Leżałam skulona na podłodze,
usiłując choć na chwilę zasnąć i zapomnieć o wszystkim co mnie otacza, przestać
czuć cokolwiek, w tym paraliżujące mnie zimno.
Może nie będą musieli nas zabijać?
Może po prostu tu zamarzniemy?
Czas nieubłaganie się dłużył, a ja
obawiałam się, że jeśli nie zasnę w przeciągu najbliższych minut, zrobię coś,
czego już zawsze będę żałować.
Uchyliłam na chwilę powieki i
skierowałam wzrok na Pattie, która leżała na niewielkim czymś, co jako jedyne w
tym pomieszczeniu, chociaż minimalnie przypominało materac i jak mi się
wydawało, miała to szczęście, że zasnęła.
Zamknęłam z powrotem oczy.
Martwiłam się o nią, martwiłam się
o Drew, martwiłam się o dziecko, które w sobie noszę. Od czasu, kiedy jeden z
porywaczy zadał mi cios w brzuch, czułam ból i niewyobrażalnie obawiałam się,
że mogę poronić. Martwiłam się o wszystkich, z wyjątkiem siebie. Byłam w takim
stanie psychicznym, że gdyby nie dziecko, najchętniej zakończyłabym to, co kiedyś
i tak musi się skończyć, zwane życiem.
O tak, po raz kolejny miałam myśli
samobójcze i tym razem doszłam do wniosku, że nawet miały poważne przyczyny.
Od zawsze nie rozumiałam świata.
Nie rozumiałam dlaczego zabiera nam ludzi, których kochamy; nie rozumiałam
dlaczego sprawia tyle bólu i cierpienia; nie rozumiałam dlaczego jest tak
bezlitosny i okrutny, nieczuły na nawet największe męki.
Nagle usłyszałam zbliżające się
kroki, przekręcany klucz w zamku, a następnie energicznie otwierane drzwi.
Otworzyłam oczy, ale nie
poruszyłam się i skulona wpatrywałam się w ogolonego na zero, ogromnego mężczyznę,
wchodzącego do pomieszczenia.
-Wstawaj – warknął, a ja
posłusznie podniosłam się z miejsca, osłaniając mój niemal niewidocznie, zaokrąglony brzuch.
Spojrzał na mnie z góry, po czym
dał znak głową, żebym poszła za nim.
Tak też zrobiłam.
Po chwili, znaleźliśmy się w
niewielkim pokoju, w którym znajdowały się dwa krzesła i mały stolik.
Zmarszczyłam brwi i na marne
próbowałam domyślić się, gdzie właściwie jestem więziona. Co to za budynek?
-Siadaj – rozkazał, a ja za wiele
nie myśląc, wykonałam jego polecenie.
-Gdzie jest Drew? – odezwałam się.
-Zamknij się, suko! To ja zadaję
pytania! – krzyknął, uderzając pięścią w stół.
Uśmiechnęłam się rozbawiona. Chyba
myślał, że mnie przestraszy.
-Nie będę z tobą rozmawiać, dopóki
nie zobaczę, że moje dziecko żyje – powiedziałam twardo.
-Daje ci ostatnią szansę, szmato.
Zamknij jadaczkę, albo sam ci ją zamknę – wysyczał.
-Skoro nie chcesz, żebym mówiła,
to po co mnie tu przyprowadziłeś? Chcesz mnie brać na tym stoliku, czy tylko
podziwiać? – chyba przesadziłam, ale uświadomiłam to sobie za późno. Kiedy
byłam zdenerwowana, a do tego dokładało się zmęczenie, mówiłam bardzo głupie
rzeczy. Bardzo.
Mężczyzna przewrócił w furii stół,
podniósł mnie za koszulkę z krzesła i brutalnie przycisnął do ściany.
-Jeśli chociaż trochę interesuje
cię życie tego co masz w środku – przycisnął mocno ręką mój brzuch – Zamknij
mordę, dziwko.
Do moich oczu napłynęły łzy.
Zaczęłam się wyrywać, ale jego ucisk na mój brzuch nie zelżał.
-Przestań! – krzyknęłam błagalnie,
łamiącym się głosem, a on plunął mi w twarz i rzucił na podłogę.
-Jesteś niczym, pamiętaj -
warknął.
Nagle drzwi do pomieszczenia zostały
otwarte.
Oboje, jednocześnie skierowaliśmy
tam spojrzenia.
Naszym oczom ukazał się wysoki,
postawny chłopak. Nie wyglądał na więcej niż 21 lat.
-Co ty do cholery wyprawiasz, durniu?!
