-Zasnął? – spytałam mojego brata, kiedy wszedł do pokoju, w którym byłam.
Jake skinął głową i usiadł obok mnie, na łóżku.
Tak, jakby obawiałam się tego, o czym Jake chce rozmawiać…
Spojrzałam na niego pytająco.
Jake się zaśmiał.
-Mała, nie denerwuj się. Spokojnie. Nie będę na ciebie wrzeszczał, bo mały śpi.
Skrzywiłam się.
-A jakby nie spał to byś wrzeszczał?
Znowu się zaśmiał.
-To zależy od tego, jak przebiegnie rozmowa…
Czekałam.
-A, więc tak…. Bieber to idiota.
Westchnęłam.
-Wcale nie – zaprzeczyłam.
-Jak nie? Bez przerwy zostawia cię samą z małym, a ty musisz się jeszcze uczyć.
-Ale teraz mam wakacje…
-A przez resztę czasu?
-Chciałby z nami być, ale nie ma jak…
-I jeszcze go bronisz?? – spytał brat, uniesionym głosem.
-Miałeś nie krzyczeć – pokazałam mu język, a on uśmiechnął się lekko.
-Nie zmieniaj tematu, Jenn.
-A tak wgl to, o czym chcesz rozmawiać, bo nie rozumiem. Już nie raz mówiłeś mi, że Justin jest idiotą. A to mnie rani, wiesz?
-Naprawdę tego nie widzisz?
-Czego?
-Że on nie poświęca wam prawie, wgl czasu.
Moje oczy zrobiły się szklane.
-Kurde, Jake, widzę. Przepłakałam prawie cały dzisiejszy dzień. Dalej nie wiem, po co o tym rozmawiamy…
Brat spojrzał na mnie smutno.
-Dobra, nieważne – Jake podniósł się z miejsca – Śpij smacznie.
-Jake, ale, o co cho…
Nie skończyłam, bo brat wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Westchnęłam i położyłam się na łóżku.
Myślałam, że nie będę mogła zasnąć, a tu niespodzianka. Zasnęłam prawie natychmiast. Po prostu byłam bardzo zmęczona…
Obudził mnie mój dzwonek, na który miałam ustawioną moją wspólną piosenkę z Justinem.
-Halo? – spytałam zaspanym głosem.
-Kurde. Obudziłem cię? Zapomniałem o tych strefach czasowych… - mówił Bieber.
-Luz. Dzwonisz, bo…?
-Chcesz jechać ze mną w trasę? Nie mów nie – powiedział, kiedy chciałam coś powiedzieć – Wiem, że wcześniej nie chciałaś jeździć, bo nauka i mały, ale teraz masz jeszcze prawie dwa miesiące wakacji, a Drew ma już trzy lata… Przemyśl to. To jedynym sposób, żebyśmy spędzili trochę czasu razem.
-Trzy lata to wciąż mało, a ty i tak będziesz ciągle pracował.
-Nie ciagle, Jenn. Chociaż trochę pobylibyśmy razem.
Westchnęłam.
-Daj mi się zastanowić, okay?
-W porządku. Dasz radę zdecydować się dosyć szybko? Zadzwoniłbym za 3 godziny.
-Może być.
-Dobra, to… hej. Przemyśl to dobrze, kochanie. Byłoby fajnie – mówił.
-Pa, Justin – rozłączyłam się.
Miałam mieszane uczucia…Trzy latka to wcale nie było ‘już’. Małego bardzo zmęczyłaby podróż, ale… Tak tęsknił za ojcem…
Doszłam do wniosku, że jak Drew się zmęczy to po prostu wrócimy. Tak. Podjęłam decyzję. Nie miałam już się, nad czym zastanawiać.
Spojrzałam na zegarek. Była 6:00.
Nie podobała mi się ta godzina no, ale cóż…
Poszłam do łazienki, pozwoliłam sobie na chwilę relaksu i wyszłam z niej dopiero po 7:00.
