poniedziałek, 22 sierpnia 2011

II rozdział 5

Jenn w szpitalu leżała już ponad tydzień. Dzięki Bogu jej stan poprawiał się z każdym dniem. Przez większość czasu siedziałem przy niej rozmawiając i starając się, żeby czuła się jak najlepiej i żeby za bardzo się nie nudziła. Swoją dalszą część trasy przełożyłem na późniejszy termin. Przecież nie mogłem jej zostawić w takim stanie samej. Kiedy po raz kolejny zawitałem w szpitalu (w sumie to praktycznie go nie opuszczałem) okazało się że to tylko kwestia kilku dni żeby Jenn wyszła ze szpitala. Szczęśliwy pobiegłem do jej Sali, w której siedział Scooter. Śmiali się.
-Hej – rzuciłem - Co was tak bawi?
-Nic, nic. Wspominamy twoje kocerty - zaśmiała się Jenn. - Na przykład ten na którym spadły ci spodnie.
-Bardzo śmieszne - powiedziałem z sarkazmem, po czym sam się zaśmiałem. - Podobało ci się to, co? - uśmiechnąłem się łobuzersko w stronę Jenn, a Sccot poskromił mnie wzrokiem. Znowu się zaśmiałem - A jak się dziś czujesz, Jenny? - spytałem muskając policzek bladej dziewczyny, która z pewnością wyglądała coraz lepiej.
-Nie jest źle. Z każdym dniem czuję się silniejsza - odpowiedziała.
-To świetnie - przytuliłem ją czule.
-A gdzie jest Drew? - spytała.
-Z babcią – uśmiechnąłem się - Przyjadą za jakieś pół godziny, kotku.
-Świtenie. Stękniłam się za nimi.
-A za swoim mężem się nie stęskniłaś?
-Nie.... – powiedziała, a ja zrobiłem obrażoną minę. - Jasne, że tak, kochanie - podszedłem do niej, a ona cmoknęła mnie w usta.
-To może ja nie będę przeszkadzać - rzucił Scoot i wyszedł pospiesznie z sali.
Jenn uśmiechnęła się do mnie czule. Odwzajemniłem uśmiech i usiadłem obok niej na łóżku.
-Kiedy zaczynasz trasę? - spytała dziewczyna od razu pochmurniejąc.
-Za dwa tygodnie - odpowiedziałem - Obstawiam, że ze szpitala wypuszczą cię najpóźniej pojutrze... Jakiś dzień po twoim opuszczeniu szpitala wrócilibyśmy do domu. Zostałbym z wami trochę czasu... Wiem, że to nie dużo, ale zawsze - pocałowałem czule jej usta.
-Dziękuję, że się starasz - dziewczyna spojrzała na mnie z wdzięczonośćią.
-Nie ma za co, słonko - odpowiedziałem.
Chwilę póżniej do sali weszła mama z Drew. Mały podbiegł do swojej mamusi i uściskał ją.
-Jak się czujesz, mamuś? - zapytał jej.
-Lepiej kochanie – zapewniła go Jenn.

JENN:

