środa, 27 kwietnia 2011

XXXI. Czasem musi być źle, żeby później było dobrze.

-Budzi się, budzi się, budzi się! – usłyszałam niewyraźnie, podekscytowany głos Justina.
Ruszyłam się niepewnie czekając na fale bólu, ale nic takiego nie nastąpiło.
Poczułam, że ktoś trzyma mnie za dłoń.
Otworzyłam oczy.
Zobaczyłam niewyraźną twarz Biebera i stojącego z boku lekarza.
JB uśmiechnął się do mnie czule.
-Jak się czujesz? – spytał.
-Nieźle… Co się stało?
-Coś z dzieckiem było nie tak, ale już jest dobrze. Lekarz powiedział, że tak zareagowałaś na nerwy… Przepraszam, że cię zdenerwowałem… - spojrzał mi w oczy.
-Nie szkodzi – powiedziałam nieprzekonana. Ciągle było mi przykro przez ten telefon… - Ale z dzieckiem wszystko będzie dobrze? – upewniłam się.
Skinął uśmiechnięty głową.
-Ale nam strachu napędziłaś – powiedział.
Nic nie odp.
-Jesteś zła?
Wzruszyłam ramionami.
-Która jest godz.? – zapytałam.
-21:12 – spojrzał na zegarek.
-Jest już piątek?! A twój koncert??
-Odwołałem. Przecież nie mogłem cię zostawić w takim stanie.
No nie powiem. Zaimponował mi tym.
Przytuliłam się do niego.
-Jesteś kochany – szepnęłam.
Pokręcił głową.
-No nie wiem. Prawie doprowadziłem do śmierci naszego dziecka.
-Chyba nie jest tak źle.
-Nie? – w jego oczach pojawiły się łzy – Nie miałem pojęcia co się stanie. Lekarz nic nie obiecywał. Rozumiesz?! Nie wiadomo było, czy przeżyje dziecko i TY!
Dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy były zaczerwienione od płaczu i podkrążone.
-Kocham cię – pocałowałam go w usta – Nie powinnam tak wtedy reagować.
-W tym nie było ani pół procenta twojej winy – powiedział.
-A kiedy wracam do domu? Przecież miałam wylecieć dziś o 22:00.
-Polecisz… Nie wiem kiedy... Twoi rodzice tu są.
Zrobiłam wielkie oczy.
-Jak??
-No… Nie wiedzieliśmy co z tobą będzie i przylecieli…
Za dużo informacji naraz.
-A gdzie są?
-Siedzieli z tobą bardzo długo. I moja mama też… Dosłownie jakieś pół godz. temu poszli się przewietrzyć.
-A ty zostałeś?
Uśmiechnął się lekko.
-Nie mogłem cię zostawić. Ty byłaś przy mnie bez przerwy jak byłem w szpitalu. Czułem, że zaraz się obudzisz.
-Chwila, chwila. Czyli moi rodzice już wiedzą, że jestem w ciąży??
-No.
Dopiero teraz zauważyłam, że lekarz się nam przygląda.
-On mówi po angielsku? – szepnęłam do Justina.
Skinął głową.
-Jak się czujesz, dziecko? Czy czujesz ucisk w brzuchu albo coś podejrzanego? – odezwał się doktor z silnym hiszpańskim akcentem.
Pokręciłam głową.
-Czuję się dobrze. Tylko tak dziwnie… Taka ospała i wgl…
Pokiwał głową.
-To lekarstwa. Bardzo dużo włożyliśmy w to, żeby uratować ciebie i dziecko. To naprawdę cud, że się udało i to tak szybko. Po prostu cud.
Justin musnął mój policzek.
-Gdyby coś ci się stało sam bym się zabił – powiedział poważnie JB.
-Nie mów tak – poprosiłam.
-Ale zrobiłbym to. Nie przeżyłbym… Ciągle jesteś na mnie zła?
-A mogłabym?
Uśmiechnął się.
Kochałam go strasznie, ale było mi przykro, że nie chce mi powiedzieć kto wtedy dzwonił…
No trudno.
Po przemyśleniu nie czułam się jakbym umierała przez tę poprzednią dobę.
Czułam się całkiem w porządku.
-No to tak… - zaczął lekarz – Jest kilka ważnych rzeczy, których musisz przestrzegać, żeby dziecko było bezpieczne… - słuchałam uważnie – Nie możesz się denerwować. Wiem, że to trudne, ale musisz starać się podchodzić do rzeczy… No jakby to powiedzieć waszym młodzieżowym językiem: na luzie, olewać wszystko. Jeśli czułabyś, że sobie z tym nie radzisz na wszelki wypadek przepiszę ci tabletki, które będziesz brała. Nie wiem co mam powiedzieć co do waszego kontaktu. Uważam, że ona potrzebuje twojej bliskości – zwrócił się do Justina – Tylko musisz bardzo uważać, żeby jej nie ranić – JB skinął głową, a lekarz znowu zaczął mówić do mnie – Przez tydzień musisz leżeć w łóżku i się jak najmniej ruszać. Przez ten czas bardzo niewskazany jest lot samolotem.
Spojrzałam niepewnie na lekarza.
-A ty ile tu zostajesz? – spytałam Justina.
-Tydzień – uśmiechnął się.
-Ale nie chcę, żebyś zawalał przeze mnie trasę…
-Przestań. Dam tu zamiast jednego dwa koncerty i wszyscy będą zadowoleni – uśmiechnął się.
-No okey… To tyle? – zwróciłam się do lekarza.
-Tak. Jak minie tydzień zgłosisz się do mnie. Jeśli wszystko będzie dobrze będziesz mogła już normalnie funkcjonować. Uprawiać sporty i.t.d…
-I.t.d.? – spytał JB.
Lekarz się uśmiechnął.
-Będzie mogła robić praktycznie wszystko tylko musi uważać na dziecko.
-Okey… - wyszczerzył się Bieber.
Lekarz wywrócił rozbawiony oczami.
-A wam tylko jedno w głowie…
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Justin wyjął telefon z kieszeni i wykręcił nr.
-Tak. Już się obudziła – uśmiechnął się do słuchawki i rozłączył się – Zgadując po reakcji twojej mamy będą tu za coś około 5 sek. – zaśmiał się.
Dużo się nie pomylił.
Po chwili do sali, w której leżałam wparowała moja mama, tata i… brat! Wow.
Ucieszyłam się na ich widok.
-Kochanie! Jak się czujesz? – spytała czule mama.
-Dobrze – uśmiechnęłam się.
Tata popatrzył na mnie.
Kurde. Groźnie?
Był pewnie zły o dziecko…
-Mówiłem, żeby wam nic do głowy nie przychodziło – odezwał się.
-Przepraszam…
-Dobrze, że nic ci nie jest – powiedział bezbarwnym głosem.
-Ku**a, siostra jeszcze raz spróbujesz mi umierać to zabiję twojego chłoptasia, a później popełnię samobójstwo – powiedział Jake.
Zaśmiałam się, a Justin posłał mu ‘mordercze’ spojrzenie.
-Przestań! – powiedziałam rozbawiona – Nie chcę, żebyście się zabijali.
-To nie umieraj.
-Okey – pocałowałam brata w policzek.
-Wychodzi na to, że zafundowałaś nam nieplanowane wakacje – wyszczerzył się.
-Oj, nie ciesz się Jake. Jutro z rana wracamy. Nie możesz zaniedbywać szkoły, a my pracy – powiedziała mama.
-Szkoda… - odp. z niezadowoloną miną.
-A kiedy mogę wyjść ze szpitala? – zwróciłam się do lekarza.
-Twój stan jest stabilny już od około trzech godz. Myślę, że jeśli nic złego się nie stanie to będę mógł cię wypisać jutro z rana.


