sobota, 16 kwietnia 2011

XXVIII. Obojętnie co się stanie, zawsze będę cię kochał

Kiedy spojrzałam na zegarek była 18:00. Matko. Jak czas z Justinem szybko leciał… Nawet wtedy kiedy siedzieliśmy w szpitalu…
Nie robiliśmy nic szczególnego.
Przez sporo czasu wgapialiśmy się w telewizor oglądając Sponge Boba.
Inteligentne, nie?
Właśnie skończył się odcinek i JB z telewizora wzrok przeniósł na mnie.
Spojrzał na mnie z pożądaniem.
-Chcę do domuuu… - jęknął – Gdzie nie ma kamer i wścibskich pielęgniarek robiących mi zdj z ukrycia – zrobił niezadowoloną minę.
Uśmiechnęłam się do niego.
-Jeszcze tylko niecałe 3 dni.
-Tylko??? Dla mnie to nie jest tylko…
-No cóż… Co zrobić?
Westchnął.
-Chcę znowu poczuć twój smak…
Ku**a. To mnie rozwalił.
Zagryzłam wargę.
-Kocham cię – uśmiechnęłam się.
-Ja cię bardziej – chciałam coś powiedzieć – Kurde. Dużo bardziej cię kocham i nawet nie próbuj się ze mną kłócić!
Zaśmiałam się.
-Poprosiłem Kenny’ego, żeby wypożyczył nam jakiś horror na wieczór. Co ty na to?
-Spoko.
-To faaajnie – powiedział patrząc na mnie z góry na dół.
Posłałam mu pytające spojrzenie.
Oblizał wargi i jęknął.
-Chcę cię…
Wywróciłam teatralnie oczami.
-Wytrzymasz, kotku – zaśmiałam się.
Przekrzywił głowę.
Chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił.
Spojrzałam mu w oczy.
Naprawdę przepełniało je wielkie pożądanie.
-A skąd ci się nagle takie wielkie pragnienie wzięło?
-To przez Sponge Boba… - zaśmiał się.
-A H A.
Przysunął się do mnie i musnął moją szyję.
Kochałam kiedy to robił.
Włożył mi rękę pod bluzkę.
Kurde.
Pocałował mnie namiętnie w usta.
Nasz pocałunek był długi i uczuciowy.
JB zagryzł wargę.
-Chcę do doomuu…
Uśmiechnęłam się lekko.
-Ja tu cierpię, a ty się uśmiechasz. No dzięki bardzo – udał obrażonego.
Przytuliłam go i chciałam pocałować w policzek, ale cwaniacko przesunął głowę i skradł mi kolejny pocałunek.
-Tylko nie wsadź jej języka do gardła, Justin – odskoczyliśmy od siebie przestraszeni.
Nie zauważyliśmy wcześniej, że ktoś wszedł.
W drzwiach stał uśmiechnięty tata Beebsa.
-Ookey… Da się zrobić – powiedział zmieszany Justin.
-Zostawisz nas na chwilkę samych? – zwrócił się do mnie Jeremy.
Skinęłam głową, ale JB złapał mnie za rękę.
-Zostań – poprosił.
Pocałowałam go w usta i wyszłam.
Kiedy opuściłam pokój wybuchłam śmiechem.
Ale wpadka…
Postanowiłam chwilkę się przejść.
Miałam nadzieję, że Justin i jego tata wreszcie się dogadają.
Wyszłam ze szpitala i w momencie przekroczenia progu zderzyłam się z jakimś chłopakiem.
Po chwili oszołomienia schylił się po mój telefon, który wypadł mi z ręki i z uśmiechem mi go podał.
Bez słowa wszedł do szpitala.
Obejrzałam się za nim.
On też się obejrzał i znowu lekko uśmiechnął.
Ku**a. Jakie on miał hipnotyzujące, niebieskie oczy.
Serce biło mi podejrzanie szybko.
Opamiętałam się i poszłam na przód.
Nie mogłam przestać o nim myśleć.
Kurde. To niedobrze.
Miałam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam.
Myślami udało mi się wrócić na Ziemię.
Uff.
Chwilę kręciłam się bez celu.
Nagle odezwał się mój telefon.
-No?
-Gdzie jesteś? – spytał Justin.
