, co…? – zapytał troskliwie.
Skinęłam głową.
-To należał ci się odpoczynek… Ale pomyślałem jednak, że wolałabyś nie przespać całego dzisiejszego dnia.
Połaskotał mnie z uśmiechem na ustach, który kochałam.
-Przestań – szeroko uśmiechnięta odepchnęłam jego ręce, które na nowo zaczęły mnie łaskotać.
-Już wstaję, no! – zawołałam przez śmiech i zeskoczyłam z łóżka.
Uśmiechnął się z satysfakcją i przysunął się blisko do mnie. Poczułam delikatny zapach jego perfum, który wciągnęłam głęboko w płuca.
Uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Objął mnie w pasie i pocałował z uczuciem.
Zaczął się rozpędzać.
Delikatnie się od niego odsunęłam.
-Już wystarczy, Justinku – uśmiechnęłam się przekornie, a on posłał mi uroczy uśmiech niewinnego chłopca.
-Okay – musnął mój policzek i usiadł z powrotem na łóżku - To co dziś będziemy robić? – wyszczerzył się.
-A skąd, nagle jesteś taki pewny, że zamierzam dzisiaj coś z tobą robić…? – spytałam zdejmując z siebie szeroką koszulę, w której spałam.
Bieber nie odrywał ode mnie wzroku.
-No jestem twoim chłopakiem, nie?
-Niby tak – wzruszyłam ramionami – Zamierzam spędzić dziś trochę czasu z Ann.
Założyłam na siebie bluzkę i zaczęłam szukać w szafie jakichś spodni.
Westchnął.
-Jak chcesz. Ale nie byłbym taki pewien, czy ona znajdzie teraz czas dla ciebie. Jest zajęta Christianem.
Chwilę się zamyśliłam.
-Myślę, że znajdzie.
Znalazłam to czego szukałam, ale Justin lekko wysunął mi spodnie z rąk i proszącym wzrokiem pokazał na krótką spódniczkę leżącą na wierzchu.
Zaśmiałam się i założyłam spódniczkę.
Wyszczerzył się.
Poszłam do łazienki zrobić sobie makijaż.
Justin stał za mną i przyglądał mi się w lustrze.
Złapał mnie za biodra.
-Ej, bo się krzywo pomaluję! – odepchnęłam go rozbawiona.
-Okay, okay. No, bo to byłby koniec świata prawda?
-Świata może nie. Ale ciebie na pewno.
Spojrzał na mnie łobuzersko.
-Kogo koniec? Powtórzysz?
Za dobrze znałam to spojrzenie.
-Ciebie, kotku – powiedziałam i wybiegłam z pokoju, a Bieber za mną.
Złapał mnie w salonie.
Popchnął do ściany i mocno trzymał.
-Dalej jesteś pewna, że to byłby MÓJ koniec?
-Taak – uśmiechnęłam się słodko.
-Na pewno?
-Absolutnie.
Justin zaczął całować mnie namiętnie, a do pokoju wszedł mój tata.
-Ekhm – chrząknął znacząco.
-Ymm… - Bieber się ode mnie odsunął – Dzień dobry…
-Dzień dobry, Justin. Już się dziś widzieliśmy. Tylko gdybyście mogli, z łaski swojej to hamujcie się trochę w tych waszych czułościach.
Bieber niepewnie skinął głową, a ja pociągnęłam go do mojego pokoju.                     
-Ups – wyszczerzył się do mnie niepewnie, gdy zamknęłam za nami drzwi.
-Głupek – zaśmiałam się.
-Ale za to mnie kochasz, prawda?
Uśmiechnęłam się i wywróciłam teatralnie oczami.
-Ej, zrobię ci jakąś fryzurę, chcesz? – Justin pokazał rząd swoich idealnych zębów.
-Niee… Wolę nie ryzykować…
Spojrzał na mnie przekornie.
-Ale czemuu?
-Bo cię za dobrze znam, Jus.
-Ale… - stracił wątek – Jak chcesz… Ale naprawdę jestem w tym dobry.
Wybuchłam śmiechem
-A robiłeś kiedykolwiek komuś fryzurę??
-Raz zrobiłem kitka mojemu psu i… czesałem moją siostrzyczkę.
-No faktycznie jesteś w tym dobry.
Uśmiechnął się.
-A mogę uczesać ci włosy?
Westchnęłam.
-Proszę bardzo – podałam mu szczotkę.
Zaczął delikatnie czesać moje włosy.
Jedną ręką je czesał, a drugą czule gładził.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Kiedy skończył musnął mój policzek.
Tak było mi z nim dobrze… Chciałam, żeby to trwało wiecznie.
Przytuliłam go.
-Jenny…
-No?
-Kocham cię, piękna.
-Ja cię też – wtuliłam się w niego bardziej.
Gładził czule moje plecy.
Wdychał mój zapach.
-Chyba się od cb uzależniłem…
Uśmiechnęłam się lekko.
-A to źle?
-No chyba nie… Tylko cholernie się boję, że znowu zrobię coś głupiego…
-Nie zrobisz.
-Dzięki, że we mnie wierzysz – musnął moje usta.
Nie chciałam się od niego odsuwać. Chciałam tak siedzieć wiecznie. Czuć się kochana i bezpieczna.
-Wytłumacz mi czemu tak cię kocham… - powiedziałam szeptem i przytuliłam się do niego jeszcze mocniej, co wydawało się prawie niemożliwe.
-Nie będę wymyślał jakiś pseudo-śmiesznych gatek jak to zwykle… - odpowiedział mi na ucho – Myślę, że po prostu jesteśmy sobie pisani…
Musnął moją szyję.
Siedzieliśmy tak jeszcze dosyć długo, ale i tak wydawało mi się za krótko.
Kiedy się od siebie odsunęliśmy posłał mi czuły uśmiech.
Też szczerze się uśmiechnęłam.
Pogładził mój policzek.
Do pokoju wparował Jake.
-Stoję tu pod drzwiami dobre 5 minut i jakoś wydaje mi się, że nie powinno być u was tak cicho – powiedział mój brat zamykając za sobą drzwi. Przyjrzał się nam – Tak po prostu siedzicie?? – spytał zawiedziony.
Uniosłam brwi.
Wyszczerzył się.
-A przyszedłeś, ponieważ…? – zapytałam go.
Chwilę nic nie mówił.
-Jake…?
-Kojarzycie tego gangste, który was gonił?
-Nie. No co ty – powiedziałam sarkastycznie.
-No to on… zamierzał mnie rozjechać… - skrzywił się.
