sobota, 31 grudnia 2011

II rozdział 15

   Wieczorem, poszłam spać dużo szybciej od Justina. Kiedy tylko położyłam Drewa, sama umyłam się i udałam się do sypialni. Byłam wykończona, ale i pewna, że zdarzenia dnia dzisiejszego nie dadzą mi spać w najlepszym wypadku przez połowę nocy. A więc leżałam i myślałam, a każda myśl mnie bolała. Nie wiem dokładnie, która godzina była, kiedy Justin wszedł cicho do pokoju. Postanowiłam udawać, że śpię. Ściągnął koszulkę i położył się obok mnie. Najpierw zdawało mi się, że chciał mnie przytulić, ale zrezygnował. Chwilę uspakajałam swoje za szybko bijące serce i zasnęłam.

Kiedy obudziłam się było jeszcze całkiem ciemno. W przeciągu niecałej sekundy zorientowałam się, że Justina nie ma obok mnie. Moje pierwsze spojrzenie powędrowało na taras, na którym świeciło się słabe światło. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przecierając oczy dostrzegłam jego sylwetkę. Siedział na krześle i podpierał głowę ręką… Byłam pewna, że płacze. Zaczerpnęłam nerwowo powietrza, bo na kilka sekund zrobiło mi się czarno przed oczami. Jak mogłam mu to zrobić?? Niewiele myśląc podniosłam się z łóżka i najciszej jak potrafiłam wsunęłam się na taras. O dziwo, Justin mnie nie zauważył. Na dworze było ciepło i wiał rześki wiatr.
-Widzę cię – kiedy usłyszałam głos Biebera, prawie podskoczyłam ze strachu – Mała, nie muszę cię widzieć, żebym wiedział, że jesteś obok mnie – odwrócił na mnie zaczerwienione oczy.
Serce zaczęło bić mi niebezpiecznie szybko. Każde uderzenie bolało, a czułam jakby moje serce biło jakieś milion razy na sekundę. Dlaczego byłam na tyle głupia, żeby sprawić tak wiele bólu jemu i jednocześnie sobie???
Chyba zobaczył, że zbladłam, bo podszedł do mnie i delikatnie objął. Musnął delikatnie mój policzek, a ja nie mogąc się powstrzymać wtuliłam się mocno w niego. Gładził niepewnie moje plecy.
Nie chciałam, żeby mnie puszczał… Staliśmy objęci… Nie mam pojęcia ile, ale i tak wydawało się to dla mnie za krótko.
-Kładź się spać, śliczna – odsunął się ode mnie lekko i nawinął kosmyk moich włosów na swój palec – Jesteś w ciąży, musisz odpoczywać – te słowa wypowiedział nie patrząc na mnie.
Zakręciło mi się w głowie. Miałam nadzieję, że nie zauważy, że coś jest ze mną nie tak, ale widocznie musiałam się zachwiać, bo podtrzymał mnie swoimi silnymi rękami.
-Źle się czujesz? - spojrzał na mnie zaniepokojony.
Pokręciłam przecząco głową.
-Kłamiesz – uśmiechnął się smutno i westchnął – Co ci jest? Masz mi mówić jak się czujesz, Jenn.
-Zakręciło mi się w głowie. To wszystko – opuściłam głowę, a on swoim zwyczajem podniósł ją spowrotem. Nie mając innego wyjścia, patrzyłam w jego smutne oczy. Po chwili Justin musnął lekko moje usta. Zaraz zrobił to drugi raz i przyciskając mnie do ściany domu, zaczął całować. Jego pocałunki były odzwierciedleniem wszystkiego co czuł. Smutku, złości, wściekłości, rozpaczy, gniewu. Tego, co w  większości ukrywał pod maską opanowania. Tak starannie ukrywać swoje uczucia musiał nauczyć się przez te wszystkie lata, pracując w Hollywood.
Jego pocałunki z przeciągłych i powolnych zaczęły stawać się prawie agresywne. Zaczął błądzić rękami po moim ciele, starając się przeniknąć przez moją lekko koszulę nocną.
-Wiesz co? – spytał lekko zdyszany, biorąc mnie na kolana i bawiąc się moim ramiączkiem.
Spojrzałam na niego pytająco, bojąc się się, że zada kolejny cios.
-W sumie jestem bardzo w stanie zrozumieć dlaczego Matt chciał się za wszelką cenę do ciebie dobrać… - powiedział obsuwając ramiączko niżej. Musnął moje ramie i zaczął przesuwać ręką po mojej nodze coraz wyżej. Znalazła się ona już pod lekkim materiałem, a mnie przeszedł dreszcz.
Nie bardzo potrafiłam skupić się na tym co mówi, kiedy wyprawiał takie rzeczy, ale to i tak bolało… W sumię co się dziwię? Bolało mnie prawie każde jego słowo.
-Ale do czego zmierzam… - złapał za brzeg moich majtek i zaczął je powoli ze mnie zsuwać. Bardzo powoli – Nie mogę za to zrozumieć, jak ty mogłaś dać się zaciągnąć do łóżka jemu.
-Uwierz mi, że jest niezwykle przekonujący – mówiłam drżącym głosem. Nie wiedziałam, czy sprawiło to porządanie, czy wewnętrzny ból… A może jedno i drugie.
Spojrzał mi w oczy.
-Aż tak jak ja? – uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach widziałam cierpienie.
-W żadnym stopniu ci nie dorównuje.
Westchnął i spojrzał na dolną część mojej bielizny, która znajdowała się już na ziemi.
-I co ja mam teraz z tobą zrobić? – spytał znowu spoglądając mi w oczy.
Nie odpowiedziałam, za to moje serce, jakby stanęło.
-Łatwo dajesz się rozebrać… - westchnął, a mnie rozbolał brzuch – Ale myślałem, że tylko mi. Jenny, ja się z nikim nie dzielę. Zapamiętaj. Jesteś wyłącznie moja.
Naprawdę nie byłam pewna, czy moje serce nadal bije.
-Wiem. Zachowałam się…
-Jak dziwka – przytaknął, z zadowoleniem widząc ból na mojej twarzy – A więc jeśli chociażby uśmiechniesz się jeszcze raz do jakiegokolwiek mężczyzny, to najpierw zabiję go, później ciebie, a na końcu siebie – mówił spokojnym tonem, a w moich oczach pojawiły się łzy, które tak zawzięcie powstrzymywałam od czasu wyjścia na taras.
Zobaczył, że moje oczy stały się wilgotne, ale tylko zsunął mnie ze swoich kolan, schyli się, żeby podnieść  moją bieliznę. Wszedł do środka i rzucił moje majtki gdzieś w kąt, po czym położył się do łóżka. Ocierając łzy płynące mi po policzkach, położyłam się grzecznie obok niego.
Po kilku minutach objął mnie mocno, ale ja tego nie odwzajemniłam.
Kiedy to zauważył, puścił mnie i położył się na plecach.
Nie dawałam rady… skuliłam się na łóżu i zaczęłam cicho szlochać wciskając twarz w poduszkę.
Może być z siebie zadowolony – pociągnęłam nosem – Tak, udało mu się. Czułam się jak ostatni śmieć.
Znowu poczułam na sobie jego ręce. Przygarnął mnie trochę siłą do siebie i odwrócił przodem do siebie. Spojrzał w moje oczy i otarł delikatnie jedną z łez, spływających po jednym z moich policzków.
-Nienawidzę jak płaczesz… - westchnął głęboko i musnął mój policzek słony od łez – Nie płacz… - poprosił przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie o ile wgl to było możliwe – Możliwe, że trochę przegiąłem… - przyznał zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
-Tak jakby troszkę. Mógłbyś trochę wystopniować sobie to twoje psychiczne znęcanie się nade mną – pociągnęłam nosem i zacisnęłam oczy z nadzieją, że przestanę wreszcie płynąć z nich te cholerne łzy – Podejrzewam, że mniej by bolało gdybyśmy się rozwiedli… Wiem, że zrobiłam cholernie źle, ale…
Nie skończyłam, bo poczułam jego rękę wsuwającą się pod moją koszulę nocną i gładzącą moje plecy.
Patrzyłam w jego oczy, a on w moje.
-Wybacz, ale nie zamierzam przepraszać cię za moje słowa – odezwał się dość chłodnym głosem.
-Nie przeszło mi to przez myśl nawet przez sekudnę – odpowiedziałam bez mrugnięcia, chociaż w środku skręcałam się z bólu.
-To dobrze – podciągnął wyżej moją koszulę, która była niezwykle krótka – Chcesz się ze mną kochać teraz, jak jestem na ciebie cholernie wściekły, a ty na mnie, czy boisz się, że zrobię ci krzywdę? – uśmiechnął się lekko i miałam wrażenie, że uśmiech tym razem był szczery.
-Zobaczymy kto tu komu zrobi krzywdę – powiedziałam z niebezpiecznym błyskiem w oku.
-Czy to brzmi jak wyzwanie? – przesunął delikatnie dłonią po mojej nagiej nodze.
Wiedziałam, że jego spokojny głos był tylko zmyłką. Za dobrze znałam tego mężczyznę. Na tyle dobrze, żeby być przekonaną, że po nim niczego nie można się spodziewać. Nawet trochę się go obawiałam, ale nie chciałam, żeby o tym wiedział. Zawsze był dla mnie jedno wielką niewiadomą i to mnie w nim pociągało.
-Pamiętam jak kiedyś byłam twoją fanką… zanim cię poznałam. Zbierałam wszystkie rzeczy z tobą i wgl…
-Do czego zmierzasz…? – nachylił się nade mną i zaczął muskać moją szyję.
-Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że jesteś takim dupkiem.
Prawie ode mnie odskoczył i posłał mi złe spojrzenie.
Kontynuowałam.
-Że będziesz wyzywał mnie od szmat i dziwek, zdradzał, zrobisz mi dziecko w wieku 15 lat…
-Dobra, skończ – powiedział zły.
-Nie. Nie to jeszcze nie koniec. Że będziesz tak mało w domu, że spowodujesz, że będę nienawidzona przez co najmniej parędziesiąt milionów belieberek, że…
-Okey. Rozumiem. Daj spokój – w jego oczach zaczęły błyskać niebezpieczne oginki.
Spojrzałam mu w oczy.
-Daj mi dojść do końca! – ręka Justina powędrowała tam gdzie nie powinna, a ja odepchnęłam ją mocno.
-A jednak umiesz odmówić – uśmiechnął się sztucznie.
-Zamknij się – syknęłam – Chodzi mi o to, że również nigdy nie przyszło mi na myśl, że mógłbyś mnie pokochać. Zawsze byłeś moim największym marzeniem i nadal jesteś. Jesteś dla mnie ideałem. Justin, jak jesteś obok mnie nie potrzebuję od życia niczego więcej… Szkoda tylko, że jednak tak rzadko jesteś... - w moic oczach znowu pojawiły się łzy.
-Słuchaj no, księżniczko – przycisnął obie moje ręce do łóżka po dwóch stronach – To miał być seks przepełniony nienawiścią, a nie skruchą, łzami i poczuciem winy.
Nie dałam rady nie wybuchnąć śmiechem.
Cmoknął niezadowolony.
-Zawsze niszczysz wszystkie moje plany – westchnął niezadowolony i udając obrażonego, odkręcił się do mnie plecami.
Dotknęłam delikatnie jego ramienia. Usatysfakcjonowana poczułam jak zadrżał. Sunęłam dłonią po jego ręce i dostrzegłam, jak pojawia się na niej gęsia skórka.
-Do diabła z tobą, Jenn – odtrącił moją rękę i wpił się w moje usta.