Rodzice i Jake jak mieli w planach wylecieli w sobotę z rana, a ja w tym czasie zostałam przewieziona do hotelu.
Nie bardzo entuzjastycznie reagowałam na to, że przez cały tydzień nie będę mogła nic robić, ale cieszyłam się tym, że dłużej będę mogła być z Justinem.
Była sobota po południu.
JB praktycznie nie odstępował mnie na krok i co chwilę pytał, czy czegoś nie potrzebuję i czy dobrze się czuję.
-Jest wszystko okey, Justin. Jak będzie źle to ci powiem – odp. mu chyba setny raz.
Musnął mój policzek.
-Masz dzisiaj koncert? – spytałam.
-Yhm.
-Będę cię oglądać w TV, a więc nie próbuj poderwać, żadnej, kolejnej One Less Lonely Girl – wyszczerzyłam się
-Nie będę – uśmiechnął się.
-Ale ja i tak na wszelki wypadek nie będę patrzeć – zaśmiałam się.
Pocałował mnie w usta.
Lekarz mówił, że nie mogę nic robić.
Jak na mój gust to się do ‘nic’ zaliczało.
-A gdzie jedziesz po Hiszpanii? – spytałam kiedy skończyliśmy pocałunek.
-Do Niemiec.
-Aaa. Tym razem naprawdę?
-No.
-Będę tęsknić…
-Ja też – objął mnie czule.
Kurde. Z tego wszystkiego całkowicie zapomniałam o Ann.
Zrobiło mi się głupio.
Ona nawet nie wiedziała, że jestem w ciąży, a jest moją najlepszą przyjaciółką…
Poprosiłam Justina, żeby przyniósł mi telefon i wykręciłam jej numer.
-Halo? – odezwała się po drugiej stronie słuchawki.
-Hej. To ja, Jenn.
-Aa. Hej. Myślałam, że już o mnie nie pamiętasz.
-Przepraszam, ale tyle się działo.
-Rozumiem…
-Przepraszam! Ale jestem w ciąży i prze ostatnią dobę leżałam w szpitalu. Moje życie i dziecka było zagrożone. Przepraszam, że nie dzwoniłam, ale naprawdę nie miałam do tego głowy…
Chwila ciszy.
-Przecież rozumiem. W ciąży z Justinem? O. To udał wam się ten pierwszy raz.
-No powiedzmy. A co tam u cb i Chrisa?
-Spoko.
-No weź!
Zaśmiała się. Trochę sztucznie…
-Jak wrócisz to pogadamy. Muszę kończyć. Paa.
-Pa.
Rozłączyłam się.
Rozmowa z nią bynajmniej nie poprawiła mi humoru.
Justin zobaczył, że coś jest nie tak.
-Co jest?
-Nic…
-Nawet tego nie próbuj.
Zaśmiałam się.
-No przykro mi z powodu Ann…
-A dokładniej?
-Sama nie wiem…
Splótł swoją dłoń z moją.
-Kocham cię.
-Ja cię też…