-Co?! – zrobiło mi się słabo.
Zacisnął usta.
-No uciekłem mu, ale… Umm… To nie było za ciekawe doświadczenie… Naprawdę Bóg nade mną czuwał, bo akurat jechał radiowóz i ‘zły’ gościu się zmył. Szkoda tylko, że przepadł i nie udało im się go znaleźć… Ale ciągle szukają.
Wstałam z zamiarem wyjścia.
Mój brat złapał mnie za rękę.
-Jenn. Co ty robisz?
-Idę. Jeśli nie zamierzasz mi powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi to nie zamierzam słuchać całej reszty.
Próbowałam się wyrwać, ale trzymał mnie mocno.
-Puść, Jake.
-Nie.
Zła zaczęłam się szarpać, ale mój brat był strasznie silny.
-Siadaj z powrotem.
-A kto ty jesteś, żeby mi rozkazywać?!
-Jestem twoim, starszym bratem.
Przestałam się wyrywać, ale siadać bynajmniej nie zamierzałam.
-Jenn…
-Przestań! Przestań wreszcie z tym ‘Jenn…’, ‘Ale Jenn…’, ‘Jenny…’! Mam dość! Kiedyś zawsze, o wszystkim ważnym mi mówiłeś! Czemu teraz nie możesz?!
Brat patrzył mi w oczy.
W jego niesamowicie ciemnych, prawie czarnych oczach, na które wyrywał wszystkie dziewczyny było widać strach. Tak. Ten niezauważalny przez innych strach towarzyszył mu już od dość długiego czasu…
-Dobra. Powiem ci, Jenn. Dobrze, powiem – puścił moją rękę.
Nieprzekonana usiadłam z powrotem.
-Ale to długa historia…
-Mamy czas – powiedziałam.
Westchnął.
-No widzicie… To zaczęło się jakiś rok temu… Ale nie prześladowanie tylko… Ymm… Potrzebowałem pieniędzy i… - widać było, że wstydzi się tego co zrobił – Szef jednego z gangów powiedział, że będę miał pieniądze jeśli wyświadczę mu jedną, drobną przysługę… Byłem mega głupi. Nie powinienem mu ufać. Oczywiście na jednej przysłudze się nie skończyło – na chwilę zamilkł – Tą przysługą było dostarczenie sporej porcji narkotyków… Wcześniej nie wiedziałem, że to są narkotyki… Niby podejrzewałem, ale pewności nie miałem… No i kiedy zrobiłem to co miałem i dostałem zapłatę to gościu zaproponował mi kolejną rzecz, którą mógłbym dla nich zrobić. Nie miałem nic przeciwko, bo ta była bardzo prosta. Kolejna też nie była jakaś wymagająca… Za to w trzeciej… Kazał mi zabić człowieka… Powiedziałem stanowczo nie i że to już koniec mojej pracy dla niego, a on na to, że ma na mnie tyle wystarczających dowodów, żeby wsadzić mnie na kilka lat… Przeraziłem się i wiedziałem, że jest do tego zdolny nie kierując podejrzeń ze strony policji w najmniejszym stopniu na siebie… Ale dalej odmawiałem… Powiedziałem, że na pewno tego nie zrobię i czy mógłbym zrobić coś innego… On na to, że jeśli dam mu ileś tam pieniędzy to się odczepi… Oczywiście nie miałem tyle, ale zarobiłem w miarę uczciwy sposób i w krótkim czasie im przyniosłem. Kiedy dałem im pieniądze to powiedzieli, że za późno i za stracony czas mam im przynieść trzy razy tyle, albo wyświadczyć im kolejną przysługę… Wiedziałem, że nigdy się nie odwalą, nawet gdybym przyniósł im wszystkie pieniądze świata, ale udawałem posłusznego i ciągle coś tam im przynosiłem, a oni chcieli coraz więcej… No i po pewnym czasie zaczęli na mnie naskakiwać i wgl… Ja naprawdę nie wiem o co im łazi. Nie zamierzam mieć z nimi nic więcej wspólnego, ale to chyba niemożliwe… Od pewnego czasu przestałem im płacić i grożą, że mnie zabiją… Nie mam pojęcia co mam robić – zakrył twarz rękami.
Pogładziłam go lekko po plecach.
-A ten drugi gang?
Jake niespodziewanie się uśmiechnął.
-Co ty odwalasz? – spytałam zdziwiona.
-Ten drugi gang jest mój…
-Co??? Ej, poczekaj. Czyli… Nie. Nic nie rozumiem – załamałam się.
Zaśmiał się niepewnie.
-No czyli ten gościu co do mnie dzwoni jest zły, tak??
-Yhm.
-To w takim razie kto to byli ci 'duzi' goście co cię popychali pod domem.
-To był taki blef.
-Że co??
-No, bo 'ci źli' mięli myśleć, że nie tylko u nich mam przechlapane i innym też muszę spłacać kasę… No i to była taka gra aktorska.
-A ta laska z kartką? Była zła czy dobra?
Jake znowu się zaśmiał.
-Powiedzmy, że dobra… Ta to wgl jeszcze inna historia…
-Dobra. Mam dość – powiedziałam.
Naprawdę zaczynało mi się kręcić w głowie.
-Teraz rozumiesz czemu nie chciałem ci mówić.
-A pan od W-Fu ma z tym coś wspólnego?
Jake skinął głową.
-Jest w tym ‘złym’ gangu, czyli przeciwnym.
-Okay…
Bieber też wyglądał na lekko zagubionego w tym wszystkim.
-I masz jakiś plan? – spytał JB.
-Chwilowo nie…
-A kto cię uwolnił? – zadałam kolejne pytanie.
-Mam jednego po swojej stronie u tych ‘złych’.
-Ja się chyba położę… - powiedziałam.
Jake się lekko do mnie uśmiechnął.
-Mówiłem, że nie powinnaś wiedzieć.
-Tak, tak. Jakbyś rozmawiał o tym ze mną wcześniej to byłoby mi się łatwiej połapać.
-Wiem mała, ale…
-Taa. Znam to na pamięć: ‘Nie chciałem obciążać cię swoimi problemami’ – zacytowałam.
-Dobra. To już idę. Muszę załatwić kilka spraw…
-Spoko... Już zdążyłam się przyzwyczaić, że co chwilę wychodzisz… - powiedziałam.
Przytulił mnie i lekko utykając wyszedł z pokoju.
-Niezłe ziółko z tego twojego brata – stwierdził Justin.
-Co ty nie powiesz.
