Do Kanady przylecieliśmy koło 14:00. Podróż masakrycznie mnie zmęczyła, ale nie zamierzałam się do tego nikomu przyznawać.
Byłam niesamowicie szczęśliwa tym, że znowu będę w domu, a nie w szpitalu. Na samo wspomnienie czasu spędzonego w szpitalu przechodziły mnie dreszcze.
Dom był w takim stanie, jak go zostawiliśmy. Nie pedantycznie czysty, ale też nie brudny. Wprost idealny moim zdaniem.
Drew od razu na wejściu do domu spytał grzecznie, czy może pójść do Maxa. Miał stanowczo za dużo cech po ojcu… Choćby to, że nie potrafił usiedzieć na miejscu… W domu…
-Jeśli baaardzo chcesz – powiedziałam do maluszka.
-Baaaaaaaajdzioooo – uśmiechnął się do mnie.
-No dobrze. Tylko nie wiem, czy nie będziesz im tam przeszkadzał.
-Nie będę! Mówiji, zie im nigdy nie psieśgadziam i zie mogę psiychodzić, kiedy cię.
Potargałam lekko włosy maluszka.
-Dobrze. Zaprowadzę cię.
-Jeśt!!! – wykrzyknął Drew i zaczął podskakiwać ze szczęścia.
-Nie, Jenn. Ja go zaprowadzę – Justin musnął moje usta – Ty masz odpoczywać i żadnych sprzeciwów.
Wywróciłam teatralnie oczami, ale byłam mu bardzo wdzięczna za to, że mnie wyręczy.
Kiedy chłopcy wyszli, poszłam do sypialni i położyłam się na łóżku.
Z uśmiechem wpatrywałam się w sufit i myślałam o wszystkim.
-Hej, mała – po dość krótkim czasie zobaczyłam Justina wchodzącego do pokoju.
-Szybko wróciłeś – uśmiechnęłam się do niego.
-Wiem – wyszczerzył się, podszedł bliżej i nie czekając na moją reakcję wpakował mi się do łóżka i położył na mnie.
-Kooocham cię – zamruczał i zaczął delikatnie całować moją szyję.
-Ja ciebie też – odpowiedziałam.
Moje serce przyspieszyło do tępa, które zawsze powodowała bliskość Biebera.
Justin spojrzał mi w oczy i namiętnie pocałował.
-Zawsze pamiętaj, że cię kocham – wyszeptał pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
Nie wiem, czemu, ale zaniepokoiły mnie te słowa…
-Wyjeżdżasz. Prawda? Wyjeżdżasz? – spytałam ze łzami w oczach.
Nie odpowiedział, tylko spróbował pocałować mnie jeszcze raz.
Zepchnęłam go mocno z siebie i wstałam z łóżka.
-Dlaczego?! – wrzasnęłam – Wszystko jest dla ciebie ważniejsze od nas! – po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
Czemu znowu dałam się nabrać?!
-Ale szybko wrócę, Jenny…
-Ty, kurwa zawsze szybko wracasz!! Zawsze!! – darłam się łamiącym głosem.
-Jenn. Uspokój się, mała….
-Mam się uspokoić?! Uspokoić?!?! Kiedy wyjeżdżasz??
-Jutro rano…
-Jutro rano…
-I dobrze. Nie wracaj. Słyszysz?! Nie wracaj!!! – krzyknęłam wybiegając z pokoju.
Zamiast tradycyjnie uciec na dwór zamknęłam się w łazience. Nie chciałam go więcej widzieć. To za bardzo bolało…
-Jenn? – usłyszałam, że Justin oparł się o ścianę i lekko pukał w drzwi – Nie złość się, kotku… To nie zależy ode mnie… - słyszałam w jego głosie z trudem powstrzymywane łzy.
-A czy coś w twoim życiu zależy od ciebie?!?! Ile ty masz lat, Justin?! Jesteś dorosłym mężczyzną, a ja niby dorosłą kobietą, która na prawdę jest jeszcze nastoletnią dziewczyną i to wszystko, to dla niej za dużo… Przyjeżdżasz do nas, tylko wtedy, kiedy stanie się coś złego albo akurat ci pasuje… To boli, wiesz?! To ZA BARDZO boli nie tylko mnie, ale też i twojego syna!!
