Do domu wróciłem o 22:00. Miałem beznadziejną nadzieję, że
Jenn wyszła albo może już przypadkiem śpi, ale niestety moje nadzieje były
złudne. A z resztą… Tylko odwlekłbym ten cały opieprz od niej i tłumaczenie się
zmyślonymi historiami. Miałem tylko nadzieję, że nie powiem niczego co by mnie
zdradziło. Niechętnie i powoli wszedłem do kuchni, z której dochodziło światło.
-Jak było na meczu? – niby zwykłe pytanie, ale zadała je tak,
że aż przeszły mnie ciarki. Nawet na mnie nie spojrzała, tylko dalej robiła coś
przy blacie.
-Genialnie – uśmiechnąłem się wymuszenie, chociaż i tak tego
nie widziała. Usiadłem na krześle, przy stole - Jenny, słuchaj…
-Jesteś głodny? – przerwała mi, wreszcie się na mnie
odwracając i opierając się o blat. Nawet sobie nie wyobrażała jak działała na mnie
w tej krótkiej, cieniutkiej koszuli nocnej. Z trudem odpychałem od siebie myśl,
żeby posadzić ją na tym blacie i… Odchrząknąłem i poruszyłem się niespokojnie
na krześle. To nie był dobry moment na próby dobierania się do niej. Spojrzała
na mnie dziwnie.
-Nie – skłamałem – Jenn…
-Jake dziś do mnie dzwonił i powiedział, że bierze jutro
Drew do parku wodnego, bo jedzie tam ze swoją dziewczyną. Pytał czy też
jedziemy – zawiesiła na mnie spojrzenie.
-Jenny, kochanie...
-Okey. Nie ma sprawy – powiedziała uśmiechając się sztucznie
– Już mu powiedziałam, że nie będziesz mógł jechać. Ale ja jadę.
-Nie mam nic przeciwko – spróbowałem się uśmiechnąć.
Podniosłem się z miejsca i objąłem ją w talii. Nie wyrwała się, ale stała
sztywno – Małaaa – zamruczałem muskając jej szyję i wsuwając ręce pod jej
koszulę nocną.
-Zostaw – odepchnęła mnie z epickim spokojem – Jestem
zmęczona. Jeśli nie chcesz jeść, idę spać.
-O 22:00?
-Dokładnie – ruszyła w kierunku wyjścia z kuchni.
Przytrzymałem ją za rękę.
-Chyba jednak zgłodniałem – uśmiechnąłem się. Miałem
nadzieję, że może dam radę ją jeszcze udobruchać.
Uśmiechnęła się. Chwilę dałem się nawet na to nabrać.
-To sobie zrób – spróbowała mi się wyrwać, ale nie puszczałem
jej dłoni. Westchnęła.
-Nie dałaś mi nawet wytłumaczyć czemu nie było mnie tak długo
– powiedziałem gładząc jej dłoń kciukiem.
-Bo nie chcę tego słuchać – znowu spróbowała wyszarpnąć rękę,
ale trzymałem ją mocno.
-Jenn…
-Nie chcę z tobą rozmawiać – powiedziała twardo - Czy mogę
już iść spać?
-Jak bardzo jesteś na mnie zła w skali od 1-10? – zapytałem uśmiechając
się niepewnie.
-Nie bawię się w żadne skale. Puść mnie.
Pokręciłem przecząco głową i musnąłem jej usta. Nie uchyliła
się, ale zacisnęła je mocno. Przejechałem językiem po jej wargach, a później
przygryzłem dolną z nich. Odepchnęła mnie.
-Okey. Pytałeś na ile jestem zła w skali od 1-10??? Na
wystarczająco dużo, że na sex nie masz dziś najmniejszych szans, chyba, że masz
ochotę wykupić sobie jakąś dziwkę – wyrwała mi się z całej siły i ruszyła do
pokoju. W ostatniej chwili powstrzymała się przed trzaśnięciem drzwiami i
zamknęła je cicho.
Zamarłem zszokowany w miejscu i patrzyłem na drzwi, za
którymi zniknęła. Nagle usłyszałem przekręcany klucz w zamku.
-No bez żartów – powiedziałem i ruszyłem szybkim krokiem do
drzwi sypialni. Nacisnąłem na klamkę. Zamknięte – Jenn. Jenn, bez przesady.
Jenn – zacząłem mocno pukać w drzwi – Jenn, przepraszam. To nie jest śmieszne.
Wpuść mnie. Jenn. Jenny. Kochanie.
Do pokoju próbowałem dostać się jeszcze kilka minut, bez
jakiejkolwiek reakcji z drugiej strony. Oparłem się o nie plecami,
zrezygnowany. Zsunąłem się po nich. Nie zamierzałem odpuścić. Jakim prawem nie
wpuszcza mnie do naszej wspólnej sypialni?? Pukałem i pukałem, a oczy same
zaczynały mi się zamykać. Czułem się beznadziejnie. Nigdy nie była dla mnie
jeszcze taka chłodna. Wolałem jak wrzeszczała, nawet płakała… Po kłótni zawsze
przychodzi czas na godzenie się, a teraz? Jak ja niby wytłumaczę jej kolejne wyjścia,
jak ona już teraz jest na mnie maksymalnie wściekła. Nie zdołałem powstrzymać
ziewnięcia, a moje oczy zamknęły się na dobre.
