Po około godzinie, która wydawała mi się wiecznością zobaczyłem, że drzwi od sali operacyjnej się otwierają. Zza nich wywieziono Jenn na szpitalnym łóżku, podłączoną do mnóstwa kropówek i kabelków. Większość jej ciała była owinięta bandażami, nadal była przerażająco blada. Ten widok był okropny. Podbiegłem do lekarza, który wyszedł ostatni.
-Co z nią? - zapytałem zdenerwowany.
Lekarz spojrzał na mnie dosyć smutno.
-Nie jest źle.... - powiedział, po chwili ciszy - Zdaje się, że odniosła więcej obrażeń zewnętrznych niż wewnętrznych.
-To dobrze? – spytałem z nadzieją.
-Powiedzmy, że tak - odpowiedział lekarz.
-Czemu ‘powiedzmy’?? Ale życie nie jest zagrożone? - pytałem zdenerwowany.
Bałem się usłyszeć odpowiedzi.
-Nie. Było, ale teraz jej stan jest raczej stabilny.
-A kiedy będę mógł do niej wejść??
-Powiem ci - obiecał lekarz i poszedł dalej, w stronę, w którą zmierzał.
Trochę uspokojony usiadłem na zimnej podłodze i oparłem głowę o ścianę. Tak przesiedziałem, patrząc się w sufit do godziny 8:00, kiedy zleciało się pół ekipy, czyli: Kenny, Dann, mama z Drew, itd. Wziąłem synka na kolana, który zaczął mnie pytać gdzie jest mama i czy może do niej iść. Chociaż wiedziałem, że jej stan już jest stabilny i tak starałem się, aby ponownie nie wybuchnąć płaczem, chociaż wiedziałem, że nikt nie miałby mi tego za złe. Po chwili przyszedł do nas lekarz. Powiedział, że Jenn się na chwilę obudziła, ale, że teraz chyba znowu jest nieprzytomna... Pozwolił mi do niej na chwilę zajrzeć. Powiedział też, że lepiej, żeby mały tu został, że zobaczenie matki w takim stanie byłoby dla niego zbyt traumatyczne. Musieliśmy długo tłumaczyć to chłopczykowi, ale w końcu, ze łzami w oczach zgodził się poczekać na mnie przed salą. Wszedłem do Jenn. Chociaż widziałem ją już w gorszym stanie i tak zrobiło mi się słabo, kiedy ją zobaczyłem. Usiadłem na krześle, obok jej łóżka. Złapałem delikatnie jej rękę, uważając, żeby przypadkiem jej czegoś nie zrobić.
-Jenny... Wiesz... - byłem ne 99,99% pewny, że ona mnie nie słyszy, ale i tak chciałem jej wszystko wyjaśnić -Ta dziewczyna... To była fanka... Od Golden Ticket... Nie wiem, jak mnie znalazła... Jenn... Przepraszam.. Nigdy nie mógłbym cię więcej zdradzić... Wiem, że wtedy, z Seleną... straciłem trochę twoje zaufanie, ale...
-Czyli mam rozumieć, że wpadałam pod samochód całkiem bez powodu? - usłyszałem słaby, rozbawiony głos wydobywający się z ust mojej żony, chociaż oczy dalej miała zamknięte i nic więcej nie wskazywało na to, że jest przytomna.
-Pójde po lekarza... - zaofiarowałem i wstałem z krzesła.
-Nie, Justin, zostań - poprosiła.
-Nie, Justin, zostań - poprosiła.
-Dobrze kochanie... - delikatnie pogłaskałem ją po policzku - Mamo! - krzyknąłem.
-Justin, nie krzycz - poprosiła Jenn, cicho.
-Przepraszam - powiedziałem. W tej samej chwili pojawiła się Pattie.
-Tak, synku? - zapytała. Chyba nie zauważyła, że Jenn się obudziła.
-Zawołaj lekarza – poprosiłem - I przyprowadź Drew - dodałem po chwili. Wiedziałem jak on to przeżywa, więc stwierdziłem, że dobrze by było jakby chociaż przez chwile porozmawiał ze swoją mamą. Chłopczyk, po chwili przyszedł do nas z moją mamą. Patrzył na Jenn rozszerzonymi ze strachu oczami.
-Drew... Malutki - wyszeptała Jenny i uchyliła oczy.
Chłopczyk podbiegł do mamy i przytulił ją najdelikatniej, jak potrafił. Jenn pocałowała go w główkę.
