poniedziałek, 16 kwietnia 2012

II rozdział 19


  Jest piątek 13. W sumie nie wiem po co o tym wspominam… Jest wieczór i mija już trzeci dzień od porwania Drew’a… Boję się. Cholernie się boję. Naprawdę wolę nie myśleć. O niczym. Bo wszystko sprowadza się do myślenia o Drew’ie, a to zabija mnie od środka. Zjechała się już do nas chyba cała rodzina. Wszyscy oprócz Justina próbują mnie pocieszać, rozweselać i nie zdają sobie sprawy z tego, że wtedy odczuwam ból jeszcze bardziej… Ale nie mam im tego za złe. Dziś z rana przyjechała mama. Bez taty. Nie rozmawiałam z nim od jakiegoś roku. I dobrze. Jeśli nie interesuje go los mojego dziecka, to zamierzam nie rozmawiać dalej. Kilka godzin temu przyjechał również Jake ze swoją dziewczyną, którą bardzo lubię, ale chwilowo nie mogłam na nią patrzeć. Z resztą jak na wszystkich…
Justin wszedł do sypialni, w której leżałam od jakichś… Nie mam pojęcia ile. Straciłam rachubę czasu.
Spojrzał na mnie smutno i nic nie mówiąc położył się obok mnie. Przyciągnął mnie lekko do siebie, a ja przytuliłam się do niego.
-Jak się czujesz, śliczna? – zapytał zaglądając w moje zaczerwienione od ciągłego płaczu oczy – Jak powiesz, że dobrze, to cię uderzę, chociaż jeszcze nigdy nie podniosłem ręki na żadną kobietę – zagroził zanim zdążyłam otworzyć usta.
Uśmiechnęłam się lekko
-A więc… Beznadziejnie – odpowiedziałam wzdychając.
-A to ‘beznadziejnie’ odnosi się do samopoczucia, czy do stanu zdrowia, czy może do tego i tego?
-Do samopoczucia…
-A jak się czujesz?
-W porządku…
Bieber uniósł groźnie brwi.
-Bywało gorzej – wymusiłam uśmiech.
Justin podniósł się lekko i nachylił nade mną. Musnął delikatnie moje usta i pogładził policzek, a moje całe ciało przeszedł dreszcz. Zauważył to i się uśmiechnął.
-Podoba mi się jak na mnie reagujesz – pocałował mnie długo i przeciągle – Kocham cię, Jenny… – powiedział znowu muskając moje usta
-Ja ciebie też, Jus – wyszeptałam zatracając się całkowicie w tym jak działał na mnie dotyk jego ust i ciała.
Po kilku minutach pieszczot Bieber odsunął się lekko ode mnie.
-Obawiam się, że na tym koniec, bo chociaż chętnie bym się do ciebie dobrał, żono moja droga, w naszym domu jest co najmniej dwie trzecie naszej rodziny… - skrzywił się Biebs.
Zaśmiałam się.
-Dzięki, że jesteś, Jus… - powiedziałam. W myślach dodałam ‘czasem’…
Bieber spojrzał mi w oczy.
-Nie ma sprawy… Przepraszam, że tak żadko… - powiedział, jakby czytając w moich myślach.