-Ale myślisz, że bardzo mu się dostanie za te narkotyki jak sprawa się już wyjaśni?? Nie jest pełnoletni. Może skończy się na ostrzeżeniu.
-Nie skończy. Ostrzegany to był już dwa razy i powiedzieli, że następnym razem go przymkną…
-Uuu… A co takiego zrobił?
-Najpierw coś ukradł jak miał 14 lat, a później, rok temu ostro pobił jakiegoś kolesia…
Bieber się skrzywił.
-To nie za ciekawie to wygląda…
-No…
-Ale nie martw się. Będzie dobrze.
-Mam wielką nadzieję
Bieber objął mnie czule.
-A kiedy wracasz do trasy? – spytałam w pewnym momencie.
-Za dwa tygodnie, bodajże.
-Aha. A spotykasz się z ojcem w środę?
-Yhm.
-A ja jutro idę do szkoły… - załamałam się.
-Dasz radę – uśmiechnął się pokrzepiająco.
-No spróbuję…
-Z biologii umiesz wszystko. Nie będzie się miał do czego przyczepić.
-On zawsze coś znajdzie… Ale okay. Będę dobrej myśli. Ej, a co z Usherem?
-Wczoraj wyszedł ze szpitala. Całkiem dobrze się czuje i powiedział, że odwiedzi nas w tym tygodniu.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-To super.
-Yhm.
-Jenny… Jutro przyjeżdża Ryan, Chaz i Matt…
-Z jakiej paki?? – spytałam niezadowolona.
-To moi przyjaciele… Spytali, czy mogą wpaść to się zgodziłem…
-No spoko. Nie musisz mi się tłumaczyć. Po prostu za nimi nie przepadam…
-Rozumiem. Ale może jeszcze się dogadacie...
Wzruszyłam ramionami.
-Idziemy się przejść? – zaproponował Justin po krótkiej chwili ciszy.
-Czemu nie – odpowiedziałam.
Złapał mnie za rękę i wyszliśmy przed dom.
Poszliśmy przed siebie.
Wiał lekki wiatr i co chwile podwiewał mi zwiewną spódniczkę, od której Bieber nie odrywał wzroku.
-Dobrze to sobie zaplanowałeś – popchnęłam go lekko, rozbawiona i przytrzymałam spódniczkę.
Uśmiechnął się słodko i złapał mnie za ręce.
Wyrwałam mu się i zawróciłam do domu.
-Jenn! – pobiegł za mną śmiejąc się.
-Możemy tu wrócić, ale jak się przebiorę – powiedziałam rozbawiona.
-Czemuuu?
-No czemu. Ciekawe.
Weszłam szybko do domu i założyłam spodnie, które chciałam ubrać na początku.
Justin miał skwaszoną minę.
-Oj, jakiś ty biedny – nabijałam się.
Zmrużył groźnie oczy.
Wybuchłam śmiechem i pociągnęłam go z powrotem na dwór.
-Fajna tamta spódniczka – rozmarzył się Bieber kiedy przeszliśmy kawałek.
-Taa. Zajebista – powiedziałam z sarkazmem.
Justin przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
Uśmiechnął się szeroko.
-Kooocham cię, Jenn – powiedział czule.


I jak ? ;> xD Jeśli się podoba to komentujcie ;) <3 Dziękuję za 18 komentarzy do poprzedniego rozdziału! :* To rekord ;D

poniedziałek, 13 czerwca 2011

44. Mam dość.

   -Dasz zabrać się do kina?? – spytał JB już po raz trzeci, siedząc u mnie w pokoju, na ziemi i bawiąc się telefonem.
-Nie.
-Czemuuu?
-Próbuj dalej.
-Okay…
Uśmiechnęłam się do siebie.
Strasznie cieszyłam się, że do mnie przyjechał.
Zauważył, że się mu przyglądam i uśmiechnął się szeroko.
-O czym rozmawialiście z Jake’iem? – spytałam.
Zawahał się.
-Praktycznie o niczym… To nawet nie była rozmowa. On powiedział jedną rzecz, a ja odpo…
-Taa. Wiem, słyszałam. A co on powiedział?
-Jenn.
-Dobra, dobra. To, że jestem w ciąży nie znaczy, że nie mogę o niczym wiedzieć.
-Ale nie możesz się denerwować…
-Ale jak nie wiem to denerwuję się jeszcze bardziej!
Justin z uśmiechem na twarzy podszedł do mnie i przytulił.
-Ugh.
-Jenny… Dasz się zabrać do kina? – spytał nie puszczając mnie z objęć.
-Hmm… Nie.
Odsunął się ode mnie delikatnie i usiadł obok mnie, na łóżku.
Zamyślił się.
-A teraz?
-Nie, Justin.
-Okay, okay. Rozumiem…
Do pokoju wszedł Jake.
-Siema ‘kumple’.
-Hej – odpowiedzieliśmy chórem.
-Byłem na przesłuchaniu – skrzywił się – Okazało się, że ten lekarz jednak kiedyś był gliną, tylko doznał jakiejś tam kontuzji i został lekarzem… Ymm… Dziwna sprawa…
Nie powstrzymałam śmiechu.
-I jak było? – dopytywał się Bieber.
-Nieźle. Jak na przesłuchanie… Na razie próbują namierzyć tego gościa, który szantażował Jenn… Póki co jestem czysty, ale jak go znajdą… - westchnął – Dam radę.
-Wątpię.
-Co? No dzięki, że we mnie wierzysz, siostra.
-Wierzyłabym gdybyś powiedział co zrobiłeś.
-Ale, mała…
-Oj tam ‘mała’. Nie to nie. Bez łaski – denerwowało mnie to, że nie chce mi powiedzieć.
-Spadam, gołąbki.
-Żadne gołąbki, Jake – sprostowałam.
-Niech ci będzie. Ymm… To… Mam! Kaczki. Haha… - rzuciłam w niego poduszką, ale on się uchylił i wyszedł z pokoju.
Justin uśmiechnął się do mnie czule.
Po chwili zabrał się za jedzenie chipsów.
-Pójdziesz ze mną do kina? – spytał.
-Tak.
Zakrztusił się z wrażenia.
Zaśmiałam się.
-Że, co?! – ciągle kaszlał – Matko. Zrobiłaś to specjalnie.
-Nie. Nie wiedziałam, że będziesz jadł w tym momencie.
-Nie wiedziałem, że powiesz ‘tak’… Naprawdę się zgadzasz? – nie dowierzał.
Skinęłam z uśmiechem głową.
Przytulił mnie delikatnie.
-To idziemy – wyszczerzył się.