-Ymm… Niedaleko.
Westchnął i zaśmiał się.
-To czekam.
Rozłączył się.
Uśmiechnęłam się do siebie i poszłam z powrotem do szpitala.
Weszłam do sali, w której był Bieber.
Przywitaliśmy się pocałunkiem.
Jeremy’iego nie było już z Justinem.
-I jak? Dogadaliście się? – spytałam z nadzieją.
JB uśmiechnął się szczerze i pokiwał głową.
-Ogólnie rzez biorąc mój tata jest całkiem spoko.
-To się cieszę – przytuliłam go czule.
-A gdzie byłaś? – dopytywał się.
Uśmiechnęłam się tajemniczo.
Zmrużył oczy.
Wybuchłam śmiechem.
-Przeszłam się kawałek. Chciałam się przewietrzyć.
-Okey. Spoko.
Uśmiechnął się do mnie czule.
-Ej, a skąd mój tata wie, że TO robiliśmy? – spytał w pewnym momencie.
Zaśmiałam się.
-A nie był taki miły, żeby ci wyjaśnić?
Pokręcił przecząco głową.
-Hmm… No tak jakby odczytał to z moich ruchów…
JB nie bardzo rozumiał.
-No ku**a bolało mnie wszystko i inteligentnie jęknęłam z bólu i twój tata wszystko już wiedział. Naprawdę dzielnie się broniłam, ale on i tak mi nie wierzył…
Justin się uśmiechnął.
-To spoko. W sumie nie robi mi, że wie.
-A o czym gadaliście?
-O wszystkim…
Uśmiechnęłam się.
-Kurde. Co można robić w szpitalu, żeby nie umrzeć z nudów? – spytał załamany Bieber.
-Dużo rzeczy…
-Podaj przykład.
-Ymm…
Zaśmiał się.
-No właśnie. Oni nie mogą mi tego zrobić...
Oparłam głowę na jego ramieniu.
Zaczął bawić się moimi włosami.
-Przyjdzie do mnie dziś kumpel. Co ty na to? – spytał.
-W porządku.
Musnął mój policzek.
Siedzieliśmy w ciszy, która zupełnie nam nie przeszkadzała.
-A będzie o…?
-Tzn już powinien być, ale przyszedł akurat jak rozmawiałem z tatą to powiedział, że przyjdzie za jakieś pół godz, bo jeszcze coś tam miał zrobić.
-Spoko. Czyli zaraz?
-Yhm.
Telefon Justina się odezwał.
-Tak? Hej, Ann! Żyję, tylko zamknęli mnie w szpitalu i… No cóż… Szpitale nie są fajne. Tak. Jasne, że jestem dla niej dobry – słuchał chwilę co mówi do niego Ann i zaśmiał się w pewnym momencie – Ok. Już ją daję.
Podał mi słuchawkę.
-Hej. Co tam? – usłyszałam moją najlepszą przyjaciółkę w słuchawce.
-Spoko. A u cb? Chris ciągle jest w Stratford?
-Yhm.
-A jak tam się pomiędzy wami układa?
Roześmiała się.
-Jest fajnie…
-A więcej szczegółów?
Zaśmiała się.
-Nie ma więcej szczegółów.
-Jestem twoją przyjaciółką, czy nie?
-No jesteś. Zadzwonię do cb później, okey?
-No dobra… Paa.
-Hej.
Kiedy oddałam Justinowi telefon ktoś zapukał do drzwi.
-Właź! – zawołał JB.
Zza drzwi wyłonił się jego kolega.
Serce podskoczyło mi do gardła.
To był ten sam chłopak, na którego dzisiaj wpadłam.
Też zdziwił się moją obecnością tutaj.
Uśmiechnął się do mnie.
-Yo, Justin! – wyszczerzył się do Biebera.
-Siema, stary – podali sobie rękę.
-To Jenn, moja laska – JB przedstawił mnie znajomemu.
-Hej. Ja jestem Matt – powiedział do mnie z uśmiechem.
Starałam się nie dać niczego po sobie poznać, ale stresowała mnie obecność tego kolesia.
-Ej, Jenn. Co jest? Jesteś smutna? – spytał troskliwie JB.
Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się do niego.
Omijałam wzrokiem Matta.
Chwila ciszy.
-A co tak ogółem robicie tu w szpitalu? No, żeby się nie nudzić…