3 lata wcześniej

-Co tam, Jenny? – odebrałam telefon od Justina, który był w trasie. Dziś był jej ostatni dzień.
-Jest dobrze, poza tym, że prawie wszyscy nauczyciele z ‘kochanym’ typem od biologii na czele się na mnie wyżywają i że tak za tobę tęsknię, że nie potrafię myśleć o niczym innym niż dzisiejsze spotkanie z tobą…
-Jesteś w szkole, Jenn?
-Tak – zdziwiłam się trochę, że nic nie odpowiedział na moje użalanie się nad sobą. Może się już przyzwyczaił? W końcu byłam już w ósmym miesiącu ciąży, ale nadal uczęszczałam na zajęcia. Nie chciałam zrobić sobie za dużo zaległości, a fizycznie byłam w stanie do niej chodzić, bo czułam się w sumie dobrze. Gorzej było z psychiką, po której jeździli mi nauczyciele i większość uczniów.
-A możesz się urwać?
-Że co?! – podniosłam głos, a kilka osób stojących niedaleko mnie na przerwie, spojrzało w moją stronę.
Bieber się roześmiał.
-Chciałem ci zrobić niespodziankę. Jestem w Stratford, Jenny. Dasz radę urwać się z lekcji czy spotkamy się po? O której kończysz?
-Już idę. Powiem, że źle się czuję. Podjedziesz po mnie pod szkołę?
-Już tam jestem, mała. Czekam.
Rozłączyłam się i stłumiłam wybuch radości. Przywołałam na twarz zbolały wyraz i bez większych problemów opuściłam szkołę. Justin stał przy samochodzie i uśmiechał się do mnie szeroko.
-Nie widzieliśmy się niecały miesiąc, a twój brzuch trochę… urósł – Bieber zrobił wielkie oczy i uśmiechnął się rozbawiony – Nawet bardzo trochę.
Przytulił mnie do siebie i pocałował przeciągle, po czym pomógł wsiąść do samochodu.
-Nareszcie jesteś – powiedziałam cicho, kiedy wyjeżdżaliśmy ze szkolnego parkingu.
-We własnej osobie – zamiast patrzeć na drogę, co chwilę zerkał na mnie, nie przestając się uśmiechać – Nawet nie wyobrażasz sobie jak mi ciebie brakowało, śliczna... – położył jedną rękę na mojej nodze.
Trochę obawiałam się tego, czy dojedziemy na miejsce w jednym kawałku, kiedy Jus prowadzi jedną ręką, przy tym nie poświęcając za dużo uwagi drodze, ale nic nie mówiłam. Wiedziałam, że jest dobrym kierowcą.
-Gdzie jedziemy? – zapytałam go w pewnym momencie.
-Hotel – spojrzał mi łobuzersko w oczy, a ja poczułam motyle w brzuchu.
-Na ile zostajesz?
-Na pewno do twojego porodu i potem tyle ile będę mógł.
Uśmiechnęłam się do niego. Miałam nadzieję, że będzie mógł jak najdłużej.
Nie widzieliśmy się miesiąc, ale ja też zauważyłam zmianę w jego wyglądzie.
Schudł i był stanowczo przepracowany… Martwiłam się o niego, ale nie chciałam nic na ten temat mówić, bo zawsze wynikały z tego kłótnie, a ja ostatnio nie byłam w nastroju do kłótni. Zaszła też w nim druga zmiana, którą zauważyłam dopiero kiedy dokładnie się mu przyjrzałam… Przestałam myśleć gdy poczułam, że muska palcami moje udo i przesuwać rękę nieznacznie w górę i w dół.
Dojechaliśmy pod hotel. Justin oficjalnie był jeszcze dzisiaj w trasie, dlatego za bardzo nie przejmował się paparazzi, ale pomimo wszystko jak najszybciej i jak najbardziej niezauważeni (na tyle, na ile niezauważona może przejść nastolatka podchodząca pod dziewiąty miesiąc ciąży i sławny piosenkarz, a więc… no, ‘bardzo’ niezauważeni) przemknęliśmy do pokoju hotelowego, który zarezerwował wszcześniej Justin. Na szczęście z dotarciem nie mięliśmy problemów, bo stanowcza większość osób, które mogłoby być nami jakoś szczególnie zainteresowane, było w tym czasie w szkole lub pracy.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jak tęskniłem – zamruczał Justin wpijając się w moje usta i kładąc obie ręce na moim brzuchu. Nagle poczułam skurcz i jęknęłam z bólu.
Bieber spojrzał na mnie przerażony.
Poczułam kolejny skurcz i z bólu aż się skuliłam przykucając.
-To chyba już – powiedziałam krzywiąc się z bólu i śmiejąc się na przemian.
-Jenn, czemu do cholery się śmiejesz? – zapytał zdenerwowany, ale też nie powstrzymał rozbawionego uśmiechu.
-Nie mam pojęcia – zaśmiałam się i po chwili krzyknęłam z bólu.
-Chodź, jedziemy – twarz Biebera znowu przybrała poważny wyraz.
Pomógł mi się podnieść i podtrzymywał mnie mocno w drodze do samochodu. Pomógł mi wsiąść i ruszyliśmy.
Jechał na pewno niezgodnie z przepisami, ale nie mogłam go za to winić. Szpital nie był daleko, ale też wcale nie tak blisko.
Co jakiś czas skurcz zginał mnie w pół i prawie nic naokoło do mnie nie docierało. Słyszałam, że Justin dzwoni do mojej mamy, a później do brata, ale nie słuchałam tego co mówi, bo za bardzo się denerwowałam porodem i powstrzymywałam chore wybuchy śmiechu. W sumie ta cała sytuacja bardzo mnie bawiła. Wszystko działo się tak szybko, że, kiedy było już po, nie mogłam sobie przypomnieć tego kiedy przyjechałam do szpitala, ani jak dałam radę tam dojść. Chwilę po nas, do szpitala przyjechała moja mama i brat. Zabolało mnie to, że ojciec nie raczył się zjawić…
-Czy ona rodzi? – zapytał Justin lekarza, żeby się upewnić, a ja w tym momencie krzyknęłam głośno.
-Tak. Strasznie szybko to nastąpiło. Nie czuła pani żadnych skurczów wcześniej?
-Żadnych – powiedziałam z zagryzając zęby z bólu.
-Będzie dobrze – Bieber położył swoją dłoń na mojej i splótł ze sobą nasze palce – Kocham cię, Jenny – powiedział patrząc mi w oczy.
Odpowiedź uniemożliwił mi kolejny cholernie mocny skurcz.