Jak zwykle obudziłam się pierwsza. Spojrzałam czule na Justina z potarganymi włosami, śpiącego w jak na niego, dziwnie normalnej pozycji.
Nie powstrzymałam śmiechu, który wziął się niewiadomo skąd.
Bieber otworzył jedno oko, a później je zamknął. Otworzył drugie i jęknął, za pewne załamany, że jego sen został przerwany. Zrzuciłam jedną nogę z łóżka i podniosłam się, żeby wstać. Poczułam rękę Justina, który złapał za jego koszulę, którą miałam na sobie.
-Nigdzie nie idziesz – przyciągnął mnie do siebie i położył na sobie muskając na wpół przytomny moje usta.
-Spadaj – wywinęłam się rozbawiona z jego uścisku i szybko wstałam z łóżka.
Tym razem otworzył całą parę oczu.
-Czemu? – wpatrywał się we mnie.
-Hmm… Może dlatego, że jestem dziwką i szmatą, i miałeś być na mnie obrażony – uśmiechnęłam się do niego uroczo i zostawiłam ze zszokowaną miną, kiedy zniknęłam w łazience.

_____________________________________
Co wy na to ? 

czwartek, 29 grudnia 2011

II rozdział 14

„Przespałaś się z Mattem?”
Te cztery krótkie słowa, wypowiedziane z pozoru spokojnym tonem zawisły w powietrzu.
Zabrakło mi powietrza.
Bieber przyglądał się mojej reakcji i nie potrzebował odpowiedzi.
-Dziwka – powiedział ostro, a w moich oczach wezbrały łzy.
Justin przyciągając mnie do siebie za włosy wpił się brutalnie w moje usta, po czym odepchnął.
-Jesteś dziwką, więc będę traktował cię jak dziwkę – zerwał ze mnie bluzkę i przygwoździł do łóżka.
Byłam przerażona. Widziałam w jego oczach czystą furię.
-Justin – wyszeptałam drżącym głosem.
-A może Matt, co? – powiedział uśmiechając się ironicznie i rozpinając zamek w swoich spodniach.
Nigdy w życiu nie bałam się nikogo tak bardzo.
-Justin – nie byłam w stanie wypowiedzieć niczego więcej.
-Słucham? – uśmiechnął się niebezpiecznie.
-Daj mi wytłumaczyć… - poprosiłam patrząc na niego przerażona.
-Niby co? Kurwa, co tu jest do tłumaczenia, szmato?! – wrzasnął i podniósł rękę, jakby chciał mnie uderzyć, ale zatrzymał ją i zamiast to zrobić pogładził mnie po policzku. Zrobił to… czule?
Był najbardziej nieobliczalnym mężczyzną jakiego spotkałam w życiu.
Pokręcił załamany głową i zobaczyłam, że jego oczy lekko zamgliły się od powstrzymywanych łez.
Oddał mi bluzkę i wstał z łóżka.
-Nie mógłbym cię uderzyć… Ej, nie bój się. Chciałem, żebyś się bała, ale… - jego twarz była wykrzywiona od wewnętrznego bólu – Dobra, skończmy to raz na zawsze. Wystąpię o rozwód.
-Justin… – po moich policzkach zaczęły płynąć niekłamane łzy.
-Tak, wiem jak mam na imię, Jenn. Kocham cię – wzruszył ramionami – Ale nie potrzebuję własnej dziwki – mrugnął do mnie, a ja zakryłam twarz dłońmi.
Czemu był taki okrutny?
-Płaczesz? Boli? Naprawdę? – pytał ironicznie – To sobie wyobraź co ja czułem, jak Matt strasznie mocno narąbany zadzwonił do mnie wczoraj i wyznał, że z tobą spał. Nie chciałem w to wierzyć… - westchnął – Myślałem, że nie zasługuję na ciebie, ale to ty nie zasługujesz na mnie.
W tym momencie podniosłam twarz i wyrzuciłam z siebie wszystko co we mnie siedziało.
-Proszę bardzo! Może i jestem dziwką! – krzyczałam przez łzy – I może nie jestem ciebie warta, ale nigdy cię przy mnie nie ma! Nigdy!! Jesteś, jak ci pasuje, ale twierdzisz, że nie możesz być częściej… Nie wierzę ci, Jus! Zdradziłeś mnie też dobre kilka razy. Wiem, że ja przesypiając się z twoim przyjacielem i to całkiem na trzeźwo postąpiłam naprawdę, jak… - nie dałam rady skończyć, bo wstrząsnął mną płacz.
Poczułam rękę Justina na swoich plecach, która gładziła je troskliwie.
-Kocham cię, Jenn, ale chcę rozwodu – powiedział cicho i wstając z łóżka zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie samej sobie, zapłakanej i będącej pewną, że nic w życiu nie ma już najmniejszego sensu.
Przez drzwi słyszałam, jak Justin wyjaśnia Drewowi jakoś wrzaski, dochodzące chwile temu z naszej sypialni.
Z trudem łapałam oddech.
Po chwili do pokoju wbiegł mój mały chłopczyk, a kiedy zobaczył w jakim stanie jestem, objął mnie czule, a ja przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam, ciągle nie przestając płakać.


-Jenn… - był wieczór. Od rana nie zamieniłam z Justinem żandego słowa, za to dużo płakałam.
Siedziałam na parapecie z podkulonymi nogami i wpatrywałam się w okno. Miałam 19 lat, trzyletnie dziecko, męża, romans z innym mężczyzną, drugie dziecko w drodze i rozwód na głowie. Naprawdę nie było mi łatwo. Nie użalałam się nad sobą, bo wiedziałam, że to bezcelowe, a poza tym wiedziałam, że wszystko było moją winą.
-Jenn… - Jus powtórzył moje imię. Żadko tak do mnie mówił… Praktycznie nigdy. Zazwyczaj mówił ‘Jenny’,’kochanie’,’kotku’,’skarbie’,’księżniczko’,’mała’… Kochałam jak to mówił. Kochałam jego głos, kiedy nazywał mnie swoją… - Słuchaj… - usiadł obok mnie na krześle – Myślałem nad tym… - nie patrzyłam w jego stronę, ale i tak wiedziałam, że nie do końca wie co powiedzieć – Moi rodzice się rozwiedli, jak byłem bardzo mały – powiedział na jednym oddechu – Wiem co się wtedy przeżywa i nie chcę skazywać na to Drewa… Myślę, że…
Przerwał, kiedy zwróciłam na niego gwałtownie, zaszklone oczy.
Westchnął i chwilę nic nie mówił.
-Mógłbym… - znowu westchnął i przełknął głośno ślinę – Dać ci drugą szansę… Ale nie ze względu na ciebie, tylko na dobro naszego dziecka.
Znowu odwróciłam wzrok i spojrzałam w okno.
-Przepraszam – wyszeptałam, ale byłam pewna, że usłyszał.
-Jenn, tego nie da się wybaczyć, ale postaram się z tym jakoś żyć… Właściwie… Dlaczego się z nim przespałaś? – w głosie Justin pobrzmiewał ból, ale też i czysta ciekawość – Byłaś aż tak na mnie zła?
Nie spojrzałam na niego.
-Matt jest seksowny, czuły, troskliwy i poświęcał mi dużo czasu i uwagi, kiedy ty przyjeżdżałeś i odjeżdżałeś, jakby praktycznie ciebie nie było, a poza tym… coś mnie w nim przyciągało – wzruszyłam ramionami – Nie zrobiłabym tego, ale… Justin, wiedz tylko, że nie ja zaciągnęłam go do łóżka, okey? To ja dałam się zaciągnąć. Nie wykorzystałam twojego przyjaciela do jakichś niecnych celów, czy czegoś w tym rodzaju…
-Czyli nie przeszłaś Mattowi od podstawówki? – westchnął Jus.
-Najwidoczniej.
-Wytłumacz mi dlaczego nadal cię kocham? Przecież powinienem znienawidzić… - spojrzałam znowu na niego, ale tym razem to on nie patrzył na mnie.
-Nie wiem… Nie mam pojęcia… Ja też cię kocham.
-I lubisz kochać się z Mattem – Justin uśmiechnął się ironicznie, ale nadal na mnie nie patrzył.
Przez kilka minut żadne z nas nic nie mówiło.
-Mógłbym to zakończyć ‘ot tak’, ale nie potrafię… Jenn, nie prosisz mnie o przebaczenie, nie mówisz, że to ostatni raz. Chcesz wgl, żeby nasze małżeństwo trwało? – każde słowo wypowiedziane zbolałym głosem Justina raniło mnie prosto w serce.
-Wybacz, Jus. Przyżekam nigdy więcej cię nie zdradzić – patrzyłam mu prosto w oczy – Nie robiłam tego nigdy wcześniej i nie zrobię nigdy później – wierzyłam w te słowa. Byłam pewna, że tak właśnie będzie i chciałam, żeby on też w to wierzył.
-W porządku… Czyli rozwód zostaje na razie w zawieszeniu. Zobaczymy jak będzie. Na razie daję ci szansę – Bieber podniósł się powoli z miejsca i ruszył w kierunku drzwi. - Zamierzałem być dla ciebie oschły i niemiły… - zaczął, zatrzymując się przed końcem pokoju, ale stojąc do mnie plecami – Ale wyglądasz... wyglądasz… jak siedzisz na tym parapecie i… kocham cię, Jenny – spojrzał na mnie smutno i wyszedł z pokoju.
Czułam się… szczęśliwa, ale z drugiej strony bardzo skołowana. O ironio. Pokój zaczął wirować mi przed oczami.
Złapałam się klamki okna, żeby nie spaść z parapetu i czekałam aż zawroty głowy przejdą… Ale nie przeszły tylko coraz bardziej kręciło mi się w głowie i robiło mi się słabo.
-Justin! – wydusiłam z siebie, a on szybko wpadł do pokoju, widocznie wyczuwając panikę w moim głosie.
-Co jest, koch… Jenn.
Zabolało.
-Kręci mi się w głowie…
Jus podszedł do mnie blisko i złapał za rękę.
-Jestem tu, Jenn - zsunął mnie z parapetu i wziął na ręce, niczym leciutką lalką – Może otworzę okno? Świeże powietrze? – wzruszyłam ramionami, a on kładąc mnie na łóżku otworzył szeroko okno.
-Oddychaj spokojnie, mała – usiadł obok mnie i trzymał moją dłoń. Był czuły, ale jednak miał do mnie dystans.
-Taa. Spróbuj oddychać spokojnie, jak świat zatacza w twojej głowie jakieś milionowe koło – odpowiedziałam ironicznie, a on się roześmiał… Naprawdę.
Poczułam jego miękkie usta na swoim policzku.
-Myślisz, że powinienem cię zawieść do szpitala? – spytał zaniepokojony.
-Nie mam pojęcia – zamknęłam oczy z nadzieją, że to pomoże.
Justin pocałował moje powieki.
-Ciągle nie mogę uwierzyć, że się z nim przespałaś… - powiedział po chwili.
Wbił we mnie wewnętrzny nóż i byłam świadoma tego, że będzie wbijał go już do końca mojego życia albo naszego związku. Nie chciałam cierpieć, ale chciałam z nim żyć… Żyć z Justinem. Wiedziałam, że te dwie rzeczy totalnie się wykluczały.
-Trochę, jakby mi lepiej – powiedziałam niepewnie, kiedy powoli zaczynałam widzieć coś poza wirującą mieszaniną kolorów.
-To dobrze – gładził moją dłoń.
-Justin?
-Słucham – znowu to samo. Niby czułość, ale ten dystans… Cholernie się bałam, że to nigdy już się nie zmieni. - Jesteś lepszy w łóżku od Matta.
Trochę obawiałam się jego reakcji, ale mój cel się powiódł.
Justin wybuchnął śmiechem.
Po chwili przestał podobać mi się już ten śmiech. Pojawiło się w nim mnóstwo goryczy.

