poniedziałek, 11 listopada 2013

II rozdział 40

Justin i Jake dyskutowali o czymś zaciekle, a ja wykorzystując ich nieuwagę wyszłam z domu. Nie do końca wiedziałam, gdzie właściwie mogłabym pójść, ale musiałam wydostać się stąd chociaż na chwilę. Odetchnęłam świeżym powietrzem i ruszyłam przed siebie.
Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o reakcji Justina i Jake’a, kiedy zorientują się, że nie ma mnie w domu. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Będą się martwić, że coś mi się stało, ale ja po prostu nie miałam ochoty się z nimi użerać o to, czy to, że wyjdę sama z domu jest bezpieczne, czy też nie. Miałam serdecznie dość tego, że przez ostatnie dni próbowali pilnować mnie nawet w łazience. Niech sami spróbują tak do cholery żyć, to przekonają się, że to jest ponad siły kogokolwiek.
Szłam powoli, zupełnie nie zwracając uwagi na to, w jakim kierunku idę. Jedyne na co patrzyłam to ludzie. Uśmiechnięci ludzie. Szczęśliwi ludzie. Smutni ludzie. Wściekli ludzie. Zazdrościłam im emocji wszystkim razem i każdemu z osobna. Każde chociażby najgorsze uczucie jest lepsze od braku uczuć. I chociaż wydaje się to absurdalne, teraz, kiedy nie czułam nic, męczyłam się ze sobą tak bardzo, jak jeszcze nigdy w życiu. Tak bardzo chciałam móc od siebie uciec, chociaż na jedną, cholerną sekundę.
Moje spojrzenie zatrzymało się na wysokim szatynie, uśmiechającym się do mnie z rozbawieniem. Minęłam go. Przystanęłam. Odwróciłam się. On również się odwrócił.
-Cześć Jenn! – zawołał do mnie posyłając mi szczery uśmiech.
Wiedziałam, że skądś znam ten uśmiech.
-Cześć, Mike… - odpowiedziałam, uśmiechając się z dystansem.
Znajomy, ruszył z powrotem w moim kierunku.
-Wcale się nie zmieniłaś – powiedział, a jego twarz bez przerwy promieniała uśmiechem.
Żeby tylko wiedział, jak bardzo pozory mogą mylić…
-Ty tylko odrobinkę – odpowiedziałam i patrzyłam mu bezczelnie w oczy, chociaż dotychczas przy każdym przypadkowym spotkaniu opuszczałam wzrok.
Uśmiechnął się łobuzersko i utrzymywał kontakt wzrokowy.
Uniosłam brwi i odwzajemniłam uśmiech.
-Już się mnie nie boisz – zaśmiał się.
-Nigdy się ciebie nie bałam – odpowiedziałam wywracając oczami – Wstydziłam się tego co zrobiłam, ale nie było w tym ani trochę z leku.
Mike powoli pokiwał głową i miał wyraz twarzy jakby jego życie nagle nabrało sensu.
Po chwili znowu się roześmiał.
-Dobra, trochę świntuszyliśmy, ale oboje byliśmy nieźle wstawieni – mrugnął do mnie, a ja nie zarumieniłam się, jak robiłam to przy wszystkich wcześniejszych spotkaniach.
-Miałam jakieś 14 lat. Dla mnie to nie było ‘trochę świntuszenia’, tylko bardziej… można powiedzieć, że czułam się zeszmacona.
Zmarszczył brwi na moje słowa.
-Wy, kobiety macie dziwne poczucie moralności – powiedział.
Zaśmiałam się nieszczerze.
-Powiedziałabym to raczej o was.
Wzruszył ramionami.
-Zdania są podzielone – znowu się uśmiechnął.
Przytaknęłam bezgłośnie.
-Gdzie idziesz? – zapytał.
-Przejść się – wzruszyłam ramionami i nie spytałam go o to samo, chociaż pewnie z grzeczności powinnam. Miałam to gdzieś – To hej – powiedziałam, odwróciłam się od niego i ruszyłam przed siebie.
-Pa. Miło było! – zawołał za mną – Gdybyś miała jeszcze kiedyś ochotę się zabawić, to dzwoń!
Odwróciłam się na niego z sarkastycznym spojrzeniem, westchnęłam i ruszyłam dalej.
Po kilku krokach poczułam wibracje telefonu w kieszeni. Ponownie westchnęłam i przeklęłam się w duchu za to, że wzięłam telefon. Niechętnie wyjęłam go z kieszeni i odebrałam.
-JENN, GDZIE TY KURWA JESTEŚ?! – w słuchawce usłyszałam zirytowany, zły i przestraszony zarazem głos Justina.
-Myślałam, że dłużej będziecie rozmawiać – odpowiedziałam zrezygnowana.
-Wracaj natychmiast!
Parsknęłam sarkastycznym śmiechem.
-Justin, jestem dorosłą kobietą, mogę robić co chcę.
-Masz 19 lat kochanie, jesteś nastolatką, kurwa, masz tu być w 5 minut – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu i rozłączył się.
Skrzywiłam się i nie zawróciłam.
Niegrzeczna ja – zakpiłam w myślach.
Przyspieszyłam kroku.
Po pięciu minutach telefon znowu się odezwał. Nie odebrałam.


Justin

-Niech ja ją tylko dostanę – warknąłem, kiedy odrzuciła moje siódme połączenie.
Złapałem kurtkę i wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami.
Wsiadłem do samochodu, odpaliłem silnik i skręciłem w stronę, którą podpowiadała mi intuicja. 
Jenn znalazłem po dwudziestu minutach krążenia po okolicy.
Zatrzymałem się przy niej trąbiąc.
Nie raczyła przystanąć.
Okej, ona grała nieczysto ja też.
Zostawiłem samochód w miejscu, w którym na pewno nie można było parkować.
Zauważyła to i przyspieszyła kroku.
Ruszyłem biegiem za nią.
Nie zaczęła uciekać, więc szybko ją złapałem.
Odwróciłem ją siłą w swoją stronę.
-Co ty sobie kurwa wyobrażasz?! – krzyknąłem wściekły.
-W ostatnich dniach nie wyobrażam sobie za dużo – odpyskowałam.
-Wyszłaś, po prostu, nie racząc nikomu nic powiedzieć!! Szukałem cię jak idiota po domu! Wiesz jak się bałem, że znowu coś ci się stało?! – dopiero pod koniec mojej wypowiedzi zorientowałem się, że nią potrząsam i wszyscy ludzie naokoło się nam  przyglądają. Poluźniłem uścisk, a w jej oczach zamiast chociażby przebłysku złości, skruchy, nie zobaczyłem kompletnie nic. To zadziałało jak nóż w serce.
-Chodź do samochodu – powiedziałem, schodząc na spokojniejszy ton.
Nie odpowiedziała, tylko wyrwała mi się i szybkim krokiem dotarła do auta, po czym wsiadła do niego, trzaskając drzwiami. Wsiadłem chwilę po niej. Odpaliłem samochód i zakręciłem w kierunku domu, jednocześnie kończąc przedstawienie.

Jenn

-Tłumacz mi kurwa dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego wyszłaś bez naszej wiedzy? Dlaczego nie wróciłaś jak cię prosiłem? – zapytał ostro Justin.
Nawet sobie nie zdawał sprawy z tego jak bardzo nienawidziłam go w tym momencie.
To zawsze jakieś uczucie.
-Prosiłeś? – zakpiłam udając rozbawienie – Jeśli to było KURWA proszenie to podejrzewam, że jakbyś kiedyś mi coś rozkazywał, to bym prawdopodobnie tego nie przeżyła.
Justin posłał mi krótkie, złe spojrzenie zza kierownicy.
Zganiłam się w duszy za myśl, że jest cholernie seksowny kiedy się wścieka.
-Okej, może kiepsko mi to proszenie wyszło – zgodził się – Ale byłem i jestem tak niewyobrażalnie wściekły. Nawet sobie nie wyobrażasz jak się przestraszyłem!
-Biedactwo – parsknęłam sarkastycznie.
-Jenn, zapominasz, że jesteśmy po tej samej stronie. Nie musisz odnosić się do mnie tak, jak prawdopodobnie odnosiłaś się do tych pierdolonych porywaczy - warknął.
-A TY zapominasz, że jestem żywą istotą, która myśli i czuje i której jeszcze niedawno wmawiałeś, że ją kochasz – zatrzymaliśmy się pod domem, a ja wysiadłam energicznie z samochodu i zamknęłam za sobą drzwi z trzaskiem.
-Nie trzaskaj już tymi drzwiami, bo zepsujesz samochód! – krzyknął, sam trzaskając z podwójnie większą siłą, niż ja.
Spojrzałam na niego zaszklonym wzrokiem i zaciętym wyrazem twarzy.
-Ooo nieee, jak mną szarpałeś chwilę temu, to jakoś nie było ci szkoda – podeszłam do niego bliżej mierząc go oskarżycielskim spojrzeniem.
-Wyprowadziłaś mnie z równowagi – odpowiedział.
-Och nie, jak mi przykro – wywróciłam oczami – Pan Bieber ma tyle stresów, które sprawia mu jego zabawka do ruchania. Przepraszam najmocniej!
Justin otworzył usta ze zszokowania.
Doskonale zauważyłam w jego postawie, że zabolały go moje słowa.
-Jesteś dla mnie najważniejszą istotą na świecie – wysyczał – NAJWAŻNIEJSZĄ KURWA NA ŚWIECIE! Wściekam się tylko dlatego, że boję się o ciebie miliard razy bardziej niż o siebie! Gdyby coś ci się stało… - przerwał na chwilę i spojrzał na mnie smutno - Jenn, dlaczego mi to robisz? – zapytał zbolałym głosem.
-Dlaczego co robię? – zapytałam wyzywająco.
Justin stanął tak blisko mnie, że mogłam wyczuć jego oddech.
-Sprawiasz, że muszę się tak bardzo martwić…
Wywróciłam oczami i odepchnęłam go od siebie, ale on złapał mnie mocno za nadgarstki.
-Puść – syknęłam – Nie jesteś lepszy od tych pierdolonych porywaczy!! – wyrwałam się mu i uderzyłam go w twarz, na której wymalował się wielki szok – To bolało – przystawiłam mu pod twarz zaczerwieniony nadgarstek, po czym zsunęłam rękaw bluzki tak, żeby mógł zobaczyć co wyrządził łapiąc mnie mocno i potrząsając na ulicy – To też – powiedziałam - Nie próbuj mnie więcej dotykać!! – krzyknęłam, kiedy wyciągnął dłoń w moją stronę – Nienawidzę cię, NIENAWIDZĘ! – wrzasnęłam i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku domu.
-Po prostu się o ciebie martwię!! – odwrzasnął.
-To przestań!! – odpowiedziałam zatrzaskując za sobą drzwi.