Kiedy opuściłam sypialnię, mój synek właśnie zmierzał do mojego pokoju.
Wzięłam go na ręce.
-Drew. Mam dla ciebie niespodziankę – spojrzałam mu w oczy.
Oczy maluszka rozbłysły.
-Tatuś psiyjeździa? – uśmiechnął się szeroko.
-Nie… - chłopiec momentalnie posmutniał – My jedziemy do niego!
Drew pisnął ze szczęścia, a z jego ust nie schodził uśmiech.
Postawiłam go na ziemi, bo bardzo się wiercił, a on natychmiast, w podskokach pobiegł do pokoju, w którym spał mój brat.
Chłopczyk otworzył nieporadnie drzwi.
-Ja i mama jedziemy do tatusia! – obwieścił wujkowi.
Jake uśmiechnął się przecierając oczy.
-Naprawdę?
-Tak! – wykrzyknął mały, wskakując mu do łóżka.
Drew był taki szczęśliwy…
Uśmiechnęłam się do brata.
-To dobrze, że jedziecie – powiedział szczerze.
Skinęłam głową.
Korzystając z chwili, że mały jest zajęty pobiegłam powrotem do sypialni i wykręciłam numer Justina.
-Słucham? – odebrał prawie natychmiast.
-Zgadzam się.
-Na pojechanie ze mną w trasę?
-Tak – powiedziałam wesoło.
-Nawet nie wyobrażasz sobie, jak się cieszę! A na ile? Kiedy?
-Na ile to zobaczymy, a kiedy… A kiedy mamy?
-Jak dla mnie, możecie nawet dziś.
-Nie, że coś, ale jesteś w…?
Bieber się zaśmiał.
-W Europie. Chwilowo w Madrycie.
-I będziesz tam do…?
-Jeszcze trzy dni.
-Zgaduję, że z tego dwa dni to koncerty?
-Tak… - odpowiedział po chwili ciszy – Ale jeden będziemy mieć cały dla siebie.
-Lepsze niż nic. Przylecimy, jak najszybciej się uda.
-Okay. Już czekam.
-Przyjedziesz na lotnisko?
-Co to wgl za pytanie? Jasne. Tylko powiedz, o której.
-A, o której masz koncert?
-19:00.
-Aha… Nie wiem, o której moglibyśmy przyjechać, ale widząc entuzjazm Drew nie uda nam się wylecieć później nić za jakieśl, 4 godziny.
Justin się serdecznie zaśmiał.
-W porządku. Tylko jeszcze napisz dokładnie, o której, okay?
-Jasne. Hej.
-Kocham was, Jenny.
-My ciebie też.
Rozłączyłam się.
Od razu sprawdziłam loty w Internecie.
Wybrałam nam lot o 12:00. Spokojnie zdążymy się przygotować i mały nie będzie też miał wystarczająco dużo czasu, żeby skakać mi po głowie i pytać za ile wyjeżdżamy.
Wysłałam Justinowi wiadomość, że będziemy w nocy i podałam dokładną godzinę.
Zaczęły się wielkie przygotowania do podróży. Jake pomógł mi spakować małego i zrobić zakupy na podróż. Byłam mu bardzo wdzięczna.
Drew pierwszy raz miał lecieć samolotem, ale wcale się nie bał. Był aż za bardzo podekscytowany.
Lot minimalnie się opóźnił. Wylecieliśmy o 12:13.
Drew cały czas był pełen zachwytu. Nie mógł uwierzyć, że lecimy.
Bardzo bawił mnie widok małego w takim stanie. Mój kochany syneczek…
Chciałam, żeby podczas lotu mały spał, ale nie bardzo udawało mi się do tego doprowadzić… Chłopca rozpierała energia i bez przerwy patrzył przez okienko.
Dopiero po dwóch godzinach lotu, Drew zasnął. Bardzo mnie to ucieszyło, bo ja też mogłam pójść spać.
Obudziliśmy się chwilę, przed lądowaniem.