– wrzasnął na kolesia, który wcześniej się nade mną pastwił – To miała być
pokojowa rozmowa!!! Wynoś się stąd!!! Wiedziałem, że nie mogę pozwolić ci się
tym zajmować!!
Mężczyzna stojący obok mnie,
momentalnie zmienił postawę i z 'podkulonym ogonem' wyszedł z pomieszczenia. Na oko
był starszy od czarnowłosego, który przed chwilą zaszczycił nas swoją
obecnością, ale najwidoczniej młody był wyższy od niego ‘rangą’, czy coś w tym
stylu.
Uśmiechnęłabym się, ale
stwierdziłam, że byłoby to skrajnie idiotyczne z mojej strony, żeby po raz
kolejny narażać życie dziecka.
Chłopak podszedł do mnie i pomógł
mi się podnieść z ziemi, po czym odsunął krzesło, żebym mogła usiąść.
Patrzyłam na niego podejrzliwie, a
on się tylko uśmiechnął.
-Przepraszam za tego durnia.
Naprawdę mi przykro. On nie potrafi się zachować, nawet przez sekundę –
westchnął, przejeżdżając ręką po potarganych włosach. Przyjrzałam się mu. Był
bardzo przystojny. Wiem. W mojej sytuacji to naprawdę, najbardziej idiotyczne spostrzeżenie, ever. – Jak się
czujesz? Zrobił ci coś? – zapytał i brzmiał nawet, jakby naprawdę go to
obchodziło.
Nie odpowiedziałam, ale jeśli był
inteligentny w chociaż najmniejszym stopniu, mógł wyczytać to z wyrazu mojej
twarzy.
-Cholera – znowu przejechał ręką
po swoich włosach – Policzę się z nim, jak tylko skończymy rozmawiać, zgoda?
Znowu nie usłyszał odpowiedzi.
Patrzyłam na niego kamiennym wzrokiem.
To, że udawał miłego, wcale nic
nie znaczyło. Po prostu grał dobrego (i seksownego) glinę, a po wszystkim
potraktuje mnie jak szmatę, dokładnie jak jego kolega. Po prostu próbował
wzbudzić moje zaufanie.
Nie miałam pojęcia skąd to wiem.
Może naoglądałam się za dużo filmów detektywistycznych?
-Nie będziesz ze mną rozmawiać? –
zapytał delikatnie. Nie odezwałam się – Eeej – wstał ze swojego krzesła, podszedł
do mnie i przykucnął obok. Automatycznie zerwałam się z miejsca, osłaniając
brzuch.
Westchnął, podniósł się i po raz
kolejny zmierzwił swoje włosów. Wnioskowałam, że to jego nerwowy odruch.
-Nie bój się – powiedział cicho –
Nic ci nie zrobię. Chcę tylko porozmawiać.
-Serio?? – powiedziałam głosem
przepełnionym jadem – Jak odezwałam się przy twoim znajomym to zostałam
przygwożdżona do ściany, opluta, a na dodatek próbował zrobić coś mojemu
dziecku – powiedziałam ze łzami w oczach, oplatając się rękami.
Nic nie powiedział, tylko
wpatrywał się we mnie, myśląc nad czymś.
-Ja nic ci nie zrobię. Chcę, żebyś
ze mną rozmawiała. Właśnie po to kazałem cię tu przyprowadzić. A z tamtym
idiotą się policzę. Przyrzekam – odezwał się.
Patrzyłam na niego chłodno.
-Chodź – pokazał głową na krzesło,
po czym usiadł po przeciwnej stronie stolika.
-Dziękuję, postoję – powiedziałam.
Pokręcił głową.
-Usiądź. To nie tak, że mam takie
zachcianki, czy coś, ale jeśli on faktycznie próbował naruszyć dziecko, to myślę, że
lepiej, żebyś usiadła. Ale nie wiem. Nie znam się. Nigdy nie byłem w ciąży.
Twój wybór – wzruszył ramionami, po czym oparł łokieć na stoliku i podparł na
nim głowę, wpatrując się we mnie wyczekująco.
Z lekkim ociągnięciem podeszłam do
krzesła, po czym na nim usiadłam.
Uśmiechnął się do mnie.
Ciągle miałam wrażenie, że to
wszystko jest zaplanowane.
-I jak? Będziesz ze mną rozmawiać?
– zapytał.
Nie zaprzeczyłam, ani nie
przytaknęłam.
Westchnął głęboko.
Widać było, że się niecierpliwi,
ale jak najbardziej stara się tego nie okazać.
-A więc… - zaczął, patrząc mi w oczy.