____________________________
No cześć xd Przepraszam za bardzo długą nieobecność, ale najpierw dużo się u mnie działo, a później po prostu nie potrafiłam napisać nawet jednego, krótkiego rozdziału... Za nic nie mogłam się zebrać. Włączałam worda i nic. Pustka w głowie. Wczoraj usiadłam do komputera i przypomniałam sobie jaką wielką przyjemność sprawiało mi pisanie. Nie potrafiłam skończyć. Rozdział pewnie taki sobie i niedługi, może trochę wypadłam z prawy, ale postaram się to nadgonić w najbliższym czasie ;)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

II rozdział 39

Kiedy Justin ruszył w stronę drzwi, żeby otworzyć i zobaczyć kto zakłóca nasz spokój, podniosłam się do pozycji siedzącej i spróbowałam szybko doprowadzić się do względnego porządku.
Bieber po kilkunastu minutach wrócił, nie potrafiąc powstrzymać chichotu.
Spojrzałam na niego pytająco, a on popchnął mnie delikatnie i znowu znalazł się nade mną.
-Kto to był? – zapytałam, wpatrując się w jego brązowe oczy.
-Sąsiadka. Angelina, czy jak tam ona ma...
Zmarszczyłam brwi.
-Chciała pożyczyć cukru – dodał.
-Że co? – zdążyłam powiedzieć, zanim parsknęłam śmiechem.
Bieber też zaczął się śmiać i musnął moje usta.
-Robi ciasto i skończył się jej cukier. Obiecała, że nam przyniesie trochę, jak będzie gotowe, ale ja bym tam jej nie ufał… Nie wygląda jakby nas lubiła... Może coś tam dosypać...  - powiedział rozbawiony, próbując odwrócić moją uwagę od jego dłoni, wsuwającej się pod moją bluzkę.
-Juuuustiin? – odezwałam się.
-Tak kochanie?
-Czy ty się właśnie do mnie dobierasz? – zapytałam z poważnym wyrazem twarzy.
Przygryzł wargę.
-A masz coś przeciwko?
Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w jego oczy, po czym pokręciłam przecząco głową.
Uśmiechnął się i poczułam, że jego ciało bardziej napiera na moje.
-Kocham cię wiesz? – szepnął składając drobne pocałunki na mojej szyi.
Wiedziałam o tym bardzo dobrze i z całą siłą odpychałam od siebie wspomnienia ostatnich tygodni. Na tę jedną chwilę.
Wpił się w moje usta i wszystko inne przestało istnieć.


Leżeliśmy wtuleni w siebie na  łóżku.
Jedyne co miałam na sobie to koszula Justina i gdyby nie to, że byliśmy przykryci kołdrą, nagłe pojawienie się Jake’a w naszej sypialni zawstydziłoby mnie jeszcze bardziej.
-Justin, jest sprawa – oznajmił bez ogródek.
-Nigdy nie nauczysz się pukać co Jakie? – zakpił Jus, unosząc się na łokciach.
-Za to ty nauczyłeś się idealnie – odgryzł się mój brat uśmiechając się dziwnie.
Zakryłam zarumienioną twarz dłońmi.
-Idźcie już sobie – powiedziałam z trudem powstrzymując rozbawienie.
Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni tonem mojego głosu.
Justin uśmiechnął się szeroko, a ja parsknęłam śmiechem.
Zakryłam się cała kołdrą i nie potrafiłam przestać się śmiać.
Po kilku minutach, Bieber wsunął głowę pod kołdrę i uśmiechając się rozbawiony musnął moje usta.
-Zaraz wracam – powiedział, a w jego głosie wyczułam nutkę obietnicy.
Kiedy obaj wyszli z pokoju, odkryłam się i przez pewien czas z uśmiechem na ustach wpatrywałam się bezcelowo w sufit. Uśmiech powoli schodził z mojej twarzy. Zacisnęłam oczy, ale pierwsza łza i tak spłynęła po moim policzku. Zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać.


Justin

Usłyszałem szloch Jenn z pokoju obok.
Zamknąłem oczy, odchyliłem głowę do tyłu i westchnąłem głęboko.
Nie chciałem, żeby Jake zauważył, że łzy pojawiły się również w moich oczach.
-To wszystko przez nas – powiedziałem cicho, nie otwierając oczu – Myśałem, że jest już lepiej – mój głos się załamał, a ja odwróciłem się tyłem do brata Jenn i spojrzałem za okno.
-Nie maż się, Bieber. Nic na to nie poradzimy. Ona żyje. Więcej nie mogliśmy. To, że się śmieje to już dobry znak. I widzę, że wpuściła cię do łóżka – usłyszałem dziwną nutę w jego głosie, na którą odwróciłem się w jego stronę.
-Wiesz, że sypiam z twoją siostrą. Drew dowodem. O co ci chodzi? – zapytałem marszcząc brwi.
-Ona jest w ciąży.
Poczułem jak grunt usuwa mi się spod nóg, ale nawet nie drgnąłem.
-To dopiero jej początek. Sex w ciąży nie jest zabroniony – odwarknąłem.
-Nie wiesz jak traktowali ją tam – odpowiedział.
Moje oczy się rozszerzyły.
-Co przez to kurwa sugerujesz?! – krzyknąłem.
-Spokojnie, Bieber – powiedział sucho Jake – Nie wiesz czy ciąża nie jest zagrożona. Spanie z nią jest głupotą. Zabierz ją najpierw do lekarza.
-Nie śmieli jej tknąć! – wysyczałem zaciskając zęby, żeby nie zacząć wrzeszczeć.
-Tego nie wiemy…
-Kurwa, kurwa, kurwa – przeklinałem pod nosem i zaczęło nosić mnie po całym pokoju.
-Bieber, uspokój się. Po prostu zabierz ją do lekarza.
Przystanąłęm w miejscu i z całej siły uderzyłem zaciśniętą pięścią w ścianę.
-Jakie to dojrzałe – zakpił Jake, a ja z trudem powstrzymywałem się, żeby nie rzucić się na niego.
-Jesteś pieprzonym idiotą – warknąłem – Wszystkie nasze problemy zaczęły się od ciebie.
-Może i zaczęły… Ale skończyły na tobie. Nie udawaj przed sobą, że w tym całym porwaniu nie ma twojej winy – mówił Jake bezbarwnym tonem.
Spojrzałem na niego wściekle, po czym opuściłem spojrzenie na podłogę.
-A co jakby ją zabili? - zapytałem cicho.
-Nie zabiliby - odpowiedział sucho Jake.
-Skąd wiesz? - powiedziałem ostro, unosząc na niego gniewne spojrzenie.
-Bo dobrze wiedzą, że w ten sposób na pewno nie dostaliby tego, czego chcą. 
-A czego chcą? - zapytałem, ale poczułem, jak w jednej chwili zimny pot oblewa moje czoło.
-Oj, doskonale wiesz czego, Bieber. I to nie ma żadnego związku ze mną. 

_______________________
No cześć... Wieeem, nie wyszło mi, krótkie i w ogóle, ale jakoś nie mam na nic czasu w te wakacje o.O Nie potrafię się na niczym skupić... ;/ Ale zauważyłam, że blog przekroczył 200.000 wejść pod moją nieobecność ;o Dziękuuuuuję :* I przepraszam, że z tym rozdziałem się nie popisałam... Postaram się napisać coś w najbliższym czasie, bo teraz to już raczej do końca wakacji siedzę w domu ;) Piszcie, jeśli macie jakieś pomysły na dalsze rozdziały. Inspirujecie mnie ^^

sobota, 8 czerwca 2013

II rozdział 38

Siedziałam po turecku na łóżku i w zamyśleniu przyglądałam się ruchom Justina, szukającego czegoś w szafie.
Wyczuł na sobie moje spojrzenie i jego ciało jakby minimalnie się rozluźniło, ale nie przerwał czynności.
Byłam ciekawa czy był zły o ostatnie dni.
Za momenty, w których wychodziłam nocą z łóżka, bo nie byłam w stanie znieść jego obecności, chociaż jego ciało nawet nie stykało się z moim.
Za to, że nie chciałam nic jesć.
I za to, że jedyne słowa, które do niego wypowiadałam były oschłe i bez znaczenia. A on ciągle się starał.
Całymi dniami siedziałam albo w pokoju albo w ogrodzie, praktycznie się nie ruszając, tylko tępo wpatrując w przestrzeń.
Przez te wszystkie godziny myślałam o tysiącach rzeczy i osób, a w szczególności o Jasonie.
Nie rozumiałam tego, co się wydarzyło i starałam odgrodzić się od tego wielkim, grubym murem.
Niestety, widocznie byłam na to jeszcze za słaba.
Ale bez przerwy próbowałam.
Justin nie znalazł tego czego szukał, ale niepewnie odwrócił się w moją stronę.
Uśmiechnął się do mnie.
Wpatrywałam się w niego bezcelowo i nie potrafiłam zmusić się do tego, żeby odwzajemnić uśmiech.
Bieber westchnął głęboko i zobaczyłam powrót smutku na jego twarz.
Przypomniała mi się jego wczorajsza rozmowa z Jake’iem, którą przypadkiem usłyszałam.
-Muszę jakoś niedługo wyjechać – oznajmił Justin - Moja kariera ostatnio mocno się zatrzymała. Jenn sobie poradzi. Myślę, że nawet lepiej jej będzie beze mnie.
Jake przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.
-Ona cię potrzebuje – powiedział w końcu.
-Serio? – parsknął Bieber z irytacją – Nie rozmawia ze mną, nie pozwala się nawet dotknąć i mówię tu o zwykłym dotyku. Nie śpi przy mnie, a nawet ze mną nie rozmawia! Jesteś pewny, że ptrzebuje??
-To twoje życie – odpowiedział sucho Jake, a Justin wyszedł trzaskając drzwiami.
Kiedy skończyłam rozmyślenia, Justin nadala na mnie patrzył.
Zdziwiło mnie to.
-Gdzie jesteś myślami Jenn, kiedy stajesz się nieobecna? Kiedy patrzysz, a nie widzisz? – zapytał.
Wpatrywałam się w niego, nie odpowiadając.
-Martwię się o twój stan, Jenny – powiedział znów wzdychając – Tyle, że przy Drew zachowujesz się normalnie, jak dawniej, co znaczy, że nie jest to uraz psychiczny, tylko po prostu z jakichś cholernych powodów nie chcesz ze mną rozmawiać – powiedział z każdym słowem stając się coraz bardziej zły – Nie mogłabyś mi wytłumaczyć?! Dlaczego jesteś dla mnie niedostępna pod każdym względem?! Dlaczego każdego dnia łamiesz moje serce na coraz drobniejsze kawałki?! – dostrzegłam łzy w jego oczach, zanim zdążył odwrócić głowę.
Czułam obezwładniający smutek, żal. Chciałam przytulić go i nigdy nie puszczać. Ale z jakichś powodów nie potrafiłam.
-Codziennie próbuję – mówił dalej, nie patrząc na mnie – Próbuję się do ciebie zbliżyć. Wyciągnąć od ciebie chociaż jedno istotne słowo!! Czy to takie trudne, Jenn?! Odezwać się do mnie?! – krzyknął sfrustrowany, znowu kierując spojrzenie na mnie.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo – powiedziałam drżącym głosem.
Rysy Justina momentalnie złagodniały.
Potrzedł do łóżka i przytulił mnie, mimo moich protestów.
-Jenn, Jenn, spojrz na mnie – mówił stanowczo, ale w jego głosie słyszałam przebrzmienie powstrzymywanego płaczu – Spójrz.
Skierowałam zaszklone oczy na niego.
-Chcę cię z powrotem, Jenny – mówił desperacko – Poradzimy sobie ze wszystkim, jasne? Masz  mnie, mała, nie musisz wszystkiego w sobie dusić. Pozwól wrócić dawnej Jenn – chciałam coś powiedzieć, ale mi nie pozwolił – Wiem, wiem. Nic nie będzie jak dawniej, ale… Jenn, spróbuj. Bo zabijasz i siebie i mnie.
Przygryzłam wargę, a po moim policzku spłynęła łza.
-Wiem, że potrafisz wybudzić się z tego dziwnego stanu, maleńka – mówił dalej, ocierając delikatnie mój policzek, po czym łapiąc moją rękę, którą chciałam strącić jego dłoń  – Ty też o tym wiesz, ale łatwiej jest tkwić w czymś takim, prawda? Tylko im dłużej będziesz odpychać od siebie ludzi i budować wokół siebie niewidzialną barierę, tym trudniej będzie ją przekroczyć. Nie wiem Jenn, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale wcale tego nie chcesz. Nie chcesz skończyć zagłodzona na śmierć, zamknięta w swoim świecie.
-Skąd wiesz? – zapytałam.
Wpatrywał się we mnie bez słów, ale jego oczy mówiły wszystko. O jego bólu, bezradności, miłości…
-Nie odpowiedziałeś – przypomniałam.
-Jak ty na ostatnie tysiąc pytań – odpowiedział.
-Zostaw mnie – powiedziałam twardo.
-Jenn, wiem, że ty też mnie kochasz. Po prostu wytłumacz dlaczego tak się zachowujesz, a dam ci spokój – mówił błagalnie.
Nie odpowiedziałam.
Podniósł się z łóżka.
-Dlaczego nie możesz… - westchnął – Spytaj o coś. O cokolwiek. Zawsze tyle pytasz… Dlaczego teraz tego nie robisz?
Wpatrywałam się w niego długo, ale on nie odpuszczał i też patrzył na mnie niemal bez mrugnięcia.
-Bo tym razem nie chcę znać odpowiedzi, Justin – powiedziałam, a do moich oczu na nowo napłynęły łzy.
Odwróciłam głowę i wcisnęłam ją w poduszkę.
Przygryzłam wargę, z całej siły starając się nie rozpłakać.
Po chwili poczułam czyjąś rękę na swoich plecach.
Justin gładził delikatnie moje plecy, a ja bezgłośnie płakałam w poduszkę.
Bieber objął mnie w talii i pomimo protestów podniósł, obrócił w swoją stronę i przytulił.
-Jenn – westchnął i musnął wargami mój wilgotny policzek.
Spojrzał mi w oczy i delikatnie otarł mi łzy opuszkami palców.
Znowu musnął mój policzek, tym razem bliżej ust, a ja poczułam znajome uczucie w brzuchu. Składał kolejne drobne pocałunki blisko siebie, coraz bardziej zbliżając się do ust. W końcu, kiedy prawie do nich dotarł, przeniósł pocałunki niżej, na moją szyję.
Cicho jęknęłam.
Poczułam, że się uśmiecha.
Tak bardzo potrzebowałam jego bliskości w tej chwili. Odepchnęłam od siebie wszystkie złe myśli i po prostu pozwalałam mu na czułości.
Jego ręka powoli wsunęla się pod moją bluzkę, a pocałunki zaczęły zniżać się na dekolt.
-Pocałuj mnie – szepnęłam ledwo słyszalnie.
Spojrzał na mnie uśmiechając się łobuzersko.
-Przecież właśnie to robię – po raz kolejny musnął mój dekolt.
-W usta – powiedziałam cicho.
-Umm, nie słyszałem – odpowiedział z niegrzcznym błyskiem w oku.
Popchnął mnie lekko do pozycji leżącej i po chwili znalazł się nade mną.
-Po prostu to zrób – powiedziałam próbując zabrzmieć rozkazująco, ale wyszło to bardziej jak desperacka proźba.
Zaśmiał się cicho.
-Uhmm – zbył mnie składając pocałunki wzdłuż mojej szczęki.
-Justin – jęknęłam w momencie, kiedy rozległ się odgłos dzwonka do drzwi.
Spojrzeliśmy na siebie.
-Idealne wyczucie czasu – powiedział zirytowany Bieber, zsunął się ze mnie i niechętnym krokiem ruszył w stronę drzwi wejściowych – Kto to do cholery może być?