Zaraz po małym i Pattie, do sali wszedł lekarz. Wygonił wszystkich i powiedział, że musi zrobić mi badania, których wyniki pokażą, kiedy będę mogła wyjść ze szpitala. Tak bardzo chciałam się już stąd wydostać. Nie. Nie czułam się dobrze. Chyba co pięć sekund wirowało mi w głowie i czułam mdłości. Co do głowy to wgl nie przetawała mnie boleć i zaczęło mi się to już wydawać codziennością. Ale chciałam już stąd wyjść. Bardzo chciałam. Znowu położyć się w łóżku, w domu... obok Justina, kiedy Drew śpi słodko w pokoju obok.
Wescthnęłam. Lekarz się do mnie uśmiechnął i wbił igłę w moją rękę, żeby pobrać mi krew. Kiedyś bałam sie strzykawek i igieł, ale teraz... Chyba zdążyło mi to już zrobić się obojętne. Przecież nie mogłam trząść się ze strachu jakieś pięć razy dziennie. Niby byłam tu dopiero coś ponad tydzień, ale czułam, jakbym spędziła tu całe życie. Nienawidziałam tej monotonii codziennego budzenia się w tym samym miejscu i nie ruszanai się z niego przez cały dzień. Lekarze raptem dwa razy pozwolili mi się przejść po szpitalu, kiedy przez cały czas byłam podtrzymywana przez Biebera. Nienawidziłam się za to, że wtedy, kiedy zobaczyłam Justina z inną emocje mnie aż tak poniosły... Nasz wyjazd miał wyglądać całkiem inaczej... Gdybym tak nie zareagowała wszystko potoczyło by sie inaczej. Bawilibyśmy się na koncercie Justina w Paryżu, czy w Rzymie. Bieber nie musiałby przerywać trasy, przez mój wypadek. Wszyskto byłoby jak powinno. I pomyśleć,że to wszystko przez jakąś idiotkę od Golden Ticket.
-O czym myślisz kochanie? - zapytał Justin wchodząc do sali, po wyjściu lekarza.
-Nic, nic - słamałam.
-Mnie nie oszukasz, Jenn - zmrużył oczy.
-Napradę, nic takiego. Nie powinieneś iść do hotelu? Już późno – zmieniłam temat.
-Wyganiasz mnie?
-Niee...    
-W takim razie nigdzie się nie ruszam - mrugnął do mnie i znowu usiadł obok.
-Justin... Na pewno jesteś zmęczony i wgl...
-Oj tam. Daj spokój. Czemu chcesz się mnie pozbyć? - uśmiechnął się pytająco Bieber.
-Nie chcę... Po prostu się o ciebie troszczę.
Justin musnął moje usta.
-Śpię dziś z tobą - obwieścił.
-Że co?? - spytałam zszokowana.
-Lekarze się zgodzili - wyszczerzył się Biebs.
-Na jednym łóżku?? Myślisz, że się zmieścimy? - spytałam powątpiewająco, ale bardzo spodobała mi się perspektywa posiadania przy sobie Justina w nocy. Bieber spojrzał krytycznie na niewygodne łóżko.
-Nie mamy wyjścia. Śpię z tobą i kropka - uśmiechnęłam się mimowolnie - Wiedziałem, że jesteś chętna - zabawnie poruszył brwiami.
-Justin! To szpital - trzepnęłam go w głowę.
-No dobra, dobra. Bo się rozmyślę - ściągnął buty, a ja zrobiłam mu miejsce. - Nieee... jednak się nie rozmyśle - wyszczerzył się i położył się obok mnie.
Justin przytulił mne uważając na moją kroplówkę. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i zasnęliśmy.

Obudził mnie lekarz wchodzący do sali. Spojrzałam czule na nadal śpiącego Justina. Tego dnia czułam się naprawdę dobrze. Bieber miał na mnie magiczny wpływ.
-Jak się dziś czujesz? - spytał cicho lekarz, żeby nie obudzić Biebera.
-Naprawdę dobrze - uśmiechnęłam się.
Młody lekarz się ucieszył.
-To świetnie. Zdaje mi się, że możemy cię dziś wypisać.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Suuuper - powiedziałam przeszczęśliwa.  
Justina obudziła nasza rozmowa i przetarł zaspane oczy.
-Coś mnie ominęło? - spojrzał najpierw na mnie, a później na lekarza.
-Wychodzę dziś ze szpiata - pisnęłam radośnie. Dawno tak bardzo się nie cieszyłam.
Usta Justina rozjaśnił szeroki uśmiech, żeby po chwili wpiły się w moje, z wielkim uczuciem. Lekarz wycofał się z sali zanim skończyliśmy pocałunek.

