Obudziłam się na moim łóżku z mokrymi oczami. Nie chciałam płakać, ale to wszystko po prostu mnie przerastało.
Spojrzałam na zegarek.
Była już 19:00. Musiałam zasnąć…
Rozejrzałam się po pokoju i mój wzrok zatrzymał się na Jake’u.
Widocznie obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi, kiedy wchodził do pokoju.
-Hej – uśmiechnęłam się lekko starając odwrócić jego wzrok od moich oczu.
Bez słowa usiadł obok mnie i przytulił.
-Jake… W co się tym razem wpakowałeś…? – spytałam w pewnym momencie.
-Co? – zdziwił się.
-No dzwoni do mnie taki jeden gość…
-Ku**a.
-I grozi, że cię zabije i wgl…
Zobaczyłam strach w oczach mojego brata co zdarzało się bardzo rzadko.
Westchnął.
-Co zrobiłeś?
-To długa historia…
Spojrzałam mu w oczy.
-Mam czas.
Spuścił wzrok.
-Nie mogę ci powiedzieć.
Wywróciłam oczami.
-Ku**a, jak to?! Ja tu muszę jakimś twoim wrogom przysługi wyświadczać i codziennie się o cb boję, a ty mi nawet z łaski swojej nie możesz wyjaśnić dlaczego się na cb uwzięli?!
Wyszedł z pokoju.
Fajnie.
Mój telefon zaczął dzwonić. Ann.
-Hej – starałam się, żeby mój głos wydawał się wesoły.
-Co się stało? – a jednak była prawdziwą przyjaciółką.
-Sama nie wiem. Za dużo.
-Spotkamy się?
-Jak tata mnie puści.
-Czemu miałby cię nie puszczać?
-Bo uciekłam dziś z lekcji…
Chwila ciszy.
-To ja do cb przyjdę, co?
-Okey. Czekam.
-Paa.
Miałam nadzieję, że Ann chociaż trochę poprawi mi humor.
Znowu odezwała się moja komórka. Tym razem Justin.
Zawsze ciekawiło mnie jak to się dzieje, że praktycznie przez cały dzień nikt do mnie nie dzwoni, a jak już dzwoni to kilka osób prawie w tym samym momencie.
-Tak?
-Hej, kochanie. Jak tam?
Poczułam motylki w brzuchu na sam dźwięk jego głosu.
-Kiepsko…
-Powiesz mi co się stało?
Westchnęłam.
-Najpierw uciekłam z lekcji, bo nauczyciel się na mnie wyżywał, bo jestem w ciąży, później tata po mnie pojechał za to, że uciekłam i o ciąże… I jeszcze znowu ten dziwny typek do mnie dzwonił, a Jake nie chce powiedzieć o co chodzi. To chyba tyle jak na dzisiejszy dzień…
Justin przez chwilę nic nie mówił.
-Przepraszam cię…
-Za co, Justin?
-Za ciąże…
-Przestań.
-No, ale…
-Przestań! Koniec tematu. Przestań się obwiniać, bo mnie to denerwuje. To nasza wspólna wina. Przecież nie zapłodniłeś mnie specjalnie.
-Kocham cię – powiedział.
-Ja cb też. Strasznie cię kocham.
-No, ale jesteś świadoma tego, że ja cię bardziej??
Zaśmiałam się.
-Jak tam idzie trasa?
-Daję radę. Staram się to jakoś przetrwać i jak najszybciej spotkać się z tobą.
Uśmiechnęłam się do siebie.
-Tęsknię…
Rozległ się dzwonek do drzwi.
-Przyszła Ann – obwieściłam Justinowi.
-O. To fajnie. Nie przeszkadzam wam. Zadzwonię później, słońce.
-Paa.
Rozłączyłam się.
Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Straaaaasznie go kochałam.
Pobiegłam do drzwi.
-Heej – wyszczerzyłam się do Ann i przytuliłyśmy się.
Dawno jej nie widziałam.
Poszłyśmy do mojego pokoju i powiedziałam jej wszystko.
Po prostu WSZYSTKO.
-Nie martw się… Będzie dobrze. Zacznij od początku. Chodź z uniesioną głową i miej gdzieś to co inni o tobie myślą. Znajdź pozytywy w twoim życiu, a nie koncentruj się na samych złych rzeczach.
Pokiwałam głową.
-Fajnie, że jesteś w ciąży. Wyobraź sobie takiego małego Biebera – pisnęła z zachwytu.
Zaśmiałam się.
Przypomniały mi się dawne czasy mojego wzdychania do Justina.
-I wyobraź sobie, kochana, że ten Bieberek będzie podobny też do cb! – mówiła dalej uśmiechnięta.
Też się uśmiechnęłam.
-A tego nauczyciela i rodziców miej w głębokim poważaniu. Jeśli nie potrafią zaakceptować twojej ciąży to ich problem i nie mają prawa przez to zatruwać ci życia.
-Jesteś kochana… - powiedziałam.
-No co ty! – uśmiechnęła się szeroko – Po prostu jestem twoją przyjaciółką – przytuliła mnie – Idziemy na zakupy? – wyszczerzyła się.
-Teraz? Po 19:00?
-No. Czemu nie?
-Spoko… A tata?
-Spytaj się.
Z niepewną miną podeszłam do ojca.
-Tato… Mogę pójść z Ann na zakupy?
W normalnych okolicznościach nie pytałabym go o zgodę.
Spojrzał na mnie chłodno.
-Idź.
-Dziękuję – powiedziałam też chłodnym tonem i wyszłam z Ann.
-Oh yeah – wyszczerzyła się kiedy zamknęłyśmy za sobą drzwi.
Jej pozytywne nastawienie bardzo poprawiało mi humor.
-Jak go nazwiecie?
-Co? Kogo? – nie zajarzyłam.
-No wasze dziecko. Twoje i Justina.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Ja chciałam chłopca nazwać Drew.
Wyszczerzyła się.
-Po tacie? A dziewczynkę?
-On chcę Kristen.
Zaśmiała się.
-No spoko.
-Yhm. Ale to może się jeszcze zmienić.
-Jasne.
Powoli dochodziłyśmy do centrum handlowego.
Od samego domu wydawało mi się, że ktoś za nami idzie.
Odwróciłam się lekko zaniepokojona.
-Co jest? – spytała Ann.
-Zdaje mi się, że… A dobra. Mam jakieś...
-Zdaje ci się, że ktoś nas obserwuje? Mi też.
Okey. Nie uspokoiło mnie to bynajmniej.
Przyśpieszyłyśmy kroku.
W pewnym momencie przed nami wyskoczyło… dwóch paparazzi.
-Ku**a – zaklęłam pod nosem.
-Ale oni chyba są niegroźni, co? – zaśmiała się Ann.
Widać było, że jej ulżyło, że to tylko oni.
-No powiedzmy…
Pobiegłyśmy do sklepu.
-Jenn! Jenn! Jesteś w ciąży z Bieberem?!
Wołali za nami.
-Czwarta osoba.
-Co? – spytała Ann.
-Czwarta osoba pyta mnie o ciąże już dzisiaj.
-Ups.
-Noo…
-Jenn! Jenn! – paparazzi nie dawali spokoju i ciągle robili zdjęcia.
Wbiegłyśmy zdyszane to sklepu, ale oni wpadli za nami.
Matko. Tego nie przewidziałyśmy.
-Znowu musimy przed kimś uciekać? – powiedziałam załamana przypominając sobie ostatnią akcję w centrum handlowym jak uciekałyśmy przed Justinem i Beadlesem.
Ann pociągnęła mnie za rękę i pognałyśmy na górę po ruchomych schodach.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy było damską łazienką.
Uff. Wszyscy goniący nas paparazzi byli płci męskiej.
Wbiegłyśmy do łazienki i zamknęłyśmy się na klucz w dwóch kabinach.
-Jestem ciekawa czy ciągle stoją pod drzwiami… - powiedziałam do Ann.
Mój telefon się rozdzwonił.
-Słucham, Justin.
-Siema… Czy tylko mi się zdaje, czy uciekacie przed paparazzi?
-Ymm. A można wiedzieć skąd wiesz?
-No… Może wydać ci się to dziwne tak jak zszokowało mnie, ale… Napisali do mnie.
-Że co?!
Zaśmiał się.
-Naprawdę się nie zgrywam. Dostałem od nich wiadomość.
-Po huj.
-No dokładnie… Trzymajcie się i nie dajcie złapać.
-Baaardzo śmieszne.
-No wiem. Wiedzą, że będzie mały Bieber?
-Nic takiego z moich ust nie usłyszeli.
-Ale pytają cię, co nie?
-Yhm.
-Jak chcesz możesz im powiedzieć.
-Nieee.
-Okey. To nie mówimy na razie o tym publicznie.
-Pozdrów go ode mnie – poprosiła Ann.
-Ann cię pozdrawia – przekazałam Justinowi.
-Pozdrów ją też. Dobra. To wam nie przeszkadzam.
-Taa. Ty nie przeszkadzasz, ale ONI bardzo.
-Co zrobić…? Może sobie odpuszczą.
-Oby.
-To trzymam kciuki. Hej, skarbie.
-Pa, Jus.
-Wychodzimy? – zwróciłam się do Ann.
Niepewnie otworzyłyśmy drzwi.
Rozejrzałam się.
Pusto.
-Uff.
-Idziemy kupić okulary przeciwsłoneczne i bluzy z kapturami?
Zaśmiałam się.
W sumie to nie był znowu taki zły pomysł…
Po trzech ponad dwóch godzinach w centrum handlowym (byłyśmy aż do samego zamknięcia) wróciłam zmęczona do domu.
-Heej – powiedziałam wchodząc.
-Gdzie byłaś tak długo?! – naskoczył na mnie ojciec.
Zdziwiłam się.
-No jak to gdzie? Z Ann w sklepie…
-Czemu w telewizji mówią o tym, że ‘najprawdopodobniej’ jesteś w ciąży z Bieberem?!
Kurde.
-A bo ja wiem? Że to niby moja wina?? Gdzie jest mama tak ogółem?
-Pojechała na tydzień do babci, żeby się nią zaopiekować, bo ostatnio bardzo źle się czuła.
O matko… Tydzień w domu z samym tatą nie wydawał mi się zbytnio zachęcający.
-Jejku.
-Pewnie czuje się tak przez te straszne wiadomości o twojej ciąży!
-Zejdź z niej, co? – z kuchni wyszedł mój brat – Kurwa, co cię wzięło? Myślisz, że ona cieszy się, że jest w ciąży?
-Nie wtrącaj się gówniarzu! Sama jest sobie winna!
Mój brat spojrzał na ojca sarkastycznie.
-Nigdy nie byłeś młody tato? Nigdy nie uwierzę jak powiesz, że nie uprawiałeś seksu do samego ślubu. Po prostu mała miała pecha.
-Ja ci pokażę wtrącać się w nie twoje sprawy – podszedł do Jake z wściekłością w oczach.
Jake patrzył na niego z prowokującym uśmiechem.
-No pokaż. Proszę. Co? Może zbijesz mnie pasem? – zaśmiał się.
Tata uderzył go w twarz, a on nawet nie drgnął.
Dalej się uśmiechał.
-Aha. Już pasem mnie lać nie będziesz. Okey. Z pasa wyrosłem. Teraz buźkę mi zmasakrujesz?
-Ty zasmarkany grzdylu… (cenzura) Myślisz, że wszystko ci wolno?!
-Nie. Ale ty też wszystkiego nie możesz. Zostaw młodą w spokoju.
-Bo co? Kurwa, Jake nie mam nastroju się z tobą kłócić.
-Kłócisz się z nią – kłócisz się ze mną. Proste.
-Spierdalaj mówię – wysyczał ojciec – Chcę z NIĄ pogadać. Ona nie potrzebuje adwokata.
-ONA ma imię – powiedział Jake – Czy nie pamiętasz już jak ma na imię twoja córka?
Tata ledwo powstrzymał się przed rzuceniem na niego.
-Kiedyś pożałujesz tego swojego ciętego języka.
-Czy ja wiem… Odziedziczyłem go po tobie.
Telefon Jake’a zaczął dzwonić.
Momentalnie wycofał się do swojego pokoju.
Tak. Super. Rozwścieczył tatę na maksa i mnie z nim zostawi.
Naprawdę bałam się ojca w takim stanie i kiedy nie ma mamy do załagodzenia sprawy…
-Wiesz jaką teraz masz opinię? – spojrzał mi groźnie w oczy – dziwki – wysyczał.
Łzy pojawiły się w moich oczach.
-O co ci chodzi?! – wrzasnęłam
-Nie podnoś na mnie głosu – uderzył mnie w twarz aż tak, że się zachwiałam.
Łza spłynęła mi po policzku.
Gdzie był ten Jake?!
Uciekłam do pokoju i zamknęłam się na klucz.
Trzęsłam się od płaczu.
Czemu miałam takie zjebane życie?!
Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Mała? – Jake.
Podeszłam do drzwi i wpuściłam go do środka.
Przytulił mnie mocno.
Otarł łzy.
Dotknął delikatnie mojego policzka.
-Bardzo boli? – spytał troskliwie.
-Tak – odp bezbarwnym głosem.
Chyba poczuł wyrzuty sumienie, że ze mną nie został, bo opuścił głowę.
-Kiedyś go zabiję – powiedział.
-To nasz ojciec, Jake.
-Taa? A nienawidzę go jak psa.
Jake i tata od zawsze się żarli, ale ojciec nie zawsze było okropny.
-Mała…
Nic więcej nie powiedział.
Wyszedł.
Zamknęłam się na klucz i rzuciłam na łóżko.
Wcisnęłam twarz w poduszkę.
Zastanawiałam się ile wytrzymam bez powietrza.
Nie miałam ochoty podnosić głowy.
Chciałam to już skończyć.
Kiedy zaczęło mi się kręcić w głowie uświadomiłam sobie, że zabijając siebie zabije też dziecko. Tylko ta myśl skłoniła mnie do zaczerpnięcia powietrza.
Nie przestawało mi się kręcić w głowie.
Chciwie łapałam powietrze.
Zrobiło mi się słabo i straciłam kontakt ze światem.
Ocknęłam się.
Leżałam na ziemi.
Świtało.
Spojrzałam na mój telefon.
Dzwonił Matt.
Usiadłam na ziemi i odebrałam zdziwiona.
-Tak?
-Hej. Co tam?
-Szczerze? Gorzej być nie mogło. A u cb?
-Trzymam się. Co się stało…?
-Za dużo. A dzwonisz w jakiejś konkretnej sprawie…?
-Nie…
-Ale wiesz, że u mnie jest 4:00 nad ranem, nie?
-Ups. Zapomniałem… Obudziłem cię?
-Spoko… Nie.
-Czemu nie śpisz?
-Chciałam się zabić i zemdlałam. Teraz się obudziłam – postanowiłam być szczera. Matt wydawał mi się osobą godną zaufania.
-Żartujesz sobie?! – spytał przerażony.
-Nie. Ale już sobie odpuściłam zabijanie. Chcę, żeby dziecko żyło. Tylko nie mów Justinowi, dobra? On ma wystarczająco dużo swoich zmartwień.
-Okey… Jenn nie przejmuj się niczym. Będzie dobrze.
-Oby. Naprawdę chcę w to wierzyć.
-Trzymaj się. I niech więcej nie przychodzi ci do głowy się zabijać! – powiedział stanowczo.
-Da się zrobić. Paa.
Rozłączyłam się.
Uznałam, że nie ma sensu się już kłaść.
Czułam się dobrze.
Wyszłam na dwór.
Przejrzałam się w oknie auta.
Zrobiło mi się słabo na sam mój widok. Podkrążone, zaczerwienione oczy, czerwony policzek i byłam blada jak śmierć.
Może to śmieszne, ale założyłam okulary przeciwsłoneczne i kaptur.
Tak na wszelki wypadek i bo nie chciałam, żeby ktokolwiek zobaczył mnie w tym stanie.
Przyszła wiadomość od Justina.
‘Ej. Wiesz, że za Tobą tęsknię, prawda? Mam nadzieję, że Ci się śnię’
Uśmiechnęłam się lekko.
‘Nie śpię, kotku. Ja też tęsknię.’
‘Czemu nie śpisz??’
Westchnęłam.
Nie chciałam go obciążać tymi informacjami.
‘Po prostu nie mogę spać.’
‘Aaa. Kocham cię.’
‘Ja też.’
Schowałam telefon do kieszeni i poszłam dalej przed siebie.
Wszędzie było pusto.
Zobaczyłam małe dziecko żegnające w drzwiach całusem tatę wychodzącego do pracy.
Chciało mi się płakać na ten widok.
Przypomniały mi się dni kiedy tata nazywał mnie swoją małą księżniczką.
Niekontrolowana łza spłynęła po moim policzku.
Dalej zobaczyłam całującą się parę.
Zazdrościłam im, że mogą być teraz razem.
Postanowiłam wrócić.
Była już 6:30 i wypadałoby przygotować się do szkoły.
O nie. Szkoła.
Pewnie wyląduję u dyrektora za wczoraj…
Z westchnieniem sięgnęłam w łazience po szczoteczkę do zębów. Następnie nałożyłam masę pudru na mój policzek.
I tak nie wyglądało to dobrze…
Nałożyłam na siebie tyle makijażu jak jeszcze nigdy, żeby wszystko zamaskować.
Kiedy tata powiedział mi ‘cześć’ na pożegnanie, kiedy wychodziłam z domu totalnie go olałam.
Doszłam do szkoły na czas.
Oczywiście nauczyciel odesłał mnie do dyrektora, który udzielił mi tylko pouczenia.
Wszyscy ludzie dziwnie się na mnie patrzyli, a ja chodziłam ze wzrokiem wbitym w ziemię.
Po lekcjach wróciłam niechętnie do domu i zamknęłam się w pokoju nawet nie patrząc na ojca.
Robiło mi się niedobrze na jego widok.
Kiedy wzięłam się za odrabianie lekcji (co było nowością) usłyszałam rozmowę taty przez telefon.
-Nie, nie! - chwila ciszy - Wiesz co?! A bierz ją w tę trasę! Rób co chcesz! Przynajmniej nie będzie jej w domu! Nie chcę jej na oczy widzieć! Tak. Zabieraj ją stąd kiedy chcesz! Ku**a, po co mi to mówisz, gnojku?! Bierz ją i możecie się gwałcić całymi dniami. Tak. Też mi się miło z tobą rozmawiało.
Rzucił słuchawką.
Że co?!
Po chwili usłyszałem telefon od Justina.
-No?
-Zabieram cię z tego bagna. Co ty na to?
-Tak. Zabierz mnie stąd – powiedziałam płaczliwym głosem.
Naprawdę zabolało mnie to co mówił tata.
-Co się stało?
-Wszystko, Justin! Tak chcę się móc do cb wreszcie przytulić…
-Przylecę po cb jutro rano.
-A co na to twoja mama?
-Zgodziła się.
-Kocham cię…
-Ja cb też. Nie martw się, kochanie. Będzie dobrze.
-Wszyscy to mówią, a wcale nie jest.
Cisza.
-Przylecę o 6:00, a później polecimy samolotem o 6:40, ok?
-Okey. Do zobaczenia.
-Paa. Miej gdzieś ojca.
-Staram się. Cześć.
Odłożyłam telefon.
Ciekawe co na to wszystko mama…
Ze specjalną dedykacją dla @iQueenbieber <3
Zarypiście !;) czekam na następny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńwow ale sie dzieje , Kocham twojego bloga
OdpowiedzUsuńfajny rozdział :) zapraszam do mnie i jeśli możesz proszę skomentuj http://muchlove.blog.onet.pl/ @Shawty_x3_
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Czekam na nn ; ) [let-him-go.blog.onet.pl]
OdpowiedzUsuńsuper:) powinnaś napisać o tym książkę hahah ciekawe jak by na to zareagował Justin po przeczytaniu... hahha @angel_______
OdpowiedzUsuńPięknie.! Jak zawsze.
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na mojego bloga [ http://feel-pain.blog.onet.pl/ ], na którym pojawiła się już pierwsza notka. Zapraszam do czytania i komentowania.
OdpowiedzUsuńkocham twojego bloga <3 informuj mnie o nn , i jak możesz to czytaj też moje opo [ impressionable ]
OdpowiedzUsuń*__________*
OdpowiedzUsuńWoW Kocham to opowiadanie
OdpowiedzUsuńSuper rozdział jak zwykle zresztą; )))
OdpowiedzUsuńczekam na nn i zapraszam do mnie http://wielka-milosc-w-watlancie.blog.onet.pl/Krzyczec-nie-mam-zamiaru-P,2,ID426504045,DA2011-04-30,n
świetny blog, zapraszma na moje opowiadanie :
OdpowiedzUsuńhttp://dlugadrogadoszczescia.blogspot.com/
OMG. Zajebisty blog świetnie piszesz zapraszam do sb
OdpowiedzUsuńhttp://somebodytolovestorybybieber.blogspot.com/