Kiedy pierwszy raz od kilku dni udało mi się tak naprawdę
zasnąć, co znaczy, na dłużej niż 2 godziny, przyśnił mi się Justin.
-Hej śliczna –
uśmiechnął się do mnie i położył ręce na moich biodrach – Tęskniłaś?
Spojrzałam mu w oczy i
zdałam sobie sprawę z tego, że tęskniłam za nim tak mocno, że aż ciężko było mi
oddychać.
Skinęłam głową i ze
łzami w oczach, wtuliłam się w niego.
Objął mnie czule i
musnął czubek mojej głowy.
-Nie pozwolę nikomu
cię skrzywdzić, kochanie – wyszeptał całując delikatnie mój policzek – Wszystko
się ułoży w swoim czasie, wiesz?
-Co masz na myśli? –
zapytałam niepewnie.
-Nie wierz we wszystko
co słyszysz, a nawet widzisz – powiedział smutnym głosem.
-To nie była
odpowiedź na moje pytanie…
-Nie wierz, Jenn,
okej?
-Ale…
-Zrób to dla mnie. Po
prostu nie wierz – odsunął się ode mnie i zaczął się oddalać.
Obudziłam się, próbując złapać powietrze w miejscu, gdzie
jeszcze chwilę temu widziałam Justina.
Ciągle wydawało mi się, że słyszę jego głos.
Do tego doszyły inne dźwięki. Strzałów? Szamotaniny?
Trzaskania drzwiami? Krzyków.
Zamrugałam energicznie i usiadłam na materacu.
Poczułam lęk, ale nie miałam zbyt wiele czasu na rozmyślanie
nad tym co mogło się właśnie dziać.
-Nie ruszaj się – ostrzegł Jason.
Dopiero teraz zauważyłam go, siedzącego w drugim rogu pokoju
z nerwowym wyrazem twarzy.
-Co się dzieje? – zapytałam zaniepokojona.
Pokręcił głową.
-Podnieś się – rozkazał.
-Przed chwilą mówiłeś…
-Kurwa, wstawaj! – krzyknął desperacko, również podnosząc
się z miejsca – Chodź tu.
-Ale o co…
-Nie bądź idiotką!! – znowu podniósł głos i szybko zaczął
zmierzać w moją stronę.
Myślałam nad ucieczką, ale przecież i tak nie miałam gdzie…
Nagle do pomieszczenia wtargnął mężczyzna. Ten, który
pierwszego dnia mojego pobytu tutaj, traktował mnie jak szmatę.
-Ta dziwka nas wydała!! – wrzasnął w moją stronę i wymierzył
z pistoletu.
Świat się zatrzymał.
Mężczyzna nacisnął na spust.
-Nie wydała, palancie! – powiedział rozpaczliwie Jason i
rzucił się odpychając mnie z pola rażenia kuli.
Moje serce biło miliard razy na sekundę, wszystko
rozmazywało mi się przed oczami, ale aż za dobrze widziałam krew coraz bardziej
barwiącą koszulę Jasona.
Chciałam płakać, wrzeszczeć, uciekać, ale nie potrafiłam się
ruszyć.
Nagle w pokoju zjawiło się więcej ludzi.
Umknął mi moment, w którym zniknął koleś próbujący mnie
zamordować.
Wszyscy wydawali mi się tylko zarysami postaci.
-Jenn! – usłyszałam głos. Wydawał mi się znajomy, ale nie
potrafiłam dopasować go do osoby. Patrzyłam po pomieszczeniu, ale nie
potrafiłam zlokalizować kto mnie zawołał. A może tylko mi się przesłyszało? –
Jenn – ktoś do mnie podszedł i czule przytulił.
Nie odwzajemniłam uścisku, tylko tępo patrzyłam przed
siebie.
-Jest w szoku – powiedział jakiś głos z oddali i wtedy obraz
mi się urwał.
Obudziły mnie głosy. Zlewały mi się w jedno, ale po kilku
minutach zaczynałam słyszeć je coraz normalniej.
-Jak czuje się Drew? – zapytał jeden z głosów.
-Dobrze. Zdaje się, że ma się najlepiej z całej trójki.
Trochę martwię się o Pattie, ale poradzi sobie… Musi. Pomożemy jej –
odpowiedział drugi z głosów.
-A Jenn? – poczułam spojrzenie na sobie.
-Jenn jest silna – odpowiedział z pewnością w głosie, a ja
wreszcie go rozpoznałam.
Justin.
Poruszyłam się, a oni chyba to zauważyli, bo zamilkli.
Otworzyłam niepewnie oczy i mrugałam nimi wielokrotnie,
próbując złapać ostrość.
Na za wiele się to nie zdało, ciągle widziałam niewyraźnie.
-Cześć kochanie – usłyszałam delikatny głos.
Skierowałam spojrzenie w tę stronę i zatrzymałam je na Justinie, kucającym przy moim łóżku.
Skierowałam spojrzenie w tę stronę i zatrzymałam je na Justinie, kucającym przy moim łóżku.
Nie odpowiedziałam, tylko wpatrywałam się w niego tak długo,
aż zobaczyłam go całkiem wyraźnie.
Uśmiechnął się do mnie i dotknął delikatnie mojego policzka.
-Jak się czujesz? – zapytał.
Nie odpowiadałam.
Przyglądał mi się w skupieniu.
-Przepraszam, Jenn – wyszeptał.
Chciałam spytać za co dokładnie przeprasza, ale nie miałam
ochoty mówić.
Przeniosłam spojrzenie na postać stojącą niedaleko za
Bieberem.
Jake.
Uśmiechnął się do mnie niepewnie, a ja odwróciłam wzrok.
-Jenn? – Justin wydał się zaniepokojony.
Wpatrywałam się w niego pusto.
-To dalej szok, coś innego, czy po prostu nie chce mówić? –
zapytał Jus, spoglądając na Jake’a, szukając w nim pomocy.
Mój brat wzruszył ramionami.
-Daj jej dzień, dwa, a może nawet tydzień, Justin. Nie
naciskaj. Zacznie mówić, wtedy kiedy będzie gotowa – powiedział.
Bieber westchnął.
-Zostawisz nas samych? – zapytał.
Jake skinął potakująco głową i wyszedł z pokoju, zamykając
za sobą drzwi.
Spojrzenie Justina znowu skierowało się na mnie.
Przyglądał mi się, po czym położył się na plecach obok mnie
na łóżku.
Westchnął ciężko i przekręcił się w moją stronę.
-O nic nie pytasz, nie krzyczysz na mnie – mówił cicho –
Przez to czuję się jeszcze gorzej…
Patrzyłam w sufit.
-Jenny?
Nie zareagowałam, chociaż widziałam, że jest na granicy
płaczu.
Myślałam, że się podniesie i pójdzie, ale zareagował
odwrotnie.
Spróbował przyciągnąć mnie do siebie i przytulić, ale
wyrwałam mu się.
-Chcę się umyć – powiedziałam głosem, którego sama nie
poznawałam.
Spojrzał na mnie zdziwionymi, smutnymi oczami.
-Pomóc ci? – w jego niepewnym uśmiechu, pojawił się aż za
dobrze znany mi przebłysk. Pokręciłam przecząco głową i podniosłam się z łóżka.
Zachwiałam się, ale odepchnęłam jego ręce, kiedy rzucił się,
żeby pomóc mi utrzymać równowagę.
Postawiłam kilka niepewnych kroków, ale każdy kolejny stawał się pewniejszy.
-Jenn, naprawdę nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś szła
sama. Co jeśli zemdlejesz? – zapytał śmiertelnie poważnym głosem.
Spojrzałam na niego ironicznie.
-Nie umarłam tam, nie umrę tutaj – powiedziałam ostrzej niż
miałam zamiar.
Zanim zdążyłam odwrócić się z powrotem, zdążyłam zobaczyć
jego zbolałą minę.
Dotarłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi.
Nie patrząc w lustro, zsunęłam z siebie ubrania i weszłam
pod prysznic.
Odkręciłam wodę i ze spokojem zaczęłam myć włosy.
Nagle, niespodziewanie przygniotły mnie wszystkie zdarzenia
ostatnich dni.
Zaczęłam szlochać, szloch zamienił się w dławiący płacz.
Zsunęłam się po ścianie brodzika, skuliłam się i pozwoliłam
spływać po mnie wodzie lejącej się z góry.
Justin
Czułem się źle. Tak źle, jak jeszcze nigdy w życiu, a kiedy
usłyszałem jej płacz z łazienki, poczułem jak moje serce roztrzaskuje się na
miliony, drobnych kawałeczków.
Z całej siły uderzyłem w ścianę, starając się choć w części
wyładować moją złość i frustrację, ale to ani trochę nie pomogło.
Usiadłem na kanapie i siedziałem wpatrując się bezcelowo w
przestrzeń i wsłuchując się w płacz Jenn.
Tak cholernie chciałem jej pomóc, ale czy tego chciałem czy
nie, musiałem dać jej czas. Czas na to, żeby sama pogodziła się ze wszystkim co
stało się w ostatnich dniach. O ile w ogóle to było możliwe…
Nagle płacz ucichł.
Przez dłuższy czas było słychać krzątanie się Jenn po
łazience, aż w końcu usłyszałem otwierane drzwi.
Odwróciłem się w tę stronę i z trudem powstrzymałem
opadnięcie mojej szczęki ze zszokowania.
Jenn wyglądała tak… Normalnie.
Tak, jakby nigdy, nic się nie stało. Jakby ostatnie dni nie
miały miejsca.
Kiedy przypatrzyłem się dokładniej dostrzegłem, że jest
chudsza, a w luźnej koszuli prawie nie widać jej zaokrąglającego się brzucha.
Kolejna zmiana, którą w końcu dostrzegłem zaszła w jej
oczach. Było w nich coś niepokojącego.
-Pięknie wyglądasz, księżniczko – odezwałem się, a ona
zdawała się dopiero teraz mnie zauważyć, chociaż byłem przekonany, że wcześniej
na mnie patrzy.
-Jesteś słabym kłamcą, Justin – odpowiedziała spokojnie.
Podniosłem się z miejsca i ruszyłem w jej stronę.
Nie zauważyłem u niej żadnej, najmniejszej reakcji.
Podszedłem do niej i odgarnąłem z jej twarzy kosmyk włosów.
Znowu to robiła. Patrzyła na mnie, ale miałem wrażenie, że
mnie nie widzi.
Potarłem delikatnie jej policzek kciukiem.
Wróciła zzaświatów i gwałtownie odsunęła się ode mnie.
-Nie dotykaj mnie – powiedziała takim tonem, jakby to było
oczywiste, że nie powinienem tego robić.
Cóż. Nie było.
-Dlaczego? – zapytałem – Tęskniłem za tobą tak bardzo, że…
-Gdzie jest Drew? – zapytała nagle, przerywając, a jej oczy
się rozszerzyły.
-W swoim pokoju – odpowiedziałem.
Podziękowała skinieniem i poszła w stronę pokoju naszego
syna.
Poszła.
Nie pobiegła.
Nie uśmiechnęła się.
Nie okazała żadnych emocji.
_______________________
Czasem musi być źle, żeby później mogło być dobrze, racja? ;)
Piszcie co sądzicie.
Piszcie co sądzicie.