środa, 15 sierpnia 2012

II rozdział 24

*Justin*

Do domu wróciłem o 22:00. Miałem beznadziejną nadzieję, że Jenn wyszła albo może już przypadkiem śpi, ale niestety moje nadzieje były złudne. A z resztą… Tylko odwlekłbym ten cały opieprz od niej i tłumaczenie się zmyślonymi historiami. Miałem tylko nadzieję, że nie powiem niczego co by mnie zdradziło. Niechętnie i powoli wszedłem do kuchni, z której dochodziło światło.
-Jak było na meczu? – niby zwykłe pytanie, ale zadała je tak, że aż przeszły mnie ciarki. Nawet na mnie nie spojrzała, tylko dalej robiła coś przy blacie.
-Genialnie – uśmiechnąłem się wymuszenie, chociaż i tak tego nie widziała. Usiadłem na krześle, przy stole - Jenny, słuchaj…
-Jesteś głodny? – przerwała mi, wreszcie się na mnie odwracając i opierając się o blat. Nawet sobie nie wyobrażała jak działała na mnie w tej krótkiej, cieniutkiej koszuli nocnej. Z trudem odpychałem od siebie myśl, żeby posadzić ją na tym blacie i… Odchrząknąłem i poruszyłem się niespokojnie na krześle. To nie był dobry moment na próby dobierania się do niej. Spojrzała na mnie dziwnie.
-Nie – skłamałem – Jenn…
-Jake dziś do mnie dzwonił i powiedział, że bierze jutro Drew do parku wodnego, bo jedzie tam ze swoją dziewczyną. Pytał czy też jedziemy – zawiesiła na mnie spojrzenie.
-Jenny, kochanie...
-Okey. Nie ma sprawy – powiedziała uśmiechając się sztucznie – Już mu powiedziałam, że nie będziesz mógł jechać. Ale ja jadę.
-Nie mam nic przeciwko – spróbowałem się uśmiechnąć. Podniosłem się z miejsca i objąłem ją w talii. Nie wyrwała się, ale stała sztywno – Małaaa – zamruczałem muskając jej szyję i wsuwając ręce pod jej koszulę nocną.
-Zostaw – odepchnęła mnie z epickim spokojem – Jestem zmęczona. Jeśli nie chcesz jeść, idę spać.
-O 22:00?
-Dokładnie – ruszyła w kierunku wyjścia z kuchni.
Przytrzymałem ją za rękę.
-Chyba jednak zgłodniałem – uśmiechnąłem się. Miałem nadzieję, że może dam radę ją jeszcze udobruchać.
Uśmiechnęła się. Chwilę dałem się nawet na to nabrać.
-To sobie zrób – spróbowała mi się wyrwać, ale nie puszczałem jej dłoni. Westchnęła.
-Nie dałaś mi nawet wytłumaczyć czemu nie było mnie tak długo – powiedziałem gładząc jej dłoń kciukiem.
-Bo nie chcę tego słuchać – znowu spróbowała wyszarpnąć rękę, ale trzymałem ją mocno.
-Jenn…
-Nie chcę z tobą rozmawiać – powiedziała twardo - Czy mogę już iść spać?
-Jak bardzo jesteś na mnie zła w skali od 1-10? – zapytałem uśmiechając się niepewnie.
-Nie bawię się w żadne skale. Puść mnie.
Pokręciłem przecząco głową i musnąłem jej usta. Nie uchyliła się, ale zacisnęła je mocno. Przejechałem językiem po jej wargach, a później przygryzłem dolną z nich. Odepchnęła mnie.
-Okey. Pytałeś na ile jestem zła w skali od 1-10??? Na wystarczająco dużo, że na sex nie masz dziś najmniejszych szans, chyba, że masz ochotę wykupić sobie jakąś dziwkę – wyrwała mi się z całej siły i ruszyła do pokoju. W ostatniej chwili powstrzymała się przed trzaśnięciem drzwiami i zamknęła je cicho.
Zamarłem zszokowany w miejscu i patrzyłem na drzwi, za którymi zniknęła. Nagle usłyszałem przekręcany klucz w zamku.
-No bez żartów – powiedziałem i ruszyłem szybkim krokiem do drzwi sypialni. Nacisnąłem na klamkę. Zamknięte – Jenn. Jenn, bez przesady. Jenn – zacząłem mocno pukać w drzwi – Jenn, przepraszam. To nie jest śmieszne. Wpuść mnie. Jenn. Jenny. Kochanie.
Do pokoju próbowałem dostać się jeszcze kilka minut, bez jakiejkolwiek reakcji z drugiej strony. Oparłem się o nie plecami, zrezygnowany. Zsunąłem się po nich. Nie zamierzałem odpuścić. Jakim prawem nie wpuszcza mnie do naszej wspólnej sypialni?? Pukałem i pukałem, a oczy same zaczynały mi się zamykać. Czułem się beznadziejnie. Nigdy nie była dla mnie jeszcze taka chłodna. Wolałem jak wrzeszczała, nawet płakała… Po kłótni zawsze przychodzi czas na godzenie się, a teraz? Jak ja niby wytłumaczę jej kolejne wyjścia, jak ona już teraz jest na mnie maksymalnie wściekła. Nie zdołałem powstrzymać ziewnięcia, a moje oczy zamknęły się na dobre.