Wstał i podał mi rękę, żebym też wstała.
-Teraz?
-No. Teraz albo nigdy. Możesz się przecież zaraz rozmyślić.
Uśmiechnęłam się rozbawiona.
Poszliśmy w stronę kina.
-Na co idziemy? – spytałam.
-A, bo ja wiem? Nie mam pojęcia co teraz tu grają… Ale coś fajnego na pewno się znajdzie – uśmiechnął się.
Spojrzał mi w oczy.
Czułam, że chce wziąć mnie za rękę, ale się waha.
Miałam na to ochotę, ale… Sama nie wiedziałam co myśleć.
Szliśmy blisko siebie.
Dłoń Justina otarła się o moją.
Poczułam delikatne mrowienie.
Spojrzałam na niego.
Uśmiechnął się lekko.
Doszliśmy do kina.
Wybraliśmy horror.
Usiedliśmy na samej górze.
Nie chciałam niczego do jedzenia.
Justin uznał, że jeśli ja nie bd jeść to on też.
Film się zaczął.
Niby patrzyłam w ekran, ale myślałam tylko o Justinie siedzącym obok mnie…
Kiedy film przeleciał gdzieś tak do połowy poczułam, że Justin nieśmiało przykrywa moją dłoń swoją.
Spojrzał mi w oczy.
Serce biło mi bardzo szybko.
Do końca filmu nie zbliżyliśmy się do siebie już bardziej.
Nic nie mówiąc wyszliśmy z kina.
Widziałam, że Bieber czuje się niepewnie.
Kochałam go…
Zobaczyłam w głowie obraz Justina i Seleny całujących się na gali… Zabolało. Ale zaraz zobaczyłam Biebera odpychającą Sel, wściekłego, zrozpaczonego i spanikowanego…
Westchnęłam.
Chyba powinnam być dla niego bardziej wyrozumiała… Przyleciał tu przecież specjalnie dla mnie... Przerwał trasę...
Splotłam jego dłoń ze swoją.
Zdziwił się.
Po chwili oczy mu rozbłysły.
Spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się szczęśliwy.
Też się delikatnie uśmiechnęłam.
Zobaczyliśmy paparazzi.
Justin westchnął.
Przyspieszyliśmy kroku.
Szybko znaleźliśmy się w domu.
Wróciliśmy do mojego pokoju.
Bieber usiadł na moim łóżku, a ja dałam mu się wziąć na kolana.
Zauważyłam, że od kina nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem…
Jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało.
Nie potrzebowaliśmy słów.
-Kocham cię, Jenn – szepnął Bieber i musnął moją szyję.
Poczułam znajomy dreszcz.
-Ja cię też, Justin… - powiedziałam czule.
JB zagryzł wargę i spojrzał na mnie pytająco.
Udałam, że nie wiem o co mu chodzi, a on zauważył, że udają.
Uśmiechnął się.
Popchnął mnie lekko i przycisnął do łóżka, po czym dotknął moich ust swoimi.
Poczułam się jakbym latała.
Językiem delikatnie rozsunął moje wargi.
Poczułam jego rękę wsuwającą się pod moją bluzkę.
Czuły pocałunek przerodził się w bardzo namiętny.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi i szybko się od siebie odsunęliśmy na dozwoloną odległość.
Moja mama weszła do pokoju.
Uśmiechnęła się do nas.
-Twój ojciec, Jenn powiedział, że nie powinniśmy was zostawiać samych w pokoju i poprosił, żeby sprawdziła co u was… Ale wolałam nie przyłapać was na gorącym uczynku – mrugnęła – W sumie nie wiem o co on się jeszcze martwi… Przecież i tak jesteś w ciąży.
Strasznie kochałam moją mamę.
-No to was zostawiam. Ale nie przegnijcie – poprosiła.
-Okay – odpowiedzieliśmy chórem.
Zamknęła z powrotem drzwi, a my wybuchliśmy śmiechem.
Justin znowu mnie pocałował.
-Muszę się tobą nacieszyć zanim znowu coś spieprzę – powiedział.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Nic nie spieprzysz. Wierzę w to.
Znowu musnął moje usta.
-Mam nadzieję – powiedział – Dziękuję ci za wszystko, Jenn. Za to, że mi wybaczasz i wgl… Ani trochę na cb nie zasługuję…
Teraz ja lekko go pocałowałam.
Patrzyliśmy na siebie w ciszy.
Musnął mój policzek i wstał.
Podparł ręce pod biodra.
-To mówiłaś, że z czego jesteś zagrożona?? – spytał.
-Z biologii…
-To wyciągaj książki i Bieber cię wszystkiego nauczy – wyszczerzył się.
-Takie darmowe korepetycje? – zaśmiałam się, sięgając po książki.
-No nie do końca darmowe… Jeden całus za 30 min. I tak biorę najniższą krajową.
Wybuchłam śmiechem i podałam mu książkę.
-A H A – powiedziałam.
-No… Może później awansuję na jakąś wyższą płace…?
-Chyba śnisz, Bibsiu – pokazałam mu język.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-A to taka przedpłata – wyszczerzył się.
Wywróciłam teatralnie oczami i wzięliśmy się za naukę.
Justin naprawdę wszystko tłumaczył mi bardzo cierpliwie i niesamowicie szybko, do głowy wchodził mi cały materiał.
-Mógłbyś zostać nauczycielem – zaśmiałam się.
-Okay. Wezmę to pod uwagę jak sława nie wypali – powiedział rozbawiony.
Uśmiechnęłam się.
Oparłam głowę na ręce.
-Robimy przerwę? – zasugerowałam.
-Ale już skończyliśmy – zamknął książkę.
-Że co??
-No naprawdę. Przerobiliśmy wszystko. Umiesz na perfect.
-Tak szybko?
-No.
Wow. Czas z Justinem naprawdę leciał szybciej.
-A która jest?
Spojrzał na zegarek.
-Dochodzi 21:00.
-A do której zostajesz?
-22:00?
Zastanawiałam się, czy nie zasugerować nocy, ale jeszcze rano się ‘kumplowaliśmy’, a więc doszłam do wniosku, że wszystko w swoim czasie.
-Okay.
Pogładził mój policzek.
-Szybko się uczysz – pochwalił mnie.
-Tylko dzięki tobie.
-Nie żartuj. Chyba niekoniecznie…
Komórka Justina się odezwała.
-Halo? Spoko… O 22:00. Nie dzięki. Sam trafię. Do zobaczenia. Hej.
Skończył rozmowę.
-Kto to? – spytałam.