Nic. Nie było pożegnalnej nocy.
Kiedy tylko mogłam zacząć normalnie funkcjonować rodzice kazali mi wracać do domu.
Nic ich nie obchodziło. Kazali mi wracać natychmiast.
Pożegnałam się z Justinem na lotnisku długim, namiętnym pocałunkiem na oczach Pattie i Kenny’ego.
Co zrobić?
Kiedy wsiadałam do samolotu z moich oczu płynęły łzy.
Justin też płakał.
Do domu doleciałam o 10:00, w niedzielę.
Rodzice nie byli dla mnie wyrozumiali.
Powiedzieli, że w poniedziałek idę do szkoły.
Super.


O 6:30 zadzwonił budzik.
Ledwo co podniosłam się z łóżka.
Całkiem odzwyczaiłam się od rannego wstawania.
Szybko doprowadziłam się do porządku.
Nie miałam ochoty jeść.
Zrobiłam sobie tylko kanapkę na drogę i ruszyłam do szkoły.
Może nawet się nie spóźnię.
W drodze do szkoły dostałam smsa od Justina.
Już w szkole, czy idziesz? Tęsknię
Od czasu mojego przylotu do domu prawie bez przerwy ze sobą pisaliśmy.
Zaczęłam liczyć, którą on może mieć teraz godz… Jest w Niemczech…
Obliczyłam, że chyba mniej więcej 14:00.
Spoko.
‘Idę.’
‘Podwieźć cię? xD’
‘Jasne ;D’