Justin wyszczerzył się cwaniacko.
-Całujemy się, przytulamy, oglądamy Sponge Boba i ogółem TV. Siedzimy w Internecie… Różne rzeczy robimy.
Kontem oka zobaczyłam, że Matt się uśmiechnął.
-Ej. Czemu wgl na mnie nie patrzysz? – spytał mnie w pewnym momencie.
Spojrzałam na niego.
Ku**a. Nienawidziłam tego uczucia jakie we mnie wywoływał.
Zagryzłam nerwowo wargę.
-Nie wiem… A czemu mam patrzeć?
Wzruszył ramionami.
Chłopaki zaczęli o czymś tam gadać.
Mięli sporo wspólnych tematów.
Ja nie słuchałam.
Myślałam tylko o tym koledze Justina…
Nie wiedziałam co mam o nim myśleć…
-E! Śliczna! – uśmiechnięty Matt pomachał mi ręką przed oczami – Jesteś tu z nami?
Zaśmiałam się nieszczerze.
-W pewnym sensie…
-A o czym myślisz? – spytał Justin.
-O niczym…
-No jak niczym? Przecież widzę – upierał się.
-Ale naprawdę… Tak o wszystkim.
Spojrzał na mnie nieprzekonany.
-A ja tam też jestem?
Uśmiechnęłam się.
-Jasne – musnęłam jego policzek – Nigdy nie znikasz z moich myśli.
Przytulił mnie czule.
-Chcę się wydostać z tego szpitala… Wszędzie lepiej niż tu – marudził JB.
-To może poproś, żeby cię wypuścili. Powiesz, że będziesz się oszczędzał – zaproponowałam.
-Ale nie będę – zaśmiał się patrząc na mnie wymownie – Nie dam rady się oszczędzać, a poza tym mi nie uwierzą nawet…
Westchnęłam.
-Z moich obliczeń wychodzi, że bd mogła z tobą do Niemiec polecieć tylko na jeden dzień – powiedziałam w pewnym momencie.
-O jaa… A teraz te 3 dni w szpitalu. Kurde nie pozwolę ci pojechać – przytulił mnie mocno.
Matt patrzył się na nas z lekkim uśmiechem.
-Ej, to ja spadam. Ale wrócę jeszcze do was. Jak się wyrobię to dziś, jak nie to jutro, ok.? – powiedział kumpel Beebsa.
-Spoko. Hej.
-Hej.
Wyszedł.
Siedzieliśmy napawając się swoją obecnością.
W pewnym momencie zrobiło mi się niedobrze.
Pobiegłam do łazienki.
Modliłam się, żeby tylko coś mi zaszkodziło.
Justin spojrzał na mnie lekko przerażony jak wróciłam.
Ściskało mnie z nerwów w żołądku.
-Ale nie jesteś…? – spytał niepewnie.
Zrobiłam nieszczęśliwą minę.
-Mam nadzieję…
Justin przełknął z trudem ślinę.
-Kupisz test ciążowy? – spytał.
-No nie wiem… A później będzie wszędzie w mediach, że dziewczyna Biebera jest w ciąży…
-Ale jeśli jesteś to i tak prędzej, czy później się dowiedzą.
Spojrzał mi poważnie w oczy.
Przytulił czule do siebie.
-Bądźmy dobrej myśli – powiedział.
Jakoś nie bardzo mi to wychodziło.
-Okey. Pójdę… A może tak by tego twojego kolegę poprosić, żeby kupił?
Justin się zawahał.
-Myślisz, że mu sprzedadzą?
-No chyba nie mają wyjścia – uśmiechnęłam się lekko – A myślisz, że by się zgodził?
JB wzruszył ramionami.
-Poczekaj. Zadzwonię do niego – wykręcił nr i włączył głośnik.
-Słucham? – rozległo się po drugiej stronie słuchawki.
-Siema, Matt. Mówi Justin. Mam do cb taką trochę dziwną prośbę… - Justin się zawahał.
-Wal.
-Kupiłbyś test ciążowy dla Jenn?
Chwila ciszy.
-Ymm… To mnie rozwaliłeś. No niby mogę… A śpieszy wam się?
-Nie. Szczerze mówiąc może się to dość długo odwlekać jak dla mnie.
-To wtedy przyniosę wam jutro, okey?
-Jasne. Dzięki, stary.
Matt się zaśmiał.
