wtorek, 16 kwietnia 2013

II rozdział 32

  Leżałam skulona na podłodze, usiłując choć na chwilę zasnąć i zapomnieć o wszystkim co mnie otacza, przestać czuć cokolwiek, w tym paraliżujące mnie zimno.
Może nie będą musieli nas zabijać? Może po prostu tu zamarzniemy?
Czas nieubłaganie się dłużył, a ja obawiałam się, że jeśli nie zasnę w przeciągu najbliższych minut, zrobię coś, czego już zawsze będę żałować.
Uchyliłam na chwilę powieki i skierowałam wzrok na Pattie, która leżała na niewielkim czymś, co jako jedyne w tym pomieszczeniu, chociaż minimalnie przypominało materac i jak mi się wydawało, miała to szczęście, że zasnęła.
Zamknęłam z powrotem oczy.
Martwiłam się o nią, martwiłam się o Drew, martwiłam się o dziecko, które w sobie noszę. Od czasu, kiedy jeden z porywaczy zadał mi cios w brzuch, czułam ból i niewyobrażalnie obawiałam się, że mogę poronić. Martwiłam się o wszystkich, z wyjątkiem siebie. Byłam w takim stanie psychicznym, że gdyby nie dziecko, najchętniej zakończyłabym to, co kiedyś i tak musi się skończyć, zwane życiem.
O tak, po raz kolejny miałam myśli samobójcze i tym razem doszłam do wniosku, że nawet miały poważne przyczyny.
Od zawsze nie rozumiałam świata. Nie rozumiałam dlaczego zabiera nam ludzi, których kochamy; nie rozumiałam dlaczego sprawia tyle bólu i cierpienia; nie rozumiałam dlaczego jest tak bezlitosny i okrutny, nieczuły na nawet największe męki.
Nagle usłyszałam zbliżające się kroki, przekręcany klucz w zamku, a następnie energicznie otwierane drzwi.
Otworzyłam oczy, ale nie poruszyłam się i skulona wpatrywałam się w ogolonego na zero, ogromnego mężczyznę, wchodzącego do pomieszczenia.
-Wstawaj – warknął, a ja posłusznie podniosłam się z miejsca, osłaniając mój niemal niewidocznie, zaokrąglony brzuch.
Spojrzał na mnie z góry, po czym dał znak głową, żebym poszła za nim.
Tak też zrobiłam.
Po chwili, znaleźliśmy się w niewielkim pokoju, w którym znajdowały się dwa krzesła i mały stolik.
Zmarszczyłam brwi i na marne próbowałam domyślić się, gdzie właściwie jestem więziona. Co to za budynek?
-Siadaj – rozkazał, a ja za wiele nie myśląc, wykonałam jego polecenie.
-Gdzie jest Drew? – odezwałam się.
-Zamknij się, suko! To ja zadaję pytania! – krzyknął, uderzając pięścią w stół.
Uśmiechnęłam się rozbawiona. Chyba myślał, że mnie przestraszy.
-Nie będę z tobą rozmawiać, dopóki nie zobaczę, że moje dziecko żyje – powiedziałam twardo.
-Daje ci ostatnią szansę, szmato. Zamknij jadaczkę, albo sam ci ją zamknę – wysyczał.
-Skoro nie chcesz, żebym mówiła, to po co mnie tu przyprowadziłeś? Chcesz mnie brać na tym stoliku, czy tylko podziwiać? – chyba przesadziłam, ale uświadomiłam to sobie za późno. Kiedy byłam zdenerwowana, a do tego dokładało się zmęczenie, mówiłam bardzo głupie rzeczy. Bardzo.
Mężczyzna przewrócił w furii stół, podniósł mnie za koszulkę z krzesła i brutalnie przycisnął do ściany.
-Jeśli chociaż trochę interesuje cię życie tego co masz w środku – przycisnął mocno ręką mój brzuch – Zamknij mordę, dziwko.
Do moich oczu napłynęły łzy. Zaczęłam się wyrywać, ale jego ucisk na mój brzuch nie zelżał.
-Przestań! – krzyknęłam błagalnie, łamiącym się głosem, a on plunął mi w twarz i rzucił na podłogę.
-Jesteś niczym, pamiętaj - warknął.
Nagle drzwi do pomieszczenia zostały otwarte.
Oboje, jednocześnie skierowaliśmy tam spojrzenia.
Naszym oczom ukazał się wysoki, postawny chłopak. Nie wyglądał na więcej niż 21 lat.
-Co ty do cholery wyprawiasz, durniu?! – wrzasnął na kolesia, który wcześniej się nade mną pastwił – To miała być pokojowa rozmowa!!! Wynoś się stąd!!! Wiedziałem, że nie mogę pozwolić ci się tym zajmować!!
Mężczyzna stojący obok mnie, momentalnie zmienił postawę i z 'podkulonym ogonem' wyszedł z pomieszczenia. Na oko był starszy od czarnowłosego, który przed chwilą zaszczycił nas swoją obecnością, ale najwidoczniej młody był wyższy od niego ‘rangą’, czy coś w tym stylu.
Uśmiechnęłabym się, ale stwierdziłam, że byłoby to skrajnie idiotyczne z mojej strony, żeby po raz kolejny narażać życie dziecka.
Chłopak podszedł do mnie i pomógł mi się podnieść z ziemi, po czym odsunął krzesło, żebym mogła usiąść.
Patrzyłam na niego podejrzliwie, a on się tylko uśmiechnął.
-Przepraszam za tego durnia. Naprawdę mi przykro. On nie potrafi się zachować, nawet przez sekundę – westchnął, przejeżdżając ręką po potarganych włosach. Przyjrzałam się mu. Był bardzo przystojny. Wiem. W mojej sytuacji to naprawdę, najbardziej idiotyczne spostrzeżenie, ever. – Jak się czujesz? Zrobił ci coś? – zapytał i brzmiał nawet, jakby naprawdę go to obchodziło.
Nie odpowiedziałam, ale jeśli był inteligentny w chociaż najmniejszym stopniu, mógł wyczytać to z wyrazu mojej twarzy.
-Cholera – znowu przejechał ręką po swoich włosach – Policzę się z nim, jak tylko skończymy rozmawiać, zgoda?
Znowu nie usłyszał odpowiedzi. Patrzyłam na niego kamiennym wzrokiem.
To, że udawał miłego, wcale nic nie znaczyło. Po prostu grał dobrego (i seksownego) glinę, a po wszystkim potraktuje mnie jak szmatę, dokładnie jak jego kolega. Po prostu próbował wzbudzić moje zaufanie.
Nie miałam pojęcia skąd to wiem. Może naoglądałam się za dużo filmów detektywistycznych?
-Nie będziesz ze mną rozmawiać? – zapytał delikatnie. Nie odezwałam się – Eeej – wstał ze swojego krzesła, podszedł do mnie i przykucnął obok. Automatycznie zerwałam się z miejsca, osłaniając brzuch.
Westchnął, podniósł się i po raz kolejny zmierzwił swoje włosów. Wnioskowałam, że to jego nerwowy odruch.
-Nie bój się – powiedział cicho – Nic ci nie zrobię. Chcę tylko porozmawiać.
-Serio?? – powiedziałam głosem przepełnionym jadem – Jak odezwałam się przy twoim znajomym to zostałam przygwożdżona do ściany, opluta, a na dodatek próbował zrobić coś mojemu dziecku – powiedziałam ze łzami w oczach, oplatając się rękami.
Nic nie powiedział, tylko wpatrywał się we mnie, myśląc nad czymś.
-Ja nic ci nie zrobię. Chcę, żebyś ze mną rozmawiała. Właśnie po to kazałem cię tu przyprowadzić. A z tamtym idiotą się policzę. Przyrzekam – odezwał się.
Patrzyłam na niego chłodno.
-Chodź – pokazał głową na krzesło, po czym usiadł po przeciwnej stronie stolika.
-Dziękuję, postoję – powiedziałam.
Pokręcił głową.
-Usiądź. To nie tak, że mam takie zachcianki, czy coś, ale jeśli on faktycznie próbował naruszyć dziecko, to myślę, że lepiej, żebyś usiadła. Ale nie wiem. Nie znam się. Nigdy nie byłem w ciąży. Twój wybór – wzruszył ramionami, po czym oparł łokieć na stoliku i podparł na nim głowę, wpatrując się we mnie wyczekująco.
Z lekkim ociągnięciem podeszłam do krzesła, po czym na nim usiadłam.
Uśmiechnął się do mnie.
Ciągle miałam wrażenie, że to wszystko jest zaplanowane.
-I jak? Będziesz ze mną rozmawiać? – zapytał.
Nie zaprzeczyłam, ani nie przytaknęłam.
Westchnął głęboko.
Widać było, że się niecierpliwi, ale jak najbardziej stara się tego nie okazać.
-A więc… - zaczął, patrząc mi w oczy. Wytrzymałam spojrzenie jego ciemnozielonych oczu, chociaż było w nim jednocześnie coś niepokojącego i zarazem przyciągającego - Jest taka sprawa, kochanie. – patrzył na mnie badawczo - Właściwie, nie porwaliśmy was z powodu Justina, ale niech tak myśli, dobrze mu tak, niech się obwinia, przez niego gliny zaczęły węszyć, ale to nie pierwszy raz, potrafimy sobie z tym poradzić – spojrzałam na niego z niedowierzaniem, nie potrafiąc przewidzieć do czego zmierza – Jesteś tutaj, bo mamy do ciebie sprawę. I to bardzo ważną – moje źrenice rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów – Chcemy, żebyś zeznawała przeciwko swojemu bratu i Bieberowi.
 -Że co??? – zapytałam zszokowana.
Czarnowłosy uśmiechnął się.
-To co powiedziałem. Chcemy, żebyś zeznawała przeciwko swojemu bratu i Bieberowi.
-Nigdy – syknęłam.
-Serio? A chcesz, żebyśmy zrobili coś małemu Drew? – teraz jego uśmiech wyglądał okropnie.
-Mówiłeś coś, że to miała być rozmowa pokojowa – powiedziałam ostro.
Zaśmiał się.
-Jest.
-Wcale nie. Grozisz mi.
-Cóż. Takie życie – wzruszył nonszalancko ramionami – Jeśli wolisz, to mogę zawołać mojego kolegę, żebyś mogła z nim pokojowo porozmawiać. Może będzie milszy ode mnie – uśmiechnął się.
-Ha ha ha, bardzo śmieszne – zakpiłam.
-Nie próbowałem być zabawny, skarbie. Po prostu marudzisz, że cię szantażuję, a mogłabyś teraz wić się na ziemi i jedyne co byłabyś w stanie zrobić to skinięcie głową, że zgadzasz się zeznawać.
-Sukinsyn – warknęłam.
-Ho, ho, ho, uważaj sobie – powiedział – Bo przestanę być miły – zagroził.
Uśmiechnęłam się sztucznie.
-A teraz, jesteś miły? - zatrzepotałam rzęsami.
-Nie zadzieraj ze mną, mała. Jak wyprowadzisz mnie z równowagi, to będziesz tego żałować nie tylko ty, ale też to coś co masz w brzuchu – powiedział.
-‘To coś’ to moje dziecko – syknęłam.
-Jak dla mnie, wszystko jedno co to jest. To nie będzie żyło, jak nie przestaniesz mnie wkurwiać i nie zaczniesz współpracować – warknął.
Wytrzymałam jego spojrzenie.
-Co niby miałabym zeznać? – zapytałam po chwili milczenia z obu stron.
Zauważyłam, że jego twarz znów łagodnieje.
Odchylił się lekko na krześle.
-Ta sprawa sprzed kilku lat, pamiętasz? – spojrzał na mnie pytająco  a ja niepewnie przytaknęłam – Wiesz o co w niej chodziło?
Nie odpowiedziałam.
-Więc… Pewnie wiesz, ale z perspektywy twojego brata i Justina – na chwilę się zamyślił – Twój brat jest jednym, wielkim gównem. Nie jest taki święty jak ci się wydaje.
-Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest święty – prychnęłam.
Pokręcił głową, z dobrodusznym wyrazem twarzy.
-To co wiesz o nim…. – jego twarz nabrała zaciętości – Nie znasz tych najciekawszych wątków z jego historii, zaufaj. Bardzo starannie zadbał, żebyś nie znała.
-Dobrze wiem, że Jake ma dużo do ukrycia – powiedziałam.
Znowu pokręcił głową.
-Słuchaj, kochanie, tak dla porównania. Przy tym co twój brat nawyczyniał w życiu, to co zrobiłem ja jest niczym. A jak pewnie podejrzewasz za grzeczny nie jestem – uśmiechnął się łobuzersko, a ja wywróciłam oczami – I w kilka spraw zamieszał Biebera – dodał, czekając na moją reakcję.
Poczułam, jakbym czymś dostała, ale po chwili się opamiętałam.
To wszystko to na pewno, tylko, cholerne kłamstwa.
-Nie wierzysz? – wyczytał z mojej twarzy i zaśmiał się cicho – Bez trudu ci wszystko udowodnię.
-Wypuśćcie Drew i Pattie – zażądałam.
-Kotku, to ja tu wydaję rozkazy – poinformował mnie życzliwie.
-Przestań mówić do mnie, jakbyśmy byli ze sobą blisko – wzdrygnęłam się.
-Hmm…. – przeczesał palcami włosy i chwilę myślał, po czym spojrzał na mnie – Nie – uśmiechnął się.
-Dobrze się bawisz? – powiedziałam sarkastycznie.
-W przeciwieństwie do tego co ci się wydaje, nie bardzo – odpowiedział – Ale nie zamierzam tłumaczyć ci dlaczego.
-Dlaczego zakładasz, że chciałabym słuchać??
Uniósł brwi.
-No popatrz, parędziesiąt minut temu, przerażona leżałaś na podłodze, a teraz stałaś się skrajnie bezczelna. Niech pomyślę…. Może jednak powinienem korzystać z metod mojego kolegi? Są bardziej skuteczne?
Spiorunowałam go wzrokiem, zamiast go opuścić, jak to przewidywał.
Westchnął, po czym zanim zdążyłam zorientować się co się dzieje, podniósł mnie z krzesła jak szmacianą lalkę i rzucił mną o ścianę.
Jęknęłam z bólu, a on podszedł do mnie i na nowo mnie uniósł.
Przycisnął mnie do ściany, jak jego poprzednik.
Jego twarz znajdowała się tak blisko mojej, że mogłam wyczuć jego oddech.
-Serio myślałaś, że nie jestem w stanie tego zrobić, suko?? – warknął – Współpracuj – puścił mnie, a ja zsunęłam się po ścianie i skuliłam.
Nagle drzwi do pokoju zostały otwarte, przez mężczyznę, którego jeszcze tu nie widziałam.
-Jason, jesteś nam potrzebny. Natychmiast.
Chłopak zmarszczył brwi i potarł czoło.
-Jeszcze nie skończyłem – oznajmił.
-Gówno mnie to obchodzi. Skończysz z nią później. Na daną chwilę są ważniejsze sprawy – powiedział.
-Co się dzieje?
-Tak, powiem to przy niej, geniuszu – warknął – Rusz dupę, bo ci coś zrobię.
-Serio? – zakpił chłopak – Daj mi minutę.
-Będę odliczać – warknął mężczyzna i zamknął za sobą drzwi z trzaskiem.
Jason uniósł do góry środkowy palec, w stronę, gdzie przed chwilę stał facet, po czym spojrzał na mnie.
Odwzajemniłam spojrzenie.
Musiałam wyglądać strasznie, bo jego wyraz twarzy jakby złagodniał.
-Słuchaj, łatwiej będzie, jak będziesz współpracować, to wszystko – przykucnął przy mnie i wyciągnął dłoń w moją stronę, chcąc pomóc mi wstać.
-Pieprz się – warknęłam, mając gdzieś konsekwencje.
-Z tobą. Wkrótce – uśmiechnął się, a ja poczułam dreszcz – Jesteś serio głupia, bo zamiast współpracować, tylko sobie grabisz. Nie łudź się, że ktoś cię stąd uratuje. Zrobisz co będziemy chcieli. Nie ważne czy po dobroci, czy nie.
-Szantażujecie mnie. To wcale nie jest po dobroci – powiedziałam.
Wywrócił oczami w momencie, kiedy ktoś zaczynał dobijać się do drzwi.
-Czas minął!!! – usłyszałam krzyk spoza pomieszczenia.
Chłopak spojrzał na mnie jeszcze raz.
-Zostajesz tu i czekasz aż wrócę, uprzedzam, że nie mam pojęcia ile to zajmie, czy zaprowadzić cię tam gdzie siedziałaś wcześniej?
-Chcę do domu – odpowiedziałam.
Posłał mi znudzone spojrzenie i zniknął za drzwiami, zamykając je na klucz.

___________________________________
Hmmm... Coś w końcu napisałam. Piszcie co myślicie :)

6 komentarzy:

  1. Świetne. Jestem strasznie ciekawa czy on jej coś zrobi i co się jej stanie. Tak szczerze to wolałabym jakby tego dziecka nie było i tej ciąży no ale to chyba było by drastyczne takie usunięcie i wgl.
    Mam nadzieje, że Jus i reszta ją odnajdą :)
    Czekam na nn<3

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG jestem przerażona trochę ;/ ,musieli się debile w coś wplątać ;/ ,Świetny ,czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. zajebisty rozdział i opowiadanie . wiem ze nie jest latwo pisac ale prosze dodawaj szybciej rozdzialy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super. Jestem ogromnie ciekawa o co w tym wszystkim chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie długo czekałam na następny ale nareszcie się doczekałam :)
    Zapraszam do siebie:
    http://dreamingisbelievinglove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. genialne zresztą jak zawsze xd
    świetnie piszesz tylko błagam szybciej <3

    OdpowiedzUsuń