Zaśmiałam się.
Naprawdę chętnie skorzystałabym z jego propozycji.
Przyśpieszyłam krok.
Chciałam zdążyć.
Kiedy weszłam do szkoły wszystkie oczy skupiły się na mnie.
Przeszedł mnie dreszcz.
Oczywiście od razu podeszła do mnie Karin – dziewczyna Barbie, myśląca, że jest fajna. Taki sylikon. Yyy. Niedobrze mi się robiło na jej widok.
-Hej Jenn – uśmiechnęła się do mnie sztucznie – Byłaś na wakacjach z Bimberkiem?
-Bo co? On ma na nazwisko BIEBER – wysyczałam.
-Aaa. Przepraszam. Zjeber.
-Kurwa, masz coś do niego?! – popchnęłam ją.
Zaśmiała się szyderczo.
-Słyszałam, że jesteś w ciąży.
Poczułam, że krew odpływa mi z twarzy.
-Niby gdzie słyszałaś? – powiedziałam starając się maskować to, że zaczynam się trząść z nerwów.
-Wszędzie tak mówią. To prawda?
Odwróciłam się i poszłam w drugą stronę.
-No jesteś??? – zawołała za mną.
-Spieszę się na lekcję! – odkrzyknęłam.
Ku**a, ku**a, ku**a.
Zdążyłam.
Szok.
Po dzwonku weszłam ze wszystkimi do kl. i usiadłam w ławce.
Pierwszą miałam godz. wychowawczą.
Pan nawijał i nawijał…
W pewnym momencie zrobiło mi się niedobrze.
To moje dziecko to mi chyba na złość robiło.
Podniosłam rękę.
-Tak? – powiedział nauczyciel.
-Proszę pana, jest mi niedobrze. Mogę iść do łazienki? – spytałam najgrzeczniej jak potrafiłam modląc się, żeby się zgodził.
-A co? Jesteś w ciąży?
Nie odp.
-Mogę?
-Odpowiedz na moje pytanie.
-Ku**a to nie pana sprawa! – poniosło mnie.
-Czyli jesteś. Właśnie taki przykład dajesz sowim rówieśnikom. Powinnaś zostać wyrzucona ze szko…
Nie dałam mu dokończyć.
Spakowałam się i poszłam do drzwi.
Nie pozwolę się tak traktować.
-Co robisz?! – spytał wściekły nauczyciel.
-Wychodzę – syknęłam i wyszłam trzaskając drzwiami.
Szybko wybiegłam ze szkoły.
Nie. Nie zamierzałam tam dłużej siedzieć.
Zastanowiłam się gdzie mam iść i po chwili uświadomiłam sobie, że jestem bardzo zdenerwowana, a lekarz powiedział, że to niebezpieczne dla dziecka.
Szybko, w plecaku wyszukałam tabletki, które dał mi lekarz i łyknęłam jedną.
Poszłam w stronę parku.
-E, młoda! – usłyszałam za sobą głos mojego brata.
Odwróciłam się.
-Co tu robisz? – spytałam go.
-Chciałem cię spytać o to samo.
-Nauczyciel się na mnie wyżywał i uciekłam z lekcji, a ty?
-Mam lekcje na 11:00 i tak sobie łażę – wyszczerzył się.
-To masz fajnie…
-A co zamierzasz robić przez te 7 godz, które masz lekcje?
-Nie mam zielonego pojęcia. Będę się włóczyła po mieście.
-Spoko. Tylko uważaj na siebie.
-Jasne. Paa – pomachałam mu i poszłam dalej.
Wpadłam na… Chrisa.
-O – wykrztusiłam z siebie.
Zaśmiał się.
-Mowę ci odebrało na mój widok? – wyszczerzył się.
-Niee. Co tu robisz? A tak wgl to ty nie chodzisz do sql?
-Ymm. Szkoła przychodzi do mnie.
-To masz dobrze…
-Czy ja wiem…
-Wprowadziłeś się już tu na stałe? – zaśmiałam się.
-Niee. Wracam do domu za 3 dni.
-To spoko – cieszyłam się, że Christian nie pyta czemu nie jestem w szkole. Nie chciało mi się tłumaczyć.
-Gdzie idziesz? – spytał.
-Nie wiem…
-To może pójdziemy razem? – wyszczerzył się.
Poszliśmy dalej w stronę parku.
-A jak wam się układa z Justinem? – zagadał Christian.
-Jestem w ciąży.
Zamurowało go.
-Serio?
-Yhm.
-Wow. Faajnie.
-Czy ja wiem…
Westchnął.
-A jak tobie i Ann?
-Jestem w ciąży – odpowiedział poważnie.
Wybuchłam śmiechem.
-A tak na serio?
-Chyba nieźle.
-Aha…
Nie wiedziałam o czym mam z nim gadać…
Doszliśmy do parku i usiedliśmy na jednej z ławek.
-A naprawdę jest tak głośno o tym, że jestem w ciąży?
-Tak bardzo nie… Ja to tylko raz słyszałem gdzieś, że możesz być w ciąży, ale byłem pewien, że to plotka. Ale tak ogółem to jesteście głównym tematem ostatnio we wszystkich mediach.
-To kiepsko.
Cisza.
Odezwał się mój telefon.
Zastrzeżony.
Taa. Co jeszcze?
Naprawdę moje życie było zajebiste.
Odebrałam.
-Co?
-A może grzeczniej?
-Tak słucham? – powiedziałam słodkim głosikiem.
-Może być. Jesteś w ciąży?
-Matko. Jesteś trzecią osobą, która mnie dziś o to pyta. Po co ci ta informacja?
-Nie twoja sprawa. Jesteś?
-Nie twoja sprawa.
-Rozwalasz mnie dziewczyno.
-To miło.
-Nie. Nie miło. Chcę, żebyś wyświadczyła mi przysługę. To nic wielkiego.
-Wal to się zastanowię.
-Nie, nie. Nie masz wyjścia, królewno.
-No dajesz.
-Wiem, że jesteś w parku. Za 5 min przyjdzie do cb jeden z moich ludzi i przekaże ci paczkę. Nie otwieraj jej. Musisz dostarczyć ją na podany adres.
-Jaki?
-Będzie na niej napisany.
-Ok. Zrobię to, ale się ode mnie odwalicie.
-Nie. Nie odwalimy.
-To nie zrobię.
-To zabijemy twojego brata.
-Ku**a.
-No widzisz. Mam silniejsze argumenty.
-To czekam.
Rozłączyłam się.
Christian patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Z kim rozmawiałaś?
-Z jakąś mafią, która grozi, że zabije mi brata.
-Co?!
Zaśmiałam się nerwowo.
-Też się zastanawiam… Ale nie mów nikomu, okey? Boję się, że zrobią coś Jake’owi.
-A może zgłoś to na policję?
-Nie mogę. Jak Jake się w coś wpakował to pewnie też będą mieć coś na niego, żeby go zamknąć w jakimś poprawczaku…
Christian westchnął.
-No to nieciekawie…
-Mnie to mówisz? Całe życie mi się wali. Zaczęło się od tego zastrzeżonego numeru, później bójka Justina, wypadek Ushera, ciąża, moje wylądowanie w szpitalu i.t.d… Po prostu moje życie jest usłane z róż – powiedziałam z sarkazmem.
-Będzie dobrze. Zobaczysz. Czasem musi być źle, żeby później było dobrze – pocieszał mnie.
-Coś niezbyt w to wierzę… Chciałabym, żeby już było dobrze. Muszę pogadać z Jake’iem o tym gościu, który do mnie dzwoni…
Dostałam smsa od Justina.
‘Co tam?’
‘Masakra.’
‘Co się stało?’
‘Za dużo na jeden sms. Opowiem ci wieczorem na skypie.’
‘Okey... Trzymaj się.’

