Zaczęłam się martwić. Justin wybiegł z domu już 5 godz. temu.
Naprawdę.
Pattie odchodziła od zmysłów. Chciała zadzwonić na policję.
-Przestań – poprosiłam ją – Nie martw się. Pójdę go poszukać.
Złapałam coś do założenia na siebie jakby było mi zimno i poszłam do drzwi.
-Ale…
-Tak? – odwróciłam się do niej.
-Idź. Mam nadzieję, że go znajdziesz…
Uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco i wyszłam.
Nie szukałyśmy go wcześniej, bo miałyśmy nadzieję, że pobędzie trochę sam, pomyśli i wróci…. Może by wrócił, ale nie zamierzam dłużej czekać. Nie mam kompletnie co bez niego robić, a Pattie ciągle się żali i denerwuje o niego.
Zeszłam na dół, do recepcji.
Spojrzałam na nieprzyjemną babkę, która dała nam klucza.
Posłała mi lodowate spojrzenie.
Zignorowałam to i podeszłam do niej z ciepłym uśmiechem.
-Przepraszam. Czy widziała może, czy Justin wychodził? – spytałam jej.
-Bieber?
-No.
-Nie mogę udzielić ci takiej informacji.
-Bo…?
-Nie mogę mówić takich rzeczy pierwszym, lepszym ludziom. Nawet nie wiem czy go znasz i czy nie jesteś rozhisteryzowaną fanką.
Uniosłam brwi.
-Wyglądam na rozhisteryzowaną fankę? – spytałam, a ona kiwnęła lekko głową. Nienawidziłam babki – Mniejsza… Przecież pani widziała jak razem wchodziliśmy.
-Nie przypominam sobie.
Ona się ze mnie nabija, czy jak?!
-Ku*wa, to ważne – nie wytrzymałam.
Uniosła głowę z wyższością.
-Bo zawołam ochronę.
Uśmiechnęłam się szyderczo.
-Proszę bardzo. I co pani im powie? Że przeklęłam w miejscu publicznym, czy co?
Babka spojrzała na mnie wzrokiem zabójcy.
-To powie mi pani, czy nie? – powtórzyłam pytanie spokojnie.
-Wyszedł – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
-Uprzejmie dziękuję – posłałam jej ‘promienny’ uśmiech i wyszłam z hotelu.
Stanęłam przed wejściem.
Rozejrzałam się.
Gdzie on mógł pójść…
Starałam się myśleć jak on… Gdzie mogłabym pójść zła na cały świat… Poszłabym przed siebie. Tylko, żeby można było gdzieś usiąść w spokoju….
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy: park.
Poszłam w jego stronę.
Szłam powoli i przyglądałam się wszystkim osobom jakie spotkałam po drodze, żeby nie przegapić przypadkiem jego…
Kiedy już straciłam nadzieję zobaczyłam go.
Siedział sam na ławce w najbardziej odludnionym miejscu.
Patrzył smutno przed siebie.
Podeszłam wolno do niego.
-Można? – spytałam.
Nie odp, ale i tak usiadłam.
-Jak mnie znalazłaś? – spytał po chwili milczenia. W jego głosie słychać było tłumiony płacz.
-Tak jakoś czułam, że tu będziesz… Też bym w takim momencie przyszła właśnie w to miejsce…
Nawet na mnie nie spojrzał.
-Siedzisz tu od 5 godz? – zapytałam.
Pokręcił głową.
-Nie do końca… Trochę chodziłem… - westchnął – Nie mam ochoty wracać do hotelu…
Objęłam go lekko.
-To jest takie trudne… - zaczął – Mama ostatnie wgl mnie nie rozumie i ciągle się czepia… Od razu naskoczyła na mnie, że dałem nr jakiejś fance, a wcale tego nie zrobiłem… - głos mu drżał. Przestał mówić, żeby się nie rozpłakać – A tata… Go nigdy nie ma. Nawet w Kanadzie praktycznie go ze mną nie było.
Niepowstrzymana łza spłynęła po jego policzku.
Przytuliłam go czule.
