Po około godzinie spędzonej na powstrzymywaniu płaczu, nareszcie podniosłam się z ziemi, w momencie, kiedy Bieber wrócił do domu.
-Hej – rzuciłam niepewnie.
-Cześć, mała – uśmiechnął się również niepewnie.
Czemu, jak tylko go widziałam to czułam motyle w brzuchu??
Podszedł powoli bliżej do mnie i przytulając mnie delikatnie musnął moje usta.
-Kocham cię, wiesz? – powiedział czule.
Nie odpowiedziałam, a on powtórzył czynność.
-Nie kłóćmy się już… - zaczął – Proszę cię, Jenny. Wybacz mi. Jesteś jedyną osobą na świecie, która samą swoją obecnością poprawia mi nastruj… Kocham cię nad życie, kochanie. Wybaczysz?
-Chciałabym potrafić powiedzieć ‘nie’… - odpowiedziałam cicho, a Bieber uśmiechnął się delikatnie i wpił w moje usta.
-Jadę dopiero jutro po południu. Dzisiejszy dzień spędzimy najlepiej jak się da.
-To znaczy? – spytałam, a on przytulił mnie do siebie i pocałował mnie w głowę.
-Zobaczysz – uśmiechnął się i musnął moją szyję.
-Nie lubię niespodzianek… - jęknęłam, a on się zaśmiał.
-A ja lubię – mrugnął do mnie i nie puszczał z uścisku.
W jego objęciach czułam się najbezpieczniej na świecie.
Czemu nie potrafiłam się mu oprzeć?? Zawsze robiłam wszystko, jak on chciał… Przychodził ze spuszczoną głową, a ja przyjmowałam przeprosiny i kolejną dawkę czułości z jego strony…
-Ej. Uśmiechnij się – poprosił przygryzając lekko moją dolną wargę.
Kiedy był tak blisko nie potrafiłam na niczym skupić myśli...
W moich oczach pojawiły się łzy.
-Jenny… Co jest? – Bieber próbował zawzięcie wyczytać coś z mojej twarzy.
Odetchnęłam głęboko.
-Wszystko – wzruszyłam ramionami wysunęłam się z jego objęć i usiadłam na kanapie. Niby patrzyłam przed siebie, ale widziałam tylko pustkę.
-Justin… - poczułam gulę w gardle i nie potrafiłam dalej mówić.
-Tak? – nie pytając o pozwolenie usiadł obok mnie i wziął na kolana. Przytulił mnie do siebie, jak małe dziecko.
W brzuchu czułam stada motyli, które za nic nie chciały się z tamtąd wynieść.
Nie potrafiłam zrobić nic innego, jak tylko wtulić się w niego i rozpłakać.
-Mała… - Justin gładził moje włosy i przytulał do siebie coraz mocniej – Ej. Nie płacz… Czemu płaczesz?
Kołysał mnie delikatnie w swoich ramionach.
Nie odpowiadałam tylko starałam się nad sobą zapanować i przestać ryczeć.
-Jenny… - Bieber nie wiedział co ma robić.
Musnął mój mokry policzek i zaczął ocierać mi łzy.
-Nie ma czemu płakać… - mówił czule – Ciiii…
Po pewnym czasie udało mi się wziąć w garść, ale mój oddech nadal drżał.
Justin patrzył na mnie ze smutkiem w oczach, który był nie do opisania.
-Czemu przeze mnie płaczesz? Nie pozwalam ci płakać przeze mnie! – powiedział stanowczo.
Spojrzałam mu zdziwiona w oczy.
-Mówiłaś, że będąc ze mną płakałaś kilka razy więcej niż przez resztę swojego życia… Jenn. Błagam cię. Ja nie jestem tego wart… Przepraszam, że cię tak ranię… - słowa Biebera brzmiały bardzo szczerze i były przepełnione poczuciem winy.
-Kocham cię – wyszeptałam, a on kładąc mnie na kanapie wpił się w moje usta.
-Ja ciebie też. Bardziej niż cokolwiek w życiu – powiedział pomiędzy namiętnymi pocałunkami.
Czemu nie mogło być tak zawsze? Czemu on do cholery musiał wyjeżdżać?!
Nagle zaczął dzwonić telefon.
-Leż – rozkazał Bieber z łobuzerskim uśmiechem, kiedy zamierzałam się podnieść. Nie przestał mnie całować.
-Głupek. To może dzwonić Mendy, żebym odebrała Drewa – zepchnęłam go z siebie z uśmiechem i podbiegłam do telefonu.
-Halo? – odebrałam, a Bieber objął mnie od tyłu i zaczął muskać moją szyję – Spadaj!! – zaśmiałam się i odepchnęłam go od siebie.
-Proszę?
-Ummm. Przepraszam. To do męża.
-Aha. Tu Mendy. Przyjedziesz po synka?
-Haha. Wiedziałam, ze to ty. Jasne. Zaraz będę.
Rozłączyłam się, a Bieber zrobił niezadowoloną minę.
Zaklaskałam mu przed oczami.
-Nie dla psa kiełbasa – pokazałam mu język, a on przyciskając mnie mocno do ściany wpił się w moje usta.
-Nie? – jego ręka z moich pleców zaczęła zsuwać się coraz bliżej moich pośladków.
-Idiota! – krzyknęłam rozbawiona i popchnęłam go mocno.
Wiedziałam, że się tylko ze mną droczy. Gdyby miał ochotę, miał wystarczająco siły, żeby zrobić ze mną co tylko by chciał, ale nie zrobiłby tego i między innymi za to go kochałam.
Wiedziałam, że się tylko ze mną droczy. Gdyby miał ochotę, miał wystarczająco siły, żeby zrobić ze mną co tylko by chciał, ale nie zrobiłby tego i między innymi za to go kochałam.
-No choooodź – przyciągnął mnie do siebie za bluzkę i po raz kolejny wpił się w moje usta.
-Głuuuuupek – powiedziałam, kiedy wreszcie ‘puścił mnie wolno’ – Idziesz ze mną po Drewa?
Justin skinął głową.
-To fajnie – uśmiechnęłam się.
-Yhm – potwierdził, złapał klucz z szafki i wyprosił mnie z domu mówiąc, że chce zamknąć.
Na dworze była całkiem ładna pogoda.
Bieber oplótł mnie jedną ręką w pasie i szliśmy tak w stronę domu, w którym był nasz syn.
-Wiesz, że Chazowi trzy dni temu urodziło się dziecko?? – spytał mnie Justin.
-Nie. Nie wiedziałam – odowiedziałam – Chłopiec, czy dziewczynka?
-Dziewczynka.
-Ahm.
-Hej – obok nas przeszedł wysoki szatyn. Uśmiechnął się do mnie.
-Cześć – odpowiedziałam i też się uśmiechnęłam.
-KTO TO BYŁ?? – zapytał Bieber, kiedy tylko trochę oddaliliśmy się od chłopaka.
-Kolega ze szkoły?
-Aha…
-Jesteś zazdrosny? – zaśmiałam się.
Chwilę zastanwiał się nad odpowiedział.
-Taaak – przyznał.
-Yhm.
Justin zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.
-Ale nie mam powodów do zazdrości, prawda? – spytał łapiąc delikatni moje ręce.
-Nie masz, nie masz, Panie Zazdrosny – mrugnęłam do niego, a on musnął moje usta.
-Idziemy dalej – zakomenderowałam i pociągnęłam go za rękę w stronę, w którą szliśmy.
Kiedy byliśmy już blisko domu Mendy zobaczyliśmy Drewa okładającego się na podwórku z jakimś innym chłopcem.
-Ej, ej! Stop!! – Justin wbiegł na podwórko i rozdzielił wierzgających chłopców od siebie – Co robicie?! – potrząsnął lekko dziećmi.
-On powiedział, zie Andziej jest bziydka i gjupia! – krzyknął wojowniczo Drew.
Dopiero teraz zauważyłam, że niedaleko, oparta o drzewo stoi mała blondynka, a obok niej Max – przyjaciel mojego synka.
-Drew… Nie wolno się bić… - powiedział Justin.
-Aje…
-Cicho. Nie dobrze, że obraził dziewczynę, ale…
-Aje Cody jest gjupi! – krzyknął Drew, a Cody próbował zawzięcie wyrwać się Justinowi, żeby dorwać mojego synka.
Chłopiec wyglądał gdzieś na wiek Drewa.
-Kto zaczął? – spytał Bieber.
Każdy z chłopców pokazał na drugiego.
-Angel. Kto zaczął? – teraz Justin zwrócił się do dziewczynki, wiedząc, że jeśli spyta Maxa ten nie licząc się z tym, jak było będzie bronił Drewa i w ten sposób nikt nie dowie się prawdy.
-Dju. Uderzył Cody’ego, a on tylko się bjonił. Djew zachował się bajdzo nieodpowiednio.
W oczach maluszka stanęły łzy. Justin był tak zszokowany odpowiedzią dziewczyny po tym, jak jej syn rzucił się na drugiego, bo ten ją obraził, że nie zdążył zareagować i nie utrzymał syna, który wyrwał mu się i pobiegł przed siebie… Na szczęście wpadł w moje ramiona.
-Ja ciem do domu… - zawył przytulając się do mnie.
-Już dobrze… - wzięłam go na ręce – Nie płacz… Już idziemy…
Nie odwróciłam się na dzieci i poszłam w stronę domu, z Drewem na rękach.
Justin poszedł za mną.
-Co za głupie dziecko z tej Angel… - powiedział Bieber w pewnym momencie.
-Ziadne gjupie!! – wrzasnął żałośnie Drew, łamiącym się głosem.
Justina, jak i mnie zszokowała totalnie jego reakcja.
-Siam jesteś gjupi – powiedział chłopiec, pociągając nosem.
-Ja?? Jeśli tak uważasz – Jus wzruszył ramionami.
-Drew. Tata nie jest głupi – powiedziałam do synka.
-Wiem… Aje Andziej teś nie… Psiepjasiam tatusiu… - chłopiec wyciągnął ręce do taty i ten wziął go ode mnie na ręce.
Jejku… Jak ja ich kochałam.
-Nie warto zadawać się z takimi dziewczynami, synku. Uwierz mi, że nie warto – powiedział Justin.
Drew pokręcił głową.
-Ona, kiedyś będzie moją zioną – oświadczył maluszek z poważną miną dorosłego człowieka.
____________________________
Strasznie przeeeeepraszam, że tak długo nie dodawałam... Ostatnio zdałam sobie sprawę, że pomimo wszystko ten blog jest moim ulubionym... Najbardziej lubię go pisać. :) Jeśli rozdział się podoba to liczę na komentarze ;* Kiedy dodam NN jest zależne od tego ile komentarzy uzbieram ;)
Rozdział z dedykacją dla @Luv_Beebs i @lovechrisbeadle <3