czwartek, 25 kwietnia 2013

II rozdział 34

Siedziałam skulona pod drzwiami. Nie miałam pojęcia ile upłynęło minut, czy godzin. Znów straciłam poczucie czasu, ale wydawało mi się, że siedzę tu całą wieczność. Coraz mocniej zaciskałam oczy i zakrywałam uszy, chociaż i tak docierały do mnie pojedyncze dźwięki.
Gdzie się podziewał ten cały Jason?! Nie zamierzałam robić czegokolwiek. Nie zamierzałam widzieć czegokolwiek. Nie zamierzałam słyszeć czegokolwiek, dopóki się stąd nie wydostanę.
Łzy bezsilności spływały po moich policzkach, a ja nawet nie mogłam ich otrzeć, z obawy, że usłyszę coś, czego na pewno, nie chciałabym słyszeć.
Z całej siły próbowałam odeprzeć obraz, który zobaczyłam po wejściu do pomieszczenia. Na próżno.
Pokój. Zwykły pokój. Cztery ściany, podłoga, sufit; a na każdej ze ścian mnóstwo ekranów z wyświetlającym się obrazem. Każdy ekran przedstawiał inny filmik. Na każdym był Jake, na niektórych z Justinem. Na każdym z filmów dochodziło do morderstwa. Mordercą był Jake.
Skuliłam się w sobie. To fotomontaż, prawda? Na pewno. To muszą być jakieś cholerne przeróbki!!
Zaczęłam trząść się od płaczu.
A ten moment z Justinem? Justin mógłby… zabić?
Chciałam się obudzić, chciałam, żeby to był sen, chociaż chyba nigdy nie miałam, aż tak strasznych snów.
Dlaczego mnie tu zamknęli?! Miałam już dość.
-Wypuśćcie mnie!!! – wrzasnęłam, łamiącym się głosem, podnosząc się z podłogi – Mam dość, okay?!?! Mam dość, słyszycie?!?!?!
Na chwilę odkryłam uszy i otworzyłam oczy.
Natychmiast odwróciłam głowę w stronę drzwi, ale na nich też znajdowały się ekrany.
Zanim zdążyłam zareagować zobaczyłam scenę, jak Bieber przebija kogoś nożem. Jakąś dziewczynę. Niewiele starszą ode mnie.
Moje oczy rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów, a z ust wydobył się jęk.
Zakryłam je dłonią. Obróciłam się naokoło.
Na każdej ścianie znajdowało się po kilka ekranów.
Zobaczyłam Jake’a, z zimną krwią strzelającego do jakieś osoby.
Zasłoniłam oczy, a zaraz potem uszy.
Moje serce uderzało milion razy na sekundę, żeby potem zaraz niepokojąco zwolnić i na nowo przyspieszyć.
Mój oddech stał się nagle urywany. Poczułam jak wszystko wokół mnie wiruje.
-Nie wierzę w to – wyszeptałam tylko drżącym głosem i wszystko w jednym momencie znikło.
Dźwięki, kolory, dziwny zapach tego pomieszczenia, moje przerażenie. Poczułam, że osuwa się pode mną podłoga. Wszystko się skończyło, przynosząc chwilowe ukojenie.

Pierwsze, co poczułam, to dłoń, delikatnie gładzącą mój policzek.
Na początku byłam zdezorientowana, ale chwilę później, z ogromną siłą uderzyły we mnie wspomnienia ostatnich dni, które sprawiły, że na moment znowu straciłam oddech.
Miałam nadzieję, że ktokolwiek obok mnie siedział, nie zauważył tego. Nie wrócę do tego pokoju, chociażby miał mnie zastrzelić. Miałam dość. ABSOLUTNIE DOŚĆ.
-Wiem, że nie śpisz – odezwał się lekko rozbawiony głos.
-Wydaje ci się – odpowiedziałam, nie otwierając oczu.
Roześmiał się.
Jason. Tego śmiechu nie można było z niczym pomylić, a najgorszy był fakt, że mi się podobał.
-Ok. W takim razie… Obudzę cię, jak śpiącą królewnę – powiedział i zanim zdążyłam przetworzyć jego słowa, poczułam jego usta na swoich. Pocałunek był tak delikatny i czuły, że aż poczułam się tak, jak na pewno nie powinnam się w tej chwili czuć i trwał na tyle krótko, że skończył się, zanim w ogóle zdążyłam zareagować.
-Ekhm. Teraz powinnaś się obudzić – przypomniał, szturchając mnie lekko, kiedy nie otwierałam oczu.
-Najpierw obiecaj, że nie będzie tu żadnych ekranów – powiedziałam - Wtedy może się obudzę.
Zachichotał.
-Obiecuję, że nie ma tu żadnych ekranów – powiedział.
-Przyrzeknij – zażądałam.
-Przyrzekam – odpowiedział.
-I tak ci nie wierzę – skrzywiłam się i otworzyłam powoli oczy.
Rozejrzałam się naokoło.
Leżałam na łóżku, a on siedział obok mnie na krześle.
Moje spojrzenie zatrzymało się na Jasonie.
-Widzisz, mówiłem prawdę – uśmiechnął się lekko – Czemu twierdziłaś, że kłamię?
-Kiedy prowadziłeś mnie do tego pokoju z ekranami… - mimowolnie poczułam zimny dreszcz na całym ciele – Mówiłeś, że nie mam się czego bać – spojrzałam mu twardo w oczy, ale musiało to wyjść żałośnie, bo do moich zaczęły napływać łzy, na wspomnienie przerażającego pomieszczenia.
Przeczesał palcami włosy i westchnął.
-Jakbym powiedział, że masz się czego bać, to byś próbowała się wyrywać – uśmiechnął się bez cienia radości.
-Wytłumacz mi, o co, w tym wszystkim chodzi – powiedziałam błagalnie.
Pokręcił głową.
-Wszystko w swoim czasie…

Jason, nie odezwał się już do mnie ani razu, chociaż zadawałam mu mnóstwo pytań.
Ze stoickim spokojem, przyniósł mi wodę i wyszedł, zamykając za sobą drzwi, na klucz.
Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć na łóżku, które chociaż niewygodne, było najlepszym czymś, na czym leżałam, od początku porwania.
Próbowałam i próbowałam, ale los nie chciał okazać się dla mnie łaskawy, nie pozwalał mi nawet na sekundę, oderwać się od przerażających myśli.
Nagle poczułam głód. Wcześniej, nie zdawałam sobie z niego sprawy, ale przecież musiałam nie jeść już ponad dobę. Jakby usłyszał moje myśli, w pokoju pojawił się Jason z tacką, z jedzeniem.
Postawił ją przy łóżku.
Jedzenie ograniczało się do dwóch kanapek: jednej z serem, drugiej z szynką. Dobre i to.
Nie podziękowałam, a on znów wyszedł z pokoju.
Sięgnęłam po jedzenie. Zawahałam się, zdając sobie sprawy z tego, że mogą być czymś zatrute, ale w końcu zdecydowałam zjeść, bo jeśli tego nie zrobię to prędzej czy później i tak umrę. Z głodu. 
Nie wierzyłam już w to, że Justin mnie uratuje. Nie wierzyłam w to, że uratuje mnie ktokolwiek.

Justin
 Siedziałem z Jake’iem przy stole w kuchni i bez słowa mierzyliśmy się wzrokiem już od kilkunastu minut, od kiedy tylko zjawił się w moim domu.
-Wydaje mi się, że chciałeś pogadać – odezwałem się w końcu, nie mogąc wytrzymać tej dziwnej ciszy.
-Chciałem, ale jesteśmy przez tych skurwysynów podsłuchiwani – powiedział Jake akcentując głośno ostatnie słowo – I nie bardzo mam pomysł, jak to zmienić, bo oni wiedzą wszystko, widzą wszystko i słyszą wszystko, do cholery nie mam pojęcia jak. Nie mają swojego życia, z jakichś powodów żyją moim – mówił głosem przepełnionym jadem.
Zmarszczyłem zdziwiony brwi.
-Jeszcze nie mam planu, jak wyplątać z tego wszystkiego Jenny, jak coś wymyślę, to cię oświecę, tylko znowu NIE MAM POJĘCIA JAK, kiedy oni, bez przerwy nas PODSŁUCHUJĄ! – uderzył pięścią w stół.
-Skąd wiesz? – spytałem, a on posłał mi mrożące krew w żyłach spojrzenie.
-Bo ‘przypadkiem’, zawsze, wszystko wiedzą, do kurwy nędzy – cedził – Oni muszą tu mieć wszędzie kamery, podsłuchy i szpiegów. WSZĘDZIE.
Przeszedł mnie dreszcz na myśl, że oni faktycznie mogli widzieć WSZYSTKO…
-I co masz zamiar z tym zrobić? – zapytałem.
-Zlikwidować – uśmiechnął się cierpko – Tylko to trochę potrwa, a nie chcę zaszkodzić Jenn. Za chuja nie wiem co robić.
Szczerze mówiąc nigdy nie widziałem Jake’a, aż tak wyprowadzonego z równowagi.
Nie dziwiłem mu się ani trochę.
Sam czułem się jeszcze gorzej.
-Bieber, zdajesz sobie sprawę z tego, że w tym wszystkim nie chodzi o ciebie? – zaczął – Wcale nie porwali jej przez ciebie, a przynajmniej nie z tego powodu, o jakim myślisz. Podejrzewam, że chcą się nią w jakiś sposób posłużyć, wykorzystać przeciwko nam.
-Skąd wiesz…? – zapytałem zdziwiony.
-Takie rzeczy się po porostu wie – odpowiedział krótko – Poza tym podejrzewam, że mają nawet jak przeciągnąć ją na swoją stronę.
-Co? – spytałem skołowany.
-Oj, doskonale wiesz co, Bieber.

____________________________________
Przybywa mi osób obserwujących bloga w zaskakującym tempie o.O Kto nowy? ;D Jeszcze chwilę temu 69 (xD), teraz 76 ;o Dzięęęęki ^^ Miło, że to czytacie :) 
Piszcie co sądzicie o rozdziale ;) (tak, wiem, że krótki, możecie to pominąć, chwalcie mnie, że dosyć szybko dodałam XD ;*)
Dziś miesiąc od koncertu Biebera w Polsce :) Kto był? Ja byłam, niesamowite przeżycie :)
Następnym razem jak przyjedzie to go porwiemy, ok? ^^

piątek, 19 kwietnia 2013

II rozdział 33

  Leżałam na podłodze, gapiąc się bez sensu w sufit.
Niby w tym pomieszczeniu mięli nawet coś takiego jak krzesło, ale po kilku lub kilkunastu (całkowicie straciłam rachubę czasu) godzinach, znudziło mi się siedzenie.
Więc leżałam i liczyłam kropki na suficie.
Po co, do cholery, im kropki na suficie??
Wolałam nie wnikać. Przynajmniej miałam co robić.
189.
190.
191.
192…
Doszłam do wniosku, że już powoli wariuję.
Po przewidzeniu tysiąca czarnych scenariuszy na los mój i moich najbliższych, odpuściłam sobie i zaczęłam próbować oderwać myśli, od mojego życia, co wcale nie było proste.
193.
194.
195.
196….
Usłyszałam poruszenie zza drzwi.
Zignorowałam je.
197.
198.
199.
-Hej, mała. Tęskniłaś?  – do pomieszczenia wszedł chłopak. Jason, o ile dobrze wcześniej usłyszałam. Poczułam, że na mnie spojrzał – Co ty robisz? – zapytał zdziwiony, patrząc na mnie, leżącą na plecach na podłodze, ze skupionym wyrazem twarzy. Musiałam wyglądać komicznie.
200.
-Nie przeszkadzaj mi. Liczę kropki – zbyłam go.
201.
202.
-Co? – zapytał z niedowierzaniem, po czym parsknął śmiechem – Jakie kropki?
-Na suficie – wskazałam ręką.
203.
204.
Wyczułam jego ruch, prawdopodobnie spojrzał do góry.
-I ile ci wyszło? – zapytał rozbawiony.
-Jeszcze nie skończyłam.
205.
206.
-Mam przyjść później? – spytał, nadal rozbawiony.
-To zależy… - powiedziałam.
207.
208.
-Od czego? – zapytał siadając obok mnie na podłodze.
209.
210.
-Od tego, co ode mnie chcesz.
211.
212.
213.
214.
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Położył się obok mnie.
-Ile na razie naliczyłaś? – zapytał.
215.
-215 – odpowiedziałam.
-Serio ci się nudziło, co? – zaśmiał się.
-Nie, żartujesz – zakpiłam.
216.
217.
-Przepraszam, nie miałem jak przyjść wcześniej - powiedział.
‘Przepraszam’? Dziwny ten koleś.
218.
219.
220.
-Kończysz? – spytał po chwili.
-Nie pospieszaj mnie – fuknęłam, a on się znowu roześmiał i podłożył sobie ręce pod głowę.
-Ok.
221.
222.
-A więc, kolego – podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na niego z góry – Masz w przybliżeniu 222 kropki na suficie.
Uśmiechnął się rozbawiony, jednocześnie odsłaniając rząd swoich równych, białych zębów.
-Moje życie nareszcie nabrało sensu – zażartował, nadal leżąc na podłodze.
Nagle dotarło do mnie, że właśnie żartuje sobie z niebezpiecznym człowiekiem, porywaczem i nie wiadomo kim jeszcze. Nie podobało mi się to.
Gwałtownie podniosłam się z podłogi i stanęłam w kącie pokoju, a on przeniósł na mnie zdziwione spojrzenie.
Zmarszczył pytająco brwi.
Kiedy przez dłuższą chwilę żadne z nas nic nie mówiło, również podniósł się z miejsca, po czym usiadł przy stole i zachęcił mnie gestem, żebym również usiadła.
Wolnym, niepewnym krokiem, zaczęłam zbliżać się do stolika.
Zajęłam ‘swoje’ krzesło.
Jason patrzył na mnie, ja patrzyłam na niego.
Czułam się dziwnie.
Żadne z nas nic nie mówiło.
On czekał aż ja coś powiem?
O co tu, do cholery, chodziło?
W końcu nie wytrzymałam.
-Wypuśćcie Drew i Pattie. Oni nic wam nie zrobili – powiedziałam błagalnie, a do moich oczu momentalnie wezbrały łzy.
Chłopak westchnął.
-Wypuścimy, jak zaczniesz z nami współpracować – odpowiedział.
-To mi do cholery wytłumacz co mam zrobić!! – krzyknęłam, a on uśmiechnął się rozbawiony.
-Spokojnie, księżniczko. Niedługo wszystko zrozumiesz – zapewnił.
Patrzyłam na niego spojrzeniem mrożącym krew w żyłach.
Zauważyłam, że zadrżał.
To możliwe?
Czy raczej coś mi się przewidziało?
Podniósł się z miejsca i ruszył w stronę drzwi.
-Chodź – nakazał.
-Gdzie? – spytałam, starając się, zapanować nad drżeniem w moim głosie. Chyba mi się nie udało, bo odwrócił się i spojrzał na mnie dziwnie.
-Nie masz się czego bać – zapewnił z lekkim uśmiechem.
Nie wierzyłam mu, ale nie miałam innego wyjścia, niż ruszenie za nim.
-O, zapomniałbym. Nie próbuj uciekać, bo jeśli spróbujesz, to ostatecznie przestaniemy rozmawiać po dobroci, najprawdopodobniej zostaniesz postrzelona, a stąd i tak nie miałabyś gdzie uciec. No i zabijemy najpierw starą, potem dziecko – mówił spokojnie, idąc przed siebie, nie patrząc na mnie – Jasne? – odwrócił się i spojrzał mi z uśmiechem w oczy.
-Jesteście popieprzeni – syknęłam.
Uniósł brwi do góry i uderzył mnie w twarz, tak, że zatoczyłam się i ledwo utrzymałam równowagę.
Złapałam się za piekący policzek i spojrzałam na niego z odrazą.
-Spróbuj to powtórzyć, a dostaniesz w brzuch, kotku – mrugnął do mnie ‘zalotnie’, złapał mnie mocno za ramię i zaczął ciągnąć w stronę, którą zmierzaliśmy.
-Ale masz pecha z tym bratem i Bieberem – zaśmiał się niespodziewanie i pokręcił głową po chwili marszu – Współczuję. Fajna z ciebie dziewczyna, a tak musisz przechodzić przez to gówno. Nie ukrywam, że nam jesteś akurat przydatna, ale… Chuje z nich, że cię nie pilnowali. Ja nie spuszczałbym cię z oczu na ich miejscu – odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie tak, że poczułam, jak ściska się mój żołądek.
Uśmiechnął się krótko i zatrzymał się, a ja wraz z nim, przed kolejnymi drzwiami. Przekręcił klucz w zamku i wepchnął mnie do środka. Wszedł zaraz po mnie.
To co ukazało się moim oczom, niemal zwaliło mnie z nóg.
-I jak ci się podoba? – nie patrzyłam na niego, ale byłam w stanie wyczuć w jego głosie, że przerażająco się uśmiecha – Dalej twierdzisz, że twój brat i Bieber są 'spoko kolesiami'?
Poczułam jak uginają się pode mną kolana.
-Wrócę…. Nie wiem za ile. Ale myślę, że nie będziesz się tu nudzić – zaśmiał się, wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
-Nie chcę tu zostawać!!! – wrzasnęłam histerycznie, podniosłam się i dopadłam drzwi. Były zamknięte.
Zaczęłam szarpać za klamkę, próbując się wydostać.
Krztusiłam się płaczem i cała się trzęsłam.
W końcu zsunęłam się po drzwiach.
Zacisnęłam oczy, zakryłam uszy, skuliłam się i...
Wiecie co było najzabawniejsze w całej tej sytuacji?
Że ten, na którego ratunek w tej chwili czekałam był nie Justin czy Jake, tylko Jason.


___________________________
Mohohoho, dodałam szybciej ;> Krótki, ale jest xD Co sądzicie? :)

wtorek, 16 kwietnia 2013

II rozdział 32

  Leżałam skulona na podłodze, usiłując choć na chwilę zasnąć i zapomnieć o wszystkim co mnie otacza, przestać czuć cokolwiek, w tym paraliżujące mnie zimno.
Może nie będą musieli nas zabijać? Może po prostu tu zamarzniemy?
Czas nieubłaganie się dłużył, a ja obawiałam się, że jeśli nie zasnę w przeciągu najbliższych minut, zrobię coś, czego już zawsze będę żałować.
Uchyliłam na chwilę powieki i skierowałam wzrok na Pattie, która leżała na niewielkim czymś, co jako jedyne w tym pomieszczeniu, chociaż minimalnie przypominało materac i jak mi się wydawało, miała to szczęście, że zasnęła.
Zamknęłam z powrotem oczy.
Martwiłam się o nią, martwiłam się o Drew, martwiłam się o dziecko, które w sobie noszę. Od czasu, kiedy jeden z porywaczy zadał mi cios w brzuch, czułam ból i niewyobrażalnie obawiałam się, że mogę poronić. Martwiłam się o wszystkich, z wyjątkiem siebie. Byłam w takim stanie psychicznym, że gdyby nie dziecko, najchętniej zakończyłabym to, co kiedyś i tak musi się skończyć, zwane życiem.
O tak, po raz kolejny miałam myśli samobójcze i tym razem doszłam do wniosku, że nawet miały poważne przyczyny.
Od zawsze nie rozumiałam świata. Nie rozumiałam dlaczego zabiera nam ludzi, których kochamy; nie rozumiałam dlaczego sprawia tyle bólu i cierpienia; nie rozumiałam dlaczego jest tak bezlitosny i okrutny, nieczuły na nawet największe męki.
Nagle usłyszałam zbliżające się kroki, przekręcany klucz w zamku, a następnie energicznie otwierane drzwi.
Otworzyłam oczy, ale nie poruszyłam się i skulona wpatrywałam się w ogolonego na zero, ogromnego mężczyznę, wchodzącego do pomieszczenia.
-Wstawaj – warknął, a ja posłusznie podniosłam się z miejsca, osłaniając mój niemal niewidocznie, zaokrąglony brzuch.
Spojrzał na mnie z góry, po czym dał znak głową, żebym poszła za nim.
Tak też zrobiłam.
Po chwili, znaleźliśmy się w niewielkim pokoju, w którym znajdowały się dwa krzesła i mały stolik.
Zmarszczyłam brwi i na marne próbowałam domyślić się, gdzie właściwie jestem więziona. Co to za budynek?
-Siadaj – rozkazał, a ja za wiele nie myśląc, wykonałam jego polecenie.
-Gdzie jest Drew? – odezwałam się.
-Zamknij się, suko! To ja zadaję pytania! – krzyknął, uderzając pięścią w stół.
Uśmiechnęłam się rozbawiona. Chyba myślał, że mnie przestraszy.
-Nie będę z tobą rozmawiać, dopóki nie zobaczę, że moje dziecko żyje – powiedziałam twardo.
-Daje ci ostatnią szansę, szmato. Zamknij jadaczkę, albo sam ci ją zamknę – wysyczał.
-Skoro nie chcesz, żebym mówiła, to po co mnie tu przyprowadziłeś? Chcesz mnie brać na tym stoliku, czy tylko podziwiać? – chyba przesadziłam, ale uświadomiłam to sobie za późno. Kiedy byłam zdenerwowana, a do tego dokładało się zmęczenie, mówiłam bardzo głupie rzeczy. Bardzo.
Mężczyzna przewrócił w furii stół, podniósł mnie za koszulkę z krzesła i brutalnie przycisnął do ściany.
-Jeśli chociaż trochę interesuje cię życie tego co masz w środku – przycisnął mocno ręką mój brzuch – Zamknij mordę, dziwko.
Do moich oczu napłynęły łzy. Zaczęłam się wyrywać, ale jego ucisk na mój brzuch nie zelżał.
-Przestań! – krzyknęłam błagalnie, łamiącym się głosem, a on plunął mi w twarz i rzucił na podłogę.
-Jesteś niczym, pamiętaj - warknął.
Nagle drzwi do pomieszczenia zostały otwarte.
Oboje, jednocześnie skierowaliśmy tam spojrzenia.
Naszym oczom ukazał się wysoki, postawny chłopak. Nie wyglądał na więcej niż 21 lat.
-Co ty do cholery wyprawiasz, durniu?! – wrzasnął na kolesia, który wcześniej się nade mną pastwił – To miała być pokojowa rozmowa!!! Wynoś się stąd!!! Wiedziałem, że nie mogę pozwolić ci się tym zajmować!!
Mężczyzna stojący obok mnie, momentalnie zmienił postawę i z 'podkulonym ogonem' wyszedł z pomieszczenia. Na oko był starszy od czarnowłosego, który przed chwilą zaszczycił nas swoją obecnością, ale najwidoczniej młody był wyższy od niego ‘rangą’, czy coś w tym stylu.
Uśmiechnęłabym się, ale stwierdziłam, że byłoby to skrajnie idiotyczne z mojej strony, żeby po raz kolejny narażać życie dziecka.
Chłopak podszedł do mnie i pomógł mi się podnieść z ziemi, po czym odsunął krzesło, żebym mogła usiąść.
Patrzyłam na niego podejrzliwie, a on się tylko uśmiechnął.
-Przepraszam za tego durnia. Naprawdę mi przykro. On nie potrafi się zachować, nawet przez sekundę – westchnął, przejeżdżając ręką po potarganych włosach. Przyjrzałam się mu. Był bardzo przystojny. Wiem. W mojej sytuacji to naprawdę, najbardziej idiotyczne spostrzeżenie, ever. – Jak się czujesz? Zrobił ci coś? – zapytał i brzmiał nawet, jakby naprawdę go to obchodziło.
Nie odpowiedziałam, ale jeśli był inteligentny w chociaż najmniejszym stopniu, mógł wyczytać to z wyrazu mojej twarzy.
-Cholera – znowu przejechał ręką po swoich włosach – Policzę się z nim, jak tylko skończymy rozmawiać, zgoda?
Znowu nie usłyszał odpowiedzi. Patrzyłam na niego kamiennym wzrokiem.
To, że udawał miłego, wcale nic nie znaczyło. Po prostu grał dobrego (i seksownego) glinę, a po wszystkim potraktuje mnie jak szmatę, dokładnie jak jego kolega. Po prostu próbował wzbudzić moje zaufanie.
Nie miałam pojęcia skąd to wiem. Może naoglądałam się za dużo filmów detektywistycznych?
-Nie będziesz ze mną rozmawiać? – zapytał delikatnie. Nie odezwałam się – Eeej – wstał ze swojego krzesła, podszedł do mnie i przykucnął obok. Automatycznie zerwałam się z miejsca, osłaniając brzuch.
Westchnął, podniósł się i po raz kolejny zmierzwił swoje włosów. Wnioskowałam, że to jego nerwowy odruch.
-Nie bój się – powiedział cicho – Nic ci nie zrobię. Chcę tylko porozmawiać.
-Serio?? – powiedziałam głosem przepełnionym jadem – Jak odezwałam się przy twoim znajomym to zostałam przygwożdżona do ściany, opluta, a na dodatek próbował zrobić coś mojemu dziecku – powiedziałam ze łzami w oczach, oplatając się rękami.
Nic nie powiedział, tylko wpatrywał się we mnie, myśląc nad czymś.
-Ja nic ci nie zrobię. Chcę, żebyś ze mną rozmawiała. Właśnie po to kazałem cię tu przyprowadzić. A z tamtym idiotą się policzę. Przyrzekam – odezwał się.
Patrzyłam na niego chłodno.
-Chodź – pokazał głową na krzesło, po czym usiadł po przeciwnej stronie stolika.
-Dziękuję, postoję – powiedziałam.
Pokręcił głową.
-Usiądź. To nie tak, że mam takie zachcianki, czy coś, ale jeśli on faktycznie próbował naruszyć dziecko, to myślę, że lepiej, żebyś usiadła. Ale nie wiem. Nie znam się. Nigdy nie byłem w ciąży. Twój wybór – wzruszył ramionami, po czym oparł łokieć na stoliku i podparł na nim głowę, wpatrując się we mnie wyczekująco.
Z lekkim ociągnięciem podeszłam do krzesła, po czym na nim usiadłam.
Uśmiechnął się do mnie.
Ciągle miałam wrażenie, że to wszystko jest zaplanowane.
-I jak? Będziesz ze mną rozmawiać? – zapytał.
Nie zaprzeczyłam, ani nie przytaknęłam.
Westchnął głęboko.
Widać było, że się niecierpliwi, ale jak najbardziej stara się tego nie okazać.
-A więc… - zaczął, patrząc mi w oczy. Wytrzymałam spojrzenie jego ciemnozielonych oczu, chociaż było w nim jednocześnie coś niepokojącego i zarazem przyciągającego - Jest taka sprawa, kochanie. – patrzył na mnie badawczo - Właściwie, nie porwaliśmy was z powodu Justina, ale niech tak myśli, dobrze mu tak, niech się obwinia, przez niego gliny zaczęły węszyć, ale to nie pierwszy raz, potrafimy sobie z tym poradzić – spojrzałam na niego z niedowierzaniem, nie potrafiąc przewidzieć do czego zmierza – Jesteś tutaj, bo mamy do ciebie sprawę. I to bardzo ważną – moje źrenice rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów – Chcemy, żebyś zeznawała przeciwko swojemu bratu i Bieberowi.
 -Że co??? – zapytałam zszokowana.
Czarnowłosy uśmiechnął się.
-To co powiedziałem. Chcemy, żebyś zeznawała przeciwko swojemu bratu i Bieberowi.
-Nigdy – syknęłam.
-Serio? A chcesz, żebyśmy zrobili coś małemu Drew? – teraz jego uśmiech wyglądał okropnie.
-Mówiłeś coś, że to miała być rozmowa pokojowa – powiedziałam ostro.
Zaśmiał się.
-Jest.
-Wcale nie. Grozisz mi.
-Cóż. Takie życie – wzruszył nonszalancko ramionami – Jeśli wolisz, to mogę zawołać mojego kolegę, żebyś mogła z nim pokojowo porozmawiać. Może będzie milszy ode mnie – uśmiechnął się.
-Ha ha ha, bardzo śmieszne – zakpiłam.
-Nie próbowałem być zabawny, skarbie. Po prostu marudzisz, że cię szantażuję, a mogłabyś teraz wić się na ziemi i jedyne co byłabyś w stanie zrobić to skinięcie głową, że zgadzasz się zeznawać.
-Sukinsyn – warknęłam.
-Ho, ho, ho, uważaj sobie – powiedział – Bo przestanę być miły – zagroził.
Uśmiechnęłam się sztucznie.
-A teraz, jesteś miły? - zatrzepotałam rzęsami.
-Nie zadzieraj ze mną, mała. Jak wyprowadzisz mnie z równowagi, to będziesz tego żałować nie tylko ty, ale też to coś co masz w brzuchu – powiedział.
-‘To coś’ to moje dziecko – syknęłam.
-Jak dla mnie, wszystko jedno co to jest. To nie będzie żyło, jak nie przestaniesz mnie wkurwiać i nie zaczniesz współpracować – warknął.
Wytrzymałam jego spojrzenie.
-Co niby miałabym zeznać? – zapytałam po chwili milczenia z obu stron.
Zauważyłam, że jego twarz znów łagodnieje.
Odchylił się lekko na krześle.
-Ta sprawa sprzed kilku lat, pamiętasz? – spojrzał na mnie pytająco  a ja niepewnie przytaknęłam – Wiesz o co w niej chodziło?
Nie odpowiedziałam.
-Więc… Pewnie wiesz, ale z perspektywy twojego brata i Justina – na chwilę się zamyślił – Twój brat jest jednym, wielkim gównem. Nie jest taki święty jak ci się wydaje.
-Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest święty – prychnęłam.
Pokręcił głową, z dobrodusznym wyrazem twarzy.
-To co wiesz o nim…. – jego twarz nabrała zaciętości – Nie znasz tych najciekawszych wątków z jego historii, zaufaj. Bardzo starannie zadbał, żebyś nie znała.
-Dobrze wiem, że Jake ma dużo do ukrycia – powiedziałam.
Znowu pokręcił głową.
-Słuchaj, kochanie, tak dla porównania. Przy tym co twój brat nawyczyniał w życiu, to co zrobiłem ja jest niczym. A jak pewnie podejrzewasz za grzeczny nie jestem – uśmiechnął się łobuzersko, a ja wywróciłam oczami – I w kilka spraw zamieszał Biebera – dodał, czekając na moją reakcję.
Poczułam, jakbym czymś dostała, ale po chwili się opamiętałam.
To wszystko to na pewno, tylko, cholerne kłamstwa.
-Nie wierzysz? – wyczytał z mojej twarzy i zaśmiał się cicho – Bez trudu ci wszystko udowodnię.
-Wypuśćcie Drew i Pattie – zażądałam.
-Kotku, to ja tu wydaję rozkazy – poinformował mnie życzliwie.
-Przestań mówić do mnie, jakbyśmy byli ze sobą blisko – wzdrygnęłam się.
-Hmm…. – przeczesał palcami włosy i chwilę myślał, po czym spojrzał na mnie – Nie – uśmiechnął się.
-Dobrze się bawisz? – powiedziałam sarkastycznie.
-W przeciwieństwie do tego co ci się wydaje, nie bardzo – odpowiedział – Ale nie zamierzam tłumaczyć ci dlaczego.
-Dlaczego zakładasz, że chciałabym słuchać??
Uniósł brwi.
-No popatrz, parędziesiąt minut temu, przerażona leżałaś na podłodze, a teraz stałaś się skrajnie bezczelna. Niech pomyślę…. Może jednak powinienem korzystać z metod mojego kolegi? Są bardziej skuteczne?
Spiorunowałam go wzrokiem, zamiast go opuścić, jak to przewidywał.
Westchnął, po czym zanim zdążyłam zorientować się co się dzieje, podniósł mnie z krzesła jak szmacianą lalkę i rzucił mną o ścianę.
Jęknęłam z bólu, a on podszedł do mnie i na nowo mnie uniósł.
Przycisnął mnie do ściany, jak jego poprzednik.
Jego twarz znajdowała się tak blisko mojej, że mogłam wyczuć jego oddech.
-Serio myślałaś, że nie jestem w stanie tego zrobić, suko?? – warknął – Współpracuj – puścił mnie, a ja zsunęłam się po ścianie i skuliłam.
Nagle drzwi do pokoju zostały otwarte, przez mężczyznę, którego jeszcze tu nie widziałam.
-Jason, jesteś nam potrzebny. Natychmiast.
Chłopak zmarszczył brwi i potarł czoło.
-Jeszcze nie skończyłem – oznajmił.
-Gówno mnie to obchodzi. Skończysz z nią później. Na daną chwilę są ważniejsze sprawy – powiedział.
-Co się dzieje?
-Tak, powiem to przy niej, geniuszu – warknął – Rusz dupę, bo ci coś zrobię.
-Serio? – zakpił chłopak – Daj mi minutę.
-Będę odliczać – warknął mężczyzna i zamknął za sobą drzwi z trzaskiem.
Jason uniósł do góry środkowy palec, w stronę, gdzie przed chwilę stał facet, po czym spojrzał na mnie.
Odwzajemniłam spojrzenie.
Musiałam wyglądać strasznie, bo jego wyraz twarzy jakby złagodniał.
-Słuchaj, łatwiej będzie, jak będziesz współpracować, to wszystko – przykucnął przy mnie i wyciągnął dłoń w moją stronę, chcąc pomóc mi wstać.
-Pieprz się – warknęłam, mając gdzieś konsekwencje.
-Z tobą. Wkrótce – uśmiechnął się, a ja poczułam dreszcz – Jesteś serio głupia, bo zamiast współpracować, tylko sobie grabisz. Nie łudź się, że ktoś cię stąd uratuje. Zrobisz co będziemy chcieli. Nie ważne czy po dobroci, czy nie.
-Szantażujecie mnie. To wcale nie jest po dobroci – powiedziałam.
Wywrócił oczami w momencie, kiedy ktoś zaczynał dobijać się do drzwi.
-Czas minął!!! – usłyszałam krzyk spoza pomieszczenia.
Chłopak spojrzał na mnie jeszcze raz.
-Zostajesz tu i czekasz aż wrócę, uprzedzam, że nie mam pojęcia ile to zajmie, czy zaprowadzić cię tam gdzie siedziałaś wcześniej?
-Chcę do domu – odpowiedziałam.
Posłał mi znudzone spojrzenie i zniknął za drzwiami, zamykając je na klucz.

___________________________________
Hmmm... Coś w końcu napisałam. Piszcie co myślicie :)