___________________________________
Takie coś...

poniedziałek, 27 maja 2013

II rozdział 37

Kiedy pierwszy raz od kilku dni udało mi się tak naprawdę zasnąć, co znaczy, na dłużej niż 2 godziny, przyśnił mi się Justin.
-Hej śliczna – uśmiechnął się do mnie i położył ręce na moich biodrach – Tęskniłaś?
Spojrzałam mu w oczy i zdałam sobie sprawę z tego, że tęskniłam za nim tak mocno, że aż ciężko było mi oddychać.
Skinęłam głową i ze łzami w oczach, wtuliłam się w niego.
Objął mnie czule i musnął czubek mojej głowy.
-Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, kochanie – wyszeptał całując delikatnie mój policzek – Wszystko się ułoży w swoim czasie, wiesz?
-Co masz na myśli? – zapytałam niepewnie.
-Nie wierz we wszystko co słyszysz, a nawet widzisz – powiedział smutnym głosem.
-To nie była odpowiedź na moje pytanie…
-Nie wierz, Jenn, okej?
-Ale…
-Zrób to dla mnie. Po prostu nie wierz – odsunął się ode mnie i zaczął się oddalać.
Obudziłam się, próbując złapać powietrze w miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu widziałam Justina.
Ciągle wydawało mi się, że słyszę jego głos.
Do tego doszyły inne dźwięki. Strzałów? Szamotaniny? Trzaskania drzwiami? Krzyków.
Zamrugałam energicznie i usiadłam na materacu.
Poczułam lęk, ale nie miałam zbyt wiele czasu na rozmyślanie nad tym co mogło się właśnie dziać.
-Nie ruszaj się – ostrzegł Jason.
Dopiero teraz zauważyłam go, siedzącego w drugim rogu pokoju z nerwowym wyrazem twarzy.
-Co się dzieje? – zapytałam zaniepokojona.
Pokręcił głową.
-Podnieś się – rozkazał.
-Przed chwilą mówiłeś…
-Kurwa, wstawaj! – krzyknął desperacko, również podnosząc się z miejsca – Chodź tu.
-Ale o co…
-Nie bądź idiotką!! – znowu podniósł głos i szybko zaczął zmierzać w moją stronę.
Myślałam nad ucieczką, ale przecież i tak nie miałam gdzie…
Nagle do pomieszczenia wtargnął mężczyzna. Ten, który pierwszego dnia mojego pobytu tutaj, traktował mnie jak szmatę.
-Ta dziwka nas wydała!! – wrzasnął w moją stronę i wymierzył z pistoletu.
Świat się zatrzymał.
Mężczyzna nacisnął na spust.
-Nie wydała, palancie! – powiedział rozpaczliwie Jason i rzucił się odpychając mnie z pola rażenia kuli.
Moje serce biło miliard razy na sekundę, wszystko rozmazywało mi się przed oczami, ale aż za dobrze widziałam krew coraz bardziej barwiącą koszulę Jasona.
Chciałam płakać, wrzeszczeć, uciekać, ale nie potrafiłam się ruszyć.
Nagle w pokoju zjawiło się więcej ludzi.
Umknął mi moment, w którym zniknął koleś próbujący mnie zamordować.
Wszyscy wydawali mi się tylko zarysami postaci.
-Jenn! – usłyszałam głos. Wydawał mi się znajomy, ale nie potrafiłam dopasować go do osoby. Patrzyłam po pomieszczeniu, ale nie potrafiłam zlokalizować kto mnie zawołał. A może tylko mi się przesłyszało? – Jenn – ktoś do mnie podszedł i czule przytulił.
Nie odwzajemniłam uścisku, tylko tępo patrzyłam przed siebie.
-Jest w szoku – powiedział jakiś głos z oddali i wtedy obraz mi się urwał.


Obudziły mnie głosy. Zlewały mi się w jedno, ale po kilku minutach zaczynałam słyszeć je coraz normalniej.
-Jak czuje się Drew? – zapytał jeden z głosów.
-Dobrze. Zdaje się, że ma się najlepiej z całej trójki. Trochę martwię się o Pattie, ale poradzi sobie… Musi. Pomożemy jej – odpowiedział drugi z głosów.
-A Jenn? – poczułam spojrzenie na sobie.
-Jenn jest silna – odpowiedział z pewnością w głosie, a ja wreszcie go rozpoznałam.
Justin.
Poruszyłam się, a oni chyba to zauważyli, bo zamilkli.
Otworzyłam niepewnie oczy i mrugałam nimi wielokrotnie, próbując złapać ostrość.
Na za wiele się to nie zdało, ciągle widziałam niewyraźnie.
-Cześć kochanie – usłyszałam delikatny głos.
Skierowałam spojrzenie w tę stronę i zatrzymałam je na Justinie, kucającym przy moim łóżku.
Nie odpowiedziałam, tylko wpatrywałam się w niego tak długo, aż zobaczyłam go całkiem wyraźnie.
Uśmiechnął się do mnie i dotknął delikatnie mojego policzka.
-Jak się czujesz? – zapytał.
Nie odpowiadałam.
Przyglądał mi się w skupieniu.
-Przepraszam, Jenn – wyszeptał.
Chciałam spytać za co dokładnie przeprasza, ale nie miałam ochoty mówić.
Przeniosłam spojrzenie na postać stojącą niedaleko za Bieberem.
Jake.
Uśmiechnął się do mnie niepewnie, a ja odwróciłam wzrok.
-Jenn? – Justin wydał się zaniepokojony.
Wpatrywałam się w niego pusto.
-To dalej szok, coś innego, czy po prostu nie chce mówić? – zapytał Jus, spoglądając na Jake’a, szukając w nim pomocy.
Mój brat wzruszył ramionami.
-Daj jej dzień, dwa, a może nawet tydzień, Justin. Nie naciskaj. Zacznie mówić, wtedy kiedy będzie gotowa – powiedział.
Bieber westchnął.
-Zostawisz nas samych? – zapytał.
Jake skinął potakująco głową i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Spojrzenie Justina znowu skierowało się na mnie.
Przyglądał mi się, po czym położył się na plecach obok mnie na łóżku.
Westchnął ciężko i przekręcił się w moją stronę.
-O nic nie pytasz, nie krzyczysz na mnie – mówił cicho – Przez to czuję się jeszcze gorzej…
Patrzyłam w sufit.
-Jenny?
Nie zareagowałam, chociaż widziałam, że jest na granicy płaczu.
Myślałam, że się podniesie i pójdzie, ale zareagował odwrotnie.
Spróbował przyciągnąć mnie do siebie i przytulić, ale wyrwałam mu się.
-Chcę się umyć – powiedziałam głosem, którego sama nie poznawałam.
Spojrzał na mnie zdziwionymi, smutnymi oczami.
-Pomóc ci? – w jego niepewnym uśmiechu, pojawił się aż za dobrze znany mi przebłysk. Pokręciłam przecząco głową i podniosłam się z łóżka.
Zachwiałam się, ale odepchnęłam jego ręce, kiedy rzucił się, żeby pomóc mi utrzymać równowagę.
Postawiłam kilka niepewnych kroków, ale każdy kolejny stawał się pewniejszy.
-Jenn, naprawdę nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś szła sama. Co jeśli zemdlejesz? – zapytał śmiertelnie poważnym głosem.
Spojrzałam na niego ironicznie.
-Nie umarłam tam, nie umrę tutaj – powiedziałam ostrzej niż miałam zamiar.
Zanim zdążyłam odwrócić się z powrotem, zdążyłam zobaczyć jego zbolałą minę.
Dotarłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi.
Nie patrząc w lustro, zsunęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic.
Odkręciłam wodę i ze spokojem zaczęłam myć włosy.
Nagle, niespodziewanie przygniotły mnie wszystkie zdarzenia ostatnich dni.
Zaczęłam szlochać, szloch zamienił się w dławiący płacz.
Zsunęłam się po ścianie brodzika, skuliłam się i pozwoliłam spływać po mnie wodzie lejącej się z góry.