-Jenn, Justin? – do pokoju weszła Ann, poprzedzając swoje pojawienie się pukaniem – Dzwonił oficer policji i chce, żebyście zjawili się zaraz na posterunku.
Poczułam jakby przez kilka sekund zatrzymały się wszystkie moje akcje życiowe. Zachwiałam się wstając z łóżka.
Bieber spojrzał na mnie zaniepokojony, pomagając mi złapać spowrotem równowagę.
-Musisz pójść do lekarza – powiedział mi na ucho, kiedy szliśmy za rękę do samochodu.
Pokręciłam przecząco głową.
-To nie było pytanie – ścisnął mocniej moją dłoń.
Wsiedliśmy do samochodu, oznajmiając wcześniej wszystkim zainteresowanym członkonom rodziny, że oficer chciał widzieć się ze mną i z Justinem, nie z nimi i lepiej, żeby zostali w domu. Najtrudniej było to wytłumaczyć mamie, ale w końcu jakoś się nam udało. Nie chciałam, żeby z nami jechali.
-Denerwujesz się? – zapytał Justin przerywając ciszę.
Dopiero tera zauważyłam, że swoim zwyczajem trzyma jedną rękę na mojej nodze. Wszystko co się działo docierało do mnie z trudem, a może po prostu nie chciałam niczego do siebie dopuszczać…
-Żartujesz sobie? Cholernie się boję – odpowiedziałam słabym głosem.
-Będzie dobrze – obiecał Justin i krótko spojrzał mi w oczy. Było to na tyle długo, że zdołałam wyczytać z nich to samo przerażenie co u siebie.
-Obiecujesz? – zapytałam cicho, tłumiąc łzy napływające mi do oczu.
-Obiecuję – powiedział pewnym głosem.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce żadne z nas nie miało ochoty wysiadać.
W końcu Justin się podniósł i po dżentelmeńsku otworzył mi drzwi, żebym mogła wyjść. Robił tak zawsze, a ja nawet już nie zauważałam tych niektórych drobnych gestów, które zachwyciłyby niejedną dziewczynę.
-Ślicznie wyglądasz – powiedział mi szeptem do ucha, obejmując mnie od tyłu – Będzie dobrze. Nie bój się.
Jego bliskość dodał mi otuchy, ale i tak byłam przerażona jak jeszcze nigdy w życiu. Czy znaleźli Drew? Jeśli tak to martwego czy żywego? Poczułam jak z nerwów i dozgonnego przerażenia skręca mi się żołądek. Miałam ochotę wyrwać się Justinowi i uciec stąd jak najdalej. Powstrzymywał mnie tylko jego mocny uścisk. Weszliśmy na posterunek policji. Kiedy zobaczyłam oficera Hendersona miałam ochotę uciekać jeszcze bardziej niż kilka sekund temu. Mężczyzna nic nie powiedział tylko podał nam zgiętą na pół kartkę. Justin ją rozłożył i zaczął czytać, ale ja nie byłam w stanie, bo w oczach miałam pełno łez, a do tego kręciło mi się w głowie.
-Okup? – zapytał lekko zażenowany Justin, ale można było wyczuć w jego głosie swego rodzaju ulgę.
-Czy Drew żyje? – zapytałam wpatrując się w mojego męża.
Justin pogładził mnie po policzku i skinął potakująco głowę.
-Chcą za niego cholernie dużo kasy, ale to nic. Dobrze, że żyje. To jest najważniejsze.
Poczułam jak wszystkie najgorsze emocje ze mnie opadają. Wtuliłam się w Justina i wybuchłam głośnym szlochem.