-Jenn… Przepraszam…
-A co mi po twoim ‘przepraszam’, skoro słyszę je po raz milionowy i nic się nie zmienia?! Przyjeżdżasz zawsze na góra dwa dni, chociaż obiecujesz, że będziesz dłużej… Znam to na pamięć. Prześpisz się ze mną i już nie masz, kurwa po co zostawać, bo po co. Potrzeba zaspokojona.
-Jenn… Co ty wygadujesz?? Wiem, że to dla ciebie nie ma żadnego znaczenia, ale przez ostatni tydzień cały czas poświęcałem wyłącznie tobie, a o sobie nie myślałem nawet przez ułamek sekundy. Gdybym mógł to nie opuszczałbym cię nawet na pięć sekund, ale…
-Kurde, wiem. Nie możesz. Wiem. Słyszę. Dociera to do mnie, ale nie rozumiem… Po prostu nie rozumiem – otworzyłam drzwi od łazienki, a Justin ujął w dłonie moją twarz i zaczął namiętnie całować.
Nie odwzajemniałam pocałunków, tylko stałam, nie potrafiąc go odepchnąć.
-Jenny… Nie złość się… - mówił czule.
Pokręciłam głową, a pojedyncze łzy ciągle spływały po moich policzkach.
-Ja wiem, że ty musisz pracować i myślę, że rodzina nie jest dla ciebie dobrym wyjściem… Może po prostu się rostańmy? Bardzo cię kocham, Justin. Aż za bardzo i przez te ponad trzy lata naszego związku napłakałam się co najmniej dwa razy więcej niż przez resztę życia…
Bieber zbladł.
-Jenn…
-‘Jenn’… Tak! Wiem jak mam na imię, do cholery!! – wrzasnęłam i spróbowałam pobiec, ale on siłą mnie zatrzymał.
-Dlaczego nasze pożegnania zawsze muszą tak wyglądać, mała? Ty płaczesz, krzyczysz… Czemu nie moglibyśmy się normalnie pożegnać?
-Justin… Wiem, że dużo dla mnie zrobiłeś… Nawet więcej niż powinieneś… Ale… Dobrze. Pożegnajmy się normalnie, tylko, że tym razem na zawsze. Chcę rozwodu.
JB wyglądął, jakby miał zemdleć.
-Że co?! – krzyknął – Czemu nigdy nie możesz mnie zrozumieć?!
-Czemu ty nigdy nie możesz zrozumieć mnie?! – wrzasnęłam głośno i próbowałam go uderzyć, ale Justin złapał moje ręce. Wyrywałam się, ale nie puszczał.
-Jeśli naprawdę chcesz, żeby to był koniec, to mnie puść. Jenn. Wiem, że nie zawsze jestem wobec ciebie fair… Ale kocham cię… Kurwa kocham cię, jak nikogo i… Jak naprawdę tego chcesz to puść – Bieber przeszywał mnie wzrokiem.
Jego spojrzenie, pierwszy raz od początku naszego związku były całkiem chłodne. Jego brązowe oczy… Były takie obce.
Stałam tak co najmniej pięć minut nie puszczająć jego rąk, a po moich policzkach spływały łzy.
Pokręciłam głową i powoli puściłam najpierw jego jedną rękę…
Przeszywał mnie wzrokiem, a jego puste spojrzenie zaczęło wyrażać jakieś emocje. Chyba wcześniej nie wierzył, że jestem w stanie się do tego posunąć, bo teraz w jego oczach widać było lęk.
-Mała… Ja się poprawię… - wyszeptał.
-Kotku… Obiecujesz, że się poprawisz po raz pięćdziesiąty. O, mamy jubileusz.
-Na pewno nie.
-Nie? Liczyłam to. Naprawdę – patrzyłam mu w oczy – Justin… Znajdź sobie jakąś dziewczynę, która grzecznie będzie zaspokajała twoje potrzeby i przy okazji nie będzie urządzała scen, przy każdym pożegnaniu. Tak naprawdę będzie owiele prościej dla ciebie.
-Jesteś okropna! – krzyknął Bieber, ale żadne z nas nie puszczało ręki drugiego – Czemu mnie tak osądzasz?! Jenn… Ty… Jak możesz w ogóle tak myśleć?! – w jego oczach pojawiły się łzy.