*Jenn*

Mój budzik zadzwonił o 9:00. Na 10:00 umówiłam się z Jake’iem, dlatego musiałam wstać i się przygotować. Całą siłą woli jaką posiadałam odpychałam od siebie wszelkie myśli związane z poprzednim dniem, bo przez nie miałam ochotę krzyczeć. Nawet nie płakać. Wrzeszczeć dopóki całkowicie nie stracę głosu albo nie wyląduję w wariatkowie. Weszłam do łazienki. Byłam przekonana, że Justina nie ma już dawno w domu. Na pewno ma jakieś ważne sprawy, o których nie może mi powiedzieć. Tak mocno ścisnęłam żel pod prysznic, że wyleciała z niego co najmniej połowa zawartości. Zaklęłam. Jak już byłam taka głupia, żeby pieprzyć się bez zabezpieczeń jako piętnastolatka, to przynajmniej mogłam wybrać kogoś kto nie miałby na nazwisko Bieber i nie był taki cholernie uroczy, przystojny i idealny we wszystkim oprócz zajmowania się własną rodziną. Uderzyłam z całej siły o ścianę prysznica, pod którym jeszcze wczoraj się z nim kochałam. Na tę myśl pękłam. Nie wiem nawet dlaczego. Zaczęłam szlochać. Skuliłam się i pozwoliłam, żeby zimna woda lała się na mnie z góry. Płakałam i płakałam, ale musiałam doprowadzić się do porządku. Chwilowo nie miałam chwili na tradycyjne użalanie się nad sobą. Szybko się ogarnęłam, założyłam coś na siebie. Otworzyłam drzwi od sypialni. Kiedy zobaczyłam Justina skulonego i śpiącego pomiędzy framugą drzwi, najpierw się przestraszyłam, a później chociaż bardzo próbowałam, nie dałam rady powstrzymać uśmiechu. Spróbowałam przez niego przyjść, ale poczułam jegp rękę na swojej nodze. Przewrócił mnie na siebie. Mimowolnie się roześmiałam, kiedy wylądowałam na nim, a on patrzył mi w oczy uśmiechając się szeroko.
-Zasnąłeś tu? – spytałam niedowierzając rozbawiona i próbując się podnieść. Nie pozwolił mi.
-Musimy kupić wygodniejszą podłogę i framugę – skrzywił się i poruszył się stękając z bólu.
Znowu się zaśmiałam.
-Pff, śmiejesz się. Jutro ty tu śpisz – wsunął mi rękę pod koszulę nocną i musnął moje usta.
Kiedy zaczęłam się podnosić, jego uśmiech trochę przygasł, ale na nowo rozbłysnął, kiedy zamiast całkiem wstać usiadłam na nim okrakiem. Nie wiem dlaczego w tym momencie nie byłam już na niego ani trochę zła. Może zadziałało na mnie to, że zasnął pod drzwiami, za którymi spałam? Albo to, że wcale jeszcze nie wyszedł z domu? Nie potrafiłam dokładnie tego określić, ale myślę, że on sam, cokolwiek by nie zrobił za bardzo na mnie działał. On również podniósł się do pozyzycji siedzącej i kładąc ręce na moich pośladkach przysunął mnie do siebie najbliżej jak to było możliwe. Z czułym uśmiechem dotknął moich włosów i wpił się w moje usta.
-Mamo, tato, ciemu siedzicie na ziemi? – zapytał Drew zakrywając jedną ręką oczy.
Spojrzeliśmy się na siebie z Justinem i jednocześnie wybuchliśmy śmiechem.
-Śmiejecie się zie mnie? – zapytał chłopiec, a jego dolna warga zaczęła lekko drżeć.
-Nie, kochanie! – szybko wywinęłam się z objęć Biebera, podniosłam się z miejsca i prawie przewróciłama, kiedy Justin podstawił mi nogę. Posłałam mu złe spojrzenie, a on uśmiechnął się uroczo. Kiedy odwróciłam się do niego tyłem znowu nie powstrzymałam rozbawionego uśmiechu. Podbiegłam do synka i wzięłam go na ręce.
-To z kogo? – zapytał, dalej powstrzymując płacz.
-Z siebie, kotku – powiedziałam muskając jego policzek – Śmiejemy się z tego, że leżeliśmy na ziemi.
-To faktyćnie jeśt śmieśne – zachichotał chłopiec.
Uśmiechnęłam się po raz kolejny, a Justin zaczął się głośno śmiać.
Spojrzałam na niego dziwnie, a on leżał i się śmiał.
-Podniósłbyś się Justinie – powiedziałam rozbawiona.
Pokręcił przecząco głową z rozbawioną miną.
-Nie, żebym nie chciał, ale wszystko mi tak zesztywniało, że nie jestem w stanie się ruszyć – powiedział przybierając poker face.
Parsknęłam śmiechem, a Drew patrzył na nas spróbując zrozumieć o co nam chodzi.
-Dlaciego tacie wszystko ześtywniało? – zapytał synek.
-Bo mamusia nie… - zaczął Jus.
-Musisz się przebrać, Drew! Zaraz jedziemy – przytuliłam mocno synka i posłałam Justinowi gromiące spojrzenie. Uśmiechnął się.
-Jadę z wami – obwieścił.
-Napjawdę? – Drew otworzył szeroko oczy i usta ze zdziwienia i uśmiechnął się tak jak uśmiecha się tylko wtedy, kiedy Justin mówi, że spędzi z nami czas…
-Naprawdę – potwierdził Jus i wstał z podłogi stękając i rozprostowując ręce, nogi i plecy – Zemszczę się – pokazał na mnie groźnie palcem.
Wywróciłam oczami z uśmiechem.
-Jak najbardziej ci się należało – powiedziałam.
Pocałował mnie w policzek i zwichrzył czuprynkę naszego synka.
-Idę się przyszykować – oznajmił – Ile mamy czasu?
-9 minut – powiedziałam.
W czas powstrzymał przekleństwo cisnące mu się na usta.
-Postaram się zdążyć – obiecał i zaraz zniknął w łazience.