______________________________
Hmm... Oceńcie ;)

wtorek, 27 grudnia 2011

II rozdział 13

   Kiedy obudziłam się rano w ramionach Justina, doszłam do wniosku, że naprawdę nic więcej nie jest potrzebne mi do szczęścia… Gdyby faktycznie zawsze przy mnie był, wystarczyłby tylko on. Nic i nikt więcej.
Wtuliłam się w niego mocniej, co go obudziło. Uśmiechnął się do mnie zaspany i pocałował mój policzek.
-Jak się, czujesz, księżniczko? – spytał muskając deliktanie moją szyję,
-W porządku – odpowiedziałam, nie mogąc skupić myśli na czymkolwiek, kiedy tak zręcznie zaczynał się do mnie dobierać – Justin – odepchnęłam jego rękę wsuwającą się pod moje majtki.
-Nie dajesz mi się dotykać – zauważył. Nie był niezadowolony, zły, czy tym podobne. Po prostu zawiedziony stwierdził fakt.
Spojrzałam mu w oczy.
-Po prostu Drew może tu…
-Zamknąłem wieczorem drzwi od pokoju na klucz. Dobrze o tym wiesz. I ani wtedy, ani teraz nie pozwalasz mi się dotykać.
Opóściłam wzrok, a on uniósł moją brodę i musnął usta.
-Co się dzieje, Jenny? Jesteś na mnie zła? – wpatrywał się we mnie zaniepokojony, tymi swoimi brązowymi oczami.
Pokręciłam przecząco głową, a moje serce wariowało.
-A więc czemu? – nie odpuszczał.
-Sama nie wiem… Nie mam nastroju…
-Nie masz nastroju… - westchnął i podrapał się po głowie – A co mogę zrobić, żebyś miała nastrój?
-Jus, Drew może się zaraz…
-Jest piąta, Jenn – jęknął Bieber – Nie. Nie obudzi się zaraz.
-Serio jest tak wcześ… - nie zdąrzyłam skończyć, bo Justin wpił się w moje usta i zaczął powoli pieścić.
Któryś raz w życiu zauważyłam, że Jus nie jest z osób, które szybko dają za wygraną.
-Ja tu za tobą tęsknię noc i dzień, a ty jesteś dla mnie jakaś taka chłodna… - mówił całując mnie i wsuwając rękę pod moją koszulkę ściągnął mi ją przez głowę.
-Nie jestem…
-Owszem, jesteś – znowu nie dał mi skończyć i po raz kolejny wpił się w moje usta. Zanim się obejrzałam zniknęła za mnie ostatnia część bielizny.


Justin musnął moje usta i wstał z łóżka, kierując się w stronę łazienki. Zanim zniknął za drzwiami, obrócił się na mnie i posłał mi uroczy uśmiech.
-Taaak. Peeewnie. Teraz udawaj, że jesteś grzecznym chłopczykiem – uśmiechnęłam się ironicznie, przeciągając się na łóżku.
-Zrobię ci śniadanie do łóżka. Chcesz? - zignorował moją wypowiedź.
-Jasne – uśmiechnęłam się, kładąc się na boku i zamykając oczy.
-Zamierzasz spać? – zdziwił się.
Pokiwałam głową, nie odrywając jej od poduszki.
-Zmusiłeś mnie do nie spania od godziny piątej.
-Ha ha ha. To ty mnie obudziłaś, skarbie.
-Oj, spadaj. Jak zrobisz to śniadanie, to mnie obudź.
-Okey, księżniczko.
Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy tylko zniknął w łazience. Był cudowny. Gdyby nie te ciągłe wyjazdy byłby bezkonkurencyjnie, najwspanialszym mężczyzną na świecie.


-Pobudka, Jenny – obudziły mnie słowa Justina i jego ręka ściągająca ze mnie kołdrę.
-Musisz?? – jęknęłam – Nie możesz raz obudzić mnie delikatnie???
Uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową.
-Nie kiedy jesteś naga.
Wywróciłam teatralnie oczami i sięgnęłam po jego bluzkę, która leżała przy łóżku. Zaczęłam się zastanawiać co stało się z moją…
-A o to pyszne śniadanko – wyszczerzył się i podał mi sporą porcję naleśników.
-Drew śpi? – spytałam biorąc od Justina talerz i wbijając widelec w pierwszego z naleśników.
-Śpi – Jus uśmiechnął się i siadając obok mnie, wpatrywał się we mnie czułym wzrokiem.
-Co? – roześmiałam się, kiedy nie przestawał patrzyć.
-Jesteś piękna, Jenn. Najpiękniejsza na świecie. Nie zawsze zdaję sobie sprawę z tego jak wielkim jestem szczęściarzem mając ciebie. Mając ciebie TYLKO i WYŁĄCZNIE dla SIEBIE – patrzył mi w oczy, a ja z trudem wytrzymywałam jego spojrzenie.
Podejrzewał? Bałam się. Naprawdę bałam…
-Kocham cię, Jus – wyszeptałam, a on pogładził mnie po odsłoniętej nodze.
-Ja ciebie też, mała – po chwili westchnął – Serio będziemy mieć drugie dziecko, czy przyśniło mi się to?
-Będziemy – przytaknęłam.
Chwilę nic nie mówił, a z jego twarzy nie znikało mocne zamyślenie. Kiedy tylko otworzył usta, poczułam jak ziemia się pode mną zapada.
-Przespałaś się z Mattem?


________________________
I oto wróciłam, po przerwie ;) Mam nadzieję, że wybaczycie mi, że tak długo nie pisałam i że rozdział jest taki krótki, ale totalnie nie miałam na nic czasu... Szkoła, nauka, przyjaciele itd, itd... A poza tym do wczoraj w nocy nie miałam totalnie pomysłu co mogłabym tu dalej pisać. A więc zaczęłam o 23:00, skończyłam przed 3:00 i napisałam jeszcze kolejny rozdział, który jest dłuższy i jeśli będzie sporo komentarzy to mogę dodać go nawet pojutrze ;) Tak, wiem... To co napisałam w tym rozdziale, nie bardzo odnosi się do 'I'm Drew', bo tam wyglądało, że sprawa ze zdradą zakończyła się inaczej... Sama nie wiem co z tym zrobić. Jakbyście nie mięli nic przeciwko, to pokombinuję i zmienię pojedyncze rzeczy w ostatnich rozdziałach 'I'm Drew' i jeśli będziecie miały ochotę, to je przejrzycie... ;) 
Kocham Was po prostu xD :* i dziękuję za wszystkie komentarze <3

czwartek, 17 listopada 2011

II rozdział 12


-Co tam, kochanie? – usłyszałam głos po drugiej stronie słuchawki.
Wow. Justin zadzwonił do mnie drugi raz w ciągu dnia. Chyba naprawdę był zazdrosny.
-W porządku. A u ciebie?
-Też… Co ty na to, żebym wpadł do was pojutrze?
Z jednej strony chciało mi się skakać ze szczęścia, a z drugiej…
-Bardzo podoba mi się ten pomysł, ale może po prostu przyjedź, a nie planujesz na przyszłość, bo to twoje ‘przyjadę pojutrze’ itd w 99 przypadkach na 100, nie wypala.
-Jesteś na mnie zła?
-Oj, przestań.
-Okey. Dobra, rozumiem. W takim razie inaczej. Czemu jesteś na mnie zła?
Chwilę nie odpowiadałam.
-Kocham cię, Justin – powiedziałam cicho – To chyba największy problem. Po prostu tak cholernie brakuje mi ciebie przy mnie, że… Nie potrafię się przyzwyczaić, że widujemy się ‘od święta’. Ja potrzebuję twojej bliskości…
W słuchawce usłyszałam z dala jakiś męski głos mówiąc do Justina, że zaraz wchodzi.
-Mała…
-Justin. Ile razy to przerabialiśmy?? Przestań się tłumaczyć, bo mam ochotę dać ci w twarz. Naprawdę. Po prostu… szkoda gadać. Powodzenia na scenie.
-Hej – usłyszałam suchy głos Justina, który się rozłączył.
Z sarkazmem pomyślałam, iż mam nadzieję, że go nie uraziłam.
W takich sytuacjach zazwyczaj wybuchałam płaczem i wtulałam twarz w poduszkę, ale chyba stałam się śilniejsza… Albo naprawdę łzy mogły się kiedyś skończyć.
Położyłam się na łóżku i chyba przysnęłam.
-Akuku – do mojego pokoju wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Matt – Obwieszczam ci, że twoje dziecko zjadło obiad i zasnęło. O… Obudziłem cię?
-Nie szkodzi. Co?! To już jest tak późno… Miałam tylko się zdrzemnąć… Mogłeś mnie obu…
Matt nie dał mi skończyć, bo wpił się w moje usta.
Nigdy nie czułam tylu uczuć na raz.
Zaczął całować mój dekolt i rozpinać mój sweterek.
-Matt… Drew może się zaraz obudzić – powiedziałam z trudem się na to zdobywając.
Chłopak spojrzał mi w oczy i czule mnie pocałował.
-Okey. Ponosi mnie – uśmiechnął się ze skruchą – Ale… po prostu tak na mnie działasz… - westchnął.
Też się lekko uśmiechnęłam.
Nagle drzwi do mojego pokoju się otworzyły i zobaczyłam w nich… Biebera.
Moje serce zaczęło bić o milion razy na sekundę za szybko.
Justin tylko na mnie spojrzał, a w jego oczach było tyle bólu, ile nigdy jeszcze nie widziałam.
-To nie przeszkadzam – wyszedł trzaskając drzwiami.
-Justin, to nie tak! – pobiegłam za nim zrozpaczona.
-A jak? – zatrzymał się tak gwałtownie, że na niego wpadłam.
Przytrzymał mnie, a ja poczułam mrowienie na skórze, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Rozmawialiśmy – powiedziałam patrząc do góry na jego oczy.
Bieber uśmiechnął się sarkastycznie.
-A to? – szurchnął palcem mój brzuch w miejscu nie do końca rozpiętych guzików.
-Co ‘to’? – udałam zdziwienie.
Czułam się okropnie, oszukując go.
Justin nie wiedząc co myśleć przeczesał palcami włosy.
-Przyżekasz, że nic pomiędzy wami nie zaszło?
-A co miałoby zajść – wtuliłam się w niego, a on po krótkim wahaniu też mnie przytulił i musnął mój policzek.
-Tęskniłem, wiesz? – powiedział czule.
Nie odpowiedziałam.
Jasne. Oczywiście. Czemu nie przyzna się, że po prostu boi się, że zdradzam go z Mattem?
Wracając do Matta… Blondyn obserwował całą sytuację z boku.
-To ja już pójdę. Dam wam trochę czasu dla siebie, co? – chłopak uśmiechnął się do mnie i Justina – Masz fajnego dzieciaka, Jus.
Bieber też się uśmiechnął.
-Okey. To cześć – Matt złapał swoją bluzę i wyszedł z domu.
Czułam się dziwnie…
Zauważyłam, że Justin przygląda mi się z lekkim uśmiechem.
-Nie spodziewałaś się mnie, co? – poruszył brwiami.
-Nie – pokręciłam głową muskając jego usta.
-Uciekłem im – zaśmiał się Bieber – Ostatnio się na mnie darłaś, jak powiedziałem ile zostaję to może niech to bd tajemnica – puścił do mnie oko, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam – Chciałbym trochę poprawić nasze relacje, mała… Nie chcę, żebyś w kółko była na mnie zła. Powiedziałbym, że będę się bardziej starał, ale za to też na mnie krzyczysz, to nie powiem.
Wywróciłam rozbawiona oczami.
Justin wpił się w moje usta. Długo wytrzymał. To chyba jego rekord. Najdłuższy czas w niecałowaniu mnie po przyjeździe.
Bieber kosztował moich ust, jakby zapomniał już jak smakują. Czułam się źle. Kilka minut temu pozwalałam, żeby całował mnie inny mężczyzna. Ale z drugiej strony… wiedziałam, że Justin też nie jest święty.
-Tatuś?! – usłyszałam pisk Drewa wychodzącego ze swojego pokoju i przecierającego zaspane oczka.
Jus odkleił się ode mnie i rozłożył ramiona, żeby zamknąć synka w niedźwiedzim uścisku.
-Co tam, szkrabie? – musnął policzek maluszka.
-Dobzie – uśmiechnął się – Mam nowego kolegę – Matta. On jeśt fajniy, wieś?
Bieber też się uśmiechnął, ale jak na moje oko, nie do końca szczerze.
-Wiem. To mój przyjaciel – Justin odstawił chłopca na ziemię.
-Ooo. To temu tyle o tobie wiedziaj – chłopiec uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Nie ‘temu’, tylko ‘dlatego’, Drew – poprawiłam synka.
-Oj tam, oj tam – powiedział, a ja się roześmiałam – Ciecie się ciajować?
Kontem oka zobaczyłam jak Bieber kiwa głową na ‘tak’.
-No dobja – chłopiec westchnął – Aje psiyjć do mnie ziajaź, dobzie, tato?
Justin uśmiechnął się i skinął głową, a maluszek poszedł w stronę pokoju.
-Jus, daj spokój. Później… Teraz zajmi… - Bieber nie dał mi skończyć i wpił się w moje usta.
-Kocham cię, wiesz? – powiedział całując mnie coraz mocniej.