Justin

Czułem się źle. Tak źle, jak jeszcze nigdy w życiu, a kiedy usłyszałem jej płacz z łazienki, poczułem jak moje serce roztrzaskuje się na miliony, drobnych kawałeczków.
Z całej siły uderzyłem w ścianę, starając się choć w części wyładować moją złość i frustrację, ale to ani trochę nie pomogło.
Usiadłem na kanapie i siedziałem wpatrując się bezcelowo w przestrzeń i wsłuchując się w płacz Jenn.
Tak cholernie chciałem jej pomóc, ale czy tego chciałem czy nie, musiałem dać jej czas. Czas na to, żeby sama pogodziła się ze wszystkim co stało się w ostatnich dniach. O ile w ogóle to było możliwe…
Nagle płacz ucichł.
Przez dłuższy czas było słychać krzątanie się Jenn po łazience, aż w końcu usłyszałem otwierane drzwi.
Odwróciłem się w tę stronę i z trudem powstrzymałem opadnięcie mojej szczęki ze zszokowania.
Jenn wyglądała tak… Normalnie.
Tak, jakby nigdy, nic się nie stało. Jakby ostatnie dni nie miały miejsca.
Kiedy przypatrzyłem się dokładniej dostrzegłem, że jest chudsza, a w luźnej koszuli prawie nie widać jej zaokrąglającego się brzucha.
Kolejna zmiana, którą w końcu dostrzegłem zaszła w jej oczach. Było w nich coś niepokojącego.
-Pięknie wyglądasz, księżniczko – odezwałem się, a ona zdawała się dopiero teraz mnie zauważyć, chociaż byłem przekonany, że wcześniej na mnie patrzy.
-Jesteś słabym kłamcą, Justin – odpowiedziała spokojnie.
Podniosłem się z miejsca i ruszyłem w jej stronę.
Nie zauważyłem u niej żadnej, najmniejszej reakcji.
Podszedłem do niej i odgarnąłem z jej twarzy kosmyk włosów.
Znowu to robiła. Patrzyła na mnie, ale miałem wrażenie, że mnie nie widzi.
Potarłem delikatnie jej policzek kciukiem.
Wróciła zzaświatów i gwałtownie odsunęła się ode mnie.
-Nie dotykaj mnie – powiedziała takim tonem, jakby to było oczywiste, że nie powinienem tego robić.
Cóż. Nie było.
-Dlaczego? – zapytałem – Tęskniłem za tobą tak bardzo, że…
-Gdzie jest Drew? – zapytała nagle, przerywając, a jej oczy się rozszerzyły.
-W swoim pokoju – odpowiedziałem.
Podziękowała skinieniem i poszła w stronę pokoju naszego syna.
Poszła.
Nie pobiegła.
Nie uśmiechnęła się.
Nie okazała żadnych emocji.

_______________________
Czasem musi być źle, żeby później mogło być dobrze, racja? ;)
Piszcie co sądzicie.

czwartek, 23 maja 2013

II rozdział 36

-Bieber, wiem jak ich stamtąd wyrwać – Jake wszedł do salonu, w którym bezczynnie siedział Justin.
-Nie czujesz się trochę za bardzo, jak u siebie w domu? Nawet nie pukasz, kiedy przychodzisz – odpowiedział Jus pustym głosem.
-Jesteś takim idiotą, czy tylko udajesz, Bieber? – warknął Jake – Mówię, że uratuję ci rodzinę, a ty się czepiasz, że nie pukam do twoich, pieprzonych drzwi.
Justin uniósł dłonie w obronnym geście, po czym  z powrotem je opuścił.
Na kilometr było widać, że nie spał od dobrych kilku nocy i najprawdopodobniej również prawie w ogóle nie jadł.
-Co jest? Serio masz to gdzieś, czy się czegoś naćpałeś?? – zapytał Jake, marszcząc brwi.
-Piłem – wzruszył ramionami – Ale nie jestem pijany. W tym domu skończył mi się zapas alkoholu, którym mógłbym się upić, a w takim stanie się nigdzie nie pokażę i nie mam jak kupić…
-Zamknij się – warknął Jake, przerywając Justinowi – Nie prosiłem o historię, tylko prostą odpowiedź.
-Więc już ją masz – powiedział Bieber – Zastanawiasz się dlaczego tak zareagowałem, więc… Odpowiedź jest prosta. Nie wiem co im zrobili, boję się, jak cholera w jakim znajdziemy ich stanie… I czy nie będą… - przez chwilę nic nie mówił, zmagając się ze sobą – Martwi – powiedział cicho.
-Weź się w garść!! – Jake uderzył pięścią w stolik.
-I do tego… - powiedział Bieber przełykając ślinę i pierwszy raz tego dnia unosząc spojrzenie na Jake’a – Nie wiemy co powiedzieli Jenn.


Wszystko o czym kilka godzin temu rozmawiałam z Jasonem  wirowało mi w głowie i za nic nie chciało dać mi spokoju, nawet na sekundę.
Nie chciałam wierzyć w żadne z jego słów, ale były one tak przerażająco prawdopodobne i aż za dobrze pokazujące z innej perspektywy, pewne momenty mojego życia.
Zadrżałam.
Jason mówił, że rozprawa, podczas której miałabym zeznawać przeciwko Jake’owi i Justinowi miała odbyć się za kilka tygodni.
KILKA TYGODNI w tym miejscu.
Chodziłam w tę i z powrotem po zimnym pomieszczeniu, w którym byłam zamknięta, żeby chociaż trochę się rozgrzać, ale również dlatego, że nerwy nie pozwalały mi siedzieć.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Cześć – zobaczyłam uśmiechającego się do mnie Jasona.
Nie odwzajemniłam uśmiechu.
-Zdecydowałaś już czy nam pomagasz? – zapytał, zamykając za sobą drzwi i opierając się o nie.
-A dajecie mi jakieś inne wyjście? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Nie – uśmiechnął się uroczo.
-Więc… Po co pytasz?
Wzruszył ramionami.
-Gdybyście zaprosili mnie na kawę i dyskutowali o tym, co mam zrobić, po ludzku, to ok, mógłbyś pytać – kontynuowałam – Ale więzicie moje dziecko, matkę mojego męża i mnie. Po co zadawać pytanie, znając odpowiedź?
-Więc… Naprawdę chcesz wiedzieć dlaczego pytałem? – zbliżył się do mnie wolnym krokiem.
Skinęłam niepewnie głową.
-Dlatego, że chciałem dowiedzieć się czy wierzysz w nasze słowa – powiedział – Czy dalej bezgranicznie kochasz mężusia i brata, czy zdajesz sobie sprawę, że to my mówimy prawdę albo czy chociaż się wahasz – podszedł jeszcze bliżej – Nawet, kiedy nic nie mówisz, widzę odpowiedź w twoich oczach.
Zamknęłam oczy, a on się roześmiał.
-Ale cwaniara – zażartował – Pomimo wszystko nie ryzykowałbym zamykania oczu w mojej obecności, kochanie.
Otworzyłam je niechętnie.
-Nie nazywaj mnie tak – powiedziałam stanowczo.
Uśmiechnął się łobuzersko i nawinął sobie końcówkę moich włosów na palec wskazujący.
-Będę nazywał cię, jak mi się podoba, Jenn – odezwał się, uśmiechając się uroczo, znajdując się stanowczo za blisko mnie.
Wytrzymałam jego spojrzenie.
-Co zamierzacie z nami robić przez te tygodnie? Wypuśćcie nas – powiedziałam dużo pewniej, niż się czułam.
Jason się roześmiał.
Mówiłam, że jego śmiech mi się podoba?
Cofam to. To najgorszy dźwięk na świecie.
-Jesteście popieprzeni – odsunęłam się gwałtownie od niego – Mając takie filmy, moglibyście próbować ze mną dyskutować po ludzku, a nie…
-Skarbie – przerwał mi – Gdybyśmy zaprosili cię na herbatkę, mogłabyś powiedzieć ‘nie’.
Uniosłam oczy ku niebu.
-Jesteś beznadziejny – syknęłam.
-Serio, nie nauczyłaś się jeszcze, że ze mną się nie zadziera, królewno?? – zapytał ostro, popychając mnie.
Utrzymałam równowagę i uderzyłam go w twarz.
Otworzył usta ze zszokowania.
-Wiesz co?! – wrzasnęłam – Mam to gdzieś!! Możesz mnie zabić, wszystko mi jedno!!! W kilka chwil wywróciłeś moje życie do góry nogami! NIC NIGDY NIE BĘDZIE JAK DAWNIEJ! Nie wiem czy w ogóle chcę wracać. Owszem, jestem tchórzem. Śmierć byłaby prostym sposobem ucieczki.
-A dziecko? – uniósł brwi, a ja wpatrywałam się w czerwony ślad na jego policzku.
-Serio, do cholery, myślisz, że kiedy zabierasz mi syna, zamykasz w zimnym, ciemnym pomieszczeniu, powoli wyniszczasz mnie psychicznie filmami i opowieściami, a na dodatek prawie mnie nie karmisz, jestem w stanie normalnie, logicznie myśleć?!?!
Po moich policzkach zaczęły spływać żałosne łzy, a Jason wpatrywał się we mnie w milczeniu.
-Nie zabiję cię – powiedział cicho.
-Wiem – prychnęłam – Bo jestem wam potrzebna.
Jason pokręcił przecząco głową.
-Jesteś, ale to nie to – nerwowo przeczesał palcami włosy – Myślę, że cię lubię – powiedział wzdychając.
Parsknęłam śmiechem, a on posłał mi spojrzenie, którego nie byłam w stanie rozszyfrować.
Nie mogłam opanować niemal histerycznego śmiechu.
-Zamknij mordę!! – wrzasnął.
Momentalnie zamilkłam.
-W takim razie ludzie, których nie lubisz muszę mieć totalnie przerąbane… - powiedziałam rozbawiona.
-Nie żartuj sobie ze mnie, Jenn. Chronię cię jak tylko mogę, a na to, że nie możesz tego zobaczyć, nic nie poradzę. Widziałaś jak traktował cię mój kolega… W ogóle… To wszystko jest bardziej skomplikowane, niż ci się wydaje – mówił, twardo patrząc mi w oczy.
-Więc mi wytłumacz.
Pokręcił głową.
-Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia – powiedział, wychodząc z pomieszczenia.
Czułam się…. Dziwnie.


-Bieber!! – Jake wrzasnął na niego już kolejny raz – Skup się!! Kurwa, nie będę ci tego tłumaczył sto razy.
-Uspokój się. To dopiero trzeci – odpowiedział Justin, unosząc ręce w obronnym geście.
Jake głęboko westchnął, zirytowany.
-Jesteś największą ciotą, jaką znam. Bądź mężczyzną!! Pozbieraj się i mnie słuchaj!!
Justin spojrzał na brata Jenn, którego niezwykle zdziwiły błyszczące z ekscytacji oczy Biebera. Z pustki, którą widział wcześniej nie pozostało już praktycznie nic.
-Uratujemy ich. Żywych. Całych i zdrowych – powiedział z pewnością Justin i powoli położył dłoń na pistolecie leżącym przed nim na stole.

