Od dłuższego czasu leżałam obok Justina w łóżku i nie mogłam zasnąć.
Nagle poczułam wibracje mojego telefonu. Najciszej jak potrafiłam, żeby nie ubudzić Justina wstałam i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
-Tak? – odebrałam.
-Obudziłem cię? – usłyszałam głos Matta.
-Nie…
-Słuchaj... Nie mogę spać, bo usłyszałem coś od Justina… Może nie powinienem pytać, ale… Czy ja będę miał dziecko?
Musiałam oprzeć się o ścianę, bo poczułam, że ziemia pode mną się zapada.
-Tak – powiedziałam krótko.
Matt chwilę nic nie mówił.
-A jak trzyma się Justin?
-O ile mi wiadomo żyje. Śpi.
-Ale jak to zniósł i wgl…? Przperaszam, Jenny. Nie chciałem niszczyć ci małżeństwa…
-Niczego nie zniszczyłeś… Może najwyżej trochę pokomplikowałeś, ale… do niczego mnie nie zmuszałeś, Matt. Wina po części jest moja.
Chwilę żadne z nas się nie odzywało.
-Jak je nazwiemy?
-Co?
-Jenn, chyba naprawdę śpisz. Jak to co? Kogo. Dziecko.
-Jenny?
-Słucham? – spojrzałam do góry na Justina, opierając głowę na jego kolanach.
Bieber nie odpowiedział tylko musnął moje usta i podwinął bluzkę zakrywającą mój olbrzymi brzuch. Przyłożył do niego rękę i uśmiechnął się, kiedy poczuł ruch dziecka.
-Będzie nazywał się Drew, tak? – upewnił się.
-Tak – też się uśmiechnęłam – Mógłby już wreszcie się urodzić – westchnęłam – Chciałabym już skończyć wyglądać jak wieloryb.
Justin się roześmiał.
-Nie wyglądasz jak wieloryb – zaprzeczył wiernie.
-Nie? – spytałam powątpiewająco.
-Nie.
-Nie?
Bieber uśmiechnął się i wpił w moje usta.
-A chcesz, żebym powiedział ‘tak’? – spytał rozbawiony.
-Nie. Chcę, żebyś powiedział to co myślisz – pokazałam mu język.
Bieber chwilę nic nie mówił.
-Myślę właśnie o tym, że mam na ciebie ochotę, a z tym brzuchem to raczej bez szans… - powiedział.
Posłałam mu spojrzenie z serii ‘R U fuckin’ kidding me?’
-Nie o to mi chodziło – znowu westchnęłam, ale zaraz nie powstrzymałam cichego chichotu.
Justin ciągle przyglądał mi się z uśmiechem.
-Halo? Jenn?? Jesteś tam??
-Tak, tak – szybko odrzuciłam wspomnienie, które w tym momencie było dla mnie bardzo bolesne. Za bardzo – A oczym mówiliśmy?
Matt westchnął.
-Słuchaj, Jenny. Nie powinienem tego mówić, ale wiem też, że nie jestem w stanie się powstrzymać… Chciałem przeżyć z tobą jednorazową przygodę. Przyznaję się, ale w między czasie zdążyłem się w tobie zakochać i…
Przestałam słuchać. NIE. Niech nie mówi, że mnie kocha.
Rozłączyłam się nie dająć mu skończyć, oparłam się o ścianę i zsunęłam po niej powoli.
A ja kogo kochałam? Jego czy Justina?
Telefon zaczął znowu dzwonić, ale nie odebrałam. Kiedy zaczął wibrować poraz trzeci, niepewnie nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Tak? – spytałam lekko drżącym głosem.
-Jenny?
Poczułam motyle w brzuchu.
TO NIE TAK CHOLERA POWINNO BYĆ!
-A ty mnie kochasz? Nie odpowiedziałaś mi… - usłyszałam niepewny głos Matta.
-A ty powiedziałeś, że mnie kochasz? Bo się odłączyłam…
Znowu westchnął.
-Działasz mi dziś trochę na nerwy – zaśmiał się nieszczerze.
-Właściwie to wczoraj, patrząc na to, że właśnie wybiła północ…
Kolejne westchnienie.
-Nie chcesz ze mną gadać, co?
-Nie wiem, Matt… Nie mam pojęcia czego chce. Wiem na pewno tylko jedno. Że nieodwracalnie schrzaniłam sobie życie.
Rozłączyłam się i wyłączyłam komórkę.
Dopiero teraz zauważyłam stojącego w drzwiach Justina i patrzącego na mnie bez wyrazu.
Wytrzymałam to spojrzenie, które stawało się oskarżycielskie, z każdą chwilą coraz bardziej.
-Zgadzam się z tym, że schrzaniłaś sobie życie… - podszedł do mnie i przykucnął obok mnie. Zbladłam, bojąc się jego dalszych słów i myśląc nad tym ile mógł usłyszeć z mojej rozmowy. – Ale bardzo nie podoba mi się fakt, że nie wiesz, czy wolisz mnie, czy Matta i to, że on uznał, że cię kocha… A może twoje życie będzie mniej schrzanione, jak po prostu znikniesz z mojego?