-Nie, tato! Tego się tak nie robi!
Justin od dobrej godziny bawił się z Drewem. Nasz synek, co chwilę, cierpliwie tłumaczył tacie co ma robić, a czego nie, żeby zabawa była fajna. Wyglądało to komicznie, a ja z uśmiechem się im przyglądałam.
W pewnym momencie poczułam mdłości. Zdążyłam tylko pomyśleć ‘O Boże’ i poleciałam do łazienki.
Po chwili poczułam rękę Justina na swoich plecach.
Było mi cholernie niedobrze i wolałam nie wstawać, bo bałam się, że znowu zwymiotuję.
-Powiedz, że to niestrawność – powiedział Justin, przygryzając nerwowo wargi.
-Mam tak od czasu jak wyjechałeś – skłamałam.
Bieber objął mnie od tyłu i westchnął.
-Ciągle nie jesteśmy odpowiedzialni… - powiedział.
-Co ty nie powiesz – również westchnęłam.
-Poradzimy sobie – Justin musnął moją szyję.
-Mów za siebie.
-Pomogę ci.
-Tak jak pomagasz z Drewem??
Bieber nie opuścił wzroku tylko patrzył mi w oczy.
-Poprawię się.
-Który raz?
-A nie mogłabyś mi po prostu, raz zaufać?! – Bieber podniósł głos.
-Raz? Nie wydaje ci się, że zaufałam ci więcej niż RAZ?
-Ale…
-Daj spokój.
-Nawet nie dajesz szansy mi się zmienić – zirytowany Justin podniósł się z miejsca i wyszedł zostawiając mnie samą.
Byłam zła, że jak zwykle dałam się ponieść emocjom… Może byłoby inaczej, gdybym nie była n 99% pewna, że dziecko, które najprawdopodobniej się we mnie poczęło jest Matta.


-I jak? – Justin wszedł do pokoju, akurat w momencie, kiedy zobaczyłam wyniki testu ciążowego.
-Jestem w ciąży – wzruszyłam ramionami.
Bieber spojrzał na test i musnął moje usta.
-Przepraszam za wcześniej… Nie powinienem podnosić głosu…
-Nie masz za co przepraszać – pokręciłam głową – To moja…
Jak oni kochali przerywać moje wypowiedzi pocałunkami…
Kiedy skończyliśmy długi i namiętny pocałunek Justin spytał mnie jak się czuję… po wypadku.
-Dobrze – uśmiechnęłam się.
Wcale nie było dobrze, ale starałam się o tym nie myśleć, nie pamiętać i normalnie funkcjonować. Każda najmniejsza czynność sprawiała mi podwójny wysiłek… Od czasu do czasu miałam mocne zawroty głowy… Ale nie chciałam nikogo tym martwić. Miałam tylko nadzieję, że to nie będzie miało złego wpływu na dziecko…
-Kłamiesz – Bieber też się uśmiechnął i założył kosmyk włosów za moje ucho.
Uśmiech momentalnie zszedł z moich ust, a Justin patrzył na mnie zatroskany.
-Jesteś perfekcyjnym kłamcą, kochana Jenny, ale mnie nie oszukasz – Justin musnął mój policzek.
Nie? – pomyślałam i poczułam ukłucie w sercu.
-Jakoś się trzymam – powiedziałam.
Justin patrzył mi smutno w oczy.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też – odpowiedziałam przytulając się do niego.
Zaczęłam strasznie żałować tego, że dałam zaciągnąć się Mattowi do łóżka…
-O czym myślisz? – spytał Bieber.
-O niczym – uśmiechnęłam się nieprzekonująco i w tym momencie zaczął dzwonić telefon mojego męża. Poczułam, że jestem uratowana. Dzwonił Scooter. Ale Justin odrzucił połączenie.
-O czym? – powtórzył chowając iPhone’a z powtorem do kieszeni jeansów.
-Myślę o tym, jak doszło do mojej ciąży – nie skłamałam.
Bieber uśmiechnął się szelmowsko.
-Hmm… Można to nazwać i tak – zsunął lekko ramiączko od mojej bluzki, a ja podciągnęłam je z powrotem.
-Oj, Jenn – jęknął Justin.
-Głupek – powiedziałam czule i poszłam zobaczyć co robi nasz synek.

_______________________________________________
Przepraszam, że piszę tak rzadko, ale totalnie nie mam czasu i jakiejś szczególnej weny... Dziękuję za wszystkie komentarze <3 ;*

czwartek, 20 października 2011

II rozdział 11

-Siema – do mojego domu wszedł Matt.
-Puka się. Jest ósma rano, Matt… Jak ja wyglądam… – chciałam być stanowcza, ale kiedy złapał mnie za biodra i okręcił wokół siebie nie potrafiłam się nie uśmiechnąć.
-Tak? Poczekaj. Zaraz wracam – chłopak też się uśmiechnął i zniknął za drzwiami wejściowymi.
Po chwili usłyszałam pukanie.
-Proszę! – krzyknęłam rozbawiona.
-Nie słyszę!! – usłyszałam głos Matta po drugiej stronie drzwi.
Roześmiałam się i otworzyłam mu.
-O. Matt. Miło cię widzieć. Nie spodziewałam się tu ciebie – udałam zaskoczenie.
Uśmiech blondyna się pogłębił.
-Ale seksownie wyglądasz – powiedział pochłaniając mnie wzrokiem – Synek w domu?
-Tak – pokazałam mu język, jak pięciolatka – Tak się składa, że ogląda bajki.
Matt wszedł do środka, a ja zamknęłam za nim drzwi.
-Jak myślisz? Zgodzi się, żebym mu potowarzyszył? – spytał niebieskooki.
-Spytaj się go – uśmiechnęłam się czule.
-Okeey… A gdzie macie telewizor? – spytał po chwili wahania.
Zaśmiałam się.
-Poszukaj – uśmiechnęłam się tajemniczo i poszłam w stronę łazienki, żeby doprowadzić się do porządku.
-Czekaj, czekaj – Matt pobiegł za mną – Myślisz, że ja tu coś znajdę? Mój dom jest jakieś dwadzieścia razy mniejszy…
-Powodzenia życzę – zamknęłam mu drzwi przed nosem.
-A właściwie to po co wam taki duży dom? – Matt nie ruszył się spod drzwi łazienki.
-A bo ja wiem. Justin nie ma już na co wydawać pieniędy – odpowiedziałam wchodząc pod prysznic.
-Ugh. Dobra. Idę szukać, ale jak nie wrócę do jutra, to wezwij pomoc – powiedział, a ja parsknęłam śmiechem – Widzisz? Potrafisz być wesoła – nie widziałam go, ale w jego głosie słychać było, że się uśmiecha.
-No szukaj, szukaj. To może zająć ci sporo czasu – odezwałam się spod prysznica.
-Dobra. Wyruszam na poszukiwania telewizora – usłyszałam, że się oddala i odetchnęłam z ulgą.
Kiedy o nim myślałam bezwiednie się uśmiechałam.


-Wow! Znalazłeś telewizor! – weszłam do pokoju, w którym siedział mój maluszek z Matt’em.
-Mamo! Matt opowiada mi o tym jak ty i tata byliście mali! – chłopiec był roześmiany od ucha do ucha.
Chłopcy chyba znaleźli wspólny język.
-O czym mu opowiadasz…? – spojrzałam pytająco na Matta i przysiadłam się do nich.
-A o tym i owym… - Matt zrobił tajemniczą minę.
Kiedy spojrzałam na Drewa chłopiec miał identyczną minę.
Wybuchnęłam śmiechem. Mój niebieskooki znajomy był chyba autorytetem dla Drewa.
-Oj, chłopcy, chłopcy – westchnęłam i wstając zmierzwiłam włosy synka.
-Mamuś… Mogię zaćymać Matta?
Znowu nie powstrzymałam śmiechu.
-Jak to zatrzymać? – powiedziałam rozbawionym głosem.
-No… Mieśkałby ź niami i by się zie mnią bawij…
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Kotku… To nie do końca takie proste… Ale Matt na pewno będzie nas często odwiedzał – powiedziałam do maluszka.
-Jak tata? – w oczach chłopca zagościł smutek.
Od razu zachciało mi się płakać.
-Nie, szkrabie. Będę do was wpadał codziennie. Co ty na to? – Matt uśmiechnął się do Drewa.
-Dobzie! – chłopiec zarzucił rączki na ramiona blondyna.
Nie potrafiłam się nie uśmiechać patrząc na nich.
W pewnym momencie spojrzenie moje i Matta się spotkały.
Poczułam to dziwne uczucie, które zawsze we mnie powodował.
Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam szczery uśmiech. Tak. Naprawdę szczery.
-A teraz mamo mozieś iść. Ziośtaw nas siamych, dobzie? – maluszek spojrzał na mnie poważnie.
Uniosłam rozbwiona brwi.
-Zabierasz mi synka, Matty – powiedziałam oskarżycielsko do blondyna.
-Nie, mamuś! – chłopczyk podbiegł do mnie, a ja wzięłam go na ręce. Chłopiec odgarnął wgłosy przykrywające moje ucho - Popjuśtu na chwije naś ziośaw, okej? Później ci go oddam – wyszeptał chłopiec.
Z trudem powstrzymywałam kolejny wybuch śmiechu.
-Dobrze. Do zobaczenia – uśmiechnęłam się do nich jeszcze raz i wyszłam z pokoju. Kiedy odeszłam na według mnie wystarczającą odległość pozwoliłam sobie na atak śmiechu.