-No spoko… Jestem ciekawy miny babki, która sprzeda test ciążowy siedemnastolatkowi – chwila ciszy – Czyli zaszliście aż tak daleko?
-Yhm.
-Hah. To ci zazdroszczę.
JB też się zaśmiał.
-Okey. To bd kończył. Jeszcze raz dzięki.
-Nie ma sprawy. Hej.
Rozłączyli się.
Znowu cisza pomiędzy nami.
Justin dotknął mojego brzucha.
-Myślisz, że tam ktoś jest? – uśmiechnął się do mnie.
Wzruszyłam ramionami.
-A jak jest się w ciąży to już tak szybko się wymiotuje i wgl?
-Mnie pytasz? – zaśmiał się Bieber.
-Kurde. Mam nadzieję, że to tylko zatrucie pokarmowe…
Justin objął mnie czule.
Położyłam głowę na jego ramieniu.
-Nie myślmy o tym dopóki nie mamy pewności. Cieszmy się niewiedzą – musnął moje usta.
Zgodziłam się z nim, ale to nie było takie proste.
Ta myśl po prostu przygniatała wszystkie inne.
Przecież nie mogłam być w ciąży w wieku 15 lat… Po pierwszym seksie.
Justin też miał dopiero 17 lat.
Bałam się. Cholernie się bałam.
Cieszyłam się, że Justin jest teraz przy mnie.
Czułam się przy nim bezpiecznie.
Ale za 4 dni będę musiała wracać do domu.
To było dla mnie straszną myślą.
Wgl jeśli jestem w ciąży.
JB zauważył, że ta myśl mnie przygniata.
Mu też nie było lekko, ale starał nie martwić się na zapas.
Wstał z miejsca.
Podał mi rękę i też się podniosłam.
-Przejdziemy się? – zaproponował.
-A puszczą cię?
-Nie.
Uśmiechnął się do mnie i wyszliśmy na korytarz.
JB rozejrzał się i szybko pociągnął mnie w stronę wyjścia.
Przy wyjściu zatrzymała nas pielęgniarka.
-Co wy robicie? Justin. Wracaj do łóżka – powiedział.
-No, ale proszę paaani. Przecież wrócimy. Ja się tu duszę. Chyba nie chcecie, żebym się udusił i umarł w szpitalu? E? Moje fanki by was zniszczyły.
Pielęgniarka wywróciła oczami.
-Ale wróćcie za 10 min.
-Stoi – wyszczerzył się JB – Tylko niech pani nic nikomu nie mówi.
Wybiegliśmy ze szpitala nie dając czasu babce na rozmyślenie się.
Justin założył kaptur i wdychał świeże powietrze.
Objął mnie i szliśmy tak wolnym krokiem.
Spojrzał mi w oczy.
-Kocham cię – powiedział czule.
-Ja cb też – uśmiechnęłam się.
-I pamiętaj, że nigdy nie przestanę. Obiecuję. Obojętnie co by się stało zawsze będę cię kochał – pocałował mnie w usta.
Wierzyłam mu.



Tak. Nie jest może najdłuższy... xD Ale całkiem krótki też nie jest ;)
Jeśli się Wam podoba komentujcie :) <3

7 komentarzy:

  1. o kurczaku! KOCHAM TO!
    *-*

    - Cookie

    OdpowiedzUsuń
  2. U la la to jestem w szoku! Pięknie się porobiło. Jestem ciekawa co się stanie :D

    @ameneris.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział. ;D
    czekam na kolejny?
    ona będzie w ciąży? ;DDD

    OdpowiedzUsuń
  4. owszem, jest krótki. xd
    ale za to fajny, dodaj jak najszybciej nową. ;)
    | justin-bieber-my-worlds |

    OdpowiedzUsuń
  5. aaaaaaa. cudowny. <3 ciekawe czy będą bieberki. ej a może poroni ?! O.O lol. a może jednak nic nie będzie...

    OdpowiedzUsuń
  6. będzie w ciąży ???? Rozdział ciekawy. i ciekawy jest ten Matt . " the-skye-story.blog.onet.pl |

    OdpowiedzUsuń
  7. fajnny:D:D lol ja chce już następny :D kurde no ja nie moge sie doczekać

    OdpowiedzUsuń