wtorek, 15 marca 2011

XIII. Dawno, dawno temu…

Kiedy wracaliśmy z kina Justin w pewnym momencie zatrzymał samochód.
-Co jest? – spytałam.
Wskazał dziewczynę stojącą niedaleko.
-Znam ją. Nie będziesz zła jak się przywitam?
Pokręciłam głową.
Przywitali się tak... czule.
Pewnie jego była…
Wymienili dyskretnie numery.
Wrócił do samochodu uśmiechnięty.
Też się sztucznie uśmiechnęłam. Nie zauważył.
Teraz pojechaliśmy już prosto do domu Ann. W jej pokoju czekaliśmy na telefon od Ushera.
-I jak było? – spytała przyjaciółka.
Spojrzeliśmy na siebie z Justinem. Pokazał mi ruchem, że ja mam odpowiedzieć. Kurcze.
-Spoko… - powiedziałam.
Bieber objął mnie ramieniem.
Ann się uśmiechnęła.
-To fajnie.
W pewnym momencie telefon Justina się odezwał.
Szybko odebrał, wstał i nie patrząc na mnie przeszedł do innego pokoju.
Trochę zrobiło mi się przykro. Walczyłam ze łzami napływającymi mi do oczu. Zawsze byłam twarda, ale na wszystko, co jest związane z Justinem reagowałam milion razy bardziej uczuciowo.
Ann bez słów mnie przytuliła.
-Koocham was – szepnęła.
Uśmiechnęłam się lekko.
Ona zawsze poprawiała mi humor.
Justin wrócił do pokoju. Omijał mnie wzrokiem.
Wkurzyło mnie to. Czy on zawsze musi po jakimś czasie wszystko psuć?!
Miałam ochotę spytać kto dzwonił… Ale nie zrobiłam tego. Powinnam się nie interesować. Jakby dzwonił Usher to by mi powiedział i nie wychodził z pokoju…
-Kto dzwonił? – wyręczyła mnie przyjaciółka.
Justin spojrzał na nią niepewnie.
-Znajoma… Nie znasz – odpowiedział krótko.
-A Usher się dalej nie odzywa? – spytałam przewiercając go wzrokiem. Powiedziałam pierwszą rzecz jaka przyszła mi na myśl. Chciałam, żeby zwrócił na mnie chociaż najmniejszą uwagę.
-Przecież bym ci powiedział – mruknął nie patrząc na mnie – Ann, o której jutro kończysz?
-16:30, a co?
-Tak pytam…
-Idę do domu – powiedziałam wstając.
-Czemu? – spytał Justin energicznie. Wow. Spojrzał na mnie.
Moje oczy zaczęły błyszczeć. M.in. ze złości.
-Czemu?! Wychodzisz z pokoju, żebyśmy nie słyszały twojej rozmowy, a jak wracasz to traktujesz mnie jak powietrze! Weź się zdecyduj, czy mnie lubisz, czy nie! – krzyknęłam idąc do drzwi.
Złapał mnie delikatnie za rękę.
-Jenn…
-Co?! – spiorunowałam go wzrokiem. Nie wytrzymał tego i spuścił głowę.
Wyrwałam mu się i trzasnęłam drzwiami.
Wyleciał za mną.
Złapał mnie mocno. Wyrywałam się, ale nie puszczał.
-Przestań – powiedział.
Łzy zaczęły wypełniać moje oczy.
-CZEGO CHCESZ?!
-Ku*wa, czego ja mogę chcieć?! No nie wiem, czy pamiętasz, ale jestem twoim chłopakiem! O co ci chodzi?
Spojrzałam na niego przerażona. Ciągle patrzył mi w oczy. Jego wzrok mnie bolał.
Spuściłam głowę.
Podniósł ją.
-Czemu ciągle się na mnie o coś złościsz i nigdy nie chcesz wyjaśnić o co chodzi?!
Patrzyłam mu w oczy.
-To najpierw wyjaśnij mi czemu totalnie olewałeś mnie po tej twojej rozmowie telefonicznej – powiedziałam najspokojniej jak było mnie na to stać.
Przygryzł nerwowo wargę.
Czekałam na odpowiedź.
Uniosłam brwi.
-Nie wiem… - pokręcił głową.
-Jak możesz nie wiedzieć? – spytałam lekko drżącym głosem.
-A może ci się tylko zdawało, że cię olewam?! – podniósł głos.
Łza spłynęła mi po policzku.
Przytulił mnie.
-Przepraszam… Tylko cii… Nie płacz – uspokajał jak małe dziecko.
Jego uścisk był niby czuły, ale jakiś taki sztywny, udawany.
Jak to możliwe, że coś zmieniło się pomiędzy nami w przeciągu tak krótkiego czasu?!
To, że mnie przytulał jeszcze bardziej nasilało mój płacz.
-Przemoczę ci bluzkę… - odezwałam się.