-Masz niesamowitego synka – Matt wszedł cicho do mojej sypialni.
-Wiem – uśmiechnęłam się – A co on robi?
-Zasnął.
-Udało ci się nakłonić go do spania w dzień?! – spytałam zszokowana.
-Widzisz – uśmiechnął się.
-Jesteś cudotwórcą, Matt! – wykrzyknęłam, a on przyłożył mi palec do ust.
-Obudzisz go, Jenny – musnął moje usta, a później wpił się w nie z uczuciem.
-Dziękuję… że jesteś… - wyszeptałam.
-Do usług – uśmiechnął się czule i pocałował mnie w nos – Justin nawet nie wie co traci.
Spóściłam głowę i przygryzłam nerwowo wargę.
Chłopak podniósł moją twarz.
-Dzwonił do ciebie chociaż raz od wczoraj? – spytał Matt.
-Nie… Ale ma dużo pracy…
Chłopak patrzył mi smutno w oczy.
-Ja bym do ciebie dzwonił, nawet gdybym nie miał czasu oddychać – powiedział cicho Matt, a ja z niewiadomych przyczyn wiedziałam, że mówi prawdę.
Niebieskooki znowu wpił się w moje usta, ale ja przerwałam pocałunek odpychając go lekko.
Pokręciłam głową i usiadłam na łóżku, a on obok mnie.
Patrzył na mnie pytająco.
-Jestem z Justinem, Matt… - powiedziałam lekko drżącym głosem.
-Nie szkodzi, Jenn. Nie chcę rozwalać ci rodziny. Nie chcę, żebyś z nim zrywała. Chcę po prostu przez chwilę ciebie mieć. Chcę ci pomóc. Chcę, żebyś znowu szczerze się uśmiechała. Tylko tyle. Kiedy tylko będziesz chciała zniknę z twojego życia tak, jakbym nigdy się nie pojawiał – chłopak patrzył mi czule w oczy i gładził po policzku.
Jego słowa spowodowały, że łzy pojawiły się w moich oczach.
A co, jakbym wybrała go, a nie Justina…? Gdyby Jake kiedyś, dawno temu nie wtrącał się w moje życie?? Gdyby to Matt był ojcem mojego dziecka… Tak zapragnęłam cofnąć czas... chociaż nie chciałam oddawać żadnego wspomnienia związanego z Bieberem.
Matt musnął mój policzek i popchnął mnie lekko do pozycji leżącej.
Nachylił się nade mną i zaczął zachłannie całować moje usta.
Wtedy mój telefon zaczął dzwonić. Sięgnęłąm po niego z nadzieją głęboko w sercu, że to Justin.
‘Mama’.
Z frustracji rzuciłam telefonem i wpiłam się w usta Matta. Lekko zaskoczony chłopak kontynuował pocałunek.
-Kocham cię, Jenny… - wyszeptał Matt.
-Ja ciebie też… - odpowiedziałam prawie niesłyszalnym głosem.
Niebieskooki zaczął muskać mój szyję i dekolt, a po moim całym ciele przebiegał przyjemny dreszcz.
Spojrzał mi w oczy, tak jak to tylko on potrafił i wpił się w moje usta. Zdawało mi się, że z każdym pocałunkiem robi to coraz bardziej uczuciowo.
-Matt, przestań. Mały może się obudzić i tu wejść… - powiedziałam z trudem się na to zdobywając.
Chłopak momentalnie się ode mnie odsunął, ale po chwili jeszcze raz musnął moje usta.
-Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać – posłał mi uśmiech grzecznego chłopca.
Wywróciłam oczami, ale też się uśmiechnęłam.
Mój telefon znowu zaczął dzwonić. W pewnym sensie poczułam ulgę, że przeżył.
-Tak? – odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
-Cześć, skarbie – poczułam motyle w brzuchu. Jak można do cholery być zakochaną w dwóch chłopakach na raz?!
-Hej – powiedziałam niepewnie, starając się, żeby mój głos niczego nie zdradził – Jak tam podróż i wgl? Jesteś już na miejscu…? Tam gdzie miałeś być…
-Jestem, jestem. Przepraszam, że dzwonię dopiero teraz, ale…
-Tak. Wiem. Nie miałeś czasu. Praca, praca, praca… - powiedziałam niezadowolonym tonem.
-Jenny…
-Oj, co ja mówię nie tak? Taka jest prawda.
Justin chwilę się nie odzywał.
-Co robisz, mała? – spytał mnie.
-Matt jest u nas – zaryzykowałam. Chciałam, żeby był zazdrosny.
-Uhm… - jego głos nie brzmiał na zadowolony – A co u Drewa?
-Śpi. Rozumiesz?? Matt się z nim bawił i udało mu się go uśpić. Jest niesamowity.
Usłyszałam niezadowolone cmoknięcie po drugiej stronie telefonu.
Prawie się uśmiechnęłam.
-Uważaj na niego, co? – poprosił.
-Co? Czemu? Na Ryana i Chaza nigdy nie kazałeś mi uważać.
Justin chwilę nie odpowiadał.
-Hej. Muszę kończyć. Kocham was – powiedział dość bezbarwnym głosem.
-Czemu musisz kończyć?
Znowu cisza.
-Cześć – rozłączył się.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
Umierał z zazdrości. To już coś. Wyglądało na to, że chyba jednak mu na mnie chociaż trochę zależy.
-Bieber kazał ci na mnie uważać? – spytał Matt sięgając do paczki chipsów, leżącej na szawce niedaleko łóżka, na którym siedzieliśmy.
-Taaa…
-Nie dziwię mu się – Matt uśmiechnął się szelmowsko i spróbował mnie pocałować, ale nie pozwoliłam mu na to.
-Na dziś wystarczy. Nie jesteśmy razem, Matt…
Chłopak był zawiedziony, ale pokiwał głową ze zrozumieniem.
Przez jakąś godzinę, dopóki Drew się nie obudził rozmawiałam z Mattem… o wszystkim. To niesamowite jak dobrze mi się z nim gadało. Napięcie, które zawsze przy nim czułam zaczęło powoli mijać.

____________________________________________
Tadadadam! xD Haha :) Jak się podoba to komentujcie, a jak nie to piszcie zastrzeżenia... ;) <3 

niedziela, 16 października 2011

II rozdział 10

   -Paaa – powiedziałam, a Bieber wpił się w moje usta.
-Hej, mała – przytulił mnie czule.
-Pa, tatusiu – odezwał się Drew, a warga mu drgała.
-Misiu – Justin wziął maluszka na ręce i przytulił go mocno – Wrócę, kotku. Niedługo się zobaczymy, okey?
Chłopiec pokiwał głową ze szklanymi oczkami.
Bieber musnął jego policzek i postawił na ziemi.
-Cześć – Biebs wsiadł do samochodu i pomachał nam odjeżdżając.
Nie było mi smutno i Justin to widział. Byłam po prostu zmęczona… Chyba te wyjazdy stały się już dla mnie czymś normalnym.
-Nie martw się, kochanie – przytuliłam Drewa, który patrzył za oddalającym się samochodem Justina – On wróci… kiedyś – dodałam z zaciśniętymi ustami.
Chyba jednak ciągle czułam do niego urazę, że nas tak zostawiał.
-Chcesz iść do Maxa, Drew? – spytałam maluszka starając się poprawić mu jakoś humor.
Chłopiec energicznie skinął głową i automatycznie oczka mu się zaświeciły.
-No to idziemy do Maxa! – zarządziłam wymuszając uśmiech.
Zaprowadziłam chłopca do kolegi, a mały od wejścia wypytywał się tylko, czy jest Angel.
Westchnęłam. Ta dziewczynka nie była dla niego odpowiednia, ale… Miałam nadzieję, że Drew przejrzy na oczy.
Mendy zaprosiła mnie na kawę, ale odmówiłam. Nie czułam się ostatnio za dobrze i nie miałam ochoty.
Wolałam wrócić do domu i pobyć chwile sama. Przemyśleć dużo ważnych spraw.
-Heeej – kiedy szłam w stronę naszej posiadłości podbiegł do mnie Matt.
Naprawdę tylko jego brakowało.
-Cześć – uśmiechnęłam się smutno.
Nie wiem czemu, ale nie potrafiłam niczego przed nim udawać.
-Bieber wybył? – spytał, jak to miał w zwyczaju pochłaniając mnie wzrokiem.
-Taa – powiedziałam niewesoło.
-Ale nie to cię martwi, prawda?
Spojrzałam na niego zdziwiona.
Ale on był wysoki. Może nie przewyższał jakoś szczególnie Justina, ale mój mąż też niski nie był.
-Martwi mnie dużo rzeczy… - powiedziałam wymijająco.
-Np.?
-A to twój interes? – spytałam.
Matt wzruszył ramionami.
-Niby nie.
-Czemu ‘niby’?? – zirytowałam się.
-Bo myślę, że mogę cię zrozumieć i… że sporo nas łączy…
-Niby co???
Chłopak spojrzał mi w oczy, a ja bezwiednie zadrżałam.
-Nie czujesz tego? – spytał ujmując delikatnie moją dłoń.
Poczułam silne mrowienie na skórze.
Wyrwałam mu się i nie patrząc na niego poszłam przed siebie.
-Czemu mnie nie lubisz?? – rzucił za mną.
Zatrzymałam się i niechętnie odwróciłam.
-Dlaczego tak myślisz? – westchnęłam.
-Bo to okazujesz?
Znowu westchnęłam.
Stałam tam tak i nie wiedziałam co mam powiedzieć i zrobić. On działał tak na mnie za każdym razem.
-To nie jest tak, że cię nie lubię… - zaczęłam niepewnie.
-A jak?
Przygryzłam niepewnie wargę.
-Zamierzasz odpowiedzieć, czy nie? – zaśmiał się blodnyn, kiedy nie udzielałam mu odpowiedzi dobre 2 minuty.
-Umm…
Matt podszedł do mnie bliżej i spojrzał mi w oczy.
Stał tak chwilę, po czym musnął moje usta.
Zszokowało mnie to totalnie.
Z emocji, jakie wzbudziły we mnie zwykły całus zakręciło mi się aż w głowie.
-Matt… - jęknęłam, a on przyłożył mi palec do ust i spróbował znowu mnie pocałować.
Odepchnęłam go mocno.
-Co ty robisz?! – wrzasnęłam – A Justin?! A paparazzi?!?!
-Nie widzę tu nikogo z nich w pobliżu – uśmiechnął się do mnie.
-Ugh – poszłam w stronę domu i z trudem stawiałam kroki, bo nagle zapomniałam jak się chodzi.
-Odezwę się!! – krzyknął za mną, a ja zignorowałam jego słowa i najszybciej jak mi się udawało poszłam do domu.
Sprzed oczu nie znikał mi obraz uśmiechniętego szeroko chłopaka z niesamowicie niebieskimi oczami.
Kiedy weszłam do domu obraz nasilił się jeszcze bardziej, a w brzuchu czułam dziwne uczucie, które nie towarzyszyło mi ani razu, nawet kiedy przebywałam z Justinem.
Mój telefon zaczął dzwonić.
-Halo? – odebrałam.
-Słuchaj… Mogę do ciebie przyjść? – to był Matt.
Chwilę nic nie mówiłam.
-Jenn?
-Jak chcesz – odpowiedziałam.
-Zaraz będę – rozłączył się.
Co ja do cholery najlepszego wyprawiam?!
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi.
Wahałam się, czy otworzyć.
Usłyszałam dzwonek jeszcze raz i podeszłam do drzwi niepewnym krokiem.
Wpuściłam go do środka.
Żadne z nas nie miało odwagi zacząć rozmowy.
Matt przygryzł wargę, a ja poczułam motyle w brzuchu.
Jakim cudem?!?!
Chłopak po chwili niepewności pogładził lekko mój policzek i wpił się w moje usta. Nie potrafiłam go odepchnąć.
Matt zaczął całować mnie namiętnie, a ja pod wpływem impulsu odwzajemniałam pocałunki.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jakie pożądanie we mnie wzbudzasz – powiedział Matt lekko zdyszanym głosem – Powstrzymuję się przed tym odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem… Jeśli mam przestać to powiedz – niebieskooki wsunął mi rękę pod jeansy.
Nie byłam w stanie myśleć. Nie przy nim.
Chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
Wszystko działo się za szybko… Ocknęłam się dopiero, kiedy było już za późno.
Leżałam z Mattem przytulona w łóżku. Było cudownie, ale sumienie zżerało mnie od środka.
-Nie martw się niczym. Przy mnie nie będziesz się martwić – chłopak wpił się w moje usta. Wszystko robił z takim uczuciem, że aż zapierało mi dech.
-Matt… Drew zaraz wróci – powiedziałam żałosnym głosem.
-To chyba wypadałoby się ubrać – zrobił zabawną minę, a ja nie potrafiłam powstrzymać rozbawionego uśmiechu – Justin nie musi o tym wiedzieć… Go i tak nigdy nie ma… - powiedział nie patrząc mi w oczy i wciągając na siebie spodnie.
Patrzyłam na niego lekko szklanymi oczami.
Zdradziłam go... Justina… Ale on też mnie zdradzał… Chociaż wydaje mi się, że nie aż w takim stopniu… Czułam się jak ostatnia dziwka.
-Jenny… - Matt pogładził mnie delikatnie po policzku.
Potrzebowałam tej bliskości… Tej bliskości, którą Justin zapewniał mi ‘od święta’. Potrzebowałam jej na co dzień.
-Mała… Nie bądź smutna. Czemu bez przerwy jesteś smutna? – przytulił mnie do siebie.
-Idę doprowadzić się do porządku. Druga łazienka jest… idziesz prosto i w lewo – wywinęłam się z jego uścisku i poszłam do łazienki. Dopóki nie zniknęłam za drzwiami czułam jego wzrok na sobie.
Wiem, że on chciał dobrze, ale… Nie wiem, czy tylko mnie nie pogrążał.
Kiedy wyszłam chłopak siedział na moim łóżku i przeglądał album ze zdjęciami.
-Gdzie go znalazłeś? – spytałam zszokowana. Szukałam go niedawno i za nic nie mogłam znaleźć.
-Pod łóżkiem – mrugnął do mnie – Skarpetek szukałem.
Roześmiałam się i przyjrzałam się fotografiom, na których w większości byłam ja, Justin i malutki Drew.
-Zawsze masz ten smutek w oczach… - powiedział Matt.
Przyjrzałam się sobie na zdjęciach.
-Może mam takie oczy...
-Nie masz. Jak się w tobie zakochałem to nie miałaś.
Opuściłam wzrok próbując powstrzymać łzy napływające mi do oczu.
-Jestem chyba jakaś psychiczna. Płaczę kurde ciągle – westchnęłam ocierając łzę, która spłynęła mi po policzku.
-Nawet tak nie mów! Po prostu życie cię przerasta i wcale ci się nie dziwię – przygarnął mnie do siebie i czule gładził mi plecy – Jesteś najpiękniejsza na świecie, Jenn. Nie możesz płakać – niebieskooki założył mi kosmyk włosów za ucho i uśmiechnął się tym uśmiechem, który powodował, że z jednej strony miałam ochotę wpić się w jego usta i po prostu zedrzeć z niego ubrania, a z drugiej chciałam uciekać, bojąc się konsekwencji.


