Siedziałam po turecku na łóżku i w zamyśleniu przyglądałam
się ruchom Justina, szukającego czegoś w szafie.
Wyczuł na sobie moje spojrzenie i jego ciało jakby
minimalnie się rozluźniło, ale nie przerwał czynności.
Byłam ciekawa czy był zły o ostatnie dni.
Za momenty, w których wychodziłam nocą z łóżka, bo nie byłam
w stanie znieść jego obecności, chociaż jego ciało nawet nie stykało się z
moim.
Za to, że nie chciałam nic jesć.
I za to, że jedyne słowa, które do niego wypowiadałam były
oschłe i bez znaczenia. A on ciągle się starał.
Całymi dniami siedziałam albo w pokoju albo w ogrodzie,
praktycznie się nie ruszając, tylko tępo wpatrując w przestrzeń.
Przez te wszystkie godziny myślałam o tysiącach rzeczy i
osób, a w szczególności o Jasonie.
Nie rozumiałam tego, co się wydarzyło i starałam odgrodzić
się od tego wielkim, grubym murem.
Niestety, widocznie byłam na to jeszcze za słaba.
Ale bez przerwy próbowałam.
Justin nie znalazł tego czego szukał, ale niepewnie odwrócił
się w moją stronę.
Uśmiechnął się do mnie.
Wpatrywałam się w niego bezcelowo i nie potrafiłam zmusić
się do tego, żeby odwzajemnić uśmiech.
Bieber westchnął głęboko i zobaczyłam powrót smutku na jego
twarz.
Przypomniała mi się jego wczorajsza rozmowa z Jake’iem,
którą przypadkiem usłyszałam.
-Muszę jakoś niedługo
wyjechać – oznajmił Justin - Moja kariera ostatnio mocno się zatrzymała. Jenn
sobie poradzi. Myślę, że nawet lepiej jej będzie beze mnie.
Jake przez dłuższą
chwilę nie odpowiadał.
-Ona cię potrzebuje –
powiedział w końcu.
-Serio? – parsknął
Bieber z irytacją – Nie rozmawia ze mną, nie pozwala się nawet dotknąć i mówię
tu o zwykłym dotyku. Nie śpi przy mnie, a nawet ze mną nie rozmawia! Jesteś
pewny, że ptrzebuje??
-To twoje życie –
odpowiedział sucho Jake, a Justin wyszedł trzaskając drzwiami.
Kiedy skończyłam rozmyślenia, Justin nadala na mnie patrzył.
Zdziwiło mnie to.
-Gdzie jesteś myślami Jenn, kiedy stajesz się nieobecna?
Kiedy patrzysz, a nie widzisz? – zapytał.
Wpatrywałam się w niego, nie odpowiadając.
-Martwię się o twój stan, Jenny – powiedział znów wzdychając
– Tyle, że przy Drew zachowujesz się normalnie, jak dawniej, co znaczy, że nie
jest to uraz psychiczny, tylko po prostu z jakichś cholernych powodów nie
chcesz ze mną rozmawiać – powiedział z każdym słowem stając się coraz bardziej
zły – Nie mogłabyś mi wytłumaczyć?! Dlaczego jesteś dla mnie niedostępna pod
każdym względem?! Dlaczego każdego dnia łamiesz moje serce na coraz drobniejsze
kawałki?! – dostrzegłam łzy w jego oczach, zanim zdążył odwrócić głowę.
Czułam obezwładniający smutek, żal. Chciałam przytulić go i
nigdy nie puszczać. Ale z jakichś powodów nie potrafiłam.
-Codziennie próbuję – mówił dalej, nie patrząc na mnie –
Próbuję się do ciebie zbliżyć. Wyciągnąć od ciebie chociaż jedno istotne
słowo!! Czy to takie trudne, Jenn?! Odezwać się do mnie?! – krzyknął
sfrustrowany, znowu kierując spojrzenie na mnie.
-Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo – powiedziałam
drżącym głosem.
Rysy Justina momentalnie złagodniały.
Potrzedł do łóżka i przytulił mnie, mimo moich protestów.
-Jenn, Jenn, spojrz na mnie – mówił stanowczo, ale w jego
głosie słyszałam przebrzmienie powstrzymywanego płaczu – Spójrz.
Skierowałam zaszklone oczy na niego.