_____________________________________
Hmmm... xD Piszcie co sądzicie ;)

sobota, 4 maja 2013

II rozdział 35


Tell them what I hoped would be impossible”


-Nie śpisz?
Mój wzrok niechętnie skierował się na Jasona, wchodzącego do pomieszczenia.
-Jak widać – odpowiedziałam, przenosząc z powrotem spojrzenie na sufit.
-Znowu liczysz kropki? – spytał rozbawiony.
-Tu nie ma kropek. Jest jeszcze nudniej.
-Przynajmniej masz łóżko – powiedział.
Wzruszyłam ramionami.
-I tak nie mogę spać. Mam prośbę – podniosłam się do pozycji siedzącej i skierowałam błagalne spojrzenie na chłopaka – Przenieście tu Pattie. Tam jest okropnie zimno, a tu chociaż miałaby się czym przykryć.
Jason przyglądał mi się chwilę w milczeniu.
-Wtedy ty wylądujesz tam – oznajmił.
-Ok – odpowiedziałam.
-Zgoda – powiedział niechętnie.
-Gdzie jest Drew? – zapytałam z nadzieją, że dziś, czarnowłosy jest bardziej rozmowny.
-Gdzieś na pewno – odpowiedział, uśmiechając się tajemniczo.
Wywróciłam oczami i westchnęłam.
-Bądźcie dla niego dobrzy – powiedziałam, żałośnie łamiącym się głosem.
-Jeśli będziesz współpracować, to będziemy – odpowiedział beznamiętnie.
-Kurwa, będę, tylko racz mi wytłumaczyć co mam robić!! – krzyknęłam, podnosząc się na nogi.
Nie uśmiechnął się kpiąco, jak myślałam, że zrobi, tylko powoli skinął głową.
-Zgoda. Chodź – złapał za mój nadgarstek, a ja poczułam mrowienie w miejscu, gdzie stykała się nasza skóra.
-Gdzie? – spytałam z lękiem, kiedy już ciągnął mnie w stronę drzwi.
-Zamknij się. Zobaczysz – warknął.
-Jeśli zamierzasz pokazać mi kolejne filmy to…
Zatrzymał się tak gwałtownie, że na niego wpadłam.
-ZAMKNIJ SIĘ. Czego nie rozumiesz w tych dwóch słowach, do cholery?! – krzyknął – JA tu jestem panem, a ty masz się mnie kurwa słuchać!
Na próżno starałam się ukryć rozbawiony uśmiech na twarzy.
-Pokłóciłeś się z dziewczyną? – spytałam.
Przez dłuższą chwilę, patrzył na mnie tak morderczo, że aż prawie uszło ze mnie całe rozbawienie, po czym… wybuchnął śmiechem.
-Weź tu bądź przy tobie tym, który dyktuje zasady, bez rękoczynów – powiedział dalej chichocząc i przeczesując włosy dłonią – Masz szczęście, że jesteś taka śliczna, bo dawno nie byłoby już przyjemnie.
Zmarszczyłam brwi. To był komplement, czy raczej nie?
-I masz szczęście, że nie jestem z facetów, którzy pieprzą dziewczyny bez ich zgody – dodał, patrząc na mnie intensywnie. Popchnął mnie lekko na ścianę.
W moich oczach pojawił się przebłysk lęku, ale i czegoś co było związane z pożądaniem. Miałam tylko nadzieję, że tego nie zauważył. Przede wszystkim tego drugiego.
Oparł dłonie na ścianie, po obu stronach mojej głowy i patrzył na mnie tak, że zaczęłam czuć się nieswojo.
Uśmiechnął się, po czym odsunął się ode mnie i odkręcił na pięcie.
-Chodź – powiedział tylko, a ja z za szybko bijącym sercem, ruszyłam za nim.
-Mam pytanie – powiedziałam, po dłuższym czasie marszu.
Ale ten budynek musiał być wielki…
Jason zatrzymał się i spojrzał na mnie pytająco.
-Proszę bardzo. Pytaj – założył ręce na klatce piersiowej i patrzył na mnie z lekkim uśmiechem.
-Tu jest tyle drzwi…
-To nie pytanie – zaśmiał się i znowu przeczesał dłonią, swoje jak zawsze potargane włosy.
-Nie dałeś mi dojść…
-Nie dałem ci dojść? – znowu przerwał mi, unosząc brwi, po czym znów parsknął śmiechem. Próbowałam zachować powagę, ale nie dałam rady nie powstrzymać rozbawionego uśmiechu. – No wiesz… - kontynuował, podchodząc do mnie na tyle blisko, że mogłam poczuć ciepło bijące z jego ciała – Myślę, że nie byłoby z tym problemu... – przysunął się jeszcze bliżej, a jego twarz, niemal stykała się z moją – Żebym dał ci… dojść – powiedział poważnie, po czym znowu się zaśmiał, chowając końcówki dłoni do kieszeni i odsuwając się ode mnie.
-Powiedziałeś, że mogę spytać – powiedziałam, udając irytację.
-Ciągle czekam – wzruszył rozbawiony ramionami.
-Co jest za tymi wszystkimi drzwiami, które mijamy po drodze? – zapytałam, na jednym oddechu, żeby nie zdążył mi się wtrącić w wypowiedź, jak wcześniej.
-Pokoje – odpowiedział z poker face’em.
-Naprawdę? – zapytałam unosząc brwi – Za nic bym się nie domyśliła – powiedziałam sarkastycznie.
-To po co pytasz? – spytał uśmiechając się szeroko.
Westchnęłam załamana.
-Co jest w nich? Tak, wiem, że sufit, podłoga, ściany - powiedziałam, zanim zdążył odpowiedzieć.
Przybrał poważny wyraz twarzy.
-Ciała martwych kobiet – odpowiedział – Ćwiartujemy je, a później jemy.
Skrzywiłam się, a on parsknął śmiechem.
-Tak, naprawdę zabawne – powiedziałam z sarkazmem.
-Według mnie jest – wzruszył ramionami – Chciałaś jeszcze o coś zapytać?
-Nie – powiedziałam sucho.
-To dobrze – uśmiechnął się uroczo, pokazał głową, żebym szła za nim i znów ruszył przed siebie.
Po chwili byliśmy na miejscu. Otworzył drzwi i wpuścił mnie przodem do pomieszczenia. Weszłam tam powoli i niepewnie, obawiając się tego, co w nim zastanę.
Na szczęście, nie było w nim nic niezwykłego.
Tylko dwa krzesła.
-Widzę, że wasz dekorator wnętrz, nie miał za dużo roboty – powiedziałam siadając na jednym.
Jason uśmiechnął się jednym kącikiem ust i przysunął krzesło bliżej mojego, po czym też na nim przysiadł.
-Co to za budynek? – zapytałam.
Westchnął.
-Naprawdę jeszcze się nie nauczyłaś, że to ja zadaje pytania?
-To nie fair – jęknęłam.
-Życie jest nie fair – wzruszył ramionami.
-Więc…? – odezwałam się, kiedy po raz kolejny tego dnia, zaczęłam się czuć dziwnie, pod jego intensywnym spojrzeniem. Przez dłuższy czas nie odpowiadał, nie odrywając ode mnie wzroku.
-Jaki masz kolor oczu? – zapytał.
Zmarszczyłam brwi i tym razem to ja zaczęłam się śmiać.
-Nie śmiej się – powiedział rozbawiony – Jaki?
Dalej chichotałam, jak głupia.
-Myślałam, że spytasz co najmniej, czy kogoś zabiję, a ty pytasz o kolor moich oczu - mówiłam przez śmiech.
-Do tego jeszcze dojdziemy – przeciągnął ostatnie słowo, uśmiechając się łobuzersko – Ale serio. Może jestem idiotą, ale totalnie nie wiem, jak nazwać kolor twoich oczu. Oświecisz mnie?
Pokręciłam przecząco głową, uśmiechając się lekko.
-Justin kiedyś obiecał, że odgadnie jaki to kolor, ale mu się jakoś chyba nie udało – odpowiedziałam.
-Bo jest tępym chujem – powiedział spokojnie Jason.
-Tak? Bo nie wie jaki mam kolor oczu? Wydaje mi się, że ty też nie masz pomysłu, jak go nazwać – odezwałam się wyzywająco.
Skrzywił usta w czymś, co z trudem można było nazwać uśmiechem.
-Dalej go lubisz, po tym, co widziałaś? – zapytał.
Mimowolnie zadrżałam i opuściłam wzrok.
-Nie mam wcale pewności, że te nagrania były prawdziwe – powiedziałam, starając się zapanować nad głosem, żeby nie drżał.
-Nie masz – zgodził się ze mną – Ale były.
-Jak to udowodnisz? – znów uniosłam na niego wzrok i starałam się powstrzymać łzy, cisnące się do moich oczu.
-Nie udowodnię – odpowiedział, patrząc mi głęboko w oczy – Ale jeśli chcesz, mogę pokazać ci je znowu.
-Nie dziękuję – powiedziałam, starając się zabrzmieć twardo, ale zdradziło mnie drżenie w głosie.
-Właściwie… dlaczego nie? Przecież one nie są prawdziwe, racja? – usiadł wygodniej na krześle, jednocześnie bez przerwy przewiercając mnie wzrokiem.
Znowu skierowałam spojrzenie na podłogę.
-Możesz mi już powiedzieć czego ode mnie chcecie – powiedziałam cicho.
-Gdzie się nagle podziała buntowniczka, hę? – spytał z kpiną – Boisz się kilku filmików, które według ciebie, nawet nie są prawdziwe.
-Tak, boję się!! – wrzasnęłam zrywając się z krzesła, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Spojrzał na mnie zdziwiony – Boję się – szepnęłam, osunęłam się na kolana, płacząc i ukrywając twarz w dłoniach.
Po dłuższej chwili, poczułam czyjeś ręce, oplatające mnie delikatnie w talii.
Nie miałam siły, żeby się wyrywać. Trzęsłam się od płaczu, byłam głodna, śpiąca i całkowicie wyczerpana fizycznie, jak i psychicznie.
Jason przygarnął mnie bliżej do siebie.
-Nie płacz – jedną dłonią dotknął delikatnie moich włosów, a drugą zaczął gładzić po plecach – Jesteś za śliczna, żebym pozwolił ci płakać.
Bliskość jego ciała sprawiła, że nie do końca świadoma tego co robię, wtuliłam się w niego, ukrywając twarz w jego bluzce.
-Heej – mówił delikatnie – Nie płacz – szepnął mi na ucho, dotykając go lekko ustami.
Nie spodobało mi się to, co działo się w moim organizmie.
Odsunęłam się szybko od niego, na co mi pozwolił.
Wpatrywał się we mnie swoimi smutnymi, dużymi oczami.
-Lepiej ci już? – zapytał troskliwie.
Skinęłam głową, bo wiedziałam, że jeśli bym się tylko odezwała, to znowu zaczęłabym płakać.
Uśmiechnął się do mnie, po czym przysunął się minimalnie bliżej i delikatnie otarł łzy z moich policzków.
-Cholera, sprawiasz, że staję się miękki – zaśmiał się i podniósł z podłogi, po czym wyciągnął rękę, żeby mi również pomóc wstać.
Westchnął.
-Dasz radę teraz, dalej prowadzić tę rozmowę, czy zrobimy to później? – zapytał.
-Nie powiedziałeś mi jeszcze niczego, czego bym nie wiedziała – powiedziałam.
Uniósł jeden kącik ust ku górze.
-Czyli rozmawiamy, tak? Więc… Zacznijmy od tej sprawy sprzed kilku lat, w którą czy chciałaś, czy nie zostałaś wplątana – patrzył na moją reakcję, ale ja nawet nie mrugnęłam. Usiedliśmy znowu na tych niewygodnych krzesłach – Postawmy sprawy jasno. Ani my, ani twój braciszek Jake nie jesteśmy dobrzy, z tą różnicą, że on udaje świętego, a my nie. Wiesz dlaczego go wtedy ‘prześladowaliśmy’?
-Bo wisiał wam pieniądze? – zapytałam, mówiąc tyle ile wiedziałam od Jake'a.
-Nie do końca – powiedział Jason – Zabił jednego z naszych, bo ten był winny pieniądze jemu.
Patrzyłam na niego skołowana.
-A wiesz co było w tym najzabawniejsze? – kontynował. Nie, nie chciałam wiedzieć. Nie podobało mi się jego poczucie humoru – Że w tym celu, posłużył się tobą.