-Jak się ciujeś mamuś?? - spytał synek, z drżącą wargą.
-Dobrze, kotku - powiedziała Jenn, słabo - Nie martwcie się o mnie - spróbowała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wyszło.
Widać było, że rozmowa z nami bardzo dużo ją kosztuje. Po chwali przyszedł lekarz i wygonił nas, mówiąc, że Jenn musi odpoczywać. Znowu pozostało mi siedzenie przed salą i czekanie. Po kilku minutach mnie olśniło. Podszedłem do Scootera, który również rano przyjechał do szpitala.
-Odwołaj koncert… - poprosiłem.
-Już to zrobiłem - uśmiechnął się pocieszająco i poklepał mnie po ramieniu.
-Dzięki Scoot. Jesteś the best - przytuliłem go. Chociaż czasem się kłóciliśmy, był dla mnie jak ojciec.
-Wiem - zaśmiał się. - Ma się to coś. A jak z Jenn? - zapytał zmieniając temat.
-Odwołaj koncert… - poprosiłem.
-Już to zrobiłem - uśmiechnął się pocieszająco i poklepał mnie po ramieniu.
-Dzięki Scoot. Jesteś the best - przytuliłem go. Chociaż czasem się kłóciliśmy, był dla mnie jak ojciec.
-Wiem - zaśmiał się. - Ma się to coś. A jak z Jenn? - zapytał zmieniając temat.
-Niby stan jest stabilny, ale widać, że jest strasznie wykończona. - uśmiechnąłem się smutno i odszedłem z powrotem do Drewa, który siedział na krześle i zawzięcie grał w coś na moim iPhonie.
-Co tam synku? - uśmiechnąłem się do niego.
-Nić - wzruszył ramionami, nie odrywając oczu od telefonu.
-Co robisz? - spytałem go.
-Gjam - odpowiedział wymijająco.
-No, dobrze. W takim razie ci nie przeszkadzam - powiedziałem.
-Tatuusiuu? - odezwał się do mnie po chwili.
-Tak, Drew?
-Mama będzie ziyja, pjawda? - oderwał wzrok od iPhona i spojrzał mi w oczy.
-Będzie - przytuliłem go do siebie.
-Obieciujeś?
Wescthnąłem, strając się zapanować nad łzami napływającymi mi do oczu.
-Obiecuję.
-Tatuś… głodny jećtem. - powiedział mały. Zaśmiałem się i poczochrałem go po włoskach.
-Chodź - wziąłem go na ręce. - Tatuś kupi ci coś to jedzenia, dobrze? - skierowałem się w stronę bufetu.
-Tjak - odparł Drew szczerząc się. Zdecydowanie polepszył mu się humor. Kiedy byliśmy na miejscu zapytałem na co ma ochotę.
-Batjona - odparł pewny.Westchnąłem. Dobrze, że Jenn tego nie widzi.
-Chodź - wziąłem go na ręce. - Tatuś kupi ci coś to jedzenia, dobrze? - skierowałem się w stronę bufetu.
-Tjak - odparł Drew szczerząc się. Zdecydowanie polepszył mu się humor. Kiedy byliśmy na miejscu zapytałem na co ma ochotę.
-Batjona - odparł pewny.Westchnąłem. Dobrze, że Jenn tego nie widzi.
-A na jakiego batona masz ochotę?
-Z czekoladą - wyszczerzył się znowu. Co jak co, ale zamiłowanie do czekolady to ma po mnie. Kupiłem mu upragnionego batonika i soczek, i wróciliśmy pod salę.
-Justin. Czym ty karmisz Drewa? - spytała z wyrzutem Pattie.
-Ymmm... Mamo. Daj spokój. Jego mama miała wypadek. Niech zje raz coś niezdrowego. Co? Miałem mu brokuły kupić??
Zauważyłam, że Pattie ledwo powstrzymała śmiech i żeby to ukryć odwróciła się mówiąc, że idzie do łazienki.
-Cio to bjokujy? - spytał mały.
Zaśmiałem się
-Takie zielone warzywa... Czy coś. Przypominują troszkę takie miniaturki drzew - wiem. Byłam mistrzem w tłumaczeniu.
-Bleee - skrzywił się chłopiec.
-Nie. Pycha - skłamełem. Czemu miałem mu to obrzydzać? To, że ja ich nie lubiłem, nie znaczy, że on ich nie polubi...
