środa, 21 listopada 2012

II rozdział 29



    -Czy teraz, do cholery, możesz mi powiedzieć co się dzieje?!?! – wyrwałam się Justinowi, chociaż ledwo utrzymywałam się na nogach - Kto go porwał?! Znowu!!! I Pattie!! – wrzeszczałam histerycznie.
-Jenn, uspokój się.
-Mam się uspokoić?! JAK JA MAM SIĘ NIBY USPOKOIĆ?!?! Czy nie mam prawa wiedzieć co się dzieje?!?! Z kim ty zadarłeś?!?! – upadłam na kolana i odtrąciłam z całej siły dłoń, którą próbował położyć mi na ramieniu – To ci sami co wtedy, prawda? Ci co grozili Jake’owi? Poznaję ten głos – mówiłam cicho, walcząc ze łzami – A co do rzeczy ma Scooter? Ja nic nie rozumiem – zaczęłam płakać.
-Jenny…
-Dlaczego byłeś taki głupi, żeby mieszać się w tą sprawę?! Drew byłby bezpieczny!! – krzyknęłam, unosząc na niego wzrok, a z moich oczu płynęły łzy.
Przyklęknął przy mnie.
-JA?? Że to moja wina, tak?? – Justinowi również zaczęły puszczać nerwy – Miałem siedzieć z założonymi rękami kiedy nie wiedziałem co działo się z moim synem?!?! Okey, powiem ci wszystko co chcesz wiedzieć. Wiesz co?? Scott, to była tylko wersja dla ciebie. Nie chciałem, żebyś się martwiła. Dalej dla mnie pracuje i pomaga w sprawie. Prawda jest taka, że ja wiem prawie tyle co ty. Nie wiem o co w tym chodzi! Tak, masz rację, że stoi za tym ta sama mafia, czy jak to tam nazwać, z którą pare lat temu miał do czynienia twój brat.
-Mówiłeś, że ci grożą.
Justin skinął głową, a jego twarz wyrażała mnóstwo emocji.
-Powiedzieli, że jeśli nie zakończę śledztwa, stanie się coś strasznego. Mi i moim bliskim. Mówili też, że pod żadnym pozorem nie mam nikomu o nich mówić, ale sami do cholery do ciebie dzwonią!!
-I byłeś na tyle głupi, żeby nie zakończyć tego gównianego śledztwa?!?! Narażając nas i siebie?!?! – wrzasnęłam podnocząc się z ziemi.
-Tak, wytłumacz policji, żeby zakończyli śledztwo, nie mogąc im powiedzieć dlaczego!! Powodzenia!! – wrzasnął jeszcze głośniej – Poza tym, to był twój pomysł z wysłaniem Drew do babci!!!
-Ale zgodziłeś się!!! – krzyknęłam i zaczęłam szlochać – To nie jest moja wina!!!
Justin spojrzał na mnie z bezgranicznym smutkiem w oczach, przyciągnął do siebie i przytulił.
-Przepraszam – wyszeptał.
Wyrwałam mu się i najszybciej, jak tylko pozwoliły mi na to załamujące się pode mną nogi, pobiegłam do domu.
-Jenn!! – zawołał za mną, ale ja nie zareagowałam.
Wpadłam do pokoju, złapałam za domowy telefon i wykręciłam numer na policję, ale nie udało mi się prawie nic powiedzieć, bo histeryczny płacz mi to uniemożliwiał.
Justin znalazł się prawie natychmiast przy mnie i z udawanym spokojem, odebrał mi słuchawkę.
Ja skuliłam się na podłodze i nie potrafiłam się uspokoić. Zazdrościłam Justinowi tego opanowania, kiedy zgłaszał porwanie i wszystko tłumaczył. Hollywood jednak uczy pożytecznych rzeczy… Zakładania na twarz niewidzialnej maski. Chociaż w środku odczuwasz ten cały ból tak samo…
-Jenn, kochanie – Justin podniósł mnie z podłogi i mocno przytulił do siebie, mając gdzieś mój sprzeciw. W końcu uległam mu i trzęsąc się od płaczu, wtuliłam się w niego. – Będzie dobrze, Jenny…
-Mam dość – powiedziałam drżącym głosem.
-Ja też. Ale będzie dobrze. Żeby było dobrze, najpierw musi być źle… - tłumaczył, gładząc czule moje włosy.
-To ja już wolę, żeby nie było dobrze, niż, żeby przez conajmniej 75% mojego życia nic się nie układało – mówiłam przez płacz.
-Słuchaj, Jenn…
-Nie chcę słuchać – powiedziałam ostro, ale z moim łamiącym się głosem, zabrzmiało to bardziej żałośnie – Po prostu chcę, żeby było dobrze, to naprawdę tak wiele?
-Tak, Jenny. To, żeby było dobrze, to dużo, ale się uda, tak? Prawda? Wierzysz w to i ja też w to wierzę – powiedział muskając mój mokry od łez policzek.
-Co teraz zrobimy? – zapytałam przytulając się do niego jeszcze mocniej, jakgdyby szukając w nim ostatniej drogi ucieczki.
-Ty się położysz.
-A ty?
-Zadzwonię do Jake’a.

Kolejne dni przeżyliśmy w zupełnej euforii. Justin pojawiał się i znikał. Kiedy na siebie nie wrzeszczeliśmy, to nie odzywaliśmy się do siebie. Nie potrafiliśmy ze sobą wytrzymać. Obwinialiśmy się nawzajem, przepraszaliśmy, a później ze sobą nie rozmawialiśmy, ale po jakimś czasie znów wybuchaliśmy i tak w kółko. Pierwszy raz w życiu cieszyłam się, że Jus tak często wychodzi. Prawie całe dni spędzał z policją i moim bratem. Jake… Z nim też nie byłam w stanie normalnie rozmawiać, żeby nie próbować obiwniać go o rzeczy, które zrobił jako nastolatek. Wiedziałam, że nie miał pojęcia, jak jego młodzieńcze wybryki mogą odnieść się do mojego życia w przyszłości… Do życia mojego męża i mojego dziecka… A właściwie dzieci. Martwiłam się o dziecko, które nosiłam w sobie. Miałam nadzieję, że stan w jakim jestem, nie ma na nie zbytniego wpływu. Czy martwiłam się o Drew? Nie. To za lekkie określenie na to co czułam. Nie mogłam jeść, nie mogłam spać, nie potrafiłam myśleć o niczym innym, jak tylko o nim. Justin znowu nie chciał mnie wtajemniczać w śledztwo, nie pozwalał mi robić praktycznie nic, a to doprowadzało mnie do szaleństwa. Niech idzie do diabła. Jeśli wyląduję w psychiatryku, to będzie jego wina.
-Jenn, przyniosłem ci coś do jedzenia i picia – Justin wszedł do sypialni i postawił jedzenie na szafce, po czym, po chwili wahania, przysiadł obok mnie na łóżku.
Nawet się nie poruszyłam, tylko dalej wlepiałam wzrok w okno, tak jak robiłam to zanim wszedł.
Bieber westchnął i nerwowo przeczesał palcami włosy.
-Musisz jeść, Jenn. Jeśli nie przemawia do ciebie fakt, że musisz robić to dla siebie, to niech przemówi ten, że dla dziecka – powiedział kładąc dłoń na mojej.
-Dlaczego przejmujesz się nie swoim dzieckiem? – zapytałam, zanim mój mózg zdążył zorientować się co mówię.
Nie widziałam wyrazu twarzy Justina, ale wziął dłoń z mojej, jakby parzyła i wyszedł trzaskając drzwiami.
Dalej wpatrywałam się pustym wzrokiem w okno. Dopiero kiedy poczułam, że coś skapnęło z mojego policzka, zorientowałam się, że płaczę.
Spojrzałam na tackę z jedzeniem. Pierwsze co rzucało się na niej w oczy to duża kartka z napisem.
‘Uśmiechnij się, kochanie! Proszę, na chwilę! Uśmiech kosztuje mniej energii niż płacz! <3’
Rozpłakałam się na dobre. Schwyciłam poduszkę i rzuciłam nią z całej siły. Skuliłam się i jak już nie pierwszy raz w ciągu ostatnich dni, nie potrafiłam się uspokoić.

____________________
Co sądzicie ? Krótki, ale dodałam dzień po poprzednim, to już coś, no nie ? XD

wtorek, 20 listopada 2012

II rozdział 28

  -Grożą ci? Kto? – zapytałam drżącym głosem. Poczułam się, jakbym spadała.
-Jenn, odpuść – powiedział – Nie chcę, żeby ci się coś stało, okey? Zrozum, mała.
-Ale ja nie chcę rozumieć! – krzyknęłam – Może ja też się o ciebie boję! O tym to już nie pomyślisz?! – podniosłam się energicznie z miejsca, ze łzami w oczach.
-Jenn – spojrzał na mnie błagalnie.
Kiedy ruszyłam w strone drzwi, wstał i dogonił mnie szybkim krokiem. Zanim zdążyłam dotknąć klamki drzwi w kuchni, złapał mnie i przytulił mocno od tyłu.
-Słuchaj, Jenny – powiedział cicho, a ja poczułam jego oddech na swojej szyi. Musnął ją delikatnie wargami i przesunął usta tak, że znalazły się przy moim uchu. Zadrżałam i w bezruchu czekałam na jego słowa – Bardzo seksownie dziś wyglądasz – wyszeptał, a kiedy spróbowałam mu się wyrwać, wzmocnił uścisk. Roześmiał się – A może byśmy tak…
-Nie możesz nawet chwilę być poważny?? – zapytałam z irytacją w głosie – Chcę wiedzieć co się dzieje.
-Dzieje się właśnie to… – zaczął przyciszonym głosem - że mamy wolny dom, zaraz zaniosę cię do łóżka, chociaż będziesz się wyrywać i…
-Chyba śnisz – syknęłam.
W ułamku sekundy odwrócił mnie do siebie przodem. Na jego ustach widniał szelmowski uśmiech.
Spojrzałam mu w oczy z poważną miną.
Pokręcił głową z przymrużonymi oczami.
Za późno zdążyłam zareagować na to spojrzenie. Zrobiłam zaledwie dwa kroki, kiedy podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię.
-Justin!!! – krzyczałam, próbowałam kopać, biłam, wierzgałam, a on nadal mocno mnie trzymał.
Wniósł mnie do sypialni i położył na łóżku, jednocześnie przyciskając mnie do niego swoim ciężarem. Kiedy spróbowałam uderzyć go w twarz, rozłożył moje ręce siłą po obu stronach łóżka i mocno je trzymał.
Patrzył mi w oczy i szeroko się uśmiechał.
Dobrze wiedział jak bardzo go chcę i jak okropnie staram się, żeby nie było tego widać.
-ZEJDŹ ZE MNIE – wycedziłam.
Pokręcił przecząco głową, ale puścił moje dłonie, a zrobił to tylko dlatego, żeby zacząć mnie łaskotać.
-Jus, przestań! – błagałam śmiejąc się i niemal nie mogąc złapać oddechu.
Uśmiechał się szeroko i torturował mnie tak jeszcze przez kilka minut.
Kiedy skończył, nie miałam siły choćby się poruszyć i próbowałam przywrócić oddech do normalnego tempa.
-Jesteś okropny – powiedziałam rozbawiona, obrażonym tonem.
-Ale twój – musął moje usta.
Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej i lekko od siebie odsunęłam.
-Powiedz mi co przede mną ukrywasz, Justin – powiedziałam – Albo nigdy więcej się z tobą nie prześpię – zagroziłam, unosząc jeden kącik ust ku górze.
-I ty mówisz, że JA jestem okropny? – zapytał łaskocząc mnie.
-Justin! – spróbowałam wydostać się spod niego.
Pokręcił głową z uśmiechem.
-Mówię poważnie. Odpowiedz mi – powiedziałam twardo.
Westchnął, zsunął się ze mnie i usiadł obok. Również podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Oj nie jest z tobą łatwo, mała, nie jest – powiedział, przeczesując nerwowo włosy.
-Wiedziałeś o tym odkąd tylko mnie poznałeś – odpowiedziałam.
Zaśmiał się.
-Faktycznie. Zawsze musiałaś postawić na swoim – dotknął czule mojego policzka – Dlaczego raz nie możesz odpuścić? Dla mnie?
-Bo się o ciebie martwię. I o Drew – odpowiedziałam, a on powoli zabrał dłoń.
-Ale o siebie nie, prawda? Słuchaj, Jenny, ja wiem, że to jest dla ciebie trudne, ale najlepiej będzie jeśli zostaniesz najdalej od tej sprawy jak to tylko możliwe. Dla ciebie, dziecka – spojrzał mi w oczy, przykładając delikatnie rękę do mojego brzucha – i Drew.
-Dobrze, a co z tobą? Też masz być bezpieczny – powiedziałam.
Uśmiechnął się lekko i przytulił mnie do siebie.
-Jestem bezpieczny – zapewnił cicho.
-Miałam sen…
-Dzisiaj?
-Tak…
-Co takiego strasznego ci się śniło? – posadził mnie sobie na kolanach, a ja oplotłam go nogami.
W tym momencie zadzwonił telefon. Wstałam, żeby odebrać. Na ekranie wyświetliło się ‘numer prywatny’.
Justin spojrzał mi przez ramię na wyświetlacz i zanim zdążyłam odebrać, wyrwał go z mojej ręki i nacisnął zieloną słuchawkę.
-Odwal się od niej – powiedział ostro i rozłączył się.
Oddał mi telefon i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
W tym momencie, w mojej głowie było wiele emocji, wiele myśli, które nasuwały mi się jedna po drugiej. Jednak chyba najmocniej odczułam zaniepokojenie. Wiedziałam, bardzo dobrze, że telefon z wyświetloną nazwą ‘numer prywatny’ nie był telefonem od cioci z pytaniem, czy wpadniemy z mężem na herbatkę i ciasto. I ta reakcja Jusa… Naprawdę, z każdą chwilą coraz bardziej zaczynało mnie to, lekko mówiąc, irytować. Przecież… nie chciałam takiego życia. Nie chciałam codziennie martwić się o to, czy mojemu mężowi, mnie albo naszemu dziecku coś się nie stanie. Ja tylko chciałam być po prostu szczęśliwa. Czy to tak wiele? Czasami zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie poznała Justina. Ostatnio w sumie coraz częściej… Być może skończyłabym jakieś studia, być może miałabym jakąś własną firmę, być może… No właśnie, co by się stało… gdybym nigdy nie poznała Ann, której Justin jest kuzynem? Pragnęłam wrócić do tych czasów, kiedy ganialiśmy się po sklepach, biegaliśmy po plaży, gdy wszystko było takie proste. Teraz jestem w ciąży, Drew był porwany, ja miałam zdradę na koncie, a Justin… Czuję, że coś się między nami wypala… Myślę, że Jus też to czuje.
Zeszłam na dół, było jakoś cicho. Justina nie było w domu. Znowu gdzieś poszedł, a ja, jak zwykle musiałam zajmować się wszystkim. Trzeba by było wreszcie pójść po Drew. Już wystarczająco długo był u kolegi, ale byłam spokojna, bo mama Maxa to odpowiedzialna kobieta i nie musiałam się martwić. Przeszłam się po salonie smutna, ale po części też nadal zdenerwowana. To wszystko mnie dosłownie wykańczało. Przysiadłam na chwilę na kanapie, ale moje powieki zrobiły się ciężkie, w głowie mi zawirowało i zasnęłam.
Obudził mnie dopiero trzask zamykanych drzwi do naszego domu. Podniosłam głowę zaspana, żeby zobaczyć, co się dzieje. Spostrzegłam Justina i uśmiechniętego Drew z nowym samochodzikiem w ręce. Gdy maluszek mnie zobaczył, podbiegł, usiadł obok i z ogromnym zapałem zaczął mi opowiadać, jak to tatuś kupił mu nowy samochodzik. Posłałam Justinowi karcące spojrzenie, a on się roześmiał.
-Oh, Jenn, moja kochana Jenn. Spałaś? – Jus podszedł do mnie i przytulił. Zdziwiłam się, że sam odebrał małego, zwykle gdzieś wybywał, a na mnie spadały wszystkie obowiązki związane z naszym synkiem.
Ucieszyłam się. Chyba go nie poznawałam.
Dopiero teraz odwzajemniłam uścisk.
-I byliśmy zi tatusiem na lodach. – skierowałam groźny wzrok na Justina, który odwzajemnił bardzo niepewne spojrzenie, bo wiedział, jak potrafię zareagować, jednak wtedy się roześmiałam i pocałowałam go namiętnie w usta. Justin oczywiście odwzajemniał pocałunki, był lekko zaskoczony, ale nie przepuściłby takiej okazji. Po chwili oboje zrozumieliśmy, że przecież obok nas stoi Drew i na pewno nam się przygląda.
-Drew, nie tak się umawialiśmy, miałeś nie mówić mamie o lodach. – maluszek posmutniał i przytulił się do mnie.
-Idź się pobawić, kotku. – Drew pobiegł do swojego pokoju, a ja musiałam porozmawiać z Justinem.
-Jus, tak sobie myślałam, żeby mały pojechał na tydzień do Pattie. Myślę, że tak byłoby lepiej i dla niego i dla nas. - Justin uśmiechnął się szeroko i zbliżył się, aby mnie pocałować, lecz ja go lekko odepchnęłam. -Nie. Przecież wiesz, że nie o to chodzi.
Justin spoważniał i westchnął.
-Sam nie wiem, Jenny... - zaczął.
-Nie wiesz, bo...? Bo nie będę cały czas zajęta małym i będę miała czas, żeby wtrącać się w coś od czego chcesz trzymać mnie z daleka? - Bieber nerwowo przeczesał palcami włosy.
-Wiesz, że - mówiłam dalej - to całe twoje podejście do tej sprawy może zagrozić Drew?
-Okej - odpowiedział po krótkim namyśle - Ale pojedziesz tam z nim.
-Co?! - krzyknęłam niedowierzając.
-Jenn, a ty dlaczego chcesz, żeby Drew jechał? Wcale nie dlatego, żeby był bezpieczny. Chodzi ci o to o czym sama przed chwilą mówiłaś - powiedział próbując zachować spokojny ton.
-Chodzi mi tylko i wyłącznie o jego bezpieczeństwo - powiedziałam cicho. Dostrzegłam jak brwi Biebera unoszą się powątpiewająco.
-Jesteś przekonana?
-Tak Justin! - krzyknęłam i spojrzała mu w oczy.
-Tatusiu...? - dopiero teraz zobaczyliśmy oboje, jak Drew stoi za barierkami schodów, przyglądając się nam. Nie wiedzieliśmy z Justinem, ile usłyszał. Miałam wielką nadzieję, że nie wszystko.
-Tak synku? - Jus podbiegł do maluszka i podrzucił go do góry.
-Justin! - krzyknęłam niemal histerycznie, ale mój mąż nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Wiedziałam, że Biebs go złapie, jednak jak zawsze miałam w głowie tylko najczarniejsze myśli. Mały się śmiał, dawno nie widziałam go takiego uradowanego. Śmiali się na zmianę. Patrzyłam na nich spanikowana, ale chyba byłam w tym momencie szczęśliwa. Od dawna nie widziałam Drew takiego uradowanego. A i widok Justina, jego tak długi pobyt w domu lekko mnie zastanawiał, ale nie chciałam psuć tej chwili.
-Drew, kochanie. Pytałeś o coś. – wzięłam go na ręce, ale Jus od razu odebrał mi synka.
-Nie możesz dźwigać, Jenn. Wiesz, że możesz poronić. – powiedział pełnym troskliwości głosem, a ja posłałam mu złe spojrzenie. Nie zamierzałam rezygnować ze wszystkich czynności, tylko dlatego, że jestem w ciąży.
-Mamuś, ciemu mam być beźpiećny? – spojrzeliśmy na siebie lekko przerażeni, Justin kiwnął, że ja mam odpowiedzieć, a ja natomiast, że on ma to zrobić.
-Synku, chcesz jechać do babci? – Jus uśmiechnął się, zręcznie zmieniając temat.
-Taaaaaaaak! Do babci! – ucieszyliśmy się z Justinem, że udało nam się uniknąć tłumaczenia dziecku, dlaczego ma być bezpieczny. Myślę, że sama nie wiedziałabym, co odpowiedzieć. Nie miałam pojęcia dlaczego. A Jus uparcie nie chciał mi powiedzieć o co chodzi!
-Chodź, zadzwonimy do babci. - Justin i Drew pobiegli do telefonu, a ja poszłam do kuchni. Bieber przyszedł po chwili z wyraźnie uśmiechniętym maluszkiem na rękach, oznajmiając, że Pattie zaraz przyjedzie po wnuczka.
Babcia przyjechała po małego dokładnie o tej godzinie, o której Jus się z nią umawiał. Jak zawsze była punktualna. Ani minuty spóźnienia. Zdążyliśmy już go spakować i pzostawało nam już tylko wycałowanie go na pożegnanie. Nie ukrywam, że łezka zakręciła mi się w oku, ale i Justinowi oczy się zaszkliły. Chyba pierwszy raz widziałam, jak przy pożegnaniu z synem Bieber płacze. Zawsze, gdy wyjeżdżał przytulał nas i odjeżdżał bez zbędnego okazywania jakichkolwiek uczuć. Myślę, że teraz spędził z nami dużo czasu i w końcu dotarło do niego, ile traci, przez ciągłe wyjazdy.
Ale do cholery mały wyjeżdżał na tydzień! Jenn, nie rycz. On zaraz wróci.
-Czy dobrze widzę, czy mój kochany mąż płacze? – zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam, kiedy maluszek machając nam na pożegnanie z samochodu Pattie, zniknął  nam z pola widzenia za zakrętem.
-Nie, coś mi do oka wpadło. - przetarł oczy, a ja go przytuliłam.
-Ach tak?
-No pewnie. – złapał mnie za biodra i okręcił w powietrzu. –Tak bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też, słońce.
-Drew wyjechał, więc mamy chwilę dla siebie - powiedział Justin, przytulając mnie czule.
-Myślisz, że tam będzie bezpieczniejszy? - zapytałam cicho.
-Jestem o tym przekonany - odpowiedział całując mnie w głowę.
-Ty też masz na siebie uważać - powiedziałam.
-Będę - zapewnił, wtulając twarz w moje włosy – A ty, tym bardziej. Masz szczęście, że nie związałem cię i nie wepchnąłem na siłę do tego auta, dla twojego dobra.
Jak na złość odezwał się telefon. Zawsze miałam wrażenie, że ludzie wiedzą kiedy zadzwonić, żeby najbardziej przeszkadzać.
Ręka moja i Justina w jednym momencie znalazła się przy kieszeni moich jeansów. Ale Jus był szybszy. Wyciągnął telefon i uniósł go na taką wysokość, żebym nie mogła go dosięgnąć.
-Jak rozłączysz, to cię rzucę – zagroziłam ostro, chociaż z pewnością nie zastosowałabym się do groźby.
Bieber głęboko westchnął i przeciągając to jak tylko można, odebrał i włączył na głośnik.
-Czego? – warknął do słuchawki.
-Obrońca swojej niewiasty się znalazł – od ochrypłego głosu dochodzącego z telefonu, poczułam dreszcz – Tylko, że ty nic nie możesz. Po gówno pakujesz się w sprawy, które powinieneś zostawić w spokoju, narażając siebie i wszystkich swoich bliskich.
-Mam zostawić w spokoju sprawę porwania mojego syna?! – krzyknął Justin.
Głos po drugiej stronie słuchawki roześmiał się głośno.
-Przecież dostałeś go z powrotem – znowu gruchnął śmiechem, jakby opowiedział prześmieszny dowcip. Tylko jakoś nikt inny go nie załapał. – Poza tym nie mięliśmy z tym nic wspólnego, ale przypadkiem skierowałeś psy na nasz trop. Gówniany przypadek.
-Jasne – warknął Bieber.
-Żebyś wiedział, że mówię prawdę. A tak przy okazji, jak już gadamy… Moi ludzie właśnie zgarnęli twoją mamę z małym, przesłodkim, uroczym Drew. Skoro już nas oskarżyłeś, to pomyśleliśmy, że powinieneś mieć powód.
Cały świat zatrzymał się dla mnie na parę sekund, chyba włącznie z moim sercem, po czym zaczął kręcić się z niesamowitą prędkością. Mój wzrok zdołał uchwycić tyle, że Jus odrzuca od siebie telefon i podtrzymuje mnie, żebym nie upadła.

_______________________
Przepraszam za błędy, ale nie miałam siły sprawdzać tego dziesiąty raz, bo i tak zawszę coś przeoczę.
Rozdział napisany z Leną. ;)
Obiecuję, że akcja w następnym rozdziale się rozkręci..
Pozwolicie, że się zareklamuję... http://if-you-want-to.blogspot.com/ nowy blog xD Piszcie co o nim sądzicie.

niedziela, 11 listopada 2012

II rozdział 27

________

A więc tak, wróciłam :) A raczej wróciłyśmy xD Dziękujcie Lenie, bo myślę, że gdyby nie ona musiałybyście czekać dużo dłużej, o ile w ogóle znowu zaczęłabym coś tu pisać... Ten rozdział jest w całości jej dziełem ;) Będziemy, że tak powiem 'dzielić się pracą'. Kiedy ja nie mam weny, będzie pisała ona, a jak będę, to myślę, że będziemy pisać razem :) Miłego czytania <3
________


Nawet nie spodziewałam się, że tak szybko zasnę. Byłam skrajnie wyczerpana i zmęczona tym wszystkim. Ciąża, porwanie, ciągła nieobecność Justina… Czułam, że muszę wyluzować, odpuścić, ale jak?

Obudziłam się w nocy, zdyszana i zapłakana. Usiadłam na łóżku, podpierając się rękoma. Śniło mi się, że zabijają Justina. W moim śnie było dwóch tajemniczych ludzi, których nigdy nie widziałam na oczy, Justin, Drew i ja. W pewnym momencie ta dwójka mężczyzn złapała mnie i naszego synka, posadzili na krześle,  kazali patrzeć, jak torturują mojego męża. Najpierw zaczęli go bić, próbował się im wyrywać, ale oni dalej robili swoje. Ja przytulałam mocno Drew do piersi i zatykałam mu uszy, żeby nic nie słyszał, jednak cały czas pytał zapłakany, co się dzieje z jego tatusiem, ja również płakałam i wrzeszczałam na nich, a oprawcy tylko śmieli się dźwięcznie i z oczywistym sarkazmem w głosie. Kazali mi na to wszystko patrzeć, mówili: 
-Patrz, Jenny, twój mężulek zasłużył na to, nic ci nie mówił? Musi dostać za swoje, bo nie posłuchał nas i  mieszał się w to, co nie powinien. 
-Kurwa, zostaw mojego męża i nie mów tak do mnie! – wrzeszczałam głosem, który wydawał się być bezbarwny. Wyrywałam się, jednak  nie pozwalali mi na to, abym mogła pomóc swojemu mężowi. Justin miał zwieszoną głowę i ledwo oddychał.
-Zostawcie go! – ujrzałam ciemność i obudziłam się…
Płakałam, jak głupia, nie wiedziałam, czy mi się to śni, czy to się dzieje naprawdę. Rozejrzałam się po pokoju, dotknęłam miejsca, gdzie zazwyczaj śpi mój mąż, gdy oczywiście nie wyjeżdża, jednak było ono puste. Jęknęłam niemal z przerażenia. Nie mogłam oddychać. W jednym momencie zapomniałam o wszystkim i sparaliżowana strachem zaczęłam biegać po pokoju, w celu zlokalizowania Justina. Spojrzałam na balkon, gdzie zazwyczaj przebywa Jus, gdy nie może spać, ale nie było go tam. Zbiegłam po schodach, nogi mi się plątały i pokonywałam z każdym krokiem chyba jednocześnie po dwa schodki. Spojrzałam na kanapę, nie było go tam. W jednej sekundzie byłam tak sparaliżowana, że nie mogłam się ruszyć, cały czas płacząc histerycznie. Pobiegłam do pokoju Drew, a gdy moim oczom ukazał się widok Jus’a śpiącego smacznie i przytulającego naszego maluszka, oparłam się o framugę drzwi i uśmiechałam się przez łzy. 
-Dzięki Bogu. – pomyślałam z ogromną ulgą, ocierając słony płyn spływający po moich policzkach.
-Jenny?! Co się stało? Matko, Jenn, kochanie. Coś ci się śniło?! – nie odpowiedziałam, a Jus złapał mnie swoimi silnymi rękoma, wziął mnie na ręce i zaniósł do naszej sypialni. Cały czas całował mnie w głowę i zaniepokojony pytał, co się stało. Położyliśmy się do łóżka. Justin przytulił mocno i musnął moje usta.
-Justin… nie opuszczaj mnie, proszę. – powiedziałam, chociaż chyba bardziej błagając ukochanego.
-Nigdy. Nigdy cię nie opuszczę. Kocham cię. – zasnęliśmy wtuleni. Czułam się taka bezpieczna. Tak bardzo dziękowałam Bogu, że go mam.

-Maaamuś! – poczułam, jak moje szczęście wskakuje na łóżko, śmiejąc się . – Ciaś wśtawać!
-Drew! Zostaw mamę w spokoju. Niech jeszcze śpi. – mały wybiegł z pokoju, oznajmiając, że idzie się pobawić do swojego pokoju.
-Już wstaję.. - wymamrotałam zachrypniętym głosem. 
–Śpij! Jest jeszcze wcześnie. Musisz odpocząć. - Jus podszedł do mnie i delikatnie przytulił.- Taaak cię kocham. Nie oddam cię nikomu, nikomu, słyszysz? A teraz śpij. – pocałował mnie w głowę i okrył mnie kołdrą.

Ja nie mogłam spać, więc jak tylko Jus wyszedł z pokoju, podniosłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Zeszłam na dół ubrana i postanowiłam porozmawiać z mężem. Mały był u kolegi, więc mieliśmy chwilę dla siebie.
-Musimy porozmawiać. – powiedziałam stanowczo. Justin chyba nie na to liczył, bo ten jego charakterystyczny uśmieszek zamienił się w smutek, udawany, ale po chwili zrozumiał, że sprawa jest poważna. Postanowiłam ograniczyć zdenerwowanie, ponieważ bardzo dobrze wiedziałam, że to nie przynosi żadnych korzyści dziecku. Dlatego starałam się opanować i przeprowadzić tę rozmowę spokojnie, oczywiście na tyle, na ile pozwolą mi moje nerwy. Będzie trudno, no ale cóż.
- Wyspałaś się, słońce? - zapytał troskliwie, uśmiechając się pięknie, a ja poczułam motylki, które doskonale znałam. –No dobrze, o czym kochanie chciałaś porozmawiać? – zapytał, nie przestając robić czegoś zawzięcie w kuchni. Próbował chyba coś ugotować, bo zręcznie wywijał nożem.
-Jus, usiądź, nie chcę się denerwować, proszę. – odłożył nóż, wytarł ręce w ścierkę i usiadł obok mnie. –Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć, czy coś chciałbyś mi powiedzieć?
-Co masz na myśli? – zapytał, udając, że nie wie, o czym mówię.
-Justin, proszę nie udawaj. Wczoraj zadzwonił do mnie jakiś mężczyzna, mówiąc, że powinnam znać prawdziwą wersję zdarzeń porwania naszego dziecka.
-Myślę, Jenn, że nie powinnaś się w to mieszać i denerwować się niepotrzebnie. 
-Justin, kurde, nie rozumiesz, że ja denerwuję się bardziej, gdy nie wiem, co działo się z Drew? Cały czas gdzieś znikasz. Gdy przyjechałeś do Kanady, myślałam, że zaczniemy w końcu żyć, jak rodzina. Tymczasem ty oczywiście wszystko psujesz i znikasz, nie mówiąc, gdzie. Może mi wytłumaczysz dlaczego ciągle cię nie ma? Mówisz, że mnie kochasz… więc myślałam, że powinniśmy mówić sobie wszystko. Justin, Drew to twoje i MOJE dziecko, więc chyba mam prawo wiedzieć, nie uważasz? – starałam się opanować, bo nie miałam już siły na kłótnie, byłam strasznie wymęczona, dlatego dałam spokój z wyrzutami w postaci wrzasków i całej reszty.
Swoją drogą, zastanawiałam się, dlaczego jeszcze sąsiedzi nie zgłosili nas na policję. Te ciągłe wrzaski… Mamy bardzo wyrozumiałych sąsiadów - stwierdziłam. Justin przez chwilę nic nie mówił.
-Kochanie, nie chcę cię denerwować…
-…ale to robisz.
-Jenn, jesteś w ciąży. Przepraszam, ale nie mogę ci powiedzieć. Postaraj się mnie zrozumieć.
-Nie możesz?! Nawet nie wiesz, jak się czuję. Codziennie zastanawiam się, co się działo z naszym dzieckiem, a ty… nie chcesz mi powiedzieć, co dział…
-Kochanie, oni mi grożą.
-Coooo?! - przeraziłam się. 

piątek, 9 listopada 2012

Powrót? xD

Jeeeej, jak czytałam te Wasze komentarze, to miałam łzy w oczach. Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję <3 Dziękuję, że byłyście, że czytałyście <3




I nie dajecie mi tego skończyć, a przynajmniej niektóre z Was ;P Możecie być z siebie dumne xP




Z pomocą Leny spróbuję prowadzić bloga dalej. Spróbuję. Nic nie obiecuję. Ale myślę, że pojawi się tu w najbliższym czasie jeszcze kilka rozdziałów. Myślę, że doprowadzę ten blog do końca. :)