-Ann.
-Wątpiła, że sam trafisz do domu? – zachichotałam.
Uśmiechnął się lekko.
-Taa… Christian u niej na noc zostaje.
-Serio? – zrobiłam wielkie oczy.
-No. Mam nadzieję, że mają grube ściany…
Zaśmiałam się.
-Myślisz, że bd to robić??
-Nie wiem, ale rodzice Ann wyjechali na tydzień i w domu oprócz nich bd tylko ja… Obawiam się, że nie bd mieć zahamowań…
Skrzywiłam się lekko.
-Myślę, że bd dyskretni – powiedziałam.
-Oby. Najwyżej bd im walił w drzwi i wrzeszczał, żeby robili TO ciszej.
-I przypilnuj, żeby się zabezpieczyli – uśmiechnęłam się niepewnie.
-A pokaż brzuch – powiedział w pewnym momencie.
Podwinęłam bluzkę.
Justin delikatnie przesunął palcem po moim brzuchu.
Pocałował go.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Kooocham was – musnął moje usta.
Do pokoju wszedł tata.
Na szczęście zdążyliśmy już się od siebie odsunąć.
-Sądzę, że Bieber powinien już iść do domu – powiedział ojciec.
-Czemu? – spytałam.
-Bo temu. Niech już idzie.
-Ale…
-Żadnego ‘ale’, Jenn. Byliście razem cały dzień. Wystarczy.
Justin wstał ze swojego miejsca.
Odprowadziłam go do drzwi.
-Ej, Jus… Może panikuję, ale zadzwoń po taksówkę, co? Jeszcze nie namierzyli tego typa od Jake’a…
Bieber przyznał mi rację i po chwili pod domem zjawiła się taksówka.
Pożegnaliśmy się pocałunkiem.
Poszłam w stronę swojego pokoju, ale usłyszałam, że jest w nim Jake i rozmawia z kimś przez telefon.
Po raz kolejny zamierzałam podsłuchiwać.
-Ku**a, przecież mówiłem, że nie mam! – wrzasnął.
Dobrze, że mówił głośno…
Chwilę się nie odzywał.
-Bo to niby moja wina?! Kurde jak się nie ma mózgu i szantażuje piętnastolatkę to tak się dzieje! Yhm. Tak, tak. Jaaaasne. Nie. Nie chcę się kłócić, ale… - słuchał chwilę – Myślę, że się nie dogadamy.
Skończył rozmowę.
Odsunęłam się od drzwi i udałam, że dopiero przyszłam.
W momencie kiedy złapałam klamkę otworzył energicznie drzwi.
-O. Jenn – zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem. Patrzyłam mu w oczy i modliłam się, żeby nie domyślił się, że podsłuchiwałam – Spadam, młoda. Hej.
-Znowu idziesz? Kiedy wracasz?
Wzruszył ramionami.
Kurde. Przypomniałam sobie, że zapomniałam powiedzieć jego lasce, że wrócił…
Skrzywiłam się.
-Co jest? – spytał.
-Nic… A odzywałeś się do twojej dziewczyny? Bo martwiła się, że nie odbierasz…
Pokiwał głową.
-Dzięki, że mnie kryłaś ogółem…
-Nie ma sprawy… - powiedziałam bezbarwnym głosem – Tylko szkoda, że nie wiem przed czym cię kryję…
-Pa.
Wyszedł.
Super.
Niesamowicie dręczyło mnie pytanie co Jake zrobił… Podejrzewałam, że to jest coś poważnego. Zastanawiałam się o co wgl w tym wszystkim chodzi... Stanowczo mnie to przerastało.
Dostałam smsa.
Uff. Justin.
‘Spotkamy się jutro?’
‘Czemu nie :) – odpisałam.
‘To super ;D A o której ?’
‘Obojętnie. O której chcesz.’
‘Dobra. To jeszcze się ugadamy. ;)’
‘Ok. A co tam u Ann i Chrisa ? ;>’
‘Oglądają film, obżerają popcornem, całują i.t.d… Staram się im nie przeszkadzać xD’
‘Aha XD A co oglądają ?’
‘Jakiegoś pornosa. Haha. Nie no żartuję ;) Horror jakiś xD’
‘To spoko ;)’
Zrobiło mi się niedobrze i pobiegłam do łazienki.
Ugh.
Postanowiłam od razu już się umyć i położyć spać.
Kiedy wyszłam z łazienki, usiadłam na łóżku i włączyłam laptopa.
Justin był dostępny na skype.
‘Hej ;*’ – napisał.
‘Hej :)’
‘Obczaj tego smsa. Dostałem go przed chwilą… „Bieber. Pilnuj lepiej tę swoją ślicznotkę, bo może się jej coś przypadkiem stać. Tylko uprzedzam. ;) Pilnuj też swojej dupy i nie wtrącaj się w nie swoje sprawy.”’
Serce zaczęło mi walić.
‘Przysłał to zastrzeżony… Uważaj na siebie, Jenny.’
Chwilę nie pisałam.
‘Jesteś?’
‘Yhm… Mam dość ;/’
‘Nie martw się. Niedługo się wszystko wyjaśni.’
‘Oby…’
'Kocham Cię, mała... <3'
'Ja Cb też.'
Zamknęłam laptopa.
Nie miałam ochoty dłużej pisać.
Położyłam się i zamknęłam oczy.
Wiedziałam, że tej nocy już nie zasnę.


Jeśli się podoba to komentujcie ;) <3
Jak ktoś chciałby wiedzieć to zaczęłam też pisać nowego bloga:  http://when-you-guess.blogspot.com/  Zapraszam ;) :*

piątek, 10 czerwca 2011

43. Nadal kocham...

   Cały poranek aż do 14:00 spędziłam na uzupełnianie zaległości. Miałam wrażenie, że mózg mi paruje… Najbardziej dołowała mnie myśl, że jeszcze muszę praktycznie z każdego przedmiotu zrobić pracę domową i nauczyć się na spr, których nie pisałam i bd… Taa. Dołowało mnie to, ale bynajmniej nie zamierzałam się uczyć i robić tych lekcji z wyjątkiem biologii, z której miałam w planach zdać, a znając mojego nauczyciela, że gdybym miała oceny np. ‘1,2,3,4’ czy coś w tym rodzaju to by mnie zostawił na drugi rok…
Westchnęłam głęboko. Zamierzałam sobie zrobić przerwę, ale w końcu uznałam, że chcę mieć to szybciej z głowy.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Idąc w ich kierunku zastanawiałam się kto to… Może Jake zapomniał kluczy, czy coś…
Otworzyłam.