__________________________
No cześć ;D Jak tam weekend majowy ? ^^

+ Macie Jasona na prośbę Laury ;) xD
 


czwartek, 25 kwietnia 2013

II rozdział 34

Siedziałam skulona pod drzwiami. Nie miałam pojęcia ile upłynęło minut, czy godzin. Znów straciłam poczucie czasu, ale wydawało mi się, że siedzę tu całą wieczność. Coraz mocniej zaciskałam oczy i zakrywałam uszy, chociaż i tak docierały do mnie pojedyncze dźwięki.
Gdzie się podziewał ten cały Jason?! Nie zamierzałam robić czegokolwiek. Nie zamierzałam widzieć czegokolwiek. Nie zamierzałam słyszeć czegokolwiek, dopóki się stąd nie wydostanę.
Łzy bezsilności spływały po moich policzkach, a ja nawet nie mogłam ich otrzeć, z obawy, że usłyszę coś, czego na pewno, nie chciałabym słyszeć.
Z całej siły próbowałam odeprzeć obraz, który zobaczyłam po wejściu do pomieszczenia. Na próżno.
Pokój. Zwykły pokój. Cztery ściany, podłoga, sufit; a na każdej ze ścian mnóstwo ekranów z wyświetlającym się obrazem. Każdy ekran przedstawiał inny filmik. Na każdym był Jake, na niektórych z Justinem. Na każdym z filmów dochodziło do morderstwa. Mordercą był Jake.
Skuliłam się w sobie. To fotomontaż, prawda? Na pewno. To muszą być jakieś cholerne przeróbki!!
Zaczęłam trząść się od płaczu.
A ten moment z Justinem? Justin mógłby… zabić?
Chciałam się obudzić, chciałam, żeby to był sen, chociaż chyba nigdy nie miałam, aż tak strasznych snów.
Dlaczego mnie tu zamknęli?! Miałam już dość.
-Wypuśćcie mnie!!! – wrzasnęłam, łamiącym się głosem, podnosząc się z podłogi – Mam dość, okay?!?! Mam dość, słyszycie?!?!?!
Na chwilę odkryłam uszy i otworzyłam oczy.
Natychmiast odwróciłam głowę w stronę drzwi, ale na nich też znajdowały się ekrany.
Zanim zdążyłam zareagować zobaczyłam scenę, jak Bieber przebija kogoś nożem. Jakąś dziewczynę. Niewiele starszą ode mnie.
Moje oczy rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów, a z ust wydobył się jęk.
Zakryłam je dłonią. Obróciłam się naokoło.
Na każdej ścianie znajdowało się po kilka ekranów.
Zobaczyłam Jake’a, z zimną krwią strzelającego do jakieś osoby.
Zasłoniłam oczy, a zaraz potem uszy.
Moje serce uderzało milion razy na sekundę, żeby potem zaraz niepokojąco zwolnić i na nowo przyspieszyć.
Mój oddech stał się nagle urywany. Poczułam jak wszystko wokół mnie wiruje.
-Nie wierzę w to – wyszeptałam tylko drżącym głosem i wszystko w jednym momencie znikło.
Dźwięki, kolory, dziwny zapach tego pomieszczenia, moje przerażenie. Poczułam, że osuwa się pode mną podłoga. Wszystko się skończyło, przynosząc chwilowe ukojenie.

Pierwsze, co poczułam, to dłoń, delikatnie gładzącą mój policzek.
Na początku byłam zdezorientowana, ale chwilę później, z ogromną siłą uderzyły we mnie wspomnienia ostatnich dni, które sprawiły, że na moment znowu straciłam oddech.
Miałam nadzieję, że ktokolwiek obok mnie siedział, nie zauważył tego. Nie wrócę do tego pokoju, chociażby miał mnie zastrzelić. Miałam dość. ABSOLUTNIE DOŚĆ.
-Wiem, że nie śpisz – odezwał się lekko rozbawiony głos.
-Wydaje ci się – odpowiedziałam, nie otwierając oczu.
Roześmiał się.
Jason. Tego śmiechu nie można było z niczym pomylić, a najgorszy był fakt, że mi się podobał.
-Ok. W takim razie… Obudzę cię, jak śpiącą królewnę – powiedział i zanim zdążyłam przetworzyć jego słowa, poczułam jego usta na swoich. Pocałunek był tak delikatny i czuły, że aż poczułam się tak, jak na pewno nie powinnam się w tej chwili czuć i trwał na tyle krótko, że skończył się, zanim w ogóle zdążyłam zareagować.
-Ekhm. Teraz powinnaś się obudzić – przypomniał, szturchając mnie lekko, kiedy nie otwierałam oczu.
-Najpierw obiecaj, że nie będzie tu żadnych ekranów – powiedziałam - Wtedy może się obudzę.
Zachichotał.
-Obiecuję, że nie ma tu żadnych ekranów – powiedział.
-Przyrzeknij – zażądałam.
-Przyrzekam – odpowiedział.
-I tak ci nie wierzę – skrzywiłam się i otworzyłam powoli oczy.
Rozejrzałam się naokoło.
Leżałam na łóżku, a on siedział obok mnie na krześle.
Moje spojrzenie zatrzymało się na Jasonie.
-Widzisz, mówiłem prawdę – uśmiechnął się lekko – Czemu twierdziłaś, że kłamię?
-Kiedy prowadziłeś mnie do tego pokoju z ekranami… - mimowolnie poczułam zimny dreszcz na całym ciele – Mówiłeś, że nie mam się czego bać – spojrzałam mu twardo w oczy, ale musiało to wyjść żałośnie, bo do moich zaczęły napływać łzy, na wspomnienie przerażającego pomieszczenia.
Przeczesał palcami włosy i westchnął.
-Jakbym powiedział, że masz się czego bać, to byś próbowała się wyrywać – uśmiechnął się bez cienia radości.
-Wytłumacz mi, o co, w tym wszystkim chodzi – powiedziałam błagalnie.
Pokręcił głową.
-Wszystko w swoim czasie…

Jason, nie odezwał się już do mnie ani razu, chociaż zadawałam mu mnóstwo pytań.
Ze stoickim spokojem, przyniósł mi wodę i wyszedł, zamykając za sobą drzwi, na klucz.
Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć na łóżku, które chociaż niewygodne, było najlepszym czymś, na czym leżałam, od początku porwania.
Próbowałam i próbowałam, ale los nie chciał okazać się dla mnie łaskawy, nie pozwalał mi nawet na sekundę, oderwać się od przerażających myśli.
Nagle poczułam głód. Wcześniej, nie zdawałam sobie z niego sprawy, ale przecież musiałam nie jeść już ponad dobę. Jakby usłyszał moje myśli, w pokoju pojawił się Jason z tacką, z jedzeniem.
Postawił ją przy łóżku.
Jedzenie ograniczało się do dwóch kanapek: jednej z serem, drugiej z szynką. Dobre i to.
Nie podziękowałam, a on znów wyszedł z pokoju.
Sięgnęłam po jedzenie. Zawahałam się, zdając sobie sprawy z tego, że mogą być czymś zatrute, ale w końcu zdecydowałam zjeść, bo jeśli tego nie zrobię to prędzej czy później i tak umrę. Z głodu. 
Nie wierzyłam już w to, że Justin mnie uratuje. Nie wierzyłam w to, że uratuje mnie ktokolwiek.

Justin
 Siedziałem z Jake’iem przy stole w kuchni i bez słowa mierzyliśmy się wzrokiem już od kilkunastu minut, od kiedy tylko zjawił się w moim domu.
-Wydaje mi się, że chciałeś pogadać – odezwałem się w końcu, nie mogąc wytrzymać tej dziwnej ciszy.
-Chciałem, ale jesteśmy przez tych skurwysynów podsłuchiwani – powiedział Jake akcentując głośno ostatnie słowo – I nie bardzo mam pomysł, jak to zmienić, bo oni wiedzą wszystko, widzą wszystko i słyszą wszystko, do cholery nie mam pojęcia jak. Nie mają swojego życia, z jakichś powodów żyją moim – mówił głosem przepełnionym jadem.
Zmarszczyłem zdziwiony brwi.
-Jeszcze nie mam planu, jak wyplątać z tego wszystkiego Jenny, jak coś wymyślę, to cię oświecę, tylko znowu NIE MAM POJĘCIA JAK, kiedy oni, bez przerwy nas PODSŁUCHUJĄ! – uderzył pięścią w stół.
-Skąd wiesz? – spytałem, a on posłał mi mrożące krew w żyłach spojrzenie.
-Bo ‘przypadkiem’, zawsze, wszystko wiedzą, do kurwy nędzy – cedził – Oni muszą tu mieć wszędzie kamery, podsłuchy i szpiegów. WSZĘDZIE.
Przeszedł mnie dreszcz na myśl, że oni faktycznie mogli widzieć WSZYSTKO…
-I co masz zamiar z tym zrobić? – zapytałem.
-Zlikwidować – uśmiechnął się cierpko – Tylko to trochę potrwa, a nie chcę zaszkodzić Jenn. Za chuja nie wiem co robić.
Szczerze mówiąc nigdy nie widziałem Jake’a, aż tak wyprowadzonego z równowagi.
Nie dziwiłem mu się ani trochę.
Sam czułem się jeszcze gorzej.
-Bieber, zdajesz sobie sprawę z tego, że w tym wszystkim nie chodzi o ciebie? – zaczął – Wcale nie porwali jej przez ciebie, a przynajmniej nie z tego powodu, o jakim myślisz. Podejrzewam, że chcą się nią w jakiś sposób posłużyć, wykorzystać przeciwko nam.
-Skąd wiesz…? – zapytałem zdziwiony.
-Takie rzeczy się po porostu wie – odpowiedział krótko – Poza tym podejrzewam, że mają nawet jak przeciągnąć ją na swoją stronę.
-Co? – spytałem skołowany.
-Oj, doskonale wiesz co, Bieber.

____________________________________
Przybywa mi osób obserwujących bloga w zaskakującym tempie o.O Kto nowy? ;D Jeszcze chwilę temu 69 (xD), teraz 76 ;o Dzięęęęki ^^ Miło, że to czytacie :) 
Piszcie co sądzicie o rozdziale ;) (tak, wiem, że krótki, możecie to pominąć, chwalcie mnie, że dosyć szybko dodałam XD ;*)
Dziś miesiąc od koncertu Biebera w Polsce :) Kto był? Ja byłam, niesamowite przeżycie :)
Następnym razem jak przyjedzie to go porwiemy, ok? ^^