-Kjamieś - stwierdził synek, a ja znowu się zaśmiałem. Strasznie żałowałem, że mogę spędzać z nim tak mało czasu... Obiecałem sobie, ze to się zmieni. Taa... Który raz?
Dopiero w szpitalu tak naprawde zauważyłem jak wiele mnie ominęło. Jenn rezygnowała ze studiów, ze spotkań z przyjaciółmi dla naszego synka. Ja w tym czasie chodziłem na imprezy, gale z różnymi sławami, nagrywałem, koncertowałem. W tym czasie mój synek zaczął mówić, chodzić. A ja nie mogłem być tego świadkiem. Bardzo tego żałowałem. Moje rozmyślania przerwała mama oznajmiająca, że wróciła.
-Mamo, może weźmiesz Drew do hotelu, żeby odpoczął, przespał się, zjadł coś normalnego? Przy okazji sama odpoczniesz... – zaproponowałem.
-No nie wiem... - powiedziała niepewnie Patie.
-Wiesz, wiesz. Idźcie. Już długo tu siedzicie.
-A ty, Justin? To TY długo tu siedzisz. Ty idź - niemal błagała mama.
-Nie. Już mówiłem. Nigdzie się stąd nie ruszam. Dopiero z Jenn.
Nie zamierzałem zmieniać moich planów. Będę tu siedział przy Jenny, do czasu, kiedy ona wyjdzie ze mną.
-Justin, tak nie można. Skąd masz wiedzieć kiedy ona wyjdzie? Ty się tu wykończysz, synku. Ty przecież nic nie jesz. Jesteś bledszy od Jenn. Chyba ona będzie czekała, aż ty wyjdziesz ze szpitala - powiedziała.
Zajrzałem do sali, gdzie Jenn słodko spała.
-Dobra - spojrzałem na zegarek. Była 14:00. - Będe o 19:00. Jakby się obudziła to powiedz, że przyjdę, dobrze? - mama pokiwała głową na tak.
-Chodź synek, jedziemy do hotelu - wziąłem go na ręce.
-Ale wrócimy do mamy później? - zapytał.
-Tak, ale wieczorem - pożegnałem się ze wszystkimi i wziąłem samochód Kenny’ego. Ruszyliśmy z Drew do hotelu. Bez przerwy myślałem o Jenn i nie potrafiłem się na niczym skupić. Kilka razy ktoś na mnie trąbił, ale nawet tego nie zauważałem. Dojechaliśmy. Wziąłem synka na ręce i poszliśmy do mojego apartamentu. Zostawiłem Drew przy telewizorze i poszedłem pod prysznic. Nie zdążyłem się nawet jeszcze wykąpać po moim koncercie... Kiedy zobaczyłem się w lustrze, aż rozbolał mnie brzuch. To naprawdę ja...? Mogłem tak strasznie się zmienić w ciągu kilkunastu godzin? Moje oczy były strasznie podkrążone, a w tym, co mówiła mama, że byłem bledszy od Jenn... Nie miałem co do tego zastrzeżeń. Wyglądałem strasznie. Moje zawsze, iedealnie ułożone włosy były w nieładzie... Ugh. Miałem dośc patrzenia na siebie. Wszedłem pod prysznic i poleciał na mnie strumień zimnej wody. Bardzo dobrze mi to zrobiło. Po kilkunastu minutach wyszedłem z pod prysznica i ubrałem się w czyste ubrania. Wróciłem do pokoju. Drew zasnął przed telewizorem. Wyłączyłem urządzenia, a Drew przeniosłem na łóżko i przykryłem kocem. Z torby wygrzebałem suszarkę i z powrotem poszedłem do łazienki. Kiedy już moje włosy wyglądały jak powinny położyłem się obok Drew i usnąłem. Obudziłem się o 18:45. Ucałowałem nadal śpiącego synka w czółko, poprosiłem jednego z moich tancerzy aby zaglądał do niego co jakiś czas i pojechałem do szpitala. Na samym wejściu dowiedziałem się, że Jenn znowu jest nieprzytomna i jej stan nagle się pogorszył. Byłem wściekły na siebie, że dałem się namówić na wyjazd.
-Justin... Przestań się o wszystko obwiniać - powiedziała stanowczo Pattie.
Udałem, że tego nie słyszę.
-Mamo. Teraz ty jedź odpocząć.
Pattie spojrzała mi w oczy.