Wyszliśmy z samolotu. Niosłam synka na rękach, bo był bardzo śpiący. Było mi ciężko, bo jeszcze bagaże…
Zaczęłam się rozglądać po lotnisku, ale nigdzie nie widziałam Justina…
W pewnym momencie poczułam, że ktoś łapie mnie od tyłu.
-Matko. Chciałeś, żebym zawału dostała? – powiedziałam przestraszona, a on zaśmiał się uroczo i wpił się w moje usta.
-Tęskniłem – wyznał.
Uśmiechnęłam się.
-Ja też…
-Daj małego i bagaże. Przecież nie będziesz tego targać! – wziął delikatnie, śpiącego maluszka z moich rąk i trochę siłą zabrał mi walizki.
-Ale teraz ci będzie ciężko… - zaprotestowałam.
-Kto tu jest mężczyzną, Jenn? Ja. Nie będzie mi ciężko, a poza tym kawałek stąd stoi Kenny i też nam pomoże.
-Kenny?! Jeeeej… Ale go dawno nie widziałam…
Przeszliśmy kawałek i faktycznie zobaczyłam ochroniarza Justina.
Podbiegłam do niego i przytuliłam mocno. On przytulił mnie jeszcze mocnie. Szczerze mówiąc prawie zgniótł, ale nie przeszkadzało mi to.
Razem poszliśmy do samochodu Biebera.
Justin usiadł za kierownicą, a ja wzięłam śpiącego Drew na kolana. Chłopiec miał bardzo twardy sen.
Bez problemów (może, dlatego, że nocą) dojechaliśmy do hotelu, w którym chwilowo mieszkał Justin.
Poszliśmy do apartamentu zajętego przez niego.
Naprawdę nie miałam siły oceniać, jak wygląda hotel i.t.d…
Z racji, że Bieber nie spodziewał się naszej wizyty, kiedy rezerwował miejsce w hotelu, w jego apartamencie było tylko, jedno, dwuosobowe łóżko.
Nie chciałam kłaść malego na kanapie, ani jak Justin oferował, że to on będzie tam spał.
W końcu położyliśmy się wszyscy, w jednym łóżku. Mały leżał w środku, a my z JB po obu jego stronach.
Zasnęłam trzymająć Justina za rękę i przytulając maluszka.
W tym momencie było mi naprawdę dobrze…
Obudziło mnie poruszenie się małego.
Drew usiadł na łóżku z szeroko otwartymi oczami.
Justina też przebudziło wiercenie się chłopca.
Spojrzałam na zegarek… 7:00.
Uff. Mogło być duuużo gorzej.
-Tata! – pisnął mały i rzucił się Justinowi na szyję.
Bieber objął go czule i pocałował w policzek.
-Co tam, urwisie? – spytał.
Mały nie odpowiedział tylko tulił tatę z szerokim uśmiechem na twarzy.
Uśmiechnęliśmy się do siebie z Justinem.
-Aje tu fajnie – ucieszył się chłopiec, kiedy puścił tatę i zaczął rozglądać się po pokoju – Mamo… - zwrócił się do mnie – Jeśtem gjodniy…
Zaśmiałam się i zamierzałam podnieść z łóżka.
-Tylko spróbuj – Bieber przycisnął mnie z powrotem do łóżka, a ja spojrzałam na niego zdziwiona – Ty, leż i odpoczywaj. Ja mu zaraz coś zamówię.
Uśmiechnęłam się czule do Justina i zakryłam wyżej kołdrą.
-To, co chcesz jeść, duży? – zapytał tata.
Chłopiec uśmiechnął się szczęśliwy, że Justin nazwał go dużym.
-Jeśtem duziy? – spytał nie przestając się uśmiechać.
-Olbrzymi! – Bieber wziął go na ręce i okręcił wokół siebie, a Drew piszczał i śmiał się na przemian.
-Juź pjawie taki jak ty – powiedział wesoły chłopczyk.
-Nooo. Niedługo mnie przerośniesz – zadeklarował Justin.
Małemu oczy błyszczały ze szczęścia.
Jus tak dobrze się z nim dogadywał…
-To, co jesz, kochanie? – powtórzył pytanie.
-A, cio mogę?
Justin wziął kartę dań, która leżała na stole i zaczął czytać synkowi.
Mały długo nie mógł się zdecydować, a w końcu wybrał to, co tata.
Naleśniki.
-Naleśniki na śniadanie? – spytałam nieprzekonana.
-Tak, Jenny. A ty, co chcesz jeść? – spytał Bieber.
-No, to niech już będzie to, co wy…
-Okay – uśmiechnął się Justin.
Po chwili, obsługa przyniosła nam trzy, wielkie porcje naleśników.
-Ale mały tego nie zje – stwierdziłam – To dla niego za dużo…
-To mu pomożemy – Bieber do mnie mrugnął.
Uśmiechnęłam się.
Mały wcinał ‘aż mu się uszy trzęsły’.
Naleśniki naprawdę były dobre.
-Co dziś jobimy, tatusiu? – spytał chłopczyk, kiedy skończyliśmy jeść śniadanie.
-Najpierw jedziemy na trzy godziny na plażę, a później, jeśli chcecie to pojedziecie ze mną na koncert.
-Chciemy! – ucieszył się Drew.
Bieber spojrzał na mnie pytająco.
-Możemy jechać – zgodziłam się.
-To fajnie. W takim razie ubieramy się i jedziemy? – spytał Justin.
-Tak!!! Na pjazie! – wołał uradowany synek.
Kiedy widziałam go takiego szczęśliwego, na moich ustach, sam pojawiał się uśmiech.
Przyszykowaliśmy się i ruszyliśmy na plażę.
-A fani? – spytałam w pewnym momencie podróży.
Bieber spojrzał na mnie z cwaniackim uśmiechem.
-Zapomniałaś już, że nie mam problemu ze znajdowaniem opuszczonych plaż?
Uśmiechnęłam się na wspomnienie tych, wszystkich, naszych, wspólnych wypadów, jeszcze zanim mały się urodził…
Bieber miał rację. Plaża, na której się pojawiliśmy była zupełnie pusta. Nie wiem, jak on ją znalazł, ale w zasięgu wzroku nie było żadnego człowieka.
Mały natychmiast pobiegł do wody, a Bieber za nim. Chwilę się chlapali, Justin trochę pływał, mały trochę próbował.
Po chwili zauważyłam, że stanęli na brzegu i Bieber mówi coś do Drew, patrząc na mnie, z diabelskim uśmiechem na twarzy.
Już wiedziałam, co się święci i zaczęłam się podnosić, żeby uciec, ale Biebs był szybszy. Złapał mnie, wziął na ręce i wbiegł ze mną, piszcącą i wyrywającą się do wody.
Drew klaskał w dłonie i głośno się śmiał.
-Wrzucić mamusię do morza? – spytał małego.
-Nie! – podpowiadałam chłopcu.
-Tak! – pisnął rozradowany maluszek.
-Zdrajca – powiedziałam, a Justin w tym momencie, z wielki pluskiem wrzucił mnie do wody.
-Głupek! – krzyknęłam.
-Co powiedziałaś, Jenn? – Bieber spojrzał na mnie ‘groźnie’.
-Powiedziałam GŁUPEK – pokazałam mu język.
Uśmiechnął się do mnie. Znałam ten uśmiech.
Podszedł do mnie szybko, złapał głowę i patrzył głęboko w oczy, kiedy nasze twarze prawie się stykały.
-Głupek? – musnął moje usta – Jesteś pewna?
Oczywiście nie mógł sobie odpuścić nawet, jak mały na wszystko patrzył… Wsunął mi język do ust i zaczął namiętnie całować.
Pocałunek nie trwał za długo, bo jednak… Trzeba było pilować Drew.
Mały patrzył na nas szeroko otwartymi oczami.
-Bleee – powiedział po chwili ciszy.
Bieber do niego podbiegł, wziął na ręce i zaczął go okręcać wokół siebie, grożąc, że jego też wrzuci.
Uznałam, że nie jestem im już potrzebna i postanowiłam wrócić do tego, co lubiłam. Do opalania się.
-Gdzie się wybierasz? – spytał mnie Justin, kiedy prawie wyszłam już z wody.
-Poopalać się.
Bieber westchnął.
-No, co? – zaśmiałam się.
-No idź. Zostaw nas tu samych! – udawał, że płacze.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Sami sobie poradzimy – przytulił Drew mocno do siebie i pociągnął nosem.
-Głupek – uśmiechnęłam się czule.
-Co mówiłem o nazywaniu mnie tak?
Znowu się zaśmiałam.
-Kocham cię, Justin – powiedziałam.
-Ja ciebie też – uśmiechnął się.
Poszłam na koc i wróciłam do czynności, którą mi brutalnie przerwano.
Zauważyłam, że Bieber spogląda, co jakiś czas w moją stronę, z pożądaniem. Na moje wilgotne, rozgrzane ciało…
Zasmiałam się mimowolnie.
Justin spojrzał na mnie, lekko zdziwiony, a ja posłałam mu uroczy uśmiech.
Te trzy godziny na plaży zleciały w nienaturalnie szybkim tempie.
Chyba, po prostu za dobrze było nam razem…
Pojechaliśmy wszyscy na miejsce, gdzie Justin miał grać koncert. Musięliśmy przyjechać dużo wcześniej, przed początkiem koncertu, bo tyle rzeczy trzeba było przygotować…
Przywitałam się z ekipą Biebera, którą w całości znałam. Strasznie dawno ich nie widziałam… Ja i Justin zapoznaliśmy maluszka ze wszystkimi, a oni byli pod wrażeniem, jaki to on śliczny i słodki.
Cały czas, przed koncertem, Bieber biegał z jednego miejsca na drugie i widzieliśmy go tylko przelotnie. Siedzieliśmy w garderobie Justina, a mały ryował coś na kartce, którą skądś wytrzasnął mu Kenny.
Szczerze mówiąc to trochę mi się nudziło… Nawet bardzo trochę… Ale najważniejsze było to, że mogliśmy być wszyscy, razem.
Punktualnie o 19:00 zaczął się koncert Justina.
Ja i Drew przez pierwsze trzy piosenki oglądaliśmy Biebera z pierwszego rzędu, a później wróciliśmy za kulisy.
Mały pierwszy raz widział tatę na scenie i był pod ogromnym wrażeniem.
W pewnym momencie usłyszałam głos Justina ze sceny.
-Przyprowadziłem tu ze sobą takie, jednego szkraba… – wbiegł do nas za kulisy i porwał Drew na ręce.
-Idziesz ze mną na scenę? – spytał chłopca.
Mały pokiwał entuzjastycznie głową.
Kiedy pokazali się tłumowi wszyscy zrobili ‘Awww’.
-Oto moje dziecko – uśmiechnął się szeroko do synka i tłumu.
Kolejne ‘Aww’.
-Podobny, prawda? – uśmiechnął się szeroko - Powiedz ‘cześć’ wszystkim – poprosił synka.
-Cieść.
Następne ‘Aww’.
-A jak się nazywasz, chłopczyku? – spytał go Bieber.
-Dju – odpowiedział chłopiec.
-A ile masz lat?
-Osiem.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
-A mi się zdawało, że trzy – Justin spojrzał na maluszka.
-Źje ci się zdawajo – mały pokazał mu język, a tłum znowu się roześmiał.
-No dobrze…
Bieber przyniósł synka z powrotem, za kulisy.
Posłał mi promienny uśmiech, wrócił na scenę i odśpiewał kolejną piosenkę.
-A teraz… Umm… Zrobię to trochę podstępem, żeby nie miała, jak odmówić… - zaczął Bieber do mikrofonu – Błagałem ją milion razy, żeby ze mną wystąpiła, ale nie… - serce zaczęło mi walić – Chodź, Jenny. Proszę. Zaśpiewaj ze mną.
Nie przemawiało to domnie.
-Idź, mamo! – poprosił Drew.
Westchnęłam, wzięłam mikrofon podany mi przez członka ekipy Justina i weszłam na scenę, przy towarzyszącym mi wrzasku fanek Biebera.
Justin przytulił mnie czule i włączyli podkład.
Na początku głos mi lekko drżał, ale później udało mi się go uspokoić i myślę, że dobrze nam poszło. Nasze głosy idealnie do siebie pasowały.
Pomimo wszystko postanowiłam, że jak tylko skończy się koncert… ZABIJĘ Justina.
Po koncercie, Bieber poszedł rozdawać autografy i pozować z fanami do zdjęć, a ja i mały dalej siedzielismy w jego garderobie. Drew był cały radosny, że mógł stać z tatą na scenie, a ja troche wkurzona na Justina, za to, że musiałam, bez przygotowania z nim śpiewać. Mówiłam mu tyle razy, że przedstawienie światu Drew jest złym pomysłem. Przecież teraz będziemy pod odstrzałem paparazzich. Ale on jak zwykle musiał postawić na swoim. Gdy JB wrócił do garderoby, cmoknął mnie przelotnie w usta i uścisną synka. Zdjał koszulke i poszedł do łazienki się przebrać. Ja w tym czasie siedziałam i pilonwałam małego. W pewnym momencie mój synek podszedł do mnie i zapytał:
-Mamusiu…Głodniy jeśtem. Kiedy bedę mógj cioś źjeść?
-Jak tylko tata się przebierze, to pójdziemy na kolację, a na razie to zjedz sobie wafelki - odpowiedziałam i wyjęłam z torebki wafelki o smaku śmietankowym.
Po wyjsciu Justina z łazienki, wyszliśmy z garderoby i poszliśmy do samochodu. Razem z nami szedł Kenny. Gdy wsiedlismy, JB postanowił jechać do Mcdonalda.
-Czys ty zwariował? Drew potrzebuje ZDROWEGO jedzenia nie fastfoodw - ochrzaniłam go.
No widać, jaki z niego ojciec.
-Ale o co ci chodzi? Jak chcesz możemy jechać do restauracji, czy coś. Ja tylko zaproponowałem - bronił się.
-Wiesz co? Zawieź mnie i małego do hotelu i sam sobie jedź do tego Mcdonalda.
Bieber posłał mi zdziwione spojrzenie.
-Jenny… - zaczął – Czemu jesteś taka zła?
-Bo wziąłeś małego na scenę i kazełeś mi ze sobą śpiewać!
-Oj, przepraszam. Sami chcieliście iść na koncert.
-A teraz tego żałuję – powiedziałam sucho.
-Jenn! Było fajnie! Śmiałaś się przecież, uśmiechałaś. Co cię teraz ugryzło?!
-Wszystko! Zawieź mnie do hotelu!
-Jezu, spokojnie – burknął Bieber i podjechaliśmy pod hotel.
Justin otworzył mi drzwi i chociaż był na mnie zły, pomógł mi wysiąść. Nigdy nie zapominał o być gentelmanem…
-Nie jedziesz? – spytałam.
-Weź przestań. Chciałem NAM zafundować jakąś kolację, a nie samemu się obrzerać – nie patrząc więcej na mnie poszedł do hotelu.
Zaczęłam żalować, że poniosły mnie emocje…
_________________________________
Tadadadam! xd Nie wiem, co o tym sądzicie. Do mnie nie przemawia, bo już totalnie nie wiem, cp tu pisać, ale kit. Dodałam to, bo większość tak chciało. Nie wiem ile uda mi się jeszcze pociągnąć ten blog, ale będę pisać... O starszym Drew też pisać zamierzam, bo na to mam strasznie dużo pomysłów ;P Tu macie link: http://u-dont-believe-me.blogspot.com/ Dziś, albo jutro coś się tam pojawi ;)