Wytrzymałam spojrzenie jego ciemnozielonych oczu, chociaż było w nim
jednocześnie coś niepokojącego i zarazem przyciągającego - Jest taka sprawa,
kochanie. – patrzył na mnie badawczo - Właściwie, nie porwaliśmy was z powodu
Justina, ale niech tak myśli, dobrze mu tak, niech się obwinia, przez niego
gliny zaczęły węszyć, ale to nie pierwszy raz, potrafimy sobie z tym poradzić –
spojrzałam na niego z niedowierzaniem, nie potrafiąc przewidzieć do czego
zmierza – Jesteś tutaj, bo mamy do ciebie sprawę. I to bardzo ważną – moje źrenice rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów – Chcemy, żebyś zeznawała
przeciwko swojemu bratu i Bieberowi.
Czarnowłosy uśmiechnął się.
-To co powiedziałem. Chcemy, żebyś
zeznawała przeciwko swojemu bratu i Bieberowi.
-Nigdy – syknęłam.
-Serio? A chcesz, żebyśmy zrobili
coś małemu Drew? – teraz jego uśmiech wyglądał okropnie.
-Mówiłeś coś, że to miała być
rozmowa pokojowa – powiedziałam ostro.
Zaśmiał się.
-Jest.
-Wcale nie. Grozisz mi.
-Cóż. Takie życie – wzruszył nonszalancko
ramionami – Jeśli wolisz, to mogę zawołać mojego kolegę, żebyś mogła z nim
pokojowo porozmawiać. Może będzie milszy ode mnie – uśmiechnął się.
-Ha ha ha, bardzo śmieszne –
zakpiłam.
-Nie próbowałem być zabawny,
skarbie. Po prostu marudzisz, że cię szantażuję, a mogłabyś teraz wić się na
ziemi i jedyne co byłabyś w stanie zrobić to skinięcie głową, że zgadzasz się
zeznawać.
-Sukinsyn – warknęłam.
-Ho, ho, ho, uważaj sobie –
powiedział – Bo przestanę być miły – zagroził.
Uśmiechnęłam się sztucznie.
-A teraz, jesteś miły? - zatrzepotałam rzęsami.
-Nie zadzieraj ze mną, mała. Jak
wyprowadzisz mnie z równowagi, to będziesz tego żałować nie tylko ty, ale też
to coś co masz w brzuchu – powiedział.
-‘To coś’ to moje dziecko –
syknęłam.
-Jak dla mnie, wszystko jedno co
to jest. To nie będzie żyło, jak nie przestaniesz mnie wkurwiać i nie zaczniesz
współpracować – warknął.
Wytrzymałam jego spojrzenie.
-Co niby miałabym zeznać? –
zapytałam po chwili milczenia z obu stron.
Zauważyłam, że jego twarz znów
łagodnieje.
Odchylił się lekko na krześle.
-Ta sprawa sprzed kilku lat,
pamiętasz? – spojrzał na mnie pytająco a ja niepewnie przytaknęłam – Wiesz o co
w niej chodziło?
Nie odpowiedziałam.
-Więc… Pewnie wiesz, ale z perspektywy
twojego brata i Justina – na chwilę się zamyślił – Twój brat jest jednym,
wielkim gównem. Nie jest taki święty jak ci się wydaje.
-Doskonale zdaję sobie sprawę z
tego, że nie jest święty – prychnęłam.
Pokręcił głową, z dobrodusznym
wyrazem twarzy.
-To co wiesz o nim…. – jego twarz
nabrała zaciętości – Nie znasz tych najciekawszych wątków z jego historii,
zaufaj. Bardzo starannie zadbał, żebyś nie znała.
-Dobrze wiem, że Jake ma dużo do
ukrycia – powiedziałam.
Znowu pokręcił głową.
-Słuchaj, kochanie, tak dla
porównania. Przy tym co twój brat nawyczyniał w życiu, to co zrobiłem ja jest
niczym. A jak pewnie podejrzewasz za grzeczny nie jestem – uśmiechnął się
łobuzersko, a ja wywróciłam oczami – I w kilka spraw zamieszał Biebera – dodał,
czekając na moją reakcję.
Poczułam, jakbym czymś dostała,
ale po chwili się opamiętałam.
To wszystko to na pewno, tylko, cholerne kłamstwa.
-Nie wierzysz? – wyczytał z mojej
twarzy i zaśmiał się cicho – Bez trudu ci wszystko udowodnię.
-Wypuśćcie Drew i Pattie –
zażądałam.
-Kotku, to ja tu wydaję rozkazy –
poinformował mnie życzliwie.
-Przestań mówić do mnie, jakbyśmy
byli ze sobą blisko – wzdrygnęłam się.
-Hmm…. – przeczesał palcami włosy
i chwilę myślał, po czym spojrzał na mnie – Nie – uśmiechnął się.