*Jenn*
Mój budzik zadzwonił o 9:00. Na 10:00 umówiłam się z Jake’iem,
dlatego musiałam wstać i się przygotować. Całą siłą woli jaką posiadałam
odpychałam od siebie wszelkie myśli związane z poprzednim dniem, bo przez nie
miałam ochotę krzyczeć. Nawet nie płakać. Wrzeszczeć dopóki całkowicie nie
stracę głosu albo nie wyląduję w wariatkowie. Weszłam do łazienki. Byłam
przekonana, że Justina nie ma już dawno w domu. Na pewno ma jakieś ważne
sprawy, o których nie może mi powiedzieć. Tak mocno ścisnęłam żel pod prysznic,
że wyleciała z niego co najmniej połowa zawartości. Zaklęłam. Jak już byłam
taka głupia, żeby pieprzyć się bez zabezpieczeń jako piętnastolatka, to
przynajmniej mogłam wybrać kogoś kto nie miałby na nazwisko Bieber i nie był
taki cholernie uroczy, przystojny i idealny we wszystkim oprócz zajmowania się
własną rodziną. Uderzyłam z całej siły o ścianę prysznica, pod którym jeszcze
wczoraj się z nim kochałam. Na tę myśl pękłam. Nie wiem nawet dlaczego.
Zaczęłam szlochać. Skuliłam się i pozwoliłam, żeby zimna woda lała się na mnie
z góry. Płakałam i płakałam, ale musiałam doprowadzić się do porządku. Chwilowo
nie miałam chwili na tradycyjne użalanie się nad sobą. Szybko się ogarnęłam,
założyłam coś na siebie. Otworzyłam drzwi od sypialni. Kiedy zobaczyłam Justina
skulonego i śpiącego pomiędzy framugą drzwi, najpierw się przestraszyłam, a
później chociaż bardzo próbowałam, nie dałam rady powstrzymać uśmiechu.
Spróbowałam przez niego przyjść, ale poczułam jegp rękę na swojej nodze.
Przewrócił mnie na siebie. Mimowolnie się roześmiałam, kiedy wylądowałam na
nim, a on patrzył mi w oczy uśmiechając się szeroko.
-Zasnąłeś tu? – spytałam niedowierzając rozbawiona i
próbując się podnieść. Nie pozwolił mi.
-Musimy kupić wygodniejszą podłogę i framugę – skrzywił się
i poruszył się stękając z bólu.
Znowu się zaśmiałam.
-Pff, śmiejesz się. Jutro ty tu śpisz – wsunął mi rękę pod
koszulę nocną i musnął moje usta.
Kiedy zaczęłam się podnosić, jego uśmiech trochę przygasł,
ale na nowo rozbłysnął, kiedy zamiast całkiem wstać usiadłam na nim okrakiem.
Nie wiem dlaczego w tym momencie nie byłam już na niego ani trochę zła. Może zadziałało
na mnie to, że zasnął pod drzwiami, za którymi spałam? Albo to, że wcale
jeszcze nie wyszedł z domu? Nie potrafiłam dokładnie tego określić, ale myślę,
że on sam, cokolwiek by nie zrobił za bardzo na mnie działał. On również podniósł
się do pozyzycji siedzącej i kładąc ręce na moich pośladkach przysunął mnie do
siebie najbliżej jak to było możliwe. Z czułym uśmiechem dotknął moich włosów i
wpił się w moje usta.
-Mamo, tato, ciemu siedzicie na ziemi? – zapytał Drew
zakrywając jedną ręką oczy.
Spojrzeliśmy się na siebie z Justinem i jednocześnie
wybuchliśmy śmiechem.
-Śmiejecie się zie mnie? – zapytał chłopiec, a jego dolna
warga zaczęła lekko drżeć.
-Nie, kochanie! – szybko wywinęłam się z objęć Biebera,
podniosłam się z miejsca i prawie przewróciłama, kiedy Justin podstawił mi
nogę. Posłałam mu złe spojrzenie, a on uśmiechnął się uroczo. Kiedy odwróciłam
się do niego tyłem znowu nie powstrzymałam rozbawionego uśmiechu. Podbiegłam do
synka i wzięłam go na ręce.
-To z kogo? – zapytał, dalej powstrzymując płacz.
-Z siebie, kotku – powiedziałam muskając jego policzek –
Śmiejemy się z tego, że leżeliśmy na ziemi.
-To faktyćnie jeśt śmieśne – zachichotał chłopiec.
Uśmiechnęłam się po raz kolejny, a Justin zaczął się głośno
śmiać.
Spojrzałam na niego dziwnie, a on leżał i się śmiał.