Podali mi jakąś tabletkę na uspokojenie i teraz siedziałam z boku i przysłuchiwałam się rozmowie Biebsa z policjantem.
-Nie wiem jaki to wszystko ma sens, panie Bieber… - mówił zafrasowany Henderson – Kartka o okupie została wrzucona do mojej skrzynki na listy… Ktoś musiał wiedzieć, że zajmuję się pańską sprawą… Pozostaje również, choć myślę, że niewielka, możliwość, że to jakiś głupi żart zafundowany przez jakiegoś antyfana. Mówię niewielka, bo o tej sprawie się nie mówi; paparazzim nie udało się do niej dobrać. Bardzo się pan o to postarał i naprawdę stanowcze minimum wie o porwaniu pańskiego syna. Porywacz napisał tutaj, że najpierw chce dostać pieniądze, a później odsawi gdzieś dziecko i napisze nam w jakim miejscu… Panie Bieber, to wszystko nie ma sensu. Dlaczego wysłał kartkę mi - oficerowi?
Justin siedział wyprostowany i patrzył to na Hendersona, to na zapisaną kartkę.
-Również nie widzę w tym sensu… - powiedział po chwili wahania – 8 mln dolarów… - wypuścił z siebie powietrze – Oddałbym każde pieniądze za mojego syna, tylko chciałbym jeszcze wiedzieć czy na pewno go odzyskam… całego.
-Może nie powinienem mówić państwu o tej kartce, tylko najpierw wszcząć poszukiwanie…
-Nie, to nie prawda. Dobrze, że nam pan powiedział. Myślę, że ja i żona będziemy mogli chociaż minimalnie mniej bać się o nasze dziecko – Justin spojrzał na mnie, a ja spróbowałam się do niego uśmiechnąć.
Nagle przez drzwi wejściowe wbiegł zdyszany policjant.
-Mamy to dziecko! – krzyknął.
Zerwałam się z miejsca i nie patrząc na nikogo wybiegłam na zewnątrz. Zaczęłam rozglądać się naokoło i zobaczyłam Drewa prowadzącego przez drugiego policjanta. W moich oczach pojawiły się łzy, a na ustach ogromny, szczery uśmiech. Od chłopca dzielił mnie spory kawałek drogi, dlatego nie myśląc nad tym co robię, zrzuciłam z nóg szpilki i pobiegłam do niego boso. Kiedy do niego dobiegłam, porwałam go na ręce i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam.
-Drew, Drew – mówiłam płacząc, wtulając twarz w jego mięciutkie włosy.
-Mamuś, nie płać – powiedział głaszcząc mnie po głowie, co wzmogło jeszcze bardziej mój płacz.
Po chwili przybiegł do nas Justin, z rozbawieniem patrząc na moje porzucone szpilki. Przytulił mnie i Drewa i przez dłuższy czas staliśmy objęci.
-Może niech państwo wejdą do środka, bo ludzie zaczęli już robić zdjęcia – odezwał się jeden z policjantów.
W tym momencie nie obchodziło mnie to ani trochę, ale w końcu poszliśmy za mądrą sugestią policjanta.
Kiedy weszliśmy spowrotem na posterunek policji, przyjrzałam się mojemu synkowi. Wyglądał na zmęczonego i miał na policzku paskudne zadrapanie.
-Drew, kochanie, gdzie byłeś? Co się stało? – mówiłam płacząc i przytulając go do siebie bardzo mocno.
-Oń powiedział, zie nie mogię powiedzieć, bio wam cioś źjobi – powiedział z szeroko otwartymi i poważnymi oczami.
Łzy płynęły po moich policzkach strumieniami, a mój synek ocierał je delikatnie.
-Mamuś, nić mi nie jeśt – powiedział całując mnie w policzek.
-Jenny – Justin trochę siłą podniósł mnie z kucek i przytulił do siebie – Weź Drewa i jedź do domu, dobrze? – powiedział gładząc mnie po plecach – Pan Henderson przed chwilą obiecał mi, że przydzieli wam kogoś do odwozu.
Skinęłam posłusznie głową i łapiąc mojego synka za rękę poszłam za wysokim policjantem.
-To coraz bardziej nie ma sesnu – były to ostatnie słowa, które usłyszałam w tym budynku. Miałam nadzieję nigdy już nie będę musiała tam wracać.
Wsiedliśmy do policyjnego samochodu i ruszyliśmy w kierunku naszej posiadłości. Nie puszczając Drewa ani na chwilę zaczęłam myśleć o Justinie. Na tyle na ile byłam w stanie myśleć… Dużo bardziej zaangażował się w sprawę odnalezienia naszego syna niż ja, wiedział więcej. Ja byłam w takim stanie, że nie nadawałam się do niczego… Ale i tak nie rozumiałam dlaczego przestępca najpierw pisał list o okupie, a później oddał nam Drewa… W sumie to nie wiedziałam nawet jak znaleźli mojego synka… Zamierzałam się wszystkiego dowiedzieć, ale w swoim czasie. Teraz, moim największym marzeniem było znalezienie się w domu i upewnienie się, że znalezienie Drewa, nie jest tylko pięknym snem.