-Mamo, mamo – chłopiec został przyprowadzony przez Mendy dosłownie minutę po wyjściu Matta. Oczy mu się śmiały.
-Co, kotku? – uśmiechnęłam się do niego czule i wzięłam na ręce.
-Źgadnij – chłopczyk uśmiechnął się szeroko.
-Umm…
-Andziej ziapjosija mnie na ujodziniy!!! – Drew tryskał radością.
-To świetnie – powiedziałam wesoło, chociaż wcale tak nie sądziłam.
Zaprosiłam Mendy do siebie, ale odmówiła mówiąc, że zostawiła dzieci z mężem, a on totalnie nie potrafi ich upilnować.
Drew był taki szczęśliwy, że nie potrafił usiedzieć w miejscu.
Uznałam, że puszczenie go do Maxa było najgenialniejszym pomysłem na poprawienie humoru maluszkowi.

_______________________________
Umm... Oceńcie... <3

poniedziałek, 3 października 2011

II rozdział 9

Kiedy przyszłam z kawą Matt i Justin rozmawiali w najlepsze.
Zauważyłam, że Matt dosłownie pochłania mnie wzrokiem.
Udałam, że nie widzę.
-Pięknie wyglądasz, Jenney – uśmiechnął się do mnie przyjaciel Biebera.
-Dziękuję – odwzajemniłam uśmiech, siadając obok Justina.
Biebs objął mnie delikatnie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
-Mamuś… - do pokoju wszedł Drew mrużąc zaspane oczka. Wdrapał mi się na kolana, a ja przytuliłam go do siebie.
-Cześć, szkrabie – uśmiechnął się Matt.
Chłopczyk zmierzył go zaciekawionym wzrokiem.
-Cieść – odpowiedział – Źniamy się?
Nie potrafiłam powstrzymać wybuchu śmiechu.
-Ciemu się śmiejeś, mamo? – spytał mnie zdziwiony synek.
-Tak mi jakoś wesoło – musnęłam jego policzek – Matt, to przyjaciel twojego taty. Teraz będzie mieszkał w pobliżu.
-A ma dzieci? – standardowe pytanie każdego dziecka.
-Nie ma – odpowiedziałam mu.
-Śkoda… - westchnął maluszek, a Justin się do niego uśmiechnął – Nie pać tak na mamę – chłopczyk posłał wrogie spojrzenie Matt’owi zawieszając się na mojej szyi.
Matt udał, że nie wie o co chodzi, a ja uśmiechnęłam się lekko. Mój kochany Drew. Ogólnie rzecz biorąc to zaskoczyła mnie trochę jego spostrzegawczość.
-Nie udwaj. Mama ma męzia – powiedział chłopiec przeszywając Matta wzrokiem.
Spojrzenie Biebera też jakby stało się bardziej podejrzliwe.
-No, to wy sobie rozmawiajcie, panowie, a ja idę… - nie mogłam wymyślić gdzie.
-Do pokoju. Pomedytować – podpowiedział mi Drew na ucho, a ja parsknęłam śmiechem.
Po rozbawionej minie Justina uznałam, że oni też to usłyszeli.
-Dokładnie – uśmiechnęłam się i przekazując chłopca jego tacie wstałam z miejsca.
Justin złapał delikatnie moją dłoń.
-Zostań – poprosił.
-No to, ja się zbieram – Matt wstał z miejsca - Odprowadzisz mnie do drzwi, Jenn?
Moje serce zaczęło wariować.
-Odprowadzę – westchnęłam.
Chłopak otworzył drzwi, ale przedtem spojrzał mi głęboko w oczy i pogładził palcem mój policzek.
-Do zobaczenia, Jenny – uśmiechną się do mnie i wyszedł.
Przez chwilę nie byłam w stanie się ruszyć. Czułam się jak zahipnotyzowana.
Na szczęście po chwili się otrząsnęłam i wróciłam do salonu.
-Wszystko w porządku? – spytał mnie Justin przyglądając mi się.
Skinęłam głową.
-Wszystko – uśmiechnęłam się.
Bieber postawił Drewa na ziemi i przytulił mnie do siebie.
-Kłamiesz – szepnął mi na ucho i muskając mój policzek poszedł dalej, mówiąc Drew’owi, że się z nim pobawi. Justin nie odwrócił się już na mnie.
Przygryzłam nerwowo wargę. Nie podobało mi się to wszystko.

-Co jest do cholery pomiędzy tobą, a Mattem?! – spytał Justin podniesionym głosem - Nawet nasze dziecko to widzi!
Było już po 21:00 i mały słodko spał.
Od wizyty swojego przyjaciela Bieber nie odzywał się do mnie słowem.
-Nic pomiędzy nami nie ma – powiedziałam nie patrząc mu w oczy – Mały powiedział tylko, że Matt się na mnie dziwnie patrzy. A ty obwiniasz mnie. Co ja niby zrobiłam??
Spojrzałam mu w oczy, a jego złość, jakby zaczęła mijać.
-Przepraszam… - westchnął – Jestem zazdrosnym palantem.
Uśmiechnęłam się do niego lekko, a on wpił się w moje usta.
Odgarnął czule kosmyk włosów z mojej twarzy.
-Ale trzymaj się od niego z daleka, co? Nie podoba mi się, jak on na ciebie patrzy… Chociaż jest moim przyjacielem… Wiem, że tobie nikt nie potrafi się oprzeć – musnął moje usta.
Westchnęłam.
-To może być trochę trudno z racji, że będzie mieszkał blisko… - powiedziałam – Ale ja też nie mam ochoty się z nim spotykać.
Justin uśmiechnął się do mnie.
-Wiesz, co? Z tych lat przez które jestem z tobą nie pamiętam niczego tak wyraźnie, jak spotkań z tobą i małym. Myślę, że to dlatego, że tylko wy się dla mnie liczycie – powiedział Bieber muskając moją szyję.
Nie wiem czemu, ale przyjęłam to jako słabe kłamstwo.
-Mała? – spojrzał mi w oczy.
Nie wiem czemu, ale nie czułam dziś tej magii pomiędzy nami…
Justin pociągnął lekko za nogawkę moich spodni.
Pokręciłam głową i podciągnęłam jeansy.
Spojrzał na mnie pytająco.
-Nie mam ochoty – powiedziałam, siadając na łóżku.
To był chyba pierwszy raz. Pierwszy raz, kiedy mu odmówiłam.
-Okey – wyglądał na lekko dotkniętego, ale usiadł obok mnie i objął ramieniem – Jesteś zła, że wyjeżdżam?
-Nie zła. Smutna – powiedziałam patrząc na swoje stopy.
Podniósł moją twarz i po raz kolejny zajrzał w moje oczy, widocznie nie mogąc niczego z nich wyczytać.
-Nie wiem czy nie wolałem, jak się na mnie darłaś przed wyjazdem.
-Bo zgadzałam się na sex? – uniosłam brwi wstając z miejsca.
-Jenn. Przestań. Dlatego, że teraz jesteś taka… Obojętna – wzruszył ramionami i przytulił mnie.
-Nie jestem obojętna tylko smutna… - odpowiedziałam.
-Niech ci będzie… - westchnął – Nawet smutna jesteś hot – pogładził mój policzek.
Wywróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się lekko.
-No widzisz. Uśmiech. Tak trzymaj – musnął moje usta – Nie lubię jak jesteś smutna.
Położyłam głowę na jego ramieniu.
-Wracaj szybko – poprosiłam – Cii – uciszyłam go, kiedy chciał się odezwać – Nie mów, że szybko wrócisz, czy ‘obiecuję’, bo ja nie uwierzę. Po prostu się postaraj. Nie chcę się na nic nastawiać.
Bieber był smutny. To było widać.
-Okey – odpowiedział i położył się do łóżka, po chwili położyłam się obok niego.
-‘W tym kalifornijskim królewskim łóżku jesteśmy oddaleni o dziesięć tysięcy mil’ – zanucił Bieber – Chodź bliżej, kurde, bo nawet ręką cię nie dosięgam – jęknął Justin.
Zaśmiałam się i przysunęłam się bliżej Biebsa.
-No, tak lepiej – objął mnie czule i zasnęliśmy przytuleni.