-Podniósłbyś się Justinie – powiedziałam rozbawiona.
Pokręcił przecząco głową z rozbawioną miną.
-Nie, żebym nie chciał, ale wszystko mi tak zesztywniało, że
nie jestem w stanie się ruszyć – powiedział przybierając poker face.
Parsknęłam śmiechem, a Drew patrzył na nas spróbując
zrozumieć o co nam chodzi.
-Dlaciego tacie wszystko ześtywniało? – zapytał synek.
-Bo mamusia nie… - zaczął Jus.
-Musisz się przebrać, Drew! Zaraz jedziemy – przytuliłam mocno
synka i posłałam Justinowi gromiące spojrzenie. Uśmiechnął się.
-Jadę z wami – obwieścił.
-Napjawdę? – Drew otworzył szeroko oczy i usta ze zdziwienia
i uśmiechnął się tak jak uśmiecha się tylko wtedy, kiedy Justin mówi, że spędzi
z nami czas…
-Naprawdę – potwierdził Jus i wstał z podłogi stękając i
rozprostowując ręce, nogi i plecy – Zemszczę się – pokazał na mnie groźnie
palcem.
Wywróciłam oczami z uśmiechem.
-Jak najbardziej ci się należało – powiedziałam.
Pocałował mnie w policzek i zwichrzył czuprynkę naszego
synka.
-Idę się przyszykować – oznajmił – Ile mamy czasu?
-9 minut – powiedziałam.
W czas powstrzymał przekleństwo cisnące mu się na usta.
-Postaram się zdążyć – obiecał i zaraz zniknął w łazience.
Pomiędzy chwilą kiedy Justin wyrzucił Drew wysoko w
powietrze, a chwilą, kiedy go złapał moje serce się zatrzymało. Już na wstępie
doszłam do wniosku, że z parku wodnego zostanę wywieziona przez karetkę, z
powodu zawału serca.
-Jenny, co taka przerażona na nas patrzysz? – roześmiał się
Justin, chlapiąc mnie lekko. Byliśmy w brodziku, w części parku wodnego
przydzielonego dla dzieci, zajmując się Drew.
-A jakbyś go nie złapał? – zapytałam odsuwając się od niego.
Znowu mnie ochlapał z łobuzerskim uśmiechem, a Drew do niego
dołączył.
-Przestańcie! – pisnęłam rozbawiona i zaczęłam im oddawać – Odpowiedz
mi, Jus.
-Wpadłby do wody. Nic by się nie stało, kochanie. Spokojnie –
odpowiedział z uśmiechem.
Westchnęłam, a on postawił Drew, któremu woda sięgała prawie
do ramion i złapał moją dłoń. –Zmiennicy przyszli – wskazał głową na Nicka i
Kelly, którzy szli w naszym kierunku – Drew, zostaniesz chwilkę z ciocią i
wujkiem?
Chłopiec pokiwał energicznie głową.
-Wujku!!! – zawołał z uśmiechem przedzierając się przez
wodę.
Patrzyliśmy na niego czule i z rozbawieniem.
Justin objął mnie w pasie.
-Idziemy na zjeżdżalnie? – wskazał głową olbrzymią rurę,
która ani trochę nie wyglądała jak dla mnie zachęcająco.
Skrzywiłam się, a Jus się roześmiał.
-Zjechalibyśmy raaaazem – objął mnie od tyłu i położył brodę
na moim ramieniu.
-Nie ma mowy. Ja tam nie idę – pokręciłam przecząco głową.
-Nie musisz iść – coś w słowach, które wypowiedział
nakazywało mi ‘uciekaj!!!’. Szkoda tylko, że ich nie posłuchałam. Zanim
zdążyłam zareagować Justin wziął mnie na ręce.
-No to właśnie ‘lecisz’ na zjeżdżalnię – oznajmił.
-Nie! Puszczaj! – powiedziałam spanikowana i próbowałam
spowrotem znaleźć się na ziemi. Ludzie zaczęli dziwnie na nas patrzeć. Jeszcze
dziwniej niż wcześniej.
Biebs się roześmiał.
-Przestań się wyrywać, bo wyglądasz jak flądra, a ja mogę
cię nie utrzymać i wylądujesz twardo na podłodze – wyjaśnił.
-Nie idźmy tam – powiedziałam błagalnie.
-Och, jak cieszę się, że też chcesz iść. Nie ma sprawy. Oczywiście,
że pójdziemy – musnął moje usta, przyspieszając kroku.
___________________________
Co sądzicie ? :) Jeśli macie jakieś propozycje co do tego co mogłabym dalej pisać to piszcie w komentarzach ;D Dziś znowu pisanie mi się podoba i mam wrażenie, że mam pomysły na dalsze losy tego opowiadania, bo mam dobry humor, ale nie wiem ile to będzie trwało ;P A każde wasze pomysły pomagają mi w pisaniu :)
Ktoś pytał czy mam twittera. xD A więc, tak, mam: @IiThinkSoo ;)