Pomiędzy chwilą kiedy Justin wyrzucił Drew wysoko w powietrze, a chwilą, kiedy go złapał moje serce się zatrzymało. Już na wstępie doszłam do wniosku, że z parku wodnego zostanę wywieziona przez karetkę, z powodu zawału serca.
-Jenny, co taka przerażona na nas patrzysz? – roześmiał się Justin, chlapiąc mnie lekko. Byliśmy w brodziku, w części parku wodnego przydzielonego dla dzieci, zajmując się Drew.
-A jakbyś go nie złapał? – zapytałam odsuwając się od niego.
Znowu mnie ochlapał z łobuzerskim uśmiechem, a Drew do niego dołączył.
-Przestańcie! – pisnęłam rozbawiona i zaczęłam im oddawać – Odpowiedz mi, Jus.
-Wpadłby do wody. Nic by się nie stało, kochanie. Spokojnie – odpowiedział z uśmiechem.
Westchnęłam, a on postawił Drew, któremu woda sięgała prawie do ramion i złapał moją dłoń. –Zmiennicy przyszli – wskazał głową na Nicka i Kelly, którzy szli w naszym kierunku – Drew, zostaniesz chwilkę z ciocią i wujkiem?
Chłopiec pokiwał energicznie głową.
-Wujku!!! – zawołał z uśmiechem przedzierając się przez wodę.
Patrzyliśmy na niego czule i z rozbawieniem.
Justin objął mnie w pasie.
-Idziemy na zjeżdżalnie? – wskazał głową olbrzymią rurę, która ani trochę nie wyglądała jak dla mnie zachęcająco.
Skrzywiłam się, a Jus się roześmiał.
-Zjechalibyśmy raaaazem – objął mnie od tyłu i położył brodę na moim ramieniu.
-Nie ma mowy. Ja tam nie idę – pokręciłam przecząco głową.
-Nie musisz iść – coś w słowach, które wypowiedział nakazywało mi ‘uciekaj!!!’. Szkoda tylko, że ich nie posłuchałam. Zanim zdążyłam zareagować Justin wziął mnie na ręce.
-No to właśnie ‘lecisz’ na zjeżdżalnię – oznajmił.
-Nie! Puszczaj! – powiedziałam spanikowana i próbowałam spowrotem znaleźć się na ziemi. Ludzie zaczęli dziwnie na nas patrzeć. Jeszcze dziwniej niż wcześniej.
Biebs się roześmiał.
-Przestań się wyrywać, bo wyglądasz jak flądra, a ja mogę cię nie utrzymać i wylądujesz twardo na podłodze – wyjaśnił.
-Nie idźmy tam – powiedziałam błagalnie.
-Och, jak cieszę się, że też chcesz iść. Nie ma sprawy. Oczywiście, że pójdziemy – musnął moje usta, przyspieszając kroku.