-Jest Jake? – spytała blondyneczka, którą rozpoznałam jako siostrę mojego byłego.
Pokręciłam głową.
-A kiedy bd?
-Tego nie wie nikt… A nie możesz do niego zadzwonić?
-Dzwoniłam chyba z 20 razy… Może mnie unika… - wzruszyła smutno ramionami.
Od razu w głowie ułożył mi się najczarniejszy scenariusz.
-Ale jest sygnał, jak dzwonisz? Może mu się rozładowała po prostu komórka… - zasugerowałam nieprzekonana.
-Jest sygnał.
-Kurde. A dogadujecie się?
Nie powstrzymała uśmiechu.
-Jasne.
-To dziwne… Może to głupio zabrzmi, ale martwię się o niego…
-Ja też…
-Wejdziesz?
-No nie wiem…
-Nie ma nikogo w domu. Możemy pogadać o Jake’u – wyszczerzyłam się.
Zachichotała.
-No okay – weszła do środka, a ja zamknęłam za nią drzwi.
Usiadłyśmy w salonie.
-A więc… Jesteście parą tak? – spytałam z uśmiechem.
Pokiwała głową.
-To fajnie – powiedziałam szczerze.
-No… A gdzie Jake mógł pójść?
Wzruszyłam ramionami.
Bałam się…
-A może ty do niego zadzwoń? Może się na mnie obraził, czy coś… - powiedziała.
-Okay.
Wykręciłam nr.
Sygnał.
-O, Jenn. Szukasz brata?
Chciało mi się wrzeszczeć.
Blondynka (nie pamiętałam jej imienia) chciała coś powiedzieć, ale pokazałam jej, żeby była cicho.
-Tak. Szukam – starałam się opanować drżenie w głosie.
-Hmm…
-No CO Z NIM JEST?!
-Powiem ci tylko jak bd grzeczna.
-Okay. Bd.
-Taa.
-No jestem!
-Właśnie widzę.
Chwila ciszy.
-Czy mógłbyś powiedzieć mi co z moim bratem?
-Nie.
-Czemu?? – spytałam załamana.
-Jeśli chcesz mu pomóc to zrób coś dla nas.
-Co znowu??
-Masz być GRZECZNA! Za każde odezwanie się do nas niegrzecznie twój brat bd dostawał w ryj.
-Skąd mam wiedzieć, że go macie?
-Mamy jego telefon.
-Mogliście go mu po prostu ukraść.
-Jake, powiedz coś siostrze.
Usłyszałam przekazywanie słuchawki.
-Nie rób nic co on ci karze!
To był Jake!!
Usłyszałam uderzenie i jęknięcie Jake’a.
-No widzisz. Wiesz, że mówię prawdę, to teraz co od cb chcę…
-A nie zaprzyjaźniliśmy się??
-Kurde, nie – słychać było, że powstrzymuje śmiech.
-A ile ty wgl masz lat?
-Nie interesuj się. Mam twojego brata.
-Okay…
-A więc tak… Chcemy, żebyście zlikwidowały drugi gang, u którego Jake ma przerąbane.
Wybuchłam śmiechem.
-Jaak? – mówiłam tłumiąc śmiech – I wgl skąd wiesz, że jest nas dwie?
-Wiem wszystko, Jenn.
-To jak ona się nazywa, bo zapomniałam.
-Nie przeginaj.
Usłyszałam uderzenie i jęk Jake’a.
-Przestań! – poprosiłam łamiącym się głosem.
-To zamknij uprzejmie mordę i daj mi mówić.
Chwila ciszy.
-Dziękuję. Chcę, żebyście podłożyły bombę.
-To jakiś żart? – spytałam na wpół zażenowana, na wpół spanikowana.
Usłyszałam kolejne uderzenie.
-Okay, jestem cicho – w oczach zakręciły mi się łzy.
Nie potrafiłam nad sobą zapanować.
-A… mogę o coś spytać? – zapytałam kiedy nic nie mówił.
-No.
-Czemu niszczycie inny gang, u którego Jake ma przerąbane? W jakim celu?
Chwila ciszy.
-Nie interesuj się.
-Dobrze. Tylko pytałam.
-Nareszcie grzeczna… No to tak…
Dostałam smsa.
‘Nie rób tego. Uwolnię Twojego brata.’
Matko. Zaczęło kręcić mi się w głowie.
Zaczął coś nawijać, ale ja nie słuchałam.
Odpisałam.
‘Jak? Kto pisze?’
‘To nieważne. Uwolnię. Przyrzekam. O nic się nie martw.’
-Zrozumiałaś? – usłyszałam głos po drugiej str słuchawki.
-Taak… - powiedziałam.
Nie słuchałam niczego z tego co mówił…
Gościu się rozłączył.
Spojrzałam na blondynkę.
Była trochę przestraszona.
-Co się dzieje? – spytała z rozszerzonymi oczami.
-Nic. Jakiś palant ukradł telefon Jake’a i nie chce oddać – kłamałam.
Uznałam, że lepiej jej nie wtajemniczać.
-Aaa… Ja muszę chyba już iść do domu. Jak Jake wróci to zadzwoń, okay?
-Jasne, hej – odprowadziłam ją do drzwi.
Bałam się.
Miałam nadzieję, że ten tajemniczy ktoś naprawdę uwolni Jake’a.
Siedziałam w ciszy.
Nie byłam w stanie nic robić.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić.
Justin.
-Nom?
-Ymm… Chciałem spytać co u cb.
-No to spytaj – zaśmiałam się.
Też się zaśmiał.
-Co u cb?
Westchnęłam.
-Coś nie tak?
Nic nie mówiłam.
-Jenn?
-Tak.
-Co się stało koch… Jenn.
-Jake ma kłopoty.
-A dokładniej?
-Nie mam pojęcia. Boję się, Justin.
Chwila ciszy.
Tak żałowałam, że go teraz nie ma przy mnie…
-Otwórz drzwi, Jenny.
Otworzyłam.
-Co ty kurwa tu robisz?! – byłam taka szczęśliwa, że nie udawało mi się nawet udawać złej na niego.
Przytulił mnie.
-Justin. Nie jesteśmy już razem...
-A czy to, że nie jesteśmy razem zabrania mi z tobą przebywać? – spytał z cwaniackim uśmiechem.
-No nie…
-Widzisz. Przyleciałem cię pilnować.
-Że co? – zapytałam rozbawiona.