Na wózku zostałam wyprowadzona ze szpitala. Upierałam się, że mogę iść, ale oczywiście nikt nie chciał mnie słuchać. Wiem, że robili to z troski, ale… czasem denerwowało mnie to, że ludzie próbują uszczęśliwiać mnie na siłę i twierdzą, że dużo lepiej niż ja wiedzą, co jest dla mnie dobre.
Jakieś pół metra do samochodu pozwolili mi przejść o własnych siłach, ale oczywiście kazali Justinowi mnie asekurować… Dlaczego oni nie mogli zrozumieć tego, że próbuję normalnie funkcjonować, żeby wszystko było, jak dawniej??
Po krótkim czasie dojechaliśmy do hotelu, w którym bardzo dawno mnie nie było.
Bieber oczywiście pomógł mi wysiąść z auta i kazał mi się o siebie podpierać do samej windy. Nie chciał nawet słuchać, że mogę iść sama.
-Jeśli mnie w tym momencie nie puścisz to idę schodami! – wrzasnęłam.
Justina bardzo zdziwił mój wybuch…. Po chwili wahania puścił mnie, a ja się lekko zachwiałam. Zamierzał znowu mnie złapać.
-Tylko spróbuj – zagroziłam.
Podparłam się o ścianę, żeby złapać równowagę.
Po chwili stałam już o własnych siłach.
-Jeśli chcesz, żebym do końca życia została kaleką, to proszę bardzo. Pomagaj mi. Ale ja chcę nauczyć się na nowo normalnie żyć – powiedziałam patrząc mu w oczy.
Pocałował mnie czule w ustach.
Chyba zrozumiał…
-Ja się o ciebie po prostu martwię, Jenny… - odezwał się cicho, kiedy wchodziliśmy do pustej windy.
-A ja to rozumiem. Ale traktuj mnie tak, jakby nic się nie stało. Proszę. Bardzo mi na tym zależy.
Justin spojrzał na mnie smutno.
-Spróbuję – obiecał i pocałował mnie.
Jego język niepewnie wsunął się do moich ust.
Motyle w moim brzuchu wariowały. Tak dawno tego nie czułam…
Nie chciałam się do tego przed sobą przyznawać, ale… żałowałam, że tak szybko dojechaliśmy na nasze piętro.
W naszym apartamencie czekała na nas Pattie z malutkim Drew.
Chłopczyk wskoczył mi na ręce. Wydawał mi się taki ciężki…
Westchnęłam. Nie chciałam myśleć o tym jaka teraz jestem słaba.
Pocałowałam synka w czółko i odstawiłam na ziemię.
-Wylatujemy jutro o 14:00. Dasz radę, mała? – spytał mnie Justin.
Skinęłam głową.
-Jasne – uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam – Kocham cię i nie martw się. Naprawdę czuję się dobrze – powiedziałam mu na ucho i musnęłam jego policzek.
-A ze mną się nie przywitasz, Jenn? – spytała Pattie.
Puściłam Biebera i przytuliłam Pattie.
-Dziękuję, że zajmowałaś się Drew – powiedziałam. Byłam jej bardzo wdzięczna.
-Nie ma za co, kochana – zapewniła.
-Oj, jest – uśmiechnęłam się do niej – A teraz, jeśli pozwolicie wezemę dłuuugą, relaksującą kąpiel.
-Jasne, jasne. Leć – Justin musnął moje usta. Dlaczego z każdym dniem kochałam go coraz bardziej? – Ale wiesz… Może bym się tam do czegoś przydał… Na pewno dasz radę sama się wykąpać?
Uderzyłam go w rękę, a on się zaśmiał.
-No serio pytam – jego wyraz twarzy był poważny, ale w oczach widziałam łobuzerskie ogniki.
-Dziękuję za troskę, ale nie – mrugnęłam do niego.
-Na pewno? Bo ja…
-Cicho bądź, głupku! – teraz ja się zaśmiałam – Nie kombinuj – pocałowałam go, a Pattie poszła z małym do kuchni, mówiąc mu, że ma dla niego ciasteczka.
-Ale tak dawno nie…
-Justin. Jestem zmęczona.
-Sama mówiłaś, że mam cię traktować, jakbyś była zdrowa.
Wywróciłam rozbawiona oczami.
-No dobra. W porządku. Rozumiem. Nie powinienem naciskać, ale powtarzam jeszcze raz, że mógłbym ci pomóc i czy na pewno możesz być tam sama – znowu wywróciłam oczami – Czemu nie wierzysz w moje dobre intencje??
-Bo cię znam? – uniosłam brwi, nie potrafiąc się nie uśmiechać.
-Okay. Punkt dla ciebie. Ale, żebyś sobie nie myślała, że tak łatwo się mnie pozbędziesz, jak wrócimy do domu.
-W domu to inna sprawa… - uśmiechnęłam się niepewnie, a on namiętnie pocałował przyciskając mnie do ściany.