Poza wściekłością w jego oczach dostrzegłam łzy i dopiero teraz zorientowałam się, że sama mam mokre policzki.
-Justin… - wyszeptałam przez łzy.
Wstał i podał mi rękę, żebym też wstała.
-Nie lubię cię, Jenn – powiedział patrząc mi głęboko w oczy. Złapał mocno moją rękę – Przewrasz moje życie do góry nogami, nawet zbytnio nie zdając sobie z tego sprawy…
Uścisk na moim nadgarstku stawał się coraz mocniejszy.
-Jus, to boli – wyszeptałam.
Wzruszył ramionami i mnie puścił.
-Na pewno nie tak jak ty zraniłaś mnie.
-Też mnie raniłeś, Justin! – próbowałam bronić się, łamiącym głosem.
-A może to nie dobrze? Może powinniśmy przestać się w kółko ranić? Nic dobrego z tego naszego związku nie wynika. Największym problemem jest to, że cię kocham… A ty mnie? Kochasz mnie, Jenn?
Chciałam odwrócić wzrok, ale uznałam, ze to nie jest odpowiedni moment, chociaż jego zbolałe spojrzenie wyniszczało mnie od środka.
Przemyślałam jego pytanie… Kiedyś bez wahania odpowiedziałabym ‘tak’, ale teraz? Stał obok mnie, wściekły… Taki mi się nie podobał.
-Kocham – wzruszyłam ramionami.
-A Matt?
Spóściłam wzrok.
-Muszę z przykrością ci powiedzieć, słońce, że musisz się zdecydować na jednego – powiedział ostro.
Odwrócił się i poszedł do naszej sypialni. Rozważałam choćby skoczenie z mostu, ale oczywiście, kiedy znowu mam myśli samobójcze ratuje mnie dziecko, które w sobie noszę… Uznałam, że to niesprawiedliwe i poszłam za Justinem.
Położyłam się obok niego, ale kiedy on tylko poczuł mnie obok siebie, wstał z miejsca, biorąc poduszkę i wygrzebując z szafy koc wyszedł z pokoju.
Już nie płakałam, chociaż miałam na to wielką ochotę. Za to uśmiechnęłam się lekko i wstając z łóżka zastanawiałam się co ja właściwie wyprawiam.
Zaczęłam myśleć nad tym, do którego z pokoi Justin mógł pójść… Obstawiałam, że do najbliższego pokoju gościnnego. Nie myliłam się.
Nie usłyszał mnie, kiedy weszłam.
-Jenn? – powiedział tonem, którego nie byłam w stanie rozszyfrować, kiedy położyłam się obok niego.
-Na to wygląda, że właśnie tak mam na imię – odpowiedziałam, a on o dziwo uśmiechnął się z lekkim przebłyskiem smutku.
-Jak już jesteś, to chodź bliżej – przyciągnął mnie do siebie.
Jak na razie pomysł pójścia za nim okazał się dobrym.
Przytulił mnie, a po chwili musnął moje usta.
-Wcale nie chcę, żebyś odchodziła, Jenny. Po prostu chcę, żebyś kochała tylko mnie… Serio wierzę, że ten nasz kryzys przejdzie i znowu zaczniemy się dogadywać… - mówił cicho Jus.
Chciałam coś powiedzieć. Chciałam powiedzieć, że ja już przestałam w to wierzyć co najmniej jakiś rok temu… Że od jakichś trzech miesięcy byłam przekonana, że nasz związek to tylko sam ból… Że był czas, że jedyne co mnie przy nim zatrzymało to Drew… Że przychodziły chwile, że tylko i wyłącznie jego obwiniałam o swoją ciążę i przymus natychmiastowego stania się dorosłą… Że kiedy braliśmy ślub, to wahałam się, czy powiedzieć ‘tak’, bo poprzedniego dnia przeczytałam, że ma romans z fanką, o który nigdy go nie zapytałam, bo za bardzo bałam się przypadkiem dostrzec w jego zapewnieniach, że to nie prawda, cień zmieszania, coś co mogłoby wskazywać na to, że kłamie… Chciałam powiedzieć też, że pomimo to wszystko go kocham... Ale nie powiedziałam nic. Nie wypowiedziałam ani jednego słowa, bo bałam się, że coś z tego go rozzłości... Że skończy z nami. Stąpaliśmy po bardzo cienkim i kruchym lodzie, a ja ciągle zastanawiałam się dlaczego tak bardzo chcę go przy sobie zatrzymać… Justina Biebera, który z nie do końca dla mnie oczywistych powodów stał się dla mnie więcej niż cały światem…
___________________
Wiecie, że 'Do you love me' ma już 274 str ? xD Co sądzicie o tym rozdziale ?