Obok nas przeszło kilka osób przyglądających się nam z ciekawością.
Miałam ochotę pokazać im środkowy palec, ale dałam sobie spokój, bo dosyć szybko nas minęli.
-Czuję się żałośnie – powiedział pociągając nosem – Ostatnio wszystko mnie przerasta…
Pogładziłam go delikatnie po policzku.
-Będzie dobrze – szepnęłam.
Uśmiechnął się cierpko.
-Nie nie będzie. Wiesz ile razy już to słyszałem?
Spojrzałam w jego przepełnione smutkiem oczy.
-Chyba wgl mu na mnie nie zależy… - powiedział z bólem.
-Przestań. Na pewno zależy.
-Tak?! To dlaczego nie dzwoni do mnie, nie pisze, nie przyjeżdża. W urodziny składa mi życzenia dopiero jak mama mu przypomni… Wiem, bo słyszałem. Nie przyjeżdża na moje urodziny pod byle pretekstem, obiecuje, że gdzieś zabierze w zamian… Ja wierzę mu jak dziecko, a on i tak nigdy tego nie robi…. To boli. Cholernie boli… – wziął głęboki oddech – A jak zadzwoni albo przyjedzie to cieszę się tak, że nawet nie potrafię być na niego zły. Wierzę, że teraz już będzie dobrze, a on znowu o mnie zapomina – przełknął łzy – Ostatnio jak do mnie zadzwonił to… tak bardzo się ucieszyłem, że po prostu sobie tego nie wyobrażasz… A okazało się, że nie dzwoni do mnie tylko z jakąś sprawą do mamy… Czułem się jakby ktoś wyrwał mi serce. Ale nie mówię mu o tym… Nie ma pojęcia jak cierpię z jego powodu. A powinien to zauważyć!! W końcu jest moim pieprzonym ojcem!!! – krzyknął przez łzy.
Nie wiedziałam co powiedzieć… Nie miałam wcześniej pojęcia, że to dla niego takie trudne…
Spojrzał na mnie smutno.
-No dobra. Czas wziąć się w garść – uśmiechnął się z trudem i podał mi rękę, żeby pomóc mi wstać z ławki.
Przytuliliśmy się czule.
-Ok. Idziemy – złapał moją dłoń i poszliśmy w kierunku hotelu.
-A kaptur? – przypomniałam mu.
Westchnął i założył go na głowę.
-Czasem nienawidzę być sławny…
Pocałowałam go delikatnie w usta.
-I pomyśleć, że przez całą podstawówkę miałem cię pod nosem – powiedział.
Wybuchłam śmiechem.
Uśmiechnął się.
-Kurde. I co ja teraz zrobię? Rozwaliłem mojego ukochanego iPhone’a…
Ledwo powstrzymałam się przed kolejnym wybuchem śmiechu.
Spojrzał na mnie i pokręcił głową.
-Ja tu cierpię, a ty się śmiejesz… - powiedział z wyrzutem uśmiechając się do mnie.
-Wcale się nie śmieje – musnęłam jego policzek.
-Może od razu bym tu gdzieś nowego kupił?
Spojrzałam na niego dziwnie.
-No co? – spytał rozbawiony.
-Nic – powiedziałam – Po prostu rozwala mnie to, że możesz sobie rzucać iPhonami…
Tym razem on wybuchnął śmiechem.
-No nie do końca mogę…
Uśmiechnęłam się do niego.
Objął mnie ręką, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
Yo. ;D Dziękuję za wszystkie propozycje do dalszych rozdziałów <3 Ale z Was zboki... xD
Jak się Wam podoba to komentujcie :) <3
Special for Susan :***
Kocham te historię. :D Dodaj jutro NN, bo ja nie wytrzymam. <3
OdpowiedzUsuńumieram. Błagam Cię dziewczyno dodaj kolejny rozdział jutro bo zginę marnie, wchodząc co dwie sekundy tutaj i sprawdzając, czy dodałaś *_*
OdpowiedzUsuń-Cookie
popieram dziewczyny wyżej !! to opowiadanie jest boskie !!!!
OdpowiedzUsuń