Chris zaglądał mi przez ramie na wyświetlacz.
-Co robimy? – spytał.
-Czekamy na gościa z paczką.
-Aaa. Spoko.
Równo po 5 minutach zjawił się chłopak w ciemnych okularach i w kapturze. Bez słowa podał mi paczkę.
-Co to jest? – zapytałam.
-Nie interesuj się – warknął i poszedł w drugą stronę.
-Milutki – skomentował Chris.
-Z ust mi to wyjąłeś.
Spojrzałam na adres.
Nic mi to nie mówiło.
Wpisałam go na iPhonie Chrisa.
-To nie daleko – zauważyłam.
-No to chodźmy.
Wbrew pozorom wcale nie było tak blisko.
Droga zajęła nam całe 40 min.
Zapukaliśmy do drzwi.
-Zostawcie paczkę pod drzwiami i się wynoście – usłyszeliśmy głos zza drzwi.
-Okey – odp i zrobiłam to o co prosił.
Droga powrotna trwała 30 min.
Od czasu mojego ucieknięcia ze szkoły minęły już 4 lekcje.
Jeszcze 3 i wracam do domu.
Mój telefon znowu zaczął dzwonić.
Zastrzeżony.
-No?
-Dobra dziewczynka.
-Spadaj.
Rozłączyłam się.
Telefon znowu zaczął wibrować.
Zrobiło mi się słabo.
Rodzice.
Wychowawca musiał do nich zadzwonić…
-Tak?
-Widzę cię natychmiast w domu! – usłyszałam wściekły głos ojca.
Ale mi się oberwie.
-Idę.
Skończyłam rozmowę i spytałam Chrisa czy mnie odprowadzi.
Zgodził się.
Niepewnie zatrzymałam się pod domem.
Pomachałam Christianowi na pożegnanie i weszłam do środka.
Denerwowałam się.
-Czekamy na wyjaśnienia – powiedział tata.
-No, bo nauczyciel zaczął się na mnie wyżywać, bo jestem w ciąży…
-Bo dziecko w twoim wieku za nic nie powinno być w ciąży! Należało ci się. To nie powód, żeby uciekać ze szkoły – powiedział ostro tata.
W moich oczach pojawiły się łzy, które nieumiejętnie próbowałam zamaskować.
-Nie odstawiaj tu scenek z płaczem. Do pokoju! Następnym razem sto razy się zastanowię zanim gdziekolwiek puszczę cię z Justinem!
Pobiegłam do swojego pokoju.
Zaczęłam płakać.
Teraz rodzice będą nienawidzić mnie za dziecko.
Świetnie.
Miałam ochotę uciec z domu.
Przyszła do mnie wiadomość od Jake’a.
‘Ej, mała. Wszystko okey? Słyszałem, że twój durny wychowawca dzwonił do rodziców…’
‘Tata jest wściekły. I wcale nie szczególnie o to, że uciekłam tylko ogólnie o dziecko :’(‘
‘Tata to idiota. Nie przejmuj się. Będzie dobrze.’