___________________________________
Czuję, że ostatnio nawalam... Sorry za takie rozdziały...

sobota, 24 września 2011

II rozdział 8

Po około godzinie spędzonej na powstrzymywaniu płaczu, nareszcie podniosłam się z ziemi, w momencie, kiedy Bieber wrócił do domu.
-Hej – rzuciłam niepewnie.
-Cześć, mała – uśmiechnął się również niepewnie.
Czemu, jak tylko go widziałam to czułam motyle w brzuchu??
Podszedł powoli bliżej do mnie i przytulając mnie delikatnie musnął moje usta.
-Kocham cię, wiesz? – powiedział czule.
Nie odpowiedziałam, a on powtórzył czynność.
-Nie kłóćmy się już… - zaczął – Proszę cię, Jenny. Wybacz mi. Jesteś jedyną osobą na świecie, która samą swoją obecnością poprawia mi nastruj… Kocham cię nad życie, kochanie. Wybaczysz?
-Chciałabym potrafić powiedzieć ‘nie’… - odpowiedziałam cicho, a Bieber uśmiechnął się delikatnie i wpił w moje usta.
-Jadę dopiero jutro po południu. Dzisiejszy dzień spędzimy najlepiej jak się da.
-To znaczy? – spytałam, a on przytulił mnie do siebie i pocałował mnie w głowę.
-Zobaczysz – uśmiechnął się i musnął moją szyję.
-Nie lubię niespodzianek… - jęknęłam, a on się zaśmiał.
-A ja lubię – mrugnął do mnie i nie puszczał z uścisku.
W jego objęciach czułam się najbezpieczniej na świecie.
Czemu nie potrafiłam się mu oprzeć?? Zawsze robiłam wszystko, jak on chciał… Przychodził ze spuszczoną głową, a ja przyjmowałam przeprosiny i kolejną dawkę czułości z jego strony…
-Ej. Uśmiechnij się – poprosił przygryzając lekko moją dolną wargę.
Kiedy był tak blisko nie potrafiłam na niczym skupić myśli...
W moich oczach pojawiły się łzy.
-Jenny… Co jest? – Bieber próbował zawzięcie wyczytać coś z mojej twarzy.
Odetchnęłam głęboko.
-Wszystko – wzruszyłam ramionami wysunęłam się z jego objęć i usiadłam na kanapie. Niby patrzyłam przed siebie, ale widziałam tylko pustkę.
-Justin… - poczułam gulę w gardle i nie potrafiłam dalej mówić.
-Tak? – nie pytając o pozwolenie usiadł obok mnie i wziął na kolana. Przytulił mnie do siebie, jak małe dziecko.
W brzuchu czułam stada motyli, które za nic nie chciały się z tamtąd wynieść.
Nie potrafiłam zrobić nic innego, jak tylko wtulić się w niego i rozpłakać.
-Mała… - Justin gładził moje włosy i przytulał do siebie coraz mocniej – Ej. Nie płacz… Czemu płaczesz?
Kołysał mnie delikatnie w swoich ramionach.
Nie odpowiadałam tylko starałam się nad sobą zapanować i przestać ryczeć.
-Jenny… - Bieber  nie wiedział co ma robić.
Musnął mój mokry policzek i zaczął ocierać mi łzy.
-Nie ma czemu płakać… - mówił czule – Ciiii…
Po pewnym czasie udało mi się wziąć w garść, ale mój oddech nadal drżał.
Justin patrzył na mnie ze smutkiem w oczach, który był nie do opisania.
-Czemu przeze mnie płaczesz? Nie pozwalam ci płakać przeze mnie! – powiedział stanowczo.
Spojrzałam mu zdziwiona w oczy.
-Mówiłaś, że będąc ze mną płakałaś kilka razy więcej niż przez resztę swojego życia… Jenn. Błagam cię. Ja nie jestem tego wart… Przepraszam, że cię tak ranię… - słowa Biebera brzmiały bardzo szczerze i były przepełnione poczuciem winy.
-Kocham cię – wyszeptałam, a on kładąc mnie na kanapie wpił się w moje usta.
-Ja ciebie też. Bardziej niż cokolwiek w życiu – powiedział pomiędzy namiętnymi pocałunkami.
Czemu nie mogło być tak zawsze? Czemu on do cholery musiał wyjeżdżać?!
Nagle zaczął dzwonić telefon.
-Leż – rozkazał Bieber z łobuzerskim uśmiechem, kiedy zamierzałam się podnieść. Nie przestał mnie całować.
-Głupek. To może dzwonić Mendy, żebym odebrała Drewa – zepchnęłam go z siebie z uśmiechem i podbiegłam do telefonu.
-Halo? – odebrałam, a Bieber objął mnie od tyłu i zaczął muskać moją szyję – Spadaj!! – zaśmiałam się i odepchnęłam go od siebie.
-Proszę?
-Ummm. Przepraszam. To do męża.
-Aha. Tu Mendy. Przyjedziesz po synka?
-Haha. Wiedziałam, ze to ty. Jasne. Zaraz będę.
Rozłączyłam się, a Bieber zrobił niezadowoloną minę.
Zaklaskałam mu przed oczami.
-Nie dla psa kiełbasa – pokazałam mu język, a on przyciskając mnie mocno do ściany wpił się w moje usta.
-Nie? – jego ręka z moich pleców zaczęła zsuwać się coraz bliżej moich pośladków.
-Idiota! – krzyknęłam rozbawiona i popchnęłam go mocno.
Wiedziałam, że się tylko ze mną droczy. Gdyby miał ochotę, miał wystarczająco siły, żeby zrobić ze mną co tylko by chciał, ale nie zrobiłby tego i między innymi za to go kochałam.
-No choooodź – przyciągnął mnie do siebie za bluzkę i po raz kolejny wpił się w moje usta.
-Głuuuuupek – powiedziałam, kiedy wreszcie ‘puścił mnie wolno’ – Idziesz ze mną po Drewa?
Justin skinął głową.
-To fajnie – uśmiechnęłam się.
-Yhm – potwierdził, złapał klucz z szafki i wyprosił mnie z domu mówiąc, że chce zamknąć.
Na dworze była całkiem ładna pogoda.
Bieber oplótł mnie jedną ręką w pasie i szliśmy tak w stronę domu, w którym był nasz syn.
-Wiesz, że Chazowi trzy dni temu urodziło się dziecko?? – spytał mnie Justin.
-Nie. Nie wiedziałam – odowiedziałam – Chłopiec, czy dziewczynka?
-Dziewczynka.
-Ahm.
-Hej – obok nas przeszedł wysoki szatyn. Uśmiechnął się do mnie.
-Cześć – odpowiedziałam i też się uśmiechnęłam.
-KTO TO BYŁ?? – zapytał Bieber, kiedy tylko trochę oddaliliśmy się od chłopaka.
-Kolega ze szkoły?
-Aha…
-Jesteś zazdrosny? – zaśmiałam się.
Chwilę zastanwiał się nad odpowiedział.
-Taaak – przyznał.
-Yhm.
Justin zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.
-Ale nie mam powodów do zazdrości, prawda? – spytał łapiąc delikatni moje ręce.
-Nie masz, nie masz, Panie Zazdrosny – mrugnęłam do niego, a on musnął moje usta.
-Idziemy dalej – zakomenderowałam i pociągnęłam go za rękę w stronę, w którą szliśmy.
Kiedy byliśmy już blisko domu Mendy zobaczyliśmy Drewa okładającego się na podwórku z jakimś innym chłopcem.
-Ej, ej! Stop!! – Justin wbiegł na podwórko i rozdzielił wierzgających chłopców od siebie – Co robicie?! – potrząsnął lekko dziećmi.
-On powiedział, zie Andziej jest bziydka i gjupia! – krzyknął wojowniczo Drew.
Dopiero teraz zauważyłam, że niedaleko, oparta o drzewo stoi mała blondynka, a obok niej Max – przyjaciel mojego synka.
-Drew… Nie wolno się bić… - powiedział Justin.
-Aje…
-Cicho. Nie dobrze, że obraził dziewczynę, ale…
-Aje Cody jest gjupi! – krzyknął Drew, a Cody próbował zawzięcie wyrwać się Justinowi, żeby dorwać mojego synka.
Chłopiec wyglądał gdzieś na wiek Drewa.
-Kto zaczął? – spytał Bieber.
Każdy z chłopców pokazał na drugiego.
-Angel. Kto zaczął? – teraz Justin zwrócił się do dziewczynki, wiedząc, że jeśli spyta Maxa ten nie licząc się z tym, jak było będzie bronił Drewa i w ten sposób nikt nie dowie się prawdy.
-Dju. Uderzył Cody’ego, a on tylko się bjonił. Djew zachował się bajdzo nieodpowiednio.
W oczach maluszka stanęły łzy. Justin był tak zszokowany odpowiedzią dziewczyny po tym, jak jej syn rzucił się na drugiego, bo ten ją obraził, że nie zdążył zareagować i nie utrzymał syna, który wyrwał mu się i pobiegł przed siebie… Na szczęście wpadł w moje ramiona.
-Ja ciem do domu… - zawył przytulając się do mnie.
-Już dobrze… - wzięłam go na ręce – Nie płacz… Już idziemy…
Nie odwróciłam się na dzieci i poszłam w stronę domu, z Drewem na rękach.
Justin poszedł za mną.
-Co za głupie dziecko z tej Angel… - powiedział Bieber w pewnym momencie.
-Ziadne gjupie!! – wrzasnął żałośnie Drew, łamiącym się głosem.
Justina, jak i mnie zszokowała totalnie jego reakcja.
-Siam jesteś gjupi – powiedział chłopiec, pociągając nosem.
-Ja?? Jeśli tak uważasz – Jus wzruszył ramionami.
-Drew. Tata nie jest głupi – powiedziałam do synka.
-Wiem… Aje Andziej teś nie… Psiepjasiam tatusiu… - chłopiec wyciągnął ręce do taty i ten wziął go ode mnie na ręce.
Jejku… Jak ja ich kochałam.
-Nie warto zadawać się z takimi dziewczynami, synku. Uwierz mi, że nie warto – powiedział Justin.
Drew pokręcił głową.
-Ona, kiedyś będzie moją zioną – oświadczył maluszek z poważną miną dorosłego człowieka.