-Chcę cię z powrotem, Jenny – mówił desperacko – Poradzimy
sobie ze wszystkim, jasne? Masz mnie,
mała, nie musisz wszystkiego w sobie dusić. Pozwól wrócić dawnej Jenn –
chciałam coś powiedzieć, ale mi nie pozwolił – Wiem, wiem. Nic nie będzie jak
dawniej, ale… Jenn, spróbuj. Bo zabijasz i siebie i mnie.
Przygryzłam wargę, a po moim policzku spłynęła łza.
-Wiem, że potrafisz wybudzić się z tego dziwnego stanu,
maleńka – mówił dalej, ocierając delikatnie mój policzek, po czym łapiąc moją
rękę, którą chciałam strącić jego dłoń –
Ty też o tym wiesz, ale łatwiej jest tkwić w czymś takim, prawda? Tylko im
dłużej będziesz odpychać od siebie ludzi i budować wokół siebie niewidzialną
barierę, tym trudniej będzie ją przekroczyć. Nie wiem Jenn, czy zdajesz sobie z
tego sprawę, ale wcale tego nie chcesz. Nie chcesz skończyć zagłodzona na
śmierć, zamknięta w swoim świecie.
-Skąd wiesz? – zapytałam.
Wpatrywał się we mnie bez słów, ale jego oczy mówiły
wszystko. O jego bólu, bezradności, miłości…
-Nie odpowiedziałeś – przypomniałam.
-Jak ty na ostatnie tysiąc pytań – odpowiedział.
-Zostaw mnie – powiedziałam twardo.
-Jenn, wiem, że ty też mnie kochasz. Po prostu wytłumacz
dlaczego tak się zachowujesz, a dam ci spokój – mówił błagalnie.
Nie odpowiedziałam.
Podniósł się z łóżka.
-Dlaczego nie możesz… - westchnął – Spytaj o coś. O
cokolwiek. Zawsze tyle pytasz… Dlaczego teraz tego nie robisz?
Wpatrywałam się w niego długo, ale on nie odpuszczał i też
patrzył na mnie niemal bez mrugnięcia.
-Bo tym razem nie chcę znać odpowiedzi, Justin –
powiedziałam, a do moich oczu na nowo napłynęły łzy.
Odwróciłam głowę i wcisnęłam ją w poduszkę.
Przygryzłam wargę, z całej siły starając się nie rozpłakać.
Po chwili poczułam czyjąś rękę na swoich plecach.
Justin gładził delikatnie moje plecy, a ja bezgłośnie
płakałam w poduszkę.
Bieber objął mnie w talii i pomimo protestów podniósł,
obrócił w swoją stronę i przytulił.
-Jenn – westchnął i musnął wargami mój wilgotny policzek.
Spojrzał mi w oczy i delikatnie otarł mi łzy opuszkami
palców.
Znowu musnął mój policzek, tym razem bliżej ust, a ja
poczułam znajome uczucie w brzuchu. Składał kolejne drobne pocałunki blisko
siebie, coraz bardziej zbliżając się do ust. W końcu, kiedy prawie do nich
dotarł, przeniósł pocałunki niżej, na moją szyję.
Cicho jęknęłam.
Poczułam, że się uśmiecha.
Tak bardzo potrzebowałam jego bliskości w tej chwili.
Odepchnęłam od siebie wszystkie złe myśli i po prostu pozwalałam mu na
czułości.
Jego ręka powoli wsunęla się pod moją bluzkę, a pocałunki
zaczęły zniżać się na dekolt.
-Pocałuj mnie – szepnęłam ledwo słyszalnie.
Spojrzał na mnie uśmiechając się łobuzersko.
-Przecież właśnie to robię – po raz kolejny musnął mój
dekolt.
-W usta – powiedziałam cicho.
-Umm, nie słyszałem – odpowiedział z niegrzcznym błyskiem w
oku.
Popchnął mnie lekko do pozycji leżącej i po chwili znalazł
się nade mną.
-Po prostu to zrób – powiedziałam próbując zabrzmieć
rozkazująco, ale wyszło to bardziej jak desperacka proźba.
Zaśmiał się cicho.
-Uhmm – zbył mnie składając pocałunki wzdłuż mojej szczęki.
-Justin – jęknęłam w momencie, kiedy rozległ się odgłos
dzwonka do drzwi.
Spojrzeliśmy na siebie.
-Idealne wyczucie czasu – powiedział zirytowany Bieber,
zsunął się ze mnie i niechętnym krokiem ruszył w stronę drzwi wejściowych – Kto
to do cholery może być?
___________________________________
Takie coś...