-Dobrze się bawisz? – powiedziałam
sarkastycznie.
-W przeciwieństwie do tego co ci
się wydaje, nie bardzo – odpowiedział – Ale nie zamierzam tłumaczyć ci
dlaczego.
-Dlaczego zakładasz, że chciałabym
słuchać??
Uniósł brwi.
-No popatrz, parędziesiąt minut
temu, przerażona leżałaś na podłodze, a teraz stałaś się skrajnie bezczelna.
Niech pomyślę…. Może jednak powinienem korzystać z metod mojego kolegi? Są
bardziej skuteczne?
Spiorunowałam go wzrokiem, zamiast
go opuścić, jak to przewidywał.
Westchnął, po czym zanim zdążyłam
zorientować się co się dzieje, podniósł mnie z krzesła jak szmacianą lalkę i
rzucił mną o ścianę.
Jęknęłam z bólu, a on podszedł do
mnie i na nowo mnie uniósł.
Przycisnął mnie do ściany, jak
jego poprzednik.
Jego twarz znajdowała się tak
blisko mojej, że mogłam wyczuć jego oddech.
-Serio myślałaś, że nie jestem w
stanie tego zrobić, suko?? – warknął – Współpracuj – puścił mnie, a ja zsunęłam
się po ścianie i skuliłam.
Nagle drzwi do pokoju zostały
otwarte, przez mężczyznę, którego jeszcze tu nie widziałam.
-Jason, jesteś nam potrzebny.
Natychmiast.
Chłopak zmarszczył brwi i potarł
czoło.
-Jeszcze nie skończyłem –
oznajmił.
-Gówno mnie to obchodzi. Skończysz
z nią później. Na daną chwilę są ważniejsze sprawy – powiedział.
-Co się dzieje?
-Tak, powiem to przy niej,
geniuszu – warknął – Rusz dupę, bo ci coś zrobię.
-Serio? – zakpił chłopak – Daj mi
minutę.
-Będę odliczać – warknął mężczyzna
i zamknął za sobą drzwi z trzaskiem.
Jason uniósł do góry środkowy
palec, w stronę, gdzie przed chwilę stał facet, po czym spojrzał na mnie.
Odwzajemniłam spojrzenie.
Musiałam wyglądać strasznie, bo
jego wyraz twarzy jakby złagodniał.
-Słuchaj, łatwiej będzie, jak
będziesz współpracować, to wszystko – przykucnął przy mnie i wyciągnął dłoń w
moją stronę, chcąc pomóc mi wstać.
-Pieprz się – warknęłam, mając
gdzieś konsekwencje.
-Z tobą. Wkrótce – uśmiechnął się,
a ja poczułam dreszcz – Jesteś serio głupia, bo zamiast współpracować, tylko sobie
grabisz. Nie łudź się, że ktoś cię stąd uratuje. Zrobisz co będziemy chcieli.
Nie ważne czy po dobroci, czy nie.
-Szantażujecie mnie. To wcale nie
jest po dobroci – powiedziałam.
Wywrócił oczami w momencie, kiedy
ktoś zaczynał dobijać się do drzwi.
-Czas minął!!! – usłyszałam krzyk
spoza pomieszczenia.
Chłopak spojrzał na mnie jeszcze raz.
-Zostajesz tu i czekasz aż wrócę, uprzedzam, że nie mam pojęcia ile to zajmie, czy zaprowadzić cię tam gdzie siedziałaś wcześniej?
-Chcę do domu – odpowiedziałam.
Posłał mi znudzone spojrzenie i
zniknął za drzwiami, zamykając je na klucz.
___________________________________
Hmmm... Coś w końcu napisałam. Piszcie co myślicie :)
Świetne. Jestem strasznie ciekawa czy on jej coś zrobi i co się jej stanie. Tak szczerze to wolałabym jakby tego dziecka nie było i tej ciąży no ale to chyba było by drastyczne takie usunięcie i wgl.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że Jus i reszta ją odnajdą :)
Czekam na nn<3
OMG jestem przerażona trochę ;/ ,musieli się debile w coś wplątać ;/ ,Świetny ,czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńzajebisty rozdział i opowiadanie . wiem ze nie jest latwo pisac ale prosze dodawaj szybciej rozdzialy ;)
OdpowiedzUsuńSuper. Jestem ogromnie ciekawa o co w tym wszystkim chodzi.
OdpowiedzUsuńStrasznie długo czekałam na następny ale nareszcie się doczekałam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
http://dreamingisbelievinglove.blogspot.com/
genialne zresztą jak zawsze xd
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz tylko błagam szybciej <3