-Grożą ci? Kto? – zapytałam drżącym głosem. Poczułam się, jakbym spadała.
-Jenn, odpuść – powiedział – Nie chcę, żeby ci się coś stało, okey? Zrozum, mała.
-Ale ja nie chcę rozumieć! – krzyknęłam – Może ja też się o ciebie boję! O tym to już nie pomyślisz?! – podniosłam się energicznie z miejsca, ze łzami w oczach.
-Jenn – spojrzał na mnie błagalnie.
Kiedy ruszyłam w strone drzwi, wstał i dogonił mnie szybkim krokiem. Zanim zdążyłam dotknąć klamki drzwi w kuchni, złapał mnie i przytulił mocno od tyłu.
-Słuchaj, Jenny – powiedział cicho, a ja poczułam jego oddech na swojej szyi. Musnął ją delikatnie wargami i przesunął usta tak, że znalazły się przy moim uchu. Zadrżałam i w bezruchu czekałam na jego słowa – Bardzo seksownie dziś wyglądasz – wyszeptał, a kiedy spróbowałam mu się wyrwać, wzmocnił uścisk. Roześmiał się – A może byśmy tak…
-Nie możesz nawet chwilę być poważny?? – zapytałam z irytacją w głosie – Chcę wiedzieć co się dzieje.
-Dzieje się właśnie to… – zaczął przyciszonym głosem - że mamy wolny dom, zaraz zaniosę cię do łóżka, chociaż będziesz się wyrywać i…
-Chyba śnisz – syknęłam.
W ułamku sekundy odwrócił mnie do siebie przodem. Na jego ustach widniał szelmowski uśmiech.
Spojrzałam mu w oczy z poważną miną.
Pokręcił głową z przymrużonymi oczami.
Za późno zdążyłam zareagować na to spojrzenie. Zrobiłam zaledwie dwa kroki, kiedy podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię.
-Justin!!! – krzyczałam, próbowałam kopać, biłam, wierzgałam, a on nadal mocno mnie trzymał.
Wniósł mnie do sypialni i położył na łóżku, jednocześnie przyciskając mnie do niego swoim ciężarem. Kiedy spróbowałam uderzyć go w twarz, rozłożył moje ręce siłą po obu stronach łóżka i mocno je trzymał.
Patrzył mi w oczy i szeroko się uśmiechał.
Dobrze wiedział jak bardzo go chcę i jak okropnie staram się, żeby nie było tego widać.
-ZEJDŹ ZE MNIE – wycedziłam.
Pokręcił przecząco głową, ale puścił moje dłonie, a zrobił to tylko dlatego, żeby zacząć mnie łaskotać.
-Jus, przestań! – błagałam śmiejąc się i niemal nie mogąc złapać oddechu.
Uśmiechał się szeroko i torturował mnie tak jeszcze przez kilka minut.
Kiedy skończył, nie miałam siły choćby się poruszyć i próbowałam przywrócić oddech do normalnego tempa.
-Jesteś okropny – powiedziałam rozbawiona, obrażonym tonem.
-Ale twój – musął moje usta.
Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej i lekko od siebie odsunęłam.
-Powiedz mi co przede mną ukrywasz, Justin – powiedziałam – Albo nigdy więcej się z tobą nie prześpię – zagroziłam, unosząc jeden kącik ust ku górze.
-I ty mówisz, że JA jestem okropny? – zapytał łaskocząc mnie.
-Justin! – spróbowałam wydostać się spod niego.
Pokręcił głową z uśmiechem.
-Mówię poważnie. Odpowiedz mi – powiedziałam twardo.
Westchnął, zsunął się ze mnie i usiadł obok. Również podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Oj nie jest z tobą łatwo, mała, nie jest – powiedział, przeczesując nerwowo włosy.
-Wiedziałeś o tym odkąd tylko mnie poznałeś – odpowiedziałam.
Zaśmiał się.
-Faktycznie. Zawsze musiałaś postawić na swoim – dotknął czule mojego policzka – Dlaczego raz nie możesz odpuścić? Dla mnie?
-Bo się o ciebie martwię. I o Drew – odpowiedziałam, a on powoli zabrał dłoń.
-Ale o siebie nie, prawda? Słuchaj, Jenny, ja wiem, że to jest dla ciebie trudne, ale najlepiej będzie jeśli zostaniesz najdalej od tej sprawy jak to tylko możliwe. Dla ciebie, dziecka – spojrzał mi w oczy, przykładając delikatnie rękę do mojego brzucha – i Drew.
-Dobrze, a co z tobą? Też masz być bezpieczny – powiedziałam.
Uśmiechnął się lekko i przytulił mnie do siebie.
-Jestem bezpieczny – zapewnił cicho.
-Miałam sen…
-Dzisiaj?
-Tak…
-Co takiego strasznego ci się śniło? – posadził mnie sobie na kolanach, a ja oplotłam go nogami.
W tym momencie zadzwonił telefon. Wstałam, żeby odebrać. Na ekranie wyświetliło się ‘numer prywatny’.
Justin spojrzał mi przez ramię na wyświetlacz i zanim zdążyłam odebrać, wyrwał go z mojej ręki i nacisnął zieloną słuchawkę.
-Odwal się od niej – powiedział ostro i rozłączył się.
Oddał mi telefon i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
W tym momencie, w mojej głowie było wiele emocji, wiele myśli, które nasuwały mi się jedna po drugiej. Jednak chyba najmocniej odczułam zaniepokojenie. Wiedziałam, bardzo dobrze, że telefon z wyświetloną nazwą ‘numer prywatny’ nie był telefonem od cioci z pytaniem, czy wpadniemy z mężem na herbatkę i ciasto. I ta reakcja Jusa… Naprawdę, z każdą chwilą coraz bardziej zaczynało mnie to, lekko mówiąc, irytować. Przecież… nie chciałam takiego życia. Nie chciałam codziennie martwić się o to, czy mojemu mężowi, mnie albo naszemu dziecku coś się nie stanie. Ja tylko chciałam być po prostu szczęśliwa. Czy to tak wiele? Czasami zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie poznała Justina. Ostatnio w sumie coraz częściej… Być może skończyłabym jakieś studia, być może miałabym jakąś własną firmę, być może… No właśnie, co by się stało… gdybym nigdy nie poznała Ann, której Justin jest kuzynem? Pragnęłam wrócić do tych czasów, kiedy ganialiśmy się po sklepach, biegaliśmy po plaży, gdy wszystko było takie proste. Teraz jestem w ciąży, Drew był porwany, ja miałam zdradę na koncie, a Justin… Czuję, że coś się między nami wypala… Myślę, że Jus też to czuje.
Zeszłam na dół, było jakoś cicho. Justina nie było w domu. Znowu gdzieś poszedł, a ja, jak zwykle musiałam zajmować się wszystkim. Trzeba by było wreszcie pójść po Drew. Już wystarczająco długo był u kolegi, ale byłam spokojna, bo mama Maxa to odpowiedzialna kobieta i nie musiałam się martwić. Przeszłam się po salonie smutna, ale po części też nadal zdenerwowana. To wszystko mnie dosłownie wykańczało. Przysiadłam na chwilę na kanapie, ale moje powieki zrobiły się ciężkie, w głowie mi zawirowało i zasnęłam.
Obudził mnie dopiero trzask zamykanych drzwi do naszego domu. Podniosłam głowę zaspana, żeby zobaczyć, co się dzieje. Spostrzegłam Justina i uśmiechniętego Drew z nowym samochodzikiem w ręce. Gdy maluszek mnie zobaczył, podbiegł, usiadł obok i z ogromnym zapałem zaczął mi opowiadać, jak to tatuś kupił mu nowy samochodzik. Posłałam Justinowi karcące spojrzenie, a on się roześmiał.
-Oh, Jenn, moja kochana Jenn. Spałaś? – Jus podszedł do mnie i przytulił. Zdziwiłam się, że sam odebrał małego, zwykle gdzieś wybywał, a na mnie spadały wszystkie obowiązki związane z naszym synkiem.
Ucieszyłam się. Chyba go nie poznawałam.
Dopiero teraz odwzajemniłam uścisk.
-I byliśmy zi tatusiem na lodach. – skierowałam groźny wzrok na Justina, który odwzajemnił bardzo niepewne spojrzenie, bo wiedział, jak potrafię zareagować, jednak wtedy się roześmiałam i pocałowałam go namiętnie w usta. Justin oczywiście odwzajemniał pocałunki, był lekko zaskoczony, ale nie przepuściłby takiej okazji. Po chwili oboje zrozumieliśmy, że przecież obok nas stoi Drew i na pewno nam się przygląda.
-Drew, nie tak się umawialiśmy, miałeś nie mówić mamie o lodach. – maluszek posmutniał i przytulił się do mnie.
-Idź się pobawić, kotku. – Drew pobiegł do swojego pokoju, a ja musiałam porozmawiać z Justinem.
-Jus, tak sobie myślałam, żeby mały pojechał na tydzień do Pattie. Myślę, że tak byłoby lepiej i dla niego i dla nas. - Justin uśmiechnął się szeroko i zbliżył się, aby mnie pocałować, lecz ja go lekko odepchnęłam. -Nie. Przecież wiesz, że nie o to chodzi.
Justin spoważniał i westchnął.
-Sam nie wiem, Jenny... - zaczął.
-Nie wiesz, bo...? Bo nie będę cały czas zajęta małym i będę miała czas, żeby wtrącać się w coś od czego chcesz trzymać mnie z daleka? - Bieber nerwowo przeczesał palcami włosy.
-Wiesz, że - mówiłam dalej - to całe twoje podejście do tej sprawy może zagrozić Drew?
-Okej - odpowiedział po krótkim namyśle - Ale pojedziesz tam z nim.
-Co?! - krzyknęłam niedowierzając.
-Jenn, a ty dlaczego chcesz, żeby Drew jechał? Wcale nie dlatego, żeby był bezpieczny. Chodzi ci o to o czym sama przed chwilą mówiłaś - powiedział próbując zachować spokojny ton.
-Chodzi mi tylko i wyłącznie o jego bezpieczeństwo - powiedziałam cicho. Dostrzegłam jak brwi Biebera unoszą się powątpiewająco.
-Jesteś przekonana?
-Tak Justin! - krzyknęłam i spojrzała mu w oczy.
-Tatusiu...? - dopiero teraz zobaczyliśmy oboje, jak Drew stoi za barierkami schodów, przyglądając się nam. Nie wiedzieliśmy z Justinem, ile usłyszał. Miałam wielką nadzieję, że nie wszystko.
-Tak synku? - Jus podbiegł do maluszka i podrzucił go do góry.
-Justin! - krzyknęłam niemal histerycznie, ale mój mąż nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Wiedziałam, że Biebs go złapie, jednak jak zawsze miałam w głowie tylko najczarniejsze myśli. Mały się śmiał, dawno nie widziałam go takiego uradowanego. Śmiali się na zmianę. Patrzyłam na nich spanikowana, ale chyba byłam w tym momencie szczęśliwa. Od dawna nie widziałam Drew takiego uradowanego. A i widok Justina, jego tak długi pobyt w domu lekko mnie zastanawiał, ale nie chciałam psuć tej chwili.
-Drew, kochanie. Pytałeś o coś. – wzięłam go na ręce, ale Jus od razu odebrał mi synka.
-Nie możesz dźwigać, Jenn. Wiesz, że możesz poronić. – powiedział pełnym troskliwości głosem, a ja posłałam mu złe spojrzenie. Nie zamierzałam rezygnować ze wszystkich czynności, tylko dlatego, że jestem w ciąży.
-Mamuś, ciemu mam być beźpiećny? – spojrzeliśmy na siebie lekko przerażeni, Justin kiwnął, że ja mam odpowiedzieć, a ja natomiast, że on ma to zrobić.
-Synku, chcesz jechać do babci? – Jus uśmiechnął się, zręcznie zmieniając temat.
-Taaaaaaaak! Do babci! – ucieszyliśmy się z Justinem, że udało nam się uniknąć tłumaczenia dziecku, dlaczego ma być bezpieczny. Myślę, że sama nie wiedziałabym, co odpowiedzieć. Nie miałam pojęcia dlaczego. A Jus uparcie nie chciał mi powiedzieć o co chodzi!
-Chodź, zadzwonimy do babci. - Justin i Drew pobiegli do telefonu, a ja poszłam do kuchni. Bieber przyszedł po chwili z wyraźnie uśmiechniętym maluszkiem na rękach, oznajmiając, że Pattie zaraz przyjedzie po wnuczka.
Babcia przyjechała po małego dokładnie o tej godzinie, o której Jus się z nią umawiał. Jak zawsze była punktualna. Ani minuty spóźnienia. Zdążyliśmy już go spakować i pzostawało nam już tylko wycałowanie go na pożegnanie. Nie ukrywam, że łezka zakręciła mi się w oku, ale i Justinowi oczy się zaszkliły. Chyba pierwszy raz widziałam, jak przy pożegnaniu z synem Bieber płacze. Zawsze, gdy wyjeżdżał przytulał nas i odjeżdżał bez zbędnego okazywania jakichkolwiek uczuć. Myślę, że teraz spędził z nami dużo czasu i w końcu dotarło do niego, ile traci, przez ciągłe wyjazdy.
Ale do cholery mały wyjeżdżał na tydzień! Jenn, nie rycz. On zaraz wróci.
-Czy dobrze widzę, czy mój kochany mąż płacze? – zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam, kiedy maluszek machając nam na pożegnanie z samochodu Pattie, zniknął nam z pola widzenia za zakrętem.
-Nie, coś mi do oka wpadło. - przetarł oczy, a ja go przytuliłam.
-Ach tak?
-No pewnie. – złapał mnie za biodra i okręcił w powietrzu. –Tak bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też, słońce.
-Drew wyjechał, więc mamy chwilę dla siebie - powiedział Justin, przytulając mnie czule.
-Myślisz, że tam będzie bezpieczniejszy? - zapytałam cicho.
-Jestem o tym przekonany - odpowiedział całując mnie w głowę.
-Ty też masz na siebie uważać - powiedziałam.
-Będę - zapewnił, wtulając twarz w moje włosy – A ty, tym bardziej. Masz szczęście, że nie związałem cię i nie wepchnąłem na siłę do tego auta, dla twojego dobra.
Jak na złość odezwał się telefon. Zawsze miałam wrażenie, że ludzie wiedzą kiedy zadzwonić, żeby najbardziej przeszkadzać.
Ręka moja i Justina w jednym momencie znalazła się przy kieszeni moich jeansów. Ale Jus był szybszy. Wyciągnął telefon i uniósł go na taką wysokość, żebym nie mogła go dosięgnąć.
-Jak rozłączysz, to cię rzucę – zagroziłam ostro, chociaż z pewnością nie zastosowałabym się do groźby.
Bieber głęboko westchnął i przeciągając to jak tylko można, odebrał i włączył na głośnik.
-Czego? – warknął do słuchawki.
-Obrońca swojej niewiasty się znalazł – od ochrypłego głosu dochodzącego z telefonu, poczułam dreszcz – Tylko, że ty nic nie możesz. Po gówno pakujesz się w sprawy, które powinieneś zostawić w spokoju, narażając siebie i wszystkich swoich bliskich.
-Mam zostawić w spokoju sprawę porwania mojego syna?! – krzyknął Justin.
Głos po drugiej stronie słuchawki roześmiał się głośno.
-Przecież dostałeś go z powrotem – znowu gruchnął śmiechem, jakby opowiedział prześmieszny dowcip. Tylko jakoś nikt inny go nie załapał. – Poza tym nie mięliśmy z tym nic wspólnego, ale przypadkiem skierowałeś psy na nasz trop. Gówniany przypadek.
-Jasne – warknął Bieber.
-Żebyś wiedział, że mówię prawdę. A tak przy okazji, jak już gadamy… Moi ludzie właśnie zgarnęli twoją mamę z małym, przesłodkim, uroczym Drew. Skoro już nas oskarżyłeś, to pomyśleliśmy, że powinieneś mieć powód.
Cały świat zatrzymał się dla mnie na parę sekund, chyba włącznie z moim sercem, po czym zaczął kręcić się z niesamowitą prędkością. Mój wzrok zdołał uchwycić tyle, że Jus odrzuca od siebie telefon i podtrzymuje mnie, żebym nie upadła.
_______________________
Przepraszam za błędy, ale nie miałam siły sprawdzać tego dziesiąty raz, bo i tak zawszę coś przeoczę.
Rozdział napisany z Leną. ;)
Obiecuję, że akcja w następnym rozdziale się rozkręci..
Pozwolicie, że się zareklamuję...
http://if-you-want-to.blogspot.com/ nowy blog xD Piszcie co o nim sądzicie.