-Ale wrócę niedługo...
-Jak chcesz - wzruszyłem ramionami - Ja tu będę.
Matka, chociaż niechętnie opuściła szpital. Ja znowu siedziałem.... czekałem, co wykończało mnie psychicznie... Ten ciągły niepokój... Wszedłem na twiittera, z iPhone'a i napisałem: 'Please. #PrayForJenn .' Miałem nadzieję, że modlitwy jej pomogą... Tak chciałem, żeby to wszystko, było tylko snem…
Oczywiście zaraz #PrayForJenn pojawiło się w Trendic Topic, ale jakoś szczególnie mi na tym nie zależało. Zależało mi tylko na tym, żeby Jenn w końcu wyszła z tego jebanego szpitala i żeby wszystko było, jak dawniej. Po kilku minutach użalania się nad sobą zobaczyłem tego samego lekarza, który operował Jenn.
-Co z nią? - zapytałem znowu chowając twarz w dłoniach.
-Jej stan znowu się ustabilzował - powiedział lekarz - Ale niestaty, ciagle nie ma poprawy...
Kurde. Znowu zacząłem ryczeć. Tak cholernie się o nią bałem... Lekarz poszedł dalej, a ja wróciłem do mojej starej czynności: siedzenia i użalania się nad sobą. Po chwili zobaczyłem, że ktoś idzie w moją stronę. Tą osobą była… Selena. NAPRAWDĘ NIE MIAŁEM OCHOTY SIĘ Z NIĄ TERAZ WIDZIEĆ. Podeszła do mnie.
-Przykro mi Justin... - powiedziała cicho. Jej oczy też wyglądały na zapłakane.
-Co tu robisz? - spytałem sucho.
-Nigdy się z nią nie dogadywałem, ale...
-Oj, przestań. Idź stąd. Nie chce mi się z tobą gadać - dziewczyna popatrzyła na mnie swoimi, brązowymi oczami - Selena. Naprawdę nie mam ochoty na kolejne szopki.To nie jest miejsce, ani czas na takie rzeczy. Więc proszę cię, wyjdź i zostaw mnie w spokoju - Selena znowu na mnie popatrzyła. W jej oczach krył się smutek...i ŻAL?! Wstała, rzuciła do Dana, który wciąż tu był, krótkie "cześć", po czym wybiegła ze szpitala. Byłem ciekawy skąd ona się tu wzięła, ale nie miałem czasu, ani nawet ochoty jakoś szczególnie nad tym rozmyślać. Wstałem i podszedłem do automatu z napojami. Kupiłem dwie kawy. Dla siebie i dla Dana. Wróciłem pod salę i wręczyłem mu jedną.
-Dzięki - powiedział i upił łyk.
-Nie ma sprawy - opadłem na krzesło i zacząłem pić swoją kawę. - Myślisz, że z tego wyjdzie? - spytałem niepewnie Dana, w pewnym momencie.
Chwilę nic nie mówił.
-Musi, Justin. Musi - odpowiedział.
Westchnąłem. Dan miał rację. Ona MUSI z tego wyjść. Dla mnie... dla Drew... Dla wszystkich, którym na niej zależy, a tych osób było naprawdę dużo. Jenn była niesamowitą osobą i jej życie nie mogł skończyć się ot tak... i to z głównie mojego powodu. Nadeszła 23:00, więc "wygoniłem" Dana ze szpitala. W końcu on też musiał spać i jeść, bo cyborgiem to on raczej nie był. Lekarz, który niedawno przejmował zmianę pozwolił mi na chwilę wejść do Jenn. Nie mogłem przepuścić takiej okazji. Znowu zrobiło mi się ciężko na sercu kiedy ją zobaczyłem...
-Justin. Ciągle tu siedzisz? - spytała, ledwo słyszalnym głosem. Podszedłem do niej bliżej. Zdziwiłem się, że jest przytomna.
-Lekarze wiedzą, że się obudziłaś? - zapytałem.
-A, bo ja wiem? O niczym im nie mówiłam - na ustach Jenny pojawił się prawie niezauważalny uśmiech.
-Kocham cię mała. Trzymaj się - musnąłem jej policzek, najdelikatniej, jak potrafiłem.
-Będę żyła. Tak myślę - znowu spróbowała się uśmiechnąć.
Zauważyłem, że z każdym wypowiedzianym słowem, stawała się coraz słabsza.