___________________________
Co sądzicie ? :) Jeśli macie jakieś propozycje co do tego co mogłabym dalej pisać to piszcie w komentarzach ;D Dziś znowu pisanie mi się podoba i mam wrażenie, że mam pomysły na dalsze losy tego opowiadania, bo mam dobry humor, ale nie wiem ile to będzie trwało ;P A każde wasze pomysły pomagają mi w pisaniu :)
Ktoś pytał czy mam twittera. xD A więc, tak, mam: @IiThinkSoo ;)

sobota, 4 sierpnia 2012

II Rozdział 23


 Cały dzień spędziłam z Drew i Justinem. Bawiliśmy się świetnie, śmialiśmy się tak jak już dawno nie mięliśmy okazji. Dzień minął cudownie oraz jego dopełnienie, którym był wieczór i część nocy spędzony na pieszczotach z Justinem. Było mi przykro z powodu Scootera, ale jednocześnie czułam ulgę, bo wszystko dobrze się skończyło. Chociaż… Coś nie pozwalało mi do końca w to wierzyć, ale odpychałam od siebie tę myśl. Po prostu coś już widocznie zaczęło siadać mi na psychikę. Leżałam w ramionach Justina, wsłuchując się w jego oddech, który już całkiem się wyrównał. Spał. Zaczęłam zastanawiać się o czym może śnić mój mąż… O mnie? O pieniądzach? O koncertach? O fankach? O seksie? O piłce? O samochodach? Uśmiechnęłam się pod nosem i mocniej się w niego wtuliłam. Obiecałam sobie, że rano spytam się o czym dzisiaj śnił. Leżałam bez ruchu, starając się wyciszyć myśli, ale nie potrafiłam. W głowie migała mi czerwona żarówka i wył alarm. Tylko dlaczego? Przecież wszystko było w porządku, prawda? Tylko dlaczego czułam, że coś jest do cholery nie tak?! Dlaczego Drew wydawał mi się taki obcy, nieobecny, skoro porwał go Scooter i na pewno było mu z nim jak na wakacjach, a nie jak podczas porwania??? Zrobiło mi się niedobrze, dlatego szybko wstałam i pobiegłam do łazienki. Zwymiotowałam, zastanawiając się nad tym czy to ciąża, czy za dużo wrażeń, czy może to i to jednocześnie. Spuściłam wodę w toalecie i podniosłam się z podłogi. Odkręciłam kran w zlewie i przepłukałam usta wodą, po czym wyszczotkowałam dokładnie zęby. Kiedy nieprzyjemny smak w ustach nie znikał, pochyliłam się i jeszcze raz opłukałam usta.
-Już lepiej? – zapytał Jus, wchodząc niepewnie do łazienki i obejmując mnie czule od tyłu.
Skinęłam głową, chociaż to nie była prawda. Kręciło mi się w głowie, ale przekonywałam siebie, że to tylko dlatego, że wstałam zbyt gwałtownie.
Bieber musnął mój policzek, a ja przyjrzałam się nam w lustrze. Żadne z nas nie wyglądało dobrze i żaden wyćwiczony uśmiech Justina nie mógł mnie przekonać, że wszystko jest dobrze. Ja, ubrana wyłącznie w jego koszulę, blada z podkrążonymi oczami, a on w samych bokserkach, lekkim uśmiechem na ustach. Tylko jego oczy… One nie potrafiły oszukiwać.
-Wracamy do łóżka? – spytał, łapiąc delikatnie moją dłoń i ciągnąc nieznacznie w stronę wyjścia z łazienki, kiedy zauważył, że dokładnie mu się przyglądam.
Skinęłam głową. Wróciliśmy do pokoju, a on wziął mnie na ręce i jakbym nic nie ważyła, położył na łóżku. Nachylił się nade mną i musnął moje usta, po czym położył się obok mnie.
-Coś cię martwi, Jus – powiedziałam cicho, po chwili. Nie odpowiedział, tylko przygarnął mnie do siebie – Jus?
Udał, że śpi. Wstałabym obrażona, ale naprawdę nie miałam na to siły. Zamknęłam oczy i po chwili zmorzył mnie sen.