-Wpuścisz mnie? Zanim ktoś mnie rozpozna…
-Taa. Yhm. ‘Zanim ktoś mnie rozpozna’. Wiem, że to pretekst.
Spojrzał mi w oczy i sam wszedł do domu.
-Pozwoliłam?
-Niee – uśmiechnął się, złapał mnie za biodra i wciągnął do środka.
-Justin…
-No co? – spytał z uśmiechem – Nie mogę cię dotykać jako kumpel?
Uśmiechnęłam się zrezygnowana.
Poszliśmy do mojego pokoju.
Wszędzie walały się książki.
-Ooo…
-No. Masakra – powiedziałam – A teraz powiedz mi po co chcesz mnie pilnować.
Usiadłam na łóżku, a on obok mnie.
-Miałem sen… Już chyba w totalną paranoję popadam, ale nie pozwolę, żeby stało ci się coś złego.
-A co było w tym śnie?
Zawahał się.
-Popełniałaś samobójstwo.
Przeszedł mnie dreszcz.
Spojrzałam mu w oczy.
-Dzięki, że się o mnie troszczysz – przytuliłam go.
-Tak robią kumple, no nie? - pogładził mój policzek.
Nie odpowiedziałam.
-A gdzie zamierzasz nocować? Ann też wróciła?
-Yhm. Bd spał u Ann.
-Aaa… Spoko.
-Chyba, że wolisz żebym spał u cb – powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
-Niee.
-A szkoda… Co masz dziś w planach ogółem?
-Nie mam pojęcia…
-A dasz się zabrać do kina?
-Nie.
-Bo…?
-Nie jesteśmy razem.
-Ale jako kumple!
-Tak, tak. Nie, Justin. Może innym razem.
-Spoko…
-Strasznie martwię się o Jake’a…
W moim oku pojawiła się łza na wspomnieniu o ciosach przyjmowanych przez mojego brata z mojej winy…
Objął mnie ramieniem.
-Opowiesz mi wszystko?
Skinęłam niepewnie głową.
Co jak co, ale, że mu mogę zaufać byłam stuprocentowo pewna.
Opowiedziałam o wszystkim.
Słuchał w ciszy.
-Super. Kolejna zajebista sprawa. Nie ma to jak udany tydzień – powiedział sarkastycznie.
Usłyszałam klucz w zamku.
Modliłam się, żeby to był Jake.
Podbiegłam do drzwi, a Justin za mną.
Zbladłam.
Mój brat miał rozciętą wargę, podbite oczy, rękę miał jakoś dziwnie wykrzywioną, kulał…
Zrobiło mi się słabo.
Gdyby Justin mnie nie podtrzymał to na pewno bym upadła.
Jake zamknął drzwi klnąc pod nosem.
Miał na twarzy grymas bólu.
-Co ci się stało? – spytałam.
Z moich oczu popłynęły łzy.
Odwróciłam wzrok i wtuliłam się w Biebera.
Może nie powinnam, ale pomyślałam o tym już po fakcie.
-Zadzwonię po karetkę – zasugerował Justin.
Jake skinął głową i dowlókł się do kanapy.
Był cały zakrwawiony…
-Co ci się stało, Jake?! – powiedziałam prawie histerycznie.
-Nie teraz. Później pogadamy.
-My zawsze gadamy później! Jak nie chcesz to nie mów!
Usiadłam pod ścianą i zakryłam twarz.
Trzęsłam się od płaczu.
Justin wezwał karetkę i podszedł do mnie.
-Jenny… - podniósł moją twarz, spojrzał w oczy i musnął usta.
Kiedy uświadomił sobie co zrobił z zakłopotaniem na twarzy usiadł obok mnie.
Zdołałam się lekko opanować.
-Jenn… Przepraszam. Nie powinienem…
Nic nie mówiłam.
Bałam się, że mnie nie pocałuje.
Cieszyłam się, że jednak to zrobił, ale nie zamierzałam się do tego przyznawać.
-Co tu robisz, Bieber? Czy mam halucynacje? – powiedział mój brat słabym głosem.
-Przyleciałem…
-A H A. A nie zerwaliście? Przestaję się powoli w tym łapać.
-Zerwaliśmy… Kumplujemy się.
Jake uśmiechnął się w co włożył duży wysiłek.
-Yhm, yhm. Bo kumple się całują. Jaaaaaaasne.
-Ale… Ymm… Jakby to powiedzieć… To był taki odruch… Nie bd jej więcej całował – tłumaczył się Justin.
Mój brat złapał się za brzuch.
-Cholera. Ale nawala.
-Kto ci pomógł uciec? - spytałam w pewnym momencie.
-Skąd wiesz, że ktoś mi pomógł?
-Napisał do mnie. Nie wiem skąd wszyscy mają mój nr… - odp zażenowana.
Jake wzruszył ramionami.
-Oni wiedzą dużo… Za dużo…
Usłyszeliśmy dźwięk karetki.
Pielęgniarze wzięli Jake na nosze i mięli gdzieś jego sprzeciwy.
Ja i Justin pojechaliśmy z nim.
-Do kogo mam zadzwonić? Do mamy, czy taty? – spytałam Jake’a.
-Ku**a, do mamy. Ojciec mnie zabije…
Wykręciłam nr mamy i powiedziałam jej, że Jake się bił i jedziemy do szpitala.
Obiecała, że bd najszybciej jak to tylko możliwe.
Kiedy dojechaliśmy do szpitala i lekarz zobaczył Jake’a uniósł brwi.
-Kto ci to zrobił?
-Nikt.
-No jak to nikt? Przecież sam się nie pobiłeś. Kto?
-Nie zna pan…
-Chłopcze. Tę sprawę trzeba by było zgłosić na policję.
-Niee – odp szybko Jake – Nie wiem kto to był.
-Nie wierzę ci.
-Trudno. Naprawdę nie wiem. Po prostu przepchnąłem się obok jakiegoś napakowanego gościa, a ten się na mnie rzucił. Nie mam pojęcia kto to był... – kręcił brat.
-A gdzie to było? Są świadkowie?
-Pan jest gliną, czy lekarzem?! Mógłby pan mi wreszcie pomóc zamiast wypytywać. Czuję, że zaraz zemdleję…
Chyba nie kłamał, bo naprawdę był masakrycznie blady.
Lekarz westchnął.
-Dobrze. Poczekajcie na zewnątrz – powiedział do nas.
Poszliśmy.
Dopiero teraz zauważyłam, że Justin mnie obejmuje.
Westchnęłam, a on lekko się ode mnie odsunął.
Usiedliśmy na krzesłach, w poczekalni.