Nie. Nie wierzyłam, że będzie.




I jak Wam się podoba? :)
Dodałabym go już wczoraj, ale tata wyłączył mi internet -,-
Jeśli się podoba to komentujcie ;*

8 komentarzy:

  1. Fajny :) Uwielbia te opowiadanie , jest bardzo ciekawe :> Czekam na następny rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Normalnie kocham Cię za to, że te rozdziały są takie dłuuuuugie! :D
    Smutno tak trochę, że bohaterka musi tak cierpieć. Weź ją teleportuj do Justina a starzy niech się bujają :P
    Super! Czekam na nexta :D

    @ameneris.

    OdpowiedzUsuń
  3. 'Anonimowy' ma rację ;D
    Niech Jenn ucieknie do Justina a rodzice niech sie bujają ;D Jestem ciekawa o co chodzi z tym Jake'iem ;d
    @iQueenbieber
    PS. Moge prosić o dedykację do następnego rozdziału ? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze ? Troche mi nie pasuje , że Jenn jest w ciąży. Ale nie wnikam i tak jest fajnie . Jejciuu o co chodzi z tyk Jake'iem . Trzymasz w napięciu dzewczyno . Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  5. super. ;D
    no, rozkręca się i to na maksa. ;D
    czekam na kolejny .;*

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo fanje... chociaż dziwna trochę ta akcja z paczką... ale czekam na kolejny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  7. boski. :D
    strasznie ciekawy i w ogóle. czekam na następny rozdział. : )

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy bd następny. ? ;\

    OdpowiedzUsuń