____________________________
Strasznie przeeeeepraszam, że tak długo nie dodawałam... Ostatnio zdałam sobie sprawę, że pomimo wszystko ten blog jest moim ulubionym... Najbardziej lubię go pisać. :) Jeśli rozdział się podoba to liczę na komentarze ;* Kiedy dodam NN jest zależne od tego ile komentarzy uzbieram ;)
Rozdział z dedykacją dla @Luv_Beebs i @lovechrisbeadle <3

sobota, 10 września 2011

II rozdział 7

Do Kanady przylecieliśmy koło 14:00. Podróż masakrycznie mnie zmęczyła, ale nie zamierzałam się do tego nikomu przyznawać.
Byłam niesamowicie szczęśliwa tym, że znowu będę w domu, a nie w szpitalu. Na samo wspomnienie czasu spędzonego w szpitalu przechodziły mnie dreszcze.
Dom był w takim stanie, jak go zostawiliśmy. Nie pedantycznie czysty, ale też nie brudny. Wprost idealny moim zdaniem.
Drew od razu na wejściu do domu spytał grzecznie, czy może pójść do Maxa. Miał stanowczo za dużo cech po ojcu… Choćby to, że nie potrafił usiedzieć na miejscu… W domu…
-Jeśli baaardzo chcesz – powiedziałam do maluszka.
-Baaaaaaaajdzioooo – uśmiechnął się do mnie.
-No dobrze. Tylko nie wiem, czy nie będziesz im tam przeszkadzał.
-Nie będę! Mówiji, zie im nigdy nie psieśgadziam i zie mogę psiychodzić, kiedy cię.
Potargałam lekko włosy maluszka.
-Dobrze. Zaprowadzę cię.
-Jeśt!!! – wykrzyknął Drew i zaczął podskakiwać ze szczęścia.
-Nie, Jenn. Ja go zaprowadzę – Justin musnął moje usta – Ty masz odpoczywać i żadnych sprzeciwów.
Wywróciłam teatralnie oczami, ale byłam mu bardzo wdzięczna za to, że mnie wyręczy.
Kiedy chłopcy wyszli, poszłam do sypialni i położyłam się na łóżku.
Z uśmiechem wpatrywałam się w sufit i myślałam o wszystkim.
-Hej, mała – po dość krótkim czasie zobaczyłam Justina wchodzącego do pokoju.
-Szybko wróciłeś – uśmiechnęłam się do niego.
-Wiem – wyszczerzył się, podszedł bliżej i nie czekając na moją reakcję wpakował mi się do łóżka i położył na mnie.
-Kooocham cię – zamruczał i zaczął delikatnie całować moją szyję.
-Ja ciebie też – odpowiedziałam.
Moje serce przyspieszyło do tępa, które zawsze powodowała bliskość Biebera.
Justin spojrzał mi w oczy i namiętnie pocałował.
-Zawsze pamiętaj, że cię kocham – wyszeptał pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
Nie wiem, czemu, ale zaniepokoiły mnie te słowa…
-Wyjeżdżasz. Prawda? Wyjeżdżasz? – spytałam ze łzami w oczach.
Nie odpowiedział, tylko spróbował pocałować mnie jeszcze raz.
Zepchnęłam go mocno z siebie i wstałam z łóżka.
-Dlaczego?! – wrzasnęłam – Wszystko jest dla ciebie ważniejsze od nas! – po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
Czemu znowu dałam się nabrać?!
-Ale szybko wrócę, Jenny…
-Ty, kurwa zawsze szybko wracasz!! Zawsze!! – darłam się łamiącym głosem.
-Jenn. Uspokój się, mała….
-Mam się uspokoić?! Uspokoić?!?! Kiedy wyjeżdżasz??
-Jutro rano…
-I dobrze. Nie wracaj. Słyszysz?! Nie wracaj!!! – krzyknęłam wybiegając z pokoju.
Zamiast tradycyjnie uciec na dwór zamknęłam się w łazience. Nie chciałam go więcej widzieć. To za bardzo bolało…
-Jenn? – usłyszałam, że Justin oparł się o ścianę i lekko pukał w drzwi – Nie złość się, kotku… To nie zależy ode mnie… - słyszałam w jego głosie z trudem powstrzymywane łzy.
-A czy coś w twoim życiu zależy od ciebie?!?! Ile ty masz lat, Justin?! Jesteś dorosłym mężczyzną, a ja niby dorosłą kobietą, która na prawdę jest jeszcze nastoletnią dziewczyną i to wszystko, to dla niej za dużo… Przyjeżdżasz do nas, tylko wtedy, kiedy stanie się coś złego albo akurat ci pasuje… To boli, wiesz?! To ZA BARDZO boli nie tylko mnie, ale też i twojego syna!!
-Jenn… Przepraszam…
-A co mi po twoim ‘przepraszam’, skoro słyszę je po raz milionowy i nic się nie zmienia?! Przyjeżdżasz zawsze na góra dwa dni, chociaż obiecujesz, że będziesz dłużej… Znam to na pamięć. Prześpisz się ze mną i już nie masz, kurwa po co zostawać, bo po co. Potrzeba zaspokojona.
-Jenn… Co ty wygadujesz?? Wiem, że to dla ciebie nie ma żadnego znaczenia, ale przez ostatni tydzień cały czas poświęcałem wyłącznie tobie, a o sobie nie myślałem nawet przez ułamek sekundy. Gdybym mógł to nie opuszczałbym cię nawet na pięć sekund, ale…
-Kurde, wiem. Nie możesz. Wiem. Słyszę. Dociera to do mnie, ale nie rozumiem… Po prostu nie rozumiem – otworzyłam drzwi od łazienki, a Justin ujął w dłonie moją twarz i zaczął namiętnie całować.
Nie odwzajemniałam pocałunków, tylko stałam, nie potrafiąc go odepchnąć.
-Jenny… Nie złość się… - mówił czule.
Pokręciłam głową, a pojedyncze łzy ciągle spływały po moich policzkach.
-Ja wiem, że ty musisz pracować i myślę, że rodzina nie jest dla ciebie dobrym wyjściem… Może po prostu się rostańmy? Bardzo cię kocham, Justin. Aż za bardzo i przez te ponad trzy lata naszego związku napłakałam się co najmniej dwa razy więcej niż przez resztę życia…
Bieber zbladł.
-Jenn…
-‘Jenn’… Tak! Wiem jak mam na imię, do cholery!! – wrzasnęłam i spróbowałam pobiec, ale on siłą mnie zatrzymał.
-Dlaczego nasze pożegnania zawsze muszą tak wyglądać, mała? Ty płaczesz, krzyczysz… Czemu nie moglibyśmy się normalnie pożegnać?
-Justin… Wiem, że dużo dla mnie zrobiłeś… Nawet więcej niż powinieneś… Ale… Dobrze. Pożegnajmy się normalnie, tylko, że tym razem na zawsze. Chcę rozwodu.
JB wyglądął, jakby miał zemdleć.
-Że co?! – krzyknął – Czemu nigdy nie możesz mnie zrozumieć?!
-Czemu ty nigdy nie możesz zrozumieć mnie?! – wrzasnęłam głośno i próbowałam go uderzyć, ale Justin złapał moje ręce. Wyrywałam się, ale nie puszczał.
-Jeśli naprawdę chcesz, żeby to był koniec, to mnie puść. Jenn. Wiem, że nie zawsze jestem wobec ciebie fair… Ale kocham cię… Kurwa kocham cię, jak nikogo i… Jak naprawdę tego chcesz to puść – Bieber przeszywał mnie wzrokiem.
Jego spojrzenie, pierwszy raz od początku naszego związku były całkiem chłodne. Jego brązowe oczy… Były takie obce.
Stałam tak co najmniej pięć minut nie puszczająć jego rąk, a po moich policzkach spływały łzy.
Pokręciłam głową i powoli puściłam najpierw jego jedną rękę…
Przeszywał mnie wzrokiem, a jego puste spojrzenie zaczęło wyrażać jakieś emocje. Chyba wcześniej nie wierzył, że jestem w stanie się do tego posunąć, bo teraz w jego oczach widać było lęk.
-Mała… Ja się poprawię… - wyszeptał.
-Kotku… Obiecujesz, że się poprawisz po raz pięćdziesiąty. O, mamy jubileusz.
-Na pewno nie.
-Nie? Liczyłam to. Naprawdę – patrzyłam mu w oczy – Justin… Znajdź sobie jakąś dziewczynę, która grzecznie będzie zaspokajała twoje potrzeby i przy okazji nie będzie urządzała scen, przy każdym pożegnaniu. Tak naprawdę będzie owiele prościej dla ciebie.
-Jesteś okropna! – krzyknął Bieber, ale żadne z nas nie puszczało ręki drugiego – Czemu mnie tak osądzasz?! Jenn… Ty… Jak możesz w ogóle tak myśleć?! – w jego oczach pojawiły się łzy.
-Na pewno jest dużo chętnych… - mówiłam – Nie będziesz miał problemu ze znalezieniej nowej – zapewniłam go.
-Jenny. Ale ja chcę ciebie… Tylko ciebie kocham i ty też mnie kochasz. Mamy dziecko. Czemu mamy mu psuć dzieciństwo. Ja nie miałem ojca i… Jestem teraz, jaki jestem.
-Ale zrozum, że teraz on też nie ma ojca… – powiedziałam.
-Kochanie… Proszę. Wiem, że nie jest łatwo, ale…
-Ale co? – spytałam z bezlitosnym wyrazem twarzy, coraz lżej trzymając jego dłoń.
Justin nie odpowiedział tylko musnął lekko moje usta i nie puszczając mojej ręki zaczął całować mnie coraz namiętniej.
-Czujesz to, Jenn? Proszę. Wiem, że nie jest łatwo, ale ja was naprawdę kocham. Nie obiecuję już nic, bo nie dają mi w ogóle wolnego czasu. Nikt się nie liczy z moim zdaniem. Mają w dupie to, że mam też prywatne życie i że nie jestem jakąś maszyną do robienia pieniędzy – Bieber pogładził mnie po policzku - Błagam… Daj mi jeszcze tę piedziesiątą pierwszą szansę… - uśmiechnął się niepewnie.
Wyrwałam mu się, usiadłam pod ścianą (jakbyśmy nie mięli krzeseł, ale dobra…). Podparłam głowę na rękach.
-I jak? – Justin kucnął obok mnie.
-Ja naprawdę nie uważam, że jestem dla ciebie odpowiednią dziewczyną, Jus… - powiedziałam po chwili milczenia.
-Dobra. To to przemyśl, jak chcesz, proszę bardzo. Chcesz rozwód? Załatwię ci rozwód. Nie ma sprawy – Bieber podniósł się z miejsca i trzaskając drzwiam wyszedł z domu.
Który to raz zdawało mi się, że skończyły mi się łzy, a w późniejszym czasie i tak wracały??
Nie miałam siły płakać. Nie miałam siły się nawet podnieść. Wszystko widziałam niewyraźnie przez łzy ciągle napływającymi do moich oczu, a w głowie nieustannie słyszałam słowa Justina, które kiedyś wypowiedział ‘Nigdy nie pozwolę ci odejść.’...

________________________________
Rozdział z dedykacją dla... Strasznie przepraszam, ale nie pamiętam kto chciał deydyka... ;/ Ten rozdział jest właśnie dla Cb ;* XD Jeśli napisałabyś mi swój nick w komentarzach to zadedykuję Ci jeszcze kolejny xD Jeszcze raz sorry.