Nic nie mówiliśmy.
Bałam się o Jake’a. Nie mogłam przestać myśleć o tej całej mafii…
W sumie nie bałam się wyłącznie o brata. Bałam się też o siebie, Justina i wszystkie bliskie mi osoby, które mogą zostać w to zamieszane…
-Ej, śliczna… Nie martw się – Bieber uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
Oparłam głowę na jego ramieniu.
Do szpitala wpadła moja mama. Odesłała nas z Justinem do domu. Powiedziała, że nie musimy tu czekać. Chcieliśmy, ale kazała nam wrócić do domu.
Wzruszyłam ramionami i z Justinem ruszyliśmy ze szpitala.
Do domu było dość blisko i postanowiliśmy się przejść.
Między nami ciągle panowała lekko niezręczna cisza.
-Jak się czujesz? – spytał JB w pewnym momencie.
-Dobrze – uśmiechnęłam się lekko.
-To super.
Wcześniej na pewno co najmniej musnął by mój policzek, a teraz…
Westchnęłam.
Brakowało mi tego.
-Jenn! – usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się - Nie posłuchałaś mnie.
Zrobiło mi się słabo.
-Wiej! – krzyknęłam przerażona do Justina.
Złapał mnie szybko za rękę i polecieliśmy sprintem przed siebie.
-Poczekaj, ku**a! – wrzasnął za nami prześladowca Jake’a.
Ruszył za nami w pogoń.
-Mam broń! Jeśli się nie zatrzymacie strzelę! – zagroził.
Łzy pojawiły się w moich oczach.
Nie przestawaliśmy biec.
Spojrzałam spanikowana na Justina.
Bieber uśmiechnął się szatańsko.
WTF?!
Po chwili usłyszałam zbiegających się paparazzi.
Obróciłam się do tyłu.
Facet przerwał pościg.
Dostałam smsa.
‘Dopadnę Cię’
‘Wow. Napisałeś ‘cię’ z dużej litery ;D’ – odp.
Nic więcej nie napisał.
Nie przestawaliśmy z Bieberem biec.
Zamierzaliśmy uciec też paparazzim.
Nie mogłam złapać oddechu.
Nareszcie ukazał się mój dom.
Wpadliśmy do niego zdyszani.
Kręciło mi się w głowie i było słabo.
Justin przytulił mnie mocno.
Staliśmy tak ciężko oddychając.
-Jenn. To trzeba zgłosić na policję – powiedział po chwili.
-Ale Jake jest w to wmieszany…
-Ku**a, wolisz, żeby go zamknęli w poprawczaku, czy zabili? Pomyśl.
Z oczu popłynęły mi łzy.
-Ale ja nie wiem co on zrobił! Jeśli coś poważnego?! – zaczęłam płakać.
Justin przytulił mnie delikatnie.
-Przepraszam… - powiedział cicho.
Udało mi się dosyć szybko uspokoić.
-Wiem. Trzeba to zgłosić… - przyznałam mu rację – Ale chyba powinniśmy najpierw porozmawiać z Jake’iem…
Skinął głową.
Włączyliśmy telewizor i staraliśmy się zapomnieć o wszystkim. Oczywiście nie udawało się nam.
Po jakiejś godz. do domu wrócili: mama, tata i Jake… Mój brat miał gips na ręce i zabandażowaną nogę…
Tata był masakrycznie wściekły.
Od razu poszedł do swojego pokoju i trzasnął drzwiami.
Mama miała łzy w oczach.
Jake nie patrząc na nas też poszedł do swojego pokoju.
Udaliśmy się za nim.
-Jake… - zaczęłam niepewnie.
-No?
-Ten facet, który się do cb przyczepił gonił mnie i Justina i groził, że zabije… - starałam się, żeby mój głos nie drżał.
Jake tylko westchnął.
-Chcecie to zgłosić na policje, prawda? – spytał smutno.
Nie odp.
-Okay. To chyba najlepsze rozwiązanie… Myślałem, że sobie poradzę, ale chyba przeliczyłem swoje siły…
-A co zrobiłeś Jake? Co oni od cb chcą? – zapytałam.
-Nic, mała.
-NIC. Yhm – powiedziałam z sarkazmem.
-No… Nie chcę cię tym obciążać.
-Super.
-Nie złość się, Jenn.
Nie odpowiedziałam i wyszłam zła z pokoju.
Jake zatrzymał Justina, który chciał wyjść za mną.
Nie ma sprawy.
Przycisnęłam ucho do drzwi. Wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale…
-Oooo… Ale jak?? – usłyszałam zszokowany głos Biebera.
Fajnie. Go wtajemnicza.
-Młoda nas słucha - powiedział mój brat.
Odskoczyłam od drzwi.
Skąd on wiedział??? Jestem aż tak przewidywalna?
Zamknęłam się w łazience i zaczęłam płakać.
Ciąża + Justin + mój brat + tajemnica = załamanie psychiczne.
-Jenny… - usłyszałam za drzwiami głos Biebera.
-Zostaw mnie, okay??
Westchnął.
-Chodź, Jenn…
-Po co?? Tylko wam przeszkadzam, bo Jake przy mnie nie może niczego powiedzieć!
-Ale to nie tak…
-A jak?!
-Jenny… Nie denerwuj się. Myśl o dziecku...
-Myślę. Idiotką nie jestem.
-Wiem, Jenn. No chodź...
-NIE. Pogadaj sobie z Jake’iem, pójdź do domu. Rób co chcesz, ale beze mnie.
Usłyszałam, że się oddala.
Opłukałam sobie twarz wodą i w miarę ogarnęłam.
Wyszłam.
-Co tu jeszcze robisz? – spytałam załamana, kiedy Justin stał niedaleko drzwi od łazienki.
-Czekam na cb – uśmiechnął się uroczo.
Ten uśmiech zawsze poprawiał mu humor.
Tak miałam ochotę przytulić się do tego brązowookiego idioty, którego kochałam…
Justin lekko dotknął mojego tyłka.
-Justin! – pisnęłam i odtrąciłam jego rękę.
-No co?
-No… Ugh – odkręciłam się z zamiarem wyjścia przed dom.
Podbiegł do mnie i zatrzymał.
-No stój – uśmiechnął się – Tak cię zaczepiam.
Wywróciłam oczami.
Pogładził mnie kciukiem po policzku.
-Ciągle cię kocham, Jenn… - szepnął.


Ymm... Co sądzicie? Jeśli się podoba to komentujcie ;)
Dziękuję, że to czytacie, dziękuję za wszystkie komentarze <3 ;*