Kiedy się obudziłam, Justina już obok mnie nie było, ale usłyszałam lejący się strumień wody dochodzący z sąsiedniego pomieszczenia. Wstałam z łóżka i niewiele myśląc weszłam do łazienki. Kiedy Bieber mnie zauważył uśmiechnął się, ale miałam wrażenie, że jakoś tak…
-Chodź – nie zdążyłam dokończyć myśli, bo z łobuzerskim uśmiechem wciągnął mnie pod prysznic.
Też się uśmiechnęłam, a on przygryzając wargę, zdjął ze mnie swoją koszulę.
-Jak się czujesz? Wyspałaś się? – zapytał muskając moje usta i przejeżdżając dłonią po wewnętrznej stronie mojego uda.
Zadrżałam, a on nie czekając na odpowiedź wpił się w moje usta, całując mnie pożądliwie, kiedy z góry lała się na nas woda.
-Umyć ci plecy? – zapytałam, pomiędzy pocałunkami.
Roześmiał się dźwięcznie, a jego mokre włosy opadały na oczy.
-Z tym akurat poradzę sobie sam – odpowiedział, spoglądając mi zadziornie w oczy i łapiąc za pośladki, podniósł tak, żebym mogła opleść wokół niego nogi. Przycisnął mnie do ściany. Wydałam cichy jęk kiedy znalazł się we mnie. Wbiłam paznokcie w jego plecy, a on poruszał się we mnie na początku wolno, później coraz szybciej, żeby pod koniec znowu zwolnić. Zakryłam dłonią usta, żeby nie krzyczeć. Uśmiechnął się na ten widok i powoli postawił mnie spowrotem na ziemię. Odgarnęłam mu z czoła włosy, które coraz bardziej zasłaniały jego oczy.
-Chętnie to powtórzę, kiedy małego nie będzie w domu – powiedział mi szeptem na ucho muskając moją szyję i obejmując mnie w talii. Znów zadrżałam. - Muszę iść – powiedział niechętnie odsuwając się ode mnie po chwili milczenia.
-Gdzie? – spytałam podejrzliwie, sięgając po szampon i powoli wcierając go w całkowicie mokre włosy.
Odpowiedział o jedną dziesiątą sekundy za późno.
-Chaz zaprosił mnie na mecz. Wziąłbym was, ale wymyślił sobie, że ma być tak, jak za dawnych czasów – powiedział sięgając po ręcznik. Nie patrzył mi w oczy.
-Wcale nie – powiedziałam głosem bez wyrazu, spłukując włosy – Myślisz, że po seksie z tobą nie będę w stanie wywnioskować kiedy kłamiesz, a kiedy nie?
Spojrzał na mnie dziwnie, ale trwało to również niecałą sekundę. Roześmiał się.
-Ale mówię prawdę. Możesz go spytać, jak chcesz. A co do seksu… - zaczął uśmiechając się łobuzersko.
-Przecież wiem, że będzie cię krył – nie dałam mu skończyć.
-Oj, Jenny. Powinnaś odpocząć – przytulił mnie i musnął usta – Wrócę… O 18:00.
-Jest 9:00.
Znowu ledwo zauważalne wahanie.
-Najpierw idziemy do McDonalda, a później na mecz 3 godziny szybciej, bo musimy zająć najlepsze miejsca – uśmiechnął się.
Nie wierzyłam, ale tylko wzruszyłam ramionami. Może faktycznie powinnam odpocząć, bo wpadam w jakąś paranoję…
-Miłej zabawy – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
-Dzięki – ubrał się i pocałował mnie na pożegnanie.
Również ubrałam się czymprędzej i pobiegłam do okna. Jus nie był przygotowany na to, że będzie obserwowany. Kiedy zmierzał do samochodu jego mina była skupiona, zaniepokojona i dość smutna. Na pewno w takim stanie nie wybierałby się do przyjaciela. Albo faktycznie bzikuję… Westchnęłam.
-Cieść, mamo. Jeśtem gjodny – poczułam za sobą synka przytulającego się do moich nóg.
-Hej Drew – odwróciłam się do niego, przykucnęłam i wzięłam na ręce – Już idziemy robić jedzenie – musnęłam policzek synka i starałam się skupić myśli tylko i wyłącznie na nim, ale nawet to mi nie wyszło. Przypomniałam sobie, że zapomniałam spytać Jusa o sen.