Weszłam do wanny. Zanużyłam się w gorącej wodzie. Tego mi było trzeba…
-Tylko się nie utop – usłyszałam zza drzwi głos Justina.
-Spróbuję – obiecałam.
-A jakby trzeba było ci…
-Justin!
-Okey, okey. Żartuję. Droczę się z tobą.
-To przestań, spadaj i zrób coś pożytecznego.
-Np.?
-Pooglądaj telewizję?
Bieber wybuchnął śmiechem.
-Taa. To jest rzeczywiście pożyteczne.
-Wiem, wiem. A teraz zostaw mnie samą na chwilę. Proooszę.
-Nie ma sprawy. Ej, lubisz budyń? Obczaiłem, że tu jest. Chcesz? Mogę ci zrobić.
-Ty masz ADHD. Pięciu minut wysiedzieć nie potrafisz.
-Amerykę odkryłaś. Po czterech latach naszego związku dopiero teraz to zauważyłaś??
Zaśmiałam się.
-No idź rób ten budyń. Błagam daj mi chociaż 10 minut.
-Dobra… Okey… W porządku – odszedł od drzwi.
Odetchnęłam.
Kochałam go, ale czasem naprawdę potrafił być denerwujący.

________________________
Aaaa!!! Dziękuję za 20 komentarzy!!! <3 Kocham Was :* i przepraszam, że tak długo nie dodawałam.... 20 komentarzy to nowy rekord :D Dziękuuuję :) 
Jutro albo pojutrze wyjeżdżam i wracam w sobotę. NN postaram się dodać najszybciej, jak będę mogła ;)
Z dedykacją dla @lovechrisbeadle <3

12 komentarzy:

  1. Nienawidzę rozdziałów, w których słychać myśli Justina. Nie wiem czemu, ale ten początek z Biebsem był tragiczny. Dopiero kiedy wróciła Jenn to znowu zaczęło mi łomotać serce, jak to zawsze jest przy tych słowach. < 3 Przy twoich słowach. Kurwa, bardziej najzajebistrzego, to się nie dało ? < 33
    our-mystery-our-secret.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejjj ..!!! No dlugo to piszesz HaHa ale lubie czytac .! @Domciulka

    OdpowiedzUsuń
  3. zajebiste z tym budyniem :D nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu :D

    OdpowiedzUsuń
  4. @lovechrisbeadle22 sierpnia 2011 20:50

    buaha, BUDYŃ! dziękuję za dedykację <333 ;** Jesteś the best :D

    OdpowiedzUsuń
  5. suuperowooooooo ! swietne opowiadanie !
    wracaj szybko

    OdpowiedzUsuń
  6. Booooooooooosko.!! :D:D <33
    proszę o dedyk na kolejnym :)

    @GosIaaCzekk

    OdpowiedzUsuń
  7. Super ! Postaraj sie dodać sobota-niedziela !

    OdpowiedzUsuń
  8. super rozdział :D
    ej , już jest niedziela a ty dalej nie dodałaś NN ! nie ładnie , nie ładnie :P @i@ueenBieber

    OdpowiedzUsuń
  9. Wróciłam !! Zapraszam na kolejny rozdział na http://love-story-j-b.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  10. jeju, dziewczyno ja Cię kocham! i mówię tu serio bo Twój blog jest świewtny :D może tylko trochę pracy nad formą bo treść jest boska! <3 pisz, pisz, pisz, czekam na następny ! jesteś świetna ! :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Zajebiste całe opowiadanie znalazłam je dzisiaj a już tu jestem i dzisiaj mam zamiar je całe przeczytac <3 Aww.. Najlepszy blog jaki czytałam a było tego na prawdę sporo .. :D Zajebisty ! <3

    OdpowiedzUsuń