Poczekałem, aż Jenn zaśnie. Potem położyłem głowę na skraju łóżka i również zasnąłem. Obudził mnie lekarz, robiąc poranny obchód. Wygonił mnie pod pretekstem spisania wyników czy coś. W tym czasie zszedłem do bufetu i kupiłem jakąś bułkę i kolejną kawę. Nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo byłem głodny. Pod salą zastałem mamę i Drew.
-Tatuś! - podbiegł do mnie i przytulił się do mojej nogi. Wziąłem go na ręcę i przytuliłem. Mama uśmiechnęła się na ten widok.
-Cio z mamusią? - zapytał.
-Lepiej. - uśmiechnąłem się smutno i posadziłem go sobie na kolanach.
-To dobzie - powiedział mały, patrząc na mnie swoimi, poważnymi oczkami. Potargałem mu, z uśmiechem włosy i mocno do siebie przytuliłem.
_______________________________
Tadadadam.! xD A tak wgl to pisać to dalej ? Z każdym rozdziałem jest coraz mniej komentarzy...
Ten rozdział, jak i poprzedni napisałam wspólnie z @lovechrisbeadle ;) Zapraszam na jej bloga <3 http://you-just-gotta-belive-in-love.blog.onet.pl/ :) I zapraszam też do czytania http://u-dont-believe-me.blogspot.com/ o dalszych losach Drew xD ;)
pissszz dalej XDD ciekawa byłam co będzie dalej. buahaha xDD dzięki za kolejny dedyk
OdpowiedzUsuńŚwieeetne.!! <3 Kocham twojego blogaa. !! Czytałam też twoje inne blogi i też są fantastyczne.!
OdpowiedzUsuńDopiero zaczynam, ale zapraszam.
www.forever-your-jb.blogspot.com
Bardzo proszę, bo na prawdę chciałabym, żeby ktoś też czytał i komentował mojego bloga. ;)
dziewczyno co ty ze mną robisz???
OdpowiedzUsuńczytam KAŻDY twój blog i zawsze przeżywam to, co główni bohaterowie <333
po prostu ubóstwiam cię <3
jeśli masz twittera skontaktuj się ze mną:
@Naaatalkaa
lub masz adres mojego bloga
http://jasmine-justin-love-story.blog.onet.pl/ <3333
pisz pisz ! < 3
OdpowiedzUsuńi dodawaj kolejne też na pozostałych blogach . : )
| justin-bieber-my-worlds |
no pisz , pisz :)
OdpowiedzUsuńja ci załatwie tyle czytelników że będziesz tego bloga do końca zycia pisać ! :P
@iQueenBieber
Pisz, pisz :-)
OdpowiedzUsuńFajny, chociaż smutny taki ten rozdział :-(
@ameneris.
Nie wazne ile jest komentarzy .. wazne ze to piszesz i jest bosssssko !! <3
OdpowiedzUsuńNoo , smutny ale Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńNie przestawaj pisać. PROSZĘ
super notka pisz dalej ! :)
OdpowiedzUsuńPisz .. !! nie masz innego wyjścia ..xD
OdpowiedzUsuńBez kitu - co ty z nami robisz kobietoo < 3
OdpowiedzUsuńour-mystery-our-secret.blogspot.com
Cztajcie to : http://lovehopepain.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńFUCK no dlaczego mnie nie informujesz ze jest nowy NN .?:d Jak mozesz czekam na Nn @Domciulka
OdpowiedzUsuńświetny blog :) czekam na nn
OdpowiedzUsuńŚliczne !
OdpowiedzUsuńpisz.!!!! Bosko ci to wychodzi.!! ten blog jest najlepszy.!! :D
OdpowiedzUsuń@GosIaaCzekk
dawaj szybko następny bo ten bloog jest zajebiaszczy .!! < 3
OdpowiedzUsuńsuper ! co do tego co dalej to nie wiem ale wiem ze Jenn nie moze umrzec!
OdpowiedzUsuńdawaj następny wchodzę codziennie i sprawdzam :D
OdpowiedzUsuń<3 jesteś genialna!
Ty się nie waż tego dalej nie pisać!! Mam nadzieję,że następny rozdział pojawi się niebawem xD
OdpowiedzUsuńZapraszam też do siebie na bloga
www.pamietnikzakochanegokopciuszka.bloog.pl
pisz pisz jesteś świetna
OdpowiedzUsuńPisz dalej!> Proszęęę
OdpowiedzUsuń