*Justin*
Zauważyłem Jenn, kiedy odwracała się od okna. Nie wierzyła mi. Cholera, jakim cudem chociaż przez chwilę pomyślałem, że to będzie proste?


__________________________
Joł, joł XD Wiem, że krótki i jakiś taki dziwny ten rozdział, ale mam nadzieję, że wybaczycie... Liczą się chęci, że chciałam dodać szybko, co ? ;P <3 Już dawno nie pisałam... Im będzie więcej komentarzy tym bd miała większą motywację, żeby kolejny rozdział też dodać szybko ;)

piątek, 3 sierpnia 2012

II Rozdział 22


   Mama z Drewem poszła na spacer i lody, więc ja postanowiłam że zrobię obiad. Gdy właśnie kroiłam kurczaka do domu wszedł wściekły Justin, nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Omijając kuchnię od razu wszedł do ogrodu i zaczął wydzierać się do telefonu, pomimo tego że byłam w lekkim szoku, poszłam za nim, ale usłyszałam tylko ostatnie zdanie wykrzyczane przez Biebera:
- Zwalniam cię i tylko spróbuj przyjść do mojego domu to żaden lekarz ci już nie pomoże, chyba że patolog.
Zakończył rozmowę i trochę mniej wściekły wszedł do domu.
- Kochanie kogo właśnie zwolniłeś?- spytałam i przybliżyłam się do niego, ale on zwiększył dystans między nami więc nie próbowałam już się zbliżać.
-  Scootera- odparł oschle.
CO?! Przecież to Scooter, jego manager. Justin zawsze traktował go jak ojca, a teraz zwalnia i to w taki sposób? Byłam w takim szoku że jedyne co mogłam powiedzieć to:
- Ale co on zrobił?
Na te słowa Jus zrobił się cały czerwony, starał się mówić spokojnie chociaż nic z tego nie wyszło z zaczął krzyczeć:
- CO ZROBIŁ?! Ja ci zaraz powiem co zrobił, a mianować to ten debil porwał naszego syna, bo jak sam stwierdził: „Za mało się mówi o Justinie Bieberze a takie małe porwanie może podnieść popularność i ludzie będą gadali.”
- To że cierpimy przez twoją karierę to jeszcze mogłam znieść, ale żebym bała się o bezpieczeństwo własnego syna, bo nie wiem co jeszcze mogą wymyślić ludzie z TWOJEJ ekipy to już przesada!- wrzeszczałam jak głupia, mało brakowało bym nie zaczęła czymś rzucać.
- Aaaa, czyli to teraz jest moja wina? Ale chciałbym ci tylko przypomnieć że to TY a nie JA siedziałem w tedy w parku z Mattem i to nie ja zajmowałem się swoim kochasiem zamiast własnym synem.
- On przynajmniej ze mną był, a ty? Pewnie miałeś jakiś wywiadzik albo sesyjkę.
- No tak bo przecież Matt teraz jest z tobą bardzo często, wtedy kiedy ja pracowałem na to żeby tobie i Drewowi niczego nie brakowało, ty razem z moim były kumplem zabawiałaś się w sypialni.- wykrzyczał nie wiele myśląc. 
- Teraz przegiąłeś- powiedziałam i łzy natychmiast napłynęły mi do oczu, nie chciałam już dłużej patrzeć na Justina więc jak najszybciej wybiegłam z domu i uciekłam do najdalszego zakątka ogrodu. Bieber pobiegł za mną.
- Nie Jus, odejdź. Idź do telewizji i opowiedz o tym jak strasznie się czujesz gdy przez twoją nie odpowiedzialną żonę porwali ci dziecko. A najlepiej zniknij i nigdy nie wracaj.

*Justin*

Nie powiem Jenn podczas kłótni wykrzykiwała różne rzeczy, ale te słowa naprawdę zabolały. Wiedziałem że tak jak ja ona też potrzebuję chwilę spokoju, dlatego zostawiłem ją w ogrodzie, a sam wsiadłem do samochodu i pojechałem przed siebie. Dojechałem aż do plaży, postanowiłem że trochę się przejdę i wszystko przemyślę.   
Może nie powinienem wyskakiwać tak z tym Mattem, ale w końcu to nie tylko moja wina, skąd miałem wiedzieć że Scooterowi przyjdzie do głowy tak idiotyczny pomysł, żeby porwać mojego syna, przecież nie planowałem tego razem z nim. A co do mojej kariery to wiedziałem  że Jenn cierpi przez te moje wyjazdy i trasy koncertowe, ale mi też wcale nie było z tym łatwo, gdy przez 6 miesięcy nie widziałem jej i Drewa. Oczywiście że kochałem ich najbardziej na świecie, ale moją drugą miłością była muzyka i moi fani i nie mogłem  ich zawieść. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego że Jenn potrzebuje bliskość i również tego że nie mogę dać jej tyle tej bliskość ile by chciała. Ale żeby od razu iść do łóżka z Mattem tego już nie potrafiłem zrozumieć, ani nawet znieść tej myśli. Jednak jednego byłem całkowicie pewien, a mianowicie tego że będę kochać to dziecko jak swoje oraz tego że nigdy jej albo jemu niczego nie zabraknie. Wróciłem do auta z zamiarem przeproszenia Jenn, ale najpierw pojechałem po małą niespodziankę.

*Jenn*

Gdy tak siedziałam w tym ogrodzie mogłam wszystko spokojnie przemyśleć. Może Justin miał racje z tym, że to jest również moja wina mogłam bardziej pilnować Drewa, ale byliśmy w parku na placu zabaw przecież tam było dużo ludzi, ktoś mógł zareagować. Jednak mógł sobie odpuścić ten komentarz dotyczący Matta. Chociaż wiedziałam że musi się czuć strasznie, sama nie wiem co bym zrobiła gdyby Justin stanął teraz przede mną i powiedział, że przespał się z jakąś laską i będzie mieć z nią dziecko. Postanowiłam że przeproszę Biebsa za to że tak na niego nawrzeszczałam z powodu tego porwania, skoro jest już wszystko w porządku, Drew jest cały i zdrowy. Gdy wyszłam z ogrodu zobaczyłam że Justin właśnie wysiada z samochodu, od razu pobiegłam do niego i mocno go przytuliłam a do ucha wyszeptałam:
- Przepraszam Ci za wszystko, za to co powiedziałam i za to co zrobiłam, naprawdę przepraszam.
Chłopak stał chwilę nieruchomo a następnie zaczął kręcić się wokół własnej osi ze mną na rękach i również do ucha wyszeptał mi:
- Kochanie ja też cię przepraszam i wiem że nie powinienem mówić pewnych rzeczy, ale czasu nie cofnę, jednak mam coś na osłodę życia ale ciebie i Drewa.
Wyciągnął 3 bilety na Seszele. Gdy to zobaczyłam mocniej go przytuliłam i dałam buziaka, ale on mnie odsunął od siebie.
- Jenn mam jeszcze jedno pytanie. Kim jest dla ciebie Matt?- spytał z poważną miną.
- Matt? Matt nic dla mnie nie znaczy- gdy Bieber to usłyszał na jego twarzy zagościł wielki uśmiech i to on tym razem mnie pocałował.

*Matt*

„Matt nic dla mnie nie znaczy”- te słowa wyryły mi się w pamięci i cały czas dźwięczały mi w głowie. A usłyszałem je kiedy chciałem wyznać swoje uczucia najwspanialszej dziewczynie na świecie- Jenn. Gdy szedłem przez miasto czułem się strasznie, moje życie straciło sens a żeby tego było mało zaczął padać siarczysty deszcz. Normalnie jak w jakieś beznadziejnej telenoweli- pomyślałem. Szedłem dalej przez miasto potrącany przez przechodniów którzy uciekali przed deszczem do domów. Gdy właśnie przechodziłem przez most do głowy wpadł mi pomysł, który jak na te okoliczność wydawał mi się genialny. Przeszedłem przez barierkę, chwilę patrzyłem na wodę płynącą w dole i gdy już chciałem skończyć, usłyszałem krzyk jakieś dziewczyny:
- Chłopaku zamuliło cię?! Co ty wyprawiasz?!
- Jak to co?! Właśnie próbuję popełnić samobójstwo, ale ktoś mi w tym przeszkadza- powiedziałem bez jakichkolwiek uczuć.
- Oszalałeś, żeby popełniać  samobójstwo?! Co się takiego stało? Powiedz ale najpierw złaź jak najszybciej z tego mostu- krzyczała wyraźnie zdenerwowana.
- A po jaki kij? A i chcesz usłyszeć moją historię? Jest bardzo banalna: on ją kocha, ale ona ma męża, on będzie mieć z nią dziecko, ale pomimo tego ona nie chce z nim być tylko ze swoim mężem. Nie mam już po co żyć- odparłem nawet na nią nie patrząc.
- Z takiego powodu? No to w takim razie ja też powinnam to zrobić- powiedziała z rozbawieniem? Stanęła koło mnie gotowa do skoku. Teraz to ja byłem nieźle przerażony, najpierw mówi mi że mam zejść z mostu a następnie sama chce skoczyć.
- Dziewczyno co ty wyprawiasz?- powiedziałem tym razem ja.
- Jak to co?! Właśnie próbuję popełnić samobójstwo, ale ktoś mi w tym przeszkadza- powtórzyła moje słowa.
- Ale dlaczego?- sam nie wiem po co zadałem tak głupie pytanie.
- Ponieważ przestali produkować moje ulubione żelki, moje życie straciło sens więc co mi szkodzi mogę skoczyć- powiedziała a ja pomimo tej sytuacji zacząłem się śmiać.
- A jakie to były żelki?- spytałem tak jakbym rozmawiał na totalnym luzie w cale nie stojąc na krawędź mostu.
-Smakusie- odparła z udawanym smutkiem.
- Ja też je lubię….- chciałem coś jeszcze dodać ale przerwała mi brunetka.
- No to w takim razie mamy dwa rozwiązania: 1. Skaczemy razem gdyż nie mamy po co żyć ponieważ przestali produkować ‘Smakusie’ albo 2. Idziemy do sklepu i znajdujemy sobie nowe ulubione żelki. Ja wolę tą drugą wersje więc idziemy- powiedziała i już przechodziła przez barierkę. Gdy zauważyła że ja się nigdzie nie wybieram sama zaciągnęła mnie na chodnik, a ja byłem tak zdziwiony jej siłą, że nawet nie protestowałem.
- A tak w ogóle mam na imię Alex i pospiesz się bo nam sklepy zamkną- odparła i podała mi rękę żebym wstał.
- Matt- powiedziałem, złapałem jej rękę i wstałem z uśmiechem. Nie mogłem uwierzyć co się przed chwilą stało. Jeszcze jakieś 10 minut temu chciałem się zabić bo uważałem że moje życie nie ma sensu a teraz idę z wariatką o imieniu Alex po żelki. Tak żelki to rozmowa o nich uratowała mi życie. Brzmi dosyć głupio, prawda? A Jenn? Rozdział pt. „ Nieszczęśliwa miłości do Jenn” właśnie teraz zamknąłem  na zawsze. A przynajmniej miałem taką nadzieję…


__________________________________
Zwycięski rozdział napisany przez Kamilę ;) Przepraszam, że dodałam później, ale czekałam na więcej prac, ale się nie doczekałam, a więc równie dobrze mogłam rozstrzygnąć konkurs jeszcze przed moim wyjazdem... Jak tam mijają Wam wakacje ? ;D Dziękuję za wszystkie nadesłane rozdziały <3 WSZYSTKIE były cudowne, ale niestety mogłam wybrać tylko jeden... Zastanawiałam się nad tym przez cały wyjazd, a decyzję i tak podjęłam dopiero dziś. Jeszcze raz dzięki :) Dałyście mi sporo nowych pomysłów ;D Może wreszcie uda mi się pisać chociaż trochę częściej... XD
A i zapraszam na http://najlatwiej-jest-nienawidzic.blogspot.com/ :) Świetny blog ;D <3


Ps. Jeśli będzie kilka komentarzy to NN dodam jutro :)