Zaśmiał się serdecznie i pocałował mnie w głowę. Tak, jakby coś się w nim przełamało.
-Bardzo cię przepraszam, mała.. – powiedział – Nie chciałem doprowadzić cię do płaczu… Kocham cię, wiesz?
Spojrzałam na niego zdziwiona.
Uśmiechnął się.
-A ty mnie kochasz?
Ten jego uśmiech mnie rozwalał
Matko. Jak dla mnie to za dużo wrażeń jednego dnia.
Moje oczy znowu zrobiły się szklane.
Pogładził mnie czule po policzku.
-Jestem okropny. Przepraszam – powiedział.
-Nie jesteś – przytuliłam się do niego – Ja jestem żałosna.
-Nie jesteś – pocałował mnie delikatnie w usta.
-Pewny jesteś?
-No. Przecież cię kocham. Uwierz mi, że nie kocham żałosnych osób.
-Matko. Dlaczego ja nigdy nie mogę być na cb zła dłużej niż 5 minut??
Zaśmiał się.
-Bo nie możesz oprzeć się mojemu urokowi – wyszczerzył się i zatrzepotał rzęsami.
Wybuchłam śmiechem.
-Chodź do środka. Ann czeka – wziął mnie za rękę i wróciliśmy do pokoju.
Ann spojrzała najpierw na moją zapłakaną twarz, a później posłała Justinowi nieprzyjemne spojrzenie.
-Ej, Justin zostawisz nas na chwile same? – spytała.
-Ok. – wyszedł z pokoju.
Ann usiadła bliżej mnie.
-Co się stało? – spytała troskliwie.
-Nic…
Spojrzała na mnie powątpiewająco.
-Po prostu rozkleiłam się, jak jakaś idiotka…
-Nie powiesz mi co się stało?
-Ale to nic takiego…
-Kiedyś mówiłyśmy sobie o wszystkim. Teraz pojawił się w twoim życiu Justin. Ok. Rozumiem. Musimy się jakoś tobą dzielić. Nie wiem czy zauważyłaś, ale ostatnio praktycznie w ogóle się do mnie nie odzywasz. Pamiętasz jeszcze o mnie, chociaż trochę? – mówiła Ann.
Zrobiło mi się przykro i głupio.
-Przepraszam cię Ann… Jestem idiotką. Przepraszam. Po prostu Justin… No nie wiem.. Nie wiedziałam, że tak zmieni moje życie…
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Rozumiem. Tylko nie daj mu się całkiem, Jenn. Justin jest naprawdę niesamowity i w ogóle, no, ale wiesz…To chłopak... Przede wszystkim, niech to on stara się o ciebie, a nie ty o niego. Tak. Wiem, że do tej pory tak właśnie było i postaraj się, żeby to się nie zmieniło. Możesz go kochać i.t.d., ale… nie podporządkowuj mu całego swojego życia…
-Ok. – powiedziałam – Muszę się pilnować, bo łatwo mu ulegam…
-No rozumiem. On jest baaardzo faaajny – wyszczerzyła się – Czasem żałuję, że jest moim kuzynem – zaśmiała się.
Uśmiechnęłam się do niej.
-Hmm… To może gdzieś byśmy razem wyszły, co? Justin raczej zrozumie…W końcu wyjeżdżamy niedługo…
-Jenn. On MUSI zrozumieć. Pamiętaj. Nie podporządkowuj mu całego swojego życia.
Pokiwałam głową.
Wyszłyśmy z pokoju. JB oglądał TV w salonie.
Uśmiechnął się jak nas zobaczył.
-Usher dzwonił. Lecimy jutro w nocy.
-W nocy? – spytałam zdziwiona.
-Aha – potwierdził.
-Fajnie – uśmiechnęłam się - Nie będziesz zły jak z Ann uciekniemy, na jakiś czas? Chcemy pobyć trochę tylko we dwie, bo długo nie będziemy się widzieć i w ogóle.
-I zostawicie mnie tak tu samego? – zapytał uśmiechając się niepewnie.
-Yhm. – też się uśmiechnęłam i pocałowałam go w policzek.
-A za ile wrócicie? – spytał – Może zadzwonię po Chrisa...
-Nie wiem… Dobry pomysł – powiedziałam - To do zobaczenia.
-Paa – pocałował mnie soczyście w usta.
-Ej. Poczekaj - zatrzymał mnie - Ja bez ciebie nie wytrzymam, jak pojadę w tę trasę… - powiedział.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Dasz radę. Fanki bd cię otaczać ze wszystkich stron.
-Ale nie będzie tam ciebie...
-Paaaaa – wyszczerzyła się Ann i pociągnęła mnie za sobą.


________________
Hah. :)

2 komentarze: