poniedziałek, 28 lutego 2011

II. Tak też bywa…

Do domu wróciłam wesoła i podekscytowana. Mama od razu to zauważyła.
Roześmiała się na mój widok.
-Kto to taki?
Uśmiechnęłam się. Ona zawsze wszystko wiedziała. Rozumiała mnie bez słów.
-Justin… Justin Bieber – powiedziałam rozmarzonym głosem.
-Był u Ann? - zapytała zaciekawiona - Tak mi się wydawało, że widziałam go dzisiaj z ojcem w sklepie, ale nie byłam pewna czy to on.
-Myślę, że widziałaś właśnie go. Jak to możliwe, że jest jeszcze bardziej przystojny, niż przedtem? - zapytałam uśmiechnięta.
-Nie mam pojęcia - odpowiedziała rozbawiona - A co on tu właściwie robi?
-Przyjechał do Ann, żeby odpocząć i ponieważ stęsknił się za Stratford… - oznajmiłam - On jest taki cudowny...
-Oj, Jenn, ty chyba naprawdę poważnie się w nim zauroczyłaś... - zawyrokowała mama, posyłając mi ciepły uśmiech.
Odwzajemniłam go.
-Czyli co... Rozmawiałaś z nim dzisiaj?
-Tak! - pisnęłam podekscytowana - I chciał mój numer! Ten dzień jest niesamowity.
Mama uśmiechnęła się smutno.
-Dla Jake’a chyba nie bardzo…
Natychmiast mina mi zrzedła i przypomniałam sobie o zastrzeżonym numerze, który do mnie dzwonił…
Mój telefon, jak na zawołanie rozdzwonił się. Spojrzałam na wyświetlacz i pokazałam mamie. Dzwonił Justin.
-Tak?
-Jenn?
-We własnej osobie.
-Hej – powiedział – Tu Justin. Mam 2 bilety na jutrzejszy mecz, który naprawdę fajnie się zapowiada, a Chris się rozchorował i nie mam z kim iść… - serce zabiło mi szybciej - wiesz może czy twój brat ma jakieś plany na jutrzejsze popołudnie? Pamiętam, że kibicujemy jednej drużynie. Spytasz się go?
Poczułam jakby ktoś uderzył mnie z całej siły w brzuch.
-Ej. Jesteś tam, młoda?
Młoda. Taa… Wzięłam oddech i zapanowałam nad łzami napływającymi mi do oczu.
-Ok. To zadzwoń za jakieś 3 min.
Rozłączyłam się i bez słowa poszłam do pokoju Jake’a.
-Jake – powiedziałam – Chcesz iść na mecz z Bieberem?
-Co?
-No, to co usłyszałeś. Nie ma z kim iść, bo Christian się rozchorował i na myśl nasunąłeś mu się ty. Pewnie ma jakieś dobre miejsca. Jak to Justin… Ja bym na twoim miejscu poszła…
Jake od razu wyczuł, że strasznie chciałabym, żeby to mnie Bieber zaprosił na mecz.
Przytulił mnie po bratersku.
-Nie martw się, mała. Nie jest ciebie wart. Nie pójdę. Może jak mu odmówię to zaprosi ciebie.
-Tylko spróbuj! Na pewno masz ochotę pójść i ci się to należy. Nie chcę, żeby brał mnie ze sobą z łaski…
Z mojego oka popłynęła niewielka łza.
Nienawidziłam się za to, jak bardzo emocjonalnie reagowałam na Justina.
Brat spojrzał na mnie czule i ją otarł.
-Bieber to idiota – powiedział – Niech się wali. Nie idę i już. Nie. Nie protestuj. Jak z nim pójdę to mu ostro wygarnę i mogą mnie ponieść emocje, a chyba nie chcesz, żebym zmasakrował twarz twojego ukochanego.
Wybuchnęłam śmiechem, a on zmierzwił mi włosy.
-Jesteś najlepszy, Jake – przytuliłam się do niego - Ale Justin nie jest idiotą...
Jake rozbawiony pokręcił głową.
-Tak to jest mieć Bieber Fever - westchnął.
Znowu zadzwonił telefon.
Odebrałam niepewnie.
-I jak? – spytał Justin.
-Jake nie idzie.
-Dlaczego?
-Chyba nie jest w nastroju.
-Okej. To… może ty masz ochotę ze mną pójść, co?
Znowu zachciało mi się płakać.
-Nie – powiedziałam tłumiąc płacz, po czym rozłączyłam się nie dając mu dojść do słowa.
O wiele za dużo sobie wyobrażałam…


___________________
Wiem... Zepsułam xD

1 komentarz:

  1. Faaaaajny <3 Czekam na nowy rozdział bo ciekawie się zapowiada ;) @JBmuchloves

    OdpowiedzUsuń