_____________________
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale przez ten czas moje życie przechodziło lekki rozpierdol... ;P Jakoś się ogarnęłam i już jest ok. Teraz postaram się pisać i trochę Wam wynagrodzić ten czas przez który musieliście czekać ;* Co sądzicie o tym rozdziale ?

18 komentarzy:

  1. Rozdział świetny jak zawsze :) Dobrze że Drew się znalazł :D Czekam na kolejne rozdziały na innych blogach xD

    OdpowiedzUsuń
  2. GENIALNYYYY !!!! Po prostu fantastyczny !!!! W ogóle świetnie piszesz :** Czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. cudownyyyyyyy...... chcę wiedzieć co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny rozdział. Jak dobrze że mały już jest w domu i jestem ciekawa kto go porwał.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak to dobrze, że Drew się znalazł ;) Bardzo jestem ciekawa następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten wątek z porodem wklejony w środek jest fenomenalny ! <3 Piszesz coś, na co sama bym nie wpadła, WYJĄTKOWE ! <33333
    our-mystery-our-secret.blogspot.com
    just-beautiful-moments.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. GENIALNY!!! Ach te ich scenki w łóżku ;d możesz je bardziej opisywac nie będziemy narzekać xd
    a jak coś to na przyszłość nie odmieniaj imienia DREW :P
    a co do notki to naprawdę udało Ci się mnie zaskoczyć tak dłuuugi i ciekawy nie mogłam nawet na sekundę oderwać oczu ;d czekam na nexta ;d SZYBKO!! :***

    @Gosiaaczekk

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest genialny, bardzo mi sie podoba, czekam już na następny :) Ale ten rozdział serio był zajebisty, nie wiem co powiedzieć... zabrakło mi słów, piszesz genialnie (nadłużywam tego słowa, ale inaczej sie tego opisać nie da)

    OdpowiedzUsuń
  9. jejku jak się cieszę, że dodałaś trochę długo czekałyśmy, ale było warto. tak samo jak inne dziewczyny cieszę się, że Drew się odnalazł. ;)
    czekam na więcej. ;-* pozdrawiam.
    i zapraszam do siebie : http://dooyouunterstand.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. .czytam ten blog od tygodnia ale dziś zarwałam większość nocy żeby go przeczytać . potem jeszcze czytałam w szkole i uważam że jest zajebisty .;D. tylko moim zdaniem Jenn powinna być z Mattem ...

    OdpowiedzUsuń
  11. CZY TY TO WIDZISZ ?!! TWÓJ BLOG MA PONAD ROK!! I ZOBACZ ILE WYŚWIETLEŃ!! ;D NAWET NIE ZAUWAŻYŁAM KIEDY MINĄŁ TEN ROK. JESTEM Z TOBĄ OD POCZĄTKU ;D xoxo

    @Gosiaaczekk

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny !! Kocham twojego bloga !!
    + zapraszam do mnie [ boyfriend-justin-bieber-story ]

    OdpowiedzUsuń
  13. eej... pisz szybciej, bo ja codziennie czekam i sprawdza, do I'm Drew dodałaś miesiąc temu, a tamten też czytam :)) Nie moge się doczekać co będzie dalej!!! :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Pokochałam tw bloga!!! Ta hist jest nsamowita! Całego bloga w jeden dzień przeczytałam. =) #loVe #loVe #loVe heh Czekam na nexxxxt. #TTYLXOX

    OdpowiedzUsuń
  15. Super rozdział czekam na nowy;)

    OdpowiedzUsuń
  16. dawaj nexta!!! #muchlove

    OdpowiedzUsuń
  17. błagam pisz następny ! kocham ten blog ! <3

    OdpowiedzUsuń