piątek, 19 kwietnia 2013

II rozdział 33

  Leżałam na podłodze, gapiąc się bez sensu w sufit.
Niby w tym pomieszczeniu mięli nawet coś takiego jak krzesło, ale po kilku lub kilkunastu (całkowicie straciłam rachubę czasu) godzinach, znudziło mi się siedzenie.
Więc leżałam i liczyłam kropki na suficie.
Po co, do cholery, im kropki na suficie??
Wolałam nie wnikać. Przynajmniej miałam co robić.
189.
190.
191.
192…
Doszłam do wniosku, że już powoli wariuję.
Po przewidzeniu tysiąca czarnych scenariuszy na los mój i moich najbliższych, odpuściłam sobie i zaczęłam próbować oderwać myśli, od mojego życia, co wcale nie było proste.
193.
194.
195.
196….
Usłyszałam poruszenie zza drzwi.
Zignorowałam je.
197.
198.
199.
-Hej, mała. Tęskniłaś?  – do pomieszczenia wszedł chłopak. Jason, o ile dobrze wcześniej usłyszałam. Poczułam, że na mnie spojrzał – Co ty robisz? – zapytał zdziwiony, patrząc na mnie, leżącą na plecach na podłodze, ze skupionym wyrazem twarzy. Musiałam wyglądać komicznie.
200.
-Nie przeszkadzaj mi. Liczę kropki – zbyłam go.
201.
202.
-Co? – zapytał z niedowierzaniem, po czym parsknął śmiechem – Jakie kropki?
-Na suficie – wskazałam ręką.
203.
204.
Wyczułam jego ruch, prawdopodobnie spojrzał do góry.
-I ile ci wyszło? – zapytał rozbawiony.
-Jeszcze nie skończyłam.
205.
206.
-Mam przyjść później? – spytał, nadal rozbawiony.
-To zależy… - powiedziałam.
207.
208.
-Od czego? – zapytał siadając obok mnie na podłodze.
209.
210.
-Od tego, co ode mnie chcesz.
211.
212.
213.
214.
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Położył się obok mnie.
-Ile na razie naliczyłaś? – zapytał.
215.
-215 – odpowiedziałam.
-Serio ci się nudziło, co? – zaśmiał się.
-Nie, żartujesz – zakpiłam.
216.
217.
-Przepraszam, nie miałem jak przyjść wcześniej - powiedział.
‘Przepraszam’? Dziwny ten koleś.
218.
219.
220.
-Kończysz? – spytał po chwili.
-Nie pospieszaj mnie – fuknęłam, a on się znowu roześmiał i podłożył sobie ręce pod głowę.
-Ok.
221.
222.
-A więc, kolego – podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na niego z góry – Masz w przybliżeniu 222 kropki na suficie.
Uśmiechnął się rozbawiony, jednocześnie odsłaniając rząd swoich równych, białych zębów.
-Moje życie nareszcie nabrało sensu – zażartował, nadal leżąc na podłodze.
Nagle dotarło do mnie, że właśnie żartuje sobie z niebezpiecznym człowiekiem, porywaczem i nie wiadomo kim jeszcze. Nie podobało mi się to.
Gwałtownie podniosłam się z podłogi i stanęłam w kącie pokoju, a on przeniósł na mnie zdziwione spojrzenie.
Zmarszczył pytająco brwi.
Kiedy przez dłuższą chwilę żadne z nas nic nie mówiło, również podniósł się z miejsca, po czym usiadł przy stole i zachęcił mnie gestem, żebym również usiadła.
Wolnym, niepewnym krokiem, zaczęłam zbliżać się do stolika.
Zajęłam ‘swoje’ krzesło.
Jason patrzył na mnie, ja patrzyłam na niego.
Czułam się dziwnie.
Żadne z nas nic nie mówiło.
On czekał aż ja coś powiem?
O co tu, do cholery, chodziło?
W końcu nie wytrzymałam.
-Wypuśćcie Drew i Pattie. Oni nic wam nie zrobili – powiedziałam błagalnie, a do moich oczu momentalnie wezbrały łzy.
Chłopak westchnął.
-Wypuścimy, jak zaczniesz z nami współpracować – odpowiedział.
-To mi do cholery wytłumacz co mam zrobić!! – krzyknęłam, a on uśmiechnął się rozbawiony.
-Spokojnie, księżniczko. Niedługo wszystko zrozumiesz – zapewnił.
Patrzyłam na niego spojrzeniem mrożącym krew w żyłach.
Zauważyłam, że zadrżał.
To możliwe?
Czy raczej coś mi się przewidziało?
Podniósł się z miejsca i ruszył w stronę drzwi.
-Chodź – nakazał.
-Gdzie? – spytałam, starając się, zapanować nad drżeniem w moim głosie. Chyba mi się nie udało, bo odwrócił się i spojrzał na mnie dziwnie.
-Nie masz się czego bać – zapewnił z lekkim uśmiechem.
Nie wierzyłam mu, ale nie miałam innego wyjścia, niż ruszenie za nim.
-O, zapomniałbym. Nie próbuj uciekać, bo jeśli spróbujesz, to ostatecznie przestaniemy rozmawiać po dobroci, najprawdopodobniej zostaniesz postrzelona, a stąd i tak nie miałabyś gdzie uciec. No i zabijemy najpierw starą, potem dziecko – mówił spokojnie, idąc przed siebie, nie patrząc na mnie – Jasne? – odwrócił się i spojrzał mi z uśmiechem w oczy.
-Jesteście popieprzeni – syknęłam.
Uniósł brwi do góry i uderzył mnie w twarz, tak, że zatoczyłam się i ledwo utrzymałam równowagę.
Złapałam się za piekący policzek i spojrzałam na niego z odrazą.
-Spróbuj to powtórzyć, a dostaniesz w brzuch, kotku – mrugnął do mnie ‘zalotnie’, złapał mnie mocno za ramię i zaczął ciągnąć w stronę, którą zmierzaliśmy.
-Ale masz pecha z tym bratem i Bieberem – zaśmiał się niespodziewanie i pokręcił głową po chwili marszu – Współczuję. Fajna z ciebie dziewczyna, a tak musisz przechodzić przez to gówno. Nie ukrywam, że nam jesteś akurat przydatna, ale… Chuje z nich, że cię nie pilnowali. Ja nie spuszczałbym cię z oczu na ich miejscu – odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie tak, że poczułam, jak ściska się mój żołądek.
Uśmiechnął się krótko i zatrzymał się, a ja wraz z nim, przed kolejnymi drzwiami. Przekręcił klucz w zamku i wepchnął mnie do środka. Wszedł zaraz po mnie.
To co ukazało się moim oczom, niemal zwaliło mnie z nóg.
-I jak ci się podoba? – nie patrzyłam na niego, ale byłam w stanie wyczuć w jego głosie, że przerażająco się uśmiecha – Dalej twierdzisz, że twój brat i Bieber są 'spoko kolesiami'?
Poczułam jak uginają się pode mną kolana.
-Wrócę…. Nie wiem za ile. Ale myślę, że nie będziesz się tu nudzić – zaśmiał się, wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
-Nie chcę tu zostawać!!! – wrzasnęłam histerycznie, podniosłam się i dopadłam drzwi. Były zamknięte.
Zaczęłam szarpać za klamkę, próbując się wydostać.
Krztusiłam się płaczem i cała się trzęsłam.
W końcu zsunęłam się po drzwiach.
Zacisnęłam oczy, zakryłam uszy, skuliłam się i...
Wiecie co było najzabawniejsze w całej tej sytuacji?
Że ten, na którego ratunek w tej chwili czekałam był nie Justin czy Jake, tylko Jason.