-Na pewno jest dużo chętnych… - mówiłam – Nie będziesz miał problemu ze znalezieniej nowej – zapewniłam go.
-Jenny. Ale ja chcę ciebie… Tylko ciebie kocham i ty też mnie kochasz. Mamy dziecko. Czemu mamy mu psuć dzieciństwo. Ja nie miałem ojca i… Jestem teraz, jaki jestem.
-Ale zrozum, że teraz on też nie ma ojca… – powiedziałam.
-Kochanie… Proszę. Wiem, że nie jest łatwo, ale…
-Ale co? – spytałam z bezlitosnym wyrazem twarzy, coraz lżej trzymając jego dłoń.
Justin nie odpowiedział tylko musnął lekko moje usta i nie puszczając mojej ręki zaczął całować mnie coraz namiętniej.
-Czujesz to, Jenn? Proszę. Wiem, że nie jest łatwo, ale ja was naprawdę kocham. Nie obiecuję już nic, bo nie dają mi w ogóle wolnego czasu. Nikt się nie liczy z moim zdaniem. Mają w dupie to, że mam też prywatne życie i że nie jestem jakąś maszyną do robienia pieniędzy – Bieber pogładził mnie po policzku - Błagam… Daj mi jeszcze tę piedziesiątą pierwszą szansę… - uśmiechnął się niepewnie.
Wyrwałam mu się, usiadłam pod ścianą (jakbyśmy nie mięli krzeseł, ale dobra…). Podparłam głowę na rękach.
-I jak? – Justin kucnął obok mnie.
-Ja naprawdę nie uważam, że jestem dla ciebie odpowiednią dziewczyną, Jus… - powiedziałam po chwili milczenia.
-Dobra. To to przemyśl, jak chcesz, proszę bardzo. Chcesz rozwód? Załatwię ci rozwód. Nie ma sprawy – Bieber podniósł się z miejsca i trzaskając drzwiam wyszedł z domu.
Który to raz zdawało mi się, że skończyły mi się łzy, a w późniejszym czasie i tak wracały??
Nie miałam siły płakać. Nie miałam siły się nawet podnieść. Wszystko widziałam niewyraźnie przez łzy ciągle napływającymi do moich oczu, a w głowie nieustannie słyszałam słowa Justina, które kiedyś wypowiedział ‘Nigdy nie pozwolę ci odejść.’...
________________________________
Rozdział z dedykacją dla... Strasznie przepraszam, ale nie pamiętam kto chciał deydyka... ;/ Ten rozdział jest właśnie dla Cb ;* XD Jeśli napisałabyś mi swój nick w komentarzach to zadedykuję Ci jeszcze kolejny xD Jeszcze raz sorry.
________________________________
Rozdział z dedykacją dla... Strasznie przepraszam, ale nie pamiętam kto chciał deydyka... ;/ Ten rozdział jest właśnie dla Cb ;* XD Jeśli napisałabyś mi swój nick w komentarzach to zadedykuję Ci jeszcze kolejny xD Jeszcze raz sorry.
Ojej...smutny ten rozdział :-(
OdpowiedzUsuńameneris.
Extra no rzeczywiscie namieszalas xd a ten rozdzial to mial byc dla mnie Luv_Beebs i thx :)* czekam na nn
OdpowiedzUsuńojeej < 3
OdpowiedzUsuńour-mystery-our-secret.blogspot.com
nieeeeeeee nie zostana ze soba to nie moze byc taaak nie ;( poplakalam siee ;( ale i tak bardzo sliczny jak zawsze dzieki ze piszesz tego bloga czekam-jak zwykle zreszta-na natespny!!!blagam napisz go szybko i wyjasnij to wszystko!
OdpowiedzUsuńej ej ;( płakałam. oni są idealni dla siebie :P nie rób im tego :P
OdpowiedzUsuń@GosIaaCzekk
czekam na kolejny rozdział. Inie rozdzielaj ich!!! Zakazuje ci!
OdpowiedzUsuńo kurcze to się porobiło ehh ;/ ciekawa jestem co naprawdę postanowią, czekam ;) [zakochanamarzycielka]
OdpowiedzUsuńDawaj nowy.!! i nie rób im tego.!! :P
OdpowiedzUsuńDojebałaś (tak jakbyśmy nie mieli krzeseł) czy jakoś tak xd
OdpowiedzUsuń