piątek, 10 czerwca 2011

43. Nadal kocham...

   Cały poranek aż do 14:00 spędziłam na uzupełnianie zaległości. Miałam wrażenie, że mózg mi paruje… Najbardziej dołowała mnie myśl, że jeszcze muszę praktycznie z każdego przedmiotu zrobić pracę domową i nauczyć się na spr, których nie pisałam i bd… Taa. Dołowało mnie to, ale bynajmniej nie zamierzałam się uczyć i robić tych lekcji z wyjątkiem biologii, z której miałam w planach zdać, a znając mojego nauczyciela, że gdybym miała oceny np. ‘1,2,3,4’ czy coś w tym rodzaju to by mnie zostawił na drugi rok…
Westchnęłam głęboko. Zamierzałam sobie zrobić przerwę, ale w końcu uznałam, że chcę mieć to szybciej z głowy.
Ktoś zadzwonił do drzwi. Idąc w ich kierunku zastanawiałam się kto to… Może Jake zapomniał kluczy, czy coś…
Otworzyłam.
-Jest Jake? – spytała blondyneczka, którą rozpoznałam jako siostrę mojego byłego.
Pokręciłam głową.
-A kiedy bd?
-Tego nie wie nikt… A nie możesz do niego zadzwonić?
-Dzwoniłam chyba z 20 razy… Może mnie unika… - wzruszyła smutno ramionami.
Od razu w głowie ułożył mi się najczarniejszy scenariusz.
-Ale jest sygnał, jak dzwonisz? Może mu się rozładowała po prostu komórka… - zasugerowałam nieprzekonana.
-Jest sygnał.
-Kurde. A dogadujecie się?
Nie powstrzymała uśmiechu.
-Jasne.
-To dziwne… Może to głupio zabrzmi, ale martwię się o niego…
-Ja też…
-Wejdziesz?
-No nie wiem…
-Nie ma nikogo w domu. Możemy pogadać o Jake’u – wyszczerzyłam się.
Zachichotała.
-No okay – weszła do środka, a ja zamknęłam za nią drzwi.
Usiadłyśmy w salonie.
-A więc… Jesteście parą tak? – spytałam z uśmiechem.
Pokiwała głową.
-To fajnie – powiedziałam szczerze.
-No… A gdzie Jake mógł pójść?
Wzruszyłam ramionami.
Bałam się…
-A może ty do niego zadzwoń? Może się na mnie obraził, czy coś… - powiedziała.
-Okay.
Wykręciłam nr.
Sygnał.
-O, Jenn. Szukasz brata?
Chciało mi się wrzeszczeć.
Blondynka (nie pamiętałam jej imienia) chciała coś powiedzieć, ale pokazałam jej, żeby była cicho.
-Tak. Szukam – starałam się opanować drżenie w głosie.
-Hmm…
-No CO Z NIM JEST?!
-Powiem ci tylko jak bd grzeczna.
-Okay. Bd.
-Taa.
-No jestem!
-Właśnie widzę.
Chwila ciszy.
-Czy mógłbyś powiedzieć mi co z moim bratem?
-Nie.
-Czemu?? – spytałam załamana.
-Jeśli chcesz mu pomóc to zrób coś dla nas.
-Co znowu??
-Masz być GRZECZNA! Za każde odezwanie się do nas niegrzecznie twój brat bd dostawał w ryj.
-Skąd mam wiedzieć, że go macie?
-Mamy jego telefon.
-Mogliście go mu po prostu ukraść.
-Jake, powiedz coś siostrze.
Usłyszałam przekazywanie słuchawki.
-Nie rób nic co on ci karze!
To był Jake!!
Usłyszałam uderzenie i jęknięcie Jake’a.
-No widzisz. Wiesz, że mówię prawdę, to teraz co od cb chcę…
-A nie zaprzyjaźniliśmy się??
-Kurde, nie – słychać było, że powstrzymuje śmiech.
-A ile ty wgl masz lat?
-Nie interesuj się. Mam twojego brata.
-Okay…
-A więc tak… Chcemy, żebyście zlikwidowały drugi gang, u którego Jake ma przerąbane.
Wybuchłam śmiechem.
-Jaak? – mówiłam tłumiąc śmiech – I wgl skąd wiesz, że jest nas dwie?
-Wiem wszystko, Jenn.
-To jak ona się nazywa, bo zapomniałam.
-Nie przeginaj.
Usłyszałam uderzenie i jęk Jake’a.
-Przestań! – poprosiłam łamiącym się głosem.
-To zamknij uprzejmie mordę i daj mi mówić.
Chwila ciszy.
-Dziękuję. Chcę, żebyście podłożyły bombę.
-To jakiś żart? – spytałam na wpół zażenowana, na wpół spanikowana.
Usłyszałam kolejne uderzenie.
-Okay, jestem cicho – w oczach zakręciły mi się łzy.
Nie potrafiłam nad sobą zapanować.
-A… mogę o coś spytać? – zapytałam kiedy nic nie mówił.
-No.
-Czemu niszczycie inny gang, u którego Jake ma przerąbane? W jakim celu?
Chwila ciszy.
-Nie interesuj się.
-Dobrze. Tylko pytałam.
-Nareszcie grzeczna… No to tak…
Dostałam smsa.
‘Nie rób tego. Uwolnię Twojego brata.’
Matko. Zaczęło kręcić mi się w głowie.
Zaczął coś nawijać, ale ja nie słuchałam.
Odpisałam.
‘Jak? Kto pisze?’
‘To nieważne. Uwolnię. Przyrzekam. O nic się nie martw.’
-Zrozumiałaś? – usłyszałam głos po drugiej str słuchawki.
-Taak… - powiedziałam.
Nie słuchałam niczego z tego co mówił…
Gościu się rozłączył.
Spojrzałam na blondynkę.
Była trochę przestraszona.
-Co się dzieje? – spytała z rozszerzonymi oczami.
-Nic. Jakiś palant ukradł telefon Jake’a i nie chce oddać – kłamałam.
Uznałam, że lepiej jej nie wtajemniczać.
-Aaa… Ja muszę chyba już iść do domu. Jak Jake wróci to zadzwoń, okay?
-Jasne, hej – odprowadziłam ją do drzwi.
Bałam się.
Miałam nadzieję, że ten tajemniczy ktoś naprawdę uwolni Jake’a.
Siedziałam w ciszy.
Nie byłam w stanie nic robić.
Nagle mój telefon zaczął dzwonić.
Justin.
-Nom?
-Ymm… Chciałem spytać co u cb.
-No to spytaj – zaśmiałam się.
Też się zaśmiał.
-Co u cb?
Westchnęłam.
-Coś nie tak?
Nic nie mówiłam.
-Jenn?
-Tak.
-Co się stało koch… Jenn.
-Jake ma kłopoty.
-A dokładniej?
-Nie mam pojęcia. Boję się, Justin.
Chwila ciszy.
Tak żałowałam, że go teraz nie ma przy mnie…
-Otwórz drzwi, Jenny.
Otworzyłam.
-Co ty kurwa tu robisz?! – byłam taka szczęśliwa, że nie udawało mi się nawet udawać złej na niego.
Przytulił mnie.
-Justin. Nie jesteśmy już razem...
-A czy to, że nie jesteśmy razem zabrania mi z tobą przebywać? – spytał z cwaniackim uśmiechem.
-No nie…
-Widzisz. Przyleciałem cię pilnować.
-Że co? – zapytałam rozbawiona.
-Wpuścisz mnie? Zanim ktoś mnie rozpozna…
-Taa. Yhm. ‘Zanim ktoś mnie rozpozna’. Wiem, że to pretekst.
Spojrzał mi w oczy i sam wszedł do domu.
-Pozwoliłam?
-Niee – uśmiechnął się, złapał mnie za biodra i wciągnął do środka.
-Justin…
-No co? – spytał z uśmiechem – Nie mogę cię dotykać jako kumpel?
Uśmiechnęłam się zrezygnowana.
Poszliśmy do mojego pokoju.
Wszędzie walały się książki.
-Ooo…
-No. Masakra – powiedziałam – A teraz powiedz mi po co chcesz mnie pilnować.
Usiadłam na łóżku, a on obok mnie.
-Miałem sen… Już chyba w totalną paranoję popadam, ale nie pozwolę, żeby stało ci się coś złego.
-A co było w tym śnie?
Zawahał się.
-Popełniałaś samobójstwo.
Przeszedł mnie dreszcz.
Spojrzałam mu w oczy.
-Dzięki, że się o mnie troszczysz – przytuliłam go.
-Tak robią kumple, no nie? - pogładził mój policzek.
Nie odpowiedziałam.
-A gdzie zamierzasz nocować? Ann też wróciła?
-Yhm. Bd spał u Ann.
-Aaa… Spoko.
-Chyba, że wolisz żebym spał u cb – powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
-Niee.
-A szkoda… Co masz dziś w planach ogółem?
-Nie mam pojęcia…
-A dasz się zabrać do kina?
-Nie.
-Bo…?
-Nie jesteśmy razem.
-Ale jako kumple!
-Tak, tak. Nie, Justin. Może innym razem.
-Spoko…
-Strasznie martwię się o Jake’a…
W moim oku pojawiła się łza na wspomnieniu o ciosach przyjmowanych przez mojego brata z mojej winy…
Objął mnie ramieniem.
-Opowiesz mi wszystko?
Skinęłam niepewnie głową.
Co jak co, ale, że mu mogę zaufać byłam stuprocentowo pewna.
Opowiedziałam o wszystkim.
Słuchał w ciszy.
-Super. Kolejna zajebista sprawa. Nie ma to jak udany tydzień – powiedział sarkastycznie.
Usłyszałam klucz w zamku.
Modliłam się, żeby to był Jake.
Podbiegłam do drzwi, a Justin za mną.
Zbladłam.
Mój brat miał rozciętą wargę, podbite oczy, rękę miał jakoś dziwnie wykrzywioną, kulał…
Zrobiło mi się słabo.
Gdyby Justin mnie nie podtrzymał to na pewno bym upadła.
Jake zamknął drzwi klnąc pod nosem.
Miał na twarzy grymas bólu.
-Co ci się stało? – spytałam.
Z moich oczu popłynęły łzy.
Odwróciłam wzrok i wtuliłam się w Biebera.
Może nie powinnam, ale pomyślałam o tym już po fakcie.
-Zadzwonię po karetkę – zasugerował Justin.
Jake skinął głową i dowlókł się do kanapy.
Był cały zakrwawiony…
-Co ci się stało, Jake?! – powiedziałam prawie histerycznie.
-Nie teraz. Później pogadamy.
-My zawsze gadamy później! Jak nie chcesz to nie mów!
Usiadłam pod ścianą i zakryłam twarz.
Trzęsłam się od płaczu.
Justin wezwał karetkę i podszedł do mnie.
-Jenny… - podniósł moją twarz, spojrzał w oczy i musnął usta.
Kiedy uświadomił sobie co zrobił z zakłopotaniem na twarzy usiadł obok mnie.
Zdołałam się lekko opanować.
-Jenn… Przepraszam. Nie powinienem…
Nic nie mówiłam.
Bałam się, że mnie nie pocałuje.
Cieszyłam się, że jednak to zrobił, ale nie zamierzałam się do tego przyznawać.
-Co tu robisz, Bieber? Czy mam halucynacje? – powiedział mój brat słabym głosem.
-Przyleciałem…
-A H A. A nie zerwaliście? Przestaję się powoli w tym łapać.
-Zerwaliśmy… Kumplujemy się.
Jake uśmiechnął się w co włożył duży wysiłek.
-Yhm, yhm. Bo kumple się całują. Jaaaaaaasne.
-Ale… Ymm… Jakby to powiedzieć… To był taki odruch… Nie bd jej więcej całował – tłumaczył się Justin.
Mój brat złapał się za brzuch.
-Cholera. Ale nawala.
-Kto ci pomógł uciec? - spytałam w pewnym momencie.
-Skąd wiesz, że ktoś mi pomógł?
-Napisał do mnie. Nie wiem skąd wszyscy mają mój nr… - odp zażenowana.
Jake wzruszył ramionami.
-Oni wiedzą dużo… Za dużo…
Usłyszeliśmy dźwięk karetki.
Pielęgniarze wzięli Jake na nosze i mięli gdzieś jego sprzeciwy.
Ja i Justin pojechaliśmy z nim.
-Do kogo mam zadzwonić? Do mamy, czy taty? – spytałam Jake’a.
-Ku**a, do mamy. Ojciec mnie zabije…
Wykręciłam nr mamy i powiedziałam jej, że Jake się bił i jedziemy do szpitala.
Obiecała, że bd najszybciej jak to tylko możliwe.
Kiedy dojechaliśmy do szpitala i lekarz zobaczył Jake’a uniósł brwi.
-Kto ci to zrobił?
-Nikt.
-No jak to nikt? Przecież sam się nie pobiłeś. Kto?
-Nie zna pan…
-Chłopcze. Tę sprawę trzeba by było zgłosić na policję.
-Niee – odp szybko Jake – Nie wiem kto to był.
-Nie wierzę ci.
-Trudno. Naprawdę nie wiem. Po prostu przepchnąłem się obok jakiegoś napakowanego gościa, a ten się na mnie rzucił. Nie mam pojęcia kto to był... – kręcił brat.
-A gdzie to było? Są świadkowie?
-Pan jest gliną, czy lekarzem?! Mógłby pan mi wreszcie pomóc zamiast wypytywać. Czuję, że zaraz zemdleję…
Chyba nie kłamał, bo naprawdę był masakrycznie blady.
Lekarz westchnął.
-Dobrze. Poczekajcie na zewnątrz – powiedział do nas.
Poszliśmy.
Dopiero teraz zauważyłam, że Justin mnie obejmuje.
Westchnęłam, a on lekko się ode mnie odsunął.
Usiedliśmy na krzesłach, w poczekalni.
Nic nie mówiliśmy.
Bałam się o Jake’a. Nie mogłam przestać myśleć o tej całej mafii…
W sumie nie bałam się wyłącznie o brata. Bałam się też o siebie, Justina i wszystkie bliskie mi osoby, które mogą zostać w to zamieszane…
-Ej, śliczna… Nie martw się – Bieber uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
Oparłam głowę na jego ramieniu.
Do szpitala wpadła moja mama. Odesłała nas z Justinem do domu. Powiedziała, że nie musimy tu czekać. Chcieliśmy, ale kazała nam wrócić do domu.
Wzruszyłam ramionami i z Justinem ruszyliśmy ze szpitala.
Do domu było dość blisko i postanowiliśmy się przejść.
Między nami ciągle panowała lekko niezręczna cisza.
-Jak się czujesz? – spytał JB w pewnym momencie.
-Dobrze – uśmiechnęłam się lekko.
-To super.
Wcześniej na pewno co najmniej musnął by mój policzek, a teraz…
Westchnęłam.
Brakowało mi tego.
-Jenn! – usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się - Nie posłuchałaś mnie.
Zrobiło mi się słabo.
-Wiej! – krzyknęłam przerażona do Justina.
Złapał mnie szybko za rękę i polecieliśmy sprintem przed siebie.
-Poczekaj, ku**a! – wrzasnął za nami prześladowca Jake’a.
Ruszył za nami w pogoń.
-Mam broń! Jeśli się nie zatrzymacie strzelę! – zagroził.
Łzy pojawiły się w moich oczach.
Nie przestawaliśmy biec.
Spojrzałam spanikowana na Justina.
Bieber uśmiechnął się szatańsko.
WTF?!
Po chwili usłyszałam zbiegających się paparazzi.
Obróciłam się do tyłu.
Facet przerwał pościg.
Dostałam smsa.
‘Dopadnę Cię’
‘Wow. Napisałeś ‘cię’ z dużej litery ;D’ – odp.
Nic więcej nie napisał.
Nie przestawaliśmy z Bieberem biec.
Zamierzaliśmy uciec też paparazzim.
Nie mogłam złapać oddechu.
Nareszcie ukazał się mój dom.
Wpadliśmy do niego zdyszani.
Kręciło mi się w głowie i było słabo.
Justin przytulił mnie mocno.
Staliśmy tak ciężko oddychając.
-Jenn. To trzeba zgłosić na policję – powiedział po chwili.
-Ale Jake jest w to wmieszany…
-Ku**a, wolisz, żeby go zamknęli w poprawczaku, czy zabili? Pomyśl.
Z oczu popłynęły mi łzy.
-Ale ja nie wiem co on zrobił! Jeśli coś poważnego?! – zaczęłam płakać.
Justin przytulił mnie delikatnie.
-Przepraszam… - powiedział cicho.
Udało mi się dosyć szybko uspokoić.
-Wiem. Trzeba to zgłosić… - przyznałam mu rację – Ale chyba powinniśmy najpierw porozmawiać z Jake’iem…
Skinął głową.
Włączyliśmy telewizor i staraliśmy się zapomnieć o wszystkim. Oczywiście nie udawało się nam.
Po jakiejś godz. do domu wrócili: mama, tata i Jake… Mój brat miał gips na ręce i zabandażowaną nogę…
Tata był masakrycznie wściekły.
Od razu poszedł do swojego pokoju i trzasnął drzwiami.
Mama miała łzy w oczach.
Jake nie patrząc na nas też poszedł do swojego pokoju.
Udaliśmy się za nim.
-Jake… - zaczęłam niepewnie.
-No?
-Ten facet, który się do cb przyczepił gonił mnie i Justina i groził, że zabije… - starałam się, żeby mój głos nie drżał.
Jake tylko westchnął.
-Chcecie to zgłosić na policje, prawda? – spytał smutno.
Nie odp.
-Okay. To chyba najlepsze rozwiązanie… Myślałem, że sobie poradzę, ale chyba przeliczyłem swoje siły…
-A co zrobiłeś Jake? Co oni od cb chcą? – zapytałam.
-Nic, mała.
-NIC. Yhm – powiedziałam z sarkazmem.
-No… Nie chcę cię tym obciążać.
-Super.
-Nie złość się, Jenn.
Nie odpowiedziałam i wyszłam zła z pokoju.
Jake zatrzymał Justina, który chciał wyjść za mną.
Nie ma sprawy.
Przycisnęłam ucho do drzwi. Wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale…
-Oooo… Ale jak?? – usłyszałam zszokowany głos Biebera.
Fajnie. Go wtajemnicza.
-Młoda nas słucha - powiedział mój brat.
Odskoczyłam od drzwi.
Skąd on wiedział??? Jestem aż tak przewidywalna?
Zamknęłam się w łazience i zaczęłam płakać.
Ciąża + Justin + mój brat + tajemnica = załamanie psychiczne.
-Jenny… - usłyszałam za drzwiami głos Biebera.
-Zostaw mnie, okay??
Westchnął.
-Chodź, Jenn…
-Po co?? Tylko wam przeszkadzam, bo Jake przy mnie nie może niczego powiedzieć!
-Ale to nie tak…
-A jak?!
-Jenny… Nie denerwuj się. Myśl o dziecku...
-Myślę. Idiotką nie jestem.
-Wiem, Jenn. No chodź...
-NIE. Pogadaj sobie z Jake’iem, pójdź do domu. Rób co chcesz, ale beze mnie.
Usłyszałam, że się oddala.
Opłukałam sobie twarz wodą i w miarę ogarnęłam.
Wyszłam.
-Co tu jeszcze robisz? – spytałam załamana, kiedy Justin stał niedaleko drzwi od łazienki.
-Czekam na cb – uśmiechnął się uroczo.
Ten uśmiech zawsze poprawiał mu humor.
Tak miałam ochotę przytulić się do tego brązowookiego idioty, którego kochałam…
Justin lekko dotknął mojego tyłka.
-Justin! – pisnęłam i odtrąciłam jego rękę.
-No co?
-No… Ugh – odkręciłam się z zamiarem wyjścia przed dom.
Podbiegł do mnie i zatrzymał.
-No stój – uśmiechnął się – Tak cię zaczepiam.
Wywróciłam oczami.
Pogładził mnie kciukiem po policzku.
-Ciągle cię kocham, Jenn… - szepnął.


Ymm... Co sądzicie? Jeśli się podoba to komentujcie ;)
Dziękuję, że to czytacie, dziękuję za wszystkie komentarze <3 ;*

13 komentarzy:

  1. Jak dla mnie fajne, ale za dużo nie fajnych spraw Jake'a... XD bahahahahahahahaha <3
    love u *:

    OdpowiedzUsuń
  2. uuuuuuuuuu podoba mi się :) http://my-california-king.blog.onet.pl/ przeczytasz, skomentujesz ? PLZ

    OdpowiedzUsuń
  3. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA ! SUPERZAJEBIŚCIEPIĘKNESŁODKIE !!!!!!!!!!!!!
    NIE MOGĘ ! CHCĘ WIĘCEJ !

    OdpowiedzUsuń
  4. Ugh ale zajebisty już się nie mogę nn doczekać!!! pisz,ze szybko!!!
    zaptraszam do mnie
    mystorybieber.bloog.pl
    he-she-story.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. mega xD ja chce wiecej ... myślałam ze sie nie doczekam xD

    OdpowiedzUsuń
  6. pisz dalej. No pisz xd ja wiem że nie piszesz ;) Do komputera i klikaj, już!!!! teraz!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. masz super bloga, Śledzę go już od dłuższego czasu ale nie mam czasu komentować : /
    mogłabym cię prosić abys powiadamiała mnie o nowych notkach?
    przy okazji zapraszam cię na moje opowiadanie
    http://kamila-justin-love-story.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajne opowiadanie, pisz dalszy ciąg bo wciąga!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeejku .. jestes boska <3 czekam na NN :))

    OdpowiedzUsuń
  10. zaczęłam czytać twojego bloga od niedawna.. wciągnął mnie i to tak megaa.! a najbardziej historia barta Jenn. serio. czytam to od 3 dni i ciągle nie wiem w co on jest zamieszany. błagam, napisz w następnym rozdziale o nim nich jej o wszystkim powie no ;( ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. napisz do mnie jak dodasz nowy na TT @GosIaaCzekk błagam, pisz nowy. szybko ;D (ten wyżej to też mój komentarz ;))

    OdpowiedzUsuń