___________________________
Mohohoho, dodałam szybciej ;> Krótki, ale jest xD Co sądzicie? :)

wtorek, 16 kwietnia 2013

II rozdział 32

  Leżałam skulona na podłodze, usiłując choć na chwilę zasnąć i zapomnieć o wszystkim co mnie otacza, przestać czuć cokolwiek, w tym paraliżujące mnie zimno.
Może nie będą musieli nas zabijać? Może po prostu tu zamarzniemy?
Czas nieubłaganie się dłużył, a ja obawiałam się, że jeśli nie zasnę w przeciągu najbliższych minut, zrobię coś, czego już zawsze będę żałować.
Uchyliłam na chwilę powieki i skierowałam wzrok na Pattie, która leżała na niewielkim czymś, co jako jedyne w tym pomieszczeniu, chociaż minimalnie przypominało materac i jak mi się wydawało, miała to szczęście, że zasnęła.
Zamknęłam z powrotem oczy.
Martwiłam się o nią, martwiłam się o Drew, martwiłam się o dziecko, które w sobie noszę. Od czasu, kiedy jeden z porywaczy zadał mi cios w brzuch, czułam ból i niewyobrażalnie obawiałam się, że mogę poronić. Martwiłam się o wszystkich, z wyjątkiem siebie. Byłam w takim stanie psychicznym, że gdyby nie dziecko, najchętniej zakończyłabym to, co kiedyś i tak musi się skończyć, zwane życiem.
O tak, po raz kolejny miałam myśli samobójcze i tym razem doszłam do wniosku, że nawet miały poważne przyczyny.
Od zawsze nie rozumiałam świata. Nie rozumiałam dlaczego zabiera nam ludzi, których kochamy; nie rozumiałam dlaczego sprawia tyle bólu i cierpienia; nie rozumiałam dlaczego jest tak bezlitosny i okrutny, nieczuły na nawet największe męki.
Nagle usłyszałam zbliżające się kroki, przekręcany klucz w zamku, a następnie energicznie otwierane drzwi.
Otworzyłam oczy, ale nie poruszyłam się i skulona wpatrywałam się w ogolonego na zero, ogromnego mężczyznę, wchodzącego do pomieszczenia.
-Wstawaj – warknął, a ja posłusznie podniosłam się z miejsca, osłaniając mój niemal niewidocznie, zaokrąglony brzuch.
Spojrzał na mnie z góry, po czym dał znak głową, żebym poszła za nim.
Tak też zrobiłam.
Po chwili, znaleźliśmy się w niewielkim pokoju, w którym znajdowały się dwa krzesła i mały stolik.
Zmarszczyłam brwi i na marne próbowałam domyślić się, gdzie właściwie jestem więziona. Co to za budynek?
-Siadaj – rozkazał, a ja za wiele nie myśląc, wykonałam jego polecenie.
-Gdzie jest Drew? – odezwałam się.
-Zamknij się, suko! To ja zadaję pytania! – krzyknął, uderzając pięścią w stół.
Uśmiechnęłam się rozbawiona. Chyba myślał, że mnie przestraszy.
-Nie będę z tobą rozmawiać, dopóki nie zobaczę, że moje dziecko żyje – powiedziałam twardo.
-Daje ci ostatnią szansę, szmato. Zamknij jadaczkę, albo sam ci ją zamknę – wysyczał.
-Skoro nie chcesz, żebym mówiła, to po co mnie tu przyprowadziłeś? Chcesz mnie brać na tym stoliku, czy tylko podziwiać? – chyba przesadziłam, ale uświadomiłam to sobie za późno. Kiedy byłam zdenerwowana, a do tego dokładało się zmęczenie, mówiłam bardzo głupie rzeczy. Bardzo.
Mężczyzna przewrócił w furii stół, podniósł mnie za koszulkę z krzesła i brutalnie przycisnął do ściany.
-Jeśli chociaż trochę interesuje cię życie tego co masz w środku – przycisnął mocno ręką mój brzuch – Zamknij mordę, dziwko.
Do moich oczu napłynęły łzy. Zaczęłam się wyrywać, ale jego ucisk na mój brzuch nie zelżał.
-Przestań! – krzyknęłam błagalnie, łamiącym się głosem, a on plunął mi w twarz i rzucił na podłogę.
-Jesteś niczym, pamiętaj - warknął.
Nagle drzwi do pomieszczenia zostały otwarte.
Oboje, jednocześnie skierowaliśmy tam spojrzenia.
Naszym oczom ukazał się wysoki, postawny chłopak. Nie wyglądał na więcej niż 21 lat.
-Co ty do cholery wyprawiasz, durniu?! – wrzasnął na kolesia, który wcześniej się nade mną pastwił – To miała być pokojowa rozmowa!!! Wynoś się stąd!!! Wiedziałem, że nie mogę pozwolić ci się tym zajmować!!
Mężczyzna stojący obok mnie, momentalnie zmienił postawę i z 'podkulonym ogonem' wyszedł z pomieszczenia. Na oko był starszy od czarnowłosego, który przed chwilą zaszczycił nas swoją obecnością, ale najwidoczniej młody był wyższy od niego ‘rangą’, czy coś w tym stylu.
Uśmiechnęłabym się, ale stwierdziłam, że byłoby to skrajnie idiotyczne z mojej strony, żeby po raz kolejny narażać życie dziecka.
Chłopak podszedł do mnie i pomógł mi się podnieść z ziemi, po czym odsunął krzesło, żebym mogła usiąść.
Patrzyłam na niego podejrzliwie, a on się tylko uśmiechnął.
-Przepraszam za tego durnia. Naprawdę mi przykro. On nie potrafi się zachować, nawet przez sekundę – westchnął, przejeżdżając ręką po potarganych włosach. Przyjrzałam się mu. Był bardzo przystojny. Wiem. W mojej sytuacji to naprawdę, najbardziej idiotyczne spostrzeżenie, ever. – Jak się czujesz? Zrobił ci coś? – zapytał i brzmiał nawet, jakby naprawdę go to obchodziło.
Nie odpowiedziałam, ale jeśli był inteligentny w chociaż najmniejszym stopniu, mógł wyczytać to z wyrazu mojej twarzy.
-Cholera – znowu przejechał ręką po swoich włosach – Policzę się z nim, jak tylko skończymy rozmawiać, zgoda?
Znowu nie usłyszał odpowiedzi. Patrzyłam na niego kamiennym wzrokiem.
To, że udawał miłego, wcale nic nie znaczyło. Po prostu grał dobrego (i seksownego) glinę, a po wszystkim potraktuje mnie jak szmatę, dokładnie jak jego kolega. Po prostu próbował wzbudzić moje zaufanie.
Nie miałam pojęcia skąd to wiem. Może naoglądałam się za dużo filmów detektywistycznych?
-Nie będziesz ze mną rozmawiać? – zapytał delikatnie. Nie odezwałam się – Eeej – wstał ze swojego krzesła, podszedł do mnie i przykucnął obok. Automatycznie zerwałam się z miejsca, osłaniając brzuch.
Westchnął, podniósł się i po raz kolejny zmierzwił swoje włosów. Wnioskowałam, że to jego nerwowy odruch.
-Nie bój się – powiedział cicho – Nic ci nie zrobię. Chcę tylko porozmawiać.
-Serio?? – powiedziałam głosem przepełnionym jadem – Jak odezwałam się przy twoim znajomym to zostałam przygwożdżona do ściany, opluta, a na dodatek próbował zrobić coś mojemu dziecku – powiedziałam ze łzami w oczach, oplatając się rękami.
Nic nie powiedział, tylko wpatrywał się we mnie, myśląc nad czymś.
-Ja nic ci nie zrobię. Chcę, żebyś ze mną rozmawiała. Właśnie po to kazałem cię tu przyprowadzić. A z tamtym idiotą się policzę. Przyrzekam – odezwał się.
Patrzyłam na niego chłodno.
-Chodź – pokazał głową na krzesło, po czym usiadł po przeciwnej stronie stolika.
-Dziękuję, postoję – powiedziałam.
Pokręcił głową.
-Usiądź. To nie tak, że mam takie zachcianki, czy coś, ale jeśli on faktycznie próbował naruszyć dziecko, to myślę, że lepiej, żebyś usiadła. Ale nie wiem. Nie znam się. Nigdy nie byłem w ciąży. Twój wybór – wzruszył ramionami, po czym oparł łokieć na stoliku i podparł na nim głowę, wpatrując się we mnie wyczekująco.
Z lekkim ociągnięciem podeszłam do krzesła, po czym na nim usiadłam.
Uśmiechnął się do mnie.
Ciągle miałam wrażenie, że to wszystko jest zaplanowane.
-I jak? Będziesz ze mną rozmawiać? – zapytał.
Nie zaprzeczyłam, ani nie przytaknęłam.
Westchnął głęboko.
Widać było, że się niecierpliwi, ale jak najbardziej stara się tego nie okazać.
-A więc… - zaczął, patrząc mi w oczy. Wytrzymałam spojrzenie jego ciemnozielonych oczu, chociaż było w nim jednocześnie coś niepokojącego i zarazem przyciągającego - Jest taka sprawa, kochanie. – patrzył na mnie badawczo - Właściwie, nie porwaliśmy was z powodu Justina, ale niech tak myśli, dobrze mu tak, niech się obwinia, przez niego gliny zaczęły węszyć, ale to nie pierwszy raz, potrafimy sobie z tym poradzić – spojrzałam na niego z niedowierzaniem, nie potrafiąc przewidzieć do czego zmierza – Jesteś tutaj, bo mamy do ciebie sprawę. I to bardzo ważną – moje źrenice rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów – Chcemy, żebyś zeznawała przeciwko swojemu bratu i Bieberowi.
 -Że co??? – zapytałam zszokowana.
Czarnowłosy uśmiechnął się.
-To co powiedziałem. Chcemy, żebyś zeznawała przeciwko swojemu bratu i Bieberowi.
-Nigdy – syknęłam.
-Serio? A chcesz, żebyśmy zrobili coś małemu Drew? – teraz jego uśmiech wyglądał okropnie.
-Mówiłeś coś, że to miała być rozmowa pokojowa – powiedziałam ostro.
Zaśmiał się.
-Jest.
-Wcale nie. Grozisz mi.
-Cóż. Takie życie – wzruszył nonszalancko ramionami – Jeśli wolisz, to mogę zawołać mojego kolegę, żebyś mogła z nim pokojowo porozmawiać. Może będzie milszy ode mnie – uśmiechnął się.
-Ha ha ha, bardzo śmieszne – zakpiłam.
-Nie próbowałem być zabawny, skarbie. Po prostu marudzisz, że cię szantażuję, a mogłabyś teraz wić się na ziemi i jedyne co byłabyś w stanie zrobić to skinięcie głową, że zgadzasz się zeznawać.
-Sukinsyn – warknęłam.
-Ho, ho, ho, uważaj sobie – powiedział – Bo przestanę być miły – zagroził.
Uśmiechnęłam się sztucznie.
-A teraz, jesteś miły? - zatrzepotałam rzęsami.
-Nie zadzieraj ze mną, mała. Jak wyprowadzisz mnie z równowagi, to będziesz tego żałować nie tylko ty, ale też to coś co masz w brzuchu – powiedział.
-‘To coś’ to moje dziecko – syknęłam.
-Jak dla mnie, wszystko jedno co to jest. To nie będzie żyło, jak nie przestaniesz mnie wkurwiać i nie zaczniesz współpracować – warknął.
Wytrzymałam jego spojrzenie.
-Co niby miałabym zeznać? – zapytałam po chwili milczenia z obu stron.
Zauważyłam, że jego twarz znów łagodnieje.
Odchylił się lekko na krześle.
-Ta sprawa sprzed kilku lat, pamiętasz? – spojrzał na mnie pytająco  a ja niepewnie przytaknęłam – Wiesz o co w niej chodziło?
Nie odpowiedziałam.
-Więc… Pewnie wiesz, ale z perspektywy twojego brata i Justina – na chwilę się zamyślił – Twój brat jest jednym, wielkim gównem. Nie jest taki święty jak ci się wydaje.
-Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest święty – prychnęłam.
Pokręcił głową, z dobrodusznym wyrazem twarzy.
-To co wiesz o nim…. – jego twarz nabrała zaciętości – Nie znasz tych najciekawszych wątków z jego historii, zaufaj. Bardzo starannie zadbał, żebyś nie znała.
-Dobrze wiem, że Jake ma dużo do ukrycia – powiedziałam.
Znowu pokręcił głową.
-Słuchaj, kochanie, tak dla porównania. Przy tym co twój brat nawyczyniał w życiu, to co zrobiłem ja jest niczym. A jak pewnie podejrzewasz za grzeczny nie jestem – uśmiechnął się łobuzersko, a ja wywróciłam oczami – I w kilka spraw zamieszał Biebera – dodał, czekając na moją reakcję.
Poczułam, jakbym czymś dostała, ale po chwili się opamiętałam.
To wszystko to na pewno, tylko, cholerne kłamstwa.
-Nie wierzysz? – wyczytał z mojej twarzy i zaśmiał się cicho – Bez trudu ci wszystko udowodnię.
-Wypuśćcie Drew i Pattie – zażądałam.
-Kotku, to ja tu wydaję rozkazy – poinformował mnie życzliwie.
-Przestań mówić do mnie, jakbyśmy byli ze sobą blisko – wzdrygnęłam się.
-Hmm…. – przeczesał palcami włosy i chwilę myślał, po czym spojrzał na mnie – Nie – uśmiechnął się.
-Dobrze się bawisz? – powiedziałam sarkastycznie.
-W przeciwieństwie do tego co ci się wydaje, nie bardzo – odpowiedział – Ale nie zamierzam tłumaczyć ci dlaczego.
-Dlaczego zakładasz, że chciałabym słuchać??
Uniósł brwi.
-No popatrz, parędziesiąt minut temu, przerażona leżałaś na podłodze, a teraz stałaś się skrajnie bezczelna. Niech pomyślę…. Może jednak powinienem korzystać z metod mojego kolegi? Są bardziej skuteczne?
Spiorunowałam go wzrokiem, zamiast go opuścić, jak to przewidywał.
Westchnął, po czym zanim zdążyłam zorientować się co się dzieje, podniósł mnie z krzesła jak szmacianą lalkę i rzucił mną o ścianę.
Jęknęłam z bólu, a on podszedł do mnie i na nowo mnie uniósł.
Przycisnął mnie do ściany, jak jego poprzednik.
Jego twarz znajdowała się tak blisko mojej, że mogłam wyczuć jego oddech.
-Serio myślałaś, że nie jestem w stanie tego zrobić, suko?? – warknął – Współpracuj – puścił mnie, a ja zsunęłam się po ścianie i skuliłam.
Nagle drzwi do pokoju zostały otwarte, przez mężczyznę, którego jeszcze tu nie widziałam.
-Jason, jesteś nam potrzebny. Natychmiast.
Chłopak zmarszczył brwi i potarł czoło.
-Jeszcze nie skończyłem – oznajmił.
-Gówno mnie to obchodzi. Skończysz z nią później. Na daną chwilę są ważniejsze sprawy – powiedział.
-Co się dzieje?
-Tak, powiem to przy niej, geniuszu – warknął – Rusz dupę, bo ci coś zrobię.
-Serio? – zakpił chłopak – Daj mi minutę.
-Będę odliczać – warknął mężczyzna i zamknął za sobą drzwi z trzaskiem.
Jason uniósł do góry środkowy palec, w stronę, gdzie przed chwilę stał facet, po czym spojrzał na mnie.
Odwzajemniłam spojrzenie.
Musiałam wyglądać strasznie, bo jego wyraz twarzy jakby złagodniał.
-Słuchaj, łatwiej będzie, jak będziesz współpracować, to wszystko – przykucnął przy mnie i wyciągnął dłoń w moją stronę, chcąc pomóc mi wstać.
-Pieprz się – warknęłam, mając gdzieś konsekwencje.
-Z tobą. Wkrótce – uśmiechnął się, a ja poczułam dreszcz – Jesteś serio głupia, bo zamiast współpracować, tylko sobie grabisz. Nie łudź się, że ktoś cię stąd uratuje. Zrobisz co będziemy chcieli. Nie ważne czy po dobroci, czy nie.
-Szantażujecie mnie. To wcale nie jest po dobroci – powiedziałam.
Wywrócił oczami w momencie, kiedy ktoś zaczynał dobijać się do drzwi.
-Czas minął!!! – usłyszałam krzyk spoza pomieszczenia.
Chłopak spojrzał na mnie jeszcze raz.
-Zostajesz tu i czekasz aż wrócę, uprzedzam, że nie mam pojęcia ile to zajmie, czy zaprowadzić cię tam gdzie siedziałaś wcześniej?
-Chcę do domu – odpowiedziałam.
Posłał mi znudzone spojrzenie i zniknął za drzwiami, zamykając je na klucz.

___________________________________
Hmmm... Coś w końcu napisałam. Piszcie co myślicie :)