wtorek, 5 kwietnia 2011

XXIII. Mogło być gorzej...

Siedziałam przy łóżku Justina, w szpitalu.
Co chwilę na niego zerkałam, bo zaczął się jakby przebudzać…
Lekarz powiedział, że nic mu nie będzie. Na szczęście skończyło się tylko na zewnętrznych obrażeniach. Powiedział, że może mu dokuczać przez kilka dni silny ból głowy, ale przejdzie.
JB wyglądał… No cóż. Widać było, że paparazzi w bójce koncentrował się szczególnie na jego twarzy.
Justin miał podbite oko, lekko napuchnięty nos w jednym miejscu i rozciętą wargę.
Wgl cały był masakrycznie posiniaczony… Bardzo było mi go żal…
Pomyślałam, że to wszystko przeze mnie. Przecież gdyby nie musiałby mnie bronić to nic by się nie stało…
Zamyśliłam się i dopiero teraz zauważyłam, że Bieber przygląda mi się z lekkim uśmiechem.
-Jak palniesz coś w stylu „Jesteś taka piękna… Czy jestem w niebie, a ty jesteś aniołem?” to nie uwzględniając twojego stanu walnę cię w głowę – powiedziałam.
Justin wybuchnął słabym śmiechem.
Na chwilę się uspokoił i znowu zaczął się śmiać.
-No jak tak możesz? – uśmiechnął się – No chciałem powiedzieć coś w tym stylu… - znowu się zaśmiał – I weź tu dogódź kobiecie…
Uśmiechnęłam się czule.
-No ok… To powiem inaczej… "Gdzie jestem?" to bd idiotyczne pytanie, bo przecież widzę, że w szpitalu. No to może… Jak tu się znalazłem? Co się stało? Ymm… Pamiętam wszystko do… Tego jak weszliśmy do hotelu.
Spojrzał na mnie wyczekująco.
-Kurde. Nie odpowiadaj, bo czuje się jak w jakimś serialu, czy coś… - zmienił zdanie -Zemdlałem, tak?
Pokiwałam głową.
Skrzywił się.
-Nie fajnie… I pewnie tragicznie wyglądam, co? No zgaduję choćby po tym jak się czuję…
-No nie jest tak źle… - powiedziałam nieprzekonująco.
Spojrzał na mnie.
-Nie potrafisz kłamać – zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Ale naprawdę mogło być gorzej…
-Taa.
Justin oblizał lekko wargę.
-Auuu… – powiedział.
Dotknął jej niepewnie palcem.
-I jak ja mam się niby teraz z tobą całować, co? – spytał z wyrzutem.
Wybuchłam śmiechem.
-To nie jest śmieszne!
Pocałowałam go delikatnie w policzek.
Westchnął.
Nagle pojawił się tata Bieebsa.
Praktycznie ciągle przy nim siedział razem ze mną, ale przed chwilą akurat na chwilę wyszedł.
-Cześć – powiedział do syna – Jak się czujesz?
-Yo – JB uśmiechnął się lekko – Nie lepiej niż wyglądam. Wszystko mnie boli…
Za Jeremym pojawiła się zaniepokojona Pattie.
-Hej mamo… - przywitał się Justin.
Pattie spojrzała na niego smutno, zatroskana.
JB przekrzywił lekko głowę i się do niej wyszczerzył, ale zaraz tego pożałował, bo rana na wardze się otworzył.
Zakrył usta ręką.
-Przepraszam mamo… To nie miało tak wyglądać – zaśmiał się z siebie.
Zaraz zacisnął oczy z bólu.
Podałam mu chusteczkę.
Przyłożył ją do ust.
-Ale nam strachu napędziłeś, Justin… - powiedziała Pattie.
-Przepraszam… Nie chciałem… Ale przecież musiałem obronić Jenn…
Jeremy uśmiechnął się. Widać było, że jest z niego dumny.
Pattie była trochę innego zdania, ale wiedziała, że syn nie pobił się ot tak.
Zaraz dołączył do nas Kenny.
-Dzięki, stary – powiedział do niego JB – Uratowałeś mi życie.
-No nie wiem, czy ja… To ona do mnie zadzwoniła – wskazał na mnie.
Justin uśmiechnął się do mnie na tyle ile dał radę.
-Tak. Ty – powiedziałam stanowczo do Kenny’ego.
-Ale Justin. Teraz ostatni raz poszedłeś gdzieś bez ochrony. Kenny bd z tobą bez przerwy – oznajmiła Pattie. Justin zrobił niezadowoloną minę – Nie patrz tak na mnie! Sam jesteś sobie winny, a poza tym naprawdę nie wiem ile razy mam ci tłumaczyć jakie to niebezpieczne… Przekonałeś się o tym na własnej skórze.
JB głęboko westchnął.
-A wypuszczą mnie stąd za… ? – spytał.
-Pójdę się zapytać – powiedziała Pattie.
-Może też pójść z tobą tata i Kenny… - powiedział JB.
Mama posłała mu mordercze spojrzenie.
-No co? – zaśmiał się – Po co macie tu siedzieć i się nudzić.
Pattie wywróciła oczami i wszyscy wyszli.
-Oh yeah – uśmiechnął się Justin.
Znowu skrzywił się z bólu.
-Może spróbuj się jednak nie uśmiechać? – zasugerowałam.
-Jak? Przecież ty jesteś obok mnie…
Uśmiechnęłam się zrezygnowana.
Zaraz przyszedł do nas lekarz z Pattie.
Przyjrzał się Justinowi, spytał go o kilka rzeczy. Jak się czuje i.t.d., po czym powiedział, że najlepiej byłoby gdyby JB jeszcze do końca dnia został na obserwację. Kiedy zobaczył załamaną minę Biebera powiedział, że w sumie może go już wypisać, ale, żeby koniecznie zawiadomili go gdyby coś się działo.
Justin uśmiechnął się szeroko i skrzywił się z bólu.
-Justin. Nie możesz się uśmiechać co najmniej do końca dzisiejszego dnia, bo rana nigdy się nie zagoi… i całować. Staraj się też za dużo nie mówić - powiedział lekarz.
-Przecież się nie uśmiecham…
Wybuchłam śmiechem, a on spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami.
Uśmiechnęłam się do niego słodko.
-Ona mnie prowokuje! – poskarżył się.
Znowu się zaśmiałam.
Bieber z trudem wstał z łóżka. Przy każdym ruchu krzywił się z bólu.
-Justin… A może jednak jeszcze trochę zostań… - zasugerowała troskliwie Pattie.
JB pokręcił stanowczo głową.
Kiedy dojechaliśmy do hotelu Justin rozłożył się na kanapie z widoczną satysfakcją z siebie, że dał radę dojść.
-Będziemy musieli odwołać dzisiejszy koncert – oznajmiła mama Biebera.
Justin się nawet z nią nie kłócił. Wiedział, że nie może pokazać się w takim stanie.
-A oddasz mi telefon? – spytał.
-A minęły już 3 dni?
Justin przeliczył coś w głowie.
-Chyba nie… ale to miały być aż 3??? A nie mogłabyś mi dać go już dzisiaj? Bd grzeczny… Szczerzę się w myśli jak coś – wyjaśnił rozbawiony.
Pattie westchnęła.
-Właśnie widać jaki jesteś grzeczny.
-Prooooszę…
-Nie.
-Ale jestem taaki biedny.
Mama wywróciła oczami.
-Prooooooszę… Muszę cały dzień w łóżku leżeć.
-Trudno. Dostaniesz go jutro.
Justin się poddał.
-Ok… Przyniesiesz mi laptopa? – spytał mnie.
-Jasne.
Justin uruchomił komputer.
Wszedł na TT. Wszyscy pisali tylko o jego bójce i były zdjęcia i filmiki…
JB posmutniał.
Wyjaśnił wszystko fankom. Przeprosił za swoje zachowanie i odwołanie koncertu.
-To było oczywiste, że Kenny’emu nie uda się zabrać wszystkich zdjęć paparazzi… Ale na pewno sporo mu się udało… Zawsze coś.
Spojrzał na liczbę swoich followersów. Spadła, ale bardzo minimalnie.
Jego fani byli wyrozumiali.
Kiedy tylko belieberki zobaczyły, że Justin jest online zasypały go pytaniami jak się czuje i.t.d…
Odp na kilka wiadomości i dodał nasze wspólne zdjęcie jak się całujemy.
Chciałam protestować, ale nie dał mi dojść do słowa.
-Zależy mi na tym. Co jeszcze ryzykuję?
-Mnie.
Zaśmiał się i mnie przytulił.
-Moogę?
-Ok. – westchnęłam – Ale zgadzam się tylko dlatego, że jesteś "taaki biedny".
-Niech ci będzie.
Po 5 sek od wstawienia zdj przez JB miało już 100000 wyświetleń.
JAK?!




Dlaa Zuzi ;*
:) Jeśli Wam się podoba to komentujcie ;) <3

7 komentarzy:

  1. ej ja tu umrę przez ten blog :D to jest C.U.D.O.W.N.E. zajebiście składasz zdania, opisujesz sytuacje a fabuła to jest coś :D nawet mi słów brakuje! i wciąż denerwuje mnie to, że tak mało ludzi komentuje, bo zasługujesz na to! ♥

    - Cookie

    OdpowiedzUsuń
  2. ej no ! Biedny... ;p dodaj ! Skomentujesz moje?

    OdpowiedzUsuń
  3. 'ale ja jestem taaaki biedny' xdd
    ryje z tego ;p
    faaaajne <3
    @iQueenBieber

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział, jak najszybciej dodawaj NN. ;)
    | justin-bieber-my-worlds |

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję kochanaaaaa. <3
    A o tym, że kocham twojego bloga to Ci tu nie muszę pisać. XD Mówiłam Ci to z miliony razy XD bahahahaha.

    OdpowiedzUsuń
  6. to jest super kiedy będzie